Nad Rospudą i jeszcze dalej… - ebook
Nad Rospudą i jeszcze dalej… - ebook
Książka przedstawia niezwykłe losy 94-letniej Babci Zosi, która opowiedziała swoją barwną historię członkom rodziny i od dawna marzyła, aby następne pokolenia mogły przeczytać jej książkę. Unikatowość tych opowiadań polega na niezwykłości formy i języka. Z racji sędziwego wieku autorki poznajemy również czasy przedwojenne i czytając jej książkę, przeskakujemy w czasie, bawiąc się historyjkami. Czarującą osobowość Babci Zosi ukazują też archiwalne i współczesne zdjęcia.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8104-532-2 |
Rozmiar pliku: | 4,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Raczki i cały ten rejon był pod zaborem ruskim. Wtedy rządził car.
Znam to wszystko z opowiadań mojej Babci, Mamy, Ojca i Dziadka. Opiszę Wam to, co pamiętam.
Wasz Prapradziadek służył w armii carskiej siedem lat. Wtedy był jeszcze kawalerem. To się działo na długo przed pierwszą wojną. Jak wojna wybuchła, to moja Mama (a wasza Prababcia Apolonia) miała szesnaście lat. Miała starszego brata — Kazimierza i siostrę młodszą — Stanisławę. Nazywali się Morusiewicze. Jak Niemcy ruszyli na Rosję, to Prapradziadkowie z córkami uciekli do Rosji ze strachu przed Niemcami (Kazimierz już był żonaty i mieszkał w Ludwinowie pod Raczkami — on nie uciekł). Moja Babcia opowiadała, że ich nazywano w Rosji „bieżeńcami”. Moja Mama, Babcia i Dziadek znali bardzo dobrze język rosyjski. Byli w Reżycy pod Moskwą (tam rządził jeszcze car, ale w niektórych rejonach Rosji była już rewolucja). Tam mieli pracę i było im dobrze. Rosjanie traktowali ich bardzo dobrze.
Jak bolszewicy zbliżali się do Moskwy, to ich ewakuowano do Rostowa nad Donem (to jest Ukraina). Tam też jeszcze panował spokój — nie było rewolucji.
Moja Mama opowiadała, że w pewną niedzielę poszli do kościoła i wówczas przyszli bolszewicy, ale Polakom nic złego nie robili. Jak wiecie, Lenin zawarł pokój z Niemcami i Polska odzyskała wolność. W roku 1919 dziadkowie wrócili do Raczek, czyli do Polski. Mój brat Stanisław urodził się tam w 1920 roku…
A teraz opowiem Wam historię o …
Z Kaziem poznaliśmy się 12 maja 1945 roku w miasteczku Bad-Kestritz pod Gerą (do niedawna Niemiecka Republika Demokratyczna, a obecnie Federalna).
Był to rok zakończenia straszliwej wojny i pierwsze dni wolności.
Kaziu przed miesiącem został przez Armię USA wyzwolony z obozu koncentracyjnego Buchenwald (gdzie przesiedział całą wojnę), a ja też byłam już wolna (znalazłam się pod Gerą, bo w 1941 roku Niemcy wywieźli mnie tam na przymusowe roboty).
Krótki życiorys do chwili naszego spotkania
Urodziłam się 13 października 1922 roku w Raczkach koło Suwałk, z Rodziców — Apolonii i Stanisława Kulbackich.
Jestem z licznej rodziny: jest nas żyjących trzy siostry i trzech braci, trzej bracia i jedna siostra umarli.
Mieszkałam z Rodzicami w Raczkach do szóstego roku życia. Pamiętam, że było nam bardzo ciężko. Wiem, że nie miałam żadnych bucików, więc w lecie biegałam boso, a w zimie siedziałam w domu, w którym nie zawsze było ciepło.
Ojciec był z zawodu kowalem, ale nie miał swojego warsztatu — w związku z tym nie zawsze miał pracę i nie zawsze były pieniądze.
W 1928 roku poszłam do szkoły, oddalonej o pięć kilometrów od miejsca mojego zamieszkania. Najgorzej było zimą…
Grabowo
Grabowo było oddalone o 14 kilometrów od Raczek (normalną drogą).
Mój Tato lubił wypić — to samo mówi za siebie, chociaż miał przywilej taki, że mógł robić robotę dla dworu i okolicznych chłopów. Mogło być dobrze, bo zarobiłby dużo, ale prawie wszystko wydawał na wódkę. Chłopi zorientowali się szybko, jaki jest, i płacili mu wódką.
Ja w 1928 roku poszłam do szkoły. Szkołę urządzono w wynajętym pokoju w chałupie na wsi — podłoga była wysmarowana pyłochłonem, ale kurz i tak się unosił. Po jednej stronie tego pokoju uczyła się klasa druga, a po jego drugiej stronie klasa czwarta lub trzecia. Podczas gdy na przykład klasa druga czytała na głos, klasa czwarta coś pisała — i tak na zmianę.
Darmowy fragment