Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niewiadomski - zabić prezydenta - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 września 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
26,46

Niewiadomski - zabić prezydenta - ebook

„16 grudnia 1922 r. w sali Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych po daniu trzech strzałów do Prezydenta Narutowicza cofnąłem się o jeden czy dwa kroki i odwróciłem tyłem. Tak stałem bez ruchu. Czekałem, aż ktoś się zbliży. Nie zbliżał się nikt – nikt nie rozumiał, co się stało i że to ja byłem sprawcą strzałów.”

Tak rozpoczyna się książka, która, jak pisze we wstępie sam autor, jest nie tyle biografią, ile próbą znalezienia odpowiedzi na narzucające się niemal od razu pytanie: Dlaczego?. Dlaczego Eligiusz Niewiadomski, malarz i teoretyk sztuki, wykładowca, działacz niepodległościowy, zabił pierwszego prezydenta odrodzonej Rzeczypospolitej Gabriela Narutowicza? Czy człowiek rodzi się zabójcą? Czy też to splot nieszczęśliwych okoliczności doprowadza go do tragicznego finału?

Autor, historyk specjalizujący się w dziejach XX w., przyjmując za punkt wyjścia wydarzenia związane bezpośrednio z zamachem, cofa się następnie do początków życia Niewiadomskiego, próbując ukazać różne aspekty jego osobowości oraz środowisko, w jakim się wychował i funkcjonował. Charakteryzuje też pokrótce sytuację polityczną II RP u progu niepodległości, zarysowując ścierające się tendencje, które nie pozostały bez wpływu na poglądy i postawę głównego bohatera wydarzeń. Na koniec opisuje proces Niewiadomskiego oraz okoliczności wykonania wyroku, a także wpływ, jaki zarówno śmierć prezydenta, jak i stracenie jego zabójcy wywarły na społeczeństwo polskie.

W książce, pisanej barwnym językiem, przeplatają się dwa typy narracji: forma zbeletryzowana, dzięki której czytelnik ma poczucie, jakby znalazł się w samym środku wydarzeń oraz klasyczny tekst popularnonaukowy. Autor opiera się na licznych źródłach z epoki: stenogramie procesu Niewiadomskiego, artykułach prasowych, pamiętnikach i materiałach filmowych, wykorzystując je do odmalowania gorącej atmosfery tamtych dni. Łączy zatem rzetelny warsztat historyka z żywym, bezpośrednim sposobem przekazu.

Warto dodać, że niniejsza książka stanowi pierwszą tak kompleksową próbę przyjrzenia się sprawcy zamachu na Narutowicza – wszystkie dotychczasowe publikacje dotyczące tego tematu koncentrowały się głównie na ofierze, nie na zabójcy. Książka Patryka Pleskota pokazuje, że na pytanie „Dlaczego on to zrobił?” nie ma prostej odpowiedzi…

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7427-835-5
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

„16 grudnia 1922 r. w sali Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych po daniu trzech strzałów do Prezydenta Narutowicza cofnąłem się o jeden czy dwa kroki i odwróciłem tyłem.

Tak stałem bez ruchu. Czekałem, aż ktoś się zbliży. Nie zbliżał się nikt – nikt nie rozumiał, co się stało i że to ja byłem sprawcą strzałów.

Wtedy – stojąc w tym samym miejscu – podniosłem rękę z rewolwerem do góry do poziomu głowy. Po jakimś czasie zobaczyłem za sobą z prawej strony pana Edwarda Okunia. Pan Okuń podchodził do mnie w sposób niezwykły: wyginał się, pochylał, cofał, wyciągał rękę, cofał rękę, jak gdyby walczył z niezwykle groźnym niebezpieczeństwem. Zwróciłem się do niego wtedy ze słowami: „nie bójcie się, nie będę do Was strzelał”. Okuń – o ile pamiętam – ręki mojej nie dotknął.

Kiedy usłyszałem, że zbliża się do mnie fala ludzka, obróciłem się. Obok mnie stał jakiś oficer – oddałem mu broń. Powiedziałem przy tym: „proszę wezwać policję”. Usłyszałem jakby odpowiedź: „to już zrobiono”. Kto to powiedział, nie wiem.

Stałem w dalszym ciągu tyłem do leżącego pana Narutowicza. Po upływie może pół minuty posłyszałem za sobą: „trzymajcie go!”. Wówczas ktoś z tyłu do mnie podszedł i ujął za ręce w łokciach. Trzymał lekko. Po chwili powiedziałem mu: „może pan nie trzymać, nie ucieknę”. Odpowiedział: „ja wiem – no i moje tu głupie położenie…”. Wkrótce potem ktoś podsunął mi fotel wyplatany. Usiadłem na nim. Czy za mną kto stał, nie wiem. Siedziałem bez ruchu, dopóki nie zjawiła się policja.”

Fragment wypowiedzi Eligiusza Niewiadomskiego w czasie procesu z 30 grudnia 1922 r., (Stanisław Kijeński, Proces Eligjusza Niewiadomskiego o zamach na życie prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Gabryela Narutowicza, Warszawa 1923).2. Kulminacja

Warszawa, mieszkanie Tadeusza Jackowskiego

sobota, 16 grudnia 1922, poranek

Tadeusz Gustaw Jackowski, zaufany współpracownik Narutowicza z ministerstwa spraw zagranicznych, właśnie przebierał się po powrocie z Gdańska, gdy usłyszał dzwonek telefonu.

– Jackowski. Halo?

– Mówi major Maciesza z Belwederu – przedstawił się głos w słuchawce – prezydent przyjmie pana po godzinie 12.30.

– Znakomicie, dziękuję!

Jackowski był zadowolony. Przywoził z Gdańska dobre wieści.

Warszawa, Belweder

sobota, 16 grudnia 1922, poranek

Dr Łepkowski, zastępca szefa kancelarii cywilnej prezydenta, podniósł słuchawkę.

– Dzień dobry, mówi komisarz pierwszego obwodu policji – Łepkowski nie rozpoznawał tego głosu. Rozmówca zresztą nie przedstawił się – Czy prezydent z całą pewnością uda się na wystawę do Zachęty?

Tknięty złym przeczuciem, Łepkowski postanowił nie udzielać wiążących odpowiedzi.

– Nic jeszcze nie jest ustalone, proszę pana – odparł. Usłyszał, że rozmówca przerwał połączenie.

Łepkowski szybko odszukał swego przełożonego. Stanisław Car pokręcił głową:

– To jakaś podejrzana sprawa. Czemu nagle policja zainteresowała się sztuką? Dlaczego ten człowiek się nie przedstawił? Mam nadzieję, że nie udzielił mu pan żadnych informacji? – spojrzał bystro na Łepkowskiego.

Ten zdecydowanie zaprzeczył.

Warszawa, Krakowskie Przedmieście 15

sobota, 16 grudnia, godz. 11.00

– Do widzenia, do widzenia! – zawołał uprzejmie Eligiusz Niewiadomski, odwracając głowę już w drzwiach. Właśnie opuszczał siedzibę wydawnictwa Gebethner i Wolff w Pałacu Potockich, gdzie załatwiał dalsze sprawy związane z przygotowywaną przez niego publikacją dotyczącą historii malarstwa polskiego.

Był bardzo spokojny i opanowany. Rano nieśpiesznie zjadł śniadanie i starannie się ubrał. Teraz, wychodząc z wydawnictwa, skierował się powolnym krokiem w stronę Zachęty. W kieszeni płaszcza delikatnie masował palcami kolbę swego browninga.

Gmach Zachęty w okresie dwudziestolecia międzywojennego

Warszawa, gmach Zachęty

sobota, 16 grudnia, godz. 11.55-12.05

Jan Skotnicki, malarz i urzędnik Ministerstwa Kultury i Sztuki, stał w pobliżu schodów w holu gmachu Zachęty przy placu Ewangelickim, tuż przy grupce członków Komitetu Zachęty, którzy z powagą oczekiwali na otwarcie wystawy. Między nimi nerwowo przechadzał się prezes Kozłowski, dziękując dostojnym członkom Komitetu za wczesne przybycie.

Pogrążony w kurtuazyjnej rozmowie ze stojącymi obok panami, Skotnicki raz po raz zerkał na wypełniającą się szykownymi gośćmi salę. Otwarcie salonu sztuki w Zachęcie stało się jedną z większych atrakcji towarzyskich Warszawy w stosunkowo spokojnym okresie adwentu. Wśród zgromadzonych dostrzegł m.in. najwyższych przedstawicieli dyplomatycznych Wielkiej Brytanii, Włoch, Czechosłowacji, Bułgarii, Rumunii i wielu członków korpusu dyplomatycznego niższego szczebla.

Skotnicki z trudem ukrywał podekscytowanie, a także pewien niepokój. Nie był pewien, czy otwarcie zaszczyci swoją osobą nowo wybrany prezydent. Zdawał sobie sprawę z kontrowersji, jakie budził ten wybór. Sam nie był do końca do niego przekonany. Z tym większą niecierpliwością czekał na rozwój sytuacji. Prezes Zachęty Karol Kozłowski i jego zastępca Edward Okuń wyrażali się dość enigmatycznie, udzielając wymijających odpowiedzi na temat ewentualnego przybycia pierwszego obywatela Rzeczypospolitej.

Wtem w gęstniejącym tłumie Skotnicki dostrzegł znajomą postać. Między ludźmi przeciskał się, nienagannie ubrany, ale z zaciętym wyrazem twarzy, jego były kolega z ministerstwa – Eligiusz Niewiadomski. Panowie poznali się jeszcze przed wojną, w 1912 lub 1913 r. w pracowni malarza Trojanowskiego. Po wojnie Skotnicki – od 1919 r. urzędnik w resorcie sztuki – co jakiś czas widywał się w pracy z Eligiuszem.

Niewiadomski podszedł do Skotnickiego i przywitał się. Rozglądając się wokoło, rzucił natarczywie pytanie:

– Cóż to jest za uroczystość? Na kogo tak czekacie?

– Czekamy na pana prezydenta – odparł zapytany.

Skotnicki, po wymianie tych zdań, odwrócił się do swych rozmówców, Niewiadomski stanął obok. Skotnicki zamierzał właśnie odpowiedzieć na skierowane do niego grzecznościowe pytanie, gdy dostrzegł przy wejściu jakiś ruch. Zauważył, że prezes Kozłowski szybkim krokiem udał się w tę stronę.

– To chyba dwóch adiutantów pana prezydenta – stwierdził któryś z członków Komitetu. Kozłowski zamienił parę słów z wyraźnie śpieszącymi się gośćmi, po czym adiutanci wyszli. W ślad za nimi udał się wiceprezes Okuń.

– Panowie, bardzo proszę o niezwłoczną informację, jak tylko ujrzycie pana prezydenta – poprosił oficerów Okuń już na zewnątrz.

W tym samym czasie zadowolony Kozłowski zbliżył się do grupki, w której stał Skotnicki i podekscytowany poinformował: – Pan prezydent zaraz przybędzie! Za parę minut!

Wśród członków Komitetu zapanowano dyskretne poruszenie. Skotnicki wymienił stosowne uwagi ze swymi rozmówcami. Wieść szybko rozniosła się wśród tłumnie zgromadzonych eleganckich pań i panów.

Stojący nieopodal Niewiadomski zastygł przez chwilę nieruchomo i po raz kolejny wymacał w kieszeni płaszcza znajomy kształt rewolweru.

Tymczasem do sali wkroczyli inni oczekiwani goście: premier Julian Nowak, a zaraz potem minister sprawiedliwości Wacław Makowski, znany mason, a także minister oświecenia publicznego Kazimierz Kumaniecki. Przeciskając się miedzy gośćmi, ministrowie podążali powoli wśród zgromadzonej publiczności w kierunku grupy członków Komitetu Zachęty.

– Gdzie mógłbym zostawić płaszcz? – zapytał Nowak po przywitaniu się z najważniejszymi dostojnikami

– Panie premierze – odparł szybko prezes Kozłowski – nie ma takiej potrzeby, tu w westybulu jest dosyć zimno.

Premier posłuchał rady prezesa i pozostał w płaszczu. Skotnicki zbliżył się do niego i rozpoczął grzecznościową pogawędkę, w której brali udział także obaj ministrowie i kilku członków Komitetu.

– Panie prezesie – Skotnicki zwrócił się do Kozłowskiego – czy miał już pan przyjemność poznać ministra Kumanieckiego?

– Jeszcze nie – przyznał Kozłowski. Skotnicki dokonał prezentacji, mężczyźni uścisnęli sobie ręce. Niewiadomski, stojąc nieco z tyłu, obserwował scenę. Podekscytowany Kozłowski, myśląc, że Eligiusz również należy do oficjalnej delegacji, machinalnie uścisnął mu rękę.

Nowak, cieszący się opinią znawcy sztuki, z dużą erudycją opowiadał anegdoty dotyczące przedwojennego życia artystycznego. Słuchacze byli pod wrażeniem jego wiedzy. Tymczasem niespokojny Kozłowski co chwila opuszczał grupkę rozmówców i przechadzał się po sali, raz po raz nawołując:

– Panie, panowie, proszę zrobić przejście! Za chwilę przybędzie pan prezydent. Proszę zrobić przejście!

Wtem w wejściu do budynku zamajaczyła odziana w futro wysoka sylwetka Narutowicza.

– To jest ten Narutowicz? – Niewiadomski zagadnął odwróconego w stronę drzwi Skotnickiego.

– Tak – odparł w roztargnieniu zapytany – Proszę obecnie usunąć się na bok – dodał, nie patrząc na Eligiusza.

Niewiadomski przecisnął się nieco do tyłu i stanął przy schodach.

Warszawa, Pałac Borchów, ul. Miodowa

sobota, 16 grudnia 1922, godz. 12.00

Narutowicz w towarzystwie Cara i Sołtana wyszedł z siedziby metropolity warszawskiego i wsiadł do samochodu. Był zadowolony. Kardynał Aleksander Kakowski, który osobiście sprzyjał nowemu prezydentowi – mimo pogłosek o jego ateizmie – po raz kolejny okazał się serdecznym rozmówcą. Wyraził oburzenie w związku z atakami środowisk narodowych i niektórych katolickich (jak przyznał z żalem) na prezydenta. Krytykował demonstracje uliczne i nagonkę prasową. Narutowicz z kolei opowiadał o swoim pobycie w Szwajcarii i żalił się na rozgorączkowanie rodaków. Obiecał też poprzeć starania kardynała o zawarcie konkordatu ze Stolicą Apostolską.

„Jest pan prawym i wybitnym człowiekiem, panie prezydencie – Narutowicz, ruszając spod Pałacu Borchów, przypominał sobie słowa kardynała Kakowskiego – Uliczna gawiedź to jeszcze nie cała Polska”. „Otóż to” – zgodził się prezydent. W czasie rozmowy, o 11.50, do kardynała przybył marszałek Maciej Rataj. We trójkę zastanawiali się, jak uspokoić podniecone umysły warszawiaków. Rataj został u duchownego dłużej. Obaj wciąż będą jeszcze pogrążeni w rozmowie, gdy prezydent będzie konał.

Pokonując krótką trasę z ulicy Miodowej na plac Ewangelicki (nie mógł się jeszcze przyzwyczaić do nowej nazwy – plac Małachowskiego), Narutowicz przypomniał sobie jeszcze jedną wypowiedź metropolity: „Proszę, panie prezydencie, niech pan zniesie te chwilowe udręki i upokorzenia – dla wspólnego dobra”.

Narutowicz, spoglądając przez szybę samochodu, westchnął ciężko.

– Chyba dojeżdżamy już do Zachęty? – zagadnął Stanisława Cara, by rozwiać ponure myśli, jakie znów go dopadły.

– Tak, panie prezydencie. Prezes Kozłowski na pewno się już niecierpliwi! – odparł Car. Był nieco spokojniejszy niż wczoraj. Napotykani ludzie, widząc prezydencki samochód, reagowali spokojnie. Choć nadal żałował, że prezydent nie zdecydował się na jakąkolwiek ochronę, pozwolił sobie na chwilowe odprężenie.

– Mam nadzieję, że wystawa nie przeciągnie się tak długo, by obiad nam wystygł – na żart pozwolił sobie i prezydent.

Samochód nieśpiesznie wjechał na plac Ewangelicki.

Warszawa, gmach Zachęty

sobota, 16 grudnia, godz. 12.05

Edward Okuń stał na zewnątrz wejścia do Zachęty. Tarł ręce, próbując odgonić zimno. Nagle zobaczył wjeżdżający samochód. Po chwili wyrósł przed nim jeden z oficerów z wiadomością, że prezydent właśnie zajechał.

– Jest! Już przyszedł! Idzie! – właśnie wtedy stłumione okrzyki zmusiły Skotnickiego do spojrzenia w stronę drzwi wejściowych do hallu i pozbycia się natarczywego Niewiadomskiego. Przy wejściu ujrzał wysoką sylwetkę Narutowicza, odzianego w szykowne futro, które prezydent właśnie rozpinał. Nie zdjął go jednak.

Kozłowski szybko zbliżył się do prezydenta. Podobnie uczynił cały komitet powitalny. Skotnicki trzymał się blisko. Wiceprezes Okuń uprzejmie, ale zdecydowanie starał się tak rozsunąć gości, by zrobić przejście dla delegacji. Od ścian obszernego westybulu odbijały się echa oklasków i pojedynczych wiwatów na cześć prezydenta.

Niewiadomski przez chwilę intensywnie wpatrywał się w wyprostowaną postać w futrze. Widział Narutowicza po raz pierwszy w życiu. To dlatego zagadnął Skotnickiego – chciał się po prostu upewnić. Przesunąwszy się w stronę schodów, po chwili dyskretnie obszedł zawieszoną tu powitalną wstęgę, przez nikogo niepokojony, a następnie wszedł wyżej, do sal wystawowych. Nie było to dziwne: pracownicy Zachęty dobrze go znali; wiedzieli, że artyści często zbierają się wcześniej i witają gości, stojąc w pobliżu swych dzieł.

– Czuję się niezmiernie zaszczycony – Skotnicki w tym samym czasie przysłuchiwał się słowom prezesa Kozłowskiego – że pan prezydent znalazł czas na przybycie i uświetnienie otwarcia naszego salonu sztuki. Zapraszam serdecznie!

Kozłowski ruszył przodem w kierunku schodów. Za nim podążał prezydent, premier, ministrowie i członkowie Komitetu Zachęty. Na schodach na grupkę oczekiwał szef protokołu dyplomatycznego hrabia Przeździecki. Narutowicz przywitał się z grupą malarzy, których prace wystawiono w salach na pierwszym piętrze. Każdemu uścisnął dłoń. Następnie cała grupa przeszła obok wstęgi. Nie było zwyczaju jej przecinania.

– Po wystawie oprowadzą pana członkowie Komitetu – informował podekscytowany Kozłowski, idąc po schodach i zarazem odwracając głowę ku prezydentowi, co wyglądało dość niebezpiecznie – Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem malarskiej wiedzy pana premiera Nowaka – kontynuował – Na pewno ubarwi on zwiedzanie bardzo interesującymi objaśnieniami.

Skotnicki zauważył, że Narutowicz grzecznie przytaknął, a Nowak uśmiechnął się.

– Osobiście bardzo interesuję się sztuką – dodał prezydent – Bardzo żałuję, że przez ostatnie dwa lata nie miałem czasu, żeby odwiedzić Towarzystwo Zachęty.

Kozłowski zrobił nieokreślony ruch ręką, informując w ten sposób, że nic się nie stało. Idący nieco z tyłu Skotnicki stwierdził, że prezes wyglądał na przejętego.

Warszawa, gmach Zachęty

sobota, 16 grudnia, godz. 12.12.

Kawalkada dotarła do końca schodów i weszła do sali nr 1. Skotnicki kątem oka dostrzegł nieruchomą postać Niewiadomskiego. W ułamku sekundy zdziwił się, że Eligiusz jest już na górze, ale szybko zapomniał o tej myśli, pochłonięty osobą Narutowicza. Tymczasem prezydent, premier Nowak i wiceprezes Okuń stanęli przed pierwszym obrazem.

– Czyj to obraz? – zapytał uprzejmie Narutowicz.

Ani Kozłowski, ani Okuń nie potrafili odpowiedzieć na to pytanie. Zapanowała chwilowa konsternacja. Skotnicki pozwolił sobie na dyskretny uśmiech. Po chwili Kozłowski w pośpiechu wręczył prezydentowi katalog wystawy. Mimo zimna otarł pot z czoła.

Cała grupa już sprawniej zaczęła oglądać kolejne obrazy. Narutowicz przy każdym zatrzymywał się i formułował uwagi, komentowane przez towarzyszących mu widzów. Na przedzie szedł Kozłowski, tuż za nim prezydent w otoczeniu Juliana Nowaka, Edwarda Okunia, Kazimierza Kumanieckiego i ministra sprawiedliwości Wacława Makowskiego. Blisko trzymał się także szef protokołu hrabia Przeździecki. W niewielkiej sali nie zmieściło się wielu widzów. Pochód zamykali towarzyszący prezydentowi Ignacy Sołtan i Stanisław Car, nieco zagubieni w bezładnie rozproszonej grupie zwiedzających, zainteresowanych bardziej osobą Narutowicza niż dziełami sztuki.

Cała grupa skończyła oglądanie pierwszej ściany wystawy i skierowała się ku drugiej. Nikt nie zaważył, że Niewiadomski zrobił parę kroków w tym kierunku. Gdy zwiedzający oficjele zatrzymali się przed obrazem Kazimierza Kopczyńskiego, przedstawiającym fronton gmachu Zachęty i zgromadzonych wokoło ludzi, Narutowicz, stojący na przedzie, tuż za Kozłowskim, żartobliwie stwierdził:

– O, to jest taki ruch, jak przy dzisiejszej uroczystości!

Dostojni panowie pozwolili sobie na dyskretny śmiech. Skotnicki dostrzegł, że w tym momencie do prezydenta podszedł poseł Królestwa Wielkiej Brytanii William Grenfell Max Müller wraz ze swoją czarującą małżonką.

– Panie prezydencie, bardzo przepraszam, ale z powodu choroby nie miałem dotychczas możliwości złożenia panu gratulacji i najlepszych życzeń – powiedział po francusku dyplomata, przedstawiając lady Müller.

– Dziękuję, ale raczej kondolencja mi się należy, panie ministrze – pół żartem, pół serio odparł piękną francuszczyzną prezydent.

Narutowicz zwrócił się w kierunku kolejnego dzieła: obrazu Teodora Ziomka pt. „Szron”. Stanął plecami do sali. Kozłowski na chwilę odwrócił się w kierunku posła faszystowskich Włoch Francesco Tomassiniego, który właśnie podszedł. Narutowicz zwrócił oczy w kierunku płótna, utrzymanego w dość ponurych barwach. Niewiadomski, przesuwając się wśród zgromadzonej w głębi publiczności, stanął kilka kroków z tyłu. Szybko wyciągnął pistolet z kieszeni i lekko zagryzając wargę skierował broń w plecy prezydenta.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: