Naga małpa się bawi - ebook
Naga małpa się bawi - ebook
Badania dowodzą, że zabawa nie tylko sprzyja nauce, ale jest wręcz niezbędna, by skutecznie przyswoić sobie wiedzę. Zabawa rozwija, upiększa i ulepsza życie. Przynosi radość, odprężenie i twórcze pomysły. O najbardziej nietypowych rozrywkach można przeczytać prawie w każdym numerze miesięcznika „Focus” – w tym tomiku znajdziecie najlepsze teksty na ten temat.
Z tej książki dowiecie się m.in.:
- Jak stać się niewidzialnym?
- Czego boimy się w horrorach?
- Dlaczego szkoły powinny być fajne?
- Czy nadal buduje się piramidy?
- Co mówią o nas ulubione piosenki?
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7778-655-0 |
Rozmiar pliku: | 554 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kiedy ma się taką władzę albo tyle pieniędzy, że można zrobić wszystko, myśli się o nieśmiertelności i chce się zostawić po sobie trwały ślad na ziemi, wzorem faraonów. Chętnych nie brakuje.
autor Kazimierz Pytko
Po przyznaniu Soczi prawa organizacji zimowych igrzysk olimpijskich w 2014 roku Władimir Putin zaproponował zbudowanie w pobliżu miasta sztucznej wyspy. Ma mieć kształt Rosji, z górami, równinami i kanałami imitującymi rzeki. Koszt oszacowano na 6,2 mld dol., ale kryzys pokrzyżował te plany, a środków (50 mld dol.) wystarczyło jedynie na budowę obiektów olimpijskich.
Żadnych problemów z realizacją swojej wizji nie miał Saparmurat Nijazow, szef partii Turkmeńskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, który po rozpadzie ZSRR jako prezydent niepodległego Turkmenistanu przybrał tytuł Turkmenbaszy – Wodza Turkmenów. Złoża gazu pozwalały na finansowanie jego ekstrawaganckich pomysłów. Wzniósł olbrzymi pałac zwieńczony pozłacaną kopułą; wart 100 mln dolarów meczet w rodzinnej wiosce Kipczak; najnowocześniejszy w środkowej Azji stadion piłkarski; trzydzieści 4- i 5-gwiazdkowych hoteli, w których mieli zamieszkać zagraniczni inwestorzy (większość stoi pusta). Portrety Turkmenbaszy znalazły się na opakowaniach kosmetyków i mleka. Pierwszy miesiąc zreformowanego kalendarza nazwano imieniem Wodza, czwarty – jego matki. Na dowód odcięcia się od komunizmu kazał usuwać pomniki Lenina i w ich miejsce stawiać swoje. Najwyższy budynek w stolicy i jej nowy symbol – 75-metrowy Łuk Niepodległości – zwieńczono 12-metrowym pozłacanym posągiem Nijazowa. Sterowana komputerowo figura obraca się w tempie ruchu słońca, dzięki czemu promienie zawsze padają na twarz Wodza. Żart głosi, że to nie Turkmenbasza podąża za słońcem, lecz słońce zmierza we wskazywanym przez niego kierunku. Ktoś tak wielki nie mógł rządzić małym, 5-milionowym narodem. Wódz, który posługiwał się już tytułem Wiecznie Wielkiego Turkmenbaszy, rozesłał więc zaufanych historyków po świecie, a oni odkryli rzeczy niezwykłe: że ich przywódca jest w prostej linii potomkiem Aleksandra Wielkiego i że deseń na tkaninach Inków przypomina wzory turkmeńskie, z czego wynika, iż Ameryki nie odkrył Kolumb, lecz Turkmeni. Na podstawie tych „informacji” i własnych przemyśleń Turkmenbasza napisał Księgę Duszy (Ruhnamę). Dzieci uczyły się jej na pamięć, analizowali ją studenci i naukowcy, cytaty umieszczano na meczetach obok wersetów z Koranu. W każdym kraju islamskim uznano by to za karaną śmiercią profanację, w Turkmenii natomiast młodzieżówka jedynej legalnej partii zaproponowała, by ogłosić profanatora prorokiem. Wódz tego nie doczekał, bo zmarł na zawał serca.
Stolica w środku stepu
Prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew postanowił zbudować od podstaw stolicę. Na realizację wizji wybrał położone w środku stepu robotnicze miasteczko Akmoła. Najpierw kazał zmienić jego nazwę (w tłum. Biała Mogiła) na Astanę (Stolicę).
Wstępne koszty szacowano na 20 mld dolarów, do dziś wydano kilka razy więcej. Uroczysta przeprowadzka nastąpiła w 1998 r. Działacze bezlitośnie zwalczanej opozycji przypomnieli, że w ciągu 7 lat od ogłoszenia niepodległości w Kazachstanie nie wybudowano ani jednego szpitala i tylko jedną szkołę. Powstało za to miasto-fatamorgana: nowoczesne budowle wyrastają z bezkresnej równiny. W 1997 r. media poinformowały, że gwiazda o kryptonimie Perseus Ra 3h 23v Osd*43” została wpisana do międzynarodowego rejestru jako „Nursułtan Nazarbajew”. Co prawda International Astronomical Union, jedyna organizacja mająca prawo nadawania nazw ciałom niebieskim, zdementowała tę rewelację, ale o tym już nikt poddanych Nazarbajewa nie poinformował.
Market duchów
Chiński biznesmen Hu Guirong został miliarderem, zaspokajając głód rodaków tanimi zupami w proszku. W 2005 roku otworzył największą na świecie galerię New South China Mall. Zachwycony reporter dziennika „New York Times” pisał o „zdumiewającym symbolu konsumpcyjnej kultury nowych Chin”. Na powierzchni 892 tys. m² powstało 1500 sklepów. Gigantyczną budowlę podzielono na siedem stref przypisanych do siedmiu miast i regionów świata. W sektorze weneckim znalazła się replika dzwonnicy z pl. św. Marka i 2 km kanałów z gondolami. Do zony paryskiej zapraszał 25-metrowy Łuk Triumfalny, na Karaiby – plaża i palmy, do San Francisco – budynki z czasów Dzikiego Zachodu. Park rozrywki połączył z handlowym wnętrzem 550-metrowy rollercoaster. Hu Guirong wzniósł „najwspanialszy sklep świata” pod 6-milionowym miastem Dongguan, więc zapowiedzi, że codziennie zawita doń 70 tys. klientów, brzmiały realistycznie. Nie przewidział jedynie, że mieszkańców – w większości fatalnie opłacanych robotników – nie będzie stać nie tylko na zakupy, ale nawet na dojazd do luksusowej galerii. W efekcie działa w niej 12 sklepów przy wejściu. Reszta straszy pustką.
Wersal w dżungli, Watykan na wsi
Prezydent Zairu Mobutu Sese Seko rodzinne miasteczko Gbadolite przekształcił w „nowy Wersal”. W sercu tropikalnego lasu zbudował marmurowy pałac, basen olimpijski i lotnisko mogące przyjmować samoloty Concorde, a rządowymi odrzutowcami sprowadził z Wenezueli pięć tysięcy rasowych owiec.
Félix Houphouët-Boigny, prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej, na „afrykański Wersal” odpowiedział „afrykańskim Watykanem”. W mieście Yamoussoukro, nowej administracyjnej stolicy kraju, wzniósł kopię Bazyliki św. Piotra w skali 1:1! Inwestycja pochłaniała przez kilka lat 6 proc. budżetu państwa, w 1990 r. poświęcił ją Jan Paweł II. Monumentalna budowla stoi w szczerym polu, jej mury ciemnieją, a pustka straszy. Zabrakło też renesansowych artystów, którzy ozdobiliby ją dziełami sztuki. Francuscy projektanci starali się zamaskować ten niedostatek witrażami o największej na świecie powierzchni (ponad 7,3 tys. m²). Spełnili przy tym życzenie sponsora, który chciał poinformować potomnych, komu zawdzięczają ten „cud architektury”. Na witrażu przedstawiającym wjazd Jezusa do Jerozolimy tuż obok Zbawiciela kroczy ze złożonymi pokornie dłońmi… Félix Houphouët-Boigny.
Najdroższy urząd świata
Dyktator Rumunii Nicolae Ceauşescu do realizacji swych megalomańskich wizji wykorzystał siły natury i zamiast odbudować zniszczone przez trzęsienie ziemi centrum Bukaresztu, kazał je do końca wyburzyć, by wznieść pomnik swej wielkości. Niczym faraon zaprzągł do budowy 20 tys. robotników pracujących przez 24 godziny na dobę. W kraju brakowało wszystkiego, ale kaprys despoty za ponad 3,5 mld euro musiał zostać zaspokojony. Gdy w 1989 roku Ceauşescu rozstrzelano, jego pałac – wpisany do Księgi rekordów Guinnessa jako najcięższy i najdroższy budynek administracyjny świata – był już niemal gotowy (pod względem kubatury ustępuje jedynie Pentagonowi). Nowe władze Rumunii nie wiedziały, co zrobić z tą kłopotliwą spuścizną. Część przeznaczyły do dyspozycji instytucjom państwowym, część udostępniły zwiedzającym i firmom. Monstrualne gmaszysko nagle stało się największą atrakcją Bukaresztu. Coraz częściej padają propozycje wpisania go na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO. Nie można tego wykluczyć i Ceauşescu uśmiechnie się triumfalnie zza grobu, bo tak jak Cheops udowodni, że budowanie piramid to dobry przepis na nieśmiertelność.
Kazimierz Pytko
dziennikarz, publicysta, podróżnik, z wykształcenia politolog.
Publikował m.in. we „Wprost”, w „Sukcesie”, „Życiu Warszawy”.
Laureat Nagrody Kisiela z 1990 r.Znikanie na żądanie
Naukowcom udało się rozszyfrować niewidzialność. Spełnia się jedno z największych marzeń ludzkości.
autor Piotr Stanisławski
W rankingu największych pragnień ludzkości niewidzialność znalazłaby się w ścisłej czołówce – tuż obok latania. Możliwość znikania na życzenie daje bowiem władzę absolutną, dostęp do największych tajemnic i najściślej strzeżonych miejsc. Kusi do uczynków zakazanych.
Znikający cylinder
„Peleryna niewidka Harry’ego Pottera staje się rzeczywistością”, „Niewidzialność w zasięgu ręki!”. Takie sensacyjne nagłówki w gazetach obwieściły wyniki badań zespołu naukowców z Duke University w Północnej Karolinie oraz z Imperial College w Londynie. Tamtejszym fizykom rzeczywiście udało się dokonać rzeczy niezwykłej – sprawić, by miedziany cylinder stał się niewidoczny. Oczywiście prasa nieco przesadziła – od osiągnięć Amerykanów do wymarzonej niewidzialności droga wciąż daleka, ale pierwsze kroki zostały poczynione.
Ściślej rzecz biorąc, ów cylinder nie zniknął z oczu badaczy, lecz jedynie z ekranu detektora promieniowania mikrofalowego. Nie udało się też ukryć cylindra zupełnie bez śladu – pozostał jego widoczny cień i niewyraźny kształt. Był to jednak pierwszy sukces i to już w pięć miesięcy po opracowaniu teoretycznych podstaw eksperymentu. Niezły wynik, zważywszy że Platon na cztery wieki przed Chrystusem zastanawiał się nad zjawiskiem niewidzialności, a motyw ten pojawia się od tysięcy lat w mitach całego świata.
Jak to jednak możliwe, by coś, co istnieje, przestało być widoczne? Najpierw ustalmy, dlaczego cokolwiek widzimy.
Załamania światła
Ludzkie oko reaguje na światło widzialne – promieniowanie, którego fale mają długość od 400 (fiolet) do 700 (czerwień) nanometrów (milionowych części milimetra). Gdy spoglądamy na jakiś obiekt, promienie światła od niego odbite docierają do światłoczułej części naszego oka, siatkówki. Tu powstają impulsy elektryczne przesyłane dalej do mózgu. Może więc wystarczyłoby owinąć się prześcieradłem z tkaniny nieodbijającej światła? Za jej namiastkę (choć bardzo niedoskonałą) mógłby posłużyć aksamit w kolorze głębokiej czerni, jednak nie oszukujmy się – owinięta nim od stóp do głów osoba wyraźnie odcinałaby się na tle barwnego otoczenia.
Istotą czapki niewidki jest co innego: trzeba sprawić, by obserwator widział to, co normalnie ukrywany przedmiot zasłania. Najlepiej, by promienie przeniknęły przez ukrywany obiekt niczym przez czystą szybę. To jednak wydaje się niemożliwe – nie umiemy sprawić, by drewno, ludzkie ciało czy metal zmieniły swoją strukturę i stały się przezroczyste.
Pomysł naukowców z Duke University i Imperial College jest inny – skoro promieniowanie nie może przez coś przeniknąć, to niech elegancko ominie przedmiot. Sami badacze porównują swoją koncepcję do wody płynącej w strumieniu. Gdy ciecz napotka kamień, opływa go z obu stron, za przeszkodą łączy się i płynie dalej. Człowiek obserwujący nurt kilka metrów dalej nie będzie w stanie stwierdzić, że woda opłynęła kamień – nie pozostał już bowiem na niej ślad tego zdarzenia.
W doświadczeniu próbowano więc zmusić promieniowanie mikrofalowe, by zachowało się jak ciecz i „opłynęło” miedziany walec. Z drugiej strony wiadomo, że światło i inne promienie rozchodzą się tylko po liniach prostych. Jak więc „owinąć” je wokół czegoś? Oczywiście nikt nie próbował ominąć praw fizyki. Zamiast tego udało się je sprytnie nagiąć. Otóż światło i inne promieniowanie można poprowadzić po dowolnej linii, wykorzystując zupełnie normalne zjawiska odbicia i załamania.
Naukowcy uczynili obiekt niewidzialnym dla ludzkiego oka. Tym samym otworzyli nowy rozdział techniki.
Załamanie świetnie widać, gdy zanurzymy w czystym jeziorze patyk – w miejscu wejścia do wody będzie wyglądał na złamany. Światło nieco zmienia swą prędkość i kierunek, przechodząc z rzadkiego powietrza do gęstej wody.
Pomysł naukowców był genialnie prosty: pokryjmy obiekt, który chcemy ukryć, cienką warstewką materiału, w którym współczynnik załamania światła zmienia się od miejsca do miejsca i to w ściśle określony sposób – dokładnie w taki, aby zmusić promienie świetlne do omijania ukrytego przedmiotu. Cel ten można osiągnąć, bardzo precyzyjnie projektując mikrostrukturę tego tzw. metamateriału, „szyjąc go” niejako na miarę potrzeb. Do konstrukcji prototypowej czapki niewidki mającej ukryć miedziany walec użyto finezyjnej konstrukcji z małych prętów i pierścieni – również miedzianych. I udało się! Mikrofale opłynęły walec niczym woda i uczyniły go prawie niewidzialnym: patrząc w jego kierunku, zobaczylibyśmy to, co jest za nim. Niestety – stałoby się tak jedynie wtedy, gdyby nasze oczy mogły widzieć w promieniowaniu mikrofalowym o długości 3,5 cm.
Oczywiście jest jedno „ale” – to, co możliwe w przypadku promieniowania mikrofalowego, niekoniecznie musi się sprawdzić, gdy będziemy mieli do czynienia ze światłem widzialnym. Długość mikrofal to kilka centymetrów, światła widzialnego – miliony razy mniej. By zapanować nad mikrofalami, wystarczą struktury stworzone z dokładnością kilku milimetrów, w przypadku światła muszą to być pojedyncze nanometry. Fizycy studzą emocje rozbudzone przez sensacyjne doniesienia, mówiąc, że choć teoretycznie stworzenie peleryny niewidki jest możliwe, to droga do niej jeszcze długa, a sukces wciąż niepewny.
Peleryna kameleona
Poza Amerykanami nad niewidzialnością pracują m.in. Japończycy. W dodatku mają całkiem niezłe wyniki. Tu koncepcja jest inna – zamiast grzebać się w trudnej fizyce promieniowania, wykorzystano współczesną technikę. Jak już ustaliliśmy, kluczem do niewidzialności jest pokazanie tego, co ukrywany obiekt przysłania. Japończycy skorzystali więc ze swojego ulubionego gadżetu – kamery wideo.
Załóżmy, że niewidzialny ma się stać mężczyzna stojący na tle ruchliwej ulicy. Na początek za jego plecami umieszczamy kamerę. Łączymy ją z projektorem umieszczonym po przeciwnej stronie, na wprost mężczyzny.
Jeśli teraz na jego ciało będziemy rzucali obraz pochodzący z kamery, powstanie złudzenie przezroczystości – obserwator stojący na wprost „znikanego” będzie widział to, co mężczyzna normalnie by zasłaniał. Jak na razie nie brzmi to sensacyjnie – w końcu każdy z nas wszedł kiedyś między rzutnik slajdów a ekran. Efekt nie powala.