Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Monolog polsko żydowski - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
7 listopada 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Monolog polsko żydowski - ebook

"Zbiór eseistyki Henryka Grynberga, na który składają się następujące teksty: — Historia polsko–żydowska — Polska ekskluzywna — Trójkąt polsko–żydowsko–ukraiński — Dziedzictwo duchowe — Przymieszka krwi — Żyd, który udawał Polaka, który udawał Żyda — My, Żydzi z Dobrego — Obowiązek — Palestyna, Palestyna... — Winię Europę — Nad pięknym, modrym Wannsee — Imperatyw człowieczeństwa OD AUTORA Większość niniejszego monologu była w tej lub innej formie publikowana w „Res Publice Nowej” i na jej stronie internetowej, gdzie wywoływała ożywioną dyskusję. Esej zatytułowany Obowiązek ukazał się pierwotnie w Odrze, a Przymieszka krwi i Dziedzictwo duchowe wyrosły z recenzji zamieszczonych dosyć dawno w tygodniku „Wprost” i „Gazecie Wyborczej”. Najstarszy jest Żyd, który udawał Polaka, który udawał Żyda..., bo wywodzi się z artykułu drukowanego w 1991 w nowojorskim „Okay Ameryka” i późniejszej dyskusji w chicagowskim „To Be”. Henryk Grynberg w Monologu polsko-żydowskim po raz kolejny podejmuje problem Holokaustu. Zbiór eseistyki, na który składają się teksty pochodzące z różnych lat, sięga do współczesnych dziejów totalitaryzmu, jego korzeni i potwornych skutków, takich jak Szoa, i analizuje wydarzenia, które odcisnęły swe piętno na całym XX wieku. Po tragedii 11 września 2001 r. Autor z nowej perspektywy spogląda na współczesny świat polityki i kultury, na jego duchowy klimat, na polityczną hipokryzję i wybiórczą pamięć. W jednym z esejów mówi . o „rozkładzie moralnym poholokaustowej Europy”, trwałym i ciągle widocznym, zamazującym obraz współczesności. "Niektóre szkice są polemiczne, większość z nich drukowała prasa, głównie ’Res Publica Nowa’. Część wynikła z konkretnego sporu, inne bywają ogólniejsze. Jedne zmagają się z historią, ale są też takie, które dotyczą współczesności i od szczegółu wychodzą do ogółu". Marek Radziwon, Gazeta Wyborcza

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7536-486-6
Rozmiar pliku: 658 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od au­to­ra

Więk­szość ni­niej­sze­go mo­no­lo­gu była w tej lub in­nej for­mie pu­bli­ko­wa­na w „Res Pu­bli­ce No­wej” i na jej stro­nie in­ter­ne­to­wej, gdzie wy­wo­ły­wa­ła oży­wio­ny dia­log. Esej za­ty­tu­ło­wa­ny Obo­wią­zek uka­zał się pier­wot­nie w „Od­rze”, a Przy­miesz­ka krwi i Dzie­dzic­two du­cho­we wy­ro­sły z re­cen­zji za­miesz­czo­nych do­syć daw­no w ty­go­dni­ku „Wprost” i „Ga­ze­cie Wy­bor­czej”. Naj­star­szy jest Żyd, któ­ry uda­wał Po­la­ka, któ­ry uda­wał Żyda…, bo wy­wo­dzi się z ar­ty­ku­łu dru­ko­wa­ne­go w 1991 w nowo­jor­skim mie­sięcz­ni­ku „Okay Ame­ry­ka” i póź­niej­szej dys­ku­sji w chi­ca­gow­skim „To Be”.Hi­sto­ria pol­sko-ży­dow­ska

Nig­dy nie by­łem w Ka­li­szu, ro­dzin­nym mie­ście mo­jej by­łej żony, w któ­rym roz­gry­wa się głów­na ak­cja Ży­cia co­dzien­ne­go i ar­ty­stycz­ne­go, ale To­wa­rzy­stwo Mi­ło­śni­ków Zie­mi Ka­li­skiej wzię­ło mnie za ka­li­sza­ni­na i po­pro­si­ło o coś do an­to­lo­gii. Na­pi­sa­łem im więc wiersz o „ro­dzin­nym mie­ście, w któ­rym nig­dy nie by­łem” i w któ­rym ani śla­du „po star­szych bra­ciach w Pi­śmie i w Bogu / po są­sia­dach w sta­tu­tach i pra­wach”. Po­pro­si­li o przy­pi­sy, bo wiersz wy­da­wał im się trud­ny do zro­zu­mie­nia. Pod­je­cha­łem do bi­blio­te­ki pu­blicz­nej w po­bli­skim Ar­ling­to­nie spraw­dzić pew­ne szcze­gó­ły, ale w żad­nej en­cy­klo­pe­dii nie było Ka­li­sza. – Pro­szę szu­kać pod Sta­tu­te of Ka­lisz – po­ra­dzi­ła mi bi­blio­te­kar­ka, wca­le nie Ży­dów­ka, i zna­la­złem tam wszyst­ko, co trze­ba, bo tu, w Wir­gi­nii nad Po­to­ma­kiem, Sta­tut Ka­li­ski jest le­piej zna­ny niż w Ka­li­szu nad Pro­sną.

Ży­dzi w hi­sto­rii Pol­ski po­ja­wia­ją się na spe­cjal­nych kon­fe­ren­cjach na­uko­wych (fi­nan­so­wa­nych głów­nie przez Ży­dów), w spe­cjal­nych pu­bli­ka­cjach (ad­re­so­wa­nych do Ży­dów) i w uro­czy­stych prze­mó­wie­niach (na eks­port, dla Ży­dów), ale nie ma ich ani u Bo­le­sła­wa Po­boż­ne­go, któ­ry Sta­tut Ka­li­ski wpro­wa­dził, ani u Ka­zi­mie­rza Wiel­kie­go, któ­ry go ra­ty­fi­ko­wał, ani w roz­dzia­łach o za­kła­da­niu, roz­wo­ju i upad­ku miast, ani na wi­śla­nym szla­ku zbo­żo­wym do Gdań­ska, z któ­re­go czer­pa­ła siły go­spo­dar­ka I Rze­czy­po­spo­li­tej (III Rzecz­po­spo­li­ta bez Ży­dów nie ra­dzi so­bie z tłu­sty­mi zbio­ra­mi zbo­ża jak Egipt bez Jó­ze­fa).

„Przez wie­ki ko­rzy­sta­li­śmy z wkła­du Ży­dów, któ­rzy żyli w Pol­sce, wzbo­ga­ca­li na­szą go­spo­dar­kę, na­szą kul­tu­rę i na­sze ży­cie spo­łecz­ne”, przy­zna­je pol­ski mi­ni­ster w li­ście do Świa­to­we­go Kon­gre­su Ży­dów, ale nie pol­ska hi­sto­ria. Do ele­men­tów na­pły­wo­wych za­słu­żo­nych dla go­spo­dar­ki kra­ju za­li­cza się Niem­ców, Ho­len­drów, Fran­cu­zów, na­wet Szko­tów, tyl­ko nie Ży­dów. W oświad­cze­niach na eks­port Ży­dzi wzbo­ga­ca­li Pol­skę, lecz w wy­po­wie­dziach na uży­tek we­wnętrz­ny wzbo­ga­ca­li tyl­ko sie­bie, jej kosz­tem. Zu­bo­ża­li ją, wręcz okra­da­li. Na­wet ich dzia­łal­ność kul­tu­ral­ną uwa­ża­no za szko­dli­wą, je­śli nie wręcz groź­ną.

O naj­więk­szej klę­sce, jaka spo­tka­ła Ży­dów w Pol­sce i była naj­więk­szą klę­ską kul­tu­ry, hi­sto­ria Pol­ski wspo­mi­na na mar­gi­ne­sie i od nie­chce­nia (za mo­ich szkol­nych lat wca­le nie wspo­mi­na­ła). Peł­no ich za to w pry­wat­nych re­la­cjach, w któ­rych wy­stę­pu­ją nie jako ofia­ry, lecz oskar­że­ni. Przede wszyst­kim o ak­tyw­ność go­spo­dar­czą – za któ­rą in­nych się chwa­li. Nie tyl­ko nie mają za­sług, lecz prze­ciw­nie, wszyst­kie­mu są win­ni. W hi­sto­rii ich wca­le nie ma, a w pasz­kwi­lach – tak ust­nych, jak i pi­sem­nych – są wszech­obec­ni. Nie ma ich i są – rów­no­cze­śnie.

Są ob­se­sją, któ­rej skut­ki by­wa­ją ka­ta­stro­fal­ne, i tyl­ko na tym po­le­ga ich „wina”. W kry­tycz­nych la­tach trzy­dzie­stych za­miast go­to­wać się do obro­ny przed wro­giem rze­czy­wi­stym, kon­cen­tro­wa­no uwa­gę na „obro­nie” przed Ży­da­mi. Ra­dzo­no, co z nami – bo od 1936 i ja by­łem na tym świe­cie – zro­bić. Może wy­słać nas na Ma­da­ga­skar? Ten pol­sko-fran­cu­ski pro­jekt po­do­bał się po­cząt­ko­wo tak­że Hi­tle­ro­wi, bo za­bój­czy kli­mat i lu­dzie tam pa­da­li jak mu­chy. Pro­jekt miał wszel­kie szan­se, bo gdzie in­dziej od­ma­wia­no Ży­dom wiz. Żeby skło­nić nas do wy­jaz­du, pro­po­no­wa­no, by za przy­kła­dem hi­tle­row­skiej Rze­szy za­bro­nić ubo­ju ry­tu­al­ne­go, ode­brać nam han­del, po­zba­wić nas oby­wa­tel­stwa. Jesz­cze w 1939 zgło­szo­no pro­jekt usta­wy, któ­ra mia­ła za­ka­zać nam zmia­nę na­zwisk – na­wet prze­chrztom, je­śli 11 li­sto­pa­da 1918 byli za­pi­sa­ni „jako wy­zna­ją­cy re­li­gię moj­że­szo­wą”. Też za przy­kła­dem Hi­tle­ra, któ­ry zna­ko­wał Ży­dów, wpi­su­jąc każ­de­mu do do­wo­du oso­bi­ste­go do­dat­ko­we imię: Isra­el lub Sara.

Wik­tor To­mir Drym­mer, ów­cze­sny dy­rek­tor De­par­ta­men­tu Kon­su­lar­ne­go MSZ i głów­ny au­tor pro­jek­tu „Ma­da­ga­skar”, wy­ja­śnia w swo­im wspo­mnie­niu pt. Za­gad­nie­nie żydow­skie w Pol­sce w la­tach 1935–39, że trze­ba było coś z Ży­da­mi zro­bić, bo „prze­lud­nia­li” Pol­skę (po Ro­sji naj­rza­dziej za­lu­dnio­wy kraj w Eu­ro­pie), bo przez nich za dużo było „zbęd­nych lu­dzi”, bo „wy­ob­co­wa­li się”, bo „od­róż­nia­li się od oto­cze­nia obcą dla ucha, smęt­ną mu­zy­ką i pie­śnia­mi, obcą w sma­ku i za­pa­chu kuch­nią, złą mową pol­ską, po­bu­dza­ją­cą do żar­tów i kpin”, bo „byli do koń­ca swe­go ist­nie­nia nie­zro­zu­mia­łą dla więk­szo­ści Po­la­ków eg­zo­ty­ką”, bo „ce­chą ży­dow­ską, któ­ra draż­ni­ła Po­la­ków, była ich ten­den­cja do wy­łącz­no­ści i za­trzy­my­wa­nia opa­no­wa­nych przez sie­bie ga­łę­zi han­dlu, rze­mio­sła i po­śred­nic­twa”, bo „bez po­śred­nic­twa, któ­re było w stu pro­cen­tach w rę­kach Ży­dów, ża­den pro­du­cent, duży czy drob­ny, nie mógł zbyć swych pło­dów rol­nych” (zu­peł­nie jak dziś). Dy­rek­tor Drym­mer, jako „spe­cja­li­sta” od spraw ży­dow­skich, twier­dzi, że „w Pol­sce Ży­dzi przy­ję­li zgo­ła inną tak­ty­kę ani­że­li w Niem­czech i Ro­sji” (tam się prze­waż­nie asy­mi­lo­wa­li, a w Pol­sce prze­waż­nie nie – HG).

Ostat­nim za­rzu­tem, jaki dy­rek­tor Drym­mer po­sta­wił nam, pol­skim Ży­dom, była nie­rów­ność spo­łecz­na w war­szaw­skim get­cie: dzie­sięć ty­się­cy bo­ga­tych na set­ki ty­się­cy gło­du­ją­cych, bo „jak wi­dać, woj­na i oku­pa­cja ni­cze­go nie na­uczy­ły «gór­nej» war­stwy”. Dy­rek­to­ra Drym­me­ra, któ­ry we wrze­śniu 1939 umknął mo­stem za­lesz­czyc­kim z gór­ną (bez cu­dzy­sło­wu) war­stwą, któ­ra mia­ła do dys­po­zy­cji pań­stwo­we sa­mo­cho­dy i pań­stwo­wą ben­zy­nę, ra­ził „or­dy­nar­ny ego­izm spe­cjal­nej gru­py ludz­kiej” za­mknię­tej w war­szaw­skim get­cie. A gło­sił te swo­je po­glą­dy w pa­mięt­nym roku 1968 (!) w pa­ry­skich „Ze­szy­tach Hi­sto­rycz­nych” (nr 13, 1968). Moją ri­po­stę (Ma­da­ga­skar, czy­li spo­sób my­śle­nia) re­dak­tor Gie­droyc od­rzu­cił, twier­dząc, że nie ro­zu­miem ów­cze­snych sto­sun­ków¹.

Drym­mer – nie­gdyś le­gio­ni­sta i pił­sud­czyk – nie na­po­mknął w swo­im wspo­mnie­niu, że to on w 1936 (a więc wkrót­ce po śmier­ci Mar­szał­ka) za­ini­cjo­wał usta­wę, któ­rej ce­lem było – jak wy­ja­śnił w maju 1938 na kon­fe­ren­cji kon­su­lów w Ber­li­nie – „pod­nie­sie­nie god­no­ści oby­wa­te­la pol­skie­go przez wy­klu­cze­nie wszyst­kich tych, któ­rzy nie są god­ni , a zwłasz­cza Ży­dów, jako ele­men­tu de­struk­cyj­ne­go”². Na sku­tek tej usta­wy ty­sią­ce de­por­to­wa­nych z Nie­miec pol­skich Ży­dów trzy­ma­no w li­sto­pa­dzie 1938 na zie­mi ni­czy­jej pod go­łym nie­bem, aż zde­spe­ro­wa­ny mło­dy czło­wiek, któ­re­go ro­dzi­ce tam się znaj­do­wa­li, strze­lił w Pa­ry­żu do hi­tle­row­skie­go dyp­lo­ma­ty, a hi­tle­row­cy urzą­dzi­li za to „Noc Krysz­ta­ło­wą” Ży­dom w ca­łej Rze­szy. W sześć­dzie­siąt lat po tej uwer­tu­rze do Ho­lo­kau­stu w War­sza­wie wy­da­no całą księ­gę wspo­mnień Drym­me­ra pod zna­mien­nym ty­tu­łem W służ­bie Pol­sce (Gryf i In­sty­tut Hi­sto­rii PAN, 1998).

Co cie­kaw­sze, jego ar­gu­men­ty nie­mal do­słow­nie po­wtó­rzył Mie­czy­sław Pszon – nie­gdyś en­dek – w swo­im wspo­mnie­niu na te­mat tej­że „spe­cjal­nie trud­nej kwe­stii ży­dow­skiej” (Ja­sne wy­bo­ry i ciem­ne ra­cje, „Ty­go­dnik Po­wszech­ny”, nr 43, 1995). Pi­sze on, że wal­ka w Pol­sce mię­dzy­wo­jen­nej mię­dzy kon­cep­cją pań­stwa na­ro­do­we­go i pań­stwa na­ro­do­wo­ścio­we­go „skoń­czy­ła się zwy­cię­stwem kon­cep­cji na­ro­do­wej , bo­wiem pań­stwo na­ro­do­wo­ścio­we, czy­li w kon­se­kwen­cji fe­de­ral­ne, roz­le­cia­ło­by się, mię­dzy in­ny­mi dla­te­go, że jed­nym z naj­bar­dziej de­struk­cyj­nych (podkr. HG) ele­men­tów – poza mniej­szo­ścia­mi te­ry­to­rial­ny­mi – byli Ży­dzi”. Zwłasz­cza na Kre­sach „to był cał­kiem obcy ele­ment, inny na­ród, coś zu­peł­nie in­ne­go”, stwier­dza ka­te­go­rycz­nie Pszon (wbrew na­ocz­nym świad­kom, jak Mic­kie­wicz, Orzesz­ko­wa, Vin­cenz, Mi­łosz, i ta­kie­mu do­wo­do­wi rze­czo­we­mu jak Bru­no Schulz, je­den z fi­la­rów pol­skiej pro­zy). Jesz­cze raz okre­śla on Ży­dów jako „dzie­sięć pro­cent lud­no­ści cał­ko­wi­cie ob­cej – ob­cej nie tyl­ko ję­zy­ko­wo, ale i oby­cza­jem, wia­rą czy stro­jem”, by do­dać, że „te dzie­sięć pro­cent lu­dzi od­gry­wa­ło nie­po­rów­na­nie wiel­ką rolę”, zwłasz­cza „w nie­któ­rych dzia­łach go­spo­dar­ki, gdzie pew­ne sek­to­ry były w stu pro­cen­tach pro­wa­dzo­ne przez Ży­dów , głów­nie han­del i po­śred­nic­two (np. han­del zbo­żem)”. Z jed­nej stro­ny (w prze­ci­wień­stwie do Ka­zi­mie­rza Wiel­kie­go) trak­tu­je on ży­dow­ski han­del jako zja­wi­sko ne­ga­tyw­ne, a z dru­giej na­rze­ka, że „mi­ni­mal­ny pro­cent Ży­dów zaj­mo­wał się pro­duk­cją”. Czyż­by en­de­cja wo­la­ła, żeby pro­wa­dzi­li pro­duk­cję? A je­śli tak nie­zno­śne (żeby nie po­wie­dzieć „de­struk­cyj­ne”) były ich oby­cza­je, strój, ję­zyk i wia­ra, to dla­cze­go jesz­cze więk­szą hi­ste­rię wy­wo­ły­wa­li, kie­dy mó­wi­li, ubie­ra­li się i za­cho­wy­wa­li jak Po­la­cy? A naj­więk­szą, kie­dy przyj­mo­wa­li pol­skie imię, na­zwi­sko i wia­rę? Na ta­kie py­ta­nia nie znaj­dzie się od­po­wie­dzi ani u Pszo­na, ani u żad­ne­go in­ne­go en­de­ka.

Skar­ży się on rów­no­cze­śnie na to, że „pró­by asy­mi­la­cji pol­skich Ży­dów skoń­czy­ły się fia­skiem”, i na to, że w Kra­ko­wie „na 800 ad­wo­ka­tów było tyl­ko 60 Po­la­ków” i że „po­dob­nie było z le­ka­rza­mi”. Na ewen­tu­al­ne py­ta­nie, komu szko­dzi­li ci cał­kiem prze­cież za­sy­mi­lo­wa­ni ad­wo­ka­ci i le­ka­rze, od­po­wia­da po­rów­na­niem: „Co szko­dzi­ło Mu­rzy­nom w RPA przed znie­sie­niem apart­he­idu, że wszy­scy ad­wo­ka­ci byli bia­li? A jed­nak coś szko­dzi­ło…” Za­tem nie o asy­mi­la­cję cho­dzi­ło, tyl­ko o rasę. I w do­dat­ku jest to ra­sizm bar­dziej ir­ra­cjo­nal­ny od po­łu­dnio­wo­afry­kań­skie­go, bo opar­ty na prze­świad­cze­niu, że Ży­dzi byli rasą do­mi­nu­ją­cą, a Po­la­cy dys­kry­mi­no­wa­ną. „Chło­pak ze wsi, z naj­więk­szym tru­dem prze­bi­ja­ją­cy się przez stu­dia praw­ni­cze na­po­ty­kał tu na zwar­ty mur”, ar­gu­men­tu­je Pszon, nie wspo­mi­na­jąc o nie­obec­no­ści Ży­dów wśród (ad­mi­ni­stra­cyj­nie no­mi­no­wa­nych) sę­dziów i pro­ku­ra­to­rów ani o tym, że i ży­dow­scy ad­wo­ka­ci (któ­rych z te­goż po­wo­du na­praw­dę było za dużo) na­po­ty­ka­li na „mur” kon­ku­ren­cji. Fakt, że ist­nie­je kon­ku­ren­cja po­mię­dzy Ży­da­mi, z re­gu­ły prze­kra­czał en­dec­ką wy­obraź­nię. Prak­ty­ka le­kar­ska lub ad­wo­kac­ka była nie­mal je­dy­nym uj­ściem dla kształ­cą­cych się, za­sy­mi­lo­wa­nych Ży­dów, któ­rych nie do­pusz­cza­no do ad­mi­ni­stra­cji pań­stwo­wej, woj­ska, po­li­cji. Pod ko­niec anty­se­mic­kich lat trzy­dzie­stych za­my­ka­no przed nimi tak­że me­dy­cy­nę i pra­wo. Sto­pień cy­wi­li­za­cji na wsi rze­czy­wi­ście przy­po­mi­nał Afry­kę, ale to nie „chło­pak ze wsi” był Mu­rzy­nem, tyl­ko Żyd.

Pszon pi­sze, że „nie­życz­li­we Pol­sce lob­by ży­dow­skie wy­mu­si­ło w Trak­ta­cie Wer­sal­skim na­rzu­ce­nie Pol­sce trak­ta­tu mniej­szo­ścio­we­go”, któ­ry „na­ru­szał na­szą su­we­ren­ność” (Hi­tler uwa­żał cały Trak­tat Wer­sal­ski za spi­sek ży­dow­ski prze­ciw­ko Niem­com). Wil­so­now­ski Trak­tat w Spra­wie Ochro­ny Mniej­szo­ści zo­stał „na­rzu­co­ny” nie tyl­ko Pol­sce, lecz wszyst­kim nowo wy­kreo­wa­nym pań­stwom, któ­rym po­wie­rzo­no wie­lo­et­nicz­ne te­ry­to­ria. Miał on za­pew­nić mniej­szo­ściom „zu­peł­ną i cał­ko­wi­tą ochro­nę ży­cia i wol­no­ści”, o co rze­czy­wi­ście za­bie­ga­li przed­sta­wi­cie­le ame­ry­kań­skich or­ga­ni­za­cji ży­dow­skich na wieść o po­gro­mach, w któ­rych bra­ło udział pol­skie woj­sko: 21–23 XI 1918 we Lwo­wie, zimą 1919 w mia­stach rze­szowsz­czy­zny, 22 IV 1919 w War­sza­wie, 5 V 1919 w Piń­sku, 27 V 1919 w Czę­sto­cho­wie³. Ży­dzi nie byli w sta­nie ni­cze­go w Wer­sa­lu „wy­mu­sić”, ale na­wet gdy­by tak było, to ochro­na pod­sta­wo­wych praw czło­wie­ka po­win­na chy­ba cie­szyć pra­wo­rząd­ne­go oby­wa­te­la, a nie mar­twić. Za­war­ty w 1975 Układ Hel­siń­ski, któ­ry bro­nił ana­lo­gicz­nych praw, zo­stał na­praw­dę wy­mu­szo­ny na Mo­skwie i jej sa­te­li­tach, któ­rzy też uwa­ża­li to za „na­ru­sze­nie su­we­ren­no­ści”.

Mniej­szo­ścia­mi w jaw­nym lub skry­tym kon­flik­cie z mię­dzy­wo­jen­nym pań­stwem pol­skim byli Ukra­iń­cy, Li­twi­ni i Niem­cy, co Po­la­cy mie­li wkrót­ce bar­dzo bo­leś­nie od­czuć, ale pole wi­dze­nia prze­sła­nia­ła „spe­cjal­nie trud­na kwe­stia ży­dow­ska”. Za­śle­pie­nie to wy­wo­ły­wa­ło roz­łam i waśń w spo­łe­czeń­stwie i od­cią­ga­ło uwa­gę od istot­nych pro­ble­mów, jak bez­ro­bo­cie, nie­zbęd­na re­for­ma rol­na, od­gór­na alie­na­cja mniej­szo­ści et­nicz­nych, któ­re sta­no­wi­ły jed­ną trze­cią lud­no­ści, i śmier­tel­na groź­ba z ze­wnętrz. Za­śle­pie­nie to naj­bar­dziej się przy­czy­ni­ło do klę­ski wrze­śnio­wej.

Pszon za­rzu­ca przed­wo­jen­nym Ży­dom, że „nie in­te­re­so­wa­li się ist­nie­niem pań­stwa”. Po­wo­jen­nym – zwłasz­cza w 1968 – za­rzu­ca­no, że za­nad­to się in­te­re­so­wa­li. A byli to Ży­dzi tak za­sy­mi­lo­wa­ni, że nie­raz tyl­ko taj­na po­li­cja zna­ła ich po­cho­dze­nie. I po­dob­nie jak w Niem­czech i Ro­sji „tak­ty­ka” asy­mi­la­cji nie­wie­le im się przy­da­ła. Pań­stwo na­ro­do­we, któ­re­go kon­cep­cja zwy­cię­ży­ła za­rów­no w la­tach trzy­dzie­stych, jak i sześć­dzie­sią­tych, w obu wy­pad­kach roz­le­cia­ło się w kom­pro­mi­tu­ją­cy spo­sób, a nie­usta­ją­ce, okrut­ne woj­ny et­nicz­ne cią­gle przy­po­mi­na­ją, jak wca­le nie „trud­ne” było współ­ży­cie z „ob­cy­mi” Ży­da­mi. Sa­me­mu Pszo­no­wi się zresz­tą wy­msknę­ło, że „kwe­stia ży­dow­ska pro­pa­gan­do­wo była zna­ko­mi­tym te­ma­tem dla wie­lu po­li­ty­ków i była szcze­gól­nie ła­twa do wy­gra­nia”. Była i jest, dla­te­go się ją cią­gle na nowo wy­my­śla i gra. In­ny­mi sło­wy, to nie Ży­dzi byli „jed­nym z naj­bar­dziej de­struk­cyj­nych ele­men­tów” w Pol­sce, lecz an­ty­se­mi­ci. Byli i są.

Re­dak­tor Tu­ro­wicz lo­jal­nie za­mie­ścił moją od­po­wiedź Pszo­no­wi (O de­struk­cyj­nych ele­men­tach w Pol­sce, „Ty­go­dnik Po­wszech­ny”, nr 51, 1995), a na­wet wy­ja­śnił mi w li­ście, że nie czy­tał jego tek­stu przed dru­kiem, bo by go nie pu­ścił. A wkrót­ce po­tem Wy­daw­nic­two Znak sa­mo­rzut­nie przy­sła­ło mi książ­kę pt. Po­la­cy i Niem­cy pół wie­ku póź­niej, któ­ra jest zbio­rem za­de­dy­ko­wa­nym Mie­czy­sła­wo­wi Pszo­no­wi, jako jed­ne­mu z pio­nie­rów po­jed­na­nia pol­sko­-nie­miec­kie­go, z trze­ma roz­dzia­ła­mi jego wspo­mnień, włącz­nie z tym z „Ty­go­dni­ka”, tyl­ko pod moc­niej­szym ty­tu­łem: Ży­dzi. Książ­ka ta – z przed­mo­wą Je­rze­go Tu­ro­wi­cza – wy­szła rów­no­cze­śnie po nie­miec­ku. A więc re­zul­tat dia­lo­gu taki jak z Drym­me­rem⁴.

„Inny sta­je się obcy, wro­gi. Za­miast być źró­dłem tego, co nowe, co może być lep­sze, mą­drzej­sze, co może war­to przy­swo­ić, a na pew­no war­to usza­no­wać, inne za­czy­na być trak­to­wa­ne jako to, co gro­zi, co może być nie­bez­piecz­ne. Za­mknię­cie w so­bie ła­two idzie w pa­rze z nie­na­wi­ścią do tych, co mó­wią in­nym ję­zy­kiem, in­a­czej my­ślą, inne mają tra­dy­cje i oby­cza­je”. To naj­lep­szy ko­men­tarz do po­glą­dów ta­kich lu­dzi jak Drym­mer i Pszon. Zna­la­złem go w wy­kła­dzie Bar­ba­ry Skar­gi wy­gło­szo­nym w Pa­ry­żu i za­adre­so­wa­nym do ca­łej Eu­ro­py („Ty­go­dnik Po­wszech­ny”, nr 33, 2002). Pro­fe­sor Skar­ga ostrze­ga rów­nież, że tego ro­dza­ju kse­no­fo­bia po­tra­fi „wy­rzu­cić do wro­giej sfe­ry nie tyl­ko inne rasy, inne na­ro­dy, ale na­wet tych, co na­le­żą do wła­sne­go na­ro­du, ale in­a­czej myś­lą, nie we­dług re­guł, ja­kie dana gru­pa uzna­ła za je­dy­nie praw­dzi­we”, i w kon­se­kwen­cji „za­czy­na się dzie­lić na­wet wła­sny na­ród na tych «wła­ści­wych» jego przed­sta­wi­cie­li i nie­wła­ści­wych”. Ten głos w dys­ku­sji wska­zu­je, że dia­log pol­sko-ży­dow­ski nie za­wsze nas dzie­li na dwie prze­ciw­ne stro­ny, co już jest jego nie­wątp­liwą war­to­ścią.

Od wrze­śnia 1939 oskar­ża się Ży­dów o nie­lo­jal­ność wo­bec kra­ju, w któ­rym przed­tem trak­to­wa­no ich jako ele­ment obcy lub wręcz de­struk­cyj­ny, i wo­bec pań­stwa, któ­re chcia­ło się ich po­zbyć. „Wi­ta­li en­tu­zja­stycz­nie woj­ska so­wiec­kie”; „tłum­nie wstę­po­wa­li do mi­li­cji i na urzę­dy”; wi­dzia­no ich „na wszyst­kich szcze­blach ad­mi­ni­stra­cji i par­tii”. Kry­sty­na Ker­sten pi­sze, że „po­nad dzie­sięć ty­się­cy opi­sów z po­szcze­gól­nych miej­sco­wo­ści umoż­li­wia w przy­bli­że­niu zda­nie so­bie spra­wy z roz­mia­rów i cha­rak­te­ru zja­wisk, któ­re sta­no­wi­ły two­rzy­wo mitu i słu­ży­ły ra­cjo­na­li­za­cji an­ty­se­mi­ty­zmu” (Po­la­cy, Ży­dzi, ko­mu­nizm: ana­to­mia pół­prawd 1939–68, War­sza­wa 1992). Tak­że w no­tat­kach ge­ne­ra­ła An­der­sa moż­na zna­leźć „ob­sa­dę przez Ży­dów wszyst­kich waż­niej­szych sta­no­wisk”. I nie­mal to samo w In­nym świe­cie Her­lin­ga­-Gru­dziń­skie­go, któ­ry z sze­ściu na­czel­ni­ków ła­gru za­pa­mię­tał przede wszyst­kim Żyda. Pro­fe­sor Ker­sten pod­kre­śla, że „mamy tu do czy­nie­nia z na­gmin­nie sto­so­wa­nym za­bie­giem obron­nym”, choć u Her­lin­ga­-Gru­dziń­skie­go jest to ra­czej cięż­ki kom­pleks (i jesz­cze je­den przy­kład, że po­dział na stro­ny nie za­wsze jest wy­raź­ny w tym dia­lo­gu). Naj­ja­skraw­szym przy­kła­dem za­bie­gu obron­ne­go jest (przy­to­czo­na w książ­ce Ker­sten) de­pe­sza ge­ne­ra­ła Si­kor­skie­go, któ­ry w od­po­wie­dzi na za­rzu­ty o dys­kry­mi­na­cję Ży­dów przez pol­skie wła­dze woj­sko­we w Ro­sji do­ma­gał się po­tę­pie­nia „jaw­nej zdra­dy i in­nych zbrod­ni, ja­kich się wo­bec Pol­ski i pol­skich oby­wa­te­li do­pusz­cza­li przez cały czas oku­pa­cji so­wiec­kiej…”.

Oskar­ża­nie Ży­dów o nie­lo­jal­ność na wscho­dzie mia­ło uspra­wie­dli­wiać an­ty­ży­dow­ską po­sta­wę Po­la­ków w nie­miec­kiej stre­fie oku­pa­cyj­nej i po­gro­my po wej­ściu Niem­ców do so­wiec­kiej stre­fy oraz od­wró­cić uwa­gę od ko­la­bo­ra­cji Po­la­ków z jed­nym oku­pan­tem i dru­gim. Tym­cza­sem Ży­dzi do­brze pa­mię­ta­ją, że ich domy i skle­py gra­bio­no za­raz po wkro­cze­niu Niem­ców, to jest przed in­wa­zją so­wiec­ką (17 wrze­śnia 1939). Po­twier­dza­ją to w swo­ich re­la­cjach moje Dzie­ci Sy­jo­nu, któ­re wraz z ro­dzi­na­mi zbie­gły lub zo­sta­ły de­por­to­wa­ne przez Niem­ców na so­wiec­ką stro­nę, a po ze­sła­niu na Sy­be­rię i amne­stii wy­do­sta­ły się z woj­skiem An­der­sa do Pa­le­sty­ny, gdzie przed­sta­wi­cie­le pol­skich władz na uchodź­stwie spi­sa­li ich ze­zna­nia. Hi­sto­ryk Wło­dzi­mierz Ro­zen­baum przy­po­mi­na w in­ter­ne­cie (kwie­cień 2001), że sam pro­fe­sor To­masz Strzem­bosz, któ­ry po re­we­la­cjach o zbrod­ni w Je­dwab­nem upar­cie ją uspra­wie­dli­wiał ko­la­bo­ra­cją Ży­dów z wła­dzą so­wiec­ką, dzie­sięć lat wcze­śniej („Kar­ta”, nr 5, 1991) przy­to­czył ze­zna­nia trzy­dzie­stu dwóch pol­skich świad­ków, z któ­rych wy­ni­ka, że ko­la­bo­ra­cja Po­la­ków do­pro­wa­dzi­ła do szyb­kiej li­kwi­da­cji pol­skich od­dzia­łów zbroj­nych w Ko­biel­nie w po­bli­żu Je­dwab­ne­go i Ra­dzi­ło­wa. Nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że Ży­dzi ko­la­bo­ro­wa­li z So­wie­ta­mi (jak z każ­dą inną wła­dzą), ale czy­ni­li to w nie więk­szym stop­niu niż Po­la­cy. Tak­że w PRL (co i ja do­sko­na­le pa­mię­tam), gdzie ko­la­bo­ra­cja była naj­bar­dziej ma­so­wa i bez­wstyd­na, i dla­te­go w tej czę­ści hi­sto­rii „ży­dow­skie UB” słu­ży – jak to okre­ślił Wła­dy­sław Bar­to­szew­ski – jako ali­bi dla stu­pro­cen­to­wo pol­skich ube­ków (któ­rych było pięć­dzie­siąt razy wię­cej, a w gór­nej ka­drze osiem razy wię­cej).

Re­la­cje o ży­dow­skiej nie­lo­jal­no­ści są na ogół nie­spój­ne lo­gicz­nie i uczu­cio­wo. „Ból był tym więk­szy, że część tak głę­bo­ko wro­śnię­tej w hi­sto­rię Lwo­wa lud­no­ści ży­dow­skiej wi­ta­ła Ar­mię Czer­wo­ną okrzy­ka­mi ra­do­ści, rzu­ca­jąc na ma­sze­ru­ją­cych żoł­nie­rzy kwia­ty”, skar­ży się oj­ciec do­mi­ni­ka­nin w „Ty­go­dni­ku Po­wszech­nym” (nr 38, 1990) i do­da­je, że Ży­dzi „swo­ją po­sta­wą wo­bec Ro­sjan zra­zi­li do sie­bie ogrom­ną część pol­skie­go spo­łe­czeń­stwa”. Jak­by nie było do nich „zra­żo­ne” w li­sto­pa­dzie 1918… Po­grom w Ra­dzi­ło­wie uspra­wie­dli­wia się pro­so­wiec­ką po­sta­wą lud­no­ści ży­dow­skiej, jak­by nie było tam po­gro­mu w 1933. Jak­by hi­sto­ria za­czę­ła się w 1939. Au­tor wspo­mnie­nia z dumą pod­kre­śla, że po­mi­mo to „po za­ję­ciu przez hi­tle­row­ców Ma­ło­pol­ski Wschod­niej”, kie­dy „roz­po­czął się dla Ży­dów okres wię­cej niż tra­gicz­ny , zna­leź­li się w klasz­to­rze oj­co­wie, któ­rym tra­ge­dia tego na­ro­du szcze­gól­nie nie da­wa­ła spo­ko­ju”, po­nie­waż „w cu­dzym nie­szczę­ściu nie wol­no pa­mię­tać na­wet naj­więk­szych krzywd”. A za­tem już nie „część lud­no­ści ży­dow­skiej”, tyl­ko Ży­dzi wy­rzą­dzi­li spo­łe­czeń­stwu pol­skie­mu krzyw­dę, i to rzę­du „naj­więk­szych”, któ­rej oj­co­wie za­kon­ni w swo­jej wiel­ko­dusz­no­ści nie chcie­li pa­mię­tać. Z dru­giej stro­ny zwrot „zna­leź­li się” wska­zu­je, że nie wszyst­kim z nich tra­ge­dia Ży­dów „nie da­wa­ła spo­ko­ju”, a samo wspo­mnie­nie ojca do­mi­ni­ka­ni­na świad­czy, że choć „nie wol­no pa­mię­tać na­wet naj­więk­szych krzywd”, nie na­le­ży on do tych, co swo­jej „krzyw­dy” nie pa­mię­ta­ją.

„Ma­te­ria­ły te wska­zu­ją przede wszyst­kim na wy­biór­cze po­strze­ga­nie rze­czy­wi­sto­ści”, stwier­dza pro­fe­sor Ker­sten. Ale w nie mniej­szej mie­rze wi­dać w nich szok kul­tu­ro­wy. Na­wet obiek­tyw­ne­go ob­ser­wa­to­ra, jak Le­opold Bucz­kow­ski, za­szo­ko­wał „na­gan na zad­ku ja­kie­goś jew­rej­czy­ka” (Dzien­nik wo­jen­ny, Olsz­tyn 2001). Po­la­cy, któ­rzy nig­dy przed­tem nie do­świad­czy­li eman­cy­pa­cji Ży­dów, nie byli na taki wstrząs przy­go­to­wa­ni. Tak samo re­ago­wa­li na Ży­dów w woj­sku, UB i KC w la­tach 1944–1955 – je­dy­nym w hi­sto­rii Pol­ski okre­sie peł­ne­go rów­no­upraw­nie­nia Ży­dów. Po­dob­ny szok prze­ży­wa­ją po­ko­le­nia pol­skich imi­gran­tów w Ame­ry­ce. Nig­dzie nie ma wię­cej pol­skie­go an­ty­se­mi­ty­zmu na kilo­metr kwa­dra­to­wy niż w Chi­ca­go i w No­wym Jor­ku na Gre­en­po­in­cie.

Pro­fe­sor Ker­sten uspra­wie­dli­wia pro­so­wiec­ką po­sta­wę mło­dych Ży­dów, któ­rym od­bie­ra­no „pra­wo trak­to­wa­nia Pol­ski jako Oj­czy­zny”; „dla któ­rych w Pol­sce nie było miej­sca”; „któ­rzy po­ni­ża­ni na każ­dym kro­ku po­czu­li się rów­no­upraw­nie­ni, zy­ski­wa­li po­czu­cie włas­nej war­to­ści”. Jed­nak­że więk­szość Ży­dów na wscho­dzie cie­szy­ła się nie z tego, że ar­mia, któ­ra we­szła, była czer­wo­na, tyl­ko z tego, że nie była bru­nat­na. Dla Po­la­ków to było wszyst­ko jed­no, ale nie dla Ży­dów. Ja bym się cie­szył do dziś, gdy­by czoł­gi so­wiec­kie do­szły były wte­dy do Do­bre­go, bo przy­najm­niej ja­kaś część mo­jej ro­dzi­ny by oca­la­ła.

W so­wiec­kiej stre­fie oku­pa­cyj­nej i w głę­bi im­pe­rium Ży­dzi byli w nie mniej­szym stop­niu niż Po­la­cy prze­śla­do­wa­ni, wię­zie­ni i zsy­ła­ni do wszyst­kich krę­gów Gu­ła­gu. Zo­sta­ło to udo­ku­men­to­wa­ne w set­kach pro­to­ko­łów spi­sa­nych przez przed­sta­wi­cie­li pol­skie­go rzą­du emi­gra­cyj­ne­go (na któ­rych opie­ra się moja opo­wieść doku­men­tal­na Dzie­ci Sy­jo­nu). Na­to­miast po amne­stii dla oby­wa­te­li pol­skich Ży­dzi byli dys­kry­mi­no­wa­ni przez pol­skie in­sty­tu­cje cy­wil­ne i woj­sko­we w Ro­sji bar­dziej niż w przed­wo­jen­nej Pol­sce, co po­twier­dza bez­stron­na książ­ka Kry­sty­ny Ker­sten. Ży­dzi, któ­rzy sta­no­wi­li co naj­mniej jed­ną trze­cią, a we­dług nie­któ­rych źró­deł bli­sko po­ło­wę pol­skich uchodź­ców i ze­słań­ców, usi­ło­wa­li jak Po­la­cy wy­do­stać się z so­wiec­kie­go domu nie­wo­li, ale An­ders za­sto­so­wał nu­me­rus clau­sus i na sie­dem­dzie­siąt ty­się­cy żoł­nie­rzy i cy­wi­lów wy­pro­wa­dził tyl­ko trzy ty­sią­ce Ży­dów.

Nie przyj­mo­wa­no ich do woj­ska, a je­śli przy­ję­to, usi­ło­wa­no się po­zbyć. Je­den z by­łych żoł­nie­rzy na­pi­sał mi czter­dzie­ści lat póź­niej z Au­stra­lii, że w li­sto­pa­dzie 1941 prze­pro­wa­dzo­no w Toc­ku se­lek­cję i sfor­mo­wa­no osob­ny ba­ta­lion ży­dow­ski – 550 żoł­nie­rzy – do któ­re­go skie­ro­wa­no rów­nież wszyst­kich ży­dow­skich ofi­ce­rów, pod­cho­rą­żych i pod­ofi­ce­rów. Ze­rwa­no ich ze snu na go­dzi­nę przed po­bud­ką i bez śnia­da­nia ani dzien­nej ra­cji chle­ba ka­za­no od­ma­sze­ro­wać na sta­cję. „Gło­do­wa­li­śmy wte­dy już od pół­to­ra do dwóch lat, w za­leż­no­ści od daty aresz­to­wa­nia, każ­dy stra­co­ny po­si­łek był moc­no od­czu­wa­ny”. Sie­dem go­dzin cze­ka­li na po­ciąg. Do­je­cha­li do Ko­tłu­ban­ki, a stam­tąd brnę­li wie­le ki­lo­me­trów przez za­spy do so­sno­we­go lasu, gdzie cze­kał na nich ma­jor Ga­ła­dyk, za ja­kąś karę wy­zna­czo­ny na do­wód­cę ży­dow­skie­go ba­ta­lio­nu. „Je­dli­ście śnia­da­nie? – spy­tał. Nie, pa­nie ma­jo­rze. A to skur­wy­sy­ny! Do­sta­li­ście chleb? Nie, pa­nie ma­jo­rze. A to skur­wy­sy­ny! Ma­cie z sobą na­mio­ty? Nie, pa­nie ma­jo­rze. A to skur­wy­sy­ny!”

Całą noc ła­ma­li ga­łę­zie na sto­sy i pa­li­li, ale dwóch lu­dzi za­mar­z­ło. Rano je­den z pod­po­rucz­ni­ków po­szedł z po­wro­tem na sta­cję, wy­na­jął od ko­goś sa­nie i do­je­chał do naj­bliż­sze­go so­wiec­kie­go kwa­ter­mi­strzo­stwa, gdzie przed­sta­wił imien­ny spis ba­ta­lio­nu i wy­asy­gno­wa­no im chleb, ka­szę, na­mio­ty, sie­kie­ry i piły. W re­zul­ta­cie było im le­piej niż w Toc­ku, bo do­sta­wa­li te same przy­dzia­ły, a mie­li­ za­wsze pod do­stat­kiem drze­wa na opał, któ­re w Toc­ku trze­ba było tasz­czyć ki­lo­me­tra­mi, i wbrew ocze­ki­wa­niom do­wódz­twa nikt nie zde­zer­te­ro­wał. Po­tem sta­cjo­no­wa­li w Gu­zar, przy afga­ni­stań­skiej gra­ni­cy, gdzie re­kru­to­wa­no do pod­cho­rą­żów­ki. Zgło­si­ło się 242 Po­la­ków i 34 Ży­dów. Przy­ję­to 242 Po­la­ków i 4 Ży­dów. Puł­kow­nik Koc (brat za­ło­ży­cie­la OZN), któ­ry był do­wód­cą zgru­po­wa­nia, nie ukry­wał swo­ich uczuć do Ży­dów. W kwiet­niu 1943 byli w pół­noc­nym Ira­ku, kie­dy do­szły do nich wie­ści o tym, co się sta­ło z Ży­da­mi w Pol­sce. „Rów­nie prze­ra­ża­ją­cą była ra­dość oka­zy­wa­na przez nie­któ­rych Po­la­ków z przy­szłej «Pol­ski bez Ży­dów» – z nie­któ­ry­mi z nich dzie­li­li­śmy pry­czę w ba­ra­ku ła­gier­nym i na­miot w woj­sku”, wspo­mi­na mój ko­re­spon­dent. „Bez wąt­pie­nia anty­se­mi­tyzm w woj­sku jest”, przy­znał An­ders na od­pra­wie re­dak­to­rów pra­sy woj­sko­wej. „Po­wstał on przede wszyst­kim na sku­tek ogrom­nej ilo­ści, nie­współ­mier­nej, Ży­dów w Pol­sce. My­ślę, że ża­den na­ród nie po­tra­fi­ prze­trwać ta­kie­go ol­brzy­mie­go pro­cen­tu Ży­dów, przy zdol­no­ści tego na­ro­du do han­dlu, a za­tem przy wy­ru­go­wa­niu z tych dzie­dzin ele­men­tu pol­skie­go”, wy­ja­śniał ge­ne­rał. A było to 18 kwiet­nia 1944 – rów­no rok po tam­tych wie­ściach z Pol­ski. An­ty­se­mi­tyzm przy­cichł pod­czas kam­pa­nii wło­skiej, ale wzrósł po­now­nie, „kie­dy do woj­ska na­pły­nę­li­ akow­cy z nie­miec­kich obo­zów je­niec­kich i folks­doj­cze z by­łej ar­mii nie­miec­kiej 25 ty­się­cy, pra­wie sami Ślą­za­cy”, wspo­mi­na ży­dow­ski we­te­ran.

W Praw­dzie nie­ar­ty­stycz­nej pi­sa­łem, że pod oku­pa­cją hi­tle­row­ską Po­la­cy za­cho­wa­li się le­piej, niż moż­na było ocze­ki­wać po kam­pa­nii an­ty­se­mic­kiej z lat trzy­dzie­stych. Nie wie­dzia­łem wte­dy o Je­dwab­nem, Ra­dzi­ło­wie, Szczu­czy­nie, Wą­so­szu, Wi­znie i dwu­dzie­stu in­nych miej­sco­wo­ściach łom­żyń­skie­go i bia­ło­stoc­czy­zny, gdzie pol­scy są­sie­dzi la­tem 1941 mor­do­wa­li swo­ich ży­dow­skich są­sia­dów (patrz Wo­kół Je­dwab­ne­go, War­sza­wa 2002). I wie­rzy­łem po­wszech­nej opi­nii, że szmal­cow­ni­cy byli mar­gi­ne­sem, a tym­cza­sem Jo­an­na To­kar­ska­-Ba­kir przy­ta­cza do­ku­men­ty, we­dług któ­rych AK mia­ła na li­ście 60 ty­się­cy szmal­cow­ni­ków w sa­mej Ma­ło­pol­sce (Ob­se­sja nie­win­no­ści, „Ga­ze­ta Wy­bor­cza”, 13–14 I 2001). W ze­sta­wie­niu z tą licz­bą nie­zbyt im­po­nu­ją­co wy­glą­da je­de­na­ście wy­ro­ków śmier­ci wy­da­nych przez Kie­row­nic­two Wal­ki Cy­wil­nej, któ­re otrzy­ma­ło za to me­dal Yad Va­shem. A nikt prze­cież nie po­li­czył (i nie po­li­czy) bez­in­te­re­sow­nych i bez­i­mien­nych do­no­si­cie­li, jak „ten nie­zna­jo­my, któ­ry speł­nił ci­chy, «pa­trio­tycz­ny» czyn”, wy­da­jąc ojca Ca­le­la Pe­re­chod­ni­ka (Czy ja je­stem mor­der­cą?, War­sza­wa 1995, s. 258). To przez nich w Pol­sce było naj­nie­bez­piecz­niej po­ma­gać Ży­dom i przez nich wy­gi­nę­ła więk­szość Ży­dów na aryj­skiej stro­nie. W świę­tym gaju Yad Va­shem jest naj­wię­cej pol­skich drze­wek, ale w sto­sun­ku do licz­by Ży­dów po­win­no ich być nie kil­ka ty­się­cy, lecz kil­ka­dzie­siąt ty­się­cy. I by­ło­by, gdy­by nie do­no­si­cie­le i szmal­cow­ni­cy. Pro­fe­sor Ker­sten twier­dzi, że „po­sta­wa nie­ma­łej prze­cież czę­ści pol­skie­go spo­łe­czeń­stwa wo­bec do­ko­ny­wa­nej przez Niem­ców za­gła­dy była cał­ko­wi­cie nie­po­ję­ta”. Z tym się nie moż­na zgo­dzić. By­ła­by ona nie­po­ję­ta, gdy­by nie na­gon­ka z lat trzy­dzie­stych. Bo to na an­ty­se­mi­tów z tam­tych lat spa­da od­po­wie­dzial­ność za pla­gę szmal­cow­ni­ków i „pa­trio­tycz­nych” do­no­si­cie­li, a tak­że za rze­zie w Je­dwab­nem i in­nych miej­sco­wo­ściach wo­je­wódz­twa łom­żyń­skie­go, gdzie do­mi­no­wa­ła en­de­cja i któ­re jesz­cze przed woj­ną przo­do­wa­ło w an­ty­ży­dow­skich eks­ce­sach.

Zro­zu­mia­łe jest rów­nież – nie­ste­ty – ka­mu­flo­wa­nie praw­dy. W Słow­ni­ku współ­cze­sne­go ję­zy­ka pol­skie­go z 1996 r. szmal­cow­nik to „w okre­sie II woj­ny świa­to­wej ten, kto wy­łu­dzał (podkr. HG) od Ży­dów pie­nią­dze lub kosz­tow­no­ści, gro­żąc za­de­nun­cjo­wa­niem w ra­zie nie­otrzy­ma­nia za­pła­ty”, pod­czas gdy praw­dzi­wy szmal­cow­nik wy­mu­szał od Ży­dów okup i wy­da­wał ich, je­śli oku­pu nie otrzy­mał. W Słow­ni­ku ję­zy­ka pol­skie­go z 1981 szmal­cow­ni­ków w ogó­le nie ma. Ksiądz pyta re­to­rycz­nie: „Co po­wie­dzieć tam, gdzie do ko­ścio­ła przy­cho­dzą dzie­ci i wnu­ki ska­za­nych (podkr. HG) za szmal­cow­nic­two?” („Ty­go­dnik Po­wszech­ny”, nr 43, 2002). Ilu zo­sta­ło ska­za­nych? Z wy­ro­ku KWC je­de­na­stu. Z wy­ro­ku UB może stu, może dwu­stu. Ci, co mo­gli­by skar­żyć, nie żyli. Ksiądz po­wi­nien więc się ra­czej za­sta­na­wiać, co po­wie­dzieć tam, gdzie do ko­ścio­ła przy­cho­dzą dzie­ci i wnu­ki dzie­siąt­ków ty­się­cy szmal­cow­ni­ków i „pa­trio­tycz­nych” do­no­si­cie­li. I py­tać te dzie­ci i wnu­ki na spo­wie­dzi, cze­go je ci ro­dzi­ce i dziad­ko­wie uczy­li. Ad­res i bu­dy­nek był po woj­nie bar­dzo czę­sto ten sam.

Pro­fe­sor Ker­sten słusz­nie zwra­ca uwa­gę na „przy­ję­te przez pol­skie spo­łe­czeń­stwo i pol­skie wła­dze w kra­ju i na uchodź­stwie wy­ob­co­wa­nie mar­ty­ro­lo­gii Ży­dów”. To wy­ob­co­wa­nie trwa. W pół wie­ku po za­gła­dzie Do­bre­go uj­rza­łem tam po­mnik po­le­głych w woj­nie 1918–1920, a sto me­trów da­lej, gdzie za­bi­ja­no i za­sy­py­wa­no Ży­dów schwy­ta­nych na go­rą­cym uczyn­ku ży­cia, nie było nic. W Ol­ku­szu jest uli­ca Dwu­dzie­stu Stra­co­nych, któ­ra, we­dług lo­kal­nej ga­ze­ty, upa­mięt­nia „naj­tra­gicz­niej­sze dla ol­ku­szan krwa­we epi­zo­dy oku­pa­cji hi­tle­row­skiej”, ale ni­czym nie upa­mięt­nio­no tra­ge­dii tam­tej­szych Ży­dów. „Dwu­dzie­stu stra­co­nych Po­la­ków jest w Ol­ku­szu więk­szą tra­ge­dią niż za­mor­do­wa­nie po­nad trzech ty­się­cy Ży­dów”, kon­klu­du­je mło­dy ol­ku­sza­nin w li­ście do kra­kow­skie­go „Ty­go­dni­ka Po­wszech­ne­go” (nr 42, 2001), któ­re­go ol­ku­ska ga­ze­ta mu nie za­mie­ści­ła. Sąd w Je­ro­zo­li­mie nie zdo­łał udo­wod­nić Iwa­no­wi De­mia­niu­ko­wi, że był „Iwa­nem Groź­nym” w Tre­blin­ce, gdzie za­mor­do­wa­no 800 ty­się­cy pol­skich Ży­dów, ale nie ma wąt­pli­wo­ści, że był Iwa­nem De­mia­niu­kiem w So­bi­bo­rze, gdzie za­mor­do­wa­no 250 ty­się­cy. Dla­cze­go Pol­ska się po nie­go nie zgła­sza? Jak dłu­go za­sta­na­wia­ła­by się Pol­ska (ko­mu­ni­stycz­na, post­ko­mu­ni­stycz­na czy an­ty­ko­mu­ni­stycz­na), gdy­by w So­bi­bo­rze mor­do­wa­no „stu­pro­cen­to­wych” Po­la­ków? Dla nie­po­zna­ki za­żą­da­no eks­tra­dy­cji Alo­isa Brun­ne­ra, do któ­re­go mają pra­wo Au­stria, Fran­cja i Sło­wa­cja, ale nie Pol­ska. Z taką samą obo­jęt­no­ścią spo­ty­ka­ła się zbrod­nia wte­dy, kie­dy ją po­peł­nia­no.

Obo­jęt­ność tę wi­dać z bli­ska w do­ku­men­cie Clau­de’a Lan­zman­na Sho­ah. Re­ży­ser przy­sta­wiał ka­me­rę do twa­rzy, za­glą­dał w du­sze, za­da­wał py­ta­nia i otrzy­my­wał od­po­wie­dzi, ja­kich mało kto się spo­dzie­wał. Film jed­no­myśl­nie po­tę­pio­no w me­diach za­rów­no re­żi­mo­wych, jak i po­lo­nij­nych (tyl­ko w pod­ziem­nej pra­sie spo­ty­kał się ze zro­zu­mie­niem). Ko­mi­tet Wy­ko­naw­czy Kon­gre­su Po­lo­nii Ame­ry­kań­skiej opu­bli­ko­wał spe­cjal­ne oświad­cze­nie, w któ­rym za­rzu­cił Lan­zman­no­wi „na­tar­czy­we i ten­den­cyj­ne prze­słu­chi­wa­nie świad­ków”, „do­wol­ne tłu­ma­cze­nia słów pol­skich roz­mów­ców” i „prze­ina­cza­nie hi­sto­rycz­nych fak­tów”. Ży­dow­skich świad­ków, któ­rzy uprzą­ta­li cia­ła za­ga­zo­wa­nych, i fry­zje­ra, któ­ry strzygł wcho­dzą­cych do ko­mo­ry ga­zo­wej, oskar­żo­no w po­lo­nij­nej ga­ze­cie, że „prze­trwa­li woj­nę w obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych za cenę współ­pra­cy z opraw­ca­mi przy za­gła­dzie wła­snych współ­bra­ci”. A prze­cież było oczy­wi­ste, że uszli z ży­ciem nie „za cenę współ­pra­cy”, lecz wbrew in­ten­cjom opraw­ców, jak trzy­na­sto­let­ni Szy­mon Sreb­nik, któ­re­go roz­strze­la­no wraz z in­ny­mi „współ­pra­cow­ni­ka­mi”, lecz kula go nie za­bi­ła i wy­do­był się nocą spo­śród tru­pów.

Na­to­miast tłu­ma­cze­nie z pol­skie­go rze­czy­wi­ście nie za­wsze jest wier­ne. Oto Lan­zmann pyta sta­re­go czło­wie­ka, co czuł, wi­dząc, jak Niem­cy wy­wo­żą Ży­dów z mia­stecz­ka, a roz­mów­ca nie wie, co od­po­wie­dzieć. „To był ra­czej smut­ny wi­dok?…”, pod­po­wia­da pol­ska tłu­macz­ka. Tego po­moc­ni­cze­go py­ta­nia nie prze­tłu­ma­czo­no. Inny świa­dek wspo­mi­na, że le­śni­czy, któ­ry wi­dział, jak wy­wró­ci­ła się cię­ża­rów­ka „du­szo­gub­ka” z nie cał­kiem jesz­cze udu­szo­ny­mi Ży­da­mi, po­wie­dział mu: „Szko­da, że cię nie było pół go­dzi­ny temu, zo­ba­czył­byś, jak to wszyst­ko na czwo­ra­kach ła­zi­ło”. Za­am­ba­ra­so­wa­na tłu­macz­ka nie prze­tłu­ma­czy­ła Lan­zman­no­wi tych słów i nie ma ich ani po an­giel­sku, ani po fran­cu­sku na ekra­nie. Fak­ty hi­sto­rycz­ne też nie Lan­zmann prze­ina­cza, ale KW KPA, pi­sząc w swo­im oświad­cze­niu, że „trzy mi­lio­ny Po­la­ków, nie­-Ży­dów zgi­nę­ło bru­tal­nie zgła­dzo­nych w ulicz­nych eg­ze­ku­cjach, w na­zi­stow­skich kaź­niach i wię­zie­niach, w obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych” i że „zo­sta­li tak samo za­mor­do­wa­ni jak sześć mi­lio­nów eu­ro­pej­skich Ży­dów”, pod­czas gdy już na­wet w szko­łach wia­do­mo, że trzy mi­lio­ny Po­la­ków zgi­nę­ło na fron­tach woj­ny, w bom­bar­do­wa­niach, obo­zach nie­miec­kich i so­wiec­kich oraz w nie­miec­kich i so­wiec­kich eg­ze­ku­cjach – a więc na cał­kiem in­nej za­sa­dzie niż na przy­kład pół­to­ra mi­lio­na ży­dow­skich dzie­ci. By­łem wte­dy za­rów­no ży­dow­skim dziec­kiem ska­za­nym na śmierć, jak i Po­la­kiem z aryj­ski­mi pa­pie­ra­mi i do­brze za­pa­mię­ta­łem tę róż­ni­cę, dzię­ki któ­rej żyję.

W mar­cu 1996 by­łem z pol­sko­-ży­dow­skim od­czy­tem w Chi­ca­go. Po­ka­za­no mi za­le­ca­ny przez tam­tej­szy ­Scho­ol Bo­ard pro­gram na­ucza­nia o bo­ha­ter­stwie i po­świę­ce­niu Po­la­ków, któ­rzy ra­to­wa­li Ży­dów – na przy­kła­dach Ja­nu­sza Kor­cza­ka, „ma­jo­ra Woj­ska Pol­skie­go, któ­ry nie chciał opu­ścić ży­dow­skich sie­rot i po­szedł z nimi na śmierć”, i Mak­sy­mi­lia­na Kol­be­go, któ­ry „w Oświę­ci­miu od­dał ży­cie za Żyda”. Zna­łem i w Pol­sce lu­dzi, któ­rym w szko­le nie mó­wio­no, że Kor­czak był Ży­dem. Sam ukoń­czy­łem se­mi­na­rium z li­te­ra­tu­ry po­wszech­nej na Uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim, nie wie­dząc, że Ży­da­mi byli Franz Kaf­ka i Bru­no Schulz. Ale chy­ba tyl­ko w Chi­ca­go moż­na ukryć fakt, że Fran­ci­szek Ga­jow­ni­czek, któ­re­go ura­to­wał Mak­sy­mi­lian Kol­be – nie był. To na mar­gi­ne­sie prze­ina­cza­nia fak­tów hi­sto­rycz­nych.

W swych za­bie­gach obron­nych kie­row­nic­two Po­lo­nii po­su­nę­ło się do za­rzu­tu, że „o wy­mia­rze tra­ge­dii Ży­dów prze­są­dzi­ła nie­zdol­ność przy­wód­ców spo­łecz­no­ści ży­dow­skiej naj­pierw do uwie­rze­nia w po­sęp­ną praw­dę, co ozna­cza dla nich «Osta­tecz­ne roz­wią­za­nie», a da­lej ich prak­tycz­na (sic!) bier­ność i wręcz fa­ta­li­stycz­ne pod­da­nie się hi­tle­row­skie­mu ter­ro­ro­wi”. Zno­wu wbrew sfil­mo­wa­nym re­la­cjom ofiar, świad­ków po­stron­nych i spraw­ców, że o tym, co ozna­cza „osta­tecz­ne roz­wią­za­nie”, prze­ko­ny­wa­no się na­praw­dę do­pie­ro w ko­mo­rze ga­zo­wej. Na­wet w pięć­dzie­sią­tą rocz­ni­cę po­wsta­nia w get­cie war­szaw­skim czo­ło­wa ga­ze­ta po­lo­nij­na nie mo­gła po­wstrzy­mać się od przy­ty­ku: „Bier­na po­sta­wa wy­wo­ły­wa­ła wśród nie­któ­rych Ży­dów ostrą kry­ty­kę. Wśród Po­la­ków po­gar­dę”.

Ży­dów moż­na oskar­żać o na­iw­ność i nie­wy­ba­czal­ne za­ufa­nie do eu­ro­pej­skiej kul­tu­ry, a w kon­se­kwen­cji bez­rad­ność wo­bec zor­ga­ni­zo­wa­ne­go mor­du na nie­spo­ty­ka­ną przed­tem ska­lę, ale nie o bier­ność. Zor­ga­ni­zo­wa­ne spo­łecz­no­ści gett ra­to­wa­ły się jak mo­gły za­rów­no od śmier­ci fi­zycz­nej, jak i mo­ral­nej. Świad­czą o tym nad­ludz­kie wy­sił­ki Kor­cza­ka, Gep­ne­ra, Czer­nia­ko­wa, a na­wet kon­tro­wer­syj­ne­go Rum­kow­skie­go; roz­pacz­li­we zry­wy zbroj­ne w get­cie war­szaw­skim i bia­ło­stoc­kim, opór w Bę­dzi­nie, Czę­sto­cho­wie, Tar­no­wie, Kra­ko­wie, Bro­dach; w ma­łych get­tach, jak Kleck (21 VII 1942), Nie­śwież (22 VII 1942), Tu­czyn (22 VII 1942), Krze­mie­niec (9 VIII 1942), Ła­chwa (3 IX 1942), La­cho­wi­cze (19 X 1942); bun­ty w ośrod­kach za­gła­dy: Chełm­no (18 I 1943), Treb­lin­ka (21 VIII 1943), So­bi­bór (14 X 1943), Oświę­cim (7 X 1944). Zbie­go­wie z gett two­rzy­li gru­py par­ty­zanc­kie lub wstę­po­wa­li do par­ty­zant­ki so­wiec­kiej, rza­dziej do pol­skiej, gdzie ich prze­waż­nie nie chcia­no. Ka­len­darz Ży­dow­ski (War­sza­wa 1985) po­da­je, że w od­dzia­łach GL, AL i BCh słu­ży­ło 5 ty­się­cy Ży­dów, a w so­wiec­kich 25 ty­się­cy. Licz­ba Ży­dów w AK nie jest zna­na, bo ukry­wa­li się (i gi­nę­li) pod aryj­ski­mi pa­pie­ra­mi.

„Fa­ta­li­stycz­ne pod­da­nie się” moż­na przy­pi­sać ob­szer­nie cy­to­wa­ne­mu w Sho­ah ra­bi­no­wi Gra­bo­wa, któ­ry w bez­na­dziej­nej sy­tu­acji po­wie­rzył się wraz ze swo­ją gmi­ną Bogu – zu­peł­nie jak to czy­nią chrze­ści­jań­scy ka­pła­ni i pa­sto­rzy – lecz to nie po­sta­wa ra­bi­na prze­są­dzi­ła o mę­czeń­skim lo­sie jego owczar­ni. I wresz­cie je­śli „o wy­mia­rze tra­ge­dii Ży­dów prze­są­dzi­ła nie­zdol­ność przy­wód­ców”, to i o wy­mia­rze tra­ge­dii Po­la­ków prze­są­dzi­ła nie­zdol­ność przy­wód­ców pol­skich, a naj­mniej winy po­no­szą przy­wód­cy nie­miec­cy… Dla­cze­go bez­rad­ność osa­czo­nych Ży­dów na­zy­wa się „bier­no­ścią” i robi z niej cięż­ki za­rzut? Aże­by zrzu­cić na nich winę za ich los, a rów­no­cze­śnie oczy­ścić psy­chicz­nie sie­bie.

Ży­dów tak za­kom­plek­sio­no, że od lat jak pa­pu­gi po­wta­rza­ją (za an­ty­se­mi­ta­mi), że po­wsta­nie w get­cie war­szaw­skim ra­to­wa­ło ich „ho­nor”. Dla­cze­go nie kwe­stio­nu­je się ho­no­ru in­nych, któ­rzy gi­nę­li i giną bez­bron­ni i bez­rad­ni? Prze­ciw­nie, wy­no­si się ich na oł­ta­rze jako mę­czen­ni­ków, ofiar­ne ba­ran­ki Boże. Na­to­miast o po­boż­nych Ży­dach z Gra­bo­wa po­wie się, że „po­szli jak ba­ra­ny na rzeź”. Ich śmierć była rze­czy­wi­ście nie­ludz­ka i za­da­wa­li ją osob­ni­cy wy­zby­ci ludz­kich od­ru­chów, ale umie­ra­li lu­dzie, a nie ba­ra­ny, i hań­ba nie na nich spa­da, lecz na zbrod­nia­rzy, i nie na nich, lecz na obo­jęt­nych świad­ków spa­da wstyd. Dla­cze­go to nie jest oczy­wi­ste? Jak w ogó­le moż­na mó­wić o „nie­god­nej śmier­ci” mi­lio­nów bez­bron­nych Ży­dów? Dla­cze­go w ogó­le do­pusz­cza się taką myśl? Bo świa­do­mie lub nie­świa­do­mie od­ma­wia im się pra­wa do wszel­kiej god­no­ści.

We­dług pod­ręcz­ni­ków – na­wet tych, któ­re wy­tar­go­wa­ła dia­lo­go­wa ko­mi­sja pol­sko­-izra­el­ska – Pol­ska była je­dy­nym kra­jem pod oku­pa­cją hi­tle­row­ską, w któ­rym pod­zie­mie utwo­rzy­ło spe­cjal­ną struk­tu­rę dla nie­sie­nia po­mo­cy Ży­dom („Że­go­ta”). A tym­cza­sem w pół­noc­nej Fran­cji dzia­łał Co­mi­té d’Union et de Défen­se des Ju­ifs, w po­łu­dnio­wej Fran­cji Co­mi­té Géne­ral de Défen­se des Ju­ifs, w Bel­gii Co­mi­té de Défen­se des Ju­ifs – ży­dow­skie or­ga­ni­za­cje, któ­re opie­ra­ły się na po­mo­cy miej­sco­wej lud­no­ści i lo­kal­nych grup pod­ziem­ne­go opo­ru, jak Ma­qu­is (pol­ska „Że­go­ta” też skła­da­ła się w znacz­nej czę­ści z Ży­dów). W Ho­lan­dii Na­ro­do­wa Or­ga­ni­za­cja Po­mo­cy Ukry­wa­ją­cym się (po an­giel­sku Na­tio­nal Or­ga­ni­za­tion for Aid to Pe­ople in Hi­ding) po­ma­ga­ła wszyst­kim, któ­rym gro­zi­ło aresz­to­wa­nie lub wy­wie­zie­nie. Struk­tu­ry te, po­dob­nie jak „Że­go­ta”, skła­da­ły się z róż­nych ugru­po­wań po­li­tycz­nych. Fran­cu­ska or­ga­ni­za­cja Oeuv­re de Se­co­urs aux En­fants (po­wszech­nie zna­na jako OSE) zaj­mo­wa­ła się ra­to­wa­niem ży­dow­skich dzie­ci. Po­mniej­sze siat­ki pod kryp­to­ni­ma­mi „Ga­rel Cir­cut”, „Le Se­rvi­ce An­dré”, „La Si­xi­ème”, „Ame­lot” umiesz­cza­ły dzie­ci ży­dow­skie w klasz­to­rach, sie­ro­ciń­cach, szko­łach za­kon­nych i in­ter­na­tach (jed­ną z baz była ni­cej­ska Die­ce­zja). Swe­go ro­dza­ju pod­ziem­ną or­ga­ni­za­cją sta­ło się hu­ge­noc­kie mia­stecz­ko Le Cham­bon­-sur-­Li­gnon (trzy ty­sią­ce miesz­kań­ców), któ­re na apel pa­sto­ra przy­gar­nę­ło pięć ty­się­cy Ży­dów. Szwedz­ki dy­plo­ma­ta Ra­oul Wal­len­berg też nie sam ra­to­wał dzie­siąt­ki ty­się­cy bu­da­pesz­teń­skich Ży­dów, lecz z po­mo­cą czte­ry­stu zor­ga­ni­zo­wa­nych lu­dzi (głów­nie Ży­dów) oraz Szwaj­car­skie­go Czer­wo­ne­go Krzy­ża i Wa­ty­ka­nu. Ka­pi­tan Kor­mos (pseu­do) – po­dob­nie jak w Kra­ko­wie Schin­dler – chro­nił Ży­dów, za­trud­nia­jąc ich w fik­cyj­nej pro­duk­cji dla ar­mii wę­gier­skiej, gdzie znał od­po­wied­nich lu­dzi. Siat­ka sy­jo­ni­stycz­na „Szkla­ny Dom” wy­ra­bia­ła wę­gier­skim Ży­dom aryj­skie pa­pie­ry. Prze­pra­wie­nie duń­skich Ży­dów do Szwe­cji było zor­ga­ni­zo­wa­ną ak­cją pod­zie­mia. Na Li­twie/Bia­ło­ru­si par­ty­zan­ci ży­dow­skiej Bry­ga­dy Biel­skie­go utrzy­my­wa­li­ i ochra­nia­li w la­sach pół­to­ra ty­sią­ca zbie­głych z gett ko­biet i dzie­ci. O pod­ziem­nych skruk­tu­rach po­mo­cy dla Ży­dów we Fran­cji pi­szą Ja­cqu­es Ad­ler w The Jews of Pa­ris and the Fi­nal So­lu­tion (Oxford Uni­ver­si­ty Press 1987) i Su­san Zuc­cot­ti w The Ho­lo­caust, the French, and the Jews (Har­per­Col­lins 1993), w Bel­gii Lu­cien Ste­in­berg w Jews Aga­inst Hi­tler (Gor­don & Cre­mo­ne­si 1978), w Ho­lan­dii Ja­cob Pres­ser w Ashes in the Wind (E. P. Dut­ton & Co. 1969), na Wę­grzech Ran­dolph Bra­ham w The Po­li­tics of Ge­no­ci­de (Co­lum­bia Uni­ver­si­ty Press 1994). „Że­go­ta” jest chlub­ną kar­tą w pol­sko­-ży­dow­skiej hi­sto­rii i może była je­dy­ną tego ro­dza­ju or­ga­ni­za­cją – w Pol­sce.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: