Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mój przyjaciel mrok - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
21 stycznia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Mój przyjaciel mrok - ebook

Mieszkańcy The Hollows, miasteczka na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, wiodą spokojne życie. Rytm dnia jest tam niezmienny od lat, nie ma mowy o anonimowości, wszyscy znają wszystkich. Oaza spokoju jest miejscem życia m.in. pisarki Bethany Graves, która z Nowego Jorku wróciła w rodzinne strony ze swoją zbuntowaną córką Willow, tajemniczej Eloise Montgomery, dyrektora szkoły Henry’ego Ivy, przykładnej rodziny Carrów czy emerytowanego policjanta Jonesa Coopera, znanego z pierwszego tomu cyklu (Kruche więzi).

Losy dawnych i nowych mieszkańców splatają się nieprzypadkowo. Jak pojawienie się dawnego mieszkańca The Hollows, speleologa Michaela Holta, wpłynie na życie w miasteczku? Nierozwikłana zagadka z przeszłości, jaką było zniknięcie matki Holta, kładzie się cieniem na historii sielskiego miasteczka. Duchy przeszłości zdają się zalegać pod liśćmi owianego tajemnicą lasu, miejska legenda o dawnych kopalniach tylko czeka na przebudzenie, by okazało się, ile jest w niej prawdy.

By mogła ożyć, trzeba by dać wiarę słowom piętnastolatki Willow Graves, w której opowieściach prawda często miesza się z fikcją. Kto jej uwierzy i co z tego wyniknie? Jedno jest pewne: o Hollows już nikt nie powie, że to nudna mieścina…

 

Ta jedna książka sprawia, że pędzisz do ostatniej strony, tylko po to, byś żałował, że ten wyścig się skończył

Michael Connelly

Pięknem tej niekonwencjonalnej powieści kryminalnej jest to, że skupia się nie na wątku kryminalnym, ale na mroku, który w nas tkwi.

„Family Circle Magazine”

Zanim historie wszystkich postaci połączą się i przerażająca prawda wyjdzie na jaw, czytelnik jest w stanie zarwać noc, by doczytać książkę do końca

„Parkersburg News and Sentinel”

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-1690-3
Rozmiar pliku: 672 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Klęska nie była uczuciem, ale posmakiem w ustach, bólem karku. Gorączkowo szumiała mu w głowie.

W spiętym, sztucznym uśmiechu żony, kiedy wracał do domu pod koniec dnia, widział odbicie porażki.

Czuł jej zimny, zaborczy uścisk. Żona nie zdawała sobie sprawy z najgorszego. Nikt sobie nie zdawał.

Jednak chyba wyczuwali zapach końca. Jakby zionął wódą.

Ruch na autostradzie przypominał wymowę jąkały. Oddychając głęboko, próbował uwolnić się od poczucia uwięzienia, aż zbyt dobrze znanego ucisku frustracji. Powiódł wzrokiem po innych pasażerach, zdziwiony, że żaden nie zaczyna krzyczeć albo tłuc pięścią w tablicę rozdzielczą. Jak oni to znosili dzień po dniu? Wypruwali flaki w bezsensownej pracy, która napełniała kieszenie komu innemu. Potem tkwili w niekończącym się korku, by wrócić do domu, do nieustającej litanii potrzeb. Dlaczego? Czemu tak dużo ludzi żyło w ten sposób?

„W ten weekend nadarza się ostatnia okazja, by upolować najniższe ceny w Ed’s Automart. Nie macie pracy, zdolności kredytowej, niczego nie możecie zastawić? Żaden problem. Pomożemy!”.

Kevin Carr wyłączył radio, ucinając schizofreniczne ujadanie krytyki i żądań. „Jedz to. Kup tamto. Musisz schudnąć? Wybielić zęby? Podwójny cheeseburger z bekonem. Prywatny trener. Aukcja w postępowaniu egzekucyjnym w niedzielę”. Ale cisza, jaka zapadła, była jeszcze gorsza, ponieważ teraz słyszał tylko własne myśli, podejrzanie podobne do jazgotu radia, tyle że nie było wyłącznika.

Otaczający go ludzie w autach – niektórzy złożyli się z innymi na wspólną podróż, ale większość stanowili tacy jak on samotni kierowcy – mocno ściskali kierownice i patrzyli przed siebie. Nikt chyba nie wyglądał na szczęśliwego. Ludzie ci nie śpiewali przy akompaniamencie radia, nie uśmiechali się do siebie. Wielu mówiło, gestykulując tak, jakby ktoś siedział obok. Ale przecież byli sami. Czy ci ludzie naprawdę mieli poszarzałe, gniewne twarze? Sprawiali wrażenie chorych, niezadowolonych? Czy może tylko tak mu się wydawało? Czyżby w otaczającym świecie widział portret własnego życia wewnętrznego?

Bez kierunkowskazu szybko skręcił na prawy pas, zajeżdżając drogę dupkowi w nowym modelu BMW. Tamten nacisnął hamulec i zatrąbił. Kevin zobaczył w lusterku, jak kierowca pokazuje mu palec i wydziera się, choć musiał wiedzieć, że nikt go nie słyszy. Kevin poczuł przypływ złośliwej radości. Po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnął.

Zadzwonił telefon. Nacisnął przycisk na kierownicy, chociaż nie lubił odbierać telefonów, kiedy nie widział na ekranie, kto dzwonił. Żonglował tyloma piłeczkami, że z trudem za tym nadążał.

– Kevin Carr – powiedział.

– Hej. – To Paula. – Wracasz do domu?

– Zbliżam się do zjazdu – odparł.

– Mała potrzebuje pieluszek. Cameron jest trochę ciepły. Mógłbyś kupić motrin?

– Jasne. Coś jeszcze?

– To chyba wszystko. Dziś udało mi się dotelepać do sklepu. – W tle słyszał szum wody, podzwanianie naczyń w zlewie. – Dasz wiarę: obyło się bez katastrofy. Cammy był bardzo grzeczny. Ale zapomniałam o pieluchach.

Bez trudu mógł sobie ich wyobrazić. Claire siedzi w nosidełku umieszczonym na wózku zakupowym, Cameron sunie za Paulą, ściągając rzeczy z półek i pajacując. Paula zawsze była opanowana, uczesana, w makijażu. Nie tak jak inne matki, które widywał, gdy podrzucał Camerona do szkoły – z podkrążonymi oczami, plamami na bluzkach, z potarganymi włosami. On by na to nie pozwolił.

– Następnym razem zrób listę – powiedział.

W ciszy, jaka zapadła, usłyszał zawodzenie małej. Ten odgłos, świdrujący krzyk, który przejdzie we wrzask, jeśli ktoś nie domyśli się, czego chciała, przyprawiał go o ciarki. Był zarazem oskarżeniem, orzeczeniem winy i wyrokiem.

– Jasne, Kevin – powiedziała Paula. Radosny ton całkowicie zniknął z jej głosu. – Dzięki za radę.

– Nie chciałem…

Ale już się rozłączyła.

W sklepie Elton John oznajmiał, że w kosmosie człowiek czuje się samotnie. Elton śpiewał o tym, że nie jest tym, za kogo biorą go w domu. Kevin aż zbyt dobrze wiedział, co ma na myśli. Chodził między ogromnymi półkami. Wprost uginały się pod jaskrawo opakowanymi przetworzonymi obietnicami – niska zawartość tłuszczu, bez węglowodanów, bez cukru, bez cholesterolu, superodchudzające, kup jedną, drugą dostaniesz gratis, same naturalne składniki. W dziale dla dzieci wszystko przybrało różowe, niebieskie i żółte barwy, pojawiły się kaczuszki i żabki, Odkrywczyni Dora, Elmo. Kevin rozglądał się za zielono-brązowym opakowaniem pieluszek, w które Paula lubiła przewijać małą – organiczne, ulegające biodegradacji. Uważał, że cały ten organiczny cyrk jest szczytem wszystkiego. Od czasów rewolucji przemysłowej korporacje gwałciły i plądrowały środowisko naturalne – wywalały zanieczyszczenia w powietrze i do wody, wycinały lasy tropikalne, zatruwały ziemię. Teraz, ni stąd, ni zowąd, jednostka mogła ocalić planetę, płacąc podwójnie za „zielone” produkty i tym samym powiększając zyski tych samych firm, które ponoszą odpowiedzialność za globalne ocieplenie, niemal całkowite wyczerpanie zasobów naturalnych, nie mówiąc już o otyłości i związanych z nią chorobach. To go dobijało, naprawdę.

Przy lśniących kasach wolna była młoda, ładna dziewczyna; wertowała brukowiec o życiu gwiazd. Jak się nazywała? Bez okularów nie potrafił przeczytać imienia na tabliczce. Tracie? Trixie? Trudie?

– Hej, panie Carr. Wcześniej widziałam pana żonę i dzieci. – Przesunęła zakupy przez czytnik. Pieluszki: 12,99 dolara. Motrin: 8,49. Widok dwudziestoletnich cycków: bezcenny. Nie potrzebował okularów, żeby je zobaczyć.

Paula karmiła piersią Camerona do drugiego roku życia, aż zorientowali się, że znów jest w ciąży. Teraz karmiła Claire już osiemnasty miesiąc (chociaż obiecała, że odstawi ją po roku). Oboje zaczęli postrzegać piersi Pauli jako coś użytecznego, kiedy tak wyskakiwały z koszuli, gdy tylko Claire zaczynała marudzić. Koronkowe push-upy i jedwabne staniki poszły precz. Teraz, jeśli Paula w ogóle nosiła biustonosze, miały odpinaną miseczkę, żeby mała mogła ssać. TracieTrixieTrudie nosiła pewnie coś różowego i ślicznego, miała piersi jak brzoskwinie, żaden niemowlak nie wysysał z niej jeszcze seksapilu.

– Szczęściarz z pana – powiedziała kasjerka. – Ma pan piękną rodzinę.

– To prawda. – Zajrzał do portfela. Jak zwykle nie miał przy sobie gotówki. Przyglądał się siedmiu wielobarwnym kartom kredytowym, które patrzyły na niego szyderczo z przegródek. Nie mógł sobie przypomnieć, na której nie zrobił jeszcze debetu. – To prawdziwe błogosławieństwo.

Z uśmiechem przesunął kartę Platinum Visa i wstrzymał oddech, dopóki na elektronicznym czytniku nie pojawiła się rubryka na podpis.

Kevin zdawał sobie sprawę, co widziała w nim ta dziewczyna, dlaczego tak słodko się uśmiechała. Widziała zegarek Breitling, garnitur od Armaniego, obrączkę ślubną z diamentami. Łączny koszt tego, co miał na sobie, przewyższał jej półroczną pensję. Kiedy na niego patrzyła, widziała pieniądze, nie zaś rosnący, niekontrolowany dług, symbolizowany przez zakupy. Tylko to widzieli ludzie: połyskliwe pozory. To, co znajdowało się w głębi, to, co było prawdziwe, nie miało znaczenia.

– Czy pamiętał pan o torbie wielokrotnego użytku? – Posłała mu kolejny promienny uśmiech i pogroziła palcem w udanym upomnieniu.

– Nie – przyznał. Wchodząc w grę, udał skruchę. – Ale to nic. Nie potrzebuję jej. – Sięgnął po dwa zakupione towary i ruszył do wyjścia.

– Właśnie uratował pan drzewo, panie Carr! – zawołała za nim kasjerka. – Brawo!

Wobec jej kipiącej młodzieńczości poczuł się jak stulatek. Właśnie w chwili gdy wychodził spod zadaszenia, zaczęło mocno padać. Do samochodu wsiadał przemoczony. Zakupy cisnął na sąsiednie siedzenie. Potem, przejrzawszy się w lusterku, przygładził palcami ciemne włosy. Z leżącej z tyłu torby na siłownię wyjął ręcznik, wytarł marynarkę i skórzaną tapicerkę wokół siebie.

Po włączeniu silnika zaczął drżeć. Wcale nie było zimno. Po prostu poczuł znajomy chłód rozchodzący się po całym ciele. Przez chwilę siedział z pustką w głowie. Potrzebował minuty spokoju, nim na powrót przywdzieje maskę. Już miał wyjechać z parkingu i ruszyć do domu, kiedy nagle zachciało mu się sięgnąć pod fotel pasażera i wyjąć niedużą czarną torbę. Chciał tylko sprawdzić, zobaczyć go.

Torba leżała tam od czasu ich podróży na Florydę, kiedy zabrali dzieci w lecie do Disneylandu. Park rozrywki, hotel i jedzenie kosztowały go ponad trzy tysiące dolarów. Całe przedsięwzięcie było parodią normalności. Niekończąca się podróż na południe składała się z fruwających krakersów w kształcie złotych rybek, kartonów z sokiem, obłąkańczych ścieżek dźwiękowych z płyt DVD puszczanych przez Camerona, nieustannego płaczu i marudzenia Claire. Dni spędzali w parku rozrywki, gdzie Cameron świetnie się bawił. Claire była jednak za mała; z powodu upału i tłumów łażących z rozdziawionymi gębami bezustannie narzekała, doprowadzając go niemal do szału. Przylepił uśmiech na twarz i udawał, że wcale nie czuje się tak, jakby głowa miała mu eksplodować. Kiedy poznał Paulę, była młoda, gorąca, bystra, pełna życia. Teraz, jako mama w Disneylandzie, była o dwa rozmiary większa niż wtedy, gdy się poznali. Kiedy jej tak przytyły nogi? Właśnie podczas tego wyjazdu zrozumiał, że musi pryskać. Nie mógł żyć w ten sposób. Oczywiście rozwód nie wchodził w grę. Co za banał.

Pewnej nocy wyszedł po pizzę i wstąpił do jednego z licznych sklepów z bronią, które wcześniej mijał.

– To najpopularniejsza broń ręczna w Ameryce – powiedział sprzedawca. – Glock 17 może wystrzelić siedemnaście nabojów typu Luger kalibru dziewięć milimetrów. Jest superlekki, idealny do domu. Mam nadzieję, że nigdy nie będzie pan musiał go używać, ale nawet jeśli nie jest pan obyty z bronią palną, zdoła pan tym obronić rodzinę.

Dwudziestoletni sprzedawca, który przejawiał niezdrowy entuzjazm do swojej pracy, sprzedał mu też pudełko nabojów. Kevinowi nie mieściło się w głowie, że może wyjść ze sklepu z pistoletem, nabojami i małą płócienną torbą. Na parkingu schował wszystko pod siedzenie pasażera. Tam broń leżała przez blisko pół roku. Paula nigdy nie jeździła tym wozem. Nawet w weekendy brała mercedesa, bo tam miała foteliki, torby na pieluchy i rozmaite dziecięce akcesoria – chodziki, kubeczki, chusteczki higieniczne. Ktoś mógłby pomyśleć, że Paula wybiera się dokądś na cały miesiąc.

Teraz rozpiął suwak torby, wyjął pudełko z twardego plastiku, otworzył. W bursztynowym świetle, sączącym się do samochodu z latarni na parkingu, obejrzał płaski czarny pistolet w pudełku, zgrabne kontury, wygodną kolbę. Słyszał bębnienie deszczu o dach, przytłumiony głos kobiety, która rozmawiała przez telefon, idąc do samochodu. „Nie mogę uwierzyć, że to powiedział!”. Jej słowa niosły się echem. „Co za dupek!”.

Widok pistoletu dodał mu otuchy. Poczuł, jak ramiona mu się rozluźniają, łatwiej mu się oddycha. Część straszliwego napięcia, dźwiganego przez cały dzień, ustępowała. Sam nie wiedział dlaczego. Nawet gdyby ktoś go zapytał, nie potrafiłby wytłumaczyć, czemu na widok tej broni spływało na niego uczucie błogosławionej ulgi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: