Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nauka świata dysku II: Glob - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
1 stycznia 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nauka świata dysku II: Glob - ebook

Na planecie Ziemia zalękła się pasożytnicza forma życia - elfy. Przenikają wszędzie. I wolą, żeby ludzie byli zabobonni, strachliwi, i bali się piorunów. Chcą zapanować nad naszą przyszłością i trzeba je powstrzymać... Ale kto tego dokona?

Na scenę wkraczają magowie z Niewidocznego Uniwersytetu, którzy - w znakomitej Nauce Świata Dysku - niechcący stworzyli Ziemię i nasz wszechświat. Wtedy jakoś nie zdołali zauważyć ludzkości (cóż, w końcu istniejemy tylko jakiś milion lat, więc łatwo nas przeoczyć). Ale teraz w końcu nas znaleźli.

W Nauce Świata Dysku II dwóch naukowców, Ian Stewart i Jack Cohen, łączą siły z autorem fantasy, Terrym Pratchettem, by pokazać, co się dzieje, gdy magowie toczą walkę z elfami. Na przykład Renesans zostaje pchnięty do przodu, a w miejscu Londynu pojawia się senna neandertalska wioska. Grube kobiety zaczynają odgrywać ważną rolę w malarstwie. Pewien bardzo sławny dramatopisarz przychodzi na świat i pisze Sztukę.

To wyjątkowa książka, łącząca szybką akcję noweli ze Świata Dysku z naukowym komentarzem na temat ewolucji, rozwoju myśli ludzkiej, kultury, języka, sztuki i nauki. Rezultatem jest - gdy magowie mocują się z naturą Dobra i Zła, a historia zostaje kilka razy napisana od nowa - fascynujące, błyskotliwe i oryginalne spojrzenie na świat, w którym żyjemy.

Kategoria: Fantastyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7648-876-9
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Precz, z dwudzielnym żądłem węże!

Niech jeż, co się w kolcach lęże,

Niech padalec i niech żmija

Łoże królowej omija.

Miałem sen, ale przechodzi rozum człowieka powiedzieć, co to był za sen. Człowiek zostałby osłem, gdyby się ośmielił taki sen wykładać. Zdało mi się, żem był... żaden człowiek nie zgadnie, czym byłem. Zdało mi się, żem był, zdało mi się, że miałem... lecz człowiek byłby pstrym pajacem, gdyby się podjął wyrazić, co mi się zdało, żem miał. Oko ludzkie nie słyszało, ucho ludzkie nie widziało, ręka ludzka nie jest zdolna posmakować, język pojąć ani serce wyrzec, czym był mój sen.

Nigdym większego głupstwa nie słyszała.

William Shakespeare, Sen nocy letniej

(przeł. Stanisław Koźmian)

Nie słucham ich! Kurzajki mają!!

Arthur J. Nightingale, The Short Comedy of Macbeth

PRZEPROSINY: książka ta stanowi prawdziwy opis wydarzeń życia Williama Shakespeare’a, jednak tylko dla danej wartości „prawdy”.

Uwaga: Mogą się trafić czubki.W wietrznej, czujnej ciszy lasu magia polowała na magię, bieżąc na cichych stopach.

Maga można bezpiecznie zdefiniować jako wielkie ego, które zwęża się w szpic u góry. Dlatego magowie niezbyt dobrze przyjmują towarzystwo innych. To by przecież znaczyło, że powinni się do tych innych dostosować. A magowie nie chcą się stosować do innych. Nie są jak inni.

A zatem wśród leśnych gąszczy, pełnych cieni nakrapianych słonecznymi plamkami, nowych pędów i ptasich treli, magowie, którzy teoretycznie wtapiali się w tło, w rzeczywistości wyróżniali się z tła. Zrozumieli teorię kamuflażu – a przynajmniej kiwali głowami, kiedy im ją tłumaczono – ale potem wszystko pomylili.

Weźmy na przykład to oto drzewo. Jest niskie i ma wielkie, poskręcane korzenie. Ma też w pniu kilka interesujących otworów. Liście są jaskrawozielone, a z konarów zwisa mech. W szczególności jedna z kosmatych pętli tego szarozielonego mchu wygląda całkiem jak broda. Co jest dziwne, ponieważ wypukłość pnia nieco wyżej bardzo przypomina nos. Jest też plama na korze, która mogłaby być oczami...

Ale ogólnie biorąc, stanowczo jest to drzewo. Właściwie jest o wiele bardziej podobne do drzewa niż zwykłe drzewa. Żadne inne drzewo w lesie nie wygląda tak drzewiaście, nie budzi wrażenia tej wyjątkowej korowatości, nie emanuje ulistwieniem. Gołębie i wiewiórki ustawiają się w kolejce, by zająć miejsce na jego gałęziach. Zjawiła się nawet sowa. Inne drzewa to zwykłe kije z zielenią na końcu w porównaniu z tym właśnie...

...które uniosło gałąź i strzeliło do innego drzewa. Wirująca pomarańczowa kula przemknęła w powietrzu i rozplasnęła się na niewielkim dębie.

Coś zaczęło się dziać z trafionym dębem. Gałązki, plamy cienia i kora, które wyraźnie tworzyły wizerunek starego, sękatego drzewa, teraz równie wyraźnie stały się twarzą nadrektora Mustruma Ridcully’ego, włodarza Niewidocznego Uniwersytetu (dla nadzwyczajnie magicznych) – twarzą ociekającą pomarańczową farbą.

– Mam cię! – krzyknął dziekan, a wystraszona sowa sfrunęła mu z kapelusza.

Miał szczęście ów ptak, gdyż w następnej chwili strąciła kapelusz pędząca kula niebieskiej farby.

– Aha! Oberwałeś, dziekanie! – huknął stary buk.

Zmienił się – wcale się nie zmieniając – i stał się postacią wykładowcy run współczesnych.

Dziekan odwrócił się, a wtedy trafiła go w pierś kula pomarańczowej farby.

– Naszpikuję cię dozwolonym barwnikiem! – wrzasnął podniecony mag.

Dziekan spojrzał gniewnie na drugi koniec polany, na dziką jabłoń, która teraz stała się kierownikiem Katedry Studiów Nieokreślonych.

– Co? Przecież jestem po twojej stronie, ty durniu! – powiedział dziekan.

– Niemożliwe! Byłeś takim świetnym celem^()!

Dziekan wzniósł laskę. I natychmiast pół tuzina pomarańczowych i niebieskich bąbli trafiło go ze wszystkich stron, gdy pozostali magowie wystrzelili.

Nadrektor Ridcully wytarł farbę z oczu.

– No dobra, chłopcy – powiedział i westchnął. – Wystarczy na dzisiaj. Pora na herbatkę, co?

Bardzo trudno, jak sobie uświadomił, skłonić magów do zrozumienia koncepcji gry zespołowej. Zwyczajnie nie mieściła się w magowym systemie myślenia. Mag mógł pojąć układ, powiedzmy, magów przeciwko jakiejś innej grupie, ale całkiem się gubił, gdy przychodziło do układu magów przeciwko magom. Mag przeciwko magom, proszę bardzo, z tym nie było problemów. Zaczynali jako dwa zespoły, ale gdy tylko dochodziło do starcia, natychmiast ogarniało ich podniecenie, nerwowość – i strzelali do wszystkich bez różnicy. Jeśli ktoś był magiem, to wiedział w głębi serca, że każdy inny mag jest jego wrogiem. Gdyby pozostawić im odbezpieczone laski, zamiast blokować je tak, by wystrzeliwały tylko zaklęcia farbujące – Ridcully dopilnował tego osobiście – las stałby już w ogniu.

W każdym razie świeże powietrze na pewno im nie zaszkodzi. Ridcully zawsze uważał, że na uniwersytecie jest za duszno. A tu, w lesie, świeci słońce, śpiewają ptaki, dmucha ciepły wietrzyk...

...zimny wietrzyk. Temperatura szybko spadała.

Ridcully spojrzał na swoją laskę. Tworzyły się na niej kryształki lodu.

– Jakoś tak chłodno się zrobiło całkiem nagle, co? – powiedział.

Skóra mrowiła w mroźnym powietrzu.

I wtedy świat się zmienił.

* * *

Rincewind, profesor nadzwyczajny okrutnej i niezwykłej geografii, katalogował swoją kolekcję kamieni. Ostatnio było to podstawowym stanem jego istnienia. Kiedy nie miał nic innego do roboty, sortował kamienie. Jego poprzednicy na tym stanowisku przez wiele lat przywozili ze sobą niewielkie próbki okrutnej i niezwykłej geografii, ale nigdy nie mieli czasu, żeby je skatalogować. Rincewind uznał więc to za swój obowiązek. Poza tym było to cudownie nudne zajęcie, a uważał, że na świecie wyraźnie brakuje nudy.

Rincewind był najmniej ważnym członkiem grona profesorskiego. Nadrektor dał nawet wyraźnie do zrozumienia, że jeśli idzie o ważność, to jego ranga jest nieco niższa od tych rzeczy, które chrzęszczą w drewnie. Nie otrzymywał pensji i miał zagwarantowany całkowity brak stabilności stałego kontraktu. Z drugiej strony jednak miał zapewniony darmowy opierunek, miejsce przy stole w czasie posiłków oraz wiadro węgla dziennie. Przysługiwał mu też gabinet, nikt go nigdy nie odwiedzał, a także otrzymał ścisły zakaz nauczania kogokolwiek czegokolwiek. W sensie akademickim mógł się zatem uważać za szczęściarza.

Dodatkowym powodem tego był fakt, że w rzeczywistości otrzymywał siedem wiader węgla dziennie i tyle czystego prania, że nawet skarpety miał wykrochmalone. To dlatego, że nikt nie zauważył, iż Blunk, woźny węglowy, zbyt opryskliwy, żeby cokolwiek czytać, roznosił węgiel ściśle według tabliczek na drzwiach gabinetów.

Dziekan dostawał zatem jedno wiadro dziennie. Podobnie kwestor.

Rincewind dostawał siedem, ponieważ nadrektor uznał go za użytecznego odbiorcę wszystkich tytułów, katedr i stanowisk, które (wskutek dawnych zapisów, paktów oraz – przynajmniej w jednym przypadku – klątwy) uniwersytet obowiązkowo musiał obsadzać. W większości nikt nie miał bladego pojęcia, czym one są, i nie chciał mieć z nimi nic wspólnego, na wypadek gdyby jakiś przepis nakazywał wtedy kontakty ze studentami; wszystkie więc zostały przyznane Rincewindowi.

Codziennie rano Blunk ze stoickim spokojem dostarczał siedem wiader węgla pod drzwi wspólnego gabinetu profesora okrutnej i niezwykłej geografii, kierownika Katedry Eksperymentalnej Sprzyjalności Szczęścia, wykładowcy dynamiki spamowodzi, nauczyciela metaloplastyki^(), kierownika Katedry Publicznych Nieporozumień, profesora antropologii wirtualnej i wykładowcy przybliżonej precyzji...

...który zwykle otwierał drzwi w kalesonach – to znaczy otwierał drzwi w murze, ubrany w kalesony – i z zadowoleniem odbierał węgiel, nawet jeśli dzień był upalny. Na Niewidocznym Uniwersytecie stanowiska miały swój budżet. Jeśli ktoś nie wykorzystał wszystkiego, co dostawał, to następnym razem dostawał mniej. Nawet jeśli oznaczało to pieczenie się przez całe lato, żeby mieć w miarę ciepło zimą, to przecież niewysoka cena do zapłacenia za właściwe procedury finansowe.

Tego dnia Rincewind wniósł wiadra do środka i wysypał je na stos w kącie.

Coś za nim brzęknęło.

Był to dźwięk niegłośny, subtelny, ale dziwnie drażniący. Towarzyszył pojawieniu się – na półce nad biurkiem Rincewinda – butelki po piwie w miejscu, gdzie do tej chwili żadnej butelki po piwie nie było!

Zdjął ją i obejrzał. Całkiem niedawno zawierała pół kwarty Specjalnie Warzonego Winkle’a. Nie miała w sobie absolutnie nic eterycznego – tyle że była niebieska. Etykieta miała niewłaściwy kolor, a tekst mnóstwo błędów, ale praktycznie cały znajdował się na miejscu, łącznie z ostrzeżeniem drobnym, wręcz bardzo drobnym drukiem: „Może zawierać czubki”^().

Teraz zawierała karteczkę.

Rincewind wyjął ją ostrożnie, rozwinął i przeczytał.

A potem przyjrzał się obiektowi, który stał obok butelki. Była to szklana kula średnicy mniej więcej stopy; w jej wnętrzu unosiła się mniejsza kula, niebieska z białymi kłaczkami.

Ta mniejsza kula była światem, a przestrzeń wewnątrz większej była nieskończenie wielka. Świat, a także cały wszechświat, którego ów świat był elementem, został stworzony przez magów Niewidocznego Uniwersytetu właściwie przypadkiem. Fakt, że skończył na półce w malutkim gabinecie Rincewinda, był precyzyjną wskazówką, jak bardzo się nim interesowali, kiedy minęła już początkowa ekscytacja.

Rincewind zaglądał czasem do niego przez omniskop. Świat miewał głównie zlodowacenia i był mniej interesujący od hodowli mrówek. Czasami Rincewind potrząsał nim w nadziei, że zrobi się ciekawszy, ale jakoś nie wywoływało to większych skutków.

Raz jeszcze spojrzał na karteczkę.

List był niezwykle wręcz zagadkowy. A uniwersytet miał kogoś odpowiedniego do zajęcia się taką sprawą.

* * *

Myślak Stibbons, podobnie jak Rincewind, także pełnił kilka funkcji. Zamiast jednak aspiracji do siedmiu, okazał permanencję przy trzech. Od dawna był już czytelnikiem niewidzialnych tekstów, potem zdryfował w stronę funkcji kierownika niewskazanych zastosowań magii, a następnie z całą swą naiwnością wkroczył na stanowisko prelektora, co jest tytułem akademickim oznaczającym osobę, której powierza się irytujące zadania.

W szczególności na niego spadało zarządzanie uczelnią pod nieobecność starszych członków grona profesorskiego. A że trwała akurat wiosenna przerwa w zajęciach, rzeczywiście byli nieobecni. Podobnie jak studenci. Uniwersytet zatem działał z niemal szczytową wydajnością.

Myślak rozprostował pachnącą piwem kartkę i przeczytał:

POWIEDZ STIBBONSOWI NIECH SIĘ TU ZJAWI NATYCHMIAST. ZABIERZE BIBLIOTEKARZA. BYŁEM W LESIE, JESTEM W ŚWIECIE KULI. JEDZENIE NIEZŁE, PIWO FATALNE. MAGOWIE BEZUŻYTECZNI. SĄ TEŻ ELFY. BRZYDKIE CZYNY SIĘ SZYKUJĄ.

RIDCULLY

Spojrzał na brzęczącą, stukającą, a przede wszystkim zapracowaną konstrukcję HEX-a, uniwersyteckiej magicznej maszyny myślącej, i bardzo starannie ułożył kartkę na tacy będącej częścią tej chaotycznej struktury.

Mechaniczne oko, mające stopę średnicy, opuściło się wolno z sufitu. Myślak nie wiedział, jak działa; wiedział tylko, że składało się z ogromnej liczby cieniutkich rurek. Pewnej nocy HEX narysował plany, a Myślak zabrał je do gnomów-jubilerów. Już dawno stracił orientację w działaniach HEX-a. Maszyna zmieniała się prawie codziennie.

Szczęknęła pisarka i pojawiła się wiadomość.

+++ Elfy Wkroczyły Do Świata Kuli. Tego Należało Oczekiwać +++

– Oczekiwać? – zdziwił się Myślak.

+++ Żyją We Wszechświecie Pasożytniczym. Potrzebuje Nosiciela +++

Myślak spojrzał na Rincewinda.

– Rozumiesz coś z tego? – zapytał.

– Nie – odparł Rincewind. – Ale spotykałem już elfy.

– I...?

– I uciekałem od nich. Nie należy kręcić się za blisko elfów. Zresztą to nie moja dziedzina, chyba że zaczną kuć metaloplastykę. A poza tym w tej chwili na świecie Kuli nie ma niczego.

– Zdaje się, że donosiłeś o różnych gatunkach, które się tam pojawiają.

– Czytałeś to?

– Czytam wszystkie dokumenty, które trafiają do obiegu.

– Poważnie?

– Pisałeś, że co jakiś czas rozwija się jakiś typ inteligentnego życia, które wytrzymuje przez parę milionów lat, a potem wymiera, bo powietrze zamarza albo kontynenty eksplodują, albo wielgachny kamień spada do morza.

– Zgadza się – przyznał Rincewind. – W tej chwili glob znowu jest śnieżną kulą.

– W takim razie co tam robią profesorowie?

– Najwyraźniej piją piwo.

– Kiedy cały świat jest zamarznięty?

– Może to lager.

– Ale przecież powinni teraz biegać po lesie, integrować się, rozwiązywać problemy i strzelać w siebie nawzajem zaklęciami farbującymi – przypomniał Myślak.

– A po co?

– Nie czytałeś komunikatu, który rozsyłał nadrektor?

Rincewind zatrząsł się tylko.

– Nigdy ich nie czytam – oświadczył.

– Zabrał wszystkich do lasu, żeby budować dynamiczny etos grupy – wyjaśnił Myślak. – Miał jeden z tych swoich Wspaniałych Pomysłów. Twierdzi, że jeśli grono wykładowcze lepiej się pozna, będą zadowolonym i bardziej wydajnym zespołem.

– Ale przecież oni się znają. Znają się już od wieków! I właśnie dlatego specjalnie się nie lubią. Nigdy się nie zgodzą, żeby ich zmienić w zadowolony i wydajny zespół.

– Zwłaszcza na lodowej kuli – przyznał Myślak. – W każdym razie powinni teraz być w lesie, pięćdziesiąt mil stąd, a nie w szklanej kuli w twoim gabinecie. Nie istnieje sposób przedostania się do świata Kuli bez użycia znaczących ilości magii, a nadrektor zakazał mi uruchamiania reaktora thaumicznego z mocą choćby zbliżoną do maksymalnej.

Rincewind raz jeszcze spojrzał na list z butelki.

– A jak wydostała się butelka? – zapytał.

+++ Ja To Zrobiłem +++ wypisał HEX. +++ Nadal Prowadzę Obserwację Świata Kuli. I Rozwijałem Całkiem Interesujące Procedury. W Tej Chwili Nie Sprawia Mi Trudności Reprodukcja Artefaktu W Świecie Rzeczywistym +++

– Dlaczego sam nie powiedziałeś, że nadrektor potrzebuje pomocy? – westchnął Myślak.

+++ Tak Świetnie Się Bawili, Próbując Przesłać Butelkę +++

– A możesz ich tu przenieść?

+++ Tak +++

– W takim razie...

– Jedną chwileczkę – przerwał mu Rincewind, pamiętając niebieską butelkę i błędy w pisowni. – Czy potrafisz ich tu sprowadzić żywych?

HEX wydawał się urażony.

+++ Oczywiście. Z Prawdopodobieństwem 94,37% +++

– Nie taka wielka szansa – uznał Myślak. – Ale może...

– Drugą chwileczkę – wtrącił znowu Rincewind, wciąż myśląc o butelce. – Ludzie to nie butelki. Co powiesz na żywych, z normalnie funkcjonującymi mózgami oraz wszystkimi kończynami i organami na właściwych miejscach?

Nietypowo dla siebie, HEX milczał chwilę, nim odpowiedział:

+++ Nieuniknione Są Pewne Drobne Zmiany +++

– Jak drobne, dokładnie?

+++ Nie Mogę Zagwarantować Odzyskania Więcej Niż Jednego Egzemplarza Każdego Organu +++

Obaj magowie milczeli, zmrożeni informacją.

+++ Czy To Jakiś Problem? +++

– Może jest inny sposób? – zastanowił się Rincewind.

– Dlaczego tak sądzisz?

– W tym liście proszą o bibliotekarza.

* * *

Wśród nocy magia sunęła na cichych stopach.

Po jednej stronie zachodzące słońce barwiło horyzont czerwienią. Świat krążył wokół gwiazdy centralnej. Elfy nie wiedziały o tym, a gdyby nawet wiedziały, nie przejęłyby się specjalnie. Nigdy nie przejmowały się tego rodzaju szczegółami. Ten wszechświat pozwolił życiu rozwinąć się w wielu dziwnych miejscach, ale elfów to również nie interesowało.

Powstało tu wiele żywych istot. Jak dotąd żadna z nich nie miała tego, co elfy uważały za potencjał. Ale tym razem pojawiło się coś obiecującego.

Oczywiście, świat ten miał również żelazo. Elfy nienawidziły żelaza. Jednak tym razem sukces wart był ryzyka. Tym razem...

Jeden z nich dał sygnał. Zdobycz była już blisko, bardzo blisko. Teraz ją widziały – skupiona w drzewach dookoła polanki: ciemne plamy na tle zachodzącego słońca.

Elfy się zebrały. A potem – w tonacji tak niezwykłej, że głos trafiał do mózgu, nie korzystając po drodze z uszu – zaczęły śpiewać.

------------------------------------------------------------------------

^() I w tym krótkim zdaniu można odczytać samą istotę bycia magiem.

^() Ta funkcja jest najwyraźniej skutkiem pewnej interpretacji klątwy sprzed około tysiąca dwustu lat, rzuconej przez konającego nadrektora. Brzmiała ona bardzo podobnie do „Obyś zawsze tych młotów uczył!”.

^() Lord Vetinari, Patrycjusz i najwyższy władca miasta, bardzo poważnie traktował opisy produktów żywnościowych. Niestety, w tej kwestii zwrócił się o radę do magów z Niewidocznego Uniwersytetu, a pytanie sformułował następująco: „Czy można, biorąc pod uwagę wielowymiarową przestrzeń fazową, anomalie metastatystyczne oraz zasady prawdopodobieństwa, zagwarantować z absolutną pewnością, że cokolwiek wcale nie zawiera czubków?”. Po kilku dniach magowie musieli przyznać, że odpowiedź brzmi „nie”.

Vetinari nie zgodził się na wersję: „Prawdopodobnie nie zawiera czubków”, gdyż uznał ją za mało przydatną.W chłodzie Niewidocznego Uniwersytetu minęły trzy godziny. W budynku Magii Wysokich Energii niewiele się zmieniło. Tyle że rozciągnięto ekran, by ukazywał efekt działania projektora ikonograficznego Myślaka.

– Nie wiem, po co ci to potrzebne – zdziwił się Rincewind. – Przecież jesteśmy tu tylko we dwójkę.

– Uuk – zgodził się bibliotekarz.

Był trochę poirytowany, gdyż przerwano mu drzemkę w bibliotece. Było to bardzo delikatne budzenie, ponieważ nikt nie budzi brutalnie trzystufuntowego orangutana (przynajmniej nie dwukrotnie), ale i tak się zirytował.

– Nadrektor mówi, że takie sprawy trzeba właściwie organizować – wyjaśnił Myślak. – Uważa, że nie warto po prostu wrzeszczeć „Hej, mam kapitalny pomysł!”. Trzeba ten pomysł odpowiednio zaprezentować. Gotów?

Bardzo mały chochlik, który napędzał rzutnik, wystawił w górę malutki kciuk.

– Doskonale – rzekł zadowolony Myślak. – Pierwszy obrazek. Oto świat Kuli taki, jaki jest obecnie...

– Jest dołem do góry – wtrącił Rincewind.

Myślak spojrzał na obrazek.

– Przecież to kula – burknął. – Unosi się w przestrzeni. Jak może być odwrócona dołem do góry?

– Ten pomarszczony kontynent powinien być u góry.

– Chochlik, odwróć to. Teraz dobrze? Zadowolony?

– Góra i dół teraz są dobrze, ale kula jest odwró... – zaczął Rincewind.

Trzasnęło, kiedy Myślak wskazówką uderzył o ekran.

– To jest świat Kuli! – powtórzył z naciskiem. – Taki, jaki istnieje w chwili obecnej! Świat pokryty lodem! Ale czas w świecie Kuli jest podrzędny względem czasu w prawdziwym świecie! Wszystkie momenty na Kuli są nam dostępne w taki sam sposób jak stronice w książce. Choć następują po sobie, są jednocześnie dla nas dostępne! Ustaliłem, że profesorowie rzeczywiście przebywają na Kuli, ale nie w czasie, który wydaje się teraźniejszy! Znaleźli się miliony lat w przeszłości! Która to, z naszego punktu widzenia, całkiem dobrze może również być teraźniejszością! Nie wiem, jak się tam dostali! Nie powinno to być fizycznie możliwe! HEX ich zlokalizował! Musimy założyć, że nie potrafią wrócić drogą, którą tam dotarli! Jednakże... Poproszę następny slajd.

Pstryk!

– To ten sam – stwierdził Rincewind. – Tylko że na boku...

– Kula nie ma boków! – rzekł Myślak.

Od strony projektora dobiegł brzęk tłuczonego szkła i bardzo ciche przekleństwa.

– Myślałem tylko, że chcesz to zrobić, jak należy – mruczał Rincewind. – Zresztą i tak będzie o L-przestrzeni, prawda? Wiem, że będzie. I ty też wiesz.

– Tak, ale na razie o tym nie wspomniałem – syknął Myślak. – Mam jeszcze kilkanaście slajdów! I schemat!

– Ale będzie, prawda? Pisali przecież, że znaleźli innych magów. A to oznacza biblioteki. Czyli możesz się tam dostać przez L-przestrzeń.

– Chciałem powiedzieć, że tak właśnie my możemy się tam dostać.

– Tak, wiem. Dlatego pomyślałem, że już na tak wczesnym etapie skorzystam z okazji, żeby powiedzieć „ty”.

– Ale skąd mogli się wziąć magowie w świecie Kuli? – zastanowił się Myślak. – Przecież magia tam nie działa.

– Nie mam pojęcia – przyznał Rincewind. – Ridcully pisze, że są bezużyteczni.

– I właściwie dlaczego profesorowie nie wrócą tu samodzielnie? Udało im się przesłać butelkę! Musieli użyć do tego magii!

– Czemu ich samych nie zapytasz?

– Myślisz, że można kierować się na wyraźną biothaumiczną sygnaturę grupy magów?

– No, myślałem raczej, że można poczekać, aż stanie się coś strasznego, a potem ty będziesz musiał zbadać szczątki – odparł Rincewind. – Ale to drugie pewnie też się uda.

– Omniskop lokalizuje ich w przybliżeniu w 40 002 730 907 stuleciu – stwierdził Myślak, przyglądając się kuli. – Nie mogę uzyskać obrazu. Ale gdybyśmy znaleźli drogę do najbliższej biblioteki...

– Uuk! – powiedział bibliotekarz. Po czym uuknął jeszcze raz. Uukał zresztą dość długo, przerywając wypowiedź kilkoma iikami. Raz uderzył pięścią o stół. Drugi raz nie musiał, zresztą wtedy już niewiele stołu zostało do uderzania.

– Mówi, że tylko bardzo doświadczeni bibliotekarze mogą korzystać z L-przestrzeni – przetłumaczył Rincewind, kiedy bibliotekarz założył ręce na piersi. – Był bardzo stanowczy. Powiedział, że nie można tego traktować jak przejażdżki na festynie.

– Ale to przecież rozkaz nadrektora! – przypomniał Myślak. – Musimy się tam dostać!

Bibliotekarz zrobił niepewną minę. Rincewind wiedział dlaczego. Trudno być orangutanem na Niewidocznym Uniwersytecie, a jedynym sposobem, w jaki bibliotekarz mógł sobie z tym poradzić, było uznanie, że Mustrum Ridcully jest samcem alfa, chociaż nadrektor rzadko wspinał się wysoko na dach i krzyczał żałośnie na miasto o świcie. To oznaczało, że w przeciwieństwie do innych magów trudno mu było zlekceważyć nadrektorskie polecenia. Sytuacja przypominałaby bezpośrednie wyzwanie – z pełnym rytuałem odsłaniania kłów i walenia się w pierś.

Rincewind wpadł na pewien pomysł.

– Jeśli przeniesiemy Kulę do biblioteki – zwrócił się do małpoluda – to przecież nawet kiedy będziesz podróżował w L-przestrzeni, tak naprawdę nie wyprowadzisz pana Stibbonsa z biblioteki. No bo Kula tam będzie, więc jeśli traficie do Kuli, tak naprawdę nie odejdziecie daleko. Może na parę stóp. Wszechświat Kuli jest nieskończony tylko wewnątrz.

– Naprawdę, Rincewindzie, jestem pod wrażeniem – przyznał Myślak, kiedy bibliotekarz zrobił mocno zakłopotaną minę. – Zawsze uważałem cię za dość głupiego, ale tym razem zademonstrowałeś godną podziwu argumentację. Jeśli postawimy glob na biurku bibliotekarza, na przykład, to cała podróż będzie się odbywać w bibliotece. Tak?

– Właśnie – zgodził się Rincewind, skłonny zapomnieć o tym „dość głupim” wobec tak nieoczekiwanej pochwały.

– A w bibliotece jest całkiem bezpiecznie...

– Solidne, grube mury. Bardzo bezpieczne miejsce.

– Czyli, powiedzmy to wprost, żadna krzywda nam się nie stanie.

– Znowu zaczynasz z „nami”. – Rincewind cofnął się o krok.

– Znajdziemy ich i sprowadzimy z powrotem – stwierdził Myślak. – To nie może być trudne.

– To może być strasznie trudne! Tam są elfy! Znasz przecież elfy! Są groźne! Wystarczy, że na moment się rozluźnisz, a zapanują nad twoim umysłem.

– Raz goniły mnie przez las – wyznał Myślak. – Były przerażające. Pamiętam, że zapisałem to w dzienniku.

– Zapisałeś w swoim dzienniku, że byłeś wystraszony?

– Tak. Czemu nie? Ty nie zapisujesz?

– Nie mam takiego wielkiego dziennika. Ale to przecież nie ma sensu! W świecie Kuli nie ma dla elfów niczego ciekawego! One chcą... niewolników. A nigdy nie widzieliśmy, żeby wyewoluowało coś tak inteligentnego, by nadawało się na niewolnika.

– Mogłeś coś przeoczyć – zauważył Myślak.

– Nie, to ja mówię „ty”; ty mówisz „my” – przypomniał Rincewind.

Obaj spojrzeli na glob.

– Wiesz, to tak jak trzymać roślinę w doniczce – stwierdził Myślak. – Jeśli zalęgną się mszyce, trzeba je wytłuc.

– Nigdy tego nie robię – zapewnił Rincewind. – Mszyce są może małe, ale jest ich dużo...

– To była taka przenośnia, Rincewindzie... – wyjaśnił zniechęcony Myślak.

– I wiesz, przypuśćmy, że zbiorą się razem...

– Rincewindzie, jesteś jedynym człowiekiem, który wie cokolwiek na temat świata Kuli. Pójdziesz z nami albo... albo... Powiem nadrektorowi o tych siedmiu wiadrach.

– Skąd wiesz o siedmiu wiadrach?

– I jeszcze mu wytłumaczę, w jaki sposób wszystkie twoje obowiązki może wypełniać prosty zestaw instrukcji dla HEX-a. Zajmie mi to, no, powiedzmy, trzydzieści sekund. Zaraz...

#Rincewind

SUB WAIT

WAIT

RETURN

...Albo może

RUN RINCEWIND

– Nie zrobiłbyś tego – rzekł Rincewind. – Prawda?

– Oczywiście. To znaczy, idziesz z nami? Aha, zabierz ze sobą Bagaż.

* * *

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: