Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niegrzeczna przyjaźń - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Czerwiec 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Niegrzeczna przyjaźń - ebook

Gorąca opowieść o sekstelefonach, sławie i zazdrości

Miłość Grace i Jacka przechodzi próbę – dzielą ich tysiące kilometrów. Ona przygotowuje się do pierwszej poważnej roli w nowojorskim musicalu. On w Los Angeles czeka na premierę swojego filmu, a każdy jego krok śledzą paparazzi.

Na szczęście istnieje seks przez telefon!

Do tego Grace jest okropnie zazdrosna! Szalejące fanki i dwuznaczne zdjęcia na portalach plotkarskich doprowadzają ją do szału. Jak dobrze, że tuż obok czeka niezawodny przyjaciel, Michael…

Czy związek na odległość ma szansę przetrwać?

Czy jest możliwa przyjaźń damsko-męska? Taka bez podtekstów?

Kogo wybierze Ruda?

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7642-854-3
Rozmiar pliku: 748 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

podziękowania

na­le­żą się mo­jej no­wej ro­dzi­nie w wy­daw­nic­twie Si­mon & Schu­s­ter – dzię­ku­ję, że da­li­ście szan­sę sza­lo­nej dziew­czy­nie i po­zwo­li­li­ście jej się po­ba­wić z do­ro­sły­mi ko­bie­ta­mi. Szcze­gól­ne po­dzię­ko­wa­nia kie­ru­ję do mo­jej re­dak­tor­ki, Mic­ki Nu­ding, za to, że po­mo­gła mi za­ufać we­wnętrz­ne­mu gło­so­wi.

Dzię­ku­ję mo­jej ro­dzi­nie, któ­ra ma Siłę Spraw­czą – za mo­ty­wa­cję i nie­ustan­ne wspar­cie. Dzię­ku­ję w szcze­gól­no­ści mo­jej dro­giej przy­ja­ciół­ce i re­dak­tor­ce, Jes­si­ce, któ­ra mo­ty­wo­wa­ła mnie i in­spi­ro­wa­ła. Dzię­ku­ję moim ro­dzi­com za to, że byli nie­sa­mo­wi­ci przez cały ten czas, a tak­że moim dro­gim ko­le­żan­kom, któ­re sta­ły się pier­wo­wzo­rem po­sta­ci Hol­ly. Dzię­ku­ję za wszyst­kie wspól­ne wy­głu­py. I wresz­cie dzię­ku­ję wszyst­kim Sza­lo­nym Dziew­czy­nom… Ko­niec ckli­wo­ści!rozdział pierwszy

Owi­nę­łam się moc­niej po­ma­rań­czo­wym sza­lem i za­wią­za­łam go so­bie pod bro­dą. Rano było zim­no, a wiatr roz­wie­wał je­sien­ne li­ście. Osło­nię­ta przed po­dmu­cha­mi, po­pa­trzy­łam przed sie­bie.

Bu­dyn­ki z czer­wo­no­bru­nat­ne­go pia­skow­ca. Be­ton. Żół­te tak­sów­ki. De­li­ka­te­sy re­kla­mu­ją­ce za­rów­no so­lo­ną wo­ło­wi­nę i pa­stra­mi, jak i fa­la­fel.

De­lek­tu­jąc się kawą, za­sta­na­wia­łam się nad swo­im ży­ciem i nad tym, do­kąd mnie to wszyst­ko za­pro­wa­dzi­ło. Ko­cha­łam Nowy Jork.

Ostat­nie ty­go­dnie były nie­sa­mo­wi­te i trud­ne. Nad­szedł paź­dzier­nik i na Man­hat­tan ofi­cjal­nie za­wi­ta­ła je­sień. Po­wie­trze było rześ­kie, na scho­dach do­mów nad­gor­li­wych no­wo­jor­czy­ków za­ro­iło się od dyń, a ja ży­łam peł­nią ży­cia. Czu­łam się nie­wia­ry­god­nie szczę­śli­wa.

Poza tym, że bar­dzo tę­sk­ni­łam za moim Bry­tyj­czy­kiem.

Ale cof­nij­my się nie­co w cza­sie…

Za­raz po przy­jeź­dzie do No­we­go Jor­ku sta­wi­łam się na pró­bie do spek­ta­klu w ma­łym stu­dio na West Side. Po spo­tka­niu z eki­pą na­tych­miast zda­łam so­bie spra­wę z tego, jak szcze­gól­ne to przed­się­wzię­cie, i po­czu­łam się na­praw­dę szczę­śli­wa, że mogę być jego czę­ścią. Mu­zy­ka była ma­gicz­na, a wy­kre­owa­na przez Mi­cha­ela po­stać Ma­bel (albo ra­czej ja, czy­li Gra­ce She­ri­dan!) oka­za­ła się nie­sa­mo­wi­ta. Ko­bie­ta po trzy­dzie­st­ce, nie­gdyś bo­żysz­cze męż­czyzn, do­świad­czyw­szy przed­wcze­śnie kry­zy­su wie­ku śred­nie­go, te­raz, po nie­uda­nym mał­żeń­stwie, usil­nie pró­bu­je na nowo zde­fi­nio­wać sie­bie. Spek­takl był dow­cip­ny, po­zba­wio­ny ha­mul­ców, po pro­stu świet­ny. Pra­co­wa­li­śmy nad nim do­pie­ro parę ty­go­dni, a in­we­sto­rzy i pro­du­cen­ci już prze­bą­ki­wa­li o po­waż­nej pro­duk­cji.

To była moja pierw­sza praw­dzi­wa off-broad­way­ow­ska rola. Było nas dzie­się­cio­ro i pra­cu­jąc nad wy­stę­pem, bar­dzo się do sie­bie zbli­ży­li­śmy. Gdy wy­sta­wia się nowy spek­takl, lu­dzie wcie­la­ją się w po­sta­cie, któ­re wcze­śniej nie ist­nia­ły, a to za­pew­nia dużą prze­strzeń dla in­ter­pre­ta­cji i ana­li­zy.

Na­uka, pra­ca, roz­wój oso­bi­sty… Da­wa­łam cza­du!

Dni spę­dza­łam na pró­bach, a noce na zwie­dza­niu Man­hat­ta­nu, któ­ry mnie cał­ko­wi­cie ocza­ro­wał. Po­nie­waż by­wa­łam tu już służ­bo­wo, my­śla­łam, że dość do­brze znam mia­sto. Otóż nie, pro­szę pani… Moż­na je po­znać do­pie­ro wte­dy, gdy się tu za­miesz­ka. I mimo że nie wie­dzia­łam, jak dłu­go zo­sta­nę, chcia­łam jak naj­le­piej wy­ko­rzy­stać ten czas.

Za­raz po przy­jeź­dzie za­czę­łam trak­to­wać swój co­dzien­ny jog­ging jako pre­tekst do wy­cie­czek po mie­ście. Bie­giem prze­mie­rzy­łam dziel­ni­ce East i West Vil­la­ge, NoHo, SoHo i Bo­we­ry, za­do­ma­wia­jąc się na do­bre w Cen­tral Par­ku. Czu­łam, że co­raz le­piej po­zna­ję Nowy Jork, a przy oka­zji dbam o kon­dy­cję i świet­ny ty­łek.

Zwie­dza­łam mu­zea, bu­szo­wa­łam po skle­pach, spa­ce­ro­wa­łam po par­kach i przy­naj­mniej dwa razy w ty­go­dniu cho­dzi­łam na ja­kiś spek­takl. Za każ­dym ra­zem czu­łam to, co wte­dy, gdy parę mie­się­cy wcze­śniej ko­le­żan­ki za­bra­ły mnie na mu­si­cal Rent: oczy za­cho­dzi­ły mi łza­mi, ser­ce biło jak sza­lo­ne, a dło­nie sta­wa­ły się wil­got­ne od potu. Te­raz jed­nak, oglą­da­jąc ak­to­rów na sce­nie i słu­cha­jąc mu­zy­ki oraz braw, do­dat­ko­wo od­czu­wa­łam jesz­cze dumę. Znów by­łam czę­ścią spo­łecz­no­ści, któ­rej w głę­bi du­szy tak na­praw­dę ni­g­dy nie opu­ści­łam.

Oprócz tego dużo cza­su spę­dza­łam z Mi­cha­elem O’Con­nel­lem, sce­na­rzy­stą i au­to­rem, a tak­że przy­ja­cie­lem, któ­ry na stu­diach zła­mał mi ser­ce. Po tym, jak nie od­zy­wa­li­śmy się do sie­bie przez wie­le lat – co było wy­ni­kiem pew­nej nie­for­tun­nej nocy i wy­ni­kłej z tego gry w sty­lu „nie mogę się przy­jaź­nić z kimś, z kim się prze­spa­łem” – po­wo­li znów za­czy­na­li­śmy się na nowo po­zna­wać. Na­dal był roz­kosz­nie za­baw­ny i dzię­ki nie­mu moja prze­pro­wadz­ka do No­we­go Jor­ku prze­bie­gła zu­peł­nie bez­bo­le­śnie.

Gdy po­zo­sta­li człon­ko­wie ze­spo­łu do­wie­dzie­li się, że ra­zem stu­dio­wa­li­śmy, byli pod wra­że­niem. Przy­naj­mniej raz lub dwa razy w ty­go­dniu spę­dza­li­śmy wspól­nie wie­czo­ry, pi­jąc drin­ki w róż­nych ba­rach w dziel­ni­cy te­atral­nej i opo­wia­da­jąc so­bie hi­sto­rie. Ani ja, ani Mi­cha­el ni­g­dy nie wró­ci­li­śmy do tam­tej wspól­nej nocy. Na­tu­ral­nie nie do po­my­śle­nia by­ło­by mó­wić o tym w to­wa­rzy­stwie, ale na­wet na osob­no­ści ni­g­dy o tym nie roz­ma­wia­li­śmy – po pro­stu nie wcho­dzi­li­śmy na ten grunt. Cie­szy­łam się, że znów mam przy so­bie przy­ja­cie­la, któ­ry oka­zał się na do­da­tek świet­nym prze­wod­ni­kiem.

Do­sta­wa­łam od Mi­cha­ela wie­le wska­zó­wek, dzię­ki cze­mu mo­głam po­znać mia­sto do­słow­nie od pod­szew­ki. To było urze­ka­ją­ce do­świad­cze­nie. Czas, któ­ry z nim spę­dza­łam, spra­wiał, że ła­twiej so­bie ra­dzi­łam z tę­sk­no­tą za do­mem i po­ma­gał mi się sku­pić na spek­ta­klu i roli.

A Jack Ha­mil­ton, mój Bry­tyj­czyk, za któ­rym tak tę­sk­ni­łam? Cóż, tu po­ja­wia się mały pro­blem…

Roz­ma­wia­li­śmy przez te­le­fon przy­naj­mniej raz dzien­nie. Wy­sy­ła­li­śmy so­bie tam i z po­wro­tem tu­zi­ny SMS-ów, naj­czę­ściej wy­star­cza­ją­co spro­śnych, aby wy­wo­łać na twa­rzy ru­mie­niec, gdy się je czy­ta­ło w obec­no­ści in­nych. Kil­ka razy pró­bo­wał mnie od­wie­dzić gdzieś po­mię­dzy wy­stę­pa­mi w MTV a nie­zli­czo­ną licz­bą wy­wia­dów i spo­tkań w związ­ku ze zbli­ża­ją­cą się pre­mie­rą fil­mu, w któ­rym grał, ale ja­koś nie mo­gli­śmy tego zgrać w cza­sie. Ja też pró­bo­wa­łam kil­ka razy po­je­chać do Los An­ge­les, ale mój gra­fik był tak na­pię­ty, że osta­tecz­nie nie da­łam rady. Obo­je ro­zu­mie­li­śmy, jak wy­ma­ga­ją­ca jest na­sza pra­ca, ale to ni­cze­go nie uła­twia­ło. Związ­ki na od­le­głość, je­śli w ogó­le się uda­ją, to zwy­kle wte­dy, gdy para ma dużo dłuż­szy staż. My prze­szli­śmy z krót­kiej, in­ten­syw­nej fazy przy­tu­la­nia, sek­su i za­ko­cha­nia do sta­nu z ze­ro­wym kon­tak­tem fi­zycz­nym, co po­wo­li sta­wa­ło się trud­niej­sze, niż po­cząt­ko­wo my­śle­li­śmy.

Sta­ra­li­śmy się jed­nak utrzy­mać wy­so­ki po­ziom pi­kan­te­rii w związ­ku. Seks przez te­le­fon i in­ter­net, ero­tycz­ne zdję­cia prze­sy­ła­ne na jego iPho­ne’a… Gdy­by ktoś ukradł mi te­le­fon… Rany! Fan­ki Jac­ka mo­gły­by się za­ła­mać.

Naj­trud­niej­sze były jed­nak noce. Na­praw­dę bra­ko­wa­ło mi mo­je­go fa­ce­ta, cie­pła jego od­de­chu na skó­rze, kie­dy mnie ca­ło­wał, jego dło­ni na mo­ich pier­siach, gdy ukła­da­li­śmy się do snu. Za tym tę­sk­ni­łam naj­bar­dziej i cięż­ko mi było za­snąć, mimo że po ca­łym dniu prób by­łam wy­koń­czo­na.

Zy­ska­łam paru no­wych zna­jo­mych i od razu za­przy­jaź­ni­łam się z Le­slie, któ­ra w spek­ta­klu gra­ła po­stać sta­no­wią­cą ucie­le­śnie­nie wszyst­kie­go, czym kie­dyś była Ma­bel: mło­do­ści, pięk­na, ta­len­tu i su­kin­syń­stwa. Wy­da­wa­ła się bar­dzo za­baw­na, a gdy się oka­za­ło, że obie je­ste­śmy wprost uza­leż­nio­ne od za­ba­wy i plo­te­czek, na­sza więź się za­cie­śni­ła. Mę­czy­ło mnie, że nie mogę jej po­wie­dzieć o Jac­ku, ale wie­dzia­łam, że le­piej bę­dzie, je­śli i on, i ja bę­dzie­my trzy­mać nasz zwią­zek w ta­jem­ni­cy. Wszy­scy z ob­sa­dy wie­dzie­li tyl­ko, że spo­ty­kam się z ja­kimś ak­to­rem z L.A. Mi­cha­el znał praw­dę, ale zu­peł­nie nie po­ru­szał tego te­ma­tu.

Coś mimo wszyst­ko było z moim Bry­tyj­czy­kiem na rze­czy.

Im­pre­zo­wał – i to dużo. Za­sad­ni­czo nie było w tym nic złe­go, bo szcze­rze mó­wiąc, w wie­ku dwu­dzie­stu czte­rech lat to wła­śnie się robi. Wy­stą­pił na kil­ku wie­czo­rach open mike1) i aż mnie skrę­ca­ło ze zło­ści, że nie mo­głam go usły­szeć na żywo. Ze wzglę­du na róż­ni­cę cza­su zwy­kle roz­ma­wia­łam z nim w nocy, przed moim snem a jego im­pre­zą. Oka­zjo­nal­nie roz­ma­wia­łam też z Re­bec­cą, pierw­szo­pla­no­wą ak­tor­ką w ma­ją­cym nie­dłu­go wejść na ekra­ny fil­mie Czas, dzię­ki któ­re­mu ich na­zwi­ska mia­ły stać się po­wszech­nie zna­ne. Od cza­su do cza­su wy­sy­ła­ły­śmy so­bie wia­do­mo­ści, w któ­rych in­for­mo­wa­ła mnie, że mimo iż stoi na bab­skiej wach­cie, wie­le ko­biet zde­cy­do­wa­nie za­czy­na co­raz po­żą­dli­wiej pa­trzeć na Ha­mil­to­na.

------------------------------------------------------------------------

1) Z ang. „otwarty mikrofon” – występ na żywo, w którym może wziąć udział każda chętna osoba z publiczności.

Jack grał Jo­shuę, po­dró­żu­ją­ce­go w cza­sie na­ukow­ca, któ­re­go fil­mo­we przy­go­dy były opar­te na se­rii nie­zwy­kle po­pu­lar­nych krót­kich opo­wia­dań ero­tycz­nych. Ich fan­ki szyb­ko za­czę­ły prze­le­wać na nie­go swo­je uczu­cia, do­pro­wa­dza­jąc się czę­sto do gra­nic… hmm… pod­nie­ce­nia. Ko­bie­ty na­praw­dę za nim sza­la­ły, cze­mu wca­le się nie dzi­wi­łam. A fakt, że dzie­li­łam z nim łóż­ko, jesz­cze zmniej­szał sto­pień mo­je­go zdzi­wie­nia.

Ha, sy­piasz z nim.

Tak, sy­piam z nim.

Od za­wsze pod­trzy­my­wał kon­takt z fan­ka­mi i z tego, co mó­wił, zwy­kle były kul­tu­ral­ne i miłe, ale cią­gła ob­ser­wa­cja za­czy­na­ła mu już tro­chę do­skwie­rać. Pew­nej nocy za­dzwo­nił dość póź­no, a ra­czej dość wcze­śnie. Była czwar­ta rano cza­su wschod­nie­go.

– Halo? – wy­mam­ro­ta­łam.

– Halo – szep­nął nie­wy­raź­nie.

Prze­wró­ci­łam się na bok, aby zer­k­nąć na ze­ga­rek.

– Wszyst­ko w po­rząd­ku? Coś się sta­ło? – za­py­ta­łam, sia­da­jąc na łóż­ku.

– Czy coś musi się stać, że­bym mógł za­dzwo­nić do dziew­czy­ny w środ­ku nocy? – za­py­tał, a w jego gło­sie po­ja­wi­ła się oschłość.

– Nie, oczy­wi­ście, że nie, ale tu jest bar­dzo wcze­śnie, Jack. Na pew­no u cie­bie wszyst­ko w po­rząd­ku?

– W po­rząd­ku, tak. Ale zde­cy­do­wa­nie dziw­nie – od­parł tym sa­mym nie­na­tu­ral­nie brzmią­cym gło­sem.

– Co się sta­ło, ko­cha­nie? – za­py­ta­łam, tłu­miąc ziew­nię­cie.

– Ja­kaś dziew­czy­na zła­pa­ła mnie dziś za ty­łek! A po­tem na­stęp­na. Do cho­le­ry, Gra­ce, je­steś pew­na, że chcesz tego słu­chać?

– Hm, sama nie wiem… A po­win­nam? Nie zro­bi­łeś chy­ba tego sa­me­go w od­we­cie? – za­py­ta­łam ze śmie­chem, da­jąc mu do zro­zu­mie­nia, że nic się nie sta­ło i że mo­że­my o tym roz­ma­wiać bez ob­wi­nia­nia się.

– Wy­sze­dłem wła­śnie z klu­bu i kie­ro­wa­łem się do sa­mo­cho­du. Oczy­wi­ście za­raz po­ja­wi­ły się fle­sze – wy­mam­ro­tał.

Wcze­śniej tak nie było. Te­raz pa­pa­raz­zi ro­bi­li mu co­raz wię­cej zdjęć i przy­naj­mniej raz w ty­go­dniu wi­dy­wa­łam go na stro­nach E! albo TMZ2). Dziw­nie się czu­łam, oglą­da­jąc swo­je­go chło­pa­ka w En­ter­ta­in­ment To­ni­ght3), ale mu­sie­li­śmy so­bie z tym ja­koś ra­dzić.

------------------------------------------------------------------------

2) Portale plotkarskie.

3) Program telewizyjny o świecie show-biznesu.

– No do­brze, a więc były fle­sze… Za­sło­ni­łeś twarz czap­ką z dasz­kiem? – za­py­ta­łam, pró­bu­jąc go roz­śmie­szyć.

Te­raz nie­mal co­dzien­nie no­sił bejs­bo­lów­kę i gdy go tyl­ko w niej wi­dzia­łam na zdję­ciach, nie mia­łam dla nie­go li­to­ści.

– Tak, za­sło­ni­łem. Wra­ca­jąc do spra­wy, idę w stro­nę sa­mo­cho­du i na­gle zni­kąd po­ja­wia się ta dziew­czy­na i pró­bu­je… cóż… pró­bu­je…

– Pró­bo­wa­ła cię po­ca­ło­wać? – za­py­ta­łam.

– Tak, ale nie po­ca­ło­wa­ła. Gra­ce, przy­się­gam, ja też jej nie po­ca­ło­wa­łem – po­wie­dział z na­ci­skiem.

– Hej, spo­koj­nie, Geo­r­ge – zwró­ci­łam się do nie­go, uży­wa­jąc ksyw­ki. – Wiem, jak agre­syw­ni by­wa­ją fani. Po­wi­nie­neś był mnie wi­dzieć, gdy pierw­szy raz zo­ba­czy­łam New Kids on the Block… Ra­zem z ko­le­żan­ka­mi z li­ceum śle­dzi­ły­śmy ich au­to­kar przez pół mia­sta, za­nim zda­ły­śmy so­bie spra­wę, że w rze­czy­wi­sto­ści je­dzie­my za gru­pą eme­ry­tów zmie­rza­ją­cych do Bran­son… By­ły­śmy na­praw­dę za­wie­dzo­ne, gdy za­trzy­ma­ły­śmy się za nimi na po­sto­ju cię­ża­ró­wek Fly­ing J i na­szym oczom uka­zał się sprzęt do shuf­fle­bo­ar­da4).

------------------------------------------------------------------------

4) Rodzaj dużej gry planszowej polegającej na trafianiu krążkami w odpowiednie pola.

– Śle­dzi­ły­ście au­to­kar wy­ciecz­ko­wy? Dla­cze­go dziew­czy­ny tak ro­bią? – za­py­tał, śmie­jąc się ra­zem ze mną.

Czu­łam, że za­czy­na się uspo­ka­jać. Nie prze­pa­dał za tłu­ma­mi, a gdy był w cen­trum uwa­gi, sta­wał się nie­śmia­ły. Chciał usły­szeć mój głos, a ja cie­szy­łam się, że mogę go uspo­ko­ić.

– Wy­tłu­ma­czy­ła­bym ci to, gdy­bym po­tra­fi­ła – po­wie­dzia­łam. – Kie­dy z Hol­ly zo­ba­czy­ły­śmy ich wy­stęp, wrzesz­cza­ły­śmy jak czter­na­sto­lat­ki. Czu­łam się tak, jak­by czas sta­nął w miej­scu. My­ślę, że wła­śnie dla­te­go je­steś atrak­cyj­ny za­rów­no dla na­sto­la­tek, jak i doj­rza­łych ko­biet, szu­ka­ją­cych młod­szych męż­czyzn. Przy­po­mi­nasz nam o cza­sach, gdy by­ły­śmy mło­de i gdy wy­pa­da­ło nam jesz­cze pisz­czeć na wi­dok ido­li.

– Hm, czyż­byś wy­ko­rzy­sty­wa­ła mnie tyl­ko do sek­su?

Jack za­czy­nał się ze mną dro­czyć, a jego głos na­brał je­dwa­bi­stej bar­wy.

– Nie je­stem jesz­cze na tyle doj­rza­ła, aby szu­kać młod­szych, ale z pew­no­ścią wy­ko­rzy­stu­ję cię do sek­su – od­po­wie­dzia­łam w ta­kim sa­mym to­nie.

– Wie­dzia­łem! – rzu­cił ze śmie­chem.

Przez chwi­lę żad­ne z nas się nie od­zy­wa­ło, po czym usły­sza­łam w słu­chaw­ce jego gło­śne wes­tchnie­nie.

– O co cho­dzi? – za­py­ta­łam, wsu­wa­jąc się głę­biej pod koł­drę.

– Tę­sk­nię za tobą. Tę­sk­nię za le­że­niem w two­im łóż­ku – wy­szep­tał, a w jego gło­sie za­dźwię­cza­ła nuta de­spe­ra­cji.

Ja czu­łam się po­dob­nie. Nie cho­dzi­ło tyl­ko o seks, ale o zwy­kły do­tyk, któ­ry był dla nas tak nor­mal­ny, gdy by­li­śmy ze sobą przez cały czas. Tę­sk­ni­łam za tym, jak mył moje wło­sy, tak samo jak za or­ga­zma­mi, do któ­rych co­dzien­nie mnie do­pro­wa­dzał.

– Ja też, ko­cha­nie… Tę­sk­nię za two­imi ob­ję­cia­mi. Szcze­gól­nie za dłoń­mi i tym, co po­tra­fią ro­bić – za­chi­cho­ta­łam.

– Mó­wisz o tym, co po­tra­fią ro­bić z two­imi pięk­ny­mi cy­cusz­ka­mi? – wy­szep­tał.

Dro­czył się ze mną, ale czu­łam, że wzbie­ra w nim po­żą­da­nie.

– Mmm, tak. Uwiel­biam to, że tak do­brze wiesz, jak mnie do­ty­kać – jęk­nę­łam ci­cho, ner­wo­wo prze­su­wa­jąc ręką pod koł­drą.

– Och, uwiel­biasz, tak? – za­py­tał, a jego głos stał się na­gle głęb­szy i nie­co za­chryp­nię­ty.

– Boże, tak! Masz ide­al­ne dło­nie. Szcze­gól­nie pal­ce. Są ta­kie sil­ne – szep­nę­łam, opie­ra­jąc so­bie te­le­fon na ra­mie­niu.

– Gdzie lu­bisz, jak cię do­ty­kam, Gra­ce?

Jego od­dech stał się szyb­szy, a ja od razu so­bie wy­obra­zi­łam, gdzie mo­gły­by być te­raz jego dło­nie.

– Uwiel­biam, jak ścią­gasz ze mnie po­wo­li ubra­nie, a po­tem sku­biesz opusz­ka­mi pal­ców moje sut­ki. Mmm… – jęk­nę­łam, a on od­po­wie­dział mi tym sa­mym. – A po­tem jak mnie do­ty­kasz ję­zy­kiem, raz jed­ną, raz dru­gą pierś… To jest nie­sa­mo­wi­te – po­wie­dzia­łam, czu­jąc, że mój od­dech przy­spie­sza.

Wsu­nę­łam dło­nie pod bie­li­znę. Już na samą myśl o jego dło­niach wę­dru­ją­cych po moim cie­le sta­łam się wil­got­na.

– Gra­ce, gdzie jest te­raz two­ja ręka? – za­py­tał, a jego ak­cent ni­g­dy nie brzmiał sek­sow­niej.

– A gdzie chcesz, żeby była?

– Gdy­bym te­raz z tobą był, mu­skał­bym pal­ca­mi two­ją cie­płą, mo­krą…

I wte­dy wy­szep­tał sło­wo, od któ­re­go prze­szedł mnie dreszcz. Prak­tycz­nie spły­nę­ło z jego ję­zy­ka.

– Wła­śnie tam jest te­raz moja ręka i do­ty­kam się, wy­obra­ża­jąc so­bie te wszyst­kie nie­grzecz­ne i grzesz­ne rze­czy, któ­re ro­bisz, aby do­pro­wa­dzić mnie do krzy­ku – mruk­nę­łam.

– Boże, Gra­ce, przez cie­bie zro­bi­łem się twar­dy – wy­szep­tał, a ja po­czu­łam, że za­czy­na tra­cić kon­tro­lę.

Myśl o tym, jak się do­ty­ka tymi swo­imi sil­ny­mi dłoń­mi, mó­wiąc nie­przy­zwo­ite rze­czy, była nie do znie­sie­nia.

– Uwiel­biam, gdy prze­ze mnie tward­nie­jesz. Uwiel­biam, gdy tward­nie­jesz dla mnie, tyl­ko dla mnie, Jack… – wy­ję­cza­łam i za­czę­łam in­ten­syw­niej pie­ścić się pal­ca­mi, wy­obra­ża­jąc so­bie jego gło­wę mię­dzy mo­imi uda­mi.

– Nic nie pod­nie­ca mnie bar­dziej niż wi­dok tego, jak do­cho­dzisz, ko­cha­nie. Nic nie sma­ku­je le­piej niż moja słod­ka mała.

– Jack, je­stem cała wil­got­na… Gdy­byś tu był… Tak do­brze mnie pie­przysz – dy­sza­łam, prze­wra­ca­jąc się na łóż­ku i czu­jąc, że zbli­ża się or­gazm.

– Gra­ce, cza­sa­mi my­ślę o to­bie ca­ły­mi dnia­mi. O two­im sma­ku i o tym, jak wy­glą­dasz, gdy tra­cisz nad sobą kon­tro­lę. Je­steś taka pięk­na, gdy do­cho­dzisz… – wy­ję­czał.

Wie­dzia­łam, że też jest bli­sko.

Słod­ki Jezu, był na­praw­dę do­bry w te kloc­ki… Mu­sia­łam się te­raz za­jąć i sobą, i nim.

– Mmm, uwiel­biam, gdy do­cho­dzisz we mnie, gdy cię sły­szę i czu­ję w so­bie… Gdy… je­steś… głę­bo­ko… we mnie… Jack… jest cu­dow­nie!

Stra­ci­łam kon­tro­lę i wsu­wa­jąc pal­ce głę­bo­ko w sie­bie, wy­obra­zi­łam so­bie, jak we mnie wcho­dzi.

Jęk­nął, gdy krzy­cza­łam jego imię. Sły­sza­łam, jak jego głos się zmie­nia i jak do­cho­dzi. Wy­obra­ża­łam so­bie jego za­mknię­te oczy, zmarsz­czo­ne czo­ło i za­ci­śnię­tą szczę­kę.

Jak ja za nim tę­sk­ni­łam!

Zrzu­ci­łam z sie­bie koł­drę. By­łam roz­pa­lo­na, pod­nie­co­na i zla­na po­tem.

– Cho­le­ra, Gra­ce, je­steś nie­sa­mo­wi­ta – wy­szep­tał, na­dal cięż­ko od­dy­cha­jąc.

– Ko­cha­nie, chcia­ła­bym te­raz być z tobą… Gła­ska­ła­bym cię po gło­wie, gdy za­sy­piał­byś, le­żąc na mnie.

Mó­wiąc to, nie­mal po­czu­łam na so­bie jego cię­żar.

– Po­zwo­li­ła­byś mi trzy­mać swo­je cy­cusz­ki? – za­śmiał się.

– Na­wet nie mu­sisz o to py­tać, Geo­r­ge. Moje cy­cusz­ki są two­je – za­żar­to­wa­łam, a moje tęt­no po­wo­li za­czy­na­ło się uspo­ka­jać.

– No pew­nie! Zro­bię ci taką małą ta­blicz­kę z na­pi­sem „RE­ZER­WA­CJA”.

– Mmm, lu­bię, gdy sta­jesz się ja­ski­niow­cem. Prze­rzu­cisz mnie so­bie przez ra­mię i za­nie­siesz do ja­ski­ni?

– Wła­śnie, a po­tem po­czy­nię spu­sto­sze­nie na two­im cie­le i każę ci upiec tro­chę ty­ra­no­zau­ra – za­śmiał się.

– Brzmi bo­sko – rzu­ci­łam z prze­ką­sem i ziew­nę­łam.

– Cho­le­ra, Gra­ce… Za­po­mnia­łem, jak tam u cie­bie wcześ­nie. Nie będę ci już prze­szka­dzać. Prze­pra­szam, że za­dzwo­ni­łem w środ­ku nocy.

– Le­piej się czu­jesz? – za­py­ta­łam.

– Tak, le­piej – po­wie­dział lek­ko za­wsty­dzo­ny.

– W ta­kim ra­zie dzwoń do mnie za­wsze, gdy po­czu­jesz się źle. Po to je­stem. I po to, żeby ci za­fun­do­wać nie­po­wta­rzal­ny seks przez te­le­fon.

Obo­je wy­buch­nę­li­śmy śmie­chem.

– Bar­dzo za tobą tę­sk­nię, Gra­cy – po­wie­dział ci­cho.

– Wiem, Geo­r­ge. Też za tobą tę­sk­nię – rzu­ci­łam i uśmiech­nę­łam się do te­le­fo­nu.

– Okej, nie będę cię już dłu­żej za­trzy­my­wać. Ko­cham cię, pa.

– Też cię ko­cham. Do­bra­noc.

Odło­ży­łam te­le­fon i wzdy­cha­jąc, prze­wró­ci­łam się na bok. Gdy­bym te­raz była z moim Bry­tyj­czy­kiem, trzy­mał­by mnie za pier­si, szep­tał­by do ucha słod­kie głup­stwa i być może obej­rze­li­by­śmy je­den lub dwa od­cin­ki Gol­den Girls.

Po­czu­łam się sa­mot­na, ale szyb­ko od­su­nę­łam od sie­bie to uczu­cie i sku­pi­łam się na sce­nie, nad któ­rą mia­łam pra­co­wać od rana. Ma­bel mia­ła się spo­tkać ze swo­im mę­żem pierw­szy raz od roz­wo­du. Moje wła­sne do­świad­cze­nia bar­dzo po­ma­ga­ły mi w pra­cy. Tę­sk­ni­łam za chło­pa­kiem i pla­no­wa­łam tę tę­sk­no­tę do­brze wy­ko­rzy­stać.

***

Mi­ja­ły dni i ty­go­dnie. Cho­dzi­łam na pró­by, od cza­su do cza­su wy­ska­ki­wa­łam gdzieś z no­wy­mi zna­jo­my­mi. Jack udzie­lał wy­wia­dów, brał udział w se­sjach zdję­cio­wych i im­pre­zo­wał ze swo­im to­wa­rzy­stwem. Cały czas by­li­śmy w kon­tak­cie i czę­sto upra­wia­li­śmy seks przez te­le­fon. Wy­py­ty­wał mnie o spek­takl, mo­ich no­wych zna­jo­mych, lu­dzi z ob­sa­dy i o to, jak nam idzie. Mó­wi­łam mu wszyst­ko, po­mi­ja­jąc być może tyl­ko to, ile cza­su spę­dza­łam z Mi­cha­elem poza pró­ba­mi.

Cza­sa­mi spo­ty­ka­li­śmy się wie­czo­ra­mi, by po­pra­co­wać, ale nie­rzad­ko koń­czy­ło się to tak, że lą­do­wa­li­śmy w moim po­ko­ju, roz­ma­wia­jąc, wspo­mi­na­jąc i śmie­jąc się do roz­pu­ku. Mó­wił, że spę­dza­nie ze mną cza­su po­ma­ga mu w pra­cy nad tek­stem, a ja za­uwa­ży­łam, że moja bo­ha­ter­ka co­raz czę­ściej za­czy­na się po­ja­wiać w no­wych sce­nach. Raz na­wet przy­znał, że bu­du­jąc po­stać Ma­bel, wzo­ro­wał się na mnie, szcze­gól­nie we wcze­śniej­szych sce­nach, kie­dy na stu­diach za­ko­chu­je się w nie­od­po­wied­nich fa­ce­tach.

Pew­nej nocy zo­sta­li­śmy po pró­bie nie­co dłu­żej, aby do­pra­co­wać nową sce­nę, a kie­dy od­głos bur­cze­nia w moim brzu­chu za­czął kon­ku­ro­wać z na­szą ra­czej gło­śną dys­ku­sją, za­pro­po­no­wa­łam, aby­śmy po­szli do mnie i za­mó­wi­li póź­ny obiad. Nie­daw­no prze­nio­słam się z ho­te­lu W do ma­łe­go miesz­ka­nia na Up­per West Side. Było to czy­ste lo­kum, nie­da­le­ko miej­sca prób, cał­ko­wi­cie ume­blo­wa­ne – mia­łam tam wszyst­ko, cze­go po­trze­ba w tym­cza­so­wym domu. Od mo­men­tu mo­jej prze­pro­wadz­ki na­bra­li­śmy zwy­cza­ju za­ma­wia­nia tłu­stej chińsz­czy­zny, a re­stau­ra­cja za­raz za ro­giem mo­je­go blo­ku od razu sta­ła się na­szą ulu­bio­ną.

W głę­bi ser­ca trosz­kę się de­ner­wo­wa­łam. Od cza­su, gdy przed laty dłu­go wal­czy­łam, aby zgu­bić do­dat­ko­we ki­lo­gra­my, sta­łam się bar­dziej wy­czu­lo­na na to, co jem. Po­zwa­la­łam so­bie cza­sa­mi na odro­bi­nę ob­żar­stwa, po­nie­waż te­raz wie­dzia­łam, że po­tra­fię to kon­tro­lo­wać. Ge­ne­ral­nie do­brze się od­ży­wia­łam, ćwi­czy­łam jak sza­lo­na i by­łam na­praw­dę dum­na ze swo­jej no­wej for­my. Tak wła­śnie mia­łam wy­glą­dać. Mimo to cią­gle nie mo­głam się oprzeć sło­wom „chiń­ski ma­ka­ron”. Mu­sia­łam po­tem prze­biec do­dat­ko­wy ki­lo­metr lub dwa, ale było war­to.

Ode­bra­li­śmy za­mó­wie­nie i usa­do­wi­li­śmy się na na­szych ulu­bio­nych miej­scach: ja na ka­na­pie, on na pod­ło­dze obok. Zwy­kle bru­dził się przy je­dze­niu, więc ka­za­łam mu albo za­ło­żyć śli­niak, albo usiąść na zie­mi, gdzie mógł po­chy­lić się nad mi­ską z ma­ka­ro­nem. Wy­brał to dru­gie.

– Kim był ten fa­cet, z któ­rym spo­ty­ka­łaś się na dru­gim roku stu­diów? Ten, któ­ry miał ho­pla na punk­cie wło­sów na cie­le? – za­py­tał, wpy­cha­jąc so­bie szyb­ko do ust ma­ka­ron, jak­by w oba­wie, że ktoś może mu to wszyst­ko za­brać.

– Hm, wy­da­je mi się, że Ja­son. Od lat o nim nie my­śla­łam! Zde­cy­do­wa­nie nie był to naj­lep­szy okres w moim ży­ciu, ale mu­szę po­wie­dzieć, że był świet­ny w łóż­ku.

Wes­tchnę­łam na myśl o tym, jak po­tra­fił mnie za­do­wo­lić, cho­ciaż tyl­ko w po­zy­cji ho­ry­zon­tal­nej. De­pi­lo­wał so­bie wo­skiem klat­kę, nogi, pa­chy, a na­wet czę­ści in­tym­ne, i to jesz­cze za­nim kto­kol­wiek sły­szał o mę­skiej de­pi­la­cji. Nie miał w ogó­le owło­sie­nia, po­dob­nie jak oso­bo­wo­ści, był jed­nak świet­nie wy­po­sa­żo­ny, co re­kom­pen­so­wa­ło jego małe dzi­wac­twa.

– Tak, chy­ba mniej wię­cej w tym cza­sie za­czę­łaś uczęsz­czać na lek­cje jogi, żeby… na­brać gięt­ko­ści.

Mi­cha­el pu­ścił do mnie oko, za co od razu do­stał po gło­wie.

– Jezu! Nie wie­rzę, że ty to wszyst­ko pa­mię­tasz. To było ja­kieś dwa­na­ście lat temu – ro­ze­śmia­łam się, na­dzie­wa­jąc na pa­łecz­kę ka­wa­łek bro­ku­łu.

Sku­ba­łam go przez chwi­lę, za­sta­na­wia­jąc się, czy fak­tycz­nie mi­nę­ło już tyle cza­su. Spę­dza­jąc czas z Mi­cha­elem, czu­łam się tak, jak­bym znów była w miesz­ka­niu, któ­re zaj­mo­wa­łam za cza­sów stu­denc­kich. Zwykł przy­no­sić do mnie swo­je pra­nie i oglą­da­li­śmy fil­my tak dłu­go, aż w koń­cu obo­je za­sy­pia­li­śmy na ka­na­pie.

– Gra­ce, ja wszyst­ko pa­mię­tam – po­wie­dział ci­cho.

– Na­praw­dę? Za­ło­żę się, że nie pa­mię­tasz, jak się po raz pierw­szy spo­tka­li­śmy – rzu­ci­łam, ce­lu­jąc w nie­go ło­dyż­ką bro­ku­łu.

– Za­ło­żę się o ostat­nią saj­gon­kę, że ja pa­mię­tam, a ty nie – zri­po­sto­wał, za­cho­wu­jąc po­wa­gę.

– Za­kład to za­kład, fra­je­rze, więc przy­go­tu­ję so­bie pi­kant­ny sos so­jo­wo-musz­tar­do­wy.

Się­gnę­łam za jego ple­cy po tor­bę z przy­pra­wa­mi, ale chwy­cił mnie za rękę.

– Wstrzy­maj ko­nie. Je­stem pe­wien wy­gra­nej – po­wie­dział.

– Hm, niech ci będzie. Okej, no więc gdzie się spotkaliśmy po raz pierwszy… Pierwszy rok, pierwszy dzień. Na zajęciach ze wstępu do aktorstwa pani profesor Miller, na niższym piętrze teatru, sala numer trzysta jeden. Zostaliśmy wyznaczeni do pracy nad jedną sceną. Miałam na sobie szorty w kolorze khaki, kedsy5) i T-shirt Sig­my Nu6). Ty mia­łeś czar­ną cza­pecz­kę z dasz­kiem, T-shirt z Mi­ni­stry7), dżin­sy i van­sy. Pa­mię­tam, bo na po­cząt­ku my­śla­łam, że na ko­szul­ce masz na­pi­sa­ne „Mi­ni­strant”. Po­my­śla­łam so­bie: „A niech to! Nie mogę prze­cież prze­le­cieć du­chow­ne­go”. – Za­czer­wie­ni­łam się, przy­po­mi­na­jąc so­bie, jak bar­dzo mnie po­cią­gał. – I tak to wła­śnie było – do­koń­czy­łam i fu­ka­jąc, po­ka­za­łam mu ję­zyk.

------------------------------------------------------------------------

5) Amerykańska firma produkująca tenisówki.

6) Nazwa stowarzyszenia studenckiego.

7) Amerykański zespół metalowy.

Uśmiech­nął się, a ja znów się­gnę­łam za jego ple­cy. Zła­pał mnie za rękę.

– To nie było na­sze pierw­sze spo­tka­nie – po­wie­dział, szcze­rząc się sze­ro­ko.

– Co? Jak nie, do cho­le­ry?! Pa­mię­tam, jak­by to było wczo­raj, O’Con­nell!

Pró­bo­wa­łam jesz­cze za­wal­czyć o saj­gon­kę, ale nie pusz­czał mo­jej ręki.

– Pierw­szy raz spo­tka­li­śmy się ty­dzień przez roz­po­czę­ciem roku aka­de­mic­kie­go. Za­pi­sy­wa­łem się na za­ję­cia, a ty sta­łaś w ko­lej­ce przede mną. Usły­sza­łem, jak mó­wisz, że chcesz za­mie­nić wstęp do ak­tor­stwa na inny blok, tak by móc się jesz­cze za­pi­sać na ja­kieś za­ję­cia z astro­no­mii. Gdy wy­cho­dzi­łaś z ko­lej­ki, po­tknę­łaś się i prze­wró­ci­łaś.

Po­czu­łam, że ro­bię się czer­wo­na.

– Cho­le­ra, masz ra­cję! Po­le­cia­łam na twarz i ja­kiś ko­leś po­mógł mi się po­zbie­rać. By­łam strasz­nie za­że­no­wa­na, bo wy­pa­dły mi z to­reb­ki wszyst­kie pi­guł­ki an­ty­kon­cep­cyj­ne, a on mi je po­dał, zna­czą­co się przy tym uśmie­cha­jąc. Zwia­łam szyb­ko, prze­ko­na­na, że cała moja ka­rie­ra to­wa­rzy­ska wła­śnie le­gła w gru­zach… I ty to wi­dzia­łeś? Co za upo­ko­rze­nie!

– To ja po­da­łem ci te pi­guł­ki, kre­tyn­ko! A po­tem do­pil­no­wa­łem, by mnie za­pi­sa­no na za­ję­cia z ak­tor­stwa, na któ­re i ty się za­pi­sa­łaś – po­wie­dział, uśmie­cha­jąc się. – A pierw­sze­go dnia wca­le nie mia­łaś na so­bie T-shir­tu Sig­ma Nu, ale SAE8). I nie no­si­łaś szor­tów w ko­lo­rze kha­ki, tyl­ko dżin­so­we spoden­ki – do­koń­czył ci­cho.

------------------------------------------------------------------------

8) Society of Automotive Engineers – Stowarzyszenie Inżynierów Motoryzacji.

Pa­trzy­li­śmy na sie­bie przez chwi­lę.

– Weź tę cho­ler­ną saj­gon­kę. Zde­cy­do­wa­nie wy­gra­łeś.

Uśmiech­nął się, się­ga­jąc po tro­feum i zja­da­jąc po­ło­wę za jed­nym ra­zem. Dru­gą część pod­su­nął w moją stro­nę.

– Mo­że­my się po­dzie­lić. Nie wie­rzę, że pa­mię­tasz moją ko­szul­kę z Mi­ni­stry…

– Wiesz, Hol­ly też była wte­dy na za­ję­ciach, ale po­zna­ły­śmy się do­pie­ro póź­niej, gdy po­szli­śmy na piwo. Nie pa­mię­tam, co wte­dy na so­bie mia­ła – po­wie­dzia­łam w za­my­śle­niu, chru­piąc swo­ją część saj­gon­ki.

– Ja też nie, Gra­ce – od­po­wie­dział ci­cho Mi­cha­el, cały czas się we mnie wpa­tru­jąc.

Pa­trzy­li­śmy na sie­bie.

Żu­łam swo­ją część saj­gon­ki.

On dra­pał się po no­sie.

Szcze­kacz pani Ko­britz uja­dał na gó­rze.

Za­dzwo­nił mój te­le­fon. I dzwo­nił. I dzwo­nił.

A my na sie­bie pa­trzy­li­śmy.

Od­bierz te­le­fon, Gra­ce.

Te­le­fon? Cho­le­ra, te­le­fon!

Otrzą­snę­łam się, ła­piąc za ko­mór­kę chwi­lę przed tym, jak włą­czy­ła się pocz­ta gło­so­wa.

– Halo? Halo! – krzyk­nę­łam do słu­chaw­ki.

Mi­cha­el za­śmiał się i opadł na ka­na­pę.

– Gra­cy? Hej, wła­śnie mia­łem ci na­grać spro­śną wia­do­mość – rzu­cił mój Bry­tyj­czyk.

– Chcesz, że­bym się roz­łą­czy­ła? – za­py­ta­łam lek­ko zdy­sza­na, po czym pod­nio­słam się z ka­na­py i ru­szy­łam w stro­nę ła­zien­ki.

– Nie­eee, wolę ci opo­wie­dzieć, co bym te­raz chciał ci zro­bić. Będę mógł usły­szeć re­ak­cję.

Po to­nie jego gło­su po­zna­łam, że prze­sta­wia się na tryb John­ny’ego War­go-Gryz­ka. Nie by­łam w sta­nie się mu oprzeć, gdy przy­gry­zał dol­ną war­gę – to był wi­dok, od któ­re­go zde­cy­do­wa­nie mięk­ną ko­la­na.

– Chcesz usły­szeć moją re­ak­cję, tak? – za­py­ta­łam, za­sta­na­wia­jąc się, jak de­li­kat­nie wy­pro­sić Mi­cha­ela, za­nim Jack sztur­mem mnie po­sią­dzie.

Już mia­łam wyjść do sa­lo­nu, gdy po­ja­wił się w drzwiach ła­zien­ki i opie­ra­jąc o fra­mu­gę, szep­nął ci­cho:

– Będę le­ciał, Gra­ce. Zo­ba­czy­my się ju­tro.

Po­ma­cha­łam mu na do wi­dze­nia i od­pro­wa­dzi­łam go do wyj­ścia, cały czas słu­cha­jąc Jac­ka.

– Tak, ko­cha­nie, nie mogę się do­cze­kać two­jej re­ak­cji na moje wy­so­kiej kla­sy sek­sow­ne sztucz­ki, gdy two­imi pal­ca­mi będę czy­nić swo­je cza­ry – cią­gnął ni­skim gło­sem Jack.

Moje cia­ło od razu mu od­po­wie­dzia­ło. Cho­le­ra, prze­cież on po­tra­fił mnie roz­pa­lić w dwie se­kun­dy! Na­wet pięć ty­się­cy ki­lo­me­trów nie było w sta­nie zmniej­szyć jego sek­sa­pi­lu. Gdy chciał mo­jej re­ak­cji, za­raz ją miał, na­wet po dru­giej stro­nie kon­ty­nen­tu.

– Nie mo­żesz się do­cze­kać, tak? – ro­ze­śmia­łam się, otwie­ra­jąc Mi­cha­elo­wi drzwi.

Za­trzy­mał się i spoj­rzał na mnie tak, jak­by jesz­cze chciał coś po­wie­dzieć, ale tyl­ko pod­niósł rękę w po­że­gnal­nym ge­ście. Od­ma­cha­łam mu z uśmie­chem, a on wy­szedł na scho­dy.

– Ale naj­pierw, Sza­lo­na, za­ko­mu­ni­ku­ję ci do­bre wie­ści – po­wie­dział Jack.

Za­mknę­łam drzwi i opar­łam się o nie, gło­śno wzdy­cha­jąc.

– Wszyst­ko okej, cu­kie­recz­ku? – za­py­tał mój Bry­tyj­czyk.

– Tak, w po­rząd­ku. Po pro­stu tę­sk­nię – szep­nę­łam, czu­jąc ścisk w gar­dle.

Na­gle moja tę­sk­no­ta sta­ła się tak sil­na, że aż za­czę­ła bo­leć.

– W ta­kim ra­zie się ucie­szysz, gdy prze­ka­żę ci do­brą no­wi­nę, ko­cha­nie.

– Mów! – roz­ka­za­łam, sta­ra­jąc się na­wet nie my­śleć o tym, cze­go chcia­łam naj­bar­dziej.

– Przy­jeż­dżam, żeby cię zo­ba­czyć – szep­nął.

Za­mknę­łam oczy, opar­łam się czo­łem o drzwi i wy­szep­ta­łam ci­cho „dzię­ku­ję”.

– Gra­cy? Je­steś tam?

– Je­stem, Geo­r­ge – rzu­ci­łam, czu­jąc co­raz więk­szy ścisk w gar­dle. – To naj­lep­sza wia­do­mość, jaką mo­głam usły­szeć. Je­stem prze­szczę­śli­wa!

Na mo­jej twa­rzy za­go­ścił sze­ro­ki uśmiech, któ­ry spo­koj­nie mógł kon­ku­ro­wać z uśmie­chem Jo­ke­ra. Do­sta­łam ata­ku śmie­chu. Śmia­łam się tak bar­dzo, że z oczu po­pły­nę­ły mi łzy. Mo­głam so­bie je­dy­nie wy­obra­zić, jak to mu­sia­ło brzmieć po dru­giej stro­nie.

Jack też za­czął się śmiać. Na­praw­dę, ża­den inny dwu­dzie­stocz­te­ro­let­ni męż­czy­zna na tej pla­ne­cie nie był tak to­le­ran­cyj­ny, szcze­gól­nie w sto­sun­ku do mnie.

Gdy w koń­cu uspo­ko­iłam się na tyle, aby móc sfor­mu­ło­wać zda­nie, wes­tchnę­łam głę­bo­ko i pod­czoł­ga­łam się do ka­na­py. Wgra­mo­li­łam się na nią z wy­sił­kiem i jęk­nę­łam dra­ma­tycz­nie.

– Co to do cho­le­ry było, She­ri­dan? – za­py­tał Jack, znów wy­bu­cha­jąc śmie­chem.

– Taki mały emo­cjo­nal­ny do­łek, Ha­mil­ton. A więc, kie­dy przy­jeż­dżasz? Nie mów mi, że sto­isz na ko­ry­ta­rzu!

Uśmiech­nę­łam się, ale moje ser­ce szyb­ciej za­bi­ło.

– Nie­ste­ty nie, ale będę w pią­tek w nocy. Czy to wy­star­cza­ją­co szyb­ko?

– Bę­dziesz tu za czte­ry dni? – pi­snę­łam, wy­gi­na­jąc się na ka­na­pie i czu­jąc, jak mię­śnie mo­je­go cia­ła mi­mo­wol­nie się za­ci­ska­ją.

– Tak, pro­szę pani. Czy bę­dzie pani go­to­wa na całą tę mi­łość? – za­py­tał ko­kie­tu­ją­co ni­skim gło­sem.

– Ko­cha­nie, zaj­mę się tobą tak do­kład­nie, że nie bę­dziesz w sta­nie wsiąść do sa­mo­lo­tu. Jak dłu­go zo­sta­niesz? – za­py­ta­łam nie­co za­chryp­nię­tym gło­sem.

– Co byś po­wie­dzia­ła, gdy­bym zo­stał do wtor­ku wie­czo­rem?

Za­mknę­łam oczy i za­ci­snę­łam zęby, aby stłu­mić okrzyk.

– Czte­ry dni? Czy zda­jesz so­bie spra­wę, jaką krzyw­dę mo­że­my so­bie wy­rzą­dzić w cią­gu czte­rech dni?

– Do­my­ślam się… Co chcesz, abym przed­tem zro­bił? – za­py­tał, su­ge­ru­jąc po­czą­tek sek­su przez te­le­fon.

Uśmiech­nę­łam się za­do­wo­lo­na, wy­obra­ża­jąc so­bie, na ile spo­so­bów mo­gła­bym od­po­wie­dzieć na to py­ta­nie. Wszyst­kie wy­glą­da­ły obie­cu­ją­co.rozdział drugi

– A więc, ja­kie ma­cie pla­ny na week­end? Poza tym, co w su­mie oczy­wi­ste i cze­go się do­my­ślam…

Na dźwięk słów Hol­ly na mo­jej twa­rzy od razu po­ja­wił się uśmiech.

– Może się zdzi­wisz, ale po­czy­ni­li­śmy pew­ne pla­ny, któ­re nie wią­żą się z łóż­kiem – od­po­wie­dzia­łam. – W so­bo­tę wie­czo­rem wy­bie­ra­my się do te­atru, a w nie­dzie­lę na nową wy­sta­wę w MoMA9). Gra­fik mo­ich prób i jego wy­wia­dów nie daje nam zbyt du­że­go pola ma­new­ru – wes­tchnę­łam, roz­cią­ga­jąc się na sta­rej ka­na­pie na za­ple­czu stu­dia.

------------------------------------------------------------------------

9) Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku.

Hol­ly za­dzwo­ni­ła z L.A. mię­dzy po­ran­ny­mi te­le­kon­fe­ren­cja­mi. Jako moja naj­lep­sza przy­ja­ciół­ka i me­ne­dżer­ka – a tak­że me­ne­dżer­ka Jac­ka – mia­ła dość skom­pli­ko­wa­ną rolę, któ­rą jak do­tąd od­gry­wa­ła wy­śmie­ni­cie. Była świet­na, szcze­gól­nie je­śli cho­dzi­ło o nowo od­kry­te ta­len­ty, ta­kie jak Jack. Kie­ro­wa­ła jego ka­rie­rą z nie­sa­mo­wi­tą pre­cy­zją, sta­ra­jąc się trzy­mać go na wi­do­ku, wy­zna­cza­jąc jed­nak przy tym gra­ni­ce pry­wat­no­ści.

A mó­wiąc o pry­wat­no­ści i Jac­ku: miał przy­le­cieć już dziś wie­czo­rem! Jego sa­mo­lot lą­do­wał oko­ło pią­tej i umó­wi­li­śmy się, że spo­tka­my się w jego ho­te­lu. Nie chcie­li­śmy tra­cić ani chwi­li, a ja czu­łam, że na­sze przy­wi­ta­nie szyb­ko się za­mie­ni w po­śpiesz­ne zdzie­ra­nie mo­jej bie­li­zny.

– Dla­cze­go i tak mam prze­czu­cie, że czas wol­ny nie do koń­ca zo­stał prze­wi­dzia­ny w menu na ten week­end? Ra­czej wię­cej tam… krzy­kli­we­go cza­su – za­śmia­ła się Hol­ly, z pew­no­ścią pa­mię­ta­jąc moje za­wo­dze­nie, któ­re to­wa­rzy­szy­ło jej przez te wszyst­kie ty­go­dnie, kie­dy u niej miesz­ka­łam.

Po­czer­wie­nia­łam. Jack rze­czy­wi­ście wy­wo­ły­wał u mnie głoś­niej­sze re­ak­cje niż ja­ki­kol­wiek inny męż­czy­zna, acz­kol­wiek by­wa­ły noce, gdy nie by­łam w sta­nie przy nim wy­do­być z sie­bie naj­mniej­sze­go dźwię­ku. Czy moż­na ja­koś przy­śpie­szyć czas?

– A jak tam pra­ca nad spek­ta­klem? Do­brze wam się ukła­da z Mi­cha­elem, czy już zdą­ży­li­ście so­bie sko­czyć do oczu?

– Ukła­da nam się za­ska­ku­ją­co do­brze. Za­po­mnia­łam, jaki po­tra­fi być za­baw­ny. Na­praw­dę miło ra­zem spę­dza­my czas. Cza­sa­mi mam wra­że­nie, że ni­g­dy nie prze­sta­li­śmy się przy­jaź­nić.

Tak, bar­dzo się cie­szy­łam, że uda­ło nam się zo­sta­wić prze­szłość za nami.

– Aaa… – po­wie­dzia­ła Hol­ly.

– Co to niby ma zna­czyć? – za­py­ta­łam.

– Nic. Po pro­stu – od­po­wie­dzia­ła, a ja po­czu­łam, że się uśmie­cha.

– Hol­ly, do­brze wiesz, że wszyst­ko, co mó­wisz, ma ja­kieś zna­cze­nie, więc co­kol­wiek to jest tym ra­zem, daj so­bie spo­kój, wa­riat­ko.

– Po pro­stu się cie­szę, że znów je­ste­ście przy­ja­ciół­mi. Nie czu­jesz się z tym dziw­nie? Nie ma mię­dzy wami żad­nej che­mii? Ab­so­lut­nie nic? – za­py­ta­ła.

– Ab­so­lut­nie nic, ale dzię­ku­ję za tro­skę.

Nic mię­dzy nami nie było. Mimo że spę­dza­li­śmy ra­zem mnó­stwo cza­su, wspo­mi­na­jąc sta­re dzie­je, ani razu nie roz­ma­wia­li­śmy o tym, co nas kie­dyś łą­czy­ło, ani o tym, w jaki spo­sób może to te­raz na nas wpły­wać. Przy­po­mnia­ło mi się, jak pa­trzy­li­śmy na sie­bie w cią­gu tych paru nie­zręcz­nych mi­nut przy saj­gon­ce, ale szyb­ko od­su­nę­łam tę myśl.

– No więc… kie­dy mnie od­wie­dzisz, pan­no mą­dra­liń­ska?

– Do­bre za­gra­nie. Po­sta­ram się stąd wy­rwać przed Świę­tem Dzięk­czy­nie­nia. A tak przy oka­zji, gdzie pla­nu­jesz je spę­dzić? Uda ci się przy­je­chać czy bę­dziesz mu­sia­ła zo­stać na pró­bach?

– Nie wiem, ale przy­pusz­czam, że zo­sta­nę. Uda mi się za to zo­ba­czyć z bli­ska i oso­bi­ście Pa­ra­dę Macy’ego10). Bę­dzie eks­tra!

------------------------------------------------------------------------

10) Tradycyjna parada z okazji Święta Dziękczynienia organizowana przez nowojorski dom towarowy Macy’s.

Tak na­praw­dę nie my­śla­łam jesz­cze o świę­tach.

– To może wte­dy przy­ja­dę. Nie mogę prze­cież zo­sta­wić swo­jej naj­lep­szej przy­ja­ciół­ki sa­mej w Dzień In­dy­ka – od­po­wie­dzia­ła Hol­ly.

– O, je­steś ko­cha­na. Je­śli mam jeść słod­kie ziem­nia­ki, to tyl­ko z tobą.

– A o któ­rej spo­dzie­wasz się Jac­ka? – za­py­ta­ła.

Zi­gno­ro­wa­łam oczy­wi­stą alu­zję.

– Oko­ło pią­tej. Mu­szę być przez cały dzień na pró­bie, ale to do­brze. Dzię­ki temu za dużo nie my­ślę. Je­stem pod­eks­cy­to­wa­na! Nie są­dzi­łam, że aż tak będę za nim tę­sk­nić.

Wes­tchnę­łam, opie­ra­jąc się na ka­na­pie. Do­brze wie­dzia­łam, że dzi­siej­szy dzień bę­dzie się dłu­żył.

Sześć go­dzin do bara-bara…

– Bez cie­bie jest jak małe za­gu­bio­ne szcze­nię – po­wie­dzia­ła Hol­ly.

– Na­praw­dę?

– Bar­dzo an­ga­żu­je się w pro­mo­cję i dużo im­pre­zu­je ze zna­jo­my­mi, ale wi­dzę, że w głę­bi ser­ca wo­lał­by być z tobą, oglą­da­jąc te two­je ża­ło­sne Gol­den Girls.

– Ta­aak, z pew­no­ścią wo­lał­by oglą­dać pod koł­drą Beę Ar­thur11), niż włó­czyć się po mie­ście – rzu­ci­łam drwią­co.

------------------------------------------------------------------------

11) Amerykańska aktorka grająca Dorothy Zbornak w sitcomie The Gol­den Girls (Złot­ka) z 1985 roku.

– Jaka ty je­steś głu­pia, Gra­ce… Chło­pak jest za­ko­cha­ny. Po­zwól mu za sobą tę­sk­nić.

Przy­gry­złam war­gę.

– Wiem, że za mną tę­sk­ni. Ja też za nim tę­sk­nię. Bar­dzo.

Na­gle do stu­dia wszedł Mi­cha­el ra­zem z kie­row­ni­kiem mu­zycz­nym.

– Prze­pra­szam, Hol­ly, ale mu­szę koń­czyć. Za­dzwo­nię do cie­bie w week­end – rzu­ci­łam do słu­chaw­ki, zbie­ra­jąc się z ka­na­py i ru­sza­jąc w stro­nę for­te­pia­nu.

– Ani się waż do mnie dzwo­nić w cza­sie, gdy po­win­naś zaj­mo­wać się swo­im go­rą­cym Bry­tyj­czy­kiem! Ca­łu­ję cię, pa – po­wie­dzia­ła szyb­ko i się roz­łą­czy­ła.

Uśmiech­nę­łam się i wy­łą­czy­łam te­le­fon.

– Hol­ly dzwo­ni­ła? – za­py­tał Mi­cha­el, szcze­rząc się od ucha do ucha.

– Taa, mo­le­sto­wa­ła mnie – ro­ze­śmia­łam się, prze­glą­da­jąc nuty.

– Co do week­en­du? – za­py­tał, a jego uśmiech stał się nie­co bar­dziej sztucz­ny.

– Tak. Za każ­dym ra­zem pró­bu­je mi da­wać ja­kieś rady. Znasz ją… – po­wie­dzia­łam, da­jąc znak akom­pa­nia­to­ro­wi, że mo­że­my za­czy­nać.

Pra­co­wa­li­śmy nad pio­sen­ką. Gdy skoń­czy­li­śmy, usia­dłam na ka­na­pie, a Mi­cha­el za­czął się zbie­rać do wyj­ścia.

Wtem do stu­dia wpa­dła Le­slie.

– Sły­sza­łam, że twój chło­pak przy­jeż­dża w ten week­end. Pew­nie nie mo­żesz się już do­cze­kać, co? – za­py­ta­ła, sa­do­wiąc się na ka­na­pie obok mnie.

– Przy­jeż­dża. A skąd o tym wiesz? – za­py­ta­łam.

– Mi­cha­el mi po­wie­dział – od­par­ła, grze­biąc w tor­bie i wy­cią­ga­jąc kil­ka ma­ga­zy­nów.

– A to co? – za­py­ta­łam, gdy je roz­ło­ży­ła przede mną na ka­na­pie.

– Jest tu parę zdjęć mo­jej mi­ło­ści, Jac­ka Ha­mil­to­na. Po­my­śla­łam, że może okle­ję nimi na­szą gar­de­ro­bę!

Za­czę­łam się za­sta­na­wiać, czy nie po­win­nam jej po­wie­dzieć o mnie i o Jac­ku. Nie chcia­łam utrzy­my­wać tego tak dłu­go w ta­jem­ni­cy, ale kie­ro­wa­łam się in­struk­cja­mi od Hol­ly, mimo że wie­dzia­łam, że Jack się z nimi nie zga­dza. Ufał jej jed­nak bez­gra­nicz­nie i wie­dział, że to dla do­bra jego ka­rie­ry.

Nie cho­dzi­ło o to, że ro­bi­li­śmy z tego ja­ką­kol­wiek ta­jem­ni­cę. Po pro­stu nie da­li­śmy tego do pu­blicz­nej wia­do­mo­ści. To, że prze­by­wa­łam na dru­gim wy­brze­żu, uła­twia­ło spra­wę w kwe­stii kon­tak­tów z pra­są, szcze­gól­nie te­raz, gdy Jack udzie­lał tak wie­lu wy­wia­dów.

Hol­ly na­uczy­ła go jed­nej for­muł­ki: „Obec­nie z ni­kim się nie spo­ty­kam”, któ­rej trzy­mał się we wszyst­kich roz­mo­wach. Je­śli nie wy­cią­gnę­li­by na­szych wspól­nych zdjęć z L.A., wszyst­ko by­ło­by w po­rząd­ku… Spo­dzie­wa­łam się, że Le­slie w koń­cu o wszyst­kim się do­wie, a nie chcia­łam, aby po­my­śla­ła, że coś przed nią ukry­wam.

– Jest taki sek­sow­ny – wes­tchnę­ła na wi­dok zdję­cia w ma­ga­zy­nie dla na­sto­la­tek, po czym szyb­ko je wy­rwa­ła.

Po­zwo­li­łam so­bie zer­k­nąć, a moje ser­ce mo­men­tal­nie wy­ko­na­ło po­dwój­ną se­rię ude­rzeń na se­kun­dę.

– Le­slie… – za­czę­łam nie­pew­nie.

– Mój Boże, ależ ten fa­cet jest sek­sow­ny! Może po­win­nam…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: