Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Na szerokim świecie: powieść - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Na szerokim świecie: powieść - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 222 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I.

Aże­by się z Kra­ko­wa do­stać jed­nym dniem do Li-strów­ki, trze­ba było przc­dew­szyst­kiem wstać bar­dzo rano, a po­wtó­re mieć za­mó­wio­ne już od po­przed­nie­go wie­czo­ra do­bre i na­le­ży­cie wy­po­czę­te ko­nie.

Kto o tych obu wa­run­kach nie za­po­mniał i już o pią­tej go­dzi­nie rano prze­je­chał most pod­gór­ski, aby się zna­leźć na bło­go­sła­wio­nej zie­mi ga­li­lej­skiej, ten so­bie je­chał parę go­dzin cią­gło na po­łu­dnie nie­złą bitą dro­gą; co ćwierć mili wzdy­chał i pła­cił myto, to na ro­gat­ce po­sta­wio­nej tak so­bie dla syme-trji, to znów przed mo­stem dłu­gim na dzie­sięć łok­ci; oko­ło dzie­sią­tej ro­bił pierw­szy po­pas pa­ro­go­dzin­ny, w po­łu­dnie pusz­czał się da­lej ku za­cho­do­wi, oko­ło dru­giej zjeż­dżał z bi­te­go trak­tu ku pół­no­co-wscho­do­wi, a oko­ło czwar­tej wjeż­dżał w samą oko­li­cę Li­strów­ki.

Z każ­dą go­dzi­ną, ro­zu­mie się, dro­ga sta­wa­ła się węż­szą i mniej do­god­ną, co się wy­na­gra­dza­no tem, że już na niej nie było ro­ga­tek, a nie­kie­dy na­wet i mo­stów..

w sa­mej oko­li­cy Li­strów­ki trze­ba było mieć w gło­wie jak na mo­rzu całą krzy­żow­ni­cę wia­trów.

Je­cha­ło si naj­przód na wschód, po­tem za­le­d­wie po kil­ku sta­jach trze­ba było skrę­cić ku po­łu­dnio-za­cho­do­wi i uje­chaw­szy ćwierć mili, zwró­cić zno­wu na pół­noc, aże­by po kwan­dran­sie jaz­dy po pia­skach zno­wu ku za­cho­do­wi skie­ro­wać.

Na­resz­cie uka­zy­wa­ła się Li­strów­ka, którśj bia­ły dwór o zmierz­chu wi­dać było tak wy­raź­nie, tak bli­sko, że się zda­wa­ło, iż go chy­ba ręką do­się­gnąć moż­na.

Była to jed­nak tyl­ko fata mor­ga­na Li­strów­ki.

Żeby do niej do­je­chać, trze­ba się było tłuc dłu­go i dłu­go, to pod gór­kę to na dół; a ile razy je­cha­ło się na pa­gó­rek, tyle razy na pra­wo wi­dać było bia­ły dwór li­stro­wiec­ki w tej sa­mej pra­wie od­le­gło­ści, ile razy zje­cha­ło się z pa­gór­ka, tyle razy dwór li­stro­wiec­ki zni­kał z wid­no­krę­gu.

Taka dro­ga trwa­ła zno­wu całe go­dzi­ny, choć po­dróż­ne­mu zda­wa­ło się że je­dzie pro­sto, aż dzi­wił się, że ani Li­strów­ki wy­mi­nąć ani do niej do­je­chać nie moż­na, i nie mógł roz­wią­zać co chwi­la na­tręt­nie na­su­wa­ją­cegd się jego my­śli py­ta­nia:

– Czy to dro­ga za­ldę­ta, czy też wio­ska?… Ci co lu­bi­li ma­rzyć pod­czas tej dro­gi, pa­trzy­li w nie­bo.

Na nie­bie upa­try­wa­li so­bie ja­kąś gwiazd­kę któ­ra się uśmie­cha­ła do ich ma­rzeń.

Ale choć byli pew­ni, że dro­ga jest pro­sta, gwiazd­ka owa na nie­bie nie mo­gła się utrzy­mać na swo­jem miej­scu. Li­strów­ka wiecz­nie była nu pra­wo, a owa mi­go­czą­ca na nie­bie wy­bran­ka, prze­no­si­ła się do­syć szyb­ko z pra­wej stro­ny na lewa, a na­resz­cie znaj­do­wa­ła się z tyłu wę­drow­ca, któ­ry mó­wił do sie­bie:

– Otoż gwiaz­da I– …

Astro­no­mo­wie tyl­ko i pta­cy nie­bie­scy zna­li przy­czy­nę tego dziw­ne­go fe­no­me­nu.

Pierw­si wie­dzie­li, że rudi gwiaz­dy na nie­bie był tyl­ko skut­kiem ru­chu po­dróż­ni­ka na zie­mi, dru­dzy wi­dzie­li naj­do­kład­niej z wy­ży­ny, że do­jeż­dża­jąc do Li­strów­ki, trze­ba j było ob­je­chać ogrom­ne­in ko­łem, a ra­czej wżow­ni­cą, opa­su­ją­cą tę wio­skę bli­sko pół­to­ra raza.

Na­resz­cie po­dróż­ny do­jeż­dżał do miej­sca, a do­je­chaw­szy klął….

I jak za­pa­mię­ta­ją dzie­je, nig­dy nikt jesz­cze nie przy­je­chał do Li­strów­ki bez klą­twy na ustach.

Praw­da, że nie­wie­lu przy­jeż­dża­ło, więc i klę­ło nie­wie­lu, może też dla­te­go klą­twy owe wiel­kich nie­szczęść na miej­sco­wość nie spro­wa­dza­ły.

Li­strów­ka była sama dla sie­bie ro­dza­jem świa­ta. Jak za­pa­mię­ta­no, sie­dzie­li na niej za­wsze dzie­dzi­ce do­ma­to­rzy, któ­rzy bar­dzo rzad­ko wy­glą­da­li po za ob­ręb owej wę­żow­ni­cy na świat sze­ro­ki. Nie­czę­sto od­wie­dza­li ich są­sie­dzi, i oni są­sia­dom rząd­ku od­pła­ca­li się wza­jem­no­ścią, a ża­den z li­stro­wiecldch dzie­dzi­ców nie spraw­dzał po­dob­no w prak­ty­ce, że chcąc z IJ­strów­ki do­je­chać do Kra­ko­wa, trze­ba­by było po ob­je­cha­niu ca­łej wę­żow­ni­cy wy­je­chać na wschó­il,po­tem na pu­łud­nic, po­tem ku pół­no­co-wscho­do­wi, po­tem na za­chód, po­tem zbo­czyć w stro­nę po-łu­du­io­wo-za­chod­nią, po­tem na wschód już trak­tem bi­tym, a po­tem ku pół­no­cy pła­cąc myto przy każ­dym mo­ście, któ­ry wy­wo­ła­ła po­trze­ba, i przy każ­dej ro­gat­ce, któ­rą ni ztąd ni zo­wąd wy­bu­do­wa­ła fan­ta­zja….

O tem wszyst­kiem nie wie­dzieU zu­pjł­nic li­stro-wiec­cy dzie­dzi­ce, a przy­najm­niej ostat­ni z nich pan Jan kan­ty Li­strow­ski, zmar­ły na osiem lat przed roz­po­czę­ciem na­szej po­wie­ści… cheł­pił się z tego, że od dwu­dzie­stu lat nio był da­lej jak w Wa­do­wi­cach, a przez ostat­nie dwa­na­ście lat ży­wo­ta, na­wet do Wa­do­wic nie za­glą­dał.

Umie­ra­jąc pan Jan Kan­ty zo­sta­wił wdo­wę i pięt­na­sto­let­nie­go syna.

Wdo­wa za­sie­dzia­ła się w Li­stiów­ce przez czas ma­try­mon­jal­ne­go z pa­nem Ja­nem Kan­tym po­ży­cia i pod­czas ża­ło­by nio po­my­śla­ła na­wet o resz­cie świa­ta, a ża­ło­by po­sta­no­wi­ła do­cho­wać do śmier­ci.

Je­dy­na­ko­wi było na imię Piotr z Al­kan­ta­ry, i póki żyła mat­ka nic było mu by­najm­niej cia­sno w ob­rę­bie wę­żow­ni­cy ota­cza­ją­cej lii­strów­kę.

Nie­bosz­czyk Jan Kan­ty chciał go wyi-ho­wać tak jak jego sa­me­go wy­cho­wy­wa­li nie­gdyś ro­dzi­ce, aby mu było do­syć ro­dzin­ne­go za­go­na i by nie tę­sk­nił za cza­ra­mi i po­nę­ta­mi sze­ro­kie­go świa­ta.

W tym celu ob­szedł się cał­kiem bez na­uczy­cie­li. W trud­nej sztu­ce czy­ta­nia wy­kształ­cił je­dy­na­ka sani, sam mu ołów­kiem ry­so­wał gło­ski, któ­re Piotr po­tem atra­men­tem ob­wo­dził i tym spo­so­bem na­uczył się pi­sać, sam wresz­cie wy­ło­żył mu ta­jem­ni­ce czte­rech dzia­łań i gdy chło­piec wszyst­kie te sztu­ki po­siadł w ca­łej roz­cią­gło­ści, rzekł do nie­go:

– Na­uczy­łem cię cze­go czło­wie­ko­wi po­trze­ba, mat­ka za­szcze­pi­ła ci w ser­cu za­sa­dy mo­ral­no­ści i wia­ry, te­raz mo­żesz sam so­bie w ży­ciu po­ra­dzić, a je­że­li chcesz do tego po­mo­cy, to chodź ze mną…

To po­wie­dziaw­szy za­pro­wa­dził syna w je­dy­ne miej­sce dwo­ru do któ­re­go chło­piec do­tych­czas wca­le nie za­glą­dał.

Była to za­mknię­ta na ry­giel i kłód­kę część stry­chu. Za otwo­rze­niem drzwi je­dy­nak uj­rzał tam kil­ka sta­rych, sę­dzi­wym ku­rzem okry­tych szaf. W tych sza­fach były książ­ki.

– Wszyst­ko to prze­czy­ta­łem i mam w gło­wie, – rzekł do nie­go oj­ciec, – i wiem, że mi wię­cej nie trze­ba… zrób tak samo, bę­dziesz czło­wie­kiem. Resz­ty na­uczy cię ży­cie.

Je­dy­nalk wziął z tych ksiąg jod­nę, a była to kro­ni­ka sta­rych dzie­jów na­ro­du, upodo­bał w niej so­bie i czy­tał.

Prze­czy­taw­szy je­dy­ne, po­szedł po dru­gą, a były to księ­gi sta­re­go pra­wa; prze­czy­tał i trze­cią i zna­lazł w niej dzie­je in­nych na­ro­dów, w czwar­tej ba­da­nia nad naj­waż­niej­sze­nii za­gad­nie­nia­mi czło­wie­ka; w pią­tej coś co się za­czy­na­ło od owych czte­rech dzia­łań, któ­re tak bie­gle po­sia­dał, a koń­czy­ło na za­gad­ko­wych ma­ni­pu­la­cjach z cy­fra­mi, gło­ska­mi, plu­sa­mi, mi­nu­sa­mi, lin­ja­mi pro­ste­mi, krzy­we­mi, ilo­ścia­mi nie­skoń­cze­nie wiel­kie­mi i róż­nicz­ka­mi nie­skoń­cze­nie drob­ne­mi…

Wszyst­ko to czy­tał jed­no po dru­giem, cze­go nie zro­zu­miał od­ra­zu za­czy­nał od po­cząt­ku i po­wta­rzał póty, póki ja­koś w gło­wę nie wla­zło…

Gdy Jan Kan­ty umie­rał, po­ło­wa bi­bl­jo­te­ki była już oczysz­czo­ną z pyłu i prze­czy­ta­ną od de­ski do de­ski…

Mimo tego za­mi­ło­wa­nia w książ­kach, Piotr z Al­kan­ta­ry nie ze­rwał z na­tu­rą i wła­ści­we­mi wie­ko­wi swe­mu i uro­dze­niu roz­ryw­ka­mi i za­ję­cia­mi. Ale na świat sze­ro­ki wyj­rzeć nie my­ślał… gdy mu cze­go było za mało w ob­rę­bie wę­żow­ni­cy, szedł na strych, brał książ­kę, któ­rej do­tąd nic czy­tał, i w niej znaj­do­wał nowe, nie­zna­ne, sze­ro­kie świa­ty.

Dru­ga po­to­wa bi­bl­jo­te­ki oj­cow­skiej wy­star­czy­ła mu na lat osiem nie­speł­na.

W prze­cią­gu tego cza­su prze­tra­wił i po­siadł całą tę wie­dzę, jaką Li­strow­scy syn po ojcu w sza­fach na stry­chu owym gro­ma­dzi­li.

Wie­dza ta była do­syć ob­szer­na, wszech­stron­na i roz­ma­ita, mia­ła tyl­ko tę jed­ną wadę, że się koń­czy­ła na lat kil­ka­na­ście przed uro­dze­niem Pio­tra z Al­kan­ta­ry, oj­ciec jego bo­wiem nie po­szedł za zwy­cza­jem swo­ich przod­ków i da­lej ksiąg na­gro­ma­dzo­nych nie kom­ple­to­wał, lecz od oże­nie­nia się aż do śmier­ci żył już tyl­ko prze­żu­wa­niem tego po­kar­mu du­cho­we­go, ja­kim za­si­lił swą du­szę z mło­du.

Na sze­ro­kim świe­cie.

(jdy pew­ne­go dnia w osiem lat bli­sko po śmier­ci swe­go ojca, mło­dy, dwu­dzie­sto trzech let­ni na­ów­czas pan Piotr z All-:an­ta­ry Li­strow-ski po dłu­gich po­szu­ki­wa­niach nie zna­lazł w sza­fach ani jed­nej książ­ki, któ­rey­by już nie znał na wy­lot, nie za­trwo­żył się tem by­najm­niej, ani nie po­my­ślał o tem, że mogą być książ­ki inne i nowe.

Zda­wa­ło mu się, jak­by ukoń­czył dłu­gą pra­cę, po któ­rej nic już in­ne­go nie po­zo­sta­wa­ło, jak od­po­cząć i upodo­bać so­bie w dzie­le swo­jem; zda­wa­ło um się, że stwo­rzył so­bie świat i za przy­kła­dem rze­czy­wi­ste­go Stwór­cy mógł był, a na­wet po­wi­nien po­wie­dzieć so­bie, że dzie­ło jego jest do­brem i cał­ko­wi­tem; zda­wa­ło mu się wresz­cie, ja­ko­by wy­stał od uczty du­cho­wej ży­wo­ta, po któr­tvj już mu nowy ape­tyt nie przyj­dzie.

Przy­po­mniał so­bie sło­wa ojca, któ­ry doń mó­wił:

– Wiem, że wię­cej czło­wie­ko­wi nie trze­ba.. zrób tak jali ja, bę­dziesz czło­wie­kiem… resz­ty na­uczy cię ży­cie.

Sło­wu ojca były dlań ewan­ge­li­ją, wy­pro­wa­dził więc z nich dwa wnio­ski: że już jest czło­wie­kiem skoń­czo­nym, i że go resz­ty ży­cie uczyć bę­dzie.

Wy­pro­wa­dził te wnio­skii cze­kał, aż ży­cie swo­je wy­kła­dy roz­pocz­nie.

Ale w ob­rę­bie wę­żow­ni­cy li­stro­wiec­kiej, ży­cie było bar­dzo le­ni­wym pe­da­go­giem. Co­dzień jed­ne i tę samą po­wta­rza­ło ucznio­wi swe­mu lek­cję, nie py­ta­ją.c go o to, że ją już do­sko­na­le umiał na pa­mięć.

Pio­tro­wi z Al­kan­ta­ry już się nu­dzić za­czy­na­ło ser­decz­nie, gdy los-men­tor za­mie­rzył za­dać nui pen­sum wy­jąt­ko­we.

ł)o li­stro­wiec­kie­go dwo­ru za­wi­ta­ła cho­ro­ba i wdo­wę po Ja­nie kan­tym zło­ży­ła ua śmier­tel­nem łóżu.

Kil­ka dui le­d­wie upły­nę­ło, baby wiej­skie wy­czer­pa­ły wsyst­kie środ­ki do­mo­we bez­sku­tecz­nie, i do bia­łe­go domu przy­szedł ksiądz w bia­łej ko-mesz­ce, po­cie­szył i za­si­lił cho­rą na ostat­nią dro­gę, przy­szli lu­dzie i przy­nie­śli trum­nę dę­bo­wą, aż wresz­cie się po­ja­wił wóz ki­rem okry­ty…

Pio­tro­wi z Al­kan­ta­ry ści­snę­ło się ser­ce, ale nie roz­pa­czał jed­nak­że.

Z ksiąg zan­di­nię­tych w szafnch na stry­chu wy­niósł on prze­ko­na­nie, że wszyst­ko co się dzia­ło na świe­cie, dzia­ło się dla­te­go, że in­a­czej dziać się nie mo­gło. Śmierć mat­ki brał za jed­ną z tych lek­cji ży­cia, któ­re mu za­po­wie­dział oj­ciec, a więc któ­re ko­niecz­nie na­stą­pić mu­sia­ły.

Krwa­wo mu było i ża­ło­śnie na du­szy, ale oko pa­trzy­ło do­oko­ła i przy­glą­da­ło się cie­ka­wie, no­wym nie­zna­nym do­tąd wi­do­wi­skom.

A naj­bar­dziej ude­rzy­ło go to, że nim jesz­cze za­je­chał wóz ża­łob­ny przed dwór, gdzie tyl­ko okiem moż­na było doj­rzeć z Li­strów­ki ową skrę­co­ną w wę-żo­wu­icę dro­gę, wszę­dzie wi­dać było ruch nie­zwy­czaj­ny.

Po­wo­zy, wozy, bry­ki i brycz­ki, za­peł­nio­ne nie­zna­ne­mi mu wca­le po­sta­cia­mi, prze­su­wa­ły się pier­ście­nio­wą lin­ja dro­gi, a że ową dro­gą gdzie­in­dziej je­chać nie było moż­na jak do Li­strów­ki, więc wi­docz­nie do Li­strów­ki zmie­rza­ły.

Ja­koż w isto­cie, rów­no­cze­śnie z za­je­cha­niem ża­łob­ne­go wozu, jak z rogu ob­fi­to­ści sy­pać się za­czę­ło oby­wa­tel­stwo oko­licz­ne, przy­by­łe na po­grzeb pani Li­strow­skiej.

Piotr z Al­kan­ta­ry pa­trzał, wi­tał, przyj­mo­wał, wpro­wa­dzał do domu wszyst­kich, a w du­chu mó­wił do sie­bie:

– Miał mej oj­ciec słusz­ność, albo i nie miał, kie­dy mi mó­wił, że mnie ży­cie resz­ty na­uczy!… Oto pierw­szą waż­niej­szą lek­cję po książ­kach daje mi nie ży­cie ale śmierć mat­ki… Zkąd­bym wie­dział, gdy­by nie owa śmierć, że po za tą krę­tą dro­gą co ota­cza li­strów­kę in­ak­si lu­dzie, a więc możę in­ak­szy świat jak w Li­strów­ce.

Do­tąd Piotr z Al­kan­ta­ry wy­obra­żał so­hic u-ni­vcr­sum na wzór Li­strów­ki, i nie śpie­szy­ło mu się zo­ba­czyć wię­cej, kie­dy się nic no­we­go zo­ba­czyć nie spo­dzie­wał, kie­dy są­dził że wszę­dzie świat uor­ga­ni­zo­wa­ny tak samo, po­dzie­lo­ny na ci­che wio­ski, krę­te­mi oto­czo­ne dro­ga­mi, a na­wet bo­daj czy­by za­prze­czył, gdy­by mu po­wie­dzia­no, że wszę­dzie gdzie się zwró­ci zo­ba­czy dwo­ry bia­łe, w któ­rych miesz­ka­ją cisi i dom mi­łu­ją­cy dzie­dzi­ce…

Znał praw­da świat książ­ko­wy, znał hi­stor­ję i znał na­uki, ale tak jak się zna świat abs­trak­cyj­ny, któ­re­go się pal­cem nie do­ty­ka­ło nig­dy.

Z owe­go świa­ta hi­stor­ji nikt do Li­strów­ki nie za­glą­dał jesz­cze. Piotr z Al­kan­ta­ry mógł więc my­śleć, że owe dzie­je, któ­re z taką roz­ko­szą czy­tał, były albo pięk­nym pło­dem fan­ta­zji, albo że się ra­zem z data naj­śwież­szej książ­ki z owej sza­ty na stry­chu osta­te­czu­ic i nie­odwo­łal­nie skoń­czy­ły.

Na­uczył się tego co się dzia­ło pi­zed wie­ki i przed laty, z dzie­ja­mi dzi­siej­szo­nii nie miał żad­nej stycz­no­ści, więc się o nie nie trosz­czył i nie do­my­ślał ich się wca­le.

Te­raz do­pie­ro za­czy­na­ły mu się otwie­rać oczy, że nie wszyst­ko co jest na świe­cie było w książ­kach jego ojca na stry­chu, że po za Li­strów­ka lu­dzie róż­nią się od li­stro­wiec­kich i odzie­żą i po – ję­cia­mi, któ­re sta­no­wią odzież du­cha.

Do­wia­dy­wał się o teni głów­nie z roz­mów, ja­kie po­mię­dzy sobą i z nim pro­wa­dzi­li go­ście, któ­rzy zje­chaU na po­grzeb jego mat­ki.

Co chwi­la, co krok, co słow­no pra­wie, cze­goś nie ro­zu­miał i nie poj­mo­wał. Żą­dać od każ­de­go z przy­by­łych ob­ja­śnia­nia każ­de­go szcze­gó­łu, ani było na­wet po­dob­na. Sta­wa­ła tu na prze­szko­dzie uro­czy­stość ob­rzę­du, krót­kość cza­su, a wresz­cie sam nie­zmien­ny na­wał kwe­stji, któ­re się do umy­słu jego tło­czy­ły. Nie­ma­łą tak­że prze­szko­dą była bo­leść po stra­cie mat­ki, bo­leść spo­ko­jua, ci­cha, bo jak już po­wie­dzie­li­śmy, je­dy­ny syn Jana Kan­te­go wy­cho­wał się w dok­try­nie go­dze­nia się z lo­sem; mimo to prze­cież, pod wra­że­niem świe­żo do­zna­nej stra­ty okrop­nej, nic mógł mieć do­syć wol­nej my­śli do ko­rzy­sta­nia ze spo­strze­żeń, jal­de mu się na­strę­cza­ły i do po­pusz­cza­nia wo­dzów cie­ka­wo­ści, nie­trud­nej do po­ję­cia w rze­czach, w któ­rych o naj – waż­niej­sze za­gad­ki ży­cia cho­dzi­ło.

Gdy się więc od­był po­grzeb, gdy ro­dzi­ciel­kę jego zło­żo­no do zie­mi, Piotr z Al­kan­ta­ry za­czął do­pie­ro my­śleć, jak­by z tej waż­nej lek­cji, jaką mu dało ży­cie, jak naj­wię­cej wy­nieść na­uki.

W owej chwi­li jed­nak nie było już są­sia­dów, któ­rym mógł­by się przy­pa­try­wać i któ­rych mógł­by py­tać o rze­czy nie­zna­ne i nowe. Po po­grze­bie i sty­pie po­grze­bo­wej roz­je­cha­li się wszy­scy poza wę-żo­wiiicc i tam znik­nę­li w no­wym i nie­zna­nym świe­cie.

Je­den tyl­ko na od­jezd­nem, że­gna­jąc się z osie­ro­co­nym dzie­dzi­cem Li­strów­ki prze­mó­wił do nie­go sło­wa­mi, któ­re mia­ły dać dal­szy po­pęd tu­ko­wi my­śli jaki w jego gło­wic zjazd po­grze­bo­wy wy­wo­łał.

– Cóż, pa­nie Pio­trze, – po­wie­dział do nie­go ów są­siad, – mar­twić się wiecz­nie na nic się nie przy­da… ży­cie ci się uśmie­cha… masz ma­ją­tek… przy­szłość przed tobą… szko­da­by było to wszyst­ko za­grze­bać mar­nie w tej za­ko­pa­nej Li­strów­ce… ot, ja, na two­jem miej­scu, spró­bo­wał­bym ży­cia, i me cze­ka­jąc dłu­go pu­ścił­bym się w świat sze­rold…

– W świat sze­ro­lii, pa­nie Fian­cisz­ku do­bro­dzie­ju, – po­wtó­rzył jal­chy nie ro­zu­mie­jąc, za­sta­na­wia­ją­cy się nad każ­dym… wy­ra­zem Piotr z Al­kan­ta­ry.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: