Mistrz karnawału - ebook
Mistrz karnawału - ebook
„Mistrz karnawału” to kolejny kryminał z Janem Fablem, czwarta powieść z sześciotomowego cyklu hamburskiego, który zamyka „Strach przed ciemną wodą”.
Jak wytropić mordercę, gdy nie wiadomo, czyja twarz kryje się za maską?
Karnawał w Kolonii. Miasto opanowuje chaos, stanowiący tło dramatycznych wydarzeń. Jan Fabel odkłada swoją decyzję o odejściu ze służby i postanawia pomóc kolońskiej policji w schwytaniu seryjnego mordercy kanibala.
Trzymająca w napięciu powieść kryminalna w otoczce magicznych wydarzeń z Karnawałowej Nocy Kobiet, która staje się punktem kulminacyjnym śledztwa!
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7881-347-7 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Karnawał to czas, kiedy porządek zostaje zastąpiony chaosem, kiedy wstrzemięźliwość Wielkiego Postu poprzedza zapamiętanie i oddawanie się przyjemnościom. Czas, kiedy świat staje na głowie. Kiedy ludzie, na kilka godzin, stają się kimś zupełnie innym.
Mistrzem karnawału jest Prinz Karneval, znany także jako Seine Tollität – Jego Szalona Mość. Prinz Karneval jest pilnowany przez Prinzengarde – swoją osobistą straż.
Słowo „karnawał” pochodzi z łacińskiego carne vale.
Pożegnanie mięsa.PROLOG Weiberfastnacht¹ – Karnawałowa Noc Kobiet Kolonia styczeń 1999
Szaleństwo. Gdziekolwiek spojrzała, panowało szaleństwo. Biegła przez tłum obłąkańców. Rozglądała się wokół, szukając jakiegoś azylu, miejsca, gdzie znalazłaby schronienie w gronie ludzi przy zdrowych zmysłach. Muzyka dudniła bezlitośnie, wypełniając noc przerażającą wesołością. Tłum gęstniał. Więcej ludzi, większe szaleństwo. Przeciskała się przez ludzką ciżbę. Uciekała od dwóch potężnych, czarnych iglic wyrastających w niebo z ogarniętej szałem ulicy. Uciekała od klauna.
Potknęła się na schodach. Minęła dworzec kolejowy. Przebiegła przez plac. Nie przystawała ani na chwilę. I wciąż otaczały ją wykrzykujące coś, śmiejące się w głos, oszalałe twarze.
Wpadła na zbitą grupkę ludzi stojących przed budką, w której sprzedawano currywurst i piwo. Były kanclerz Niemiec, Helmut Kohl, stał przyodziany w pieluchę wypchaną niemieckimi markami i śmiejąc się głośno, żartował z trzema Elvisami Presleyami. Średniowieczny rycerz usiłował wepchnąć sobie do ust hotdoga przez ciągle opadającą przyłbicę. Był też dinozaur. I kowboj. Ludwik XIV. Ale nie było klauna.
Rozejrzała się wokół. Za nią kłębiła się chmara ludzi. Nie było w niej klauna. Jeden z Elvisów chwiejnym krokiem ruszył w jej stronę. Zagrodził jej drogę i objął ramieniem w pasie. Stłumionym przez lateksową maskę głosem powiedział coś sprośnego. Odepchnęła go i wpadła na dinozaura.
– Jesteście nienormalni! – krzyknęła w stronę tłumu. – Wszyscy jesteście stuknięci! – Roześmiali się. Biegła przez część miasta, której nie znała. Nie znała tu też prawie nikogo. Ulice zwężały się, zaciskały wokół niej. Znalazła się na wąskiej brukowanej uliczce, pogrążonej w mroku i ściśle zabudowanej czteropiętrowymi budynkami z czarnymi otworami okien. Schroniła się w cieniu, próbując złapać oddech. Z odległego centrum miasta wciąż dobiegał zgiełk – szalona, wesoła muzyka przeplatana obłąkańczymi wrzaskami. Próbowała wyłowić z tego hałasu odgłos kroków. Nic. Stała w cieniu, wciśnięta plecami w solidną ścianę budynku.
Klauna wciąż nie było. Klauna z jej dziecięcych koszmarów. Zgubiła go.
Nie miała pojęcia, gdzie się znalazła – wszystko wyglądało tak samo. Wiedziała jednak, że musi iść jak najdalej od szalonych dźwięków miasta, od strzelających w niebo czarnych wież. Serce wciąż waliło jej jak młot, ale oddech już się uspokoił. Ruszyła ulicą, nie odrywając ciała od ściany budynku. Głośna muzyka i ludzki rechot przycichły, ale nagle ulicę rozświetlił blask żółtego światła. Ktoś otworzył drzwi. Błyskawicznie cofnęła się do cienia. Z budynku wyszło trzech troglodytów i tancerka flamenco. Dwóch neandertalczyków niosło skrzynkę piwa. Całe towarzystwo, zataczając się, ruszyło w kierunku pozostałych szaleńców. Zaczęła płakać. Szlochać. Nie było przed tym ucieczki.
Na końcu ulicy dostrzegła kościół. Wielki gmach wciśnięty w brukowany plac. Romańska budowla zapewne górowała w przeszłości nad otaczającymi ją polami i ogrodami. Ale w ciągu kolejnych stuleci miasto zbliżyło się do niej i teraz stała otoczona ciasnym wianuszkiem domów, jak biskup otoczony przez żebraków. Do kościelnego muru przylegała plebania. Po drugiej stronie niewielkiego placu znajdował się bar. Tego jednak wolała uniknąć. Poszuka schronienia w domu parafialnym. Ruszyła w jego kierunku, kiedy nagle zaskoczył ją widok małej, słabowitej, wystraszonej zjawy w ciemnym oknie wystawowym sklepu mięsnego. To było jej własne odbicie zawieszone pomiędzy wyciętymi z kartonu gwiazdkami z promocyjnymi cenami na wołowinę i wieprzowinę.
Dotarła do narożnika kościoła. Wyglądał mrocznie i ascetycznie na tle nieba. Nacisnęła ciężką żelazną klamkę i naparła na drzwi, ale nie ustąpiły. Poszła w kierunku domu parafialnego.
Stanął jej na drodze, wyłaniając się zza kościoła, gdzie czekał na nią w ukryciu. W bladym świetle ulicznej latarni jego twarz była niebiesko-biała, a wymalowany na niej uśmiech – szkarłatny. Z łysiny na czubku głowy spływały po bokach pasma zielonych włosów. Chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. Spojrzała mu w oczy – zimne i nieruchome pod komicznymi łukami wymalowanych na czarno brwi. Nie mogła się poruszyć. Nie mogła krzyczeć. Nie znajdywała w sobie dość sił, żeby się uwolnić i uciec. Dłoń w jasnoniebieskiej filcowej rękawiczce zacisnęła się na jej gardle. Popchnął ją w cień i przyparł do muru kościoła. Uniósł ją, tak że stała teraz na palcach. Jednym ruchem wolnej ręki wyjął z kieszeni płaszcza krawat i ciasno obwiązał go wokół jej szyi.
Wreszcie się szarpnęła. Krawat wrzynał się w skórę, zgniatał naczynia krwionośne, blokował tchawicę. Płucom zaczynało brakować powietrza. Zakręciło jej się w głowie. Pociemniało przed oczami. Kiedy zacisnął pętlę mocniej, widziała już tylko jego twarz.
Groteskową twarz klauna.Pamiętnik klauna Pierwszy wpis – 11 listopada, godzina 11:11²
JEST JEDENAŚCIE MINUT PO JEDENASTEJ JEDENASTY DZIEŃ JEDENASTEGO MIESIĄCA ZNOWU SIĘ OBUDZIŁEM OBUDZIŁEM jestem znowu KLAUNEM i obudziłem się JEŚLI PRAGNĄ CHAOSU BĘDĄ GO MIELI jestem tym kim jestem krowy jedzą tylko trawę misie koala jedzą tylko liście eukaliptusa pandy jedzą tylko bambusa krowy jedzą tylko trawę misie koala jedzą tylko liście eukaliptusa pandy jedzą tylko bambusa ja jem tylko ludzi i jestem tym czym jestem i jem tylko to co jem jem tylko ludzi wkleiłem do tego pamiętnika kilka zdjęć żeby pamiętać piękny widok mięsa krojenia mięsa gotowania mięsa jedzenia mięsa myśli tyle różnych myśli gryźć jeść jeść zabić jeść dzisiaj jestem znowu KLAUNEM obudziłem się znowu to dziwne obudzić się po tak długim czasie zabiłem dziwkę i potem ją zjadłem nie zerżnąłem jej nigdy nie pieprzy nie baw się jedzeniem one chcą żebyś je pieprzył a nie zjadał po prostu zabij i zjedz dziwkę one wszystkie są dziwkami dziwkami dziwkami skoro się obudziłem to znaczy że KARNAWAŁ jest blisko wkrótce KARNAWAŁ cielesny jatka mięsożerny PRAGNĄ CHAOSU BĘDĄ GO MIELI jestem KARNAWAŁOWYM KLAUNEM ale nikt się nie śmieje każdy się boi boi kiedy maluję twarz maluję swój uśmiech szeroki uśmiech widzą uśmiech szeroki piękny uśmiech klauna i zęby mój uśmiech ich parzy są bezradni i czekają aż zostaną zjedzeni nikt się nie śmieje z KLAUNA obserwuję ich potem śledzę potem znajduję kryjówkę kryję się przed nimi potem wyskakuję i widzą mnie i krzyczą ale nie śmieją się potem je duszę potem kroję i zjadam i staję się silny taki silny im jestem silniejszy tym dłużej mogę nie spać będę znowu zabijał znowu zjadał przybierał maskę klauna kiedy widzą twarz klauna nie mogą uciekać ani poruszyć się tak się boją są bezradni ponieważ uśmiech klauna uśmiech klauna jest potężny a oni są niczym STAJĄ SIĘ MOIM POŻYWIENIEM nie wiem ile mam lat jestem stary starszy czuję jakbym żył tylko jeden dzień albo setki lat żyję i jem od tak dawna ale te długie przerwy na sen pamiętam ostatnią ostatni posiłek karnawał już blisko jestem tego pewny czuję że nadchodzi tak jak się czuje mięso gotowane gdzieś w oddali zapach dochodzi z powiewem wiatru czujesz go przez jedną sekundę ale to wystarczy żebyś poczuł się głodny czuję zbliżający się KARNAWAŁ spałem tak długo teraz się obudziłem i jestem klaunem TERAZ NIE BĘDĘ JUŻ NIGDY SPAŁ I KARNAWAŁ BĘDZIE KAŻDEGO DNIA zawsze już będę klaunem zawsze będę czuł że jestem prawdziwy nie będę już patrzył na siebie jak na kogoś obcego spałem tak długo i głęboko i z dala od świata ale teraz obudziłem się myślę jaśniej teraz panuję nad wszystkim to mój czas ten drugi już mną nie rządzi ten drugi próbuje zaprzeczać mojemu istnieniu udaje że ja nie istnieję i czasem wydaje mi się że nie istnieję ale ja istnieję i mam zęby dlaczego inni myślą że to co robię jest odrażające że ja jestem odrażający jestem KLAUNEM mam ciało z żelaza i jem mięso mam zęby i język i wnętrzności i umrę jeśli nie będę jadł każdy musi jeść żeby przeżyć a niektórzy mogą jeść tylko jeden rodzaj pożywienia krowy jedzą tylko trawę misie koala jedzą tylko liście eukaliptusa pandy jedzą tylko bambusa a ja jem tylko ludzi to takie proste gdybym nie jadł mięsa innych osłabłbym i umarł jestem KLAUNEM i muszę być silny
wkrótce przyjdzie czas kiedy namaluję sobie TWARZ KLAUNA przyniosę im chaos spałem tak długo
i jestem GŁODNY