Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niebezpieczne idee we współczesnej nauce - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
15 stycznia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Niebezpieczne idee we współczesnej nauce - ebook

Jeśli chodzi o naukowców, John Brockman dysponuje najbardziej pożądaną książką adresową w Ameryce. Odpowiedzi na jego doroczne pytanie „Edge” składają się na tom, którego spis treści sam w sobie wart jest przeczytania. Oto grupa autorów, którzy mają coś do powiedzenia i mogą się poszczycić wybitnymi dokonaniami, nadającymi ich wypowiedziom dodatkową wartość. Wszystkim zostaje zadane to samo, pozornie proste pytanie, w tym wypadku: „Jaka jest twoja niebezpieczna idea?” Jakich odpowiedzi udzielą myśliciele z kręgu „Edge”? Jakie zaskakujące znaczenia odkryją w tym pytaniu? Idee niebezpieczne dla kogo? Lub dla czego?

Każda epoka ma swoje niebezpieczne idee. Przez tysiąclecia religie monoteistyczne starały się tłumić niezliczone herezje, a także niewygodne dla siebie teorie naukowe, takie jak geocentryzm, archeologia biblijna czy teoria ewolucji. Możemy być wdzięczni losowi za to, że na przestrzeni wieków zmieniły się metody karania odstępców – miejsce tortur i okaleczania zajęły potępiające recenzje i odbieranie grantów naukowych.

Richard Dawkins (Z Posłowia)

Eseje zamieszczone w tym tomie są źródłem zdumiewającej różnorodności inspirujących idei. Niektóre z nich mają charakter czysto spekulatywny, inne dotyczą niedostrzeganych zagrożeń, a wiele z nich to współczesne wersje oryginalnej niebezpiecznej idei Kopernika – poglądu, że nie stanowimy centrum wszechświata (ani dosłownie, ani metaforycznie). Niezależnie od tego, czy się z nimi zgodzisz, czy nie, czy będziesz zszokowany, czy też pozostaniesz obojętny, z pewnością skłonią Cię one do zastanowienia, co czyni niektóre poglądy niebezpiecznymi i jak powinniśmy postępować z takimi ideami. 

Steven Pinker (Z Przedmowy)

Kategoria: Filozofia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62122-77-6
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Współczesny świat jest coraz bardziej skomplikowany, coraz trudniej w nim o proste odpowiedzi na proste pytania. John Brockman stara się jednak zadawać pytania nurtujące współczesnego człowieka, a wybitne umysły, nazwane przez niego trzecią kulturą, udzielają na nie odpowiedzi. Trzecią kulturę tworzą ci naukowcy i myśliciele ze świata empirii, którzy poprzez swoje dociekania i publikacje naukowe zajmują miejsce tradycyjnej elity intelektualnej, ujawniając głębokie znaczenie ludzkiego życia i określając na nowo, kim i czym jesteśmy.

Zapraszamy na intelektualną przygodę w dobrym towarzystwie!Przedmowa – pytanie „Edge”

W 1991 roku zaproponowałem pojęcie trzeciej kultury, którą mieli „tworzyć ci naukowcy i myśliciele reprezentujący świat empirii, którzy poprzez swoje dociekania i publikacje naukowe zajmują miejsce tradycyjnej elity intelektualnej, ujawniając głębokie znaczenie ludzkiego życia i określając na nowo, kim i czym jesteśmy”. W roku 1997 dzięki rozwojowi Internetu zapewniliśmy trzeciej kulturze wirtualny dom – magazyn internetowy „Edge” (ang. krawędź, kraniec; www.edge.org).

„Edge” jest celebracją idei trzeciej kultury – pokazem nowej społeczności intelektualistów w działaniu. Uczeni prezentują swoje dociekania i idee oraz komentują rozważania i poglądy innych myślicieli trzeciej kultury. Czynią to ze świadomością, że ich poglądy mogą zostać podważone przez innych. W ten sposób rodzi się wnikliwa dyskusja dotycząca najważniejszych problemów ery cyfrowej. Toczy się ona w napiętej atmosferze, w której błyskotliwość argumentacji bierze górę nad anestezjologią mądrości.

Idee omawiane w magazynie internetowym „Edge” mają charakter spekulatywny – docierają do granic takich nauk, jak biologia ewolucyjna, genetyka, informatyka, neurofizjologia, psychologia i fizyka. Oto niektóre spośród fundamentalnych pytań zadawanych przez myślicieli trzeciej kultury: Jak powstał wszechświat? Skąd się wzięło życie? Jak powstał umysł? Z trzeciej kultury wyłania się nowa filozofia naturalna, nowe sposoby rozumienia systemów fizycznych oraz nowe sposoby myślenia, które kwestionują wiele spośród tradycyjnych poglądów dotyczących tego, kim jesteśmy i co to znaczy być człowiekiem.

Jednym ze stałych elementów działalności „Edge” jest coroczne Światowe Centrum Pytań (The World Question Center), którego idea narodziła się w roku 1971 jako konceptualny projekt artystyczny autorstwa mojego przyjaciela i współpracownika – nieżyjącego już artysty, Jamesa Lee Byarsa. James zamierzał zamknąć stu najznakomitszych myślicieli świata w jednym pokoju i „poprosić ich, aby zadawali sobie nawzajem pytania, które ich nurtują”. W ten sposób pragnął otrzymać syntezę ludzkiej myśli. Jednak droga od pomysłu do jego realizacji okazała się najeżona trudnościami. Byars sporządził listę stu najznamienitszych umysłów, a później zadzwonił do każdej z tych osób i zapytał ją, jakie pytanie nie daje jej spokoju. Wynik? Siedemdziesiąt osób odłożyło słuchawkę.

Jednak rozwój Internetu i poczty elektronicznej sprawił, że w roku 1997 urzeczywistnienie wielkiego projektu Byarsa wydawało się możliwe – właśnie wtedy powstał magazyn internetowy „Edge”. Przygotowując każde z rocznicowych wydań „Edge”, ja sam sięgałem po formę pytającą i prosiłem myślicieli skupionych wokół tej witryny o próbę udzielenia odpowiedzi na pytanie, które spędza sen z powiek mnie samemu bądź któremuś z moich korespondentów. Pomysłodawcą pytania zadanego w roku 2006 był Steven Pinker:

Historia nauki obfituje w odkrycia, które w swoich czasach były spostrzegane jako niebezpieczne ze względów społecznych, moralnych lub emocjonalnych. Wśród najbardziej oczywistych przykładów wymienić można przewrót kopernikański i rewolucję Darwina. Która ze współczesnych idei naukowych wydaje Ci się niebezpieczna? Chodzi tu o ideę – niekoniecznie Twojego autorstwa – która jest zagrażająca nie dlatego, że przypuszczalnie jest fałszywa, ale dlatego, iż może się okazać prawdziwa.

Pytanie sformułowane w magazynie „Edge” w roku 2005 – „W co wierzysz, chociaż nie potrafisz tego dowieść?” – okazało się prawdziwą rewelacją (radio BBC4 określiło je jako „niewiarygodnie inspirujące” i nazwało „kokainą myślącego świata”). Mamy nadzieję, że opublikowane w tym tomie odpowiedzi na pytanie sformułowane w roku 2006 okażą się równie niebezpieczne.

John Brockman

wydawca i redaktor naczelny

magazynu internetowego „Edge”Wprowadzenie

Czy kobiety różnią się od mężczyzn pod względem profilu zdolności i emocji? Czy wydarzenia opisane w Biblii są fikcyjne – nie tylko opowieści o cudach, ale także fragmenty dotyczące królów i cesarstw? Czy stan środowiska naturalnego poprawił się w ciągu ostatniego półwiecza? Czy większość ofiar przemocy seksualnej nie doświadcza długotrwałych skutków takich przeżyć? Czy Indianie północnoamerykańscy dopuszczali się ludobójstwa i rabunkowej eksploatacji krajobrazu? Czy mężczyźni mają wrodzoną skłonność do gwałtu? Czy przyczyną spadku przestępczości w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia był fakt, że dwadzieścia lat wcześniej ubogie kobiety masowo dokonywały aborcji, nie dopuszczając do przyjścia na świat dzieci, które wyrosłyby na ludzi skłonnych do używania przemocy? Czy zamachowcy-samobójcy to osoby dobrze wykształcone, zdrowe psychicznie i kierujące się zasadami moralnymi? Czy Aszkenazyjczycy – biali Żydzi pochodzący z Europy Północnej i Środkowo-Wschodniej – są średnio bardziej inteligentni niż członkowie innych grup etnicznych, ponieważ biologiczne mechanizmy selekcji faworyzowały u ich przodków spryt niezbędny do wykonywania zawodów związanych z pożyczaniem pieniędzy? Czy zalegalizowanie prostytucji przyczyniłoby się do spadku liczby gwałtów? Czy czarni mężczyźni odznaczają się średnio wyższym poziomem testosteronu niż biali? Czy moralność jest tylko wytworem ewolucji naszych mózgów? Czy naszym społeczeństwom żyłoby się lepiej, gdyby zalegalizowano heroinę i kokainę? Czy homoseksualizm jest objawem pewnej choroby zakaźnej? Gdybyśmy przyznali rodzicom prawo do dokonywania eutanazji noworodków, które przyszły na świat z wadami wrodzonymi, skazującymi je na całkowitą niepełnosprawność i życie pełne cierpienia – czy byłoby to zgodne z naszymi zasadami moralnymi? Czy rodzice mają wpływ na charakter i poziom inteligencji swoich dzieci? Czy różne religie zabiły więcej ludzi niż nazizm? Czy terroryzm zbierałby mniej tragiczne żniwo, gdyby w pewnych okolicznościach policja miała prawo do torturowania podejrzanych? Czy Afryka miałaby większe szanse na wydobycie się z nędzy, gdyby rządy państw afrykańskich zezwoliły na przeniesienie do tych krajów najbardziej zanieczyszczających środowisko gałęzi przemysłu lub zdecydowały się składować odpady nuklearne z Europy? Czy przyczyną stopniowego spadku średniego poziomu inteligencji w społeczeństwach zachodnich jest fakt, że ludzie mniej inteligentni mają więcej dzieci niż osoby bardziej rozgarnięte? Czy los niechcianych dzieci mógłby się poprawić, gdyby istniał rynek adopcyjny, na którym niemowlęta trafiałyby do rodzin oferujących najwyższą cenę? Czy udałoby się uratować wiele istnień ludzkich, gdyby powstał wolny rynek organów przeznaczonych na przeszczepy? Czy ludzie powinni mieć prawo do tego, aby się klonować, bądź też poprawiać genetycznie uwarunkowane cechy swoich dzieci?

Może czytając te pytania, poczułeś gwałtowny wzrost ciśnienia krwi. Może przeraża Cię fakt, że ludzie mogą myśleć o takich sprawach. Może pomyślałeś o mnie źle tylko dlatego, że ośmieliłem się poruszyć te kwestie. To niebezpieczne idee – idee potępiane nie dlatego, że z pewnością są fałszywe, ani nie dlatego, iż nawołują do szkodliwych działań, lecz dlatego, że wydają się podważać dominujący porządek moralny.

Mówiąc o „niebezpiecznych ideach”, nie mam na myśli szkodliwych technologii, takich jak te, które doprowadziły do powstania broni masowego rażenia, ani też groźnych ideologii, na przykład tych wyznawanych przez rasistów, faszystów i inne fanatyczne grupy. Mam na myśli proste stwierdzenia faktów oraz poglądy zawierające istotne implikacje polityczne, które znajdują potwierdzenie w wynikach badań naukowych i w argumentacji poważnych uczonych i myślicieli, lecz wydają się podważać zbiorową przyzwoitość swojej epoki. Doskonałym przykładem są idee wymienione w pierwszym akapicie, a także panika moralna wywołana przez każdą z nich w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. Uczeni, którzy formułowali podobne idee, byli szkalowani, cenzurowani, wyrzucani z pracy i zastraszani. Niektórzy z nich padali nawet ofiarą napaści fizycznych.

Każda epoka ma swoje niebezpieczne idee. Przez tysiąclecia religie monoteistyczne starały się tłumić niezliczone herezje, a także niewygodne dla siebie teorie naukowe, takie jak geocentryzm, archeologia biblijna czy teoria ewolucji. Możemy być wdzięczni losowi za to, że w ciągu wieków zmieniły się metody karania odstępców – miejsce tortur i okaleczania zajęły potępiające recenzje i odbieranie grantów naukowych. Jednak praktyki zastraszania intelektualnego – czy to przy użyciu miecza, czy pióra – nieuchronnie kształtują idee, które są traktowane poważnie w danej epoce, a wsteczne lusterko historii udziela nam ostrzeżenia. W dziejach ludzkości wielokrotnie zdarzało się, że prostym stwierdzeniom faktów przypisywano implikacje etyczne, które dzisiaj wydają się absurdalne. Doskonale znanym historycznym przykładem takiej sytuacji było przeświadczenie, że struktura Układu Słonecznego pociąga za sobą istotne następstwa moralne. Wśród przykładów współczesnych warto wymienić narzucanie studentom biologii teorii „inteligentnego projektu”. Takie absurdy powinny skłonić nas do zastanowienia, czy współczesny główny nurt intelektualny karmi się podobnymi złudzeniami moralnymi jak jego historyczni poprzednicy. Czy jesteśmy skłonni oburzać się na współczesnych „niewiernych” i „heretyków”, chociaż pewnego dnia historia może dowieść, że to oni mieli rację?

Podsunąłem Johnowi Brockmanowi pomysł, aby tegoroczne pytanie magazynu „Edge” dotyczyło niebezpiecznych idei, ponieważ jestem przekonany, że w najbliższej przyszłości przyjdzie nam się zmierzyć z rosnącą liczbą takich poglądów, a my nie jesteśmy przygotowani do tego, żeby stawić im czoło. Uprawiana we właściwy sposób nauka (wraz z innymi dziedzinami, których celem jest poszukiwanie prawdy, takimi jak historia czy dziennikarstwo) opisuje świat taki, jaki jest, nie zważając na to, czyje uczucia może zranić. Nauka od wieków stanowiła źródło herezji, a dzisiaj gwałtowny postęp takich dyscyplin, jak genetyka, ewolucjonizm czy nauki o środowisku, zmusza nas do rozważania kolejnych niepokojących możliwości. Ponadto postępująca globalizacja i rozwój Internetu ułatwiają współczesnym heretykom nawiązywanie kontaktu z innymi odstępcami i pozwalają im przekraczać granice tradycyjnych mediów i czasopism naukowych. Przypuszczam, że pokoleniowa zmiana sposobu myślenia i wrażliwości dodatkowo przyspieszy ten proces. Termin „poprawność polityczna” odnosi się do pochodzącej z lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia koncepcji prawości moralnej, którą my – przedstawiciele pokolenia powojennego wyżu demograficznego – wnieśliśmy do nauki, mediów i instytucji rządowych. Mam wrażenie, że dzisiejszych studentów – czarnych i białych, chłopców i dziewczęta – zdumiewa popularna wśród ich rodziców idea, że niektóre poglądy naukowe są niemoralne, a pewne zagadnienia zbyt drażliwe, aby się nimi zajmować.

Co czyni daną ideę „niebezpieczną”? Jednym z takich czynników jest hipotetyczny łańcuch zdarzeń, w którym akceptacja owej idei może pociągnąć za sobą skutek, który dopiero niedawno uznano za szkodliwy. W społecznościach religijnych panuje obawa, że gdyby ludzie przestali wierzyć w prawdziwość historii opisanych w Biblii (w ich dosłownym brzmieniu), to straciliby również wiarę w biblijne nakazy moralne – że jeśli dzisiaj odrzucą opowieść o tym, jak Bóg stworzył świat w ciągu sześciu dni, to jutro odrzucą także przykazanie „Nie zabijaj”. Zgodnie z ową zasadą rozszerzających się kręgów wiele osób obawia się, że gdyby ludzie kiedykolwiek uznali, iż rasy, płci i jednostki różnią się między sobą, to poczuliby się usprawiedliwieni, dyskryminując i prześladując swoich bliźnich. Inne niebezpieczne idee wzbudzają obawy, że ludzie będą zaniedbywali i krzywdzili swoje dzieci, staną się obojętni na kwestie ochrony środowiska, przestaną cenić ludzkie życie, zaakceptują przemoc i przedwcześnie skapitulują przed problemami społecznymi, które udałoby się rozwiązać przy wystarczającym poziomie zaangażowania i optymizmu.

Nie trzeba dodawać, że wszystkie te skutki byłyby w najwyższym stopniu niepożądane. Rzecz w tym, że owe rzekomo niebezpieczne idee de facto nie implikują żadnego z nich. Na przykład, nawet jeśli okaże się, że grupy ludzi różnią się pod względem średniego poziomu pewnych cech, to jednak ich charakterystyki pokrywają się w tak wielkim stopniu, iż dyskryminowanie kogokolwiek na tej podstawie byłoby irracjonalne i niesprawiedliwe. Podobnie, nawet jeśli okaże się, że rodzice nie mają wpływu na osobowość swojego potomstwa, to jednak zwykła ludzka przyzwoitość będzie nas powstrzymywać przed krzywdzeniem i zaniedbywaniem dzieci. A jeśli popularne dzisiaj metody poprawiania stanu środowiska naturalnego okażą się nieskuteczne, to tym pilniejsza stanie się potrzeba znalezienia sposobów, które przyniosą pożądany efekt.

Kolejnym czynnikiem przyczyniającym się do spostrzegania pewnych idei jako niebezpiecznych są klapki, jakie my, ludzie, często dobrowolnie nakładamy na oczy, kiedy dzielimy się na frakcje czy grupy. Ludzie mają paskudny zwyczaj tworzenia koalicji, a także głoszenia pewnych poglądów jako symboli swojej lojalności wobec koalicji, do której należą, oraz przypisywania członkom konkurencyjnych grup niższości intelektualnej i moralnej. Dyskusje pomiędzy członkami rywalizujących koalicji mogą dodatkowo pogarszać sytuację, ponieważ kiedy druga strona nie ulega naszej miażdżącej argumentacji, w naszych oczach dowodzi to wyłącznie tego, że nasi przeciwnicy pozostają głusi na głos rozsądku. W tym kontekście wydaje się niepokojące, że dwie instytucje, które powinny z największą determinacją dociekać prawdy – nauka i rząd – często bywają zaślepione ideologiami o zabarwieniu moralnym. Jedna z tych ideologii głosi, że w chwili przyjścia na świat każdy człowiek jest niezapisaną tablicą – tabula rasa – a problemy społeczne można rozwiązywać wyłącznie poprzez programy rządowe przeciwdziałające perfidii mężczyzn pochodzenia europejskiego. Jej przeciwieństwo stanowi ideologia, zgodnie z którą moralność jest nierozerwalnie związana z patriotyzmem i z wiarą chrześcijańską, a jedyną skuteczną metodą rozwiązywania problemów społecznych są programy rządowe, które surowo karzą złoczyńców. Idee nowatorskie, wysublimowane, synkretyczne – niekiedy również idee niebezpieczne – często mają ogromne trudności z przebiciem się przez owe zbiorowe przekonania.

Pogląd, że szczere opinie bywają niebezpieczne, może też wynikać z pewnej właściwości natury ludzkiej. Philip Tetlock i Alan Fiske twierdzą, że niektóre relacje międzyludzkie opierają się na niewzruszonych przekonaniach. Kochamy swoje dzieci i rodziców, jesteśmy wierni współmałżonkom, wspieramy przyjaciół, staramy się wnosić pozytywny wkład w życie swoich społeczności i jesteśmy lojalni wobec koalicji, do których należymy, nie dlatego, że nieustannie weryfikujemy i oceniamy wartość owych związków, lecz dlatego, że instynktownie czujemy, jak bardzo są ważne. Osobę, która bez przerwy zastanawia się, czy logika i fakty uzasadniają jej zaangażowanie w którąś z tych relacji, zwykle spostrzega się jako kogoś, kto „nie wie, o co w tym wszystkim chodzi”. Ludzie przyzwoici nie rozważają plusów i minusów sprzedania własnego dziecka, nielojalności wobec przyjaciela lub współmałżonka, czy też zdrady ojczyzny. Ludzie przyzwoici bez zastanowienia odrzucają takie możliwości – „nie wchodzą w to”. Zatem zakaz kwestionowania uświęconych wartości ma sens w kontekście relacji międzyludzkich. Jest jednak dużo mniej sensowny w kontekście wyjaśniania, jak działa świat, czy też sprawowania rządów w państwie.

Czy powinniśmy uznawać niektóre idee za niebezpieczne? Pomińmy zwyczajne kłamstwa, zwodniczą propagandę, wichrzycielskie teorie spiskowe tworzone przez złowrogich szaleńców i technologiczne recepty na bezsensowną zagładę. Weźmy pod uwagę wyłącznie idee dotyczące prawdziwości twierdzeń empirycznych, bądź też skuteczności zasad i strategii, które – gdyby okazały się trafne – zmusiłyby nas do istotnego zrewidowania naszych przekonań moralnych. Rozważmy także idee, które – jeśli są fałszywe – mogłyby pociągać za sobą poważne szkody, gdyby ludzie wierzyli w ich prawdziwość. W obu wypadkach nie wiemy a priori, czy owe idee są prawdziwe, czy też nie. Możemy się tego dowiedzieć wyłącznie poprzez wnikliwą analizę i otwartą dyskusję. Wreszcie, załóżmy, że nie mówimy o paleniu ludzi na stosach ani o obcinaniu im języków, lecz o utrudnianiu im pracy badawczej i o dbałości o to, aby ich poglądy nie zyskały rozgłosu.

Istnieje mocny argument przemawiający za analizowaniem wszystkich idei dotyczących problemów współczesnego świata, niezależnie od tego, dokąd mogą nas zaprowadzić. Sam akt podjęcia racjonalnej dyskusji zakłada gotowość do oceniania idei wyłącznie na podstawie ich wartości intelektualnej. W przeciwnym razie, jak ktokolwiek mógłby się opowiadać za tłumieniem niebezpiecznych idei w obliczu poglądu (wyrażonego przez Dana Gilberta w niniejszym tomie), że idea tłumienia idei sama w sobie jest moralnie niebezpieczna? Czy w takim razie tych, którzy twierdzą, że autorzy niebezpiecznych idei powinni trzymać język za zębami, należałoby zmuszać do tego, aby zachowali tę ideę dla siebie, ponieważ ich przeciwnicy uważają ją za niebezpieczną? Jeżeli nie, to dlaczego opinia tych pierwszych, dotycząca tego, które idee są niebezpieczne, a które nie, miałaby być uprzywilejowana w stosunku do innych poglądów? W poglądzie, że pewne idee należy odrzucać a priori, kryje się wewnętrzna sprzeczność. Co więcej, ów pogląd jest przejawem skrajnej arogancji, ponieważ zakłada, że człowiek może być w takim stopniu pewny słuszności i prawdziwości swoich przekonań, iż będzie się czuł uprawniony do autorytarnego odrzucania opinii innych ludzi, nie pozwalając nawet na ich rzetelną weryfikację.

Ponadto trudno sobie wyobrazić jakikolwiek aspekt życia publicznego, w którym ignorancja i złudzenia byłyby lepsze niż znajomość prawdy – nawet nieprzyjemnej. Tylko dzieci i szaleńcy oddają się myśleniu magicznemu – żywią błędne przekonanie, iż dobre rzeczy mogą się wydarzyć dzięki temu, że w nie wierzymy, a złe znikną, jeśli będziemy je ignorowali lub gdy zapragniemy, aby ich nie było. Racjonalni dorośli chcą znać prawdę, ponieważ wiedzą, że działanie oparte na fałszywych przesłankach nie przynosi pożądanych skutków. Co gorsza, logicy powiadają, że system idei, który zawiera w sobie sprzeczność, można wykorzystać do wyprowadzenia dowolnego twierdzenia – nawet najbardziej absurdalnego. Ponieważ idee są powiązane z innymi ideami – czasami w okrężny, nieprzewidywalny sposób – przeświadczenie o czymś, co może nie być prawdą, a nawet samo utrzymywanie murów ignorancji wokół jakiegoś tematu może wypaczyć całe życie intelektualne, powodując rozprzestrzenianie się owego błędu. Czy w życiu codziennym życzylibyśmy sobie, aby jacyś paternalistyczni „protektorzy” okłamywali nas albo utrzymywali w nieświadomości w sprawie naszego zdrowia bądź finansów, a nawet w kwestii pogody? A w życiu publicznym? Wyobraźmy sobie kogoś, kto próbowałby nas przekonać, że nie powinniśmy badać takich zjawisk, jak globalne ocieplenie czy niedobory energii, ponieważ gdyby problemy te okazały się poważne, pociągnęłoby to za sobą niezwykle dotkliwe skutki gospodarcze. Współcześni przywódcy, którzy po cichu zajmują takie stanowisko, są potępiani przez ludzi odpowiedzialnych intelektualnie – bardzo słusznie. Dlaczego więc inne nieprzyjemne idee miałyby być traktowane odmiennie?

Można wskazać jeszcze jeden argument przeciwko uznawaniu pewnych idei za niebezpieczne. Wiele spośród naszych zasad moralnych i politycznych ma przeciwdziałać najgorszym cechom natury ludzkiej. Na przykład powstanie instytucji i mechanizmów kontrolnych demokracji wiązało się ze świadomością, że przywódcy zawsze będą narażeni na pokusę zagarnięcia całej władzy dla siebie. Podobnie nasza wrażliwość na wszelkie przejawy rasizmu wywodzi się ze świadomości, że pozostawione same sobie, grupy ludzkie są skłonne dyskryminować i ciemiężyć inne grupy, często w paskudny sposób. Historia uczy nas również, że dążenie do narzucania dogmatów i tłumienia herezji to nawracająca ludzka słabość – przywara, która doprowadziła do potężnych fal okrutnych prześladowań i przemocy. Świadomość, że każdy z nas ma w sobie coś z Torquemady^(), powinna powstrzymywać nas przed próbami wymuszania konsensu, czy też demonizowania tych, którzy go podważają.

„Światło słoneczne jest najlepszym środkiem dezynfekującym” – zauważył sędzia Louis Brandeis w słynnym orzeczeniu, w którym opowiedział się za wolnością myśli i słowa. Jeśli jakaś idea jest fałszywa, to możemy się o tym przekonać wyłącznie dzięki poddaniu jej otwartej analizie. Ponadto w ten sposób łatwiej nam będzie przekonać innych o niesłuszności tego poglądu, niż gdybyśmy pozwolili mu rosnąć w siłę w zamknięciu, ponieważ sam fakt unikania jakiegoś tematu sugeruje, że coś jest na rzeczy. A jeśli dana idea jest prawdziwa, to lepiej, abyśmy dostosowali do niej nasze przekonania moralne, gdyż uporczywa wiara w złudzenia nie przyniesie nam nic dobrego. Może się to okazać dużo łatwiejsze, niż przypuszczają ludzie ogarnięci ideofobią. Ład moralny wcale nie upadł, kiedy okazało się, że Ziemia nie stanowi centrum Układu Słonecznego, i z pewnością przetrwa także kolejne rewolucje w naszym rozumieniu mechanizmów działania świata.

Zgodnie z najlepszą tradycją talmudyczną, która nakazuje przyjęcie perspektywy przeciwnika po przedstawieniu jak najmocniejszych argumentów za własnym stanowiskiem, zaprezentuję teraz racje przemawiające za tłumieniem pewnych kierunków dociekań intelektualnych. Dwoje autorów, których teksty opublikowano w niniejszym tomie (Gopnik i Hillis), wyraża opinię przeciwstawną wobec poglądu Gilberta – twierdzą mianowicie, że ideą szczególnie niebezpieczną jest... upublicznianie niebezpiecznych idei. Po jakie argumenty można sięgnąć, aby uzasadnić to stanowisko?

Przede wszystkim, można przypomnieć ludziom, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za możliwe do przewidzenia konsekwencje własnych działań – między innymi za następstwa naszych publicznych deklaracji. Wolność myśli i prawo do dociekania prawdy to wartości istotne – przyznałby zwolennik tego stanowiska – ale nie absolutne, ani też nadrzędne w stosunku do wszystkich innych wartości. Wiemy, że świat jest pełny ludzi podłych i bezwzględnych, którzy wykorzystają każdy pretekst, żeby usprawiedliwić swoją bigoterię lub destrukcyjne działania. Można się spodziewać, że tacy ludzie będą skwapliwie nadawali rozgłos tematom, które wydają się zgodne z ich przekonaniami, aby dowieść słuszności swoich racji.

Chodzi nie tylko o to, że imprimatur poważnej dyskusji naukowej może uprawomocniać nawet najbardziej toksyczne idee, ale także o to, iż sam akt upublicznienia jakiegoś poglądu zmienia siłę jego oddziaływania. Ludzie mogą na przykład żywić prywatne przekonania dotyczące różnic między płciami lub grupami etnicznymi, lecz zachowywać je dla siebie w obawie przed dezaprobatą społeczną. Publiczne wyrażenie poglądu zbieżnego z ich prywatną opinią może ich ośmielić do podejmowania działań zgodnych ze skrywanymi dotąd uprzedzeniami – nie tylko dlatego, że owa idea została publicznie „ratyfikowana”, ale też dlatego, iż z pewnością będą przypuszczać, że pod wpływem upublicznionych informacji inni ludzie zaczną się zachowywać podobnie. Na przykład osoby, które wcale nie mają niepochlebnego zdania na temat pewnej grupy etnicznej, mogłyby zacząć dyskryminować członków tej grupy pod wpływem przeświadczenia, że ich klienci lub współpracownicy oceniają ją negatywnie, a przeciwstawianie się ich opinii mogłoby się okazać zbyt kosztowne. Wreszcie, nie można zapominać o niekorzystnym wpływie takich dyskusji na poziom pewności siebie u samych członków stygmatyzowanych grup.

Oczywiście naukowcy mogą przestrzegać przed takimi nadużyciami, lecz subtelne wątpliwości i zastrzeżenia, z jakich żyją ludzie nauki, często nie nadążają za prostszymi poglądami, które rozprzestrzeniają się dużo szybciej. Poza tym przestrogi naukowców mogą nie trafiać do przeciętnych zjadaczy chleba. Nie powinniśmy liczyć na to, że zwykli ludzie podejmą wysiłek wyrafinowanego rozumowania – niektórzy nazwaliby to dzieleniem włosa na czworo – niezbędnego do tego, aby przyjąć niebezpieczną ideę, lecz odrzucić jej niepożądane implikacje. W życiu intelektualnym, podobnie jak w medycynie, winniśmy się kierować nadrzędną zasadą: „Po pierwsze, nie szkodzić”.

Szczególną ostrożność należy zachować w sytuacji, gdy niebezpieczna idea zagraża komuś innemu niż osoba, która ją propaguje. Naukowcy, myśliciele i pisarze należą do uprzywilejowanej elity. Upowszechniając idee, które uzasadniają ich przywileje, obarczają ofiary społeczeństwa winą za los, jaki je spotyka, bądź umniejszają ich cierpienie, lub też zapewniają swym propagatorom sławę błyskotliwych obrazoburców, ludzie ci mogą działać we własnym interesie. Jeżeli nawet nie zgadzamy się z cynicznym twierdzeniem Marksa, że wszystkie idee służą interesom klasy panującej, to jednak zwyczajny sceptycyzm bezkompromisowego intelektualisty (podejście sprzyjające anonimowym recenzjom, otwartej dyskusji i odważnemu ujawnianiu potencjalnych konfliktów interesów) powinien skłaniać nas do nieufności wobec „niebezpiecznych” hipotez, które nie stanowią najmniejszego zagrożenia dla swoich autorów.

Czy jednak wymogi racjonalności nie obligują nas do tego, abyśmy niezależnie od okoliczności dążyli do ustalenia prawdy? Niekoniecznie. Ludzie racjonalni często wybierają niewiedzę. Czasami robią to, aby nie znaleźć się w sytuacji, w której byliby narażeni na groźby lub mogliby odkryć niebezpieczną tajemnicę. Innym razem unikają obciążających pytań, w których wypadku jedna odpowiedź byłaby szkodliwa, inna – nieuczciwa, a brak odpowiedzi mógłby skłonić pytającego do najgorszych przypuszczeń (to dlatego piąta poprawka do konstytucji Stanów Zjednoczonych chroni każdego obywatela przed przymusem zeznawania przeciwko samemu sobie). Naukowcy testują nowe leki przy użyciu podwójnie ślepych badań porównawczych, w których sam badacz nie wie, kto otrzymał testowany lek, a kto – placebo. Z tego samego powodu maszynopisy prac naukowych są recenzowane anonimowo. Ludzie często świadomie nie chcą się dowiedzieć, jakiej płci jest ich nienarodzone dziecko, czy noszą w sobie gen odpowiedzialny za chorobę Huntingtona albo czy mężczyzna, którego uważają za swojego ojca, jest z nimi genetycznie spokrewniony. Może podobna logika przemawia przeciwko upublicznianiu informacji szkodliwych społecznie.

Jeśli chodzi o ograniczenia w dociekaniu prawdy, wszyscy naukowcy już teraz ich doświadczają – na przykład, kiedy akceptują decyzje komisji zajmujących się ochroną praw i dobrostanu uczestników badań naukowych lub gdy przestrzegają przepisów dotyczących ochrony danych osobowych. W roku 1975 biolodzy wprowadzili moratorium na prowadzenie badań nad rekombinowanym DNA do czasu opracowania skutecznych zabezpieczeń przeciwko niebezpiecznym modyfikacjom mikroorganizmów. Przekonanie, że intelektualiści mają carte blanche w prowadzeniu swoich dociekań naukowych, jest mitem.

Chociaż sam w większym stopniu przychylam się do opinii, że wszystkie ważne idee powinny być prezentowane publicznie, niż do poglądu, że w pewnych okolicznościach należy trzymać je w ukryciu, to jednak uznaję dyskusję na ten temat za nieodzowną. Czy nam się to podoba, czy nie, nauka ma zwyczaj ujawniać kłopotliwe idee, a Internet ułatwia nadawanie im rozgłosu. Niestety niewiele wskazuje na to, że takie dyskusje będą się toczyć tam, gdzie moglibyśmy się ich spodziewać – w środowisku akademickim. Chociaż naukowcy zawdzięczają wyjątkowy przywilej stałego zatrudnienia ideałom swobodnego dociekania prawdy i rzetelnej oceny niepopularnych poglądów, nazbyt często pierwsi starają się tłumić takie idee. W ostatnim czasie jednym z najgłośniejszych przykładów takiej postawy był wybuch wściekłego oburzenia i dezinformacji, który nastąpił po tym, jak Lawrence Summers, rektor uniwersytetu Harvarda, przedstawił wyważoną analizę wielorakich przyczyn nieproporcjonalnie małej reprezentacji kobiet na wydziałach nauk ścisłych elitarnych uniwersytetów i nieśmiało napomknął, że dyskryminacja i ukryte bariery mogą nie być jedyną przyczyną tego stanu rzeczy. Brak tolerancji dla niepopularnych idei wśród przedstawicieli środowiska akademickiego ma długą historię. Takie książki, jak The New Know-Nothings (Nowi ignoranci) autorstwa Mortona Hunta czy The Shadow University (Uniwersytet cieni) Alana Korsa i Harveya Silverglate’a, dowiodły, że nie można liczyć na to, iż uniwersytety będą broniły swoich heretyków, oraz że sądy i prasa często muszą im przypominać o podstawowych zasadach tolerancji. W kręgach rządowych tolerancja budzi jeszcze większe przerażenie, ponieważ rozważane tam idee nie są wyłącznie elementem gimnastyki intelektualnej, lecz pociągają za sobą bezpośrednie, poważne następstwa. W książce The Republican War on Science (Republikańska wojna o naukę) Chris Mooney przyłącza się do Mortona Hunta, dowodząc, że skorumpowani i demagogiczni ustawodawcy coraz częściej nie dopuszczają do ujawniania wyników badań naukowych, które mogłyby zaszkodzić ich interesom.

Eseje zamieszczone w niniejszym tomie są źródłem zdumiewającej rozmaitości inspirujących idei. Niektóre z nich mają charakter czysto spekulatywny, inne dotyczą niedostrzeganych zagrożeń, a wiele z nich to współczesne wersje oryginalnej niebezpiecznej idei Kopernika – poglądu, że nie stanowimy centrum świata (ani dosłownie, ani metaforycznie). Niezależnie od tego, czy się z nimi zgodzisz, czy nie, czy będziesz wstrząśnięty, czy też pozostaniesz obojętny – mam nadzieję, że eseje te skłonią Cię do zastanowienia, co czyni niektóre poglądy niebezpiecznymi i jak powinniśmy postępować z takimi ideami.

Steven Pinker

------------------------------------------------------------------------

^() Tomas de Torquemada (1420–1498) – hiszpański duchowny, w latach 1483–1498 Generalny Inkwizytor Kastylii, Walencji i Aragonii, od 1487 najwyższy sędzia apelacyjny inkwizycji hiszpańskiej (przyp. tłum.).Nie mamy duszy
JOHN HORGAN

John Horgan jest dyrektorem Centrum Pism Naukowych przy Stevens Institute of Technology oraz autorem opublikowanej niedawno książki pod tytułem Rational Mysticism: Spirituality Meets Science in the Search for Enlightenment (Mistycyzm racjonalny. Spotkanie duchowości z nauką w poszukiwaniu oświecenia).

Tegoroczne pytanie magazynu „Edge” skłoniło mnie do zastanowienia, jakie idee stanowią większe potencjalne zagrożenie – fałszywe czy prawdziwe? Złudzenia czy ich brak? Jako człowiek, który kocha naukę i gorąco w nią wierzy, mam nadzieję, że prawda nas wyzwoli. Jednak czasami nie jestem tego pewien.

Niebezpieczna (i prawdopodobnie prawdziwa) idea, którą chciałbym rozważyć w tym eseju, głosi, że my, ludzie, nie mamy duszy. Dusza jest tą istotą każdego z nas, która rzekomo wykracza poza naszą fizyczność, a nawet może trwać po śmierci ciała – jest źródłem naszej autonomii, prywatności i godności. W książce zatytułowanej Zdumiewająca hipoteza, czyli nauka w poszukiwaniu duszy (1994, wyd. pol. 1997) wielki, nieżyjący już Francis Crick przekonywał, że dusza jest złudzeniem, które trwa – niczym wróżka Dzwoneczek z baśni o Piotrusiu Panu – wyłącznie dzięki naszej wierze w jej istnienie. Crick rozpoczął swoją książkę manifestem: „«Ty», Twoje radości i smutki, Twoje wspomnienia i ambicje, Twoje poczucie tożsamości i wolna wola, nie są w rzeczywistości niczym innym niż sposobem, w jaki zachowuje się ogromny zbiór komórek nerwowych i związanych z nimi cząsteczek”^(). Zwróć uwagę na cudzysłów przy słowie „ty”. Podtytuł książki Cricka (czyli nauka w poszukiwaniu duszy) był niemal komicznie ironiczny – autor z całą pewnością nie próbował znaleźć duszy, lecz starał się skończyć z nią raz na zawsze.

Powiedziałem kiedyś Crickowi, że jego książka powinna nosić tytuł „Przygnębiająca hipoteza”, ponieważ powtórzył w niej fundamentalne, materialistyczne założenie współczesnej neurobiologii i – w szerszym ujęciu – całej współczesnej nauki. Do niedawna łatwo było odrzucić to założenie jako nieuzasadnione, ponieważ naukowcy zajmujący się badaniami mózgu czynili niewielkie postępy w łączeniu procesów poznawczych z konkretnymi procesami neuronowymi. Nawet samozwańczy materialiści, którzy na poziomie intelektualnym akceptują myśl, że jesteśmy tylko „maszynami z mięsa”, mogli w głębi ducha wierzyć w istnienie duszy, którego niepełna wiedza naukowa nie była w stanie wykluczyć. Jednak w ostatnich latach owe luki zaczęły się wypełniać, w miarę jak przedstawiciele neuronauki, dopingowani przez Cricka w ciągu ostatnich dwudziestu lat jego życia, stopniowo rozszyfrowują tak zwany kod neuronowy – „oprogramowanie”, które przekształca elektrochemiczne impulsy mózgowe w spostrzeżenia, wspomnienia, decyzje, emocje oraz inne elementy świadomości.

W innym miejscu wyraziłem przypuszczenie, że ów kod neuronowy może się okazać tak złożony, iż nigdy nie zdołamy rozszyfrować go do końca. Pamiętajmy jednak, że sześćdziesiąt lat temu część biologów żywiła podobne obawy w odniesieniu do kodu genetycznego. Wkrótce potem, w roku 1953, Francis Crick i James Watson rozpracowali strukturę DNA, a badacze szybko ustalili, że owa podwójna helisa jest nośnikiem niezwykle prostego kodu genetycznego, który determinuje procesy dziedziczenia u wszystkich organizmów żywych. Sukces nauki w rozszyfrowaniu kodu genetycznego, uwieńczony pomyślną realizacją Programu Poznania Ludzkiego Genomu (Human Genome Project), uznano powszechnie za przełomowy – i słusznie, ponieważ znajomość naszej konstrukcji genetycznej otworzyła nam drogę do modyfikowania wrodzonej natury człowieka. Rozwikłanie kodu neuronowego może nam zapewnić dużo większą, bardziej bezpośrednią kontrolę nad sobą niż proste manipulacje genetyczne.

Czy ta wiedza nas wyzwoli, czy też przeciwnie – przyniesie nam zniewolenie? Urzędnicy Pentagonu, który jest najważniejszym sponsorem badań nad kodem neuronowym, otwarcie mówią o wojownikach przyszłości – cyborgach sterowanych za pomocą implantów w mózgu, niczym zabójca z najnowszej wersji filmu Kandydat. Z drugiej strony przypominająca sektę grupa samozwańczych „drucianogłowych” nie może się doczekać dnia, w którym implanty umożliwią ludziom tworzenie własnej rzeczywistości i doświadczanie ekstazy na życzenie.

Tak czy owak, kiedy nasze umysły będzie można programować jak komputery osobiste, może porzucimy wreszcie wiarę w nieśmiertelną, nienaruszalną duszę – chyba że zaprogramujemy się w taki sposób, aby nadal w nią wierzyć.

------------------------------------------------------------------------

^() Crick, F. (1997). Zdumiewająca hipoteza, czyli nauka w poszukiwaniu duszy. Tłum. B. Chacińska-Abrahamowicz i M. Abrahamowicz. Warszawa: Prószyński i S-ka, s. 17; cudzysłów dodany przez tłumaczkę w celu zachowania spójności dalszego wywodu (przyp. tłum.).Odrzucenie duszy
PAUL BLOOM

Paul Bloom jest psychologiem z Uniwersytetu Yale i autorem książki zatytułowanej Descartes’ Baby: How the Science of Child Development Explains What Makes Us Human (Dziecko Kartezjusza. Jak nauka o rozwoju dziecka wyjaśnia, co czyni nas ludźmi).

Nie chodzi mi tutaj o radykalny pogląd, że indywidualna tożsamość, wolna wola i świadomość nie istnieją. Niezależnie od swej wartości merytorycznej, na poziomie intuicyjnym to stanowisko wydaje się tak dziwaczne, że nikt poza filozofami nie mógłby traktować go poważnie, a zatem jest mało prawdopodobne, aby mogło pociągać za sobą jakiekolwiek rzeczywiste następstwa – niebezpieczne lub nie.

Interesuje mnie idea bardziej umiarkowana – pogląd, że nasze życie psychiczne opiera się wyłącznie na podstawach materialnych. Niebezpieczną ideą jest zatem myśl, że Kartezjański dualizm to koncepcja z gruntu fałszywa. Duszy rozumianej jako coś niematerialnego i nieśmiertelnego, coś, co istnieje niezależnie od mózgu, po prostu nie ma. Dla większości psychologów i filozofów to oklepany temat – zagadnienie omawiane podczas wykładów wprowadzających. Jednak odrzucenie niematerialnej duszy jest niezgodne z intuicją, niepopularne, a według niektórych – wręcz odrażające.

W czasopiśmie „First Things” Patrick Lee i Robert P. George przedstawiają obawy natury religijnej:

Gdyby nauka rzeczywiście dowiodła, że wszystkie ludzkie działania, również myślenie i wolny wybór, to zwykłe procesy mózgowe, (...) oznaczałoby to, że różnica między człowiekiem a innymi zwierzętami jest tylko powierzchowna – ilościowa, a nie jakościowa; oznaczałoby to, że istoty ludzkie są pozbawione szczególnej godności, która zasługiwałaby na wyjątkowy szacunek. To z kolei podważyłoby zasadność norm zakazujących zabijania i spożywania ludzi, tak jak zabijamy i zjadamy kurczęta, czy też zniewalania ich i traktowania jak zwierząt pociągowych, takich jak konie czy woły.

Te wnioski są jednak błędne. Nawet jeśli ludzie nie mają nieśmiertelnej duszy, to mogą się różnić od pozostałych gatunków zwierząt w jakiś inny sposób, na przykład zdolnością do posługiwania się językiem, abstrakcyjnego myślenia, czy też doświadczania cierpienia psychicznego. A gdyby nawet nie było żadnej różnicy, to z pewnością nie moglibyśmy czuć się uprawnieni do okrucieństwa wobec innych istot ludzkich. Brak różnic – jak przekonuje filozof Peter Singer oraz inni myśliciele – powinien nas raczej skłaniać do lepszego traktowania zwierząt. Gdyby na przykład okazało się, że szympans nie ustępuje ludzkiemu dziecku pod względem poziomu inteligencji i zdolności do przeżywania emocji, to większość nas z pewnością uznałaby zjadanie i zabijanie szympansów oraz trzymanie ich w niewoli za niemoralne.

A jednak Lee i George mają rację, obawiając się, że odrzucenie pojęcia duszy oznaczałoby rezygnację z apriorycznego rozróżnienia między człowiekiem a innymi istotami żywymi, co z kolei pociągnęłoby za sobą bardzo realne następstwa. Taka zmiana z pewnością wpłynęłaby na nasze podejście do badań nad komórkami macierzystymi, a także do aborcji, eutanazji, klonowania i psychofarmakologii kosmetycznej. Miałaby również istotne implikacje prawne. Wiara w niematerialną duszę skłaniała skądinąd znakomitych komentatorów do odróżniania czynów popełnianych przez nas samych od tych, których dopuszczają się nasze mózgi. Jesteśmy odpowiedzialni tylko za te pierwsze, co znajduje odzwierciedlenie w usprawiedliwieniu, które neurokognitywista Michael Gazzaniga wyraził słowami: „Mój mózg kazał mi to zrobić”. Uznaje się na przykład, że jeśli mózg pedofila przejawia określony wzorzec pobudzenia w trakcie rozmyślania o współżyciu seksualnym z dzieckiem, to ów człowiek nie powinien ponosić pełnej odpowiedzialności za swoje czyny. Jeżeli jednak zrezygnujemy z pojęcia duszy i przyjmiemy, że wszystkie ludzkie działania wynikają z aktywności mózgu, to będziemy musieli wyrzucić tego rodzaju argumentację przez okno.

Odrzucenie duszy jest bardziej niebezpieczne niż ewolucja i dobór naturalny. Walka między ewolucją a kreacjonizmem jest ważna z wielu powodów – oto bowiem nauka przeciwstawia się przesądom. Jednak podobnie jak pochodzenie świata, pochodzenie naszego gatunku jest kwestią o wielkiej wadze intelektualnej i niewielkim znaczeniu praktycznym. Nawet gdyby wszyscy ludzie stali się oświeconymi darwinistami, nasze życie codzienne zmieniłoby się w bardzo niewielkim stopniu. Natomiast powszechne odrzucenie duszy pociągnęłoby za sobą poważne następstwa natury moralnej i prawnej. Zmusiłoby nas również do zmiany poglądów na temat tego, co dzieje się z nami po śmierci. Ludzie musieliby zrezygnować z przekonania (jakie wyraża dzisiaj około 90% Amerykanów), że po śmierci ciała ich dusza przetrwa i wstąpi do nieba. Czy można sobie wyobrazić coś bardziej niebezpiecznego?Ewolucja zła
DAVID BUSS

David Buss jest psychologiem z Uniwersytetu Stanu Teksas w Austin i autorem książki Morderca za ścianą. Skąd w naszym umyśle kryją się mordercze skłonności.

Myśląc o oprawcach, prześladowcach, złodziejach, gwałcicielach i mordercach, większość ludzi wyobraża sobie rozszalałe potwory z pianą na ustach, o obłąkanym spojrzeniu Charlesa Mansona. Tymczasem bliższy prawdy obraz zbrodniarza to spokojna, normalnie wyglądająca twarz, która spogląda na nas z lustra w łazience. Moja niebezpieczna idea jest taka, że każdy z nas nosi w sobie – w swoim wielkim mózgu – adaptacje ewolucyjne, które czynią go zdolnym do popełniania nikczemnych czynów przeciwko bliźnim, postępków, jakie większość ludzi uznałaby za złe.

Problem w tym, że zabijanie okazało się skuteczną metodą rozwiązywania wielu problemów adaptacyjnych w bezlitosnej ewolucyjnej rozgrywce o przetrwanie i sukces rozrodczy. Pozwalało między innymi obronić się przed uszkodzeniem ciała, gwałtem i śmiercią; ochronić własne dzieci; wyeliminować wroga; przejąć zasoby rywala; uzyskać dostęp seksualny do partnerki konkurenta; zapobiec utracie partnerki na rzecz rywala; czy też ochronić zasoby niezbędne do skutecznej reprodukcji.

Idea, że zło powstało w toku ewolucji, jest niebezpieczna z kilku powodów. Jeśli w ludzkim mózgu znajdują się obwody psychiczne, które mogą nas popychać do morderstwa, ludobójstwa oraz innych okrutnych czynów przeciwko naszym bliźnim, to może ci, którzy dopuszczają się takich zbrodni, nie powinni ponosić za nie odpowiedzialności („To nie była wina mojego klienta, wysoki sądzie. Popchnęły go do tego jego ewolucyjnie ukształtowane mordercze adaptacje”). Jednak wiedza dotycząca przyczyn zbrodni nie zwalnia morderców z odpowiedzialności za to, co zrobili, niezależnie od tego, czy źródła zła tkwią w ewolucyjnej historii naszego gatunku, czy też w uzależnionych od alkoholu matkach, agresywnych ojcach, przemocy rówieśniczej, narkotykach czy grach komputerowych. Gdyby koncepcja ewolucji morderczych skłonności ułatwiała zabójcom uniknięcie kary, byłoby to naprawdę niebezpieczne.

Idea ewolucji zła jest niebezpieczna z jeszcze jednego, bardziej niepokojącego powodu. Chcielibyśmy wierzyć, że zło można w sposób obiektywny przypisać konkretnemu zbiorowi nikczemnych postępków albo grupie ludzi, którzy dopuszczają się okrucieństw wobec innych, niezależnie od tego, czy spoglądamy na te czyny z perspektywy ofiary, czy sprawcy. To nieprawda. Perspektywy sprawcy i ofiary diametralnie się różnią. Na przykład wielu ludzi spostrzega zabicie członka własnej grupy jako złe, lecz zupełnie inaczej ocenia odebranie życia osobie należącej do grupy obcej. Niektórzy traktują biblijne przykazanie „Nie zabijaj” jako zakaz absolutny. Tymczasem wnikliwa analiza opowieści biblijnych ujawnia, że zakaz ten dotyczył wyłącznie zabójstwa w obrębie własnej grupy.

Współczesnego przykładu owej różnicy perspektyw dostarcza terroryzm. Osama bin Laden ogłosił: „Zabijanie Amerykanów oraz ich sojuszników (zarówno wojskowych, jak i cywilów) jest obowiązkiem każdego muzułmanina, który może to zrobić w dowolnym kraju – wszędzie tam, gdzie będzie to możliwe”. To, co jest złe z perspektywy Amerykanina – potencjalnej ofiary – z punktu widzenia terrorysty wydaje się aktem odpowiedzialności i wyższym dobrem moralnym. Podobnie, kiedy prezydent Bush wskazał tak zwaną „oś zła”, powiedział Amerykanom, że zabijanie tych, którzy do niej należą, jest moralnie usprawiedliwione. Ludzie, których życie znalazło się wówczas w niebezpieczeństwie, z pewnością spostrzegali ów pogląd jako z gruntu zły.

W dużym uproszczeniu dostrzegamy zło w ludziach, którzy nakładają ogromne koszty dostosowania ewolucyjnego (fitness) na nas, nasze rodziny lub naszych sprzymierzeńców. Trudno o lepszy opis owych kosztów niż słowa budzącego przerażenie zdobywcy, Czyngis-chana (1167–1227): „Największą rozkoszą jest pokonać wrogów, przepędzić ich przed sobą, ograbić z majątku, ujrzeć ich bliskich zalanych łzami, ujeżdżać ich konie i sypiać na białych brzuchach ich żon i córek”.

Bez wątpienia rodziny ofiar Czyngis-chana widziały w nim uosobienie zła. Jednak możemy być równie pewni, że jego liczni synowie, których haremy były pełne kobiet z podbitych plemion, otaczali go czcią i spostrzegali jako dobroczyńcę. Dzisiaj przerażają nas słowa Czyngis-chana opisujące głębokie poczucie satysfakcji, jakie czerpał z nakładania kosztów ewolucyjnych na swoje ofiary i z grabieży obfitych owoców darwinowskiego dostosowania. Z pewnością otrzeźwi nas jednak świadomość, że współcześni potomkowie tego okrutnego zdobywcy mogą stanowić aż 0,5% wszystkich mieszkańców Ziemi.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: