Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Muszę kończyć, umieram - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2010
Ebook
22,11 zł
Audiobook
34,00 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
22,11

Muszę kończyć, umieram - ebook

Niezwykle zabawna opowieść o lękach, fobiach, błędach językowych, małżeństwie i zbrodni.

Maksymilian, trzydziestoparolatek, przewrażliwiony na punkcie poprawności językowej sprzedawca szkoleń, cierpi z powodu licznych lęków i obsesji.

Nie ma przyjaciół, wśród sąsiadów na osiedlu strzeżonym Lazur III uchodzi za wariata, a w domowej hierarchii wyżej od niego stoi nawet kot. Maksymilian od czternastu lat planuje rozstać z żoną, ale nie wie, jak jej o tym powiedzieć...

Czy ktoś, kto umiera ze strachu w windzie i wpada w panikę w supermarkecie na widok siedemnastu rodzajów keczupu, jest zdolny do popełnienia morderstwa z zimną krwią?


"Najzabawniejszy debiut sezonu. O zaściankowym społeczeństwie, ekscentrycznych lekach i potwornej zbrodni"
- Aleksandra Boćkowska, ELLE

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-88141-19-5
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O Autorze

Grzegorz Sobaszek (ur. 1972), pracował jako redaktor w prasie codziennej („Polska The Times”, „Dziennik”) i niecodziennej (m.in. „Newsweek”). Pisał o gwiazdach w dwutygodniku „Na Żywo” i o teatrze w miesięczniku „Foyer”.

Wcześniej machał motyką na niemieckich polach, naprawiał maszyny do pisania i sprzedawał artykuły biurowe, uczył dykcji w studium teatralnym i wróżył z gwiazd w firmie audioteksowej (0-700). W tej samej firmie został wkrótce zawodowym erotomanem: najpierw flirtował przez telefon (4,44 zł za minutę plus VAT) ze spragnionymi fizycznej bliskości kobietami, potem pisał opowiadania erotyczne dla Katarzyny Figury.

Debiutował tomikiem wierszy (Nadmiar krwi, 1992). Od tamtej pory pracuje nad drugim zbiorem poetyckim. O ile dobrze pamięta, są to Bardzo Poważne Wiersze o cierpieniu, życiu, miłości i śmierci itd.

Prywatnie zajmuje się kolekcjonowaniem fobii (ma już – w porządku alfabetycznym – agorafobię, astrafobię, demofobię, hemofobię, klaustrofobię, ofidiofobię i tafefobię). Jest specjalistą od lęku napadowego oraz innych lęków. Niektóre z nich zostały wymienione w powieści Muszę kończyć, umieram, debiucie prozatorskim autora.

Rozdział pierwszy

Maksymilian postanowił odejść od żony. Postanowił odejść od żony ponad czternaście lat temu, zanim jeszcze została jego żoną, ale dopiero teraz zdobył się na odwagę, żeby jej o tym powiedzieć. Nadarzyła się znakomita okazja, ponieważ Adam, bohater ulubionego serialu żony Maksymiliana, powiedział właśnie do ekranowej małżonki: „Odchodzę”, więc Maksymilian, leżąc nieruchomo obok kobiety, której nie kochał od co najmniej 5223 dni, zdobył się wreszcie na odwagę i powiedział najciszej, jak potrafił: „I ja też”.

Zdziwił się, że przyszło mu to z taką łatwością. Poczuł ulgę, ale równocześnie żal, no bo skoro przyszło mu to z taką łatwością, równie dobrze mógł to powiedzieć czternaście lat temu.

Pochłonięta serialem żona nie zareagowała, więc Maksymilian powtórzył pod nosem: „I ja też”. Znów nie odpowiedziała. Jak tu odpowiedzieć, gdy ma się ściśnięte gardło, jak tu nie mieć ściśniętego gardła, gdy Adam, najpiękniejszy mężczyzna, jaki kiedykolwiek chodził po Ziemi, mówi właśnie do żony: „Odchodzę”? I choć jego życie nie jest prawdziwe, żona Maksymiliana przecież naprawdę czuje, że go kocha, na pewno bardziej kocha nieprawdziwego Adama niż prawdziwego Maksymiliana, który mamrocze coś pod nosem, gdy ona akurat wyobraża sobie, że Adam zostawia żonę właśnie dla niej i że jadą czerwonym kabrioletem po zalanym słońcem Monte Carlo albo przynajmniej po Jastarni, wiatr rozwiewa im włosy i nic nie zakłóca bezbrzeżnego szczęścia, jakie czuje całą sobą. Na samą myśl o tym głęboko westchnęła.

Maksymilian też głęboko westchnął, choć z zupełnie innego powodu. Chciał mianowicie dać żonie do zrozumienia, że jest mu co najmniej przykro, że jest mu przykro od czternastu lat, że jest mu cholernie przykro również w tej chwili, ale jego westchnienie miało taką samą siłę rażenia, jak dwukrotnie wymamrotane: „I ja też”. Mógłby teraz wstać z łóżka i napisać zielonym sprejem na ścianie, że odchodzi, a jego żona nawet nie mrugnęłaby powieką. Postanowił więc, że poczeka do napisów końcowych, zbierze się w sobie i gdy tylko żona oderwie się od telewizora, powie to tak, żeby wreszcie do niej dotarło.

Ale nie powiedział, bo gdy pojawiły się napisy końcowe, żona Maksymiliana zniknęła w łazience. Serial, w przeciwieństwie do Maksymiliana, wzruszał ją, bawił i zaskakiwał, więc napisy końcowe za każdym razem sprawiały jej niewysłowioną przykrość. Żeby się jakoś pozbierać, spryskała twarz wodą termalną w aerozolu, uśmiechnęła się do zmęczonej życiem, ale wciąż atrakcyjnej kobiety, którą zobaczyła w lustrze, po raz trzeci tego wieczoru umyła zęby i niechętnie ruszyła w stronę sypialni.

Kiedy Maksymilian usłyszał szuranie kapci, poczuł, że wreszcie nadeszła odpowiednia chwila. Otworzył usta, żeby powiedzieć głośno i wyraźnie to, co miał ochotę powiedzieć już czternaście lat temu, ale żona popatrzyła na niego z takim politowaniem, że musiał poprzestać na otworzeniu ust. Jak tu nie patrzeć z politowaniem na kogoś, kto po raz trzeci w tym tygodniu siedzi na poduszce z przystawionym do skroni pistoletem, kto nie potrafi uruchomić wiertarki, a udaje, że byłby się w stanie zastrzelić?, pomyślała.

– Tylko trupy mają coś sensownego do powiedzenia – oznajmił Maksymilian, gdy naciągała na siebie kołdrę. Postanowił powiedzieć, że odchodzi, ale kiedy spojrzała na niego z politowaniem, znów poczuł, że łatwiej byłoby mu ją zabić, niż powiedzieć, że odchodzi, więc powiedział, co mu ślina na język przyniosła. Był szczęśliwy, że przy tak rozszalałym tętnie w ogóle coś udało mu się powiedzieć. Poza tym, pomyślał z zadowoleniem, było to całkiem efektowne zdanie. Ale nawet ono nie zrobiło na jego żonie najmniejszego wrażenia.

– Tylko trupy mają coś sensownego do powiedzenia – powtórzył głośniej.

Wreszcie podziałało.

– Mam dość tych cytatów z Dostojewskiego. Skoro się już do mnie odzywasz, może wreszcie powiedziałbyś coś od siebie? I odłóż ten pistolet, bo poplamisz olejem kołdrę – odpowiedziała zniecierpliwiona. Odpowiedziała, choć wcale nie miała ochoty odpowiadać. Doskonale wiedziała – zawsze wszystko wie doskonale – że jeśli zareaguje, Maksymilian nie odpuści i odpowie, więc ona też odpowie, więc potem on odpowie, a potem ona, potem znowu on, i ona, i tak dalej, i wścieknie się, że się dała sprowokować, więc tuż przed snem znów jej się obniży nastrój, a rano będzie miała worki pod oczami. Większe i ciemniejsze niż zwykle.

– To nie z Dostojewskiego – odpowiedział Maksymilian, tym razem mierząc z pistoletu przed siebie. Wracał do formy. Serce powoli wyrównywało kurs. – A poza tym to nie olej, tylko oliwa techniczna. Olej to można mieć w głowie, choć akurat niewielu ludzi może się tym pochwalić – dodał.

– No ty to na pewno nie. Poza tym może być też olej techniczny, założę się.

– Może i tak, ale do konserwacji Walthera używam oliwy technicznej, a nie oleju.

– Co za różnica?

– Jeśli nie rozumiesz, że niuanse mają znaczenie, usmaż sobie frytki na oliwie. Najlepiej technicznej. Smacznego.

– Sam się usmaż. Idę spać.

– Jak możesz iść spać, skoro już leżysz? – zapytał i wykrzywił twarz. Musiał wykrzywić twarz, żeby porządnie zamknąć lewe oko. Niektórzy ludzie nie muszą wykrzywiać twarzy, żeby zamknąć oko, ale Maksymilian akurat się do nich nie zalicza, więc wykrzywił twarz, żeby zamknąć lewe oko, żeby zobaczyć prawym okiem dokładnie skorelowany ciąg następujących obrazów: szczerbinka – muszka – kot Szwarcwald. Agresywny i wyjątkowo gnuśny kastrat rasy syjamskiej został ochrzczony Szwarcwaldem na cześć ulubionego serialu teściowej Maksymiliana. Teściowa od wielu lat kochała się w doktorze Brinkmannie z Kliniki w Szwarcwaldzie. Nie bez powodu – przedstawiciel niemieckiej służby zdrowia był najpiękniejszym mężczyzną, jaki kiedykolwiek chodził po Ziemi. Tak w każdym razie uważała teściowa.

Maksymilian zamknął lewe oko, żeby dokładnie wycelować w kota, do którego miało wreszcie dotrzeć, że jest niemile widziany w sypialni. Szwarcwald przyglądał się z lekceważeniem swojemu panu, który był jego panem tylko z nazwy, bo w sypialni od niepamiętnych czasów obowiązywała określona hierarchia: najpierw żona Maksymiliana, potem kot, potem Maksymilian.

– Możesz powiedzieć, że zasypiasz albo że nie chce ci się dłużej gadać, ale przecież nie możesz powiedzieć „idę”, skoro już leżysz – wyjaśnił uprzejmie.

– Nie wymądrzaj się, bardzo cię proszę. Przecież tak się mówi, mówi się: „Idę spać”. „Idę spać”, czyli zasypiam – powiedziała. – Ale po co mam mówić, że zasypiam, skoro i tak nie dasz mi spać, bo przecież nie powstrzymasz się, żeby czegoś nie powiedzieć. Mówiąc, że idę spać, chcę powiedzieć, żebyś się wreszcie zamknął, intelektualisto od siedmiu boleści.

Maksymilianowi pękały żyłki w oczach, kiedy używała wciąż tych samych związków frazeologicznych: od siedmiu boleści, to był strzał w dziesiątkę, rozchodzą się jak świeże bułeczki, rosną jak grzyby po deszczu, zamienia w złoto wszystko, czego dotknie. Król Midas. Gdy Maksymilian słyszał pięć razy dziennie pozornie niewinną frazę typu zakręcony jak chiński termos, za szóstym razem marzył już tylko o tubce butaprenu, którym mógłby zakleić sobie uszy.

– Już to powiedziałaś. Powiedziałaś, że idziesz spać, nie musisz tego powtarzać – obruszył się Maksymilian i znów przyłożył lufę do skroni. Mógł wreszcie otworzyć lewe oko, które zdążyło mu nieco ścierpnąć.

– Jesteś zakręcony jak chiński termos. Ale kocham cię jak wierna chińska gejsza, przecież wiesz – powiedziała to tak przekonująco, że niemal sama w to uwierzyła.

– A ja ciebie jak fiński torreador – odpowiedział, gładząc palcem cyngiel.

– Jak fiński torreador? Przecież Fińczycy, yyy... Finowie nie walczą z bykami – syknęła z wyrzutem.

– No pewnie, że walczą. Podobnie jak chińskie gejsze z termosami.

– Gbur.

– Chińska gejsza.

– Fiut.

– Fiutowa.

– Starałam się być miła, ale ty chyba naprawdę jesteś dysfunkcyjny – rzuciła z rozżaleniem, chowając głowę pod kołdrę.

– Śpij słodko, moja piękna Finko. Kolorowych snów – powiedział Maksymilian, przyciskając mocniej lufę do prawej skroni, choć najchętniej wybrałby lewą skroń swojej trzydziestosiedmioletniej, wciąż jeszcze w miarę ładnej, choć zupełnie bezużytecznej żony.

– Dobranoc – powiedziała spod kołdry, żeby mieć ostatnie słowo.

– Dobranoc – odpowiedział znad kołdry, żeby mieć ostatnie słowo.

– Dobranoc.

– Dobranoc. Dobranoc.

– Dobranoc.

– Dobranoc.

– Dobranoc – odpowiedziała.

W końcu postanowił odpuścić. Jednak gdy tylko usłyszał, że porządnie zaciągnęła się powietrzem, świszcząc wniebogłosy, powiedział słodko:

– A właśnie, że dobranoc.

I choć cieszył się jak dziecko, że to do niego należało ostatnie słowo, nie czuł triumfu. Również 5223 dnia nie udało mu się powiedzieć, że odchodzi. Jeszcze raz westchnął i zrezygnowany spojrzał na srebrnego Walthera, z którego wciąż nie potrafił zrobić użytku.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: