Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Najwyższe tony - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Sierpień 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Najwyższe tony - ebook

Miłość spada na nich jak grom. I jest równie niebezpieczna…


Tamar King, piękna barmanka z sennego Savannah w Georgii, i Lyrik West, basista rockowego zespołu… Wystarczył jeden dotyk, by stanęli w ogniu…
Połączyła ich namiętność, której nie znali, i uczucie, którego się nie spodziewali. Poznali swoje tajemnice i stali się sobie jeszcze bliżsi.
Lecz wspomnienia nie przestają ich ścigać.
Czy miłość da im odwagę, by zmierzyli się z tym, co przeraża ich najbardziej, i spojrzeli w twarz przeszłości?

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-6108-9
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Tamar

Deszcz cicho bębnił o dach, a Lyrik zamknął mnie mocniej w swoich objęciach. Plecami przytuliłam się do jego piersi, jego oddech mnie otaczał. Pospieszny rytm naszych serc nareszcie się uspokajał, jak milknąca w oddali burza.

Pocałował mnie w głowę, mocno przyciskając usta do moich włosów.

– Jak się czujesz?

Powoli wypuściłam oddech i pozwoliłam mu przyciągnąć się bliżej. Moje ciało i umysł pławiły się w poczuciu bezpieczeństwa. Lekkie i wolne.

Splotłam palce z palcami jego ręki, przyciśniętej do tatuażu na mojej klatce piersiowej.

– Niesamowicie. – Z moich ust wydobył się nabożny szept. Uniosłam nasze splecione ręce i podniosłam jego dłoń do ust.

– To ty jesteś niesamowita – wymamrotał z nosem w moich włosach. Jego słowa ślizgały się po mojej skórze, to wędrując pod nią, to wydobywając się na powierzchnię.

Przewróciłam się na bok, żeby spojrzeć mu w twarz. Atramentowe oczy wpatrywały się we mnie w ciemności. Jego włosy były seksownie zmierzwione, czerwone usta nabrzmiałe.

Przeszedł mnie dreszcz.

Przygryzłam dolną wargę.

Właśnie uprawiałam seks z Lyrikiem Westem.

Cholera jasna!

I było dokładnie tak.

Niesamowicie.

Niezaprzeczalnie, nadzwyczajnie niesamowicie.

Nie ogarnął mnie strach ani panika. Nie dręczyły mnie wspomnienia.

Czułam się… wyzwolona.

Piękna.

Upragniona i pożądana.

Uśmiechnął się, jakby dokładnie wiedział, co mi chodzi po głowie.

– Wyglądasz na raczej… zadowoloną.

Zachichotałam. Właśnie tak – zachichotałam!

A potem było jeszcze gorzej. Ogarnęła mnie nieposkromiona euforia. Szeroko się do niego uśmiechnęłam, musnęłam palcami jego podbródek i beztrosko wróciłam myślami do dnia, kiedy otwarcie rzucił mi wyzwanie, kiedy prowokująco stwierdził, że jedyne, czego potrzebuję, to zadowolenie.

Boże, ten facet cały czas rzucał mi wyzwania! Kwestionował każde przekonanie, lęk i nadzieję, które w sobie nosiłam. Nie odpuszczał, aż byłam gotowa stawić im czoło.

– Nie pochlebiaj tak sobie, Gwiazdo Rocka! – Chciałam, żeby zabrzmiało to lekko i uszczypliwie, ale nie zdołałam powstrzymać emocji, które wkradły się do mojego drżącego głosu.

Boże. Pogrążam się.

I ten jego uśmieszek.

– Szczerze mówiąc, w tym momencie jestem raczej dumny.

Ja też leciutko się uśmiechnęłam.

– Co ty powiesz?

– Nooo…

To było to. Trafiłam w dziesiątkę.

Duma.

Tyle że on nie był dumny z siebie.

Był dumny ze mnie.

– Dziękuję – powiedziałam zachrypniętym głosem. To słowo wydobyło się z miejsca ukrytego tak głęboko, że nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś je zobaczę. Z miejsca, które on wydobył na światło dzienne.

Delikatnie pogłaskał mnie po włosach. Twardy, tajemniczy mężczyzna, który miał w sobie tyle cudownej miękkości.

– Nie… to ja ci dziękuję! Dziękuję, że mi zaufałaś. Że pozwoliłaś mi poznać tę ukrytą w sobie dziewczynę, o której nikt innym nawet nie wie. Że pozwoliłaś mi pomóc jej rozbłysnąć.

Wsunął mi palec pod brodę i uniósł moją twarz ku sobie.

– Jest niezwykle piękna i czuję się zaszczycony, że to właśnie mnie było dane ją spotkać.

Miliony końcówek nerwowych w moim ciele zatrzepotały.

Właśnie to było w tym wszystkim szalone. Znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny. A może jeszcze bardziej szalone było to, że czułam, że też znam go tak dobrze jak nikt inny. Gdybym tylko potrafiła odkryć tę tajemnicę, którą w sobie nosił. Byłam już tak blisko, a jednak ciągle nie mogłam do niej dotrzeć.

Moje palce wędrowały w dół jego ramienia, aby przemknąć po zapisie muzycznym zdobiącym jego przedramię. Milcząca piosenka, która głośno domagała się, żeby ją wykonać.

Lekkie jak piórko opuszki moich palców wystukały jej rytm, jakbym ją chciała zagrać.

Lyrik się wzdrygnął.

Moje spojrzenie błądziło pomiędzy tak wyraźnie wypisanym na jego twarzy bólem i nutami wytatuowanymi na jego przedramieniu. Przez kilka sekund uważnie się przyglądałam jego twarzy, próbując coś z niej wyczytać. Próbując zrozumieć jego, tego groźnego, onieśmielającego mężczyznę, który chwilami stawał się taki zamknięty w sobie i przybity. Chciałam go uwolnić. Choć odrobinę odwdzięczyć się za to, co dla mnie zrobił.

Spojrzałam na swoje palce, nadal niepewnie błądzące po nutach. Mój głos był cichy i stłumiony, jakbym wyznawała jakąś tajemnicę.

– Czasem w nocy, kiedy nie mogę spać i jestem zupełnie sama, słyszę, jak grasz.

Odważyłam się na ułamek sekundy podnieść na niego wzrok.

Powieki miał zaciśnięte, ciało spięte. Jakby się zbierał w sobie.

Znów spojrzałam na jego piosenkę.

– Wiesz… trochę mi wstyd się do tego przyznawać… bo nie chciałabym, żebyś sądził, że widzę w tobie kogoś innego niż faceta z sąsiedztwa… faceta, który mnie zmienił.

Z trudem przełknęłam ślinę.

– Trzy lata temu po raz pierwszy usłyszałam jeden z utworów Sunder. Było już późno… Wróciłam z pracy i byłam w mieszkaniu zupełnie sama, w tej samej rozpaczliwej samotności, w której żyję od czterech lat. Wtedy usłyszałam tę piosenkę…

Cicho się zaśmiałam.

– Można by pomyśleć, że to tylko piosenka… jednym uchem wleci, a drugim wyleci. A jednak pamiętam dreszcz, który mnie przeszedł, kiedy z głośników dobiegły pierwsze akordy. Pamiętam, że siedziałam na łóżku jak zaczarowana. Musiałam się dowiedzieć, co to za kawałek! Musiałam się dowiedzieć, kto to śpiewa! Zobaczyć twarz człowieka, którego głos miał w sobie coś niepokojącego, a jednocześnie głęboko kojącego.

Na samo wspomnienie moja skóra pokryła się gęsią skórką.

– Mówi się, że muzyka potrafi dotrzeć do człowieka w bardziej bezpośredni sposób niż cokolwiek innego. Przysięgam, że w tamtym momencie miałam uczucie, że wokalista zwraca się wprost do mnie. Że słowa utworu opisują moją samotność. Że zdołał jakoś we mnie przeniknąć. Przez kilka minut miałam wrażenie, że nie jestem całkiem sama.

– Błękitna… – wyszeptał, próbując mnie uciszyć, ale ja mówiłam dalej.

– Dowiedziałam się, że ten utwór… że tego utworu nie wykonuje wokalista, który śpiewa większość kawałków. Wykonawcą był oszałamiająco przystojny, czarnowłosy facet. Śpiewał Sunday Gone, utwór, który, jak się dowiedziałam, sam napisał. Potrafiłam godzinami siedzieć przed ekranem komputera i patrzeć na niego, jak stoi z czarną gitarą i ustami przyciśniętymi do mikrofonu. W kółko odtwarzałam ten utwór, ponieważ tylko kiedy go słuchałam, czułam się naprawdę zrozumiana.

Wzięłam głęboki oddech.

– Okazało się, że to byłeś ty, Lyrik.

To właśnie ta piosenka służyła mi za narzędzie tortur, którym się dręczyłam, kiedy konsekwentnie odrzucałam zaloty Lyrika. Przerażało mnie w nim po prostu to, jak dobrze się przy nim czułam. Choć jednocześnie miałam pewność, że ma zamiar wykorzystać mnie i porzucić.

Teraz też wiedziałam, że to zrobi.

Porzuci mnie.

Nie pozostawił mi co do tego żadnych wątpliwości. Serce mi się ściskało na myśl o jego zapewnieniu, że to wszystko musi się skończyć. Że nie ma mi do zaoferowania nic więcej. Tylko to.

Z drugiej strony wiedziałam, że mnie nie wykorzystuje.

Wypełniał moją pustkę.

Czy pozwoli mi choć trochę wypełnić również jego pustkę?

Przycisnęłam dłoń do jego mocno bijącego serca.

– Słyszę cię, Lyrik.

Zadrżał.

– Słyszę twoje słowa i słyszę twój ból. Dopuść mnie do siebie, tak jak ja dopuściłam cię do siebie. Zaśpiewaj mi swoją piosenkę.

Szybko schował twarz w zagłębieniu mojej szyi.

– Niech to diabli, Błękitna! Dlaczego mi to robisz? Dlaczego nie odpuszczasz i wciąż próbujesz dostać się do miejsca, do którego nie mogę cię wpuścić?

– A może… już tam jestem?

Musiało tak być!

To niemożliwe, żeby taka relacja była wyłącznie jednostronna. Nie wierzyłam, że ten piękny mężczyzna może być tak bardzo obojętny.

Kiedy ja sama byłam tak głęboko poruszona.

Kiedy połączyło nas tak wiele.

Kiedy posunęliśmy się tak daleko.

Mocno mnie objął. Jego oddech był ciężki i urywany, a palce wpiły się w moje plecy, gdy przyciągał mnie bliżej.

Boże, cierpiałam. Za niego. Za siebie. Za nas.

– Nie wolno ci doprowadzać mnie do takiego stanu – wyszeptał, jakby to było najintymniejsze wyznanie. Zawstydzony, przepełniony poczuciem winy, a jednak nadal zdecydowany nie opuszczać swojej wewnętrznej twierdzy. – To był okropny pomysł.

Te cztery słowa. Kolejny powód, żeby zachować dystans, żeby zbytnio się nie zbliżać do tego poranionego człowieka.

Jego ramiona były bezpieczną i pewną przystanią, ale czułam, że jakaś jego część odrywa się i odlatuje. Choć robił, co mógł, żeby tak nie było.

Jego głos drżał, kiedy wreszcie w okolicach delikatnej skóry mojej szyi gwałtownie wylał się z niego strumień żarliwej rozpaczy.

Lyrik zaśpiewał, tak jak to robił pod osłoną nocy.

Chciałem dać z siebie wszystko,

Ale zagubiłem się gdzieś po drodze.

Tylko dwie linijki. To było wszystko, co mógł mi dać ze swojej milczącej piosenki.

Ze swojej tajemnicy.

Słowa otulone niepewnością i mrokiem.

Czas jakby stanął. Byliśmy zawieszeni w ciszy nabrzmiałej echem tych słów i przepełniającej powietrze energią.

– Powinnam już iść. – Zmusiłam się do wypowiedzenia tych słów, bo nie byłam pewna, czy dłużej wytrzymam przytłaczający ciężar tej chwili.

Mocniej mnie przytulił, moja głowa znajdowała się teraz pod jego podbródkiem, a słowa były tak intensywne jak piosenka, która z takim trudem wydobyła się z jego ust.

– Nie, Błękitna. Zdecydowanie powinnaś zostać.Rozdział 2

Tamar

Szybko zapukałam do drzwi Lyrika. Po kilku sekundach przyłożyłam ucho do drewnianych drzwi.

Żadnego dźwięku ani ruchu po drugiej stronie.

Wstrzymując oddech, przekręciłam gałkę i wśliznęłam się do środka. Uśmiechałam się do siebie, bo myślałam o dniu, w którym dostałam oficjalne pozwolenie na takie panoszenie się u niego.

– „Po południu chciałam cię odwiedzić, ale nie było cię w domu.

– Trzeba było po prostu wejść. Prawie nigdy nie zamykam drzwi na klucz. – Uśmiechnął się z przekąsem. – Właśnie tak się kończy, gdy ma się leniwych, wścibskich, niczym się nieprzejmujących kumpli jak Ash i Zee. Cały czas wtykają nos w nie swoje sprawy.

– I pewnie czujesz się niesamowicie bezkompromisowy, Gwiazdo Rocka, że pozwalasz innym tak po prostu wejść do swojego mieszkania?

Wzruszył ramionami.

– Nie, po prostu aż tak mi nie zależy na tych kilku klamotach. Poza tym fajnie mieć powód, żeby od czasu do czasu skopać komuś tyłek.

Przeszyło mnie spojrzenie czarnych jak noc oczu, jego palec przejechał w dół po moim policzku. Czułam budzący się we mnie dreszcz, jak zbliżającą się lawinę.

– Mówię serio, kotku. Nie mam nic przeciwko temu, żeby wrócić do domu i znaleźć cię leżącą w moim łóżku. Najlepiej nago. Następnym razem po prostu wejdź do środka”.

To chyba coś znaczy, że pozwolił mi czuć się w jego mieszkaniu jak u siebie w domu, prawda? Budziła się we mnie nieśmiała nadzieja, że Lyrik zaczyna się angażować. Że może powoli zaczyna pragnąć tego samego, co ja, że w jego sercu i głowie kiełkują te same pragnienia.

Pragnienia, które można było opisać w kilku słowach: prawdziwy, zaangażowany i na zawsze.

Może to było głupie i naiwne!

Na myśl o wszystkim, co sobie kiedyś obiecałam, przeszedł mnie powolny, lodowaty dreszcz. Że już nigdy więcej nie znajdę się w takiej sytuacji. Nigdy więcej nie będę bezbronna i słaba wobec mężczyzny. Jednak natychmiast odrzuciłam tę myśl, ponieważ to, co się narodziło między mną a Lyrikiem, było zupełnie inne. W niczym nie przypominało tamtej relacji.

Lyrik mnie szanował.

Zależało mu na mnie.

Wiedziałam, że tak jest.

W tym przypadku nie miałam wiele wątpliwości. Już nie. Chciałam wszystkiego, co mógł mi dać. A następnie miałam zamiar wyciągnąć rękę po więcej…

Mieszkanie zalane było popołudniowym światłem, wpadającym do środka przez prowadzące na taras, oszklone drzwi. W rękach miałam ciężkie siatki z zakupami, więc z pewnym trudem minęłam salon i udałam się do kuchni, gdzie odłożyłam zakupy na mały okrągły stolik.

Kiedy zaczęłam rozpakowywać siatki, ogarnęło mnie podekscytowanie.

Czy to bardzo głupie, że czułam się tak dobrze tylko dlatego, że odzyskałam kawałek dawnej siebie?

Z łazienki koło sypialni Lyrika dobiegał odgłos lejącej się z prysznica wody. Byłam coraz bardziej podekscytowana, a na dodatek czułam ogarniające mnie pożądanie.

Nucąc pod nosem, wyciągnęłam z szafki garnek i napełniłam go wodą. Odwróciłam się i pozwoliłam biodrom odtańczyć własny taniec, kiedy, kołysząc się, szłam przez kuchnię Lyrika w stronę znajdującej się po drugiej strony kuchenki.

Przekręciłam gałkę, gaz cicho zasyczał i nad palnikiem rozkwitł wianuszek błękitnych płomieni. Postawiłam garnek z wodą na gazie i wróciłam na drugą stronę kuchni, żeby opłukać czerwone ziemniaki, które kupiłam na targu. Starannie je umyłam i wrzuciłam do wody, która tymczasem zaczęła się gotować.

Następnie zajęłam się grubymi stekami. Uznałam, że najlepiej będzie wrzucić je na małego grilla znajdującego się na balkonie.

Moje podekscytowanie sięgnęło szczytu, gdy usłyszałam, że rury w łazience zapiszczały, a woda przestała płynąć.

Nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu. Czy to kompletne szaleństwo, że nie mogę się doczekać, żeby go zobaczyć? Czy to kompletne szaleństwo, że tak bardzo się zaangażowałam w ten związek-niezwiązek, że moje ciało tęskni za nim w każdej sekundzie, kiedy nie jesteśmy razem?

Gdy zaczęliśmy się umawiać, można było odnieść wrażenie, że wszystkie spędzane przez nas razem chwile są do siebie podobne. Ale odkąd dwa tygodnie temu po raz pierwszy uprawialiśmy seks? Lyrik i ja staliśmy się jednym. Wiecznie spragnione ręce. Oszałamiający, zwalający z nóg seks. Rozmowy tak swobodne, jakbyśmy się znali od lat.

Boże, nigdy nie miałam go dość!

On też był nienasycony, brał mnie ciągle i ciągle od nowa.

A ja – choć pewnie to było głupie z mojej strony – wcale nie chciałam, żeby przestał!

Co z tego, że to, co było między nami, miało się niedługo skończyć? Ciągle mieliśmy przed sobą dwa tygodnie, a ja zamierzałam wykorzystać je na maksa.

Drewniane deski zaskrzypiały pod jego stopami.

Był boso.

Wiedziałam o tym, jeszcze zanim go zobaczyłam.

Boże, czy naprawdę była między nami jakaś niewidzialna więź?

Wyczułam, że stanął na końcu korytarza. Jak zaczarowana, podniosłam na niego wzrok. Natychmiast zaparło mi dech.

Oto i on! Wyciera ręcznikiem wilgotne włosy. Z nagą klatą. W dżinsach nisko opuszczonych na wąskich biodrach.

Boso. Dokładnie tak, jak mi się wydawało.

Mrok i światło. Zepsucie i czystość.

Energia buzowała, wciągający wir, który nieustannie się kręcił i wypełniał sobą całe pomieszczenie.

Na ramionach miałam gęsią skórkę.

Na niebiosa, żaden facet nie powinien wyglądać tak dobrze! Zachwiałam się, jakby ziemia zadrżała mi pod stopami.

Cisza przed burzą.

Uśmiechnął się z przekąsem.

– Proszę, proszę! Czy to nie Red stoi sobie w mojej kuchni i wygląda całkiem jak moja ulubiona fantazja? Próbujesz mnie wpędzić do grobu, kochanie?

Oderwałam wzrok od stojącego przede mną mężczyzny i spojrzałam na swoje ciuchy.

O, tak! Ubrałam się dla niego.

Włosy miałam upięte w wyrafinowany sposób i omotane czarną chustą. Na nogach miałam obcisłe białe dżinsy, których nogawki kończyły się tuż nad kostką, a do tego bluzeczkę w czarno-białe groszki związaną pod biustem tak, że odsłaniała sporą część brzucha. Usta miałam pomalowane jaskrawoczerwoną szminką.

Od niechcenia wzruszyłam ramionami, jakby to wszystko nie miało najmniejszego znaczenia. Tymczasem Lyrik gapił się na mnie, jakby miał zamiar zaraz się na mnie rzucić.

Co by mogło być nawet miłe!

– Nie, żebym miał coś przeciwko… że tak tu sobie stoisz. – Wszedł do kuchni.

Moje serce przyspieszyło, a oddech stał się płytki, kiedy objął mnie od tyłu w talii. Jego wielkie, zręczne ręce od razu powędrowały w stronę nagiej skóry. Wiedziałam, że nie będzie potrafił się jej oprzeć! Gorące dłonie znalazły się płasko na moim brzuchu.

W którym aktualnie szalał rój motyli.

Zanurzył nos w moich włosach.

– Nie musiałaś przygotowywać tego wszystkiego, kochanie! Chętnie bym cię zabrał na kolację.

Moje ramiona uniosły się do góry, próbowałam udawać, że w ogóle mnie to wszystko nie rusza. Że nic a nic mi nie zależy. Jednak te słowa, to spontaniczne wyznanie samo wyleciało mi z ust, kiedy obróciłam głowę tylko tyle, żeby nasze nosy się stykały.

– Zrób to sam, jeśli chcesz okazać miłość.

Na moment zamarł w bezruchu, a następnie przycisnął mnie mocniej do siebie. Jego wibrujący pomruk pomknął w dół mojego kręgosłupa.

– I co ja mam z tobą zrobić?

– Czego masz ze mną nie robić? – Tym razem kokieteryjno-zaczepny ton wyszedł mi bezbłędnie, ponieważ nie było w nim nic udawanego.

Przez tego faceta dostawałam rozdwojenia jaźni! Bezkompromisowa, seksowna i mająca wszystko pod kontrolą. A z drugiej strony – miękka i delikatna.

Jednak nic nie mogłam poradzić na to, że właśnie taka „pomieszana” byłam.

Gwałtownie nabrałam powietrza, kiedy przycisnął członek do moich pleców. Wielki i twardy.

– Chcesz się dowiedzieć, co mam zamiar z tobą zrobić? O czym myślę od tygodnia? Jest pewne miejsce, w którym jeszcze nie miałem okazji być…

Kołysał się w przód i w tył, dotykając nabrzmiałym członkiem mojego tyłka, a jego głos stał się ostrzejszy i bardziej namiętny.

– Wystarczy, że powiesz „nie”… ale mam dziwną pewność, że tego nie zrobisz!

Przeszedł mnie dreszcz, przebiegł przez całe moje ciało i zawirował wyczekująco w dole brzucha.

Lyrik przełamał wszystkie moje opory. Brał mnie w każdym możliwym miejscu i w każdy możliwy sposób. Tylko nie w ten.

Przycisnęłam tyłek do jego penisa.

– Jestem twoja.

Opiekuńczość.

Tyle że już sama nie wiedziałam, kogo on chroni.

Boże, było coraz trudniej tłumić to wewnątrz siebie. To, co czułam. To, co z każdą nocą było większe i bardziej intensywne.

Delikatnie pocałował mnie w skroń, oderwał się ode mnie i przeczesał palcami swoje wilgotne, ciemne włosy.

– Co jeszcze zostało do zrobienia?

Odkręciłam wieczko słoiczka z przyprawami i zaczęłam posypywać nimi steki.

– Może rozpalisz grilla? Ziemniaki już zaczynają się gotować, a ja mam jeszcze tylko zrobić sałatkę.

– Mmm… Rozpieszczasz mnie.

– Lubię, kiedy jest ci dobrze… – Rzuciłam mu spod oka kokieteryjne spojrzenie i dołożyłam wszelkich starań, żeby te słowa zabrzmiały jak najbardziej dwuznacznie.

Parsknął krótkim śmiechem i pieszczotliwie dotknął mojego nosa.

– I jesteś w tym naprawdę dobra!

Zachichotałam, bo były to te same słowa, które wypowiedzieliśmy kilka tygodni wcześniej. Atmosfera znowu była lekka i niefrasobliwa. W towarzystwie Lyrika zawsze należało być przygotowanym na nagłe zmiany nastroju.

Znacząco wyciągnął w moją stronę palec, idąc tyłem w kierunku balkonu.

– Nie ruszaj się stąd! – powiedział.

– Nigdzie się nie wybieram – zapewniłam go.

Zniknął w oślepiającym świetle popołudniowego słońca.

Zajęłam się myciem warzyw, a następnie starannie wytarłam ręce i otworzyłam jakąś szufladę, mając nadzieję, że znajdę w niej nóż.

Ale znalazłam tylko jakieś szparagały.

Już miałam ją zamknąć, kiedy moją uwagę przykuło upchnięte z tyłu zdjęcie. Było ukryte pod jakimiś papierami, wystawał tylko róg.

Niepewnie odsunęłam na bok zakrywające je papiery.

Zawahałam się, a po czole spłynęła mi kropla potu.

Cholera. Cholera. Cholera.

Co ja właściwie sobie myślałam?

Najprawdopodobniej wcale nie myślałam, ponieważ śmiało sięgnęłam do środka i wzięłam fotkę do ręki.

Ponownie miałam wrażenie, że jestem taka sama jak te głupiutkie dziewczątka z horrorów, które beztrosko się pchają prosto w pułapkę.

I kilka chwil później już są wypatroszone.

W moim przypadku trwało to jeszcze krócej. Mgnienie oka. Nie miałam nawet czasu porządnie odetchnąć. Zamiast tego powietrze gwałtownie wyleciało z moich płuc, bo doznałam szoku. Całkiem, jakbym miała prawo tak się czuć. Patrzeć na to zdjęcie, jakby stanowiło dla mnie osobistą obrazę.

Jakby mnie zdradzono.

To była zwykła fotka. Twarz Lyrika promieniała. Był szczęśliwy. Cholerne szczęście i wolność odmalowujące się na jego twarzy szarpały mną na wszystkie strony. Rozrywały mnie na kawałki. Nie było tego brzemienia, które teraz dźwigał, nie było łańcuchów, które bezwzględnie pętały każdy jego ruch. Nie było wiecznie otaczającej go złowieszczej, mrocznej aury.

Obejmował od tyłu jakąś dziewczynę. Jej długie, brązowe włosy powiewały na wietrze, muskając jego twarz, a jej uśmiech był równie szeroki jak uśmiech Lyrika.

Podjęłam próbę pozbycia się nieznośnej guli, która blokowała mi gardło.

Okazało się to niemożliwe.

Ponieważ była zbyt duża, zbyt ciężka, zbyt dusząca. Miała ciężar wszystkich ograniczeń, które Lyrik ciągle motał wokół naszych szyj.

A to zdjęcie?

Całkowita wolność, żadnych granic.

Nieskończoność.

Przycisnęłam dłoń do ust, żeby stłumić szloch. Żeby zatrzymać gorące łzy, które właśnie miały trysnąć z moich oczu.

Boże, ta dziewczyna wyglądała tak młodo. Oczywiście Lyrik na tym zdjęciu również wyglądał młodo. Musiało zostać zrobione co najmniej jakieś pięć czy sześć lat temu. Ale ta dziewczyna… Ta olśniewająca dziewczyna, piękna w tak uwodzicielski sposób? Widziałam to w jej oczach.

Młodość.

– Co ty, do cholery, robisz?

Jego głos był niski, niebezpieczny i mroczny.

Gwałtownie poderwałam głowę, żeby na niego spojrzeć. To zdjęcie tak bardzo mnie zaabsorbowało, że nawet nie zauważyłam, kiedy wrócił do środka.

Był wściekły.

– Kto to jest?

Głupia, głupia, głupia.

Jak, do diabła, mogłam pozwolić ogarnąć się takiemu szaleństwu, żeby zadać to pytanie? Czy naprawdę cofnęłam się w rozwoju do tego poziomu? Niedorozwinięta dziewczyna pozbawiona instynktu samozachowawczego?

A najgorsze było to, że nie byłam pewna, czy będę w stanie znieść jego odpowiedź.

Ponieważ tak naprawdę już ją znałam.

To była miłość.

Szczęki mu się zacisnęły, prawie słyszałam zgrzyt jego zębów, kiedy próbował odzyskać panowanie nad sobą.

– Zadałem ci pytanie. Co ty, cholera, robisz? Grzebiesz w moich rzeczach? Cały czas ci powtarzam, żebyś nie wtykała nosa w nie swoje sprawy.

Szedł w moją stronę, a ja cofałam się, aż dotarłam do lady.

Podniosłam zdjęcie tak, że znajdowało się między nami.

– Kim ona jest?

Pytanie było rozpaczliwe. Jakbym była idiotką. Idiotką, która uciekała i uciekała, i uciekała, aż wreszcie stanęła, odwróciła się i czekała, aż on ją dogoni.

– Nie. Ty. – Miałam wrażenie, że rzucił we mnie nożami.

Przynajmniej tak się poczułam, kiedy te dwa przerażające słowa do mnie dotarły.

Nie. Ty.

Ostre i przeszywające.

Niewyobrażalnie bolesne.

Powinnam była być na to przygotowana. W końcu powiedział mi, że ma mi do zaoferowania jedynie seks.

Ponieważ należał do kogoś innego.

Powoli zacisnęłam powieki, modląc się w duchu, żebym zdołała powstrzymać łzy. Przynajmniej do chwili, gdy znajdę się za drzwiami jego mieszkania. Wtedy mogę się totalnie rozkleić. Będę lizać rany, a po jakimś czasie zmuszę się, żeby wstać. Ponownie wzniosę mury, których nigdy nikomu nie powinnam była pozwolić obalić.

Ale zanim to zrobię, dam mu ostatni dowód swojej dobrych intencji. Moje spojrzenie po raz ostatni łagodnie musnęło jego twarz.

– Słyszę cię.

Następnie wzięłam się w garść i wyszłam.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: