Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Nie-Boska komedia - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nie-Boska komedia - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 213 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ I

Gwiaz­dy wo­ko­ło two­jej gło­wy – pod two­imi nogi fale mo­rza – na fa­lach mo­rza tę­cza przed tobą pę­dzi i roz­dzie­la mgły – co uj­rzysz, jest two­im – brze­gi, mia­sta i lu­dzie to­bie się przy­na­le­żą – nie­bo jest two­im. – Chwa­le two­jej niby nic nie zrów­na.

Ty grasz cu­dzym uszom nie­po­ję­te roz­ko­sze. – Spla­tasz ser­ca i roz­wią­zu­jesz gdy­by wia­nek, igrasz­kę pal­ców two­ich łzy wy­ci­skasz – su­szysz je uśmie­chem i na nowo uśmiech strą­casz z ust na chwi­lę – na chwil kil­ka – cza­sem na wie­ki. – Ale sam co czu­jesz? – ale sam co two­rzysz? – co my­ślisz? – Przez cie­bie pły­nie stru­mień pięk­no­ści, ale ty nie je­steś pięk­no­ścią. – Bia­da ci – bia­da! – Dzie­cię, co pła­cze na ło­nie mam­ki – kwiat po­lny, co nie wie o wo­niach swo­ich, wię­cej ma za­słu­gi przed Pa­nem od cie­bie.

Skąd­żeś po­wstał, mar­ny cie­niu, któ­ry znać ó świe­tle da­jesz, a świa­tła nie znasz, nie wi­dzia­łeś, nie oba­czysz! Kto cię stwo­rzył w gnie­wie lub w iro­nii? – Kto ci dał ży­cie nik­czem­ne, tak zwod­ni­cze, że po­tra­fisz udać Anio­ła, chwi­lą nim za­grząź­niesz w bło­to, nim jak płaz pój­dziesz czoł­gać i za­du­sić się mu­łem? – To­bie i nie­wie­ście je­den jest po­czą­tek.

Ale i ty cier­pisz, choć two­ja bo­leść nic nie utwo­rzy, na nic się nie zda. – Ostat­nie­go nę­dza­rza jęk po­li­czon mię­dzy tony harf nie­bie­skich. – Two­je roz­pa­cze i wes­tchnie­nia opa­da­ją na dół i Sza­tan je zbie­ra, do­da­je w ra­do­ści do swo­ich kłamstw i złu­dzeń – a Pan je kie­dyś za­prze­czy, jako one za­prze­czy­ły Pana.

Nie prze­to wy­rze­kam na cie­bie, Po­ezjo, mat­ko Pięk­no­ści i Zba­wie­nia. – Ten tyl­ko nie­szczę­śli­wy, kto na świa­tach po­czę­tych, na świa­tach ma­ją­cych zgi­nąć, musi wspo­mi­nać lub prze­czu­wać cie­bie – bo jed­no tych gu­bisz, któ­rzy się po­świę­ci­li to­bie, któ­rzy się sta­li ży­wy­mi gło­sa­mi twej chwa­ły. Bło­go­sła­wio­ny ten, w któ­rym za­miesz­ka­łaś, jako Bóg za­miesz­kał w świe­cie, nie wi­dzia­ny, nie sły­sza­ny, w każ­dej czę­ści jego oka­za­ły, wiel­ki, Pan, przed któ­rym się uni­ża­ją stwo­rze­nia i mó­wią: "On jest tu­taj." – Taki cię bę­dzie no­sił gdy­by gwiaz­dę na czo­le swo­im, a nie od­dzie­li się od twej mi­ło­ści prze­pa­ścią sło­wa. – On bę­dzie ko­chał lu­dzi i wy­stą­pi mę­żem po­śród bra­ci swo­ich. – A kto cię nie do­cho­wa, kto zdra­dzi za wcze­śnie i wyda na mar­ną roz­kosz lu­dziom, temu syp­niesz kil­ka kwia­tów na gło­wę i od­wró­cisz się, a on zwię­dły­mi się bawi i gro­bo­wy wie­niec spla­ta so­bie przez całe ży­cie. – Temu i nie­wie­ście je­den jest po­czą­tek

ANIOŁ STRÓŻ

Po­kój lu­dziom do­brej woli – bło­go­sła­wio­ny po­śród stwo­rzeń kto ma ser­ce – on jesz­cze zba­wion być może. – Żono do­bra i skrom­na, zjaw się dla nie­go – i dzie­cię nie­chaj się uro­dzi w domu wa­szym.

Prze­la­tu­je.

CHÓR ZŁYCH DU­CHÓW

W dro­gę, w dro­gę, wid­ma, idź­cie ku nie­mu – Ty na­przód, ty na cze­le, cie­niu na­łoż­ni­cy umar­łej wczo­raj, od­świe­żo­ny w mgle i ubra­ny w kwia­ty, dzie­wi­co, ko­chan­ko po­ety, na­przód.

W dro­gę i ty, sła­wo, sta­ry orle wy­pcha­ny w pie­kle, zdję­ty z palu, kędy cię strze­lec za­wie­sił w je­sie­ni – leć i roz­tocz skrzy­dła, wiel­kie bia­łe od słoń­ca, nad gło­wą po­ety.

Z na­szych skle­pów wy­nidź, spróch­nia­ły ob­ra­zie Ede­nu, dzie­ło Bel­ze­bu­ba – dziu­ry za­le­piem i roz­wie­dzie­my po­ko­stem – a po­tem, płót­no cza­ro­dziej­skie, zwiń się w chmu­rę i leć do po­ety – wnet się roz­wiaż na­oko­ło nie­go, opasz go ska­ła­mi i wo­da­mi, na prze­mian nocą i dniem. – Mat­ko na­tu­ro, otocz po­etę!

Wieś – ko­ściół – nad ko­ścio­łem Anioł Stróż się ko­ły­sze:

Je­śli do­trzy­masz przy­się­gi, na wie­ki bę­dziesz bra­tem moim w cbli­czu Ojca nie­bie­skie­go.

Zni­ka.

Wnątrz ko­ścio­ła – świad­ki – grom­ni­ca na oł­ta­rzu. Ksiądz ślub daje:

Pa­mię­taj­cie na to.

Wsta­je para. Mąż ści­ska rękę żony i od­da­je ją krew­ne­mu – wszy­scy wy­cho­dzą – on sam zo­sta­je w ko­ście­le.

MĄŻ

Zstą­pi­łem do ziem­skich ślu­bów, bom zna­lazł tę, o któ­rej ma­rzy­łem – prze­klę­stwo mo­jej gło­wie, je­śli ją kie­dy ko­chać prze­sta­nę.

*

Kom­na­ta peł­na osób – bal – mu­zy­ka – świe­ce – kwia­ty. Pan­na Mło­da wal­cu­je: po kil­ku okrę­gach sta­je, przy­pad­kiem na­po­ty­ka męża w tłu­mie i gło­wę opie­ra na jego ra­mie­niu

PAN MŁO­DY

Jak­żeś mi pięk­na w osła­bie­niu swo­im – w nie­ła­dzie kwia­ty i per­ły na wło­sach two­ich – pło­niesz ze wsty­du i znu­że­nia – o wiecz­nie, wiecz­nie bę­dziesz pie­śnią moją.

PAN­NA MŁO­DA

Będę wier­ną żoną to­bie, jako mat­ka mó­wi­ła, jako ser­ce mówi. – Ale tyle lu­dzi jest tu­taj – tak go­rą­co i hucz­no.

PAN MŁO­DY

Idź z raz jesz­cze w ta­niec, a ja tu stać będę i pa­trzeć na cię, ja­kem nie­raz w my­śli pa­trzał na su­ną­cych anio­łów.

PAN­NA MŁO­DA

Pój­dę, je­śli chcesz, ale już sił pra­wie nie mam

PAN MŁO­DY

Pro­szę cię, moje ko­cha­nie.

Ta­niec i mu­zy­ka

Noc po­chmur­na. - DUCH ZŁY pod po­sta­cią dzie­wi­cy le­cąc:

Nie­daw­nom jesz­cze bie­ga­ła po zie­mi w taką samą porę – te­raz gna­ją mnie czar­ty i każą świę­tą uda­wać.

Leci nad ogro­dem.

Kwia­ty, od­ry­waj­cie się i leć­cie do mo­ich wło­sów.

Leci nad cmen­ta­rzem.

Świe­żość i wdzię­ki umar­łych dzie­wic, roz­la­ne w po­wie­trzu, pły­ną­ce nad mo­gi­ła­mi, leć­cie do ja­gód mo­ich.

Tu czar­no­wło­sa się roz­sy­pu­je – cie­nie jej pu­klów, za­wi­śnij­cie mi nad czo­łem. – Pod tym ka­mie­niem zga­słych dwo­je ócz błę­kit­nych – do mnie, do mnie ogień, co tlał w nich! – Za tymi kra­ty sto grom­nic się pali – księż­nę dziś po­cho­wa­no – suk­nio atła­so­wa, bia­ła jak mle­ko, ode­rwij się od niej! – Przez kra­ty leci suk­nia do mnie, trze­po­cząc się jak ptak – a da­lej, a da­lej.

*

Po­kój sy­pial­ny – lam­pa noc­na stoi na sto­le i bla­do oświe­ca Męża śpią­ce­go obok Żony.

MĄŻ

przez sen

Skąd­że przy­by­wasz, nie wi­dzia­na, nie sły­sza­na od daw­na – jak woda pły­nie, tak pły­ną two­je sto­py, dwie fale bia­łe – po­kój świą­to­bli­wy na skro­niach two­ich – wszyst­ko, com ma­rzył i ko­chał, ze­szło się w to­bie

Prze­bu­dza się

Gdzież je­stem! – ha, przy żo­nie – to moja żona.

Wpa­tru­je się w Żonę.

Są­dzi­łem, że to ty je­steś ma­rze­niem moim, a otóż po dłu­giej prze­rwie wró­ci­ło ono i róż­nym jest od cie­bie. – Ty do­bra i miła, ale tam­ta… Boże – co wi­dzę – na ja­wie!

DZIE­WI­CA

Zdra­dzi­łeś mnie.

Zni­ka.

MĄŻ

Prze­klę­ta niech bę­dzie chwi­la, w któ­rej po­ją­łem ko­bie­tę, w któ­rej opu­ści­łem ko­chan­kę lat mło­dych, myśl my­śli mo­ich, du­szę du­szy mo­jej…

ŻONA

Prze­bu­dza się

Co się sta­ło – czy już dzień – czy po­wóz za­szedł?- Wszak mamy je­chać dzi­siaj po róż­ne spra­wun­ki.

MĄŻ

Noc głu­cha – śpij – śpij głę­bo­ko

ŻONA

Mo­żeś za­słabł na­gle, mój dro­gi? Wsta­nę i dam ci ete­ru.

MĄŻ

Za­śnij.

ŻONA

Po­wiedz mi, dro­gi, co masz, bo głos twój nie­zwy­czaj­ny i go­rącz­ką na­bie­gły ci ja­go­dy.

MĄŻ

zry­wa­jąc się

Świe­że­go po­wie­trza mi trze­ba. – Zo­stań się – przez Boga, nie chodź za mną – nie wsta­waj, po­wia­dam ci raz jesz­cze.

Wy­cho­dzi.

Ogród przy świe­tle księ­ży­ca – za par­ka­nem ko­ściół

MĄŻ

Od dnia ślu­bu mo­je­go spa­łem snem odrę­twia­łych, snem żar­ło­ków, snem fa­bry­kan­ta Niem­ca przy żo­nie Niem­ce świat cały ja­koś za­snął wo­ko­ło mnie na po­do­bień­stwo moje – jeź­dzi­łem po krew­nych, po dok­to­rach, po skle­pach, a że dzie­cię ma się mi na­ro­dzić, my­śla­łem o mam­ce

Bije dru­ga na wie­ży ko­ścio­ła

Do mnie, pań­stwa moje daw­ne, za­lud­nio­ne, ży­ją­ce, gar­ną­ce się pod myśl moją – słu­cha­ją­cé na­tchnień mo­ich – nie­gdyś od­głos noc­ne­go dzwo­nu był ha­słem wa­szym.

Cho­dzi i za­ła­mu­je ręce.

Boże, czyś Ty sam uświę­cił zwią­zek dwóch ciał? czyś Ty sam wy­rzekł, że nic ich ro­ze­rwać nie zdo­ła, choć du­sze się ode­pchną od sie­bie, pój­dą każ­da w swo­ją stro­nę i cia­ła gdy­by dwa tru­py zo­sta­wią przy so­bie?

Zno­wu je­steś przy mnie – o moja – o moja, za­bierz mnie z sobą. – Je­śliś złu­dze­niem, je­ślim cię wy­my­ślił, a tyś się utwo­rzy­ła ze mnie i te­raz ob­ja­wisz się mnie, nie­chże i ja będę marą, sta­nę się mgłą i dy­mem, by zjed­no­czyć się z tobą.

DZIE­WI­CA

Pój­dziesz­li za mną, w któ­ry­kol­wiek dzień przy­le­cę po cie­bie?

MĄŻ

O każ­dej chwi­li two­im je­stem.

DZIE­WI­CA

Pa­mię­taj.

MĄŻ

Zo­stań się – nie roz­pra­szaj się jako sen. – Je­śliś pięk­no­ś­cíą nad pięk­no­ścia­mi, po­my­słem nad wszyst­ki­mi my­śli, cze­góż nie trwasz dłu­żej od jed­ne­go ży­cze­nia, od jed­nej my­śli?

Okno otwie­ra się w przy­le­głym domu.

GŁOS KO­BIE­CY

Mój dro­gi, chłód nocy spad­nie ci na pier­si; wra­caj, mój naj­lep­szy, bo mi tę­sk­no sa­mej w tym czar­nym, du­żym po­ko­ju.

MĄŻ

Do­brze – za­raz.

Znikł duch, ale obie­cał, że po­wró­ci, a wte­dy że­gnaj mi, ogród­ku i dom­ku, i ty, stwo­rzo­na dla ogród­ka i dom­ku, ale nie dla mnie.

GŁOS

Zmi­łuj się – co­raz chłod­niej nad ran­kiem.

MĄŻ

A dzie­cię moje – o Boże!

Wy­cho­dzi.

*

Sa­lon – dwie świe­ce na for­te­pia­nie – ko­leb­ka z uśpio­nym dziec­kiem w ką­cie – Mąż roz­cią­gnię­ty na krze­śle z twa­rzą ukry­tą w dło­niach – Żona przy for­te­pia­nie.

ŻONA

By­łam u Ojca Be­nia­mi­na, obie­cał mi się na po­ju­trze.

MĄŻ

Dzię­ku­ję ci.

ŻONA

Po­sła­łam do cu­kier­ni­ka, żeby kil­ka tort przy­spo­so­bił, boś po­dob­no dużo go­ści spro­sił na chrzci­ny – wiesz – ta­kie czo­ko­la­do­we, z cy­frą Je­rze­go Sta­ni­sła­wa.

MĄŻ

Dzię­ku­ję ci.

ŻONA

Bogu dzię­ki, że już raz się od­bę­dzie ten ob­rzą­dek – że Or­cio nasz zu­peł­nie chrze­ści­ja­ni­nem się sta­nie – bo choć już chrzczo­ny z wody, zda­wa­ło mi się za­wsze, że mu nie do­sta­je cze­goś.

Idzie do ko­leb­ki.

Śpij, moje dzie­cię – czy już się to­bie coś śni, że zrzu­ci­łeś koł­der­kę – ot, tak – te­raz leż tak. – Or­cio mi dzi­siaj nie­spo­koj­ny – mój ma­leń­ki – mój ślicz­ny, śpij.

MĄŻ

na stro­nie

Par­no – dusz­no – bu­rza się go­tu­je – ry­chłoż tam ozwie się pio­run, a tu pęk­nie ser­ce moje?

ŻONA

Wra­ca, sia­da do for­te­pia­nú, gra i prze­ry­wa, zno­wu grać za­czy­na i prze­sta­je zno­wu.

Dzi­siaj, wczo­raj – ach! mój ty Boże, i przez cały ty­dzień, i już od trzech ty­go­dni, od mie­sią­ca sło­wa nie rze­kłeś do mnie – i wszy­scy, któ­rych wi­dzę, mó­wią mi, że źle wy­glą­dam.

MĄŻ

na stro­nie

Na­de­szła go­dzi­na – nic jej nie od­wle­cze.

gło­śno

Zda­je mi się, owszem, że do­brze wy­glą­dasz.

ŻONA

To­bie wszyst­ko jed­no, bo już nie pa­trzysz na mnie, od­wra­casz się, kie­dy wcho­dzę, i za­kry­wasz oczy, kie­dy sie­dzę bli­sko. – Wczo­raj by­łam u spo­wie­dzi i przy­po­mi­na­łam so­bie wszyst­kie grze­chy – a nie mo­głam nic zna­leźć ta­kie­go, co by cię ob­ra­zić mo­gło.

MĄŻ

Nie ob­ra­zi­łaś mnie.

ŻONA

Mój Boże – mój Boże!

MĄŻ

Czu­ję, że po­wi­nie­nem cię ko­chać.

ŻONA

Do­bi­łeś mnie tym jed­nym: "po­wi­nie­nem" – ach! Le­piej wstań i po­wiedz: "nie ko­cham" – przy­najm­niej już będę wie­dzia­ła wszyst­ko – wszyst­ko.

Zry­wa się i bie­rze dziec­ko z ko­leb­ki.

Jego nie opusz­czaj, a ja się na gniew twój po­świę­cę – dziec­ko moje ko­chaj – dziec­ko moje, Hen­ry­ku.

Przy­klę­ka.

MĄŻ

pod­no­sząc

Nic zwa­żaj na to, com po­wie­dział – na­pa­da­ją mnie czę­sto złe chwi­le – nudy

ŻONA

O jed­no sło­wo cię pro­szę – o jed­ną obiet­ni­cę tyl­ko – po­wiedz, że go za­wsze ko­chać bę­dziesz.

MĄŻ

I cie­bie, i jego – wie­rzaj mi.

Ca­łu­je ją w czo­ło – a ona go obej­mu­je ra­mio­na­mi – wtem grzmot – sły­chać – za­raz po­tem mu­zy­kę – akord po akor­dzie, i co­raz dzik­sze.

ŻONA

Co to zna­czy?

Dzie­cię ci­śnie do pier­si. Mu­zy­ka się ury­wa.

Wcho­dzi DZIE­WI­CA

O mój luby, przy­no­szę ci bło­go­sła­wień­stwo i roz­kosz – chodź za mną. O mój luby, od­rzuć ziem­skie łań­cu­chy, któ­re cię pę­ta­ją. – Ja ze świa­ta świe­że­go, bez koń­ca, bez nocy.- Jam two­ja.

ŻONA

Naj­święt­sza Pan­no, ra­tuj mnie! – to wid­mo bla­de jak umar­ły – oczy zga­słe i głos jak skrzy­pie­nie woza, na któ­rym trup leży.

MĄŻ

Twe czo­ło ja­sne, twój włos kwie­ciem prze­ty­ka­ny, o luba.

ŻONA

Ca­łun w szma­tach opa­da jej z ra­mion.

MĄŻ

Świa­tło leje się na­oko­ło cie­bie – głos twój raz jesz­cze – nie­chaj za­gi­nę po­tem.

DZIE­WI­CA

Ta, któ­ra cię wstrzy­mu­je, jest złu­dze­niem. – Jej ży­cie zni­ko­me – jej mi­łość jako liść, co gi­nie wśród ty­sią­ca ze­schłych – ale ja nie prze­mi­nę.

ŻONA

Hen­ry­ku, Hen­ry­ku, za­słoń mnie, nie daj mnie – czu­ję siar­kę i za­duch gro­bo­wy.

MĄŻ

Ko­bie­to z gli­ny i z bło­ta, nie za­zdrość, nie po­twa­rzaj – nie bluźń – patrz – to myśl pierw­sza Boga o to­bie, ale tyś po­szła za radą węża i sta­łaś się, czym je­steś.

ŻONA

Nie pusz­czę cię.

MĄŻ

O luba! rzu­cam dom i idę za tobą.

Wy­cho­dzi.

ŻONA

Hen­ry­ku – Hen­ry­ku!

Mdle­je i pada z dziec­kiem – dru­gi grzmot.

*

Chrzest – Go­ście – Oj­ciec Be­nia­min – Oj­ciec Chrzest­ny – Mat­ka Chrzest­na – mam­ka z dziec­kiem – na so­fie na boku sie­dzi Żona – w głę­bi słu­żą­cy

PIERW­SZY GOŚĆ

po ci­chu

Dziw­na rzecz, gdzie Hra­bia się po­dział.

DRU­GI GOŚĆ

Za­ba­ła­mu­cił się gdzieś lub pi­sze.

PIERW­SZY GOŚĆ

A Pani bla­da, nie­wy­spa­na, sło­wa do ni­ko­go nie prze­mó­wi­ła.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: