Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Nieperfekcyjna mama - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Nieperfekcyjna mama - ebook

To inspirująca książka dla każdej mamy. Nie znajdziesz w niej sprawdzonych przepisów i cennych rad. Nauczysz się raczej, jak je przyjmować od życzliwych Ci osób… lub ignorować. Nie podpowie Ci, jak radzić sobie z krzyczącym dwulatkiem, ale pomoże Ci w takich chwilach nie zwariować. Nie zmieni Twojego partnera w czułego tatusia, ale pozwoli Ci do woli na niego ponarzekać.

Autorka skupia się na tym, co dotyczy każdej mamy, każdej z nas. Pokazuje, że wszystkie jesteśmy do siebie podobne. Zmagamy się z tymi samymi problemami, mamy takie same wątpliwości, popełniamy takie same błędy. I wszystkie czasem ryczymy w poduszkę.

Niniejsza książka dedykowana jest wszystkim mamom, bez względu na sposób rodzenia, karmienia i wychowywania dzieci. Daje przyzwolenie na chwile słabości, złość a nawet zwątpienie, jednocześnie motywuje i inspiruje mamy do walki o siebie. Przypomina, że każda mama jest przede wszystkim kobietą i ma prawo do swoich marzeń i planów. Nie musi być ani oazą spokoju, ani kreatywną wariatką. Nie musi podążać za modą eko i bio. Jedyne na czym powinna się skupić to szczęście i radość jej, dzieci i rodziny.  

Każda mama znajdzie tu coś dla siebie: pocieszenie, motywację, śmiech i wzruszenie. A wszystko po to, by móc położyć się wieczorem do łóżka z poczuciem, że nie musi być perfekcyjnie. Wystarczy, że jest fajnie.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0461-9
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

PROLOG

ROZDZIAŁ I

Ciąża i ciało

Rozmowy intymne

Co to znaczy perfekcyjna?

Zgodnie z planem

Kobieta o złotym sercu

Mój bezcenny czas

Lubię sobie ponarzekać

Jestem do niczego?

A jednak jestem idealna!

Mama nie tylko sprząta

Ja i baba z reklamy

Mamuśki na pokaz

Jest różnie

Marzenia i rzeczywistość nieidealna

Będziesz miała siostrzyczki

Krzyk

Pozytywna mama

Siła autoperswazji

Biorę się w garść

Rewolucja mózgu

Krótki antyporadnik

Roczniak i nowe problemy

Masz prawo zniknąć

Przepraszam, córeczki!

Czego nie uczy macierzyństwo?

Instrukcja obsługi dziecka

Nie jestem kwoką

Reguły są po to, by je łamać

Jestem całym światem

ROZDZIAŁ II

Rodzę po raz pierwszy

Powtórka z rozrywki do kwadratu

Porodowe opowieści

Baby blues

Dobra mama karmi sama?

Marchewka ze słoiczka

Rewia mody w wersji mini

Szczepić czy nie szczepić?

Małe dziecko w dużym łóżku

Jestem stanowcza!

Spojrzenie z dystansu

Przemyślenia doświadczonej mamy

ROZDZIAŁ III

Stado manipulantów i ja

Blaski i cienie wirtualnego świata

Tatusiowie

Niewygodne pytania

Stojąc przed lustrem

Zostaną wspomnienia

EPILOGPROLOG

Jeśli trzymasz w rękach tę książkę i zastanawiasz się, czy warto ją kupić, podpowiem ci: nie warto… nie warto dłużej się zastanawiać. Rozejrzyj się dookoła, wybór poradników masz ogromny. Znajdziesz w nich wiele ciekawych informacji: co robić, gdy dziecko płacze, jakie metody są najlepsze przy dokuczliwych kolkach, jak i kiedy kąpać maluszka. Poznasz metody wzbudzania laktacji czy radzenia sobie z problemami wychowawczymi, jakie sprawia kilkuletnie dziecko. Poradniki jednak traktują nas instrumentalnie, jakby ta sama rada pasowała do wszystkich dzieci, jakbyśmy niczym się nie różniły, jakby można było wrzucić nas wszystkie do jednej szuflady z napisem „matka”. W żadnym nie znajdziesz tego, co jest istotą macierzyństwa. Na próżno szukać w nich słów pocieszenia, gdy nie przespałaś kolejnej nocy, rady, co robić, gdy masz już dosyć. Nikt nie wyjaśni ci, dlaczego jesteś tak zmęczona, że wizytę u dentysty traktujesz jak pobyt w spa, mimo że do tej pory panicznie bałaś się stomatologa.

Ta książka jest inna. Tu nie ma owijania w bawełnę. Macierzyństwo jest cudowne, dla wielu z nas to spełnienie największego marzenia. Bycie mamą to najwspanialsze, co spotkało mnie w życiu. Ale marzenia to nie rzeczywistość, to tylko wytwór wyobraźni. Dopóki nie zostaniesz mamą, nie wiesz, co tak naprawdę cię czeka, nie zdajesz sobie sprawy, że macierzyństwo to nie tylko beztroska zabawa, ciche spacery, piękne rodzinne zdjęcia i cudowne wspomnienia. Nie wierzę, że planując swoje macierzyństwo, myślisz o chorobach, podkrążonych oczach, niewyspaniu i baby bluesie. Przecież to nie będzie dotyczyło ciebie.

Niestety, nagle okazuje się, że długi lub częsty płacz dziecka, zamiast wzruszać, wkurza cię na maksa. Karmienie piersią, które tak wszędzie reklamują, to nic innego jak obolałe, nabrzmiałe sutki, a każdorazowe przystawienie dziecka sprawia taki ból, że łzy same lecą ci z oczu. Spokojne noce? A cóż to takiego? Śpisz tak lekko, że masz wrażenie, jakbyś wcale nie zasypiała, tylko lewitowała między jawą a snem. Każdy szmer, kichnięcie, poruszenie się dziecka sprawia, że sztywniejesz. Obudzi się czy nie? Nagle uświadamiasz sobie, że macierzyństwo z twoich marzeń miało wyglądać nieco inaczej. A rzeczywistość różni się bardzo od tego, o czym czytałaś. Spodziewałaś się tęczy nad domem, a masz słońce na przemian z burzą. Tak, macierzyństwo bywa czasem nawet rozczarowaniem. Przynajmniej na tym początkowym etapie. Bo – inaczej niż w znanym przysłowiu – im dalej w las, tym… jaśniej.

Pozwolisz, że będziemy na „ty”? Na imię mi Ania i tak jak ty jestem mamą. Mam trzy wspaniałe córki (w tym bliźniaczki). Być może wcale nie wiem o macierzyństwie więcej, ale doświadczyłam już prawie wszystkiego, czego można doświadczyć w tej dziedzinie życia. Rodziłam zarówno siłami natury, jak i przez cesarskie cięcie. Karmiłam piersią (choć bardziej pasowałoby tu określenie: „próbowałam karmić”) i mlekiem modyfikowanym. Przeżyłam baby blues. Zostałam mamą jednego dziecka, jak i dwójki naraz. Wiem, z czym wiąże się wcześniactwo, bo moje bliźniaczki przyszły na świat siedem tygodni przed terminem. I, co najważniejsze, prawdopodobnie zetknęłam się ze wszystkimi problemami, z którymi borykasz się każdego dnia, odkąd zostałaś mamą. Jestem pewna, że czytając tę książkę, niejednokrotnie będziesz miała wrażenie, że to zapis twoich własnych myśli. Bo tak naprawdę, mimo różnych życiowych dróg, różnych decyzji i poglądów, jesteśmy bardzo do siebie podobne. Łączy nas przecież najważniejsza rola życia – bycie mamą. To niebywałe, jak nieznacznie różnią się od siebie doświadczenia, które zbieramy od chwili urodzenia dziecka.

Historia zatacza koło. Dopiero kiedy urodzisz własne dziecko, zdajesz sobie sprawę, jaką drogę przeszła twoja mama. Możesz teraz nie słuchać jej rad, możesz nawet wyśmiewać jej metody wychowawcze, ale kiedyś to ona była na tym etapie życia, na którym teraz jesteś ty. A w przyszłości być może będzie twoja córka. Macierzyństwo jest podobne dla kobiet wszystkich pokoleń. Szkoda tylko, że często pokazuje się je nam przez różowe okulary. A te okulary spadają z nosa szybciej, niż się tego spodziewamy. Nie twierdzę, że to źle. Ale żałuję, że nikt wcześniej mi tego nie uświadomił. Że nikt nie przygotował mnie na taką rewolucję w życiu. Bycie mamą to nie tylko przyjemność, to także ciężka praca. Praca przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.

Dzięki swojemu dziecku doświadczysz szczęścia, radości i miłości, ale dostarczy ci ono także powodów do smutku, zmartwień i wątpliwości. I to właśnie jest całkiem normalne. Zapewniam cię, że nie raz ciśnienie skoczy ci do trzystu, nie raz będziesz musiała trzymać język za zębami, nie raz pomyślisz, że jesteś kiepską mamą. Ale nie jesteś.

Chciałabym, żebyś z całej książki zapamiętała najważniejsze słowo, do którego będę często wracać: DYSTANS. Absolutnie do wszystkiego. Do tego, co przeczytasz w mądrych poradnikach, do tego, co próbują ci przekazać programy telewizyjne o wychowywaniu dzieci, do wskazówek teściowej, sąsiadki, koleżanki, „cioć złota rada”. Dystans do samej siebie. Nie spinaj się, to nie pomaga, a wręcz wywołuje poczucie winy. Unikaj jak ognia mam, które zawsze wszystko wiedzą i będą próbowały przekonać cię, że znają się na macierzyństwie jak nikt inny: oczywiście ich dzieci są najmądrzejsze, najgrzeczniejsze, najzdolniejsze i nie mają sobie równych. Słuchając ich wywodów, dojdziesz do wniosku, że jesteś matką złą i beznadziejną. Tymczasem wszystko to, co powinnaś wiedzieć, wyjdzie w praniu. Nie martw się błędami i porażkami. Zdarzają się nawet matkom, które uważają się za nieskazitelne. Tylko nie każda z nas potrafi się przyznać do błędu.

Dystans przyda ci się zawsze i wszędzie. Najgorzej jest zacząć. Nie jesteśmy robotami, naszych emocji nie da się po prostu wyłączyć albo zaprogramować. Jesteśmy ludźmi i mamy uczucia. Nawet jeśli tego nie chcemy. Zupełnie normalne jest więc, że czasem kierujemy się tylko sercem, mimo że rozum podpowiada całkiem coś innego.

Pamiętam, jak Martyna (moja starsza córka) weszła w okres małego buntu. Buntu o wszystko, zawsze, wszędzie. Aaaaaaa! Podnosiła mi ciśnienie regularnie. Rano musiało minąć z dziesięć minut, zanim się ubrała, kolejne dziesięć, zanim postanowiła umyć zęby, piętnaście minut prosiłam, abyśmy w końcu wyszły do przedszkola. I tak dalej, przez cały dzień. Z jedzeniem, spaniem, wszystkim! Miałam wrażenie, że totalnie lekceważy, co do niej mówię. Taki sposób sobie obrała, żeby sprawdzić moją cierpliwość. Któregoś ranka znowu siedziałam i czekałam, aż łaskawie włoży kurtkę. Kiedy ją ponagliłam, usłyszałam: „Spokojnie, spokojnie”. W końcu po piętnastu minutach podeszła jakby nigdy nic z uśmieszkiem na ustach. Wycedziłam przez zęby sama do siebie: „Jezus Maria, kiedyś nie wytrzymam…”. A mała, słysząc to, wypaliła: „Czemu bzyczysz jak pszczoła?”. No właśnie…

A ty czemu bzyczysz? Powiem ci: bo emocje i macierzyństwo są nierozerwalnie ze sobą związane. I to nie tylko te pozytywne emocje, niestety. Nieraz złapiesz się na tym, że zareagowałaś zbyt wybuchowo i nie poznajesz sama siebie. Że według mądrej książki powinnaś postąpić zupełnie inaczej. Tymczasem poradnik swoje, ty swoje. Może jesteś inna? Taka poza normą, niepasująca do ogólnej definicji matki? Nie tędy droga. Nie ucz się myśleć podręcznikowo. Zachowaj dystans.

Nie tylko książki potrafią szkodzić. Także wszelkiego rodzaju fora internetowe dla kobiet spodziewających się dziecka, portale dla rodziców i blogi parentingowe. Na forach zazwyczaj poznajesz kobiety, o których wiesz tylko tyle, ile same o sobie napiszą. Przychodzi taka wieczorem, zadowolona, że maluch w końcu po całym dniu płaczu zasnął, i pisze: „Jak ja kocham tego szkraba, tak słodko śpi”. Cały dzień padała ze zmęczenia i modliła się o chwilę dla siebie, a potem pisze to jedno jedyne zdanie. Myślisz sobie, że z twoim dzieckiem jest chyba coś nie tak. Nie chce spać w ciągu dnia, wisi przy piersi, odłożone płacze. Dlaczego jest inne niż wszystkie? No cóż, nie jest. Tylko ta inna mama wcale nie zamierza ci się zwierzać. I w sumie nawet nie musi. A w tobie zaczyna kiełkować poczucie, że na pewno robisz coś źle, gdzieś popełniasz błąd. Bo wszyscy mają lekko, a ty zmagasz się z ogromnym zmęczeniem, brakiem czasu i wyrzutami sumienia, że twoje macierzyństwo wygląda inaczej niż to znane z opisów na forach.

W największe przygnębienie wprawią cię jednak blogi rodzicielskie. Tam czarno na białym udowodnią ci, że jesteś beznadziejna. Nie radzisz sobie z organizacją czasu, twoje zdolności kulinarne ograniczają się do szybkich dań, więc nie zdziw się, jeśli z ust własnego męża, zamiast wyrazów wsparcia i zrozumienia, usłyszysz: „Co ty właściwie robiłaś przez cały dzień?”.

Niemal wszystkie blogerki fotografują swoje dzieci. Zawsze czyste, zadbane, siedzące prosto przy stoliczku i bawiące się wyłącznie (!) kreatywnymi zabawkami. Czy tylko ty leżysz na podłodze z maluszkiem i zastanawiasz się, jak przeżyć do wieczora? Czy tylko twoje dziecko pluje jedzeniem, które starałaś się przygotować zgodnie z wytycznymi znalezionymi w internecie? To jeszcze nie wszystko. Twój wzrok dostrzega na zdjęciu ten ład i porządek za plecami maluszka. Rozglądasz się po pokoju. Miałaś tu ogarnąć, ale przecież dzieciak nie chciał zasnąć w południe, a potem musiałaś wziąć się do obiadu. No tak, nie umiesz zorganizować czasu we własnym domu. A zaległości się nawarstwiają.

Mam dla ciebie złotą radę. Wyłącz komputer. Albo przejrzyj na oczy. Nie tylko twoje dziecko bałagani. Nie tylko ty tego nie ogarniasz. Przyjdzie czas, że będzie lżej i poradzisz sobie ze wszystkim. Przyzwyczaj się do nowej sytuacji w domu. I najważniejsze, wyobraź sobie, że za plecami „idealnej” matki robiącej zdjęcie jest cała sterta prasowania i góra całkiem niekreatywnych zabawek. Mnie to zawsze pomagało.

Wraz z rozwojem dziecka zmartwienia i problemy nie znikną. One po prostu będą się zmieniać. Na początku najwięcej kłopotów i pytań pojawia się w kwestii karmienia i pielęgnacji maluszka. Czy się najada twoim mlekiem, czy dostaje odpowiednią ilość, czy nie za często go karmisz, a może zbyt rzadko… Który krem będzie dla niego odpowiedni, które pieluszki. Dlaczego płacze, dlaczego tyle śpi. Dlaczego… I cokolwiek zrobisz, zawsze będziesz się zastanawiała, czy postępujesz dobrze, czy podjęłaś właściwą decyzję.

Wiesz, że pierwszym małym dzieckiem, które wzięłam na ręce, była moja córka? Nigdy wcześniej nie trzymałam niemowlaka, nie mówiąc już o noworodku. Pamiętam, jak po raz pierwszy zmieniałam jej pieluszkę. W szpitalu. Wstydziłam się, bo dzieliłam pokój z inną mamą. A ona urodziła swoje trzecie dziecko. Przecież jeśli zrobię coś nie tak, to mnie wyśmieje. Albo pomyśli sobie o mnie coś złego. Na pewno będą mi się trzęsły ręce. A jeśli sobie nie poradzę? Przecież to nie lalka ze szkoły rodzenia. To mały człowiek! O Boże, toż to człowiek. Mogę go skrzywdzić.

Nie skrzywdziłam. Wykorzystałam moment, gdy sąsiadka z łóżka obok wyszła do toalety. Pomyślałam: teraz albo nigdy! Nie muszę chyba dodawać, że zanim skończyłam, byłam spocona, jakbym przebiegła maraton. W dodatku wykończona psychicznie i emocjonalnie. Przy zmianie pieluszki, rozumiesz? Takie początki miałam!

Już nie wspomnę o przystawianiu do piersi. A położne nie były za bardzo pomocne. Zamiast pokazać mi, jak to się robi prawidłowo, przyniosły mleko modyfikowane w maleńkim kubeczku. Żeby jeszcze chociaż powiedziały, jak mam małą nakarmić. Ale nie, zostawiły mnie z noworodkiem i kubeczkiem mleka w ręce. Miałam dwadzieścia pięć lat. Byłam młodą, świeżo upieczoną mamą, po ciężkim, bardzo długim porodzie, i miałam zerowe doświadczenie. Przygotowywałam się do nowej roli, czytając poradniki. A poradniki twierdziły, że to wszystko jest takie łatwe… To chyba już wtedy zaczęła się moja długa i trudna podróż pod górkę. Właściwie pod ogromną górę. Chyba już wtedy zaczęłam postrzegać siebie jako kiepską mamę. Bo przecież miałam karmić piersią, a one przyniosły mi ten cholerny kubeczek. Myślałam, że tak trzeba, w końcu wiedzą lepiej, znają się. Ja nie. Ja tylko przeczytałam kilka poradników.

Z biegiem czasu zmienia się liczba i rodzaj zmartwień. Dlaczego moje dziecko jeszcze nie chodzi, dlaczego syn kuzynki mówił tak wcześnie, a moja córka milczy albo mówi niewyraźnie? Wyliczać można w nieskończoność – ząbkowanie, bunt dwulatka, nauka samodzielności, żłobek, przedszkole, powrót do pracy… Wszystko to wywołuje w nas, mamach, ogromne emocje, nie zawsze zgodne z tym, co sobie wcześniej zakładałyśmy.

Pamiętam jak dziś swój powrót ze szpitala do domu. Rozebrałam Martynę, przewinęłam, położyłam do łóżeczka i pomyślałam: co teraz? Byłam przerażona. Nie było obok mnie położnych, nie było guzika, którym przywoływało się pomoc. Obok był mąż, tak samo zielony w kwestii rodzicielstwa jak ja. Trzeba pamiętać, że okres połogu u kobiety to nie tylko ból po przebytym porodzie, dyskomfort fizyczny, ale także psychiczny. Emocjonalny szał. Hormony buzują, nastrój wariuje. Dodaj do tego paniczny strach o zdrowie dziecka, zerowe doświadczenie i ten stos poradników, które swoimi okładkami krzyczą do ciebie: NIE NADAJESZ SIĘ! Zaliczyłam porządny baby blues. I niby wiedziałam, co się ze mną dzieje, niby te mądre podręczniki uprzedzały, że tak się zdarza. Ale mnie miało to ominąć. Miało być pięknie od początku. Nie było. Porażki od samego porodu.

Wiesz, co się wtedy robi? Szuka się wsparcia. Jakiegokolwiek. Mimo że przez całą ciążę udzielałam się na forum dla mam, to wtedy nawet nie włączałam komputera. Bo było mi wstyd, że inne mamy sobie radzą, a ja jestem jakaś nienormalna. Ileż można ryczeć w poduszkę? A teściowa, z którą wtedy mieszkałam? Bardzo ją szanowałam, ale nie byłam w stanie się przed nią otworzyć. Siostry, bezdzietne, przyglądały się temu, co wyczyniam, trochę zdziwione, że nie potrafię w pełni cieszyć się swoją cudowną, śliczną i zdrową córką. Jedyną osobą, na którą mogłam liczyć, była mama. Każdego wieczoru przyjeżdżała, żeby pomóc w kąpieli i przede wszystkim ze mną pobyć. Wystarczało, że czułam jej obecność, i mój spokój wracał. Słuchałam jej jak objawienia.

Wierzyłam wówczas, że każdy, kto ma dziecko i mi doradza, ma więcej racji niż ja. Bo ma tę przewagę, że jest doświadczony. Z biegiem czasu zauważyłam, że ile osób, tyle porad. Powoli wracał zdrowy rozsądek. Połóg mijał, baby blues się wyciszał, hormony wracały na właściwy poziom. To był ten moment, w którym zdałam sobie sprawę, że muszę wziąć sprawy w swoje ręce. Pozbyć się „cioć złota rada”, forumowe wpisy idealnych mam, które pewnie leczą swoje kompleksy poprzez słodkopierdzące komentarze, traktować z przymrużeniem oka i schować wszystkie poradniki. Dotarło do mnie, że żaden podręcznik nie przygotował mnie do bycia mamą tu, w głowie. Że przechwałki i idealny obraz macierzyństwa przedstawiany przez mamy na forach to bujda. Że to, czym kierują się inne matki, ma się nijak do moich poglądów i zasad, którymi się kieruję.

Bycie mamą to nie definicje, to nie statystyki. Bycie mamą jest we mnie. Jakkolwiek to zabrzmi, bycia mamą trzeba się nauczyć. Musisz przejść przez każdy, nawet niełatwy etap, żeby zrozumieć, jak ważnej i trudnej roli się podjęłaś. Zasmakujesz mnóstwa radości, ogromu miłości i dumy z bycia mamą. Ale poznasz też, czym jest zmęczenie, zwątpienie i smutek. I nie ma innej drogi do poznania tych emocji niż przejście przez nie. Dlatego nie wierz ślepo w to, co mówią, co doradzają.

Namówiono mnie na mleko modyfikowane, tak chętnie nazywane dziś w internecie „paszą dla niemowląt”, bo Martyna potrafiła wisieć przy piersi całymi dniami. Zdecydowałam się, bo byłam już tak zmęczona i wykończona psychicznie, że nie widziałam innego wyjścia z sytuacji. A wszystkie głosy wokół mówiły: „Nie męcz się”. Podałam mieszankę, mała spała najedzona pół nocy, ja się wyspałam. Ale byłam równie zmęczona jak wcześniej, bo postąpiłam wbrew sobie. Dopiero kiedy w stu procentach pogodziłam się z tym, że wyłącznie piersią karmić już nie będę, odżyłam. Wtedy poczułam się prawdziwą mamą. Nie dlatego, że dziecko dłużej spało, ale dlatego, że nie musiałam robić już nic wbrew swoim przekonaniom. Podałam mleko, okay. Przeżyłam poczucie porażki, okay. Idziemy dalej. Do przodu. Jestem mamą. Mamą przez duże M. Ty też.Ciąża i ciało

Moment, w którym dowiadujesz się, że jesteś w ciąży, można porównać do Nowego Roku. Choć zmiany, jakie cię czekają, są nieporównywalne z tymi, gdy zmienia się data na przykład z 2015 na 2016 rok. W obu przypadkach czujesz, że zaczyna się coś nowego, masz nadzieję na lepsze życie, robisz plany. Od czego zaczynasz, widząc dwie kreski na teście ciążowym, gdy już minie pierwszy szok? Od mocnego postanowienia poprawy. Tak jak zaczynając nowy rok. Nagle starasz się zdrowo odżywiać, porzucasz złe nawyki, wybielasz się niczym anioł. Potem gnasz do księgarni albo uruchamiasz laptop i buszujesz w internetowych sklepach, szukając odpowiednich poradników. Udzielasz się na forach internetowych dla przyszłych mam, czytasz rady, nawet sama z czymś mądrym wyskoczysz. Szukasz odpowiednich kosmetyków, bo przecież ciąża ma duży wpływ na przyszły wygląd kobiecego ciała, więc już od samego początku starasz się wyglądać pięknie. Smarujesz ciało kremem przeciw rozstępom i modlisz się, żeby cię nie rozerwało.

Łatwo jednak wpaść w paranoję. W pierwszej ciąży kupiłam cudowny specyfik. Wklepywałam go w skórę dwa razy dziennie. Ani jednego rozstępu. Wtedy byłam przekonana, że to dzięki niemu nie wyglądałam jak tygrys w cętki. Kiedy zaszłam w drugą ciążę i zamierzałam znów stosować ów krem, okazało się, że już go nie produkują. Wpadłam w panikę. Teraz to już na pewno po moim boskim ciele! A byłam bardzo szczupła i jędrna, żal byłoby to zaprzepaścić! Kupiłam coś innego, podobno dobrego, na forach zachwalali. Któregoś dnia wstałam rano i jeszcze zaspana poszłam pod prysznic. Byłam w siódmym miesiącu ciąży z bliźniakami, więc brzuch już ogromny, a rozstępów nadal brak – cieszyłam się jak głupia. Rozebrałam się, stanęłam pod prysznicem i…. zamarłam. Cały brzuch „pognieciony”. Z przodu, z boku, sama nie wiem, gdzie jeszcze, bo oczy zaszły mi łzami, w gardle urosła gula, zakręciło mi się w głowie. To koniec, tego już się nie pozbędę! Przecież rozstępy zostają na zawsze! Po chwili zauważyłam, że to gumka od piżamy odcisnęła mi się na skórze… Rozstępów jak nie miałam, tak nie mam.

Śmiejesz się? Tak, ja też się teraz śmieję. Z samej siebie, że tak strasznie bałam się zmian w wyglądzie, nie mając jeszcze wtedy pojęcia, że prawdziwe, oszałamiające zmiany dopiero mnie czekają. W życiu. Ciało to tylko ciało. Priorytety zmieniają się wraz z przyjściem na świat dziecka. Z całą pewnością nie kochałabym żadnego z dzieci mniej, nawet gdyby podczas ciąży nie udało mi się uniknąć rozstępów. Jeśli mogę ci coś doradzić, stosuj kremy. Ale nie wpadaj w depresję, jeśli faktycznie nie będziesz wyglądała po ciąży jak topowa modelka. Ciało zestarzeje się prędzej czy później i tego niestety nie unikniesz.

Pierwsza ciąża nie zmieniła nic w moim wyglądzie – bardzo szybko i bez wysiłku wróciłam do formy. Druga nie była już taka łaskawa. Może miał na to wpływ fakt, że tym razem była to ciąża bliźniacza, może mój wiek, bo jednak byłam o cztery lata starsza, może coś innego. Nieważne. Skóra się rozciągnęła i nie wróciła w całości „na swoje miejsce”. Pierwsze pół roku to była załamka. Nie mogę przecież w takim stanie włożyć dwuczęściowego stroju kąpielowego. Wyglądam jak własna babcia! I zaczęło się. Kremy, ćwiczenia, dieta. Wytrwałam dwa tygodnie, po czym stwierdziłam, że wcale nie wyglądam najgorzej.

Nie chodzi o zmiany, jakie zaszły. Zmiany często nieodwracalne. Ale o to, jak same je postrzegamy. Najczęściej zawstydza nas sam fakt, że jednak coś się zmieniło. Długo wyolbrzymiałam ten problem. Rozbierając się przed lustrem, szukałam defektów, zamiast skupić się na tym, że mimo ciąży wyglądam nieźle. Bo tak powinnam sobie mówić. Skupiałam się na tym, że nie wyglądam już tak jak kiedyś. Pożaliłam się raz mamie, że po ciąży to już nawet piersi nie mam. Na co mama, patrząc na swoją wnuczkę, z lekkim uśmieszkiem odpowiedziała: „Twoje piersi właśnie zaczynają raczkować”. Miała rację, to dużo więcej niż jędrny biust i płaski brzuch.

Ale ona była już doświadczoną matką, wiedziała, jakie zmiany zaszły w niej samej, i akceptowała je, bo od jej ostatniej ciąży minęło już kilkanaście lat. Wydawało mi się wtedy, że nigdy nie dojdę do takiego momentu, gdy z uśmiechem spojrzę na swoje ciało. Gdy zaakceptuję w stu procentach to, jak wyglądam, a przede wszystkim to, że najprawdopodobniej już nigdy nie będę wyglądać tak jak kiedyś. Dziś? Dziś myślę sobie, że mimo wszystko nie zamieniłabym się ciałem z kobietą idealną. Bo mam o wiele więcej niż ona.

Musisz wiedzieć, że ciąża może (ale wcale nie musi) mieć duży wpływ na twój wygląd. Oczywiście, chcemy, żeby jedyną pamiątką po niej był słodki bobas śpiący w łóżeczku, ale tak się czasem zdarza, że tych pamiątek zostaje całe mnóstwo. Więcej niż muszli nazbieranych na plaży podczas wakacji. Rozstępy, żylaki, cellulitis, hemoroidy, obwisłe piersi, nadmiar skóry na brzuchu i udach, nadwyżka kilogramów. Brzmi nieciekawie, co? Faktem jest, że wiele kobiet zmaga się z tym do końca życia, ale bywa też, że mama kilka tygodni po urodzeniu dziecka wygląda lepiej niż przed ciążą.

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: