Mur - ebook
Mur - ebook
Katarzyna Brejwo, Juliusz Ćwieluch, Merle Hilbk, Urszula Jabłońska, Magdalena Kicińska, Nataša Kramberger, Jens Mühling, Kaja Puto, Antje Rávic Strubel, Ziemowit Szczerek, Maciej Wasielewski i Agnieszka Wójcińska
Z fotografiami Filipa Springera
Teksty niemieckie w przekładzie Elżbiety Kalinowskiej
Tekst słoweński w przekładzie Joanny Pomorskiej
W nocy z 9 na 10 listopada 1989 roku runął mur, który przez niemal trzy dekady dzielił Berlin na wschodni i zachodni. Choć po tym symbolu zimnej wojny została tylko pamiątkowa ściana, niewidoczna blizna wciąż przecina miasto. Fenomen muru próbuje zgłębić dwanaścioro polskich i niemieckich reporterów. Historie przedstawione w zbiorze pod redakcją Agnieszki Wójcińskiej i zilustrowane zdjęciami Filipa Springera krążą wokół problemu berlińskiej granicy, tej historycznej i tej dzisiejszej – głęboko zakorzenionej w świadomości i pamięci. Pokazują, że historia berlińskiego podziału jest w pewnym stopniu opowieścią o pękniętej Europie.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8049-442-8 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
V. S. Naipaul Maska Afryki. Odsłony afrykańskiej religijności
Karolina Domagalska Nie przeproszę, że urodziłam. Historie rodzin z in vitro
Pin Ho, Wenguang Huang Uderzenie w czerń. Morderstwo, pieniądze i walka o władzę w Chinach
Liao Yiwu Pociski i opium. Historie życia i śmierci z czasów masakry na placu Tiananmen
Marcin Wójcik W rodzinie ojca mego
Frances Harrison Do dziś liczymy zabitych. Nieznana wojna w Sri Lance
Zbigniew Parafianowicz, Michał Potocki Wilki żyją poza prawem.
Jak Janukowycz przegrał Ukrainę
Peter Hessler Dziwne kamienie. Opowieści ze Wschodu i z Zachodu
Jenny Nordberg Chłopczyce z Kabulu. Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie
Magdalena Kicińska Pani Stefa
Andrzej Muszyński Cyklon
Swietłana Aleksijewicz Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka (wyd. 2)
Filip Springer Miedzianka. Historia znikania (wyd. 3 rozszerzone)
Aleksandra Łojek Belfast. 99 ścian pokoju
Paweł Smoleński Izrael już nie frunie (wyd. 4)
Peter Pomerantsev Jądro dziwności. Nowa Rosja
Swietłana Aleksijewicz Cynkowi chłopcy (wyd. 2)
Katarzyna Surmiak-Domańska Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość
Jean Hatzfeld Englebert z rwandyjskich wzgórz
Marcin Kącki Białystok. Biała siła, czarna pamięć
Bartek Sabela Wszystkie ziarna piasku
Anna Bikont My z Jedwabnego (wyd. 3)
Martin Schibbye, Johan Persson 438 dni. Nafta z Ogadenu i wojna przeciw dziennikarzom
Swietłana Aleksijewicz Wojna nie ma w sobie nic z kobiety (wyd. 2)
Dariusz Rosiak Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan
Piotr Lipiński Bicia nie trzeba było ich uczyć. Proces Humera i oficerów śledczych Urzędu Bezpieczeństwa (wyd. 2 popr. i rozszerz.)
Paweł Smoleński Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie
Wolfgang Bauer Przez morze. Z Syryjczykami do Europy
Cezary Łazarewicz Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka
Elizabeth Pisani Indonezja itd. Studium nieprawdopodobnego narodu
Beata Szady Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy
Rana Dasgupta Delhi. Stolica ze złota i snu
Ed Vulliamy Wojna umarła, niech żyje wojna. Bośniackie rozrachunki (wyd. 2)
Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń Armenia. Karawany śmierci
Katarzyna Kwiatkowska-Moskalewicz Zabić smoka. Ukraińskie rewolucje
Anna Sulińska Wniebowzięte. O stewardesach w PRL-u
Anjan Sundaram Złe wieści. Ostatni niezależni dziennikarze w Rwandzie
Ilona Wiśniewska Hen. Na północy Norwegii
W serii ukażą się m.in.:
Iza Klementowska Szkielet białego słonia
Lidia Pańków Bloki w słońcu. Mała historia Ursynowa PółnocnegoWstęp
Pewna nastolatka nie zapamiętała upadku muru, bo grała tego dnia w piłkę ręczną i to całkowicie zajmowało jej uwagę. Przez lata głupio było się do tego przyznać. Wszyscy pielęgnowali swoje wspomnienia, a ona tylko udawała, że je ma. Pewien mężczyzna, z pochodzenia Polak, który dziś czuje się w Niemczech jak w domu, z resztek muru zbudował na swojej polskiej działce instalację, jakiej świat nie widział. Inny napisał poradnik o tym, jak żyć – po murze i z murem w sobie. Książka nieźle się sprzedała.
Dwunastu reporterów, polskich i niemieckich, spotyka ludzi, na których życie mur jakoś wpłynął, zostawił w nich ślad czy choćby śladzik. Słuchają opowieści, czasem głośnych, innym razem wypowiedzianych niemal szeptem. Nie pytają swoich rozmówców o wielką historię ani politykę, tylko o drobiazgi – o zapach w tunelu przekopanym pod murem, o kształt okien w wielkiej klinice, którą po zmianie systemu zamieniono w luksusowe osiedle, o skalpel, dzięki któremu udało się porwać samolot lecący w kierunku Zachodu, i o smak kawy w centrum handlowym w tureckiej dzielnicy dzisiejszego Berlina (którą w pewnym sensie oddziela od niemieckiej części miasta nowy mur, niewidoczny, ale wyraźnie odczuwalny).
Jesteśmy obecni w tych prostych opowieściach, które rozmówcy snują zza baru ozdobionego różowymi światełkami i serduszkami w knajpie o swojsko brzmiącej nazwie Warschau, albo stojąc na chodniku, w którym zatopiono płytki Stolperstein – złote kostki pamięci o żydowskich (i romskich, i niepełnosprawnych, i homoseksualnych) mieszkańcach miasta, żyjących długo przed zbudowaniem muru – czasem pomyślimy: „mnie też to mogło się przydarzyć”.
Bo ta książka nie jest o zjawisku politycznym czy symbolu, jakim był mur berliński, ale o intymnych historiach z murem i po murze. Autorzy reportaży, z których większość dorastała w jego cieniu i ma własne wspomnienia związane ze światem podzielonym na „lepszą” i „gorszą” część, próbują sprawdzić, jakie szczegóły kryją się za spektakularnym upadkiem muru i tym, co nastąpiło potem. To nie przypadek, że są wśród nich Polacy i Niemcy, zarówno z pokolenia, które w świadomym życiu doświadczyło rzeczywistości poprzedniego systemu, jak i z generacji, dla której żelazna kurtyna zawsze należała do przeszłości. Choć wszyscy oni wychowywali się i wchodzili w dorosłość w okresie transformacji, to różnie na nią patrzą. Te odmienne perspektywy, odbite w poszczególnych historiach i sposobie ich opowiadania, wzajemnie się uzupełniają, tworząc polifoniczną opowieść o miejscu, w którym znaleźliśmy się ćwierć wieku po upadku muru. Muru przypominającego o sobie nie tylko przez blizny w ziemi, które pokazał na swoich zdjęciach polski fotograf, autor dwunastej składowej tego zbioru.
Autorzy nie pytają o historię, choć są w tej antologii również reportaże historyczne, tylko przede wszystkim o dziś, o Niemców, ale też o Polaków, bo można znaleźć między nami wiele pokrewieństw.
Czy dzisiaj mur, jego resztki, to jedynie skomercjalizowana atrakcja turystyczna? Czy mur w ogóle runął? A może tylko się przesunął nieco na wschód? Czy rzeczywiście żyjemy dziś „bez granic”, i co to właściwie oznacza? Czy miejsce po murze to te blizny fizyczne, które widać na fotografiach, czy może też blizny mentalne i emocjonalne? Jak przebiega ich gojenie?
Agnieszka Wójcińska
Mauerweg jest jak blizna, która zarasta powoli. Gdy jej dotknąć, da się jeszcze poczuć tę inność pod skórą. Miasto jest w tym miejscu bardziej tkliwe. Idąc jej śladem, trzeba być jednak bardzo uważnym. Nie wszędzie bowiem jej obecność zaznaczono w przestrzeni.Urszula Jabłońska
Zrób sobie mur
Wieś Sosnówka leży w gminie Twardogóra w powiecie oleśnickim oraz na uboczu Historii przez duże H. Można tu iść do lasu na jagody, połowić ryby w stawie albo odwiedzić pobliską stadninę koni. Lokalna prasa donosi, że dziadek Mateusza i Andrzeja znalazł prawdopodobnie największego grzyba w powiecie oleśnickim. Tymczasem w Sosnówce, na łące pod lasem iglastym, stoi trzydzieści fragmentów muru berlińskiego, pieczołowicie ustawionych w kształt paraboli – największa część muru znajdująca się poza Berlinem.
Kiedyś mur był jeden, dzisiaj jest w kawałkach. Kiedyś był w Berlinie, dzisiaj jest na całym świecie. Kiedyś po prostu oddzielał Zachód od Wschodu, dzisiaj pełni różne funkcje. Segment muru berlińskiego przy wejściu do bazyliki fatimskiej, przywieziony przez portugalskiego emigranta, podkreśla znaczenie boskiej interwencji przy upadku komunizmu. Dwa fragmenty zatopione w różowawym betonie w Fort Gordon w stanie Georgia w USA upamiętniają poświęcenie armii amerykańskiej, która pomogła zagwarantować wolną, stabilną i demokratyczną Europę. Cztery segmenty do niedawna stały w parku Bedok Reservoir w Singapurze, a Dennis Kuan, artysta graffiti, namalował na nich dwa typy władców, nawiązujące do tradycji buddyjskiej. Ktoś, kto otoczył fragmentami muru pisuary w męskiej toalecie w kasynie Main Street Station w Las Vegas, nie pozostawił wiele miejsca na domysły. Każdy, komu po 1989 roku wpadł w ręce fragment muru, dopisywał do niego swoją historię.
Patrzę na mur berliński, który wyrasta niczym betonowy Stonehenge pośrodku wsi Sosnówka w gminie Twardogóra w powiecie oleśnickim i staram się zrozumieć, co on tutaj znaczy.
Młynek 1989
Pierwszy kawałek muru Ludwik Wasecki, z pochodzenia Polak, z zawodu dentysta, odłupał własnoręcznie. 10 listopada 1989 roku obudził się rano i pierwsze co, to usłyszał w radiu, że wszystkie przejścia graniczne między zachodnią a wschodnią częścią Berlina zostały otwarte, a Berlińczycy z obydwu stron szturmują mur. To była wiadomość takiej wagi, że pojechał do gabinetu dentystycznego, chwycił wiertło na baterie, takie do protez – wtedy jeszcze koszmarnie drogie – i ruszył na mur. Zastał obrazek jak z filmu. Mieszkańcy Berlina Zachodniego wdrapywali się na betonową konstrukcję, witali przybyłych z drugiej strony transparentami, stawiali im piwo, obcy ludzie padali sobie w objęcia. Tłum ludzi kruszył mur czym się dało – młotkami, dłutami, niektórzy dzierżyli kilofy, inni ściągali drut kolczasty gołymi rękami. Każdy chciał w tym uczestniczyć, każdy chciał odłupać chociaż kawałek (dziś te kawałki można czasem znaleźć na eBayu w cenie kilkunastu dolarów za sztukę). Doktor Wasecki też odwiercił swoim wiertłem taki szary, chropowaty fragment na pamiątkę. Miękko spoczywał w jego dłoni i zupełnie nie przystawał do rangi wydarzenia – oto upadał mur, który przez prawie trzydzieści lat odgradzał wschód od zachodu Europy. Do niedawna przekraczali go nieliczni, najbardziej zdeterminowani. Teraz wystarczył jeden krok. Trzy tygodnie później Ludwik Wasecki, z pochodzenia Polak, z zawodu dentysta, wymyślił pierwsze instalacje artystyczne.
W poszukiwaniu wyjścia
Ludwik Wasecki siedzi naprzeciwko mnie w kuchni przytulnego prywatnego gabinetu – na ścianach wiszą efektowne obrazy, światło jest przyciemnione. Urodził się i wychował we Wrocławiu, ale mówi o tym niechętnie. Rodzice? Ojciec był kupcem, finansowo w rodzinie całkiem dobrze było. A poza tym? No przecież źle się wtedy w Polsce mieszkało. Co mu się nie podobało? No jak to co? Komunizm! Dlaczego? Dużo rzeczy musiałby mi wytłumaczyć. Po prostu wolności nie było. Ożywia się dopiero zapytany o to, czy zawsze chciał być dentystą. Zawsze. Jako młody chłopak w czwartej czy piątej klasie jeździł z rodzicami na wakacje do Krynicy i spotykał tam eleganckiego pana, który mu imponował. I on właśnie był dentystą. Więc Wasecki zaczął studiować medycynę we Wrocławiu, a po drugim roku przeniósł się na stomatologię. Tylko jak tu być dentystą w takiej Polsce, gdzie nie ma odpowiedniego sprzętu ani żadnej pozycji nie można zdobyć w zawodzie? Narzeczona, taka jeszcze ze studiów, wyjechała do Szwecji, i on w 1969 roku odwiedził ją podczas wakacji. Mieszkał w hotelu pracowniczym dla personelu medycznego, istny szczyt luksusu. W te wakacje pooglądał sobie różne szpitale i już wiedział, że musi tam pracować. Szwecja i Polska były jak niebo i ziemia.
Nie zawsze mógł tak po prostu odwiedzać dziewczynę w Szwecji. Był moment, kiedy myślał, że nie dostanie paszportu i przez półtora roku spotykał się z nią we wschodnim Berlinie. Ona przypływała promem do Sassnitz, on jechał do niej pociągiem na wkładkę do paszportu. Och, romantyczne były te randki! Kiedyś, jak przyjechał ją odebrać z promu, a ona się spóźniła, to spał w budce telefonicznej. Jechali razem do Berlina. We wschodnim Berlinie z tamtej perspektywy bardzo mu się podobało. Mógł marki bardzo tanio kupić i najlepsze hotele wynająć. Dwa wspomina szczególnie sympatycznie: strzelisty hotel Stadt Berlin, z pierwszą w NRD restauracją czynną dwadzieścia cztery godziny na dobę, i podłużny Unter den Linden, który dzisiaj może przypomina zwykły blok, ale kiedyś poznali tam pisarza będącego w życzliwych stosunkach z Fidelem Castro. Spacerowali po mieście i patrząc na przybyszy z Zachodu, tak kolorowo ubranych, Wasecki wciąż myślał o tym, co jest za murem. Och, szalone to były czasy! Później już może trochę mniej szalone, bo w 1972 roku narzeczona przypłynęła promem z ich synem.
Ludwik Wasecki do Szwecji wyjechał rok później, ale o tym też mówi niechętnie. Czy wyjeżdżał na zawsze? Nie wiedział, czy na zawsze, czy na pięć lat, na razie chciał tam zostać. Ciężko mu było w obcym kraju? No ciężko, a jak miało być? Czy tęsknił za domem? Oczywiście, że tęsknił! Dopiero kiedy pytam, jak sobie poradził na emigracji, doktor Wasecki opowiada ze szczegółami, jak to przez rok chodził na kurs szwedzkiego, a potem jeszcze niecały rok studiował na uczelni. To bardzo krótko, bo wtedy różnica w postępie medycyny na Wschodzie i na Zachodzie była tak duża, że niektórzy przyjezdni musieli studiować dwa lata albo nawet pięć, żeby nadgonić. Mówi o tym, jak dostał pozwolenie na pracę na dwuletni okres próbny i od razu trafił do dobrej kliniki, pierwszej albo drugiej w całej Szwecji. No i o tym, że obywatelstwo szwedzkie dostał już po czterech latach, aż się na policji zdziwili, że tak szybko. W tym samym czasie dostał też polski paszport konsularny. W sumie jest wdzięczny, że nie dostał go tak od razu, bo to, że przez parę lat nie jeździł do Polski, dobrze mu zrobiło. Zintegrował się ze Szwedami w życiu prywatnym i zawodowym.
Złota przyszłość
Drugi i trzeci kawałek muru Ludwik Wasecki zrobił sobie sam. Na wielkie fragmenty styropianu położył betonowy tynk, a kiedy tynk wysechł, namalował na nim kolorowe graffiti. Mur był gotowy. Wizję artystyczną miał taką: przez mur przebija się trabant. Przód samochodu jest złoty jak złote życie na Zachodzie, tył – szary jak szara enerdowska rzeczywistość. Po masce walają się jeszcze szare okruchy. Drugi kawałek muru przebija czterometrowy aluminiowy widelec – taki jak w enerdowskich stołówkach albo więzieniach – i wbija się w drewniany stół po zachodniej stronie. Miało to symbolizować ten wilczy apetyt na wszystko, który mieli ci po wschodniej stronie. Kiedy Wasecki skończył realizować artystyczną wizję, uwiecznił instalacje na zdjęciach. Później rozłożył je w gabinecie dentystycznym, żeby pacjenci pooglądali sobie, czekając na wizytę. Któregoś dnia na wizytę czekał reżyser Jerzy Hoffman. Pooglądał zdjęcia i powiedział: „Muszę pana koniecznie zapoznać z doktorem Hildebrandtem”.
Rainer Hildebrandt, z pochodzenia berlińczyk zachodni, z zamiłowania antykomunistyczny aktywista, krótko po tym, jak w 1961 roku Berlin został przecięty murem, w trzypokojowym mieszkaniu na rogu Wolliner Straße i Bernauer Straße założył muzeum, w którym pieczołowicie dokumentował historię tej „niehumanitarnej budowli” – pokazywał samochody przerabiane tak, żeby mogły przewozić uciekinierów, balony i wymyślne urządzenia, które konstruowano, żeby się przedostać na Zachód. Trochę z powodów historycznych, a trochę, aby zainspirować innych organizatorów ucieczek. Dokładnie jedenaście miesięcy po upadku muru doktor Wasecki przyjechał rowerem do słynnego już wtedy Mauermuseum przy dawnym przejściu Checkpoint Charlie, aby spotkać się z Hildebrandtem. Jeździł sobie po okolicy – tam, gdzie jeszcze niedawno stał mur. Była sobota, ciepły październik, świeciło jesienne słońce. Przy Bramie Brandenburskiej spacerował tłum ludzi, którzy uśmiechali się do siebie, przystawali, żeby pogawędzić, ktoś grał na katarynce. Cieszyli się, że muru już nie ma, a Wasecki niósł własny mur – na zdjęciach. Hildebrandt obejrzał je i powiedział, że instalacje trzeba spróbować gdzieś wystawić: „Ale dlaczego pan nie zrobi ich w oryginalnym murze?”, zapytał.
No, to łatwo tak powiedzieć, ale do tego potrzebne by było pięć czy sześć kawałków muru. A mur rok po upadku kosztował już dobre kilkanaście tysięcy marek za kawałek. Wtedy Hildebrandt powiedział: „Muszę pana koniecznie zapoznać z Hagenem Kochem”.
Hagen Koch, z pochodzenia berlińczyk wschodni, z zawodu kartograf, pracował kiedyś dla Stasi. W 1961 roku wyznaczał linię muru, najpierw na mapie, potem w rzeczywistości. Linię rysował własnoręcznie, w skupieniu, białą farbą na asfalcie, próbując nie zwracać uwagi na tłum protestujących po zachodniej stronie. Zaczynał w punkcie, gdzie dziś znajduje się muzeum Hildebrandta, a potem przeszedł pięćdziesiąt kilometrów przez miasto, ciągnąc za sobą cienką białą kreskę. Kiedy skończył, można było budować mur. Niedługo potem Koch usiłował rozstać się ze Stasi, co ostatecznie udało mu się dopiero w 1985 roku, a po 1989 roku zaangażował się w utrwalanie pamięci o konstrukcji, która wyrosła na białej kresce. Założył w swoim mieszkaniu archiwum dokumentów – kiedyś tajnych map Stasi, pozwoleń, przepustek.
Ludwik Wasecki dostał od Hagena Kocha kolejne sześć kawałków muru. Koch zapałał do niego sympatią, bo jego sąsiadem był Polak, i obiecał, że zdobędzie mur za niewygórowaną cenę siedmiu tysięcy marek darowizny na rzecz muzeum Hildebrandta. Jak go zdobył, tego Wasecki nie wie, ale wie, że wtedy dopiero zaczął się problem. Jeden kawałek muru waży 2,6 tony, ma 3,6 metra wysokości i 1,3 metra szerokości. Trzeba było wynająć dźwig w Berlinie, żeby wstawił mur na ciężarówkę, i dźwig w Polsce, żeby mur z ciężarówki zdjął. Bo mur berliński pojechał do Polski. Tam doktor Wasecki miał ziemię.
Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Sekretariat: ul. Kołłątaja 14, III p., 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93, fax +48 18 352 04 75
[email protected], [email protected]
[email protected], [email protected]
[email protected]
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
[email protected]
Sekretarz redakcji: [email protected]
Dział promocji: ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa,
tel./fax +48 22 621 10 48
[email protected], [email protected]
[email protected], [email protected]
[email protected]
Dział marketingu: [email protected]
Dział sprzedaży: [email protected]
[email protected], [email protected]
Audiobooki i e-booki: [email protected]
Skład: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków, tel. +48 12 432 08 52,
[email protected]
Wołowiec 2016
Wydanie II zmienione