Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Morele z kopca - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 grudnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Morele z kopca - ebook

Zbiór krótkich historii opowiadających losy mniej lub bardziej niecodziennych postaci. Kobieta bez ręki, mężczyzna bez głowy, spadająca gwiazda i rezolutna krowa Marcjanna to tylko niektórzy bohaterzy. Banalne z pozoru opowiastki prowadzą do… no właśnie, dokąd zmierzają?

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8104-460-8
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pieskie życie

Podszedł do drzwi, zatrzymał się i przez chwilę uważnie studiował ich fakturę. Dobre drewno, wytrzymałe. Dębowe. Odwrócił się i spojrzał na nią wyczekująco. Pojedynek źrenic przerwał szczeknięciem, nie miał cierpliwości do takich dyrdymałów. Westchnieniem uniosła się z kanapy i otworzyła mu drzwi.

— No idź, ale poczekaj na dole, muszę zmienić buty — oznajmiła samej sobie, bo on nie miał zamiaru słuchać, a co dopiero czekać. Gdy kończyła zdanie, był już w połowie drogi do wyjścia. W połowie, ale przegryzione, były też jej trampki. Wymemłane, obślinione, rozszarpane jak puszka z ananasem, gdy Twój otwieracz ma muchy w nosie.

Zanim dołączyła do niego przed budynkiem zdążył już zostawić kupę na trawniku. Sprzątając, bardzo poważnie przemyślała jak powinna zaplanować jego dietę na najbliższe tygodnie, bo jej samej już się odechciało jeść. Przez 20 minut bawili się w “gdzie jest patyk, przynieś patyk”, ale przy 256 rzucie ona miała już dość, a on się dopiero rozkręcał.

— Idziemy do domu — zadecydowała. Trawnik płynął zupą z liści. W zapiętej kurtce było jej za ciepło, w rozpiętej za zimno. Pomimo chodź, no chodź Pikuś i zdublowanego idziemy, ani drgnął.

— W takim razie ja wracam do domu, a Ty rób, co chcesz — odwróciła się teatralnie, a dramatyzmu chwili dodało chlupnięcie w przemokniętym bucie. Ruszyła w stronę budynku. Niespiesznie, ociągając się. Plan był prosty. Ona zdeterminowana jak szerszeń idzie do domu, on przez chwilę jest czupurny, ale zaraz zaczyna niepewnie przestępować z nogi na nogę, by wreszcie również obrać ten sam kierunek. Patrząc na sprawę logicznie ciężko ignorować tak solidne argumenty przemawiające za domem, jak brak deszczu, jedzenie, które udaje się bezkarnie podjadać ludziom z talerza, gdy nikt nie patrzy, kanapa, na której można się bezwstydnie rozsiąść, a do tego lodówka. Tym razem jednak Pikuś postanowił eksplorować swoją asertywność. Wykorzystał moment nieuwagi, gdy Gizela była zwrócona do niego plecami i dał upust rażącej niesubordynacji, dając też nogę. Popędził na łeb na szyję do najbliższego rogu, czmychnął w lewo, cwałem dopadł kolejnego skrętu, na północ, północny — zachód i jeszcze przez chwilę ścigał się z wiatrem, a przecież jesienią nieźle duje, by wreszcie zwolnić i wejść do baru.

— Hola, hola psie! Nie wpuszczamy tu sierściuchów- oznajmił barman Maciej, by po chwili spacyfikować siebie samego słowami — A to Ty Achim.

— Podwójną szkocką na lodzie — zadeklarował zmarznięty przybysz, rozpinając suwak. Chwilę później całkowicie wydostał się ze stroju psa, a zmokłe futro powiesił na kaloryferze.

— Ciężki dzień? — Na blacie pojawiła się szklanka z łyskaczem, kostki lodu zastukały kordialnie. Maciej polał z górką, od serca. Na widok takich rarytasów Achimowi rozszerzyły się źrenice, a usta przyjęły konstrukcję półotwartą z wystawionym językiem, opadającym nieznacznie bardziej na prawo.

— Chyba mam dość zleceń na jakiś czas — obwieścił Achim — Ileż można gryźć buty, szczekać, srać na trawnik, grzebać w śmietniku? Wypaliłem się człowieku. Potrzebuję odmiany.

— Ale dziś masz wolne? — Stary, troskliwy barman Maciej. Zawsze się zainteresuje, pocieszy. Dusza człowiek.

— Ta. Do jutra do 11.30. Właśnie uciekłem młodej. W scenariuszu od jej rodziców jest przewidziane, że ja znikam, a ona ma mnie szukać do późnego wieczora. Cała akcja, rozwieszanie plakatów, przetrząsanie okolicy i pytanie ludzi, czy mnie nie widzieli, dzwonienie po schroniskach, bo może mnie znaleziono. Testują gówniarę, czy jest odpowiednio zdeterminowana, by mieć psa. Rozumiesz.

Barman Maciej rozumiał.

Achim kiedyś był aktorem. Nadal, co prawda był, ale od kilku lat wcielał się głównie w role psów i kotów, a przez ostatnie kilka dni brylował, jako Pikuś, niesforny kundel. Rodzice wynajmowali go na kilka dni lub tygodni, by nauczyć swoje dzieci odpowiedzialności i opieki nad zwierzęciem, a najczęściej — zniechęcić je do posiadania czworonoga. Praca była dobrze płatna i nie miał dużej konkurencji, a do chodzenia na czterech łapach już dawno się przyzwyczaił. Tylko załatwianie się w miejscach publicznych nadal bywało dla niego krępujące, pomimo, że miał pozwolenie od prezydenta miasta i odpowiednie dokumenty. Czasem trafiały się też zlecenia dla dorosłych, a raz nawet okazało się, że pewną całkiem atrakcyjną brunetkę podniecają mężczyźni przebrani za psa. Przy warczeniu zupełnie traciła głowę. Achim odwiedzał ją od czasu do czasu, rozważali nawet wspólne mieszkanie.

— Polej drugą kolejkę. Na rano mam zaplanowane wymiotowanie na podłogę w kuchni. Zgodnie ze scenariuszem Pikuś uciekł i najadł się czegoś w parku, w związku, z czym będzie się źle czuł i trzeba go zabrać do weterynarza. Ergo mogę, a nawet jestem zobligowany mieć kaca. Lepiej wczuję się w rolę. — Wyjaśnił Achim i szczeknął z przyzwyczajenia dwa razy.

Nie jest łatwo nauczyć starego psa nowych sztuczek, mawiał barman Maciej.Pies, którego nie było

Achim podkręcił gaz. Klopsiki po szwedzku przepychały się, tarabaniąc sos poufale, w garnku ze stali nierdzewnej o specjalnej 3-warstwowej konstrukcji. Dostał od siostry cały zestaw, na pocieszenie, po tym jak jego była żona Gizela zabrała wszystkie sprzęty kuchenne. Toster naprawdę lubił i bywało nawet tak, że za nim tęsknił. Właśnie nalewał sobie wina, gdy usłyszał jak w rurze dyskretnie wijącej się za ścianą przemyka woda. Zaśmiał się zupełnie jakby klopsiki opowiedziały mu naprawdę dobry dowcip, bo strumień za murem oznaczał, że zaledwie dwa metry od gotującego się obiadu i węgierskiego Tokaja, o gęstej, miodowej esencji i gryczanej słodyczy wydobytej z gron dotkniętych szlachetną pleśnią, przemknęła kupa jego sąsiada. Wszystkie mieszkania w pionie były rozplanowane tak, że tam gdzie Achim miał zrobioną kuchnię, inni posiadali łazienki. Poprzedni właściciel przebudował mieszkanie w ten sposób, a Achim lubił wierzyć, że miał ku temu dobry powód.

Ot, train de la vie. Odgłos spuszczanej wody sprawił, że Achim znów zaczął myśleć o swojej byłej żonie, a właściwe to uświadomił sobie, że wcale nie przestał. Po części to, dlatego, że w dniu uprawomocnienia się rozwodu nasikał na drzwi i wycieraczkę jej mamy, chociaż z teściową akurat zawsze dogadywał się fest. Tam pomieszkiwała jego była, więc cóż powiedzieć, niewinna ofiara wojny, takich się nie uniknie. W dużej mierze chodziło jednak, o to, że wpadł na Gizelę w sklepie z meblami, gdy kupowała materac. Duży, dla dwóch osób, z pianki wysokoelastycznej. A jak wiadomo na takim materacu się sypia, w konfiguracjach i znaczeniach najróżniejszych. Przenerwował się, jak to zwykł mówić, jako dziecko.

Jego apetyt na obiad był już passé, ale zdecydował się konsumować. Nie będzie pił na pusty żołądek przecież jak jakiś alkoholik. Tymczasem w jednym klopsików figurował włos. Niwecząc achimowe marzenie o posiłku crème de la crème, trafił do jego buzi. Długi, frywolny blond kędzior . Achim szybko zorientował się w sytuacji i rozpoczął akcję ratunkową. Wymacał włos językiem, złapał opuszkami i zdecydowanie, acz z wyczuciem, pociągnął. Wraz z kłakiem wypluł też szpilki, w których uwielbiała chodzić, gdy zakładała swoją ulubioną zieloną sukienkę, szminkę w kolorze perfekcyjnej burgundowej czerwieni, tomik “Nocy waniliowych myszy” Bukowskiego, kilka marynowanych kurek i smycz psa, którego mieli adoptować. Na koniec zakrztusił się i wypluł z siebie chmurę brokatu. Zapomniał jak bardzo uwielbiała takie świecące niedorzeczności.

Popił kolejnego klopsika winem i nawet nie usłyszał, gdy ktoś znowu spuścił wodę. Wyjrzał przez okno i faktycznie, tak jak zapowiadali, pogoda była niezła. Jesień zaczęła się na dobre, a on nie mógł sobie przypomnieć, czym był październik miesiąc wcześniej.O psia kość!

Tobiasz był astronautą, miał wąsy, które drapały lub łaskotały w zależności od humoru, lubił jadać bób i salami, nudziły go puzzle, za to uwielbiał krzyżówki i właśnie umarł. Pierwsza “ś”, trzecia “i”, 6 liter. Trochę było mu niezręcznie, bo całkiem niedawno adoptował psa, Alberta. Teraz, gdy Tobiasz dość nieodpowiedzialnie umarł, włochate psisko będzie ponownie zdane samo na siebie lub wróci do schroniska. Blamaż! Pewnie właśnie czworonóg siedzi pod drzwiami i nasłuchuje kroków współlokatora. Biedny, samotny Albercik w pustym mieszkaniu i miska z jedzeniem też pusta. Głupio wyszło i Tobiasz nie lubił takich sytuacji.

— Proszę bardzo, Twoja ankieta preferencji i certyfikat z liczbą punktów, które przyznano Ci w trakcie życia. Rozumiem, że na wejściu uprzedzili Cię jak to działa? — Przerwał mu rozmyślania grubszy jegomość w koszulce z napisem gunwo. Tobiasza śmieszyło.

— 83 punkty? Czy to dobry wynik? — Zaniepokoił się denat. Jego wzrok gubił się na kolejnych kartach formularza.

— Szczerze mówiąc to całkiem niezły. Nie widziałem tu takiej noty już dobry tydzień. Sporo Ci dodali za tę wyprawę w kosmos w poszukiwaniu nowej planety do zasiedlenia. Z papierów wynika, że urząd musiał odjąć trochę punktów za drobne incydenty typu marnowanie żywności, bo obaj wiemy, że więcej niż raz kupiłeś sobie śledzika po kaszubsku, zjadłeś 3 koreczki, a reszta poszła przeterminowana do kosza, i co tu jeszcze… za flirtowanie z mężatką, odwoływanie spotkań z przyjaciółmi, bo nie chciało Ci się ruszyć z domu i za podjadanie cudzych jogurtów ze wspólnej lodówki w pracy — podsumował urzędnik.

Tobiasz dał wyraz swojej bezradności deklarując, że nie do końca rozumie, co ma teraz zrobić z tymi wszystkimi punktami do cholery.

— No dobrze, to od początku. Nie przejmuj się, większość reaguje zagubieniem na bycie martwym — zapewnił wyrozumiale urzędnik — Punkty za bycie dobrym człowiekiem, które zebrałeś podczas bycia Tobiaszem astronautą masz tu — wskazał na liczbę palcem serdecznym- Na saaamej górze dokumentu, jasne?

— Tak, tak i co teraz? Myślałem, że jak umierasz, to już naprawdę nic Cię nie interesuje. Koniec i kropka, nie ma Cię. — Tobiasz był skonfundowany po same uszy.

— Nic bardziej mylnego — zaśmiał się dobrodusznie oficjel i pogładził masywną dłonią po brodzie. Wszystkie jego palce były serdeczne, zauważył Tobiasz. — Im więcej punktów zebrałeś tym większy masz wpływ na to, jak będzie wyglądało Twoje kolejne życie. Teoretycznie możesz wybrać swoją płeć, miejsce zamieszkania, zawód, popularność w liceum, orientację seksualną, zrezygnować z niepożądanych chorób i schorzeń, wybrać, w jakim wieku chcesz poznać swoją wielką, prawdziwą miłość i czy ma być szczęśliwa, zdecydować czy będziesz mieć potomstwo i tak dalej.

— Brzmi to podejrzanie dobrze — zauważył Tobiasz przeglądając kolejne strony dokumentu. Było ich blisko tysiąc.

— Oczywiście, że jest haczyk. Punktów, ani czasu, nie wystarczy Ci, by zaplanować sobie idealne życie na wszystkich frontach. Z czegoś będziesz musiał zrezygnować, pewne obszary Twojego życia zaplanuje głupie szczęście lub mądrzejszy pech, a może po prostu zadecydują o nich inne osoby, które zaprojektowały swoje życie w taki sposób, że będzie miało wpływ na Twoje. Nawet zdobywcy maksymalnej liczby punktów, a było takich ledwie kilku, nie mogli sobie pozwolić na luksus decydowania o wszystkim. Radzę Ci więc, wybieraj mądrze i przemyśl, na czym zależy Ci najbardziej.

Tobiasz westchnął i to głęboko, na pewno usłyszeliście. Zaczął gorączkowo rozpisywać rachunek sumienia i rzeczy, których żałował, bał się lub, których pragnął. Oderwał się na chwilę od ociężałej już kartki.

— Ile mam czasu i czy dostanę podwójne espresso? — Chciał wiedzieć.

Urzędnik zerknął na zegar słoneczny, który nosił przyczepiony do paska na nadgarstku. Przez chwilę zajął się swoimi myślami.

— Zgodnie z prawem masz 24 godziny od momentu śmierci na jakiekolwiek działania. Z dokumentacji i moich obliczeń wynika, więc, że zostało Ci jeszcze 8 godzin i 44 minuty.

— To absurdalnie mało czasu! Powinno być go więcej, to są bardzo ważne decyzje!

— Nie ja ustalam zasady. Skup się na fundamentach. I uprzedzając Twoje pytanie — nie możesz wymienić punktów na dodatkowe minuty. Kawę natomiast dostaniesz za darmo.

Tobiasz nie miał zamiaru tracić cennych punktów, co to, to nie. Postanowił skupić się na kluczowych tematach. Zaczął od płci, bo to akurat przemyślał sobie już przed śmiercią. Zawsze chciał wiedzieć jak to jest mieć duże piersi. Można ich dotykać przed zaśnięciem, a potem zaraz po przebudzeniu, a tak właściwie to również w ciągu dnia. Ahoj przygodo! Kilkanaście godzin później radosny jak szczygieł na wiosnę skończył wypełniać papiery. Wyrobił się z planem minimum dla najważniejszych kwestii, ale nie zdążył już wziąć pod uwagę innych poza piersiami aspektów cielesnych, więc od początku liceum będzie miała kompleksy z powodu za grubych ud i zbyt cienkich włosów. Za to pies Stefan będzie zadowolony z ogródka, kości do obgryzania raz na tydzień i dobrej Pani, która pozwala mu siedzieć na kanapie i spać w łóżku.Kłaczek

Zaswędziało ją podniebienie. Chciała podrapać się językiem, ale finał był taki, że się tylko połaskotała. Wypiła łyk kawy zbożowej. W tym tygodniu bez kofeiny, bo znowu za dobrze nie śpi. Nad krawędzią filiżanki przeturlała oczy na Totojusza.

— To pójdziesz ze mną na to wesele w sobotę? — Rzuciła przynętę — Trochę mi zależy, to moja kuzynka. Nie lubię jej, ale to bliska rodzina. Ostatnim razem jak mieliśmy iść na osiemdziesiątkę mojego dziadka udawałeś, że skręciłeś nogę, więc Cię nie ciągnęłam. Wiesz, że potem miałam ochotę Cię zabić za takie parszywe wciskanie mi kitu.

— A Ty wiesz, że nie lubię takich imprez. Zabawy typu ruchy kopulacyjne w celu przebicia balona lub przekładanie kurzych jaj w nogawkach raczej mnie nie pobudzają intelektualnie. Prędzej umrę niż tam się pojawię — zadeklarował i jak się po chwili okazało, wcale nie kłamał. Umarł.

Aldona Kłaczek nigdy nie dawała łatwo wyprowadzić się z równowagi. Nic na wariata, powiedziała sobie. Na spokojnie zanotowała wszystkie śmierci Totojusza w tym miesiącu. Pierwsza była wtedy, gdy krzyczał, że odbierze sobie życie, jeśli Polska nie dojdzie do finału EURO 2016. Druga, gdy sąsiad zaczął wiercić dziury w ścianach o 6 rano, więc Totojusz prosił Boga, by go zabił. Kolejna, to było morderstwo, bo Aldona wbiła mu nóż pod żebro za flirtowanie z barmanką, chociaż po prawdzie to barmanka się mizdrzyła, a Totojusz po prostu był. Następny zgon był mniej dramatyczny, bo dość sztampowo i bez polotu zadeklarował, że jeśli zaraz nie dostanie obiadu, to każe nazywać się Afryką i umrze z głodu. Łącznie z dzisiejszym zejściem naliczyła siedem zatrzymań akcji serca, co oznaczało, że jej partner właśnie wyczerpał limit na ten miesiąc i wróci do życia dopiero w sierpniu. Takie są zasady, nie ona je ustalała.

— Świetnie — mruknęła pod nosem i kopnęła w kostkę bezwładnie zwisające z krzesła ciało Totojusza.

W sierpniu zabije go za ten numer, o ile nie przejdzie jej złość do tego czasu. Tymczasem postanowiła wymigać się z pójścia na wesele bez osoby towarzyszącej. Znowu musiałaby tłumaczyć wszystkim, dlaczego przyszła sama. Ciocia Izaura już i tak cichaczem rozpowszechnia teorię, że Aldona wcale nie ma partnera, Totojusza to sobie wymyśliła, a tak naprawdę jest starą panną albo gorzej, lesbijką.

Dzwoni do kuzynki. Czuje w trzewiach, że to się nie może udać.

— Cześć, słuchaj, bardzo Cię przepraszam, ale jednak nie przyjdziemy. Toto się rozchorował, leży nieprzytomny jak worek ziemniaków — próbowała perswadować opierając swoje kłamstwo na krztynie prawdy, bo faktycznie leżał niczym torba kartofli — Sama? Nie, nie mogę go tak zostawić. Zresztą, nie miałabym jak przyjechać. Naprawdę, nie dam rady, oczywiście, że nie ściemniam. Podeślę Ci prezent pocztą Daj spokój, nie kłopocz Taty, by po mnie przyjeżdżał. Aha, i tak będzie odbierał z okolicy Twoją chrzestną… Ale jak ja potem wrócę? Przecież nie będę miała jak dojechać do domu w środku nocy, a też tam nie ma się gdzie przespać Tak, to bardzo uroczo, że macie zarezerwowany zapasowy pokój na takie sytuacje.

Była pod ścianą. Mogła zrobić już tylko jedno.

— Wiesz, prawda jest taka, że nie mogę przyjść, bo przespałam się z Twoim narzeczonym dwa tygodnie temu. Sama rozumiesz, że byłoby dość niezręcznie, gdybym się pojawiła, ale K O C H A N A wy bawcie się dobrze i nic się mną nie przejmujcie. No, to całuski.

Tym sposobem Aldona Kłaczek uniknęła pójścia na wesele. Podobnie zresztą jak 136 innych osób.Elegancik z morskiej pianki

To był początek lata. Miasto pachniało duszoną w słońcu trawą i rozgrzanym asfaltem. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Albin zostanie ojcem po raz dziewiętnasty.

— Dostaniesz odprawę za 3 miesiące i zapłacimy Ci za niewykorzystany urlop — powiedział szef wręczając mu wypowiedzenie — Nie mogę pozwolić, by pracownice zachodziły mi w ciążę jedna po drugiej. I bez tego brakuje mi kelnerek i ludzi na kuchni. Jesteś naprawdę fajnym chłopakiem, dobrym pracownikiem, ale z żoną Sous Chefa to już była przesada. Nie pozostawiłeś mi wyboru eleganciku z morskiej pianki. Od jutra już nie przychodź do pracy i będę wdzięczny, jeśli nie będziesz do nas zaglądał w odwiedziny. Mam nadzieję, że rozumiesz? — dodał zakłopotany.

Albin nie chował urazy. Wręcz przeciwnie. Głośno ją zakomunikował. Rozumiał przede wszystkim tyle, że tak oto właśnie kończy się jego krótka kariera młodszego kucharza. Nie bardzo wiedział, co mógłby zrobić, by poradzić sobie z atencją płci przeciwnej. Jego życiowym dramatem i prawdziwym przekleństwem stał się wygląd. W głębi duszy podejrzewał, że jego organizm wydziela feromon, który sprawia, że kobiety dostają kociokwiku, a ich komórki jajowe w obliczu takiego szaleństwa dokonują samozapłodnienia. Prawda była jednak prosta jak budowa cepa: był tak przystojny, że niektóre kobiety zachodziły w ciążę od samego patrzenia. Sous Chef mizernie przyjął do wiadomości nowiny, że również i jego żona należy do tej grupy. Dość szybko należało zabezpieczyć wszystkie noże w restauracji, w tym ten do filetowania, oraz ponownie zmontować krajalnicę, z której w apogeum białej gorączki próbował wyjąć ostrze i tak uzbrojony bronić honoru. Albin umknął z życiem, ale nie miał pomysłu, co dalej z nim robić. Na pewno nie kolejne dzieci. Z niepokojem wyglądał pozwów o alimenty i roszczeń od kobiet, dla których mógł stać się w niedalekiej przyszłości praprzyczyną, a zarazem spełnieniem rozjątrzonych instynktów macierzyńskich. Postanowił szukać ratunku w wazektomii, chociaż podchodził do pomysłu z pewną dozą nieśmiałości, bo jednak gmeranie w okolicach penisa wywoływało w nim obawę o integralność cielesną. Pełen sprzecznych emocji zapisał się na konsultację ze specjalistą.

Darmowy fragment
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: