Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Napoleon XIII: poemat heroi-komiczny w dwudziestu pieśniach - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Napoleon XIII: poemat heroi-komiczny w dwudziestu pieśniach - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 301 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Po­emat he­ro­iko­micz­ny w dwu­dzie­stu pie­śniach przez

H. Ś.

"All is true… "

Sha­ke­spe­are.

Pa­ryż.

Li­bra­irie In­ter­na­tio­na­le

A. La­cro­ix, Ver­bo­ec­kho­ven et Cie, Édi­teurs

15, bo­ule­vard Mont­mar­tre et fau­bo­urg Mont­mar­tre, 13

méme Ma­ison a Dru­xel­les, a Le­ip­zig et a Li­vo­ur­ne

1871

Cie­niom świę­tej pa­mię­ci

Jó­ze­fa

zga­słe­go na wy­gna­niu

Syn du­szą i ser­cem,

Hen­ryk Świa­to­mir,

dok­tór pra­wa i me­dy­cy­ny.

15 Sierp­nia 1871 roku.NA­PO­LE­ON III.

Pieśń I.

Te dwie cy­fry złącz bez prze­rwy,

Otrzy­masz nu­mer trzy­na­sty.

Wpraw­dzie licz­ba to zło­wiesz­cza,

W niej zdra­da i za­mach sta­nu…

Lecz ten ży­wot ona stresz­cza,

Od Stras­bur­ga do Se­da­nu;

Ży­wot zbrod­ni­czy, pie­kiel­ny,

Pe­łen ży­dow­skiej ob­łu­dy,

I tem tyl­ko nie­śmier­tel­ny,

Że umiał oszu­kać ludy.

Więc, bra­cia dzie­jo­pi­sa­rze",

Przed Boga i Praw­dy tro­nem,

Zwij­my go, z Ju­da­szem w pa­rze,

Trzy­na­stym Na­po­le­onem!

O nim zda­nia w to­mach kil­ku

Ża­den Ta­cyt ci nie zmie­ści;

Jak­by o że­la­znym wil­ku,

Ta­kie gło­szo­no po­wie­ści:

" Je­st­to ce­sarz nie dla fra­szek,

I stra­te­gik ja­kich mało;

Przed sy­now­cem zbladł wu­ja­szek,

To czart wszy­ty w ludz­kie cia­ło! "

Inny mó­wił, acz pół­to­nem,

Zwy­kle mi­styk nie po­ję­ty:

– " W du­szy on po­gar­dza tro­nem,

Kar­bo­nar­jusz to za­cię­ty! "

– " Pa­no­wie! inny wy­rze­kał,

Je­st­to wiel­ki dy­plo­ma­ta,

Dłu­go cier­piał, dłu­go cze­kał,

Dziś jest za to pa­nem świa­ta!

My, Po­la­cy, jemu win­ni

Czo­ło­bit­ność i sza­cu­nek;

Więc czu­waj­my, bądź­my czyn­ni,

Z nim i przy nim nasz ra­tu­nek!

Dla­cze­goż o nim z prze­ką­sem

Mówi Mo­skal: Ha, czy wie­cie?

Gdy nasz Oleś mru­gnie wą­sem,

To po­my­ślim o ba­gne­cie… "

Dyli tacy, co gło­si­li:

– " Oczy­wi­ście, nie spadł z nie­ba;

To naj­więk­szy łotr w tej chwi­li,

Lecz ta­kie­go tu po­trze­ba.

Na fran­cuz­kim, wą­tłym tro­nie,

Dla na­ro­du więk­szej chlu­by,

Je­den tyl­ko łotr w ko­ro­nie

Może wy­trwać wszyst­kie pró­by! "

– " Nie po­dzie­lam tego zda­nia,

Twier­dził mło­dy de­mo­kra­ta

Świe­ży je­ne­rał z po­wsta­nia;

Ja w ce­sa­rzu wi­dzę bra­ta!

On ko­ro­nę wziął dla tego

By ja zła­mać, i z kre­te­sem!

A po­tem, złą­czy swe Ego

Z Ga­ri­bal­dim i z Bar­be­sem! "

– " To ko­szał­ki, moje dzie­ci,

Prze­rwał tu­łacz, mąż sta­tecz­ny;

Ten Na­po­le­on wa­sze­ci,

Je­st­to głu­piec nie­bez­piecz­ny. "

– " Głu­piec! au­tor ów Ce­za­ra,

Zbaw­ca wła­sno­ści, po­rząd­ku,

Włoch wskrze­si­ciel, po­strach cara,

Wcie­lo­ny ob­raz roz­sąd­ku!

Po­jęć go nie każ­dy może;

A ge­niusz jego mil­czą­cy

W sta­nie jest uśmie­rzyć mo­rze,

Zga­sić wul­kan pa­ła­ją­cy! "

Tu znów Świerszcz krzy­czy nad kar­kiem,

A z nim jego zwo­len­ni­ki:

– " Że Na­po­le­on z Bi­smar­kiem

To dwaj bra­cia Siam­czy­ki;

Ich kró­lo­wie nie za­trwo­żą,

Ani ża­den wrzask sza­tań­ski:

Oni z na­ro­dów utwo­rzą

Je­den świat re­pu­bli­kań­ski! "

Tu znów zda­niem za­cnej damy,

A pół-Po­lkę w niej uzna­jem:

– " Ce­sarz, czło­wiek ów bez pla­my,

Brud­ny Pa­ryż zro­bił ra­jem! "

Pa­ryż wy­ład­niał w isto­cie;

Jak świet­ny ha­rem suł­ta­na

Po­ły­skał w per­łach i w zło­cie,

Sza­lał w pod­sko­kach kan­ka­na.

Gieł­da hu­cza­ła oszu­stwem;

Li­chwia­rze, jak­by w bóż­ni­cy,

Dla któ­rych kra­dzież jest bó­stwem,

Rzą­dzi­li lo­sem sto­li­cy.

Gry­zet­ki, róż­ne­go tonu,

Z her­ba­mi, lub też bez onych,

Ży­ją­ce fi­la­ry tro­nu,

Plą­sa­ły w gma­chach zło­co­nych.

De Mor­ny, wład­cy bra­ta­nek,

Z Hau­sma­nem, pod­lej pa­mię­ci,

Dla swych na­łoż­nic, ko­cha­nek,

Szal­bier­stwem byli za­ję­ci.

Pierw­szy, mnie­ma­ny kró­le­wic.

Sły­nął ry­ce­rzem do­ko­ła,

Bo czu­wał nad wia­nem dzie­wic,

Skrzy­dła­mi stró­ża anio­ła.

Za­gad­ko­we to zja­wi­sko

Trzy­ma­ło w ry­zie sa­lo­ny;

A mie­niąc jego na­zwi­sko,

Uśmie­cha­ły się ma­tro­ny…

Hau­sman, pół Gre­ka, pół Tur­ka.

Od­gad­nął pań­skie za­mia­ry;

Ha! po­do­ba­ła się cór­ka…

Trze­ba dla bo­gów ofia­ry!

Aga­mem­non Ifi­gen­ję

Prze­cież im od­dał za Tro­ję;

Pre­fekt, za Pa­ryż, Eu­ge­nię,

Będą szczę­śli­wi we tro­je…

Obaj są jed­nak cnót wzo­rem

Przy Fleu­ry'm, tym mężu sta­nu,

Co dzi­kie kłacz­ki, wie­czo­rem.

Ujeż­dża swo­je­mu panu.

Hoj­nej mu trze­ba za­pła­ty;

Dla­te­go, pra­wem ho­no­ru,

Słu­ża­lec pań­skiej kom­na­ty

Jest wiel­kim ko­niu­szym dwo­ru.

Gmin go zwie sta­jen­nym kró­lem,

Za ży­cie spro­sne, próż­nia­cze;

Rzym zro­bił ko­nia – kon­su­lem,

Izbę wy­rża­ły mu kla­cze!

……………………………………..

Ten świat głę­bo­ko spodlo­ny

Miał swo­ję mło­dzież bez bar­wy;

Przedaj­nych skry­bów le­gio­ny,

De­wot­ki, cnót na­wet lar­wy.

W jed­nym bu­kie­cie, ich ge­niusz

Do róż­nych słu­żył za­ba­wek:

Mistrz Au­gier, Ho­us­saye Ar­se­niusz,

Syn Du­mas, Feu­il­let Okta­wek.

Ta­kich istot pod­le żą­dze

Są ludz­ko­ści na­szej wrzo­dem;

Róż­no­skocz­ny za pie­nią­dze,

Emil Gi­rar­din szedł przo­dom.

W ło­trze tym sza­ta­nów trzy­sta:

Za Fi­li­pa, szpieg na­czel­ny,

Po Lu­tym, bo­na­par­ty­sta,

Za ce­sar­stwa, pan udziel­ny!

Gdy tak się tu­czy­ły sępy,

Wieszcz, my­śli­ciel, człek su­mie­ni

I pa­trio­tów za­stę­py

Gi­nę­li w głę­biach wię­zie­nia.

Inni, a któ­rych nie zli­czę.

Przy­kła­dem Wik­to­ra Hugo,

Ze wsty­du kry­jąc ob­li­cze,

Kraj opusz­cza­li na dłu­go.

Bo har­pia krwa­we­mi usty

Tej Fran­cyi to­czy­ła łono;

Trąd ja… po­że­rał roz­pu­sty,

Pod tą ce­sar­ska ko­rong!

Kto był ów sław­ny mo­nar­cha?…

Naj­więk­sza z plam przy tych pia­niach,

Zło­czyń­ców wódz, pa­triar­cha,

God­nie od­bi­jał w tych ra­mach.

Ten czło­wiek, drob­ny i bla­dy,

Z męt­ne­mi sowy oczy­ma,

Z pięt­nem roz­bo­ju i zdra­dy

Przed­sta­wia zbrod­ni ol­brzy­ma.

Patrz! w nocy, ów król po­two­rów

Po­wsta­je z ram tych ska­la­nych;

Wpo­śród na­tło­ku lik­to­rów

Wska­zu­je na po­dej­rza­nych.

Przed nim prze­cho­dzi ofia­ry,

Klą­twa wi­ta­jąc sie­pa­czy:

Mę­żo­wie nie­złom­nej wia­ry,

Młódź, star­ce, mat­ki w roz­pa­czy…

I wiel­ka po­stać w ża­ło­bie,

Na cze­le tego po­cho­du

Klnie losy na sy­nów gro­bie…

"Ach! to swo­bo­da na­ro­du!

I du­szę prze­ni­ka zgro­za.

Na wi­dok ofiar prze­mo­cy;

To strasz­na apo­te­oza

Okrop­nej, gru­dnio­wej nocy!

Lecz ów człek zim­ny, bez­cze­ści,

Nie­ustra­szo­ny ta marą,

Ki­wa­jąc gło­wa, was pie­ści,.

Do­pa­la won­ne cy­ga­ro!

To jego po­stać, – a du­sza? –

Pod­stęp­na, wsze­tecz­na, krwa­wa.

Oszu­stwo, chci­wość Kar­tu­sza,

To są do tro­nu jej pra­wa!

Te­raz je stwier­dza przez zdra­dę,

Na wstyd i po­strach Eu­ro­py:

Gdy wła­sny na­ród i szpa­dę

Pru­sa­kom rzu­ca pod sto­py!

Na jaką cze­ka śmierć pod­łą

Ten mo­carz bez pro­to­pla­sty?

Na szu­bie­ni­cę i go­dło:

" Zbieg Na­po­le­on trzy­na­sty! "

Pieśń II.

Co też my­śle­li kró­lo­wie

O Jo­wi­szu za­obłocz­nym?

Drwi­li zeń… w po­uf­nej mo­wie,

Zo­wiąc go krew­nym po­bocz­nym.

Jed­nak w świa­to­wych sto­sun­kach,

Wciąż za­pew­nia­li go spo­łem

O swych naj­głęb­szych sza­cun­kach,

A słu­dzy bili mu czo­łem.

Kniaź tyl­ko, z mo­skiew­ska, zło­ścią,

Skre­ślił cen­ność tej po­sta­ci,

" Ten pan jest wiel­ka ni­co­ści?

Nie­po­zna­ną od swych bra­ci. "

Wśród zdań tak sprzecz­nych roz­dzwo­nił

Okiem, co w głąb rze­czy wni­ka,

Od ko­leb­ki aż do zgo­nu

Wy­śledź­my byt nie­bosz­czy­ka.

Dla cze­go ów upiór dum­ny

Błą­dzi tu z kąsa skra­dzio­na?

Bo on nie wart de­sek trum­ny,

Nie przyj­mie go zie­mi łono.

Niech was ta mara nie lęka

Z krwa­wym na pier­si ca­łu­nem;

Bez­wład­na dziś zbrod­ni ręka,

Pod ludz­kich prze­kleństw pio­ru­nem.

Ce­sar­skie mod­ne ru­sał­ki,

Zbi­ry z po­trój­nem ob­li­czem,

Szpie­gi, zło­ci­ste mar­szał­ki,

Obec­nie wszyst­ko to – ni­czem!

Obie­ga wieść mię­dzy gmi­nem,

Lecz ta fałsz może za­my­ka…

Otóż nasz Lu­dwik był sy­nem

Jak mó­wią – kró­la Lu­dwi­ka,

Hor­ten­sya mia­ła czci­cie­la,

Choć sta­re­go te­sta­men­tu;

Syn po­dob­ny do We­rwe­la

Jak dwie kro­ple atra­men­tu –

Czar­ne­go, to się ro­zu­mie:

Taż sama po­sta­wa krót­ka,

Fi­gur­ka nik­ną­ca w tłu­mie

Nie war­ta na­wet i szczut­ka!

Cóż to jest We­rwel, za­py­tasz?

Zna­my go z twa­rzy zwie­rzę­cej;

Ad­mi­rał, ban­kier, dy­gni­tarz,

A w głę­bi żyd, i nic wię­cej.

We­rwel zaś, bę­dąc ban­kie­rem,

Nie­za­wod­nie cy­fry mno­żył;

Lu­dwik mógł być jego ze­rem…

Lecz ni­niej­sza kto go tam stwo­rzył.

Ho­len­der­skie śle­dzie za­tem

Miał na­stęp­ca w per­spek­ty­wie,

Mógł się zwać mo­nar­chów bra­tem,

Sło­wem, wszyst­ko szło szczę­śli­wie.

Wu­ja­szek tę­pił na­ro­dy

Ry­czał­to­wo, jed­nem cię­ciem;

Bo ła­two sko­rzy­stać z trzo­dy

Gdy ogół jest już by­dlę­ciem.

Czło­wiek, to zwie­rzę – a przy­tem

W po­waż­nej, zbroj­nej gro­mad­ce

Jest bo­gac­twem nie­spo­ży­tem;

Tak przy­najm­niej twier­dzą wład­ce…

Hor­ten­sya zbyt excen­trycz­na

Kształ­ci­ła go na ce­sa­rza;

Ztąd isto­ta po­ło­wicz­na,

Pół baby, a pól li­chwia­rza.

Mło­dzian uczył się za­wcza­su

Na ło­wach strze­lać szam­pa­nem;

Dla tego umknął do lasu,

Jak wia­do­mo, pod Se­da­nem.

Kto wiecz­nie wal­czy orę­żem

Ten od nie­go zwy­kle gi­nie:

Tuk się sta­ło z wiel­kim mę­żem,

Z wu­jem, w prze­gra­nej go­dzi­nie.

Dwu­na­sty rok ze­msty dło­nią

W ca­łun go śnież­ny ob­wi­nął;

Lipsk bły­snął przed­śmiert­ną bło­nią,

Pod Wa­ter­loo wresz­cie zgi­nał.

A Fran­cyi zo­sta­wił w spad­ku

Prze­kleń­stwa lu­dów i zglisz­cza;

Za­ród przy­szłe­go upad­ku,

Co tak sro­dze ją wy­nisz­cza.

Mo­nar­chy licz­na ro­dzi­na

W roz­syp­kę po­szła po świe­cie,

Niem­cy po­cho­wa­li syna,

Resz­ta ni­cość, jak to wie­cie.

Lecz Lu­dwi­ko­wi się zda­ło,

Że przy­braw­szy wuja imię

Jego okry­je się chwa­łą

W pod­bo­jów zło­wro­gim dy­mie…

Spy­ta­cie, zkąd w tym mło­ko­sie

Tak wznio­słej chę­ci ob­ja­wy?

On je pod­słu­chał w roz­gło­sie

Fał­szy­wej wu­jasz­ka sła­wy.

Być wład­cą, mieć hufy zbroj­ne,

W ko­ro­nie być pa­so­ży­tem,

Ra­bo­wać, uwiecz­niać woj­nę,

Nik­czem­nych dusz to za­szczy­tem!

Ty­ra­nów ród nie umie­ra;

Ich bra­cia i słu­dzy płat­ni

Wy­da­ję wciąż bo­ha­te­ra,

Śpie­wa­jąc: to już ostat­ni!

Ostat­ni z ło­trów cze­re­dy,

To każ­dy zro­zu­mie ła­two;

Lecz kie­dyż prze­sta­nę, kie­dy

Oni się pa­stwić nad dzia­twą?

O! świat jest jesz­cze w po­wi­ciu;

Mimo wie­ków do­świad­cze­nia,

Sko­rzy­stał mało w tem ży­ciu

Z dzie­jów, ludz­ko­ści su­mie­nia!

O wład­ce świa­ta zło­śli­wi!

Ludy są wa­szym Edy­pem;

Niech was to sfink­sów nie dzi­wi,

Że msz­czę się – choć­by dow­ci­pem

Ta kara zdrad nie do­się­gaj

Jest inna, w po­waż­nych dzie­jach:

Tam, ich Ne­me­zy po­tę­ga

Ty­ra­nów kar­ci, w zło­dzie­jach!

Czy ten co na­ród okrad­nie

Jest mniej wy­stęp­nym, o nie­ba!

Jak ten co weź­mie bez­wład­nie,

Dla głod­nych dzie­ci kęs chle­ba?

Tych wlo­ką w tur­my za­klę­te,

Krew ich pod mie­czem się leje;.

A tam­tym – dają w za­chę­tę,

Chi­sle­hurst, lub Wil­helm­sho­he!

Otóż nasz bo­ha­ter mały

Z mat­kę na­wie­dza Ger­ma­nów;

Ta go za­chę­ca do chwa­ły,

Pur­pu­rę zszy­wa z łach­ma­nów.

Ztam­tąd, ów zbaw­ca ga­wie­dzi

Do dziel­nych Hel­we­tów zmie­rza;

Tam za sztu­ką Mar­sa śle­dzi,

Mał­pu­je za­wód ry­ce­rza.

Tam, w Aren­berg­skiem schro­nie­niu,

Kędy przy­ro­da gó­rzy­sta,

Pi­sze, broń kuje w mil­cze­niu,

Sło­wem, z wu­jasz­ka ko­rzy­sta.

Brat jego – o nim, nie­ste­ty!

Nic zgo­ła wy­rzec nie moż­na;

Lu­dwik ma rodu za­le­ty:

Na­tu­ra chy­tra, ostroż­na,

Owia­na złe­go od­de­chem.

A mat­ka, gro­żąc ła­ci­ną,

Zwie go z ba­daw­czym uśmie­chem:

" Słod­ką, upar­tą dzie­ci­ną… "

Te żar­to­bli­we trzy sło­wa

Ma­lu­ją przy­szłość czło­wie­ka:

On cię za­bi­je, po­cho­wa,

I słod­kim gło­sem oszcze­ka.

Ty chcesz być wol­nym w twym kra­ju..

Wzrok wzno­sisz śmia­ło przed Bo­giem?

Więc za to zgi­niesz hul­ta­ju,

I na­zwę cię de­ma­go­giem!

Tak, słod­ki Lu­dwik, z upo­rem

Wzra­stał na mat­ki ko­la­nach;

Z my­śliw­ca stał się au­to­rem,

A pi­sał wciąż o ty­ra­nach:

Bo­lał nad ludz­ko­ści sta­nem,

Pro­le­ta­ry­uszów po­cie­szał,

Sło­wem, bój to­czył z sza­ta­nem,

Kró­lów mor­do­wał i wie­szał.

O! przed nim pierzch­nie in­try­ga!

On szu­ka sztu­ki roz­wo­ju;

A słod­ki jak zło­ta figa,

Chce świat oglą­dać w po­ko­ju!

Wtem po­płoch w Rzym­skim obo­zie;

Lu­dwik z pa­pie­żem się ście­ra,

Tra­ci bra­ta, sie­dzi w ko­zie,

Koza mu przy­szłość otwie­ra.

Szczy­cąc go męz­twa dy­plo­mem,

Ludy, za­wsze w do­brej wie­rze,

Okla­ski sy­pią mu gro­mem;

Li­be­rał po­ra­sta w pie­rze.

Kto by po­my­ślał w tych cza­sach,

Że mło­dy wróg je­zu­itów,

Po ta­kich z nimi za­pa­sach,

Doj­dzie przez nich… do za­szczy­tów!

Wśród owych walk ho­me­rycz­nych

Choć Lo­jo­li zo­stał jeń­cem,

W świec­kich prze­glą­dach pu­blicz­nych

Już Bru­tu­sa ja­śniał wień­cem.

" Fran­cya, ga­wiedź rze­kła chó­rem,

Jest na­jaz­dem znie­sła­wio­na;

A nasz ksią­że mie­czem, pió­rem,

Wskrze­si cześć Na­po­le­ona! "

Z in­nej stro­ny de­mo­kra­ci

Czer­wo­ność jego chwa­li­li;.

On im z cza­sem się wy­pła­ci,

Jak to zo­ba­czym po chwi­li.

Pieśń III.

Rok trzy­dzie­sty, rok po­wsta­nia,

Świa­dek wiecz­ny krwa­wych zda­rzeń,

W dniach obec­nych, wśród wy­gna­nia,

Ileż sprzecz­nych bu­dzi ma­rzeń!

Wo­bec Mo­skwy czar­nych pta­ków,

Tych po­two­rów chci­wych żeru.

Rój Wy­soc­kich, Na­bie­la­ków,

Daje ha­sło z Bel­we­de­ru.

Młódź Sar­mac­ka, młódź na­tchnio­na,

Czu­jąc w so­bie ży­cia za­ród.

Spie­szy z nimi pod zna­mio­na,

I do bro­ni wzy­wa na­ród.

Pol­sko! gdy­byś ich przy­kła­dem

Wręcz po­wsta­ła na twych ka­tów,

Ja­do­wi­tym gar­dząc ga­dem,

Dwor­ską tłusz­czą dy­plo­ma­tów;

Gdy­byś szła za praw­dy gło­sem,

Sto­jąc z chło­pem u wy­ło­mu,

Nie­skru­szo­na żad­nym cio­sem.

Pa­nią by­ła­byś w twym domu!

Nie tą pa­nią nie­wol­ni­cą,

Co pod blich­trem skry­wa nę­dzę,

Lecz praw­dzi­wą, ja­sno­li­cą

I wiel­moż­ną – choć w sier­mię­dze!

Tyś wo­la­ła od­dać ser­ce

Twym dra­pież­nym sę­pom, kru­kom;

I dziś je­steś w po­nie­wier­ce,

Zo­sta­wu­jąc hań­bę wnu­kom!

Gdy się wzma­ga za­pał Boży

W pier­siach two­ich dziel­nych sy­nów,

Je­ne­ra­ły, se­na­to­rzy,

Czy­li gar­ną się do czy­nów?

" Daj­cie nam wo­dza, czło­wie­ka! "

Wola Pol­ska, z nią Li­twi­ni;

Ruś na zbaw­cę tak­że cze­ka,

A wódz cho­wa się do skrzy­ni!

Wresz­cie, po dłu­gim na­my­śle,

Drżą­cy wy­cho­dzi z ukry­cia,

Cza­ty od­by­wa przy Wi­śle,

Nie­gdyś dziel­ny, dziś Łez ży­cia.

Ci­snę się do wrót War­sza­wy

Kmiot­ki z kosą, lud wy­bor­ny;

Je­ne­rał, pe­łen oba­wy,

Od­sy­ła mo­tłoch nie­sfor­ny.

Kniaź Lu­bec­ki, w nim po­zna­jem

Mi­ni­stra skar­bu w kło­po­cie,

Wciąż trak­tu­je z Mi­ko­ła­jem

O czem? o Pol­ski sro­mo­cie!

A nie omy­lił się wca­le

Po­śred­nik, wier­ny pod­da­ny;

Wład­ca go przy­jął wspa­nia­le,

I zło­tem za­le­czył rany.

Przy­tem, bo nie był­by ca­rem,

Do Pol­ski wy­sy­ła goń­ców

Pod Pa­skie­wi­cza sztan­da­rem,

Tłum busz­ki­rów i Czu­choń­ców.

Wpo­śród tych wa­hań, za­bie­gów,

By zhań­bić spra­wę bła­zeń­stwem,

Z nad Wi­sły po­spie­sza brze­gów

Dwóch lu­dzi, zdję­tych sza­leń­stwem.

Do­kąd? i po co, na Boga!

Może po broń swym pie­chu­rom?

Nie! oni ob­cho­dząc wro­ga,

Dążą ku Hel­wec­kim gó­rom..

Prze­zor­nych po­słów ośmie­la,

Ksią­żę­ca próż­na ko­ro­na;

W niej znaj­dą Wil­hel­ma Tel­la,

Co mó­wię – Na­po­le­ona!

Ów przy­szły oszust, człek mło­dy,

Z or­kie­stra na­dwor­nych osłów,

Nuci im hymn do swo­bo­dy;

Sło­wem, za­chwy­ca dwóch po­słów.

" Czem­że was uczcić, o nie­ba!

W Hel­wec­kiem ci­chem schro­nie­niu?

Co was nęka? co wam trze­ba?

Po­mo­cy w mo­jem imie­niu?

Dla wa­szej naj­święt­szej spra­wy

Pa­łam tak wiel­ką mi­ło­ścią,

Że rzu­cę świat i za­ba­wy,

Po­gar­dzę na­wet przy­szło­ścią!

Łzy wa­sze moją za­pła­tą,

Pol­ska je­dy­nem ma­rze­niem,

Bo wiedz­cie żem de­mo­kra­tą! "

Tu kich­nął z wiel­kiem wzru­sze­niem…

Star­ce wdzięcz­no­ścią prze­ję­ci,

W nim ludu wi­ta­ją męża:

– " Twój wuj, ol­brzy­miej pa­mię­ci,

Na­wet po śmier­ci zwy­cię­ża!

Na­ród mu wdzięcz­ność za­cho­wał,

Do­tąd jak Boga go chwa­li;

Choć bil nas, pę­dzał, musz­tro­wał,

My­śmy mu sto­py li­za­li,

Psie przy­wią­za­nie i kwi­ta!

Le­czył nas przez oczysz­cze­nie,

I wskrze­sił­by jak z ko­py­ta;

Lecz bie­dak zmarł na He­le­nie.

Cień jego z nami przy­cho­dzi;

Wy­słu­chaj nas w nie­bosz­czy­ku,

I wsiadł­szy do na­szej ło­dzi,

Wy­ra­tuj Pol­skę. Lu­dwi­ku! "

– " Zgo­da, mło­dzie­niec od­po­wie,

De­spo­ci, precz z groź­ba pło­cha!

Cy­ga­ra – chce­cie pa­no­wie?

O ! Pol­sko, moja ma­co­cho! "

Chciał po­wie­dzieć: " Moja mat­ko!

Lecz się za­krztu­sił przed ry­mem;

I mowę za­koń­czył gład­ko,

Ha­wa­ny błę­kit­nym dy­mem,

Lu­dwi­czek prze­szkód nie wi­dzi,

To po­tok co nie zna tamy!

Lecz nim ty­ra­nów za­wsty­dzi,

Po radę spie­szy do mamy.

Dla mat­ki po­dob­ne wzglę­dy,

Ży­ciu pro­mie­nia po­ra­nek;

Mat­ka na­sze kar­ci błę­dy,

Od złych nas bro­ni za­chcia­nek.

Bóg dal nam mat­kę dla­te­go

By­śmy wy­ssa­li z jej mle­kiem

Chęć co nas zbli­ża do nie­go,

Zo­stać przez mi­łość czło­wie­kiem.

Ona jest dla nas cnót wzo­rem

Ko­leb­ki ra­do­sną zo­rzą;

Przy­ro­dy raj­skim utwo­rem,

Na­dzie­ja, zwia­stun­ką Bożą!

Czy taką była isto­ta

Do któ­rej wcho­dzim po­ko­ju?

Za­py­taj ksiąg He­ro­do­ta

No­wo­żyt­ne­go po­kro­ju:

Hor­ten­sya, cho­ciaż kre­ol­ka,

Ho­len­drów szcze­rze ko­cha­ła;

Mody lu­bi­ła jak Po­lka

I na nich do­brze się zna­ła.

Lecz zmien­ne były jej gu­sta,

Żad­nym nie gar­dzi­ła da­rem;

A wiecz­nie spra­gnio­ne usta

Chło­dzi­ła uciech pu­ha­rem.

Pew­na ex-pięk­ność zgrzy­bia­ła

Mó­wi­ła: " Sło­wo ho­no­ru,

Jam tyl­ko męż­nych ko­cha­ła,

Hor­ten­sya zaś, bez wy­bo­ru! "

Jak nim­fa zmy­sło­wych świa­tów

Lu­bi­ła dźwię­ki mar­so­we,

Pla­stycz­ność, woń świe­żych kwia­tów

I na­szą brzyd­ką po­ło­wę.

Cza­sa­mi, wie­czor­ną porą,

Gdy świat jest wiel­ką mo­gi­łą,

Ge­new­skie, cud­ne je­zio­ro,

Z mu­za­mi księż­nę łą­czy­ło…

Z tych ślub­nych, du­cho­wych go­dów.

Dla więk­szej kre­ol­ki sła­wy,

Wy­ni­kło też kil­ka pło­dów.

I śpiew " Sy­ryj­skiej wy­pra­wy

Za mło­dych lat he­ro­ina,

Sły­nę­ła swo­je­mi wdzię­ki;

Jej ki­bić gięt­ka jak trzci­na

Gi­nę­ła w uści­sku ręki.

Lu­bież­ne ja­śnia­ły oczy

Z pod rzęs je­dwab­nej osło­ny;

God­nym był pęk jej war­ko­czy

Two­jej, We­ne­ro, ko­ro­ny!

Obec­nie zgi­nę­ły cza­ry…

Lecz zwróć­my oczy na syna,

Syn brzyd­ki, cho­ciaż nie­sta­ry,

Za­pew­ne ojca w tem wina…

Po­śled­ni, na­wet w mun­du­rze,

Lecz zręcz­ny: wy­bor­nie pły­wa,

Tań­czy i cho­dzi po sznu­rze;

Dziś pol­ski wie­niec zdo­by­wa.

W tej chwi­li do mat­ki rze­cze:

" Z no­wi­ną tu­taj przy­cho­dzę;

Nad Wi­słą ja­śnie­ją mie­cze,

Cze­ka mię zysk na tej dro­dze… "

Hor­ten­sya zbla­dła ze stra­chu,

Ku nie­mu wy­cią­ga dło­nie;

Orzeł chce umknąć z pod da­chu,

Lecz czy­li wró­ci w ko­ro­nie?

Kto wie! wszak błęd­nych ry­ce­rzy

Na wład­ców czę­sto pa­su­ją;

Świat zwy­kle oszu­stom wie­rzy,

Dla tego oni kró­lu­ją…

" Zgo­da na zysk, lecz bez pro­chu!

Od­po­wie mu dy­plo­mat­ka;

Wuj bi­gos ro­bił z mo­tło­chu,

A prze­grał, choć szło jak z płat­ka!

– " Pra­gniesz więc mo­je­go sro­mu,

Wy­rze­ka Lu­dwik w za­pę­dzie;

I cóż wy­sie­dzę w twym domu?

Nam trze­ba nur­to­wać wszę­dzie:

Z wła­ści­wym spry­tem ku­gla­rza.

Ko­rzy­stać z ludz­kiej głu­po­ty,

Gdy zręcz­ność przy­tem się zda­rza,

A może grosz szcze­ro­zło­ty!

Po­la­cy, w naj­lep­szej wie­rze,

Z do­bro­dusz­no­ścią dzie­cię­cia,

Wiecz­nych uro­jeń ry­ce­rze

Tulą się w na­sze ob­ję­cia,

Otóż, pysz­ne­mi wy­ra­zy,

Przy­ją­łem mych Don­ki­szo­tów;

Już im wy­da­łem roz­ka­zy,

Jak wi­dzisz, jam za­wsze go­tów!

Miej we mnie uf­ność bez gra­nic;

Nie głu­pim z ca­rem drzeć koty,

Do ognia nie wsko­czę za nic,

Choć wło­żę pol­skie wy­lo­ty! "

– " Ro­zu­miem! mat­ka prze­ry­wa.

W to­bie We­rwe­la po­zna­ję… "

Więc w płacz, a syn się wy­ry­wa;

Sło­wem, sce­na się uda­je,

Po­la­cy, nu­cąc zwy­cięz­two,

Do kra­ju z try­um­fem jadą,

Księ­cia wy­chwa­la­ją męz­two,

I gro­żą Mo­skwie za­gła­dę.

Że­gna­jąc wy­rzekł im ksią­że,

Że wro­gów znisz­czy do szczę­tu,

Że cara sa­me­go zwią­że,

Pol­skę po­dźwi­gnie z od­mę­tu.

Dłu­go bie­da­cy cze­ka­li,

A za­wsze peł­ni na­dziei;

Nie było dróg do Mo­ska­li,

To jest że­la­znych ko­lei…

Tak dłu­go je­chał, nie­ste­ty!

Wód… z, wio­ząc z sobą roz­są­dek,

Że nim do­je­chał do mety,

W War­sza­wie na­stał po­rzą­dek!

Tam po­ście­ra­no z po­mni­ków

Krew świe­ża, drga­ją­ce mó­zgi,

Wzię­to na kieł bun­towsz­czy­ków,

A płeć na­dob­ną – pod ró­zgi.

Zu­chy zaś wiecz­nie nu­ci­li:

" Spóź­nił się w dro­dze, toć szko­da;

Z nim by­śmy Mo­skwę zdo­by­li…

O Pol­sko, tyś za­wsze mło­da!

Pieśń IV.

Po ta­kiej świet­nej wy­pra­wie

Nu­dzę nas dom, grzę­da, kur­nik;

O no­wej za­tem bu­ła­wie

Ma­rzy nasz mistrz-awan­tur­nik.

Lecz rę­cze, że nikt nie zgad­nie

Bo­na­par­tow­skich za­mia­rów;

Ra­czej w do­my­słach prze­pad­nie,

Jak za­jąc w po­śród oga­rów.

Cóż go w isto­cie za­przą­ta?

Za­ba­wa, strzel­ba, na­uka'?

Wy­miar, na­przy­kład trój­ką­ta,

W któ­rym się pew­ni­ków szu­ka?

Lub więk­sze ma pla­ny w gło­wie,

Lecz do­tąd nie­zna­ne świa­tu?

Być może, jest z Tur­kiem w zmo­wie,

Jako prze­ciw­nik ca­ra­tu?

Wróg wszyst­kich świa­ta ty­ra­nów,

Pa­ła­jąc ze­mstą za wuja,

Czy nie chce skar­cić Bry­ta­nów?

Myśl mło­da wy­so­ko buja.

Lub też ze­braw­szy wo­ja­ków,

Szwaj­ca­rów za­stęp so­ko­li,

Ude­rzy na Au­stry­aków,

By bra­ta do­stać z nie­wo­li?

O! nie, Na­po­le­on mały

W ta­kie się rze­czy nie wda­je;

Przy­ja­ciel nasz, ry­cerz śmia­ły,

Chce zwie­dzić da­le­kie kra­je.

Kau­kaz­kie nęcą go szczy­ty,

Któ­re­mi dzicz groź­na wła­da;

A za­tem, mąż zna­ko­mi­ty

Już się do dro­gi ukła­da…

Chęć nie zła! po­znać kraj cu­dów,

Ską­pać się w smacz­nym Na­rza­nie,

Zwy­cza­je zba­dać tych lu­dów,

I zjeść z Sza­mi­lem śnia­da­nie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: