Na krawędzi słońca i cienia... - ebook
Na krawędzi słońca i cienia... - ebook
Renata Grześkowiak (Renezja) w swoich wierszach bada granice pomiędzy istniejącym i nieistniejącym, pomiędzy rzeczywistym i wyobrażonym, rozmyśla nad kruchością życia i przemijaniem czasu, a więc dotyka najbardziej tajemniczych kwestii ontologicznych, unika pompatyczności i napuszenia.
Jest to jedno z obliczy poetki-romantyczki, jednak drugie kieruje na zupełnie inny obszar jej poczucia humoru - sarkazm i autokrytyka.
Jak powstają wiersze Renezji?
Jako natchnienie używa lusterka, trunkiem - Jack Daniels ze stołu poety.
To oczywiście jej, wpisana w wiersz licentia poetica, przekora i perskie oko. W końcu poezja, jak i każda sztuka, może być wszystkim z wyjątkiem tego, co może ją przypominać.
Urywki z posłowia w tomiku "Na krawędzi słońca i cienia"
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7900-636-6 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
wyszedł po papierosy
za przysłowiowy róg
(oni tak wychodzą)
nie wiem czy kupił
nie wiem czy zapalił
zapałkami które po nim zostały
spaliłam drogę powrotną
niebo płacze
szyby zalane łzami połyskują
stoję i moknę
rzęsy opadają pod ciężarem wody
jak skrzydła motyla
suknia przylgnęła do ciała
warkoczami zakrywam sterczące...
drżę z zimna
po drugiej stronie szyby jest ciepło
wejdę
przylgnę ciałem do twego ciała
i zatańczy w nas rozbłyskujący promień słońca
niebo płacze...
a przecież tęcza stoi już
za progiem chmury
* * *
Mówię – mężczyzna:
Zawory uczuć
Kaskadami wyrzucają
Wezbrane pokłady doznań
Myślę – mężczyzna:
Ciężarami różnic
Drążę posady porównań
Czuję – mężczyzna:
Bezpieczeństwo ramion
Zapewnia spokojny sen
Poznaję – kobieta:
Otwieram tajemnicę
prozaiczny wieczór
trochę go namydlę
trochę potarmoszę
przegonię po podwórku
poczytam
posprzątam
pokrzyczę na dzieci
a przez cały czas będę
słuchać muzyki z komórki
na koniec zasnę
by śnić poezję
daj mi swoją rękę
i kawałek poduszki
wtedy zrozumiem
co to jest poezja
Prawdziwi Przyjaciele po prostu są
Piotrowi Romańskiemu
Z Wieży Ratuszowej
patrzę na Kraków.
Wielobarwna,
wielojęzyczna fala
przelewa się pod stopami.
Wpływa i wypływa,
przyssanymi do Starówki tętnicami
dotlenia Kościół Mariacki
Kościółek św. Wojciecha
Sukiennice...
Piotr zaraził mnie
tą miłością.
Złączył moje serce z miastem,
zaślubiny pieczętując drewnianą różą.
Patrzę na tłum przy fontannie
i na Piotrka z obiektywem szukającego mnie
na firmamencie nieba.
Trębacz z wieży Mariackiej
czyni swoją powinność.
Czuję się trochę nieziemsko
...
patrzę w dół
i uśmiecham się.
Gorycz
posadziłeś piołun
w centrum naszego życia
ani go obejść
ani przeskoczyć
gorzki smak pocałunku świadczy
że nie posadzimy już
wspólnego drzewa
Ciałokształtem...
ciałokształtem mówię do ciebie
cząstka mnie
zaznacza obszar własności
wijesz się pod meandrami
dotyku ust
patrzę...
oczy mówią najgłośniej ciałami
kształtujemy przyjemność
stymulując natężenie
do granic rozkoszy
patrzysz...
oczy pieszczą duszę
Decyzje
Wydeptało się tyle dróg...
tyle ścieżek, ścieżynek,
naustawiało się tyle krzyży
na polach i rozstajach,
jakby Jezus Bolejący
miał być ambasadorem
każdej drogi prowadzącej
do rozczarowania.
Naszurało się kapciami
po wzlotach i upadkach,
powodzeniach i niepowodzeniach,
nakładło się do głów tyle
teorii o szczęściu i nieszczęściu,
o pojęciu i jego braku,
o dawaniu, ale i o braniu.
Nawyjmowało się tych gwoździ –
z butów, serc, stóp i nadgarstków
i nawbijało równie wiele
naszym przyjaciołom
i wrogom.
Im więcej dróg,
tym więcej podziałów –
między nami.
Koniec Wersji Demonstracyjnej
Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.
Wydawnictwo Psychoskok