Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Moje muzy, moje życie bez retuszu i tajemnic.. - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 października 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Moje muzy, moje życie bez retuszu i tajemnic.. - ebook

 

 

Artysta, fotografik, malarz i showman Sebasstian Skalski nazywa się: „ALMODÓVAREM FOTOGRAFII” bo słynie ze zdjęć kobiet. Podobnie jak hiszpański reżyser Pedro Almodóvar, potrafi wydobyć z portretowanych kobiet piękno, erotyzm i tragizm. Kobietom poświęcił najwięcej swoich wystaw, książek, albumów, piosenek i płyt.

Moje muzy, moje życie bez retuszu i tajemnic… to książka wyjątkowa, szczera, pełna niezwykłych fotografii, prawdziwych historii i anegdot. To opowieść o artyście, którego dzieła fascynują i szokują jak i ich autor. Przede wszystkim jest to książka o relacjach mistrza z muzami… wyjątkowymi, popularnymi i legendarnymi kobietami XXI wieku ukazanymi bez retuszu i tajemnic…! 

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7945-496-9
Rozmiar pliku: 35 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Sebasstian Skalski – artysta, fotografik, malarz, autor tekstów piosenek, showman, twórca kultury polskiej nazywany jest ALMODÓVAREM FOTOGRAFII, bo słynie ze zdjęć kobiet... Podobnie jak hiszpański reżyser Pedro Almodóvar wydobywa z portretowanych kobiet piękno, erotyzm i tragizm. Kobietom poświęcił najwięcej swoich wystaw, książek, albumów, piosenek i płyt. Aktorka Gabriela Kownacka po sesji fotograficznej z Sebasstianem powiedziała: Ten fotografik jest jak lekarz, dociera do najgłębszych tajemnic…

Sebasstian Skalski zna swoją wartość. Żyje jak chce, gdzie chce i z kim chce. Świadomie realizuje swoje marzenia i pragnienia, ale również dzieli się swoją energią i pasjami z innymi, bo ma świadomość, że nigdy nie jest za późno ani na miłość, ani na wymarzoną pracę czy realizację życiowych pasji. Do siebie i do życia podchodzi na luzie i ze zdrowym dystansem. Świętując czterdzieste urodziny, zakończył – jak twierdzi – pierwsze życie… Wraca w wielkim stylu!

„Moje muzy, moje życie… bez retuszu i tajemnic”

To książka wyjątkowa, ponadczasowa, bezkompromisowa, szczera, pełna niezwykłych fotografii (dużo opublikowanych jest po raz pierwszy i ostatni), prawdziwych historii i anegdot. To opowieść o niezwykłym człowieku i artyście, którego dzieła fascynują i szokują tak jak ich autor. Ale przede wszystkim jest to książka o relacjach międzyludzkich, relacjach mistrza z Muzami… wyjątkowymi, popularnymi i legendarnymi kobietami XXI wieku, ukazanych bez retuszu i tajemnic…! To symboliczne podsumowanie 25-letniej pracy artystycznej Sebasstiana. To nie tylko książka o nim, ale również o ludziach, których fotografuje, o sytuacjach, które przeżył. Zdradza małe i duże sekrety. Opisuje także swoje przygody z piosenką, teatrem, ze sceną.

„Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt, bo tego nie wiesz nawet sama ty…”.

Słowa poety Jonasza Kofty można odnieść do każdej przedstawicielki płci pięknej. Sebasstian Skalski na przekór niewiedzy, o której mówi poeta, poprzez fotografie, obrazy i anegdoty próbuje dotknąć i przybliżyć tajemniczą osobowość kobiet. W każdej portretowanej kobiecie dostrzega to „coś”, co trudno od razu nazwać, zdefiniować, zrozumieć… Przez ponad 25 lat sfotografował i namalował kobiety ważne, utalentowane, wyjątkowe... osobowości telewizji, sceny, filmu, teatru, sztuki, biznesu, ale również osoby prywatne, z których wydobył piękno i magię. Nie sportretował nigdy osoby, której nie lubi, nie czuje.

Prestiż i popularność w dziedzinie fotografii przyniósł Skalskiemu pierwszy autorski album „Apetyt na kobiety – 100 wyjątkowych kobiet XXI wieku” z 2002 roku oraz jego edycja limitowana z 2011 roku, która umocniła pozycję autora jako artysty i fotografika nie tylko w Polsce, ale i za granicą.

Dlaczego kobiety?

Kobiety w dużym stopniu kształtowy jego spojrzenie i wrażliwość jako człowieka i artysty na całe życie. Pierwsza była i jest jego mama Jadwiga Skalska. Dwadzieścia lat temu, jeszcze w rodzinnej Łodzi sportretował pierwszą gwiazdę Muzę, Anję Orthodox z zespołu Closterkeller. Następnie już w Warszawie pozowały mu m.in. Izabela Trojanowska, Gabriela Kownacka, Justyna Steczkowska (w Sopocie), Renata Przemyk (w Krakowie), Jolanta Kwaśniewska czy malarka i pisarka Hanna Bakuła, która we wstępie do książki o Skalskim „Almodóvar fotografii…” z 2007 roku napisała: Portret to wielka sztuka, o której stanowi wrażliwość, zmysł obserwacji i talent artysty. Uwielbiam pozować Sebasstianowi Skalskiemu. Trwa to dziesięć minut, bo ja nie znoszę pozować… malują mnie, przychodzę na plan, pstryk, pstyk i mamy piękne portrety. W swoim stylu dodaje: Jak twórczy Sebasstian się uprze na jakąś koncepcję to nie ma mowy, on by sfotografował… papieża w majtkach!

Znaczą część książki fotografik poświęcił swojej czołowej Muzie i mentorce… aktorce i pieśniarce Ewie Błaszczyk, którą poznał w 1999 roku. Był i jest obecny prywatnie i zawodowo przy sukcesach i tragediach tej wyjątkowej kobiety i artystki. Ewa Błaszczyk tak mówi o ich współpracy i przyjaźni: Z Sebasstianem spotkałam się w 1999 roku i właściwie od tamtej pory się nie rozstajemy. Sebasstian to oczywiście fotograf i zdjęć zrobiliśmy razem całe mnóstwo... Zaangażowanie Sebasstiana jest jednak daleko wykraczające poza fotografię, jest czynny, czuły, obecny, organizuje, pomaga, interesuje się. Jest – jest przyjacielem.

Legenda polskiego kina Beata Tyszkiewicz dodaje: Miałam okazję być przez Sebasstiana fotografowana. To była wielka przyjemność i rezultatem są piękne zdjęcia. Jestem szczęśliwa, że los nas zetknął. Śpiewaczka operowa i jurorka programu „Twoja twarz brzmi znajomo” Małgorzata Walewska we wstępnie do albumu „Apetyt na kobiety” napisała: Skalski jest kobietą! Zna dobrze nasze słabości i kompleksy. Sprytnie wykorzystuje spontaniczność i nie zapomina, że ma do czynienia z modelem, z artystą, z kobietą. Wielbiciel kobiecego piękna i męska Muza Skalskiego, piosenkarz i poeta, Stan Borys tak puentuje twórczość Sebasstiana w wywiadzie dla TV: Przede wszystkim ma fajne spojrzenie na człowieka, na jego twarz, sylwetkę, wydobywa to, co jest najciekawsze w człowieku, wydobywa jego wnętrze i za to ja jestem mu wdzięczny i jemu dziękuję.

Tajemnice, sekrety, charyzma i show!

W książce „Moje muzy, moje życie bez retuszu i tajemnic” Sebasstian Skalski odkrywa nieznane powszechnie twarze swoich Muz, ale również swoją nieznaną twarz – twarz intuicyjnego psychologa, znawcy znaków zodiaków, wizjonera, coacha i showmana. Jest człowiekiem orkiestrą, co jest zrozumiałe, gdy mamy do czynienia z człowiekiem niebanalnym i charyzmatycznym… Był założycielem i szefem oficjalnego Fan Clubu Kory i zespołu Maanam „Derwisz”. Jest autorem tekstów piosenek, kilku spektakli muzycznych i płyt. Wcielił się w postać… Violetty Villas w stworzonym przez siebie musicalu o piosenkarce, wyreżyserował dwa spektakle muzyczne inspirowane filmami i osobą hiszpańskiego reżysera Pedro Almodóvara… Największymi jego pasjami oprócz fotografii i sztuki pop-art są muzyka, śpiew, estrada, dlatego… stworzył swoją pierwszą autorską płytę i widowisko estradowe pod wspólnym tytułem „Życie Bosskie Jest!”.

Jak twierdzi, fotografia to obraz i emocja, a poprzez tekst, śpiew, muzykę, światło, scenę ma możliwość przekazania ludziom żywych i ulotnych emocji, które fotografia czy obrazy zatrzymują i utrwalają na zawsze. Jak widać, dla Sebasstiana Skalskiego nie ma rzeczy niemożliwych…

Książka „Moje Muzy, moje życie bez retuszu i tajemnic” to idealny pretekst do spotkań autorskich w Polsce i za granicą. Sebasstian w towarzystwie Muz zaprasza na artystyczne spotkania autorskie pełne pasji i humoru, bo taki jest zarówno sam artysta, jak i jego niezwykłe Muzy. Czy tak, jak na swoich fotografiach na żywo wydobędzie z kobiet ich moc i piękno…?

„Almodóvar fotografii” kryje w sobie wiele talentów, a może i tajemnic...

Czy wszystkie odkryje w tej książce? Wszak ma zasadę:

ZAWSZE MÓWI O LUDZIACH DOBRZE ALBO… WCALE!

Zapraszamy do jego świata,

wówczas być może poznamy odpowiedź…!

Sebasstian Skalski (16.10.1974, Waga). Artysta o niezwykłej osobowości i wielu talentach: fotografik, malarz, autor tekstów piosenek, showman – twórca kultury polskiej. Członek: American Photographic Club of New York. Od 25 lat łączy w swoich pracach: fotografie, malarstwo i grafikę, nawiązując do nurtu POP ART. Portretuje osobowości: filmu, teatru, muzyki, estrady, sztuki, biznesu, mediów, jak również osoby zafascynowane jego portretami, które zamawiają prywatne portrety.

Ma na koncie liczne autorskie wystawy, albumy, książki, jak m.in.: „100 Polaków-1 Polska”, „Tam, gdzie nie widać oczu – portrety Ewy Błaszczyk”, „Matki Dzieciom”, „Almodóvar Fotografii…”, „Mam jedno oko zielone…”, „Herbaciany zapach róż – bajki dla dzieci dużych i małych”, dwóch edycji: „Apetyt na kobiety”, w którym zaprezentował 100 najoryginalniejszych i najpopularniejszych kobiet w Polsce, zdobywając wielką popularność w kraju i za granicą. Jego prace można było oglądać w m.in. w Domu Artysty Plastyka w Warszawie, Konsulacie Polskim w Nowym Jorku, Łódzkim Towarzystwie Fotograficznym, Muzeum Spółdzielczości w Warszawie, na festiwalu „Łódź Miastem Kobiet”, na VIII Kongresie Kobiet w Warszawie czy na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Tworzy obrazy, grafiki, meble i oryginalne detale oraz wystrój wnętrz i scenografie. Jego prace znajdują się w prywatnych zbiorach w Polsce, Nowym Jorku, Hiszpanii, Anglii, Holandii i w Berlinie.

Sebasstian Skalski jest również wokalistą, konferansjerem, autorem tekstów piosenek, kompozytorem. Wyreżyserował i jest autorem scenariuszy do spektakli muzycznych, widowisk estradowych i płyt: „Cafe Tęsknota”, „Umiłowania”, „Piosenki Almodóvara”, „Komeda-Księżycowy Chłopiec”, „Sny i marzenia Violetty Villas”. Po latach przygotowań nagrał swoją pierwszą autorską płytę i wyreżyserował widowisko estradowe pod wspólnym tytułem „Życie Bosskie Jest!”, premiera w 2017 roku.

Poprzez autorskie działania artystyczne wspiera Fundację Ewy Błaszczyk „Akogo?” i klinikę „Budzik". W 2016 roku książką i wystawą fotografii „Moje Muzy, moje życie bez retuszu i tajemnic” świętuje 25. rocznicę pracy artystycznej!

www.sebastianskalski.pl

11:20

Pewnego dnia przyszedłem na ten piękny świat

i otoczył mnie magiczny blask

i mówił ktoś, że przyszedłem po to by

aby ludzie – kochać was!

„Hallo tu Polska”

Urodziłem się 16 października pod znakiem Wagi, zatem jestem znakiem powietrznym. Co to znaczy – niezależność i równowaga, fantazja i romantyzm (patronką Wagi jest boska Wenus). Dusza za życia już w niebie, a serce na ziemi. Można mnie pozornie uważać za lekkoducha, ale bezkompromisowy Skorpion, który skrył się w moim ascendencie, ambitnie mnie dopinguje i sprawia, że wiele spraw i sytuacji spływa po mnie jak po kaczce… Będąc właścicielem świetnej intuicji, słucham jej szeptów, unikając często nieprzyjemnych sytuacji, miejsc, ludzi… Jeśli chodzi o horoskopy, to traktuję je jako zabawę i wierzę tylko w te pozytywne. Podobnie jest ze snami.

Znaczenie i moc znaków zodiaku jest megaważna w osobowości człowieka, podobnie moc imion ma diametralne znaczenie tak w życiu, jak i w pracy. Gdy poznaję nową osobę, zawsze pytam, spod jakiego jest znaku. Odpowiedzi często towarzyszy zaskoczenie i śmiech, ale uwaga… z czasem, gdy znajomość trwa, okazuje się, że to z pozoru banalne pytanie znajduje odzwierciedlenie w życiu… Często chcielibyśmy być inni, ale jeśli słuchamy siebie, to lepiej będzie dla nas, jak będziemy tacy, jacy jesteśmy naprawdę. Należy zawsze być sobą, czerpać od swojego rdzenia, swojego ego, a nie od tego, co będzie akceptowalne przez ludzi. Oto cała tajemnica naszej wiarygodności.

Jak nie wierzyć w magię imion… Jestem SEBASSTIAN, ale nie z przypadku… Moja mama po obejrzeniu francuskiego serialu o przygodach chłopca i jego kompana, białego psa rasy podhalańczyk, pt. „Bella i Sebastian” postanowiła, że swojego syna nazwie właśnie… Sebastian. No i jestem! Och, jak mi się to imię w dzieciństwie nie podobało, bo długie, bo trudne. Byłem Sebkiem, Sebusiem, Bastusiem, Sebim, Sebikoo, a nawet Siebanankiem. A ja chciałem być Wojtkiem, potem Jurkiem, ale do czasu, gdy usłyszałem w jakieś beznadziejnej piosence zwrot: Jurek, ogórek, kiełbasa i sznurek…! Przez lata koszmarnie się męczyłem, wypowiadając swoje „syczące” imię z równie „syczącym” nazwiskiem: Sebastian Skalski. Wymyślałem sobie różne skróty, pseudonimy… do czasu, gdy zaczepiła mnie na ulicy wróżka… to, co mi powiedziała (a potem sto kolejnych wróżek, cyganek i szarlatanek), zrobiło na mnie tak ogromne wrażenie, jak wybuch bomby atomowej nad Hiroszimą…

Dowiedziałem się, że moje imię, nazwisko, znak zodiaku, to, kim jestem, jaki jestem, co robię, czuję, jest pędzącym Orient Expressem. Mam robić tylko to, co czuję, nie zmuszać się do niczego i nie martwić się, słuchać intuicji, bo wszystkie symbole i znaki na niebie mówią, że na ziemi mam misję do zrealizowana, a cztery litery S w imieniu i nazwisku dźwięczą i świecą jak neon kasyna Riviera w Las Vegas, tworząc wokół mnie aureolę i pozytywną aurę… Cóż, szczęścia i blasku nigdy dość, zatem dodałem w imieniu jeszcze jedno, piąte S i raz na zawsze zaakceptowałem swoje imię, które pochodzi od greckiego słowa sebastos, co oznacza dostojny, czcigodny, znakomity. Aha… i na czterdzieste urodziny w moim życiu pojawiła się Bella (który w serialu okazał się nie suką, a psem i również miał problemy z imieniem, bo nie był Bellą a Belle, co w języku francuskim oznacza piękność) – bialutki maltańczyk Lucky, zatem życie zatoczyło krąg i jest teraz „Lucky i Sebasstian”… Mamusia jest wniebowzięta!

Wycinek prasowy z archiwum prywatnego autora.

Gdzie jest nocnik…!?

Tyle okazji przechodzi obok nas – wypada z rąk

Tyle okazji mogło znakiem być – czekałaś rok

Tyle wokół dzieje się – więc uwierz w siebie

Kochana, kochany – to czas na cud!

„Idealny prezent”

Wszystko, co teraz robię, robiłem już chyba w wodach płodowych... Nie jest to pozbawione sensu, bo od zawsze kocham wodę, fale, morza, oceny i baseny, a moja mama, gdy była ze mną w ciąży, robiła multum różnych artystycznych rzeczy… Muzyka i fotografia w moim życiu były obecne od zawsze. Moim ulubionym zajęciem w dzieciństwie było oglądanie rodzinnych albumów ze zdjęciami, magazynów. Sądzę, że pierwsze zdjęcie zrobiłem, mając 6 lat, a gdy skończyłem 7, miałem na koncie debiut estradowy oraz pierwszą wystawę (zorganizowaną w moich pokoju) z rysunków, książek i zabawek.

W moim pokoju główne miejsce zajmowało jak dziś biureczko (obie sytuacje sfotografował mój Tata, a zreprodukowane zdjęcia udostępniam jako dowód). Pomysły realizowałem natychmiast i niejednokrotnie kilka w tym samym czasie. Byłem tak pochłonięty tworzeniem, że nie miałem czasu posiedzieć na nocniku, co w rezultacie miało przykry finał, objawiając się częstym kolkami…! Makabrycznie śmiesznie! Nauczyciele i psycholodzy daremnie próbowali mnie „ułożyć” według testów i schematów. Dla mnie, wrażliwego chłopca, innego od wszystkich i wszystkiego szkoła była torturą! Najfajniej było w domu, gdzie fantazja była normą. Całą wiedzę i mądrość zawdzięczam dorosłym, których ceniłem i lubiłem ponad wszystko. Uzupełnieniem były muzyka, film, teatr, słuchowiska radiowe, gazety, albumy, ale nie książki… je zacząłem czytać później. Pamiętam, że przedstawiając się, dodawałem sobie kilka lat, aby dorośli rozmawiali ze mną poważnie. Pierwszymi autorytetami byli moi rodzice i dorośli mający swoją historię, talenty, osobowości. „Łykałem” ich wiedzę, rady, myśli, jak moje ulubione kolety mielone i lepiłem swoją osobowość…

Moi rodzice, Jadwiga i Grzegorz, naprawdę mi „się udali”…! Dość wcześnie zorientowali się, że jestem indywidualistą. Mam własny tryb życia, zatem wszelkie podręczniki z instrukcjami dla niemowlaka powędrowały do kosza. Dorastałem w swoim rytmie, prace obowiązkowe traktowałem jako zło konieczne, dlatego były zawsze na drugim miejscu! Lubiłem robić to, co teraz jest moją pasją – rysować, malować, fotografować i śpiewać. Pomysły realizowałem natychmiast i kilka w tym samym czasie. Znienawidzeni przeze mnie nauczyciele i psycholodzy daremnie próbowali mnie „ułożyć” według testów i schematów. Na próżno!

Uchodzę za człowieka kontrowersyjnego… bo jestem osobą naprawdę wolną i prawdziwą, a jednocześnie skromną. Na reakcje oburzonych dodaję, że skromność ta objawia się tym, że szalenie cenię w sobie to, że nikogo nie udaję, nie traktuję siebie aż tak poważnie, mam zawszę jedną twarz dla wszystkich i mam naprawdę gołębie serce, a zatem i twardą dupę! Robię, co chcę, mówię co chcę, żyję jak chcę i z kim chcę – choć czas potrzebny do osiągnięcia takiej niezależności trwał u mnie wiele lat… Ja po prostu nie lubię przeciętności, do grona bliskich znajomych (bo w przyjaźń, po kilku rozczarowaniach już nie wierzę) wybieram zawsze ludzi „aurowych” (marzeniem są artyści, optymiści na luzie, mający dużo wolnego czasu) i głośno mówię to, co myślę. Mam jedną zasadę: ZAWSZE MÓWIĘ O LUDZIACH DOBRZE ALBO… WCALE!

Artysta ma inną wrażliwość, dużo więcej widzi, czuje i wie od przeciętnego człowieka, który z natury jest monochromatyczny. Człowiek, który się zajmuje sztuką, nieustannie myśli o tym, co stworzy, co będzie tworzył. Najpiękniej tę sytuację opisała Agnieszka Osiecka w piosence „Na zakręcie”: Moje prawo to jest pańskie lewo. Pan widzi: krzesło, ławkę, stół, a ja – rozdarte drzewo. Gdy fotografuję, maluję, piszę, śpiewam, projektuję, jestem absolutnie szczęśliwy i skoncentrowany tylko na tych czynnościach, choć często wykonuję je jednocześnie, inspirując się tym, co mnie otacza: ludźmi, zwierzętami, przyrodą, architekturą, detalami, zapachami, jedzeniem, dźwiękami… Trzeba wnieść w życie coś, co jest własną prawdziwą cząstką i to wtedy ma sens...

Pepsi, Karewicz, Warhol & Pop Art

Idziemy przez życie zadając pytania,

bo trzeba wiedzieć o co prosi się!

Trzeba znaki odczytywać,

by nie żałować nigdy nic

bo jest tylko jedno życie!

„2 krople wody”

Człowiek, a już na pewno artysta, który twierdzi, że wszystko, co wymyślił, stworzył, zawdzięcza wyłącznie swojej wyobraźni, pomysłom i na dodatek dodaje, że jest sam dla siebie mistrzem i autorytetem… po prostu KŁAMIE! Każdy prawdziwy artysta szlifuje warsztat, inspirując się, a nawet czasem kopiując styl swojego mistrza, ostatecznie wyrabia swój własny, swoją markę. Ja od zawsze miałem autorytety, mistrzów, idoli…

Gdyby nie mistrzowie tacy jak Marek Karewicz, Andy Warhol i nurt pop-art, dziś z pewnością byłbym innym człowiekiem, innym artystą. Spotkanie z nimi, ich pracami, wrażliwością, estetyką, spojrzeniem, zmieniło mnie i ukształtowało.

Moja mama Jadzia i ciocia Ela pracowały w łódzkich Zakładach Piwowarskich, gdzie po raz pierwszy w Polsce wyprodukowano napój pepsi cola (w Warszawie natomiast coca-colę), zatem pop-art był mi przeznaczony od początku… Zawsze miałem porąbane pomysły… Tata wyciął mi szablon butelki pepsi, odrysowałem go na kartonach i zamalowywałem swoimi wizjami (w 25 lat później najsłynniejsi projektanci mody na świecie zaprojektowali limitowane etykiety na puszki i butelki, ale to ja byłem pierwszy…). Moją dumą była kolekcja unikalnych puszek po coli i pepsi (zreprodukowane zdjęcia udostępniam jako dowód), a największym skarbem w kolekcji były japońskie edycje limitowane puszek z Michaelem Jacksonem i Madonną!

W trakcie pisania książki w sklepach pojawiła się puszka pepsi z legendarnym logo z lat osiemdziesiątych, co rozczuliło mnie bardziej, niż jest to wskazane…! Kupowałem puszki, piłem, pisałem książkę i… stworzyłem z puszek autorską instalację „Pepsi 80” i oczywiście książkę! Na marginesie, coca-cola i pepsi – odkąd pamiętam – to moje ulubione napoje, choć kawka i woda są zawsze numerem jeden!

Pierwszą moją płytą wynilową był album Zdzisławy Sośnickiej „Odcienie samotności”, który zmienił na zawsze moje rozumienie śpiewania, muzyki, a pierwszą okładką płyty autorstwa fotografika i grafika Marka Karewicza, była „Mira” zespołu Breakout. Kolekcjonowałem później płyty właśnie dla okładek, grafiki, zdjęć i dzięki temu odkryłem wiele naprawdę niezwykłych wykonawców i piosenek. To fotografie autorstwa Karewicza i po trochę Zofii Nasierowskiej sprawiły, że rzuciłem się od początku na portret tworzony w studiu. Zreprodukowałem do książki kilka moich ulubionych okładek i ulubionych płyt Karewicza (strona 27), które niezmiennie od 40 lat mnie inspirują i zachwycają. Może i Was zainspirują i chętnie posłuchacie…

Andy Warhol – papież pop-artu, fascynował mnie równie mocno, jak zreprodukowany przez niego okazały… banan na okładce płyty zespołu The Velvet Underground & Nico. Dziełem Warhola, które na zawsze sprawiło, że zostałem jego niewolnikiem, była serigrafia Marylin Monroe. Przez lata zebrałem kilka naprawdę niezłych książek i albumów z jego pracami, a gdy byłem w Nowym Jorku, wybrałem się na spacer śladami Warhola. Dotarłem do wszystkich lokalizacji jego „Factory”, gdzie tworzył, wystawiał i robił wiele innych nieprzyzwoitych rzeczy…! Zacząłem również przetwarzać graficznie moje fotografie, portrety Muz, uroczych przedmiotów, drukować na płótnie canvas i malować farbami akrylowymi, złocić, srebrzyć. Okazało się, że moja pasja bardzo spodobała się ludziom, którzy równie chętnie jak sesje, zamawiają u mnie pop-artowe portrety na płótnach, wieszają je w domach, gabinetach, biurach, galeriach i to w najbardziej widocznych miejscach... Portrety wystawiłem również w galeriach i muzeach (ciekawe, gdzie postawią kolekcję moich lamp i parawanów, które właśnie zaprojektowałem i wprowadzam na rynek designu i sztuki).

Im jestem starszy, tym moje wymagania są większe. Im się więcej doświadcza, tym ma się więcej pytań, więcej możliwości... Te pytania i myśli otwierają drzwi, jest coś w tym ciekawego, to jest bardzo tajemnicze i sprawia, że mnie się ciągle chce to robić. Chcę istnieć, ponieważ w mojej pracy jest całe moje istnienie zawodowe, chcę być kochany i chcę stworzyć dzieła, dzięki którym ludzie będą czuć się fantastycznie. Ja po prostu bardzo poważnie traktuję swoje pasje i jestem niesłychanie zadowolony z tego, co robię…Kora, Maanam & Derwisz

Muza zapatrzenia

głuchnie na ludzkie westchnienia.

Nie odróżnia dobra od zła

realność postrzega zza ciemnego szkła.

„Muza zapatrzenia” (dla Kory)

Szczególną uwagę na KORĘ i zespół Maanam zwróciłem w 1985 roku, kiedy premierę miał kalendarz „Kora’85” z boskimi fotografiami KORY, krakowskiego fotografika Tadeusza Rolke, na tle obrazów wybitnego malarza Edwarda Dwurnika. W tym czasie w mojej rodzinnej Łodzi powstał film muzyczny z teledyskami Maanamu pt. „Mental Cut” (mój do dziś ulubiony!), do którego wiele zdjęć zrealizował szkolny kolega mojej mamy, operator Ryszard Lenczewski w fabrycznej dzielnicy Księży Młyn. Zarówno muzyka, sposób realizacji nagrań, teksty piosenek, styl śpiewania, interpretacje KORY, jak i okładki płyt, zdjęcia, stroje, przewartościowały moje dotychczasowe poczucie estetyki muzyki rockowej na zawsze... KORA i Maanam byli w czołówce moich tzw. idoli.

16 maja 1991 odmienił mnie na zawsze! Koncert na dziedzińcu Radia Łódź, moje pierwsze w życiu zdjęcia koncertowe, osobiste spotkanie z KORĄ i Markiem. Maanamania podziałała na mnie jak szampan, a książka KORY „Podwójna linia życia” i nowa płyta „Derwisz i anioł” dokończyły dzieła… Kilka tygodni później w Warszawie przy ulicy Rozbrat w domu KORY i Kamila otrzymałem pisemną zgodę na założenie pierwszego w latach dziewięćdziesiątych i jedynego oficjalnego Fan Clubu Kory & Maanamu „Derwisz”. To był naprawdę magiczny czas dorastania, autoakceptacji i ostateczny start w dorosłe życie – od tej chwili dzielone między Łodzią a Warszawą… Wspaniałe momenty przeżywałem, współpracując z KORĄ i zespołem, ale przede wszystkim z fanami.

W znienawidzonych latach szkolnych stroniłem od rówieśników, ale teraz los każdego dnia zsyłał mi do „Derwisza” naprawę oryginalnych fanów, a przede wszystkim wspaniałych ludzi. Do grona intensywnie działających członków Fan Clubu należeli m.in. Michał Dubniak, Arek Głowacki, Ulencja Kalecińska, Wojciech Wyszyn Wyszyński, Krzysztof Stachurski, Krzysztof Kosowicz, Witek Wachowski, Włodek Rychliński, a nawet Marcin Paprocki – wiele lat później znany projektant mody.

O oryginalności fanów świadczą fakty i gesty z ich strony w moim kierunku, jak na przykład zredagowana przez nich gazetka „Bastusiowy pamiętnik” wydana z okazji moich osiemnastych urodzin w limitowanym nakładzie!

Fanka Ulencja Kalecińska w „Bastusiowym pamiętniku” napisała: Fan Club – ciekawa sprawa. Nie wiem, jak jeszcze długo to potrwa, ale za to, co już było nam dane przeżyć i za to co jest – czapki z głów. Za spotkania z tylu ciekawymi osobami, za zawarte znajomości, za tyle przeżyć i emocji. Nasz prezes Sebastian dla mnie jest bohaterem. Dlaczego? Bo wciąż ma chęci, bo jest zaangażowany w to, co robi, bo wciąż dopadają go nowe pomysły, bo nie brakuje mu energii i kopa. Pokuszę się o stwierdzenie, że „Derwisz” nie zaistniałby bez Sebastiana. W ogromnym stopniu to on kreuje i ma duży wpływ na cały wizerunek Fan Clubu.

Kolejny fan i zastępca Sebasstiana, Michał Dubniak, dodaje: Tak, jak Maanam bez Kory nie miałby sensu, tak Derwisz bez Sebastiana również. Sądzę, że absolutnie nie ma w Fan Clubie, jak i również poza nim osoby, która mogłaby prowadzić „Derwisza”. Dzięki Sebastianowi wszyscy mogliśmy poznać się nawzajem, zawrzeć przyjaźnie, co jest nie bez znaczenia. Wojciech Wyszyn Wyszyński – jeden z najintensywniej działających członków Fan Clubu w „Bastusiowym pamiętniku” napisał: Ponoć człowieka należy postrzegać i rozliczać przez pryzmat tego, co stworzył. Na pewno tak. Wręczam Złoty Medal Sebastianowi i inne zaszczyty, ponieważ to, co zrobił dla Fan Clubu, który również sam stworzył, zasługuje na najwyższe honory. „Derwisz” bez Sebastiana nie istniałby.

W istocie tak się niestety stało… Zarówno Fan Club, jak i wiele innych moich projektów powstało dla przyjemności, a nie dla zysku, od pewnego momentu nie miałem ochoty znosić humorów i wysłuchiwać pretensji menedżerów, a potem i samej KORY, wskutek czego mój szampański nastrój przeszedł w stan kaca... Przekonałem się jeszcze bardziej, że znaki zodiaku mają moc, a ich moc ma również siłę zniszczenia. W późniejszym latach schemat się powtarzał, zatem ludziom urodzonym pod pewnymi znakami zodiaku bacznie się przyglądam… Fan Club rozwiązałem w 1995 roku.

Zabawne jest to, że przez cały okres działalności Fan Clubu nie umówiłem się ani z KORĄ, ani z Markiem i całym Maanamem na profesjonalną sesję fotografii… Owszem, dużo fotografowałem na koncertach, zlotach, prywatnie, ale to nie KORA, a wokalistka zespołu Closterkeller, Anja Orthodox była moją pierwszą profesjonalnie sportretowaną gwiazdą…

Wstrząsem zbliżonym do mocy huraganu była dla mnie wiadomość o nagłej śmierci Marka Jackowskiego. Kolejny wstrząs to wiadomość, że KORA ma raka, lecz z dokładnej znajomości jej życia prywatnego śmiem twierdzić, że szczęście i fart były przy niej zawsze i nawet z naprawdę przykrych i niezdrowych sytuacji wychodziła cało. Wierzę zawsze, że dopóki trwa życie, wszystko zdarzyć się może…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: