Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nego. Smutna historia o zniszczeniu dziecka przez szkołę - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 października 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nego. Smutna historia o zniszczeniu dziecka przez szkołę - ebook

„Nad Inowrocławiem wisiała księżycowa noc sierpniowa, jedna z tych nocy, co, chociaż jasne, mają tyle smutku i melancholii, że psy spać nie chcą — i wyją przeciągle. Ludzie tak nie czynią, może jedynie dlatego, że pies, gdy mu się wyć chce, siada sobie na środku gościńca i, podniósłszy pysk ku tarczy księżyca, jęczy całą siłą nieskrępowanego obrożą gardła, nie dbając o to, co o nim sąsiad Kurta pomyśli. Człowiek w takich razach ostrożniejszy: gdy płacze, to i wtenczas nie omieszka patrzeć przez łzy, jakie to sprawia na innych wrażenie i czy mu z tym do twarzy?” - Tak zaczyna się przejmująca opowieść o tym, jak niesprawiedliwość i złośliwość i zawziętość niesprawiedliwego nauczyciela zniszczyła młodego człowieka. Mimo iż nowelka powstała kilkadziesiąt lat temu, to jednak nic się w życiu nie zmieniło.

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-069-7
Rozmiar pliku: 778 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

NEGO

Nad Inowrocławiem wisiała księżycowa noc sierpniowa, jedna z tych nocy, co, chociaż jasne, mają tyle smutku i melancholii, że psy spać nie chcą — i wyją przeciągle. Ludzie tak nie czynią, może jedynie dlatego, że pies, gdy mu się wyć chce, siada sobie na środku gościńca i, podniósłszy pysk ku tarczy księżyca, jęczy całą siłą nieskrępowanego obrożą gardła, nie dbając o to, co o nim sąsiad Kurta pomyśli. Człowiek w takich razach ostrożniejszy: gdy płacze, to i wtenczas nie omieszka patrzeć przez łzy, jakie to sprawia na innych wrażenie i czy mu z tym do twarzy?

A że w miastach główną część mieszkańców stanowią ludzie — mniej zaś liczne i szanujące się psy miejskie są znacznie lepiej wytresowane od swych, kudłatych, wiejskich współbraci: nic więc nie mąciło spokoju nocy, która, zbryzgana gwiazdami, zamyśliła się nad czymś głęboko.

Z szeregu domów, patrzących w ulice ciemnymi oknami, wyróżniał się jeden tym, że był niższy od innych i że w trzech oknach miał światło.

Za te trzy okna, małą kuchenkę i pokój, przedzielony drewnianym przepierzeniem, pani Maria płaciła piętnaście rubli miesięcznie, co stanowiło prawie trzecią część całego zarobku, «wybębnionego z fortepianu», jak się wyrażała złośliwie jej ciotka.

Złośliwość ta pochodziła ze zbytku życzliwości, która nie pozwalała ciotce darować siostrzenicy tego, iż przed trzynastu laty, wbrew jej radom, utalentowana Marynia zrobiła kapitalne głupstwo, a nawet dwa, — mianowicie: dała odkosza wcale jeszcze czerstwemu właścicielowi kamieniczki i sklepu w pysznym punkcie, kochającemu ją do tego stopnia, że mimo silnego wstrętu do wszelkiego rodzaju wydatków, zdobył się na kupienie adamaszkowych mebli i wytapetował już wszystkie pokoje na przyjęcie swej przyszłej...

Przyszła jednak nie przyszła; natomiast oddała swą drobną rączkę świeżo patentowanemu prawnikowi, który był goły jak bizun: a ślub brał w tużurku! Mówiono o nim, co prawda, że bardzo zdolny i wydał już książkę, która mu rokuje świetną przyszłość...

Ciotka twierdziła, że to faramuszki. I, jak przepowiedziała, tak się stało.

W trzy lata niespełna Jan Skalski pokazał co umiał: zachorował i umarł. Świetną przyszłość diabli wzięli; odwieziono ją wraz ze zdolnościami, wieńcem i drewnianą trumną na cmentarz, a pani Maria została, nie sama, oczywiście: z małym Jasiem i z nędzą.

Na tym jeszcze nie koniec. Kiedy w pół roku później ciotka przybyła do niej w delikatnej misji, że jej dawny wielbiciel gotów jest nawet teraz... chociaż już nowych mebli nie sprawi, ale te dawniejsze są jeszcze wcale świeże... pani Maria mówić dalej ciotce nie dała, stanowczo, z pewnym rozdrażnieniem, poprosiła, by jej dać spokój.

Ona niczego nie chce; ma lekcje muzyki: to na jej życie i dziecka zupełnie wystarcza; a marzy tylko, aby na grobie męża krzyż, choćby drewniany, postawić mogła... Tu rozpłakała się na dobre. Tego już było nadto; oburzona tą niewdzięcznością, ciotka zerwała wszelkie stosunki z upartą siostrzenicą.

Kiedy potem, w parę miesięcy, spotkały się w dzień zaduszny na cmentarzu, może by tutaj przyszło do zgody, gdyby nie to, że pani Maria nie dostrzegła swej życzliwej opiekunki, bo właśnie w tej chwili obcierała swe wielkie oczy, pełne łez, i coś szeptała Jasiowi, wskazując mu przykrytą darnią i kwiatami mogiłę i prosty, smutny nad nią krzyż.

— Głupia jest i będzie! — zawyrokowała po raz setny ciotka i poszła dalej oglądać inne groby.

Nie tylko ten fakt świadczył o naiwności, czy też dziwactwie, pani Maryi, lecz i wiele innych. Życie jej, na przykład, było w gruncie rzeczy dość ciężkie: schody — godzina bębnienia... schody — godzina bębnienia... czy mróz, czy słota, wiecznie to samo — od rana do zmroku: a mimo to pani Maria była prawie zawsze wesołą, i gdy figlowała wieczorem z Jasiem, to śmiała się nie mniej serdecznie od syna.

Nie dowodzi to jednak, by nie odczuwała strapień i trosk; była tylko pod pewnym względem egoistką: smutek i łzy chowała dla siebie; ludziom dawała dobroć i śmiech. Miała jej to za złe, już nie tylko ciotka, ale i reszta dalszych krewnych i bliższych znajomych, którzy ją tłumnie jęli odwiedzać po śmierci męża, sądząc, że przecież mają chyba prawo popatrzeć jak płacze. Kiedy zaś wdowa przyjmowała ich życzliwie, z twarzą, co prawda, smutną, ale suchymi oczyma, kiedy się przy tym przekonano, że płacze jednak ukradkiem, zrażono się tą nieszczerością i odsunięto się od niej powoli. Jedne tylko zaletę przyznawali jej niektórzy — praktyczność.

Pomimo szczupłych dochodów, pani Maria miała gustowne mebelki, do których raz w raz coś przybywało; w ciągu lat kilku zdobyła się na kupienie pianina, sama ubierała się ładnie, a już co Jasiowi to nie zbywało na niczym.

— Skąd ona bierze na to wszystko? — postawiono raz takie pytanie na jednej z tradycyjnych czwartkowych herbatek u cioci.

Pytanie to nie otrzymało na razie stanowczej odpowiedzi; wywołało natomiast ożywione debaty, w trakcie których podstarzała dewotka, spuszczając skromnie oczy, wtrąciła:

— W tym coś jest...

Na co okazała aptekarzowa z przeciwka dała do zrozumienia, że gdyby nie to, iż nienawidzi plotek, mogłaby wiele powiedzieć, przy czym zwróciła się do swej córki ze słodkimi słowami:

— Wyjdź, Zosiu, obejrzyj album.

Skoro Zosia wyszła, przy czym za nią wysunął się chyłkiem student, wcale nie platoniczny amator jej masywnych kształtów, okazało się, że właściwie z punktu widzenia dziewiczej skromności nie miała po co wychodzić, gdyż poszlaki pani aptekarzowej, jakkolwiek dawały dużo do myślenia, były jeszcze jednak zbyt kruche. Postanowiono więc rzecz zbadać dokładniej.

W ten sposób nad panią Maria utworzono rodzaj tajnego nadzoru. Nadzór ten nie był bezowocnym. Nie znaleziono wprawdzie tego, czego szukano, i Zosia nie potrzebowała już oglądać albumu, gdy rozmawiano o pani Maryi; dowiedziano się za to wielu innych drobnych szczegółów cichego jej życia: mianowicie, że Jasia przygotowała do gimnazjum sama matka i teraz mu również pomaga; uczy się nawet w tym celu łaciny; przy tym nie robi tego jedynie przez oszczędność, ale widzi w tym rozkosz ogromną, że może synowi swemu pomagać i wraz z nim pracować; prócz tego, cały jej system wychowawczy jest niezwykle dziwaczny: czuje się w obowiązku tłumaczyć przed smarkaczem w każdym wypadku, gdy tego zażąda, a nawet wtenczas, gdy go łaje... jeżeli tylko można nazwać łajaniem takie zdania: «źleś zrobił, mój synu», lub «ojciec twój zmartwiłby się twoim postępkiem, drogie dziecko».

Pani Maria, dzięki swej szczupłości, wydawała się nad wiek młodą i nieraz, kiedy wracała wieczorem ze swych lekcji, zaróżowiona od szybkiego biegu, ludzie się oglądali, szepcząc: «Jakaż to ładna panienka!», chociaż, w gruncie rzeczy, pani Maria nie była wcale piękną, była tylko uroczą. Gdyby jej twarz zastygłą odrobić w gipsie, maska taka wydałaby się raczej brzydką, gdyż drobne, nieregularne rysy pani Maryi nie były bynajmniej podstawą jej urody. Były one raczej delikatną kanwą, na której uczucia tkały deseń wyrazu, — tłem duszy, która wprost przeświecała przez jej płeć matową, jak promień świtu przez mgły. To też twarz pani Maryi odznaczała się tak ruchliwą zmiennością, że niepodobna było zrazu określić tych stałych pierwiastków, które by pozwalały ją od innych odróżniać i zapamiętać na zawsze. Były nimi najprawdopodobniej bujne blond włosy, złotopopielate na skrętach, wielkie głębokie aksamitne oczy i ten subtelny ton dziwnej melancholii i zmęczenia, który towarzyszył tej twarzy stale i nie mógł się roztopić do szczętu w najserdeczniejszym uśmiechu jej ust różowych. Niekiedy, jak, na przykład, w tę noc sierpniową, wyraz ten występuje tak silnie, że patrząc na jej głowę wspartą na drobnych dłoniach, ciśnie się na usta określenie: «kwiat cmentarny».

Co dziwniejsza, że coś podobnego daje się zauważyć w dziecinnej twarzy Jasia, który, kiwając się na krześle, powtarza z przymkniętymi oczyma: alauda — skowronek, ancilla — służąca, aquila — orzeł, ars — sztuka... choć, biorąc na ogół, nie przypomina on niczym matki, jest za to jak dwie krople wody podobny do wiszącego nad biurkiem kredkowego portretu.

Są ludzie, którzy twierdzą, że człowiek robi co chce; a jednak, gdyby przed wiekami gęsi nie zagęgały były tak nie w porę i nie ocaliły Rzymu, dziś Jaś może by nie kuł, pomimo spóźnionej godziny, mowy Cezarów, a pani Marii nie dręczyłoby pytanie: czy jej syn zda jutro? Takie refleksje prawdopodobnie cisnęły się do głowy, choć pełno w niej było smutku i niepokoju, a chaotyczne myśli błąkały się bez celu, jak rozbite stado młodych nurków, gdy je na środku jeziora strzał myśliwego rozproszy.

Ponieważ w jutrze malowała się niepewność i lęk o losy syna — dusza pani Marii odwracała się do przeszłości i tonęła we wspomnieniach. Więc majaczyło przed nią to życie krótkie we dwoje, ubogie, ciche, lecz słodkie, pełne szczęścia i myśli szerokich, które mąż rozsnuwał przed nią, a ona chłonęła chciwie, pojmując je nie tyle przez rozum, ile przez miłość i intuicję bogatej swej duszy.

A potem się zrywał nieukojony żal, że to minęło bezpowrotnie. Gwałtowny paroksyzm palącej tęsknoty zmienił się w końcu w pognębienie, przeczucie słabości i osamotnienia. Kiedy zaś budził ją z odrętwienia mniej monotonnie wymówiony wyraz uczącego się Jasia, to znów serce jej się ściskało, na myśl o tym, iż ten słabowity chłopiec jeszcze nie śpi, ślęcząc nad długim szeregiem trudnych słów; jednocześnie w jej piersi wszczynała się walka rozumu z uczuciem, która rodziła w niej szaloną chęć zapędzić syna do spania, a nienawistną gramatykę, co kradnie im spokój i sen, wyrzucić za okno... Nie pierwszą taką walkę stacza z sobą pani Maria i nie ostatnią, a ciężkie to prawdziwie boje, bo z jednej strony, ta matka ma wiele życiowego rozsądku, a z drugiej, kocha jedynaka bez granic — kocha go za jego śmiech szczery, za ból, w którym go urodziła, za wesele i troski, których jej przyczynia, — za wszystko, a najwięcej prawdopodobnie za to, że jest jej synem.

Tym razem walka kończy się w ten sposób, iż pani Maria podchodzi do Jasia, wysuwa mu z pod ręki książkę i mówi:

— No, dosyć tego, mój chłopcze: idź spać, abyś miał jutro świeżą głowę.

— W tej chwili, mamo — odpowiada chłopak. — Ja przejrzę tłumaczenie, a mama niech znajdzie to słówko, co to mama wie...

Co rzekłszy, zaczyna szukać kajetu, a pani Maria wyjmuje grubą książkę i grzebie w niej cienkimi palcami. Skoro słówko zostało odnalezione, po krótkiej sprzeczce o to, które znaczenie z licznych synonimów wybrać, chłopak zaczyna się w milczeniu szybko rozbierać i przy zdejmowaniu skarpetek zwraca się nagle do matki i pyta figlarnie:

— A umie już mama te przyimki wierszami?

Jest to słaba strona pani Maryi, i Jaś lubi kompromitować w ten sposób znajomość klasycyzmu swej matki.

Pani Maria uśmiecha się dobrotliwie i recytuje:

— Ante, apud, ad, adversus, circum, circa, citra, cis, contra, infra... — Tu się zacina.

— Extra, mamusiu! — podchwytuje uradowany chłopak — wszak to tak łatwo zapamiętać: tak się przecie gra w piłkę nazywa!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: