Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Najpiękniejsza para - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 września 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Najpiękniejsza para - ebook

Chloe McDaniels nie miała łatwego życia w szkole. Ruda, piegowata okularnica dawała się terroryzować rówieśnikom. Jedynym jej przyjacielem był Simon Ford, który zawsze ją wspierał. Dziesięć lat po maturze Chloe otrzymuje zaproszenie na zjazd szkolny. By wywrzeć wrażenie na dawnych koleżankach, postanawia odmienić swój wygląd. Simon uważa, że powinna po prostu pozbyć się kompleksów i zaakceptować siebie taką, jaką jest. Tylko jak to zrobić? Simon wpada na pewien pomysł...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-238-9144-4
Rozmiar pliku: 553 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Liceum

Na widok zaproszenia na zjazd koleżeński z okazji dziesięciolecia matury Chloe McDaniels uśmiechnęła się ironicznie. Ze szkoły nie miała miłych wspomnień. Cztery lata liceum kojarzyły jej się z ciągłym chowaniem się po ubikacjach i komórkach, w których woźne trzymały szczotki, przed nierozłączną trójką prześladowczyń: Natashą Bradford, Faith Ellerman i Tamarą Kingsley.

Znała je z podstawówki. Nigdy nie były jej przyjaciółkami, ale też nigdy nie traktowały jej jak wroga. I nagle, z powodów nie całkiem dla Chloe zrozumiałych, w pierwszej klasie liceum wybrały ją sobie za ulubiony cel niewybrednych żartów.

Już pierwszego dnia zajęć przypięły jej do bluzki na plecach kartkę z napisem „Kopnij mnie”. Nie był to oryginalny dowcip, lecz skuteczny i okrutny. Zaliczyła tyle kopniaków w pupę, że czuła się jak piłka futbolowa. Od tamtej pory, ilekroć ktoś przyjacielskim gestem klepał ją po plecach, oglądała się przez ramię i wykręcała szyję, by sprawdzić, czy nie zostawił „pamiątki”.

Dopiero Simon Ford ulitował się nad nią podczas drugiej przerwy. Odpiął kartkę i wręczył jej ze słowami:

– Chyba nie chcesz dłużej z tym paradować, prawda?

Cały Simon. Znali się, odkąd wraz z rodzicami zamieszkał w tej samej kamienicy co ona. Ich przyjaźń trwała do dziś. Chloe machinalnie sięgnęła po telefon i w tej samej chwili przypomniała sobie, że jest piątek, na dodatek grubo po siedemnastej.

Simon na pewno spotyka się z dziewczyną. Po raz drugi uśmiechnęła się ironicznie. Nic na to nie mogła poradzić, że nie lubi Sary. Ta długonoga blondynka jest zbyt... doskonała.

Znowu spojrzała na zaproszenie. Doskonała Sara nigdy nie znajdzie się w podobnej sytuacji. Sara w szkole pewnie zawsze zdobywała tytuł Miss tego i śmego, a na zjeździe natychmiast zostałaby królową balu. Chloe znana była tylko jako Miss Piegów i Miss Afro. Wymarzony znak towarowy, po którym cię rozpoznają, prawda?

Instynkt podpowiadał jej, by zgniotła zaproszenie i ciskając inwektywami w czterech znanych jej językach, wrzuciła je do kosza na śmieci. Serce natomiast mówiło jej, by sięgnęła do zamrażalnika po pojemnik z lodami czekoladowo-miętowymi.

Pamiętając o diecie, posłuchała głosu instynktu.

Ale tylko połowicznie. W drodze do kosza na śmieci obojętnie minęła lodówkę, lecz włączyła komputer i otworzyła swój ulubiony portal kulinarny: „Przepisy Susie Kay. Smakołyki poprawiające nastrój”. Wszystkie oczywiście potwornie niezdrowe, prowadzące do miażdżycy i zawału serca. Dziś Susie polecała makaron z serem, nie z jednym, lecz aż z czterema rodzajami, i z taką ilością masła, że od samego czytania przepisu można było przytyć. A Chloe już i tak miała na sobie spodnie w największym posiadanym rozmiarze.

Właściwie były to spodnie od dresu, z gumką w talii, które wkładała nie żeby się gimnastykować, lecz kiedy czuła się wzdęta. Tak jak teraz. Co nie przeszkodziło jej ugotować makaronu z serem i spałaszować połowę porcji obliczonej na sześć osób. Po namyśle nalała sobie jeszcze wina. Butelkę całkiem drogiego cabernet sauvignon trzymała na specjalną okazję. Dzisiaj nie było specjalnej okazji, lecz po trzecim kieliszku przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie.

Chloe odstawiła kieliszek i podeszła do odtwarzacza stereo. Muzyka. Tego jej potrzeba. Jakiejś melodii z mocnym uderzeniem i niskimi tonami. Melodii, przy której mogłaby tańczyć do utraty tchu i zrzucić trochę kalorii. Co wybrała? Płytę Celine Dion.

Przy dźwiękach jednej za drugą rzewnej ballady wypełniających jej kawalerkę na Dolnym Manhattanie mocne postanowienie Chloe zaczęło słabnąć. Mrucząc pod nosem przekleństwa, wyciągnęła z kosza na śmieci pomięte zaproszenie. I właśnie wtedy zadzwonił telefon.

– Cześć. Co robisz?

Simon. Gdyby telefonował ktoś inny, na przykład jej szykowna siostra, Frannie, Chloe czułaby się zobowiązana do wymyślenia na poczekaniu długiej opowieści, dlaczego piątkowe popołudnie, czyli początek weekendu, spędza w domu sama, ale ponieważ pytał Simon, odpowiedziała:

– Siedzę w dresie, piję wino i słucham ścieżki dźwiękowej z „Titanica”.

– Nie jesz lodów?

Znał ją aż za dobrze.

– Jeszcze nie.

– Chcesz, żebym dotrzymał ci towarzystwa?

Czy chce? Z Simonem zawsze dobrze się razem bawili, obojętnie czy w domu, czy poza domem. Zaraz, zaraz... Czy on nie powinien być z dziewczyną? Miło było pomyśleć, że przedkłada towarzystwo Zwyczajnej Chloe nad towarzystwo Doskonałej Sary. Tak miło, że Chloe natychmiast ogarnęły wyrzuty sumienia. Aby je uspokoić, gotowa była podzielić się z Simonem lodami i resztką wina.

– Kiedy mam się ciebie spodziewać?

– Już. Stoję przed drzwiami.

Gdyby Simon był jej chłopakiem – dla porządku należy zaznaczyć, że Chloe od kilku miesięcy z nikim się nie spotykała – wpadłaby w panikę. W mieszkaniu bałagan, ona również wygląda nieszczególnie. Na skutek dużego nasycenia powietrza wilgocią jej rude włosy skręciły się jeszcze bardziej, a po rannym makijażu nie został nawet ślad. Ale to był Simon. Poczciwy Simon, powtórzyła w myślach, zerkając na swój nazbyt domowy strój.

Co prawda Simon widywał ją w znacznie gorszym stanie. Na przykład kiedy w szóstej klasie zachorowała na wietrzną ospę, albo później, już w liceum, kiedy zaraziła się salmonellą. A już szczytem szczytów było ostatnie Boże Narodzenie, kiedy trzy dni przed świętami rzucił ją chłopak, z którym chodziła pół roku. I to esemesem. A ona już kupiła dla niego prezent gwiazdkowy, zegarek marki Rolex, którego nie mogła zwrócić, ponieważ uliczny sprzedawca absolutnie genialnych podróbek przeniósł się w jakieś inne miejsce.

Teraz więc, nie przejmując się ani fryzurą, ani bluzką poplamioną makaronem z serem, ani fioletowymi od wina wargami, z rozmachem otworzyła drzwi.

– Cześć.

Simon obdarzył ją uśmiechem tak promiennym, że poczuła się, jak gdyby spotkanie z nią było dla niego najbardziej wyczekiwanym wydarzeniem dnia.

– Cześć, ślicznotko. – Pocałował ją w policzek, potem podsunął pod nos płaskie kwadratowe pudełko. – Przyniosłem pizzę z tej nowej pizzerii, wiesz, tej blisko Czternastej Ulicy. Cienkie ciasto, dodatkowy ser.

– Dzięki, ale właśnie skończyłam jeść.

Simon spojrzał znacząco na plamy na jej bluzce. Kąciki jego ust się uniosły.

– Aha. Co jadłaś i dlaczego?

Naprawdę znał ją aż za dobrze.

– Makaron z serem.

– Dla poprawienia sobie nastroju, tak? – Znowu się uśmiechnął. Zawsze uważała, że ma ujmujący uśmiech. Z wiekiem rysy jego przystojnej twarzy wyostrzyły się, lecz uśmiech pozostał chłopięcy. – Dużo zjadłaś?

– Za dużo.

– Zostało trochę?

– Zostało. – Chloe stuknęła palcem w pudełko. – Co zrobimy z pizzą?

Simon wzruszył ramionami.

– Zimna będzie jeszcze lepsza. – Opuszkiem kciuka dotknął jej dolnej wargi. Starała się zignorować dreszczyk emocji, jaki przebiegł jej po skórze. – Co z winem? Wypiłaś wszystko?

– Nie. Jest jeszcze pół butelki.

– Nalej mi kieliszek i opowiedz, jak minął dzień.

Postawił pudełko z pizzą na kuchennym stole, zrzucił płaszcz. Ubrany był jak zwykle do biura, w nieskazitelną białą koszulę i świetnie skrojony garnitur, z chusteczką w kieszonce na piersi. Jedwabny, idealnie dobrany do garnituru krawat był jednak lekko przekrzywiony.

– Przyszedłeś prosto z pracy?

Dochodziła ósma.

– Tak. Fuzja z tą drugą firmą komputerową pochłania większość mojego wolnego czasu.

Ciężko opadł na krzesło. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Jak mogłam tego nie zauważyć, wyrzucała sobie Chloe. Chciała podbiec do Simona i otoczyć go ramionami. Przyjaciele się obejmują, nie? A jednak się powstrzymała. Ostatnio coraz częściej się powstrzymywała przed podobnymi gestami. Winiła za to Doskonałą Sarę i zastęp pięknych dziewczyn przed nią.

– Przykre – mruknęła i włączyła piekarnik, by odgrzać makaron z serem, nalała wina do kieliszka i podała Simonowi. Potem stanęła za oparciem krzesła i zaczęła masować mu kark i ramiona. Simon westchnął z rozkoszą. – Co Sara na to?

– Nie jest zachwycona – przyznał. – Dziś mieliśmy zobaczyć jakąś sztukę na Broadwayu.

– Wystawiłeś ją do wiatru!?

Takie zachowanie było do niego niepodobne. Simon był największym dżentelmenem, jakiego Chloe znała, nawet mimo tego, że podobały mu się kobiety zupełnie nieodpowiednie.

– Właściwie kiedy zadzwoniłem, że wszystko się przedłuża i musimy zrezygnować z kolacji przed teatrem, powiedziała, żebym... Zresztą mniejsza z tym, co powiedziała. – Pokręcił głową. – Nasza znajomość zmierzała donikąd.

Hurra! Może ten dzień jeszcze nie jest całkiem stracony? Na szczęście Chloe w porę przypomniała sobie, że nie należy cieszyć się z cudzego nieszczęścia. Przybrała współczujący wyraz twarzy i usiadła obok Simona.

– Przykro mi.

– Oboje o tym wiedzieliśmy, tylko Sara powiedziała to pierwsza.

– Aha.

– Nie złamała mi serca. Nawet nie drasnęła. – Simon wypił łyk wina, westchnął i zerknął na Chloe. – Niedobrze, prawda? Powinno mi być chociaż trochę żal?

– A nie jest?

Chloe starała się zapanować nad rozpierającym ją uczuciem radości.

– Ani odrobinę. – Simon wbił wzrok w wino, potem spojrzał na Chloe. – Chyba do siebie nie pasowaliśmy. – Naprawdę potrzebował aż roku, żeby to zrozumieć? Chloe wystarczyło kilka minut rozmowy z Sarą, by dojść do takiego wniosku. – Nie ma o czym mówić. Opowiedz, jak minął dzień.

Jej dzień? A niech to!

Chloe wstała, nałożyła porcję makaronu na talerz, potem wyjęła z lodówki siekaną pietruszkę do posypania.

Simon aż uniósł brwi.

– Najważniejszy jest wygląd. Proszę.

Teatralnym gestem postawiła talerz na stole. Simon podniósł rękę z widelcem i skierował w jej stronę.

– Na tym właśnie polega twój problem – stwierdził.

Wielokrotnie jej to powtarzał. W normalnych warunkach zignorowałaby tę uwagę, dzisiaj jednak warknęła:

– Będziesz się bawił w psychoanalityka czy wolisz, żebym opowiedziała ci, jak minął mi dzień?

– Właściwie wolę posłuchać.

Ponownie posłużył się widelcem, by wskazać zaproszenie, o którym Chloe zapomniała.

– Zbliża się zjazd koleżeński – rzuciła jak gdyby od niechcenia i wzruszyła ramionami.

– Wiem. Już tydzień temu dostałem zaproszenie.

– Tydzień temu? Jak to możliwe? Mieszkamy w tym samym mieście, praktycznie obok siebie. Założę się, że ta wstrętna trójca maczała w tym palce.

Cała jej udawana nonszalancja znikła.

– Daj spokój, Chloe. Minęło dziesięć lat – odparł Simon spokojnym tonem, jakim zawsze studził jej emocje.

Ale dzisiaj odniósł porażkę. Dzisiaj Chloe pod wpływem wypitego wina i rozmaitych niewesołych wspomnień postanowiła się nie dać.

– Dla mnie to jakby wczoraj – mruknęła.

Sięgnęła po kieliszek, chociaż doskonale wiedziała, że nie powinna więcej pić, i pociągnęła z niego duży łyk. Spodziewała się, że Simon zacznie przemawiać jej do rozumu, lecz się zawiodła.

– Wybierasz się?

– Czy się wybieram? – Energicznym ruchem odstawiła kieliszek. – Chyba żartujesz! Za żadne skarby się tam nie pokażę. – Spojrzała na zaproszenie. – I gdzie to się ma odbyć? W sali gimnastycznej w naszej starej budzie? – prychnęła. – Nie stać ich na wynajęcie jakiegoś lokalu?

– Nie wiem. Mnie się nawet ten pomysł podoba, choć nie należałem do bywalców sali gimnastycznej.

No tak, Simon nie był zapalonym sportowcem. Wolał klub szachowy albo komputerowy, albo kółko dyskusyjne. Chloe również. Chociaż on w przeciwieństwie do niej nie miał z tego powodu kompleksów.

Chloe zmrużyła powieki.

– Zaraz, zaraz... Chcesz powiedzieć, że wybierasz się na zjazd?

Simon przyglądał się jej znad kieliszka. Aż do tej chwili nie planował wzięcia udziału w zjeździe, ale teraz zmienił zdanie. Chloe powinna pójść. W życiu nie spotkał drugiej osoby, która do tego stopnia nie potrafiła się zdystansować od niemiłych przeżyć ze szkoły.

Zmięte zaproszenie było doskonałym świadectwem wciąż żywej traumy, tak jak obżeranie się makaronem z serem i topienie smutku w winie.

Chloe dorosła, stała się piękną, inteligentną, zabawną i twórczą kobietą. Co prawda dla niego zawsze taka była. Niestety, wciąż pielęgnowała w sobie absurdalnie wypaczony obraz samej siebie. Najwyższy czas z tym skończyć. W tym celu powinna zmierzyć się z przeszłością.

On jednak nie puści jej samej do jaskini lwa.

– Jasne, że się wybieram. Dlaczego nie?

– Czy my chodziliśmy do jednej szkoły, czy do dwóch różnych? – odpowiedziała Chloe i wydęła usta.

Simon pomyślał, że jest szalony, ale usta Chloe zawsze wydawały mu się bardzo seksowne. I na tym polegał cały kłopot. To właśnie dlatego nigdy z żadną dziewczyną nie związał się na dłużej. One po prostu Chloe do pięt nie dorastały.

– Było, minęło – odparł i nakrył jej rękę dłonią. – Te dziewczyny nic do ciebie nie mają. I nigdy nie miały.

– Zamieniły moje życie w piekło!

– Traktowały cię okrutnie – przyznał ugodowym tonem – ale teraz już nic nie mogą ci zrobić, chyba że im na to pozwolisz. Pójdź, staw im czoło, pokaż, jak daleko zaszłaś. Masz wiele powodów do dumy.

– To prawda, bardzo wiele. – Chloe oswobodziła dłoń. – Jestem singielką, mam dwadzieścia osiem lat, pół etatu i mało towarzyskiego kota.

Simon machnął lekceważąco ręką.

– Wszystkie koty są mało towarzyskie. Mówiłem ci, żebyś kupiła sobie psa, jeśli chcesz zwierzaka kumpla.

Chloe skrzyżowała ręce na piersi.

– Będziesz mi prawił kazanie?

– Na to wygląda. – Zamilkł na chwilę, a kiedy się nie doczekał reakcji, zapytał: – Pójdziemy razem, czy zaprosisz sobie kogoś?

– Zaproszę – wypaliła. – Jak ci się to udaje?

– Co mianowicie?

– Namówić mnie do zrobienia czegoś, na co wcale nie mam ochoty.

– Lata praktyki.

– Aha. Skoro uważasz, że powinnam, to pójdę.

– Dzięki.

– Ale tylko dlatego, że jeśli nie pójdę, będziesz mi to do śmierci wypominał. – Westchnęła teatralnie.

Oboje wiedzieli, że w głębi duszy jest mu wdzięczna, ale musi trzymać fason.

– Kiedyś mi podziękujesz.

– Albo będę cię obwiniać za lata terapii, jaka okaże się konieczna.

– Zaryzykuję.

Simon wzruszył ramionami i z powrotem zabrał się do jedzenia. Chloe w milczeniu czekała, aż skończy, co nie wróżyło niczego dobrego. Znaczyło, że intensywnie myśli, a dokładniej, że coś knuje. I z chwilą, gdy Simon przyłożył serwetkę do ust, Chloe przemówiła:

– Nie obrazisz się, jeśli pójdę z kimś innym, a nie z tobą, prawda? Ale możemy siedzieć przy jednym stoliku. – Rozpromieniła się. – Ty też kogoś przyprowadź. Taka podwójna randka. Będzie zabawnie, zobaczysz.

Simon poczuł ukłucie w sercu. Zawsze tak reagował, kiedy Chloe zaczynała mówić o innych mężczyznach. Jednym z oskarżeń, jakie Sara rzuciła mu w twarz podczas rozstrzygającej rozmowy, było, jak to określiła, „niezdrowe przywiązanie do tej kobiety”. Nie ona pierwsza o tym wspomniała. I, podejrzewał, nie będzie ostatnia. Był przywiązany do Chloe. Ale czy mogłoby być inaczej? Od szczenięcych lat przyjaźnili się na dobre i na złe. Ich przyjaźń przetrwała wszystkie wzloty i upadki okresu dojrzewania. Przez całą szkołę średnią i studia trzymali się razem. Chloe była jedyną wartością stałą w jego życiu.

– To jak? – Chloe ze zmarszczonymi brwiami czekała na odpowiedź.

– Dlaczego miałbym się obrażać? – spytał tonem, w którym zabrzmiała defensywna nuta. Odchrząknął i postanowił zmienić temat. – Nie wiedziałem, że się z kimś spotykasz.

– Nie spotykam, ale zamierzam pokazać się u boku najprzystojniejszego mężczyzny sukcesu, jakiego uda mi się znaleźć, nawet jeśli miałabym mu za to zapłacić.

No tak.

– Chloe, poważnie...

– Właśnie poważnie. Chcę, żeby Natasha, Faith i Tamara padły trupem z wrażenia.

– Odegrasz się na nich – mruknął. Chloe przytaknęła ruchem głowy, nie zauważając sarkazmu w jego głosie. – Skąd zamierzasz wytrzasnąć tego Adonisa?

Tylko nie z internetu! Już dwa razy musiał jej wybijać z głowy pomysł szukania znajomości w sieci.

Chloe obdarzyła go promiennym uśmiechem. Simona ogarnęły najgorsze przeczucia.

– Kiedy ostatni raz byłam u ciebie w biurze, zastałam tam bardzo atrakcyjnego faceta. Trevor, nazwiska nie pamiętam. Mówiłeś, że to prawnik, który wam pomaga dopracować szczegóły tej fuzji.

Uff! Niedoczekanie. Nie przyłożę do tego ręki, postanowił Simon. Ile razy Trevor, czyli „Mister Erotic”, jak go przezywały wszystkie panie, pojawiał się w biurze, praca stawała.

– Nie.

– Proszę. – Chloe złożyła ręce jak do modlitwy. – Bardzo ładnie proszę.

Jej uśmiech niemal go rozbroił. Wszystko by dla niej zrobił, no może z wyjątkiem morderstwa, ale Trevor nie.

– Przykro mi. Odmawiam.

– Zgoda. – Kiwnęła głową. – Rozumiem. Wiedziałam, że nie doczekam się wdzięczności za całe moje wsparcie.

Simon omal nie jęknął z rozpaczy. Lista przyjacielskich przysług, jakie Chloe mu wyświadczyła, była naprawdę długa. Domyślał się, że Chloe zaraz zacznie je wymieniać. Westchnął ciężko.

– Dobrze.

– Dzięki!

– Niczego nie obiecuję – zastrzegł.

– Wiem, wiem, nie żądam obietnic.

I dlatego Simon, doskonale wiedząc, że będzie tego do końca życia żałował, powiedział:

– Zobaczę, co się da zrobić.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: