Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niewyobrażalne. Potęga i paradoksy naszych umysłów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 lipca 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,00

Niewyobrażalne. Potęga i paradoksy naszych umysłów - ebook

Niewyobrażalne. Potęga i paradoksy naszych umysłów traktuje o niezwykłej mocy umysłu. Wiara w potęgę i możliwości ludzkiego umysłu w pokonywaniu chorób, stresów i zmartwień jest motywem przewodnim tej pracy. Przygotowując książkę, Witold Bońkowski przestudiował wiele dostępnych materiałów z zakresu psychologii, psychoterapii i medycyny – także tej niekonwencjonalnej, oraz zapisów zawartych w Biblii.

z recenzji
dra n. med. Zdzisława Kapelskiego b. Ordynatora Oddziału Psychiatrii Służby Zdrowia Szpitala MSW, konsultanta w dziedzinie psychiatrii  Służby Zdrowia MSW, Wiceprezesa Stowarzyszenia Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot

 

 

 

Główne przesłanie, które chce nam przekazać autor, odczytuję także z Jego życiorysu. Witold Bońkowski znany jest nie tylko w środowisku poznańskim, ale również w całej Polsce jako założyciel Stowarzyszenia Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot. Ta bezinteresowna pomoc tym, którzy tego najbardziej potrzebują, przemawia do nas mocniej i głębiej niż nawet najpiękniejsze i najmądrzejsze słowa.

z recenzji
Ks. dra  Edwarda Janikowskiego TChr b. Rektora Wyższego Seminarium Duchownego Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, Członka Honorowego Stowarzyszenia Pomocy Mieszkaniowej dla Sierot

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63506-21-6
Rozmiar pliku: 4,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Za­strze­że­nie

Treść książ­ki opie­ra się na wie­dzy ogól­no­do­stęp­nej, czer­pa­nej za­rów­no z oso­bi­stych do­świad­czeń au­to­ra, jak i z przy­to­czo­nych przez nie­go pu­bli­ka­cji. Nie na­le­ży jej trak­to­wać jak dia­gno­zy me­dycz­nej ani jak po­ra­dy le­kar­skiej.

Książ­ka zo­sta­ła wy­da­na wy­łącz­nie w ce­lach edu­ka­cyj­nych; ma na celu po­pu­la­ry­za­cję wie­dzy o wpły­wie ludz­kie­go umy­słu na or­ga­nizm czło­wie­ka, nie sta­no­wi więc al­ter­na­ty­wy dla pro­fe­sjo­nal­ne­go le­cze­nia me­dycz­ne­go. Za­mia­rem au­to­ra jest je­dy­nie zwró­ce­nie uwa­gi na po­tę­gę umy­słu i jego wpływ na or­ga­nizm czło­wie­ka oraz uświa­do­mie­nie ol­brzy­mie­go po­ten­cja­łu drze­mią­ce­go w każ­dym z nas.

Au­tor nie po­no­si od­po­wie­dzial­no­ści za za­cho­wa­nie czy­tel­ni­ka sprzecz­ne z ni­niej­szym ostrze­że­niem.PRZEDMOWA ZDZISŁAWA KAPELSKIEGO

Wa­run­ki ludz­kiej eg­zy­sten­cji ule­ga­ją co­raz szyb­szym zmia­nom w związ­ku z sza­lo­nym tem­pem roz­wo­ju na­uki i tech­no­lo­gii. Prze­mia­ny te zmu­sza­ją czło­wie­ka, a przede wszyst­kim jego mózg, do wy­ko­rzy­sta­nia me­cha­ni­zmów ad­ap­ta­cyj­nych w celu za­cho­wa­nia ho­me­osta­zy ży­cia. Na szczę­ście ludz­ki umysł po­sia­da ogrom­ny – do­tych­czas nie­zmie­rzo­ny i jesz­cze mało po­zna­ny – po­ten­cjał moż­li­wo­ści przy­sto­so­waw­czych oraz kre­atyw­no­ści.

Nie­wy­obra­żal­ne. Po­tę­ga i pa­ra­dok­sy na­szych umy­słów trak­tu­je wła­śnie o tej nie­zwy­kłej mocy umy­słu. Wia­ra w po­tę­gę i moż­li­wo­ści ludz­kie­go umy­słu w po­ko­ny­wa­niu cho­rób, stre­sów i zmar­twień jest mo­ty­wem prze­wod­nim tej pra­cy. Przy­go­to­wu­jąc książ­kę, Wi­told Boń­kow­ski prze­stu­dio­wał wie­le do­stęp­nych ma­te­ria­łów z za­kre­su psy­cho­lo­gii, psy­cho­te­ra­pii i me­dy­cy­ny
– tak­że tej nie­kon­wen­cjo­nal­nej, oraz za­pi­sów za­war­tych w Bi­blii.

Au­tor sta­ra się skie­ro­wać uwa­gę czy­tel­ni­ka na do­stęp­ne moż­li­wo­ści ra­dze­nia so­bie ze stre­sem, zmar­twie­nia­mi oraz za­gro­że­nia­mi zdro­wia. W tej istot­nej kwe­stii Wi­told Boń­kow­ski na­wią­zu­je do ist­nie­ją­cych już w hi­sto­rii me­dy­cy­ny róż­nych me­tod te­ra­peu­tycz­nych; przede wszyst­kim jed­nak kła­dzie na­cisk na po­dej­ście ak­cen­tu­ją­ce psy­cho­so­ma­tycz­ne uwa­run­ko­wa­nia cho­rób naj­czę­ściej wy­stę­pu­ją­cych w na­szych cza­sach. Sta­ra się nas prze­ko­nać, że to na­sza wła­sna ak­tyw­ność wy­ni­ka­ją­ca ze świa­do­mo­ści ota­cza­ją­cych za­gro­żeń może nas uchro­nić przed cho­ro­bą i przed­wcze­sną śmier­cią: Two­je ży­cie, a przede wszyst­kim zdro­wie, za­le­ży tyl­ko od Cie­bie.

Au­tor przed­sta­wia więc rady do­ty­czą­ce tego, jak uwol­nić się od nie­po­trzeb­ne­go cier­pie­nia i prze­stać się za­mar­twiać; oma­wia też pro­ste i prak­tycz­ne spo­so­by na za­cho­wa­nie spo­ko­ju du­cha, kształ­to­wa­nie po­zy­tyw­ne­go my­śle­nia i bu­dze­nie w so­bie ra­do­ści ży­cia. Ofe­ru­je rów­nież kon­kret­ne wska­zów­ki po­zwa­la­ją­ce na wy­ko­ny­wa­nie pro­stych ćwi­czeń wspo­ma­ga­ją­cych zdro­wie (mię­dzy in­ny­mi ćwi­czeń po­pra­wia­ją­cych wzrok i re­gu­lu­ją­cych od­dy­cha­nie) i wy­ja­śnia zwią­zek spo­ży­wa­nych po­kar­mów ze sta­nem or­ga­ni­zmu.

Re­la­cje z in­ny­mi ludź­mi są rów­nie waż­nym czyn­ni­kiem wpły­wa­ją­cym na na­sze zdro­wie. Dla­te­go w roz­dzia­le Bli­scy czy obcy Au­tor w skła­nia­ją­cy do głęb­sze­go prze­my­śle­nia, a cza­sa­mi wręcz kon­tro­wer­syj­ny spo­sób oma­wia pro­ble­my sa­mot­no­ści, go­to­wo­ści na spo­tka­nie dru­gie­go czło­wie­ka, ży­cia we wspól­no­cie i in­te­gra­cji ze spo­łe­czeń­stwem. Zwra­ca też uwa­gę na to, że aspekt okru­cień­stwa jest trwa­łym ele­men­tem na­tu­ry czło­wie­ka, za­bu­rza­ją­cym jego za­cho­wa­nie. Szko­dli­wość okru­cień­stwa i agre­sji jest oczy­wi­sta; wy­ma­ga­ją one więc ćwi­cze­nia kon­tro­li emo­cjo­nal­nej.

Po­czu­cie pa­no­wa­nia nad swo­ją eg­zy­sten­cją jest istot­nym wa­run­kiem zdro­wia. Do­wia­du­je­my się za­tem, jak zjed­nać so­bie lu­dzi, jak po­pra­wić efek­tyw­ność swo­je­go dzia­ła­nia, jak uni­kać kon­flik­tów oraz jak zy­skać kon­tro­lę nad wła­snym ży­ciem.

Na­sze re­la­cje z in­ny­mi obej­mu­ją jed­nak nie tyl­ko dzia­ła­nia in­stru­men­tal­ne, na­sta­wio­ne na na­szą ko­rzyść, ale i bez­in­te­re­sow­ną po­moc. Jest ona rów­nie waż­na, je­śli nie waż­niej­sza. Au­tor w wie­lu frag­men­tach swej książ­ki pod­kre­śla, że kie­dy zwra­ca­my się z wy­cią­gnię­tą ręką do dru­gie­go czło­wie­ka, kie­dy da­je­my coś od sie­bie in­nym, uświa­da­mia­my so­bie, że moż­na le­piej ko­rzy­stać z ży­cia. Tak­że wia­ra w Boga i mo­dli­twa są po­trzeb­ne, by cie­szyć się ży­ciem, i po­moc­ne w ra­dze­niu so­bie z jego cięż­szy­mi chwi­la­mi. Re­li­gia chrze­ści­jań­ska nie tyl­ko in­spi­ru­je, ale i po­ma­ga osią­gnąć har­mo­nię we­wnętrz­ną, któ­ra jest fun­da­men­tem zdro­wia. Oj­ciec współ­cze­snej psy­cho­lo­gii Wi­liam Ja­mes w li­ście do przy­ja­cie­la wy­znał: co­raz mniej i mniej mogę so­bie ra­dzić bez Boga.

Za­cho­dzą­ce w szyb­kim tem­pie zmia­ny w co­dzien­nym ży­ciu sta­wia­ją nas przed trud­ny­mi de­cy­zja­mi w kon­fron­ta­cji ze stre­sem we wła­snym domu, w szko­le, w pra­cy, a na­wet w cza­sie urlo­po­wych wy­jaz­dów „na wy­po­czy­nek”. Jest to zwią­za­ne z co­raz częst­szy­mi ak­ta­mi ma­ni­pu­la­cji, prze­mo­cy, „mob­bin­gu”, oszu­stwa, wan­da­li­zmu, agre­sji, a tak­że ter­ro­ry­zmu. Fru­stra­cja, groź­ba utra­ty pra­cy, za­gro­że­nie ma­te­rial­nych pod­staw eg­zy­sten­cji czę­sto spra­wia­ją, że ludz­kie za­cho­wa­nie przyj­mu­je for­my an­ty­spo­łecz­ne, an­ty­ludz­kie czy wręcz kry­mi­nal­ne.

Książ­ka ta może po­móc nam w za­cho­wa­niu siły w ob­li­czu wszyst­kich tych prze­ciw­no­ści ży­cio­wych. Jest god­na po­le­ce­nia jako źró­dło ogól­nej wie­dzy na te­mat pro­mo­cji zdro­wia i moż­li­wo­ści po­lep­sze­nia kom­for­tu ży­cia. Sta­no­wi przy­stęp­nie na­pi­sa­ny „ele­men­tarz” uczą­cy spo­so­bu ży­cia, wła­ści­we­go od­ży­wia­nia, re­ali­zo­wa­nia ka­rie­ry za­wo­do­wej, szczę­ścia w ro­dzi­nie, w mał­żeń­stwie, umie­jęt­no­ści ko­mu­ni­ko­wa­nia się z oto­cze­niem, ra­dze­nia so­bie ze stre­sem, a przede wszyst­kim – ra­dze­nia so­bie z sa­mym sobą, aby cie­szyć się swo­im ży­ciem. Pro­sta, bez­po­śred­nia for­ma prze­ka­zu in­spi­ru­je do oso­bi­stych re­flek­sji. Czy­tel­nik z pew­no­ścią znaj­dzie tu wie­le in­for­ma­cji, któ­re będą dla nie­go istot­ne i mogą mu po­móc w roz­wią­zy­wa­niu co­dzien­nych pro­ble­mów.

dr n. med. Zdzi­sław Ka­pel­ski

b. Or­dy­na­tor Od­dzia­łu Psy­chia­trii Służ­by Zdro­wia Szpi­ta­la MSW, kon­sul­tant w dzie­dzi­nie psy­chia­trii Służ­by Zdro­wia MSW; Wi­ce­pre­zes Sto­wa­rzy­sze­nia Po­mo­cy Miesz­ka­nio­wej dla Sie­rot

WYCIĄG Z LISTU DRA STANISŁAWA STEFANKA, TCHR, BISKUPA ŁOMŻYŃSKIEGO SENIORA:

Pan Wi­told Boń­kow­ski, praw­nik, przed­się­bior­ca.

Owo­ce nie­zwy­kle ofiar­ne­go za­an­ga­żo­wa­nia za­wo­do­we­go in­we­stu­je w roz­wi­ja­ją­cą się fir­mę i dzie­li się nimi z naj­bar­dziej po­trze­bu­ją­cy­mi. To mło­dzież z do­mów dziec­ka, któ­ra w wie­ku usa­mo­dziel­nie­nia praw­ne­go nie ma czę­sto ele­men­tar­nych wa­run­ków do usa­mo­dziel­nie­nia ży­cio­we­go (miesz­ka­nie, pra­ca za­wo­do­wa).

Stwo­rze­nie śro­do­wi­ska lu­dzi do­brej woli to o wie­le wię­cej ani­że­li wi­docz­ne ramy Sto­wa­rzy­sze­nia, któ­re­mu z ta­kim po­wo­dze­niem prze­wo­dził Pre­zes Wi­told Boń­kow­ski.

To wła­śnie oso­bi­sty kon­takt z bar­dzo wie­lu spe­cja­li­sta­mi świa­ta na­uki i ży­cia pu­blicz­ne­go, lata stu­diów i pra­cy za­wo­do­wej zro­dzi­ły bo­ga­te prze­my­śle­nia, któ­re Au­tor za­warł w pu­bli­ko­wa­nym stu­dium.

Jest to in­ter­dy­scy­pli­nar­ne spoj­rze­nie na co­dzien­ne na­sze ży­cie. Zin­te­gro­wa­na wi­zja czło­wie­ka sta­ła się klu­czem do od­po­wie­dzi na sze­ro­ko wi­dzia­ne pro­ble­my współ­cze­snej cy­wi­li­za­cji. Har­mo­nij­ne wy­ko­rzy­sta­nie tra­dy­cyj­nej, spraw­dzo­nej przez wie­ki an­tro­po­lo­gii w oce­nie wni­kli­wie ob­ser­wo­wa­nych współ­cze­snych zmian oby­cza­jo­wych sta­no­wi bar­dzo cen­ne wspar­cie czy­tel­ni­ka w jego po­szu­ki­wa­niach sen­su ży­cia i spo­łecz­ne­go za­an­ga­żo­wa­nia. Żywa nar­ra­cja i kon­kret­ny ję­zyk sta­no­wią do­dat­ko­we wa­lo­ry god­ne pro­mo­cji i spra­wia­ją, że książ­ka jest bar­dzo in­te­re­su­ją­cą lek­tu­rą.

Łom­ża, dnia 1 maja 2013 r.

PRZEDMOWA EDWARDA JANIKOWSKIEGO

Nie trze­ba szu­kać po­cie­sze­nia, trze­ba szu­kać Boga – On daje po­cie­sze­nie. Wię­cej: nie trze­ba na­wet szu­kać Boga. On sam do nas przy­cho­dzi. Trze­ba tyl­ko otwo­rzyć się na przy­ję­cie Go.

Taka re­flek­sja na­su­wa się po prze­czy­ta­niu książ­ki Nie­wy­obra­żal­ne. Po­tę­ga i pa­ra­dok­sy na­szych umy­słów. Głów­ne prze­sła­nie, któ­re chce nam prze­ka­zać Au­tor, od­czy­tu­ję tak­że z Jego ży­cio­ry­su. Wi­told Boń­kow­ski zna­ny jest nie tyl­ko w śro­do­wi­sku po­znań­skim, ale rów­nież w ca­łej Pol­sce jako za­ło­ży­ciel Sto­wa­rzy­sze­nia Po­mo­cy Miesz­ka­nio­wej dla Sie­rot. Sto­wa­rzy­sze­nie od po­nad trzy­dzie­stu lat zaj­mu­je się po­mo­cą w spra­wach miesz­ka­nio­wych dzie­ciom osie­ro­co­nym i oso­bom nie­peł­no­spraw­nym oraz wy­po­sa­ża­niem osób nie­peł­no­spraw­nych w nie­zbęd­ny sprzęt re­ha­bi­li­ta­cyj­ny, uła­twia­ją­cy ży­cie, na­ukę i start za­wo­do­wy. Ta bez­in­te­re­sow­na po­moc tym, któ­rzy tego naj­bar­dziej po­trze­bu­ją, prze­ma­wia do nas moc­niej i głę­biej niż na­wet naj­pięk­niej­sze i naj­mą­drzej­sze sło­wa.

Książ­ka skła­nia nas tak­że do za­uwa­że­nia, że na­ukę Chry­stu­sa przyj­mu­je­my w ca­ło­ści albo w ogó­le nie przyj­mu­je­my. Je­że­li wie­rzy­my w Chry­stu­sa, nie trze­ba nam żad­nych uza­sad­nień poza Nim sa­mym. Jest tak, po­nie­waż wszyst­ko, co po­ży­tecz­ne i do­bre – w tym na­uka – ma swój po­czą­tek w Chry­stu­sie. Praw­dą jest jed­nak rów­nież to, że nie moż­na opie­rać się wy­łącz­nie na osią­gnię­ciach ludz­kie­go ro­zu­mu (na­uki); na­le­ży z nich ko­rzy­stać tyl­ko dla osią­gnię­cia do­brych ce­lów: Aby­ście za­lud­ni­li zie­mię i uczy­ni­li ją so­bie pod­da­ną¹.

Idąc tym tro­pem, je­ste­śmy w sta­nie do­strzec, jak wie­le wspa­nia­łych pro­po­zy­cji znaj­du­je­my w tej książ­ce. Do­ty­czy to wie­lu roz­dzia­łów książ­ki Nie­wy­obra­żal­ne, w któ­rej za­ak­cen­to­wa­na jest rów­nież war­tość mo­dli­twy. Dzię­ki mo­dli­twie uczy­my się prze­cież pa­trzeć na całą rze­czy­wi­stość po bo­że­mu. Au­tor po­ru­sza bar­dzo wie­le za­gad­nień po­cho­dzą­cych z roz­ma­itych dzie­dzin, dla­te­go trud­no jest mi usto­sun­ko­wać się do ca­łej książ­ki w spo­sób me­ry­to­rycz­ny. Mu­szę jed­nak po­wie­dzieć, że czy­ta­jąc książ­kę jako laik, oso­bi­ście bar­dzo wie­le sko­rzy­sta­łem na jej lek­tu­rze – ma ona dużo do za­ofe­ro­wa­nia, je­śli cho­dzi o wzbo­ga­ce­nie ro­zu­mie­nia ota­cza­ją­cej nas rze­czy­wi­sto­ści. Na szcze­gól­ną uwa­gę za­słu­gu­ją moim zda­niem ta­kie pod­roz­dzia­ły, jak: Mi­łość klu­czem do zdro­wia, Nie­na­wiść – blo­ka­da two­je­go szczę­ścia, albo Co po­wi­nie­neś wie­dzieć o zmar­twie­niu?

Au­tor na­ma­wia, by­śmy na­uczy­li się do­ce­niać te­raź­niej­szość i cie­szy­li się chwi­lą obec­ną. Czer­pie przy tym bez­po­śred­nio z Ewan­ge­lii: „Chle­ba na­sze­go po­wsze­dnie­go daj nam dzi­siaj”. Dzi­siaj – bo to aku­rat jest naj­waż­niej­sze. Jest to wy­raź­na kon­ty­nu­acja nauk Chry­stu­sa, któ­ry wprost za­le­cał: „Nie troszcz­cie się więc zbyt­nio o ju­tro”².

W książ­ce znaj­du­je­my rów­nież wie­le cen­nych su­ge­stii do­ty­czą­cych na­sze­go zdro­wia: po­ru­szo­na zo­sta­je mię­dzy in­ny­mi kwe­stia pra­wi­dło­we­go od­dy­cha­nia, po­pra­wy na­sze­go wzro­ku, a tak­że za­sad zdro­we­go od­ży­wia­nia.

Pod­su­mo­wa­niem i wnio­skiem koń­co­wym może być su­ge­stia: do­ko­naj zmia­ny na­sta­wie­nia z ne­ga­tyw­ne­go na po­zy­tyw­ne³.

Au­tor koń­czy książ­kę bar­dzo traf­nym spo­strze­że­niem: Ży­je­my w świe­cie peł­nym fał­szu i nie­praw­do­po­dob­ne­go za­kła­ma­nia. Wie­lu pod­łość, hi­po­kry­zję i oszu­stwo uzna­ło za do­bro, jed­no­cze­śnie wy­śmie­wa­jąc uczci­wość, przy­zwo­itość i uf­ność… Ludz­kość za rzad­ko roz­my­śla nad sło­wa­mi Je­zu­sa: „Za­praw­dę po­wia­dam wam: Kto nie przyj­mie kró­le­stwa Bo­że­go jak dziec­ko, ten nie wej­dzie do nie­go”⁴.

Ks. dr Edward Ja­ni­kow­ski TChr

b. Rek­tor Wyż­sze­go Se­mi­na­rium Du­chow­ne­go To­wa­rzy­stwa Chry­stu­so­we­go dla Po­lo­nii Za­gra­nicz­nej; Czło­nek Ho­no­ro­wy Sto­wa­rzy­sze­nia Po­mo­cy Miesz­ka­nio­wej dla Sie­rotWSTĘP

Nie moż­na dwa razy wejść do tej sa­mej rze­ki,
za każ­dym ra­zem bo­wiem
inna woda w niej pły­nie.

He­ra­klit z Efe­zu

Cho­ro­by są wy­ni­kiem
nie­wła­ści­we­go spo­so­bu ży­cia.

Hi­po­kra­tes

Nie war­to pi­sać tego, co na wstę­pie
nie wy­da­wa­ło­by się czy­tel­ni­ko­wi fał­szy­we.

Ni­co­làs Gó­mez Dàvi­la

De­ner­wo­wać się, zna­czy mścić się
na wła­snym zdro­wiu za głu­po­tę in­nych

Er­nest He­min­gway

Ży­je­my w świe­cie re­guł opar­tych na war­to­ściach wpo­jo­nych nam przez ro­dzi­ców pod­czas pro­ce­su wy­cho­wa­nia oraz za­sad, któ­re po­zwa­la­ją nam ist­nieć w kon­kret­nej spo­łecz­no­ści: lo­kal­nej, pań­stwo­wej, ogól­no­ludz­kiej. Do­pie­ro ze­tknię­cie z sy­tu­acją bu­dzą­cą w nas sil­ne emo­cje po­zwa­la nam na do­strze­że­nie wła­sne­go ja, na kon­fron­ta­cję z prze­ciw­no­ścia­mi losu, na zde­fi­nio­wa­nie swo­ich po­trzeb i zro­zu­mie­nie wła­sne­go or­ga­ni­zmu, cia­ła i umy­słu.

Mnie zmo­bi­li­zo­wa­ły do dzia­ła­nia trzy przy­po­wie­ści au­tor­stwa Mir­sa­ka­ri­ma Nor­be­ko­va, dok­to­ra psy­cho­lo­gii, pe­da­go­gi­ki i fi­lo­zo­fii me­dy­cy­ny. W ten spo­sób na­ro­dził się po­mysł na książ­kę. Prze­czy­taj­cie te hi­sto­rie, a po­tem zde­cy­duj­cie, czy ze­chce­cie po­dą­żać za mną i ze mną ścież­ką, któ­rą tu­taj na­zwa­łem klu­czem. Klu­czem do ra­do­sne­go ży­cia. Do uwol­nie­nia się od cier­pie­nia, któ­re sami pro­du­ku­je­my. Do nie­za­mar­twia­nia się.IMPERATOR ZACHOROWAŁ

Pe­wien wład­ca ab­so­lut­ny, twór­ca im­pe­rium, czło­wiek wa­lecz­ny, okrut­ny i bez­względ­ny na­gle za­cho­ro­wał. Cho­ro­ba przy­ku­ła go do łóż­ka. Ko­lej­ni wzy­wa­ni me­dy­cy nie ra­dzi­li so­bie z jego przy­pa­dło­ścią. Im­pe­ra­tor le­żał przez dłu­gie dni, mie­sią­ce, a po­tem lata przy­ku­ty do łóż­ka. Zło­ścił się na nie­udol­ność le­ka­rzy, w koń­cu w ata­ku fu­rii wy­dał roz­kaz po­zba­wie­nia ich ży­cia. Jego wście­kłość uci­chła, uspo­ko­iła się na chwi­lę, nie uwol­ni­ło go to jed­nak od cho­ro­by.

Ko­lej­ne dni bez­na­dziej­nie mi­ja­ły. Pew­ne­go dnia wład­ca za­we­zwał do sie­bie we­zy­ra. Pod­czas roz­mo­wy z nim oka­za­ło się, że w oko­li­cy żyje jesz­cze je­den me­dyk, jed­nak ze wzglę­du na jego brak ogła­dy, gru­biań­stwo, wręcz cham­skie za­cho­wa­nie nie zo­stał za­pro­szo­ny na dwór. Im­pe­ra­tor był zde­spe­ro­wa­ny. Szu­kał ra­tun­ku za wszel­ką cenę, więc roz­ka­zał spro­wa­dzić do sie­bie krnąbr­ne­go le­ka­rza.

Me­dyk oka­zał się pe­łen buty. Za­zna­czył, że sza­nu­je zdol­no­ści swe­go pa­cjen­ta do za­rzą­dza­nia pań­stwem, lecz w spra­wach me­dy­cy­ny uzna­je go za zu­peł­ne­go osła. Wład­cę za­mu­ro­wa­ło, a po­tem z wście­kło­ści za­ry­czał, wo­ła­jąc stra­że i obie­cu­jąc le­ka­rzo­wi okrut­ną śmierć. Ten jed­nak go wy­śmiał, twier­dząc, że jest ostat­nią na­dzie­ją im­pe­ra­to­ra na od­zy­ska­nie zdro­wia. Rze­czy­wi­ście, to wład­cę po­wstrzy­ma­ło. A le­karz za­czął wy­su­wać żą­da­nia. Po­sta­wił trzy wa­run­ki: żą­dał spro­wa­dze­nia przed wro­ta sie­dzi­by im­pe­ra­to­ra naj­szyb­sze­go wierz­chow­ca w pań­stwie, któ­ry bę­dzie miał w ju­kach zło­to, po­tem opusz­cze­nia pa­ła­cu przez całą służ­bę, a na­stęp­nie wy­da­nia roz­ka­zu, by przez go­dzi­nę po za­koń­cze­niu ku­ra­cji nikt nie zbli­żał się do wład­cy, choć­by ten krzy­czał wnie­bo­gło­sy. Były to dziw­ne po­stu­la­ty. Po­dejrz­li­wy król żą­dał uza­sad­nień i choć ar­gu­men­ty me­dy­ka nie­ko­niecz­nie do nie­go tra­fia­ły, staw­ką było wy­zdro­wie­nie tego sa­me­go dnia, co zresz­tą le­karz obie­cał.

Kie­dy im­pe­ra­tor wy­dał roz­ka­zy zgod­ne z za­le­ce­nia­mi me­dy­ka, po­pro­sił go o roz­po­czę­cie ku­ra­cji. Ten jed­nak rzekł do nie­go: Co mam za­czy­nać, sta­ry ośle? Kto ci po­wie­dział, że umiem le­czyć? Wpa­dłeś w moją pu­łap­kę. Mam te­raz go­dzi­nę cza­su. Od daw­na cze­ka­łem na od­po­wied­ni mo­ment, żeby cię udu­pić, par­szy­wy krwio­pij­co! Mam trzy daw­ne ma­rze­nia, trzy naj­głęb­sze pra­gnie­nia. Pierw­sze z nich, to plu­nąć w twój kró­lew­ski pysk!¹. Oplu­ty im­pe­ra­tor wił się z wście­kło­ści. Nic jed­nak nie mógł uczy­nić. Krzy­ki były nie­sku­tecz­ne, bo służ­ba trzy­ma­ła się wy­raź­ne­go roz­ka­zu bez­względ­ne­go kró­la. Wład­ca zro­zu­miał, że jest cał­ko­wi­cie na ła­sce i nie­ła­sce le­ka­rza. Tym­cza­sem ten wy­ja­wił dru­gie ma­rze­nie, mó­wiąc, że od daw­na chciał wy­si­kać się na im­pe­ra­tor­ską gębę. Jak po­wie­dział, tak uczy­nił. Po­ni­żo­ny król trząsł się ze wzbu­rze­nia. A jego cie­mięż­ca po od­da­niu mo­czu na twarz swe­go pana do­dat­ko­wo za­czął ko­pać wład­cę po no­gach, wy­zy­wa­jąc go od pa­dli­ny, a po­tem uży­wa­jąc jesz­cze strasz­niej­szych obelg. Wresz­cie po­dzie­lił się swo­im trze­cim ma­rze­niem. Było ono tak bul­wer­su­ją­ce, że król za­ry­czał jak ran­ne zwie­rzę i nad­ludz­kim wy­sił­kiem przy­jął obron­ną po­sta­wę, pod­no­sząc się naj­pierw na ko­la­na, a po­tem pod­pie­ra­jąc się o ścia­nę; wresz­cie sta­nął na chwiej­nych no­gach. Me­dyk po­sta­no­wił uciec. Do­siadł naj­lep­sze­go w kró­le­stwie wierz­chow­ca ob­ju­czo­ne­go wor­kiem zło­ta i czmych­nął. Mimo że nogi kró­la były jak z waty, po­sta­no­wił nie pod­da­wać się i do­paść bez­czel­ne­go le­ka­rza, a po­tem sro­dze się ze­mścić. Wy­cią­gnął miecz, ostat­kiem woli do­tarł do staj­ni i do­siadł pierw­sze­go na­po­tka­ne­go ko­nia. Ru­szył w po­ścig. Z każ­dą chwi­lą pę­dził co­raz szyb­ciej, od­czu­wa­jąc przy­pływ sił wi­tal­nych. Wiatr we wło­sach przy­po­mniał ce­sa­rzo­wi o daw­nych wy­pra­wach, co do­da­ło mu sił. Wieść o wład­cy ja­dą­cym po raz pierw­szy od dwu­dzie­stu lat przez kró­le­stwo roz­nio­sła się lo­tem bły­ska­wi­cy. Stu wo­dzów po­dą­ży­ło jego śla­dem i uj­rzaw­szy kró­la, skwi­to­wa­li to okrzy­ka­mi peł­ny­mi za­chwy­tu.

Brak wia­ry w wy­zdro­wie­nie nie po­ko­na cho­ro­by;
po­trze­bu­jesz wstrzą­su, by wzbu­dzić siłę woli²

Im­pe­ra­tor chło­nął po­dziw swych pod­da­nych, jed­no­cze­śnie za­czy­na­ła mu mi­jać wście­kłość na me­dy­ka. Wresz­cie, wraz ze świ­tą swo­ich wo­jow­ni­ków, do­padł le­ka­rza. Wo­jo­wie przy­pro­wa­dzi­li go przed ob­li­cze kró­la. Le­karz nie wy­da­wał się już taki har­dy. Wład­ca dłu­go na nie­go spo­glą­dał, po czym uznał, że za­słu­gu­je nie na je­den mar­ny wo­rek zło­ta, lecz na całą ka­ra­wa­nę cen­ne­go krusz­cu.TAJEMNICE, KTÓRE UZDROWIŁY

Dzie­ci wy­ma­ga­ją cią­głej uwa­gi. Mają ogrom­ną po­trze­bę piesz­czot, uwa­gi oraz mi­ło­ści i nig­dy im nie dość. Skut­ku­je to zwy­kle tym, że mat­ka od­sy­ła dziec­ko do ojca, oj­ciec do bab­ci, bab­cia do dziad­ka, a dziec­ko wę­dru­je mię­dzy do­ro­sły­mi, nig­dzie nie znaj­du­jąc peł­nej sa­tys­fak­cji wy­ni­ka­ją­cej z na­tu­ral­nej po­trze­by by­cia ko­cha­nym. Aż w koń­cu zda­rzy się mal­co­wi za­cho­ro­wać. Raz, dru­gi, trze­ci. Do­strze­ga zmia­nę za­cho­wa­nia swo­ich bli­skich. Na­gle ro­dzi­ce za­czy­na­ją się w spo­sób wzmo­żo­ny in­te­re­so­wać dziec­kiem, czu­le gła­dzą po czo­le, brzusz­ku, speł­nia­ją za­chcian­ki, ku­pu­ją przy­sma­ki, czy­ta­ją baj­ki. Na­gle cho­ro­ba sta­je się na­rzę­dziem zwra­ca­nia na sie­bie uwa­gi.

Na­tu­ral­ne po­trze­by dziec­ka:
• cią­gła uwa­ga
• per­ma­nent­ne piesz­czo­ty
• nie­ustan­na mi­łość³

W pew­nym przy­sa­na­to­ryj­nym szpi­ta­lu był od­dział dzie­cię­cy, gdzie le­że­li mali pa­cjen­ci cho­rzy na cu­krzy­cę. Wśród nich były też sie­ro­ty z po­bli­skie­go domu dziec­ka. Czę­sto za­da­wa­ły one pie­lę­gniar­kom py­ta­nie, dla­cze­go aku­rat ich nie od­wie­dza­ją ro­dzi­ce. Opie­kun­ki nie chcia­ły ich uświa­da­miać, wy­ja­wia­jąc okrut­ną praw­dę. Wo­la­ły za­pew­niać dzie­ci, że ro­dzi­ce za­bio­rą je ze szpi­ta­la wraz z mo­men­tem wy­zdro­wie­nia. Dwu- i trzy­lat­ki za­czę­ły więc bar­dzo in­te­re­so­wać się swo­ją cho­ro­bą. Jed­na z dziew­czy­nek stwier­dzi­ła: we mnie, w środ­ku, jest bar­dzo dużo krysz­tał­ków cu­kru, któ­re cho­dzą je­den za dru­gim. To dla­te­go moi ro­dzi­ce nie przy­jeż­dża­ją po mnie ⁴. Oka­za­ło się, że szyb­ko zna­la­zła spo­sób na za­spo­ko­je­nie swo­jej tę­sk­no­ty za ro­dzi­ca­mi, wy­zdro­wie­nie i tym sa­mym ich spro­wa­dze­nie. Na we­wnętrz­nym dzie­dziń­cu szpi­ta­la sta­ło po­nad 70 pla­sti­ko­wych wa­nie­nek. Każ­de­go ran­ka pra­cow­nik ośrod­ka na­peł­niał je mor­ską wodą. W cią­gu dnia woda na­grze­wa­ła się pod wpły­wem pro­mie­ni sło­necz­nych, a dzie­ci plu­ska­ły się w nich. Co cie­ka­we, oka­za­ło się, że każ­dy z ma­łych pa­cjen­tów cho­dził tyl­ko raz w cią­gu dnia do swo­jej wan­ny. Dzie­ci wpa­dły bo­wiem na po­mysł, że cu­kier roz­pusz­cza się w wo­dzie. Ich wróg, czy­li cho­ro­ba, tam się roz­pusz­cza­ła, a one zdro­wia­ły. Wy­star­czy­ło tyl­ko po­pu­ścić im wo­dze fan­ta­zji.

Na tym od­dzia­le
100% cho­rych na cu­krzy­cę dzie­ci wy­zdro­wia­ło.

Dzie­ci trak­tu­ją za­sły­sza­ne ko­mu­ni­ka­ty do­słow­nie. Nie po­tra­fią sku­piać uwa­gi przez dłu­gi czas, są skon­cen­tro­wa­ne mak­sy­mal­nie do 10 mi­nut. Wie­dząc o tym, moż­na prze­ka­zać im in­for­ma­cję, któ­ra uru­cho­mi nie­praw­do­po­dob­ne pro­ce­sy.

Pew­ne­go razu dok­tor na spo­tka­niu z ma­ły­mi pa­cjen­ta­mi zwró­cił się do nich w na­stę­pu­ją­cy spo­sób:

– Wie­cie, dzie­ci, moi do­ro­śli słu­cha­cze – wa­sze ma­mu­sie, ta­tu­sio­wie, dziad­ko­wie i bab­cie, usu­wa­ją swo­je bli­zny, na­to­miast wy nad bli­zna­mi bę­dzie­cie jesz­cze pra­co­wać, wy­ko­nu­jąc spe­cjal­ne ćwi­cze­nie.

Na­stęp­ne­go dnia przy­cho­dzi do mnie szkrab i mówi:

– A u mnie szra­ma znik­nę­ła!

Tyl­ko je­den raz im wspo­mnia­łem, że do­ro­śli sami usu­wa­ją bli­zny i to wszyst­ko. To oka­za­ło się wy­star­cza­ją­ce. Nie wy­ko­na­li żad­ne­go ćwi­cze­nia, lecz bli­zna zni­kła...⁵.

By­łem scep­tycz­ny wo­bec tych hi­sto­rii, ale bar­dzo mi się spodo­ba­ły. Chcia­łem spraw­dzić, czy kry­je się za nimi coś wię­cej.PRAWDA ODNALEZIONA W GÓRACH⁶

To była do­brze płat­na pra­ca. Ośro­dek le­kar­ski od­wie­dza­li eme­ry­to­wa­ni urzęd­ni­cy pań­stwo­wi wy­so­kie­go szcze­bla. Pra­cu­ją­cy tam le­karz prze­waż­nie dia­gno­zo­wał cho­ro­by z za­kre­su ge­ria­trii. Pew­ne­go razu ko­le­ga, też le­karz, okre­ślił stan jed­ne­go z jego pa­cjen­tów, by­łe­go mi­ni­stra, jako za­dzi­wia­ją­co do­bry, stwier­dza­jąc, że jest to czło­wiek wy­le­czo­ny i zdro­wy. Le­karz zba­dał go i ku swe­mu zdu­mie­niu stwier­dził, że u pa­cjen­ta zni­kły obec­ne wcze­śniej symp­to­my cho­ro­by Par­kin­so­na. Zdzi­wi­ło go to nie­po­mier­nie, więc wy­py­tał by­łe­go mi­ni­stra, gdzie i jak się le­czył. Ten opo­wie­dział mu o świą­ty­ni, gdzie przez ja­kiś czas prze­by­wał. Le­karz przy­jął to do wia­do­mo­ści, wpi­sał in­for­ma­cję w kar­to­te­kę pa­cjen­ta i w na­wa­le pra­cy szyb­ko za­po­mniał o tym przy­pad­ku.

Przy­po­mniał so­bie o tym pa­cjen­cie w na­stęp­nym roku. Otóż były mi­ni­ster na­mó­wił czte­rech swo­ich ko­le­gów do wi­zy­ty w świą­ty­ni, a oni wró­ci­li zu­peł­nie zdro­wi, po­dob­nie jak ów eme­ry­to­wa­ny urzęd­nik, któ­ry po­le­cił im ta­jem­ni­czą świą­ty­nię. Le­karz prze­pro­wa­dził ze star­szy­mi pa­na­mi szcze­gó­ło­wy wy­wiad. Do­wie­dział się od nich, że wy­so­ko w gó­rach po­ło­żo­na jest Świą­ty­nia Czci­cie­li Ognia. Mni­si, któ­rzy tam żyli, przyj­mo­wa­li raz do roku na 40 dni gru­pę lu­dzi, któ­rzy chcie­li się wy­le­czyć – czę­sto z bar­dzo po­waż­nych cho­rób. Le­karz był tak moc­no za­fra­po­wa­ny hi­sto­rią nie­spo­dzie­wa­nych uzdro­wień swo­ich pa­cjen­tów, że po­sta­no­wił na­stęp­ne­go lata sam wy­brać się do świą­ty­ni, by zba­dać nie­zro­zu­mia­ły dla nie­go fe­no­men znik­nię­cia wszyst­kich cho­ro­bo­wych symp­to­mów u lu­dzi, któ­rych le­czył od lat.

Le­karz za­brał ze sobą dwóch przy­ja­ciół: je­den był re­ży­se­rem, dru­gi ope­ra­to­rem te­le­wi­zyj­nym. Obaj pra­gnę­li uwiecz­nić na ta­śmie fil­mo­wej re­por­taż z ich wy­ciecz­ki i wy­emi­to­wać go w te­le­wi­zji, dla któ­rej pra­co­wa­li.

Męż­czyź­ni z opóź­nie­niem do­tar­li do punk­tu zbiór­ki. Wszy­scy, chcą­cy udać się na le­cze­nie do po­ło­żo­ne­go w gó­rach klasz­to­ru, zdą­ży­li wcze­śniej wy­ru­szyć do od­da­lo­nej o 26 ki­lo­me­trów świą­ty­ni. Mni­si zo­sta­wi­li dla nich je­dy­nie osły. Le­karz na­ma­wiał znie­chę­co­nych kom­pa­nów do nie­re­zy­gno­wa­nia z eska­pa­dy, cze­mu szcze­gól­nie był prze­ciw­ny ope­ra­tor wa­żą­cy 130 ki­lo­gra­mów. Po go­rą­cej dys­ku­sji ob­ju­czy­li swo­imi ba­ga­ża­mi osły i wy­ru­szy­li w dłu­gą pie­szą wę­drów­kę. Pierw­szy kry­zys przy­szedł już po 10 km: le­karz szyb­ko znisz­czył obu­wie, któ­re­go uży­wał w mie­ście, sa­pią­cy ope­ra­tor od­mó­wił ja­kie­go­kol­wiek kro­ku da­lej, a re­ży­se­ro­wi smęt­nie zwi­sa­ła gło­wa. Prze­mo­gli się jed­nak. Byli w po­ło­wie dro­gi – w ta­kiej sy­tu­acji le­piej iść na­przód niż za­wra­cać.

Na miej­sce do­tar­li po ciem­ku. Był nie­mal śro­dek nocy. Mni­si udo­stęp­ni­li im po­kój, a oni wy­cień­cze­ni pa­dli na po­sła­nia. Na­stęp­ne­go dnia wszyst­kich przy­by­łych „ku­ra­cju­szy” po­uczo­no, że miej­sce, w któ­rym się znaj­du­ją, jest świę­te, i by w nim nie grze­szy­li. Karą za każ­dy wy­stę­pek mia­ła być po­moc w go­spo­dar­stwie, a szcze­gól­nie przy­no­sze­nie wody z od­le­głe­go o 4 km źró­dła.

Oka­za­ło się, że jed­nym z grze­chów jest po­chmur­ny na­strój i brak uśmie­chu na twa­rzy. Przy­by­łych do świą­ty­ni go­ści roz­ba­wi­ło to i po­mo­gło roz­ja­śnić twa­rze, ale już po chwi­li ich lica przy­bra­ły kwa­śny wy­raz, do­kład­nie taki, jaki mie­li na co dzień, ży­jąc w mie­ście po­śród po­dob­nych im lu­dzi.

Kara była do­tkli­wa. Każ­dy po­sęp­ny przy­bysz do­stał wa­żą­cy 5 kg dzban z na­ka­zem przy­nie­sie­nia 16 li­trów wody ze źró­dła. Po­nad­to na py­ta­nie o ter­min przyj­mo­wa­nia cho­rych i sta­wia­nia im dia­gno­zy mni­si od­po­wie­dzie­li, że oni tu ni­ko­go nie przyj­mu­ją i nie le­czą. Roz­cza­ro­wa­nie go­ści było ogrom­ne. Każ­dy z nich, rad nie­rad, wziął w dło­nie cięż­ki dzban i wy­ru­szył w 8-ki­lo­me­tro­wą dro­gę. Le­karz ma­sze­ro­wał jako pierw­szy, scho­dząc krę­tą gór­ską ścież­ką. Wró­cił z 21-ki­lo­gra­mo­wym dzba­nem wy­peł­nio­nym wodą do­pie­ro póź­nym po­po­łu­dniem. Na twa­rzy miał prze­zor­nie uśmiech. Nic z tego. Oka­za­ło się, że był ob­ser­wo­wa­ny przez jed­ne­go z mni­chów, któ­ry śle­dził wszyst­kich „ku­ra­cju­szy” z lor­net­ką przy­tknię­tą do oczu. Wi­dział, kie­dy pie­chu­rzy się nie uśmie­cha­li. Le­karz mu­siał pójść jesz­cze raz po wodę, czu­jąc, że ktoś pa­stwi się nad nim. Ma­sze­ro­wał głod­ny, zmę­czo­ny i obo­la­ły.

Po po­wro­cie le­ka­rza do­padł atak hi­ste­rii. Spo­strzegł swo­je od­bi­cie w lu­strze, do­strzegł mi­zer­ną po­stać i nie­po­ha­mo­wa­nie za­czął ner­wo­wo się śmiać. Przy­bie­gli jego przy­ja­cie­le, re­ży­ser i ope­ra­tor, i ich też ogar­nął dzi­ki śmiech.

Od na­stęp­ne­go dnia co­raz mniej lu­dzi wy­sy­ła­no po wodę do źró­dła. Po ty­go­dniu już nikt tam nie cho­dził – nie było po­wo­du. Wszy­scy się uśmie­cha­li. Po­ja­wił się na­wyk, pew­ne­go ro­dza­ju au­to­ma­tyzm, któ­ry spra­wiał, że uśmiech za­czął go­ścić na ich twa­rzach zu­peł­nie na­tu­ral­nie. Wte­dy mni­si za­pro­si­li ich do ka­mien­ne­go dom­ku na ubo­czu, gdzie znaj­do­wa­ło się uję­cie wody. Przy­by­sze zro­zu­mie­li, że wy­sy­ła­nie ich po wodę było lek­cją, ma­ją­cą na­uczyć ich po­zby­wa­nia się wła­snej py­chy, zgu­bie­nia po­czu­cia wia­ry w ugrun­to­wa­ne prze­ko­na­nia i skło­nić do po­strze­ga­nia ota­cza­ją­ce­go ich świa­ta w spo­sób zna­ny im z dzie­ciń­stwa: cie­sze­nia się ota­cza­ją­cą na­tu­rą, czer­pa­nia przy­jem­no­ści z ob­ser­wa­cji żu­ków, mró­wek czy chmur na nie­bie. Go­ście klasz­to­ru po­czu­li się na tyle nie­win­ni i mło­dzi, że umi­la­li so­bie czas, ba­wiąc się w dzie­cię­ce gry. Jed­no­cze­śnie cie­szy­li się do­brym sa­mo­po­czu­ciem, po­wo­li prze­sta­jąc się skar­żyć na cho­ro­by, któ­re do­ku­cza­ły im przed przy­by­ciem do świą­ty­ni. Le­karz sta­rał się ana­li­zo­wać ten stan. Stwier­dził, że prze­mia­na, w ogó­le cała ta­jem­ni­ca po­by­tu w gór­skiej przy­sta­ni, po­le­ga­ła na mi­mi­ce zwią­za­nej z uśmie­chem oraz na wy­pro­sto­wa­nej po­sta­wie.

Po­czą­tek „sztucz­nie wy­wo­ła­nej”
oso­bo­wo­ścio­wej prze­mia­ny: mi­mi­ka, czy­li
UŚMIECH I WY­PRO­STO­WA­NA PO­STA­WA
wg dra Nor­be­ko­va na oso­bo­wo­ścio­wą prze­mia­nę
po­trze­bu­je­my je­dy­nie 40 dni!⁷

Ostat­nie­go dnia po­by­tu le­karz udał się do prze­ora, pro­sząc go o moż­li­wość po­zo­sta­nia w tym miej­scu. Ten od­mó­wił. Stwier­dził, że wszy­scy przy­by­sze są ludź­mi moc­ny­mi i na tyle od­por­ny­mi, by zo­stać czy­sty­mi po­śród bru­du. Ich za­da­niem jest te­raz dzie­le­nie się świa­tłem, któ­re za­czę­ło roz­ja­śniać ich od środ­ka.

Po po­wro­cie do mia­sta le­karz uj­rzał na uli­cach tłu­my lu­dzi obo­jęt­nych, za­go­nio­nych, go­nią­cych za czymś, cze­go sami nie po­tra­fi­li­by na­zwać, lu­dzi bez­dusz­nych, o pu­stych twa­rzach i nik­czem­nych od­ru­chach.

Le­karz był ra­cjo­na­li­stą, więc po po­wro­cie do pra­cy za­pra­gnął spraw­dzić, czy uśmiech i po­sta­wa mają dzia­ła­nie te­ra­peu­tycz­ne. Zor­ga­ni­zo­wał sal­kę, ze­brał pa­cjen­tów i roz­po­czął z nimi tre­nin­gi. Krót­kie, trwa­ją­ce może go­dzi­nę dzien­nie. Efek­ty były za­sta­na­wia­ją­ce. Je­den z ćwi­czą­cych zgu­bił oku­la­ry – prze­stał ich po­trze­bo­wać. Ko­lej­ne­mu za­czę­ło pra­co­wać je­li­to. Inny za­czął od­zy­ski­wać słuch. U wszyst­kich na­stą­pi­ła po­pra­wa zdro­wia, choć­by tyl­ko nie­znacz­na.

Ko­niec tej hi­sto­rii jest po­krze­pia­ją­cy. Ope­ra­tor schudł do po­zio­mu 85 kg i cały czas utrzy­mu­je tę wagę, na­to­miast re­ży­ser, ma­ją­cy wcze­śniej pro­ble­my z nad­uży­wa­niem al­ko­ho­lu, co było po­wo­dem roz­wo­du, po­rzu­cił pi­cie i zo­stał po­now­nie przy­ję­ty przez żonę. Do dziś sta­no­wią zgod­ne mał­żeń­stwo.KLUCZ

W tym wstę­pie mu­szę Cię, Czy­tel­ni­ku, ostrzec: cy­to­wa­ny prze­ze mnie dr Nor­be­kov po­trak­tu­je Cię tak, jak me­dyk swo­je­go im­pe­ra­to­ra. W jego imie­niu opo­wiem kil­ka hi­sto­rii, któ­re mo­żesz uznać za nie­przy­jem­ne. Wstrząs, któ­ry Cię spo­tka, ma po­ru­szyć i skło­nić do za­sta­no­wie­nia nad sobą i dal­szą ścież­ką ży­cio­wą.

Po­tem, w ślad za świa­to­wy­mi au­to­ry­te­ta­mi, na któ­rych ba­da­niach i wska­zów­kach wspie­ram swo­ją książ­kę, po­dam dłoń, a na niej bę­dzie na­dzie­ja: na wy­zdro­wie­nie, po­go­dze­nie się ze sobą, na uwol­nie­nie od cier­pie­nia i lę­ków, któ­re ogra­ni­cza­ją. Na koń­cu, opie­ra­jąc się na prze­my­śle­niach mę­dr­ców z czte­rech stron świa­ta, re­pre­zen­tu­ją­cych roz­ma­ite dzie­dzi­ny – od re­li­gii i du­cho­wo­ści po me­dy­cy­nę – prze­ka­żę Ci wska­za­ne przez nich spo­so­by na zdo­by­cie mi­ło­ści i czer­pa­nie ra­do­ści z drob­no­stek. Wska­żę też z ich prze­wod­nic­twem spraw­dzo­ne me­to­dy na po­zby­cie się cho­rób, stre­su i nie­po­ko­jów. Każ­da z tych rad ma opar­cie w fa­cho­wej li­te­ra­tu­rze.

Chodź­cie ze mną i z NIMI.
Zmia­na na lep­sze wca­le nie jest taka trud­na.NIEMATERIALNA NATURA „MATERIALNEGO” ŚWIATA

Uru­cho­mie­nie w 2008 roku naj­więk­sze­go na świe­cie przy­spie­sza­cza ha­dro­nów w ośrod­ku CERN pod Ge­ne­wą zwró­ci­ło uwa­gę opi­nii świa­to­wej na to, czym współ­cze­śnie zaj­mu­ją się fi­zy­cy. Naj­now­sze osią­gnię­cia tej dzie­dzi­ny na­uki do­ty­czą dwóch aspek­tów:

- • for­mu­ło­wa­nia re­wo­lu­cyj­nych kon­cep­cji,
- • po­ja­wie­nia się moż­li­wo­ści prze­pro­wa­dza­nia eks­pe­ry­men­tów,
któ­re umoż­li­wia­ją we­ry­fi­ka­cję tych kon­cep­cji.

W na­szym co­dzien­nym ży­ciu, prze­ży­wa­nym w świe­cie, któ­ry na­zy­wa­my „ma­te­rial­nym”, wy­star­cza nam zna­jo­mość praw fi­zy­ki, któ­rej pod­sta­wy sfor­mu­ło­wał w XVII w. Iza­ak New­ton. W XIX w. fi­zy­ka new­to­now­ska opie­ra­ła się na mo­de­lu naj­drob­niej­szej cząst­ki ma­te­rii nie­oży­wio­nej – ato­mu. Praw­dzi­wą re­wo­lu­cję w po­strze­ga­niu rze­czy­wi­sto­ści fi­zycz­nej przy­nio­sła teo­ria względ­no­ści Ein­ste­ina. To wła­śnie dzię­ki niej sta­ły się moż­li­we m. in. loty w Ko­smos. Zgod­nie ze słyn­nym wzo­rem, E = mc², masa jest ilo­ra­zem ener­gii i pręd­ko­ści świa­tła pod­nie­sio­nym do kwa­dra­tu. Ein­ste­in wy­ka­zał więc, że ma­te­ria to wi­zu­al­ny ob­raz ener­gii i pręd­ko­ści rów­nej pręd­ko­ści świa­tła.

Uko­ro­no­wa­niem ba­dań dwu­dzie­sto­wiecz­nej fi­zy­ki jest kwan­to­wa teo­ria bu­do­wy Wszech­świa­ta. W kon­cep­cji tej atom nie jest już twar­dą kul­ką ma­te­rii, ale skła­da się z jesz­cze drob­niej­szych niż skład­ni­ki ją­dra – pro­ton czy neu­tron – czą­stek ele­men­tar­nych (do któ­rych na­le­żą elek­tro­ny, bo­zo­ny, kwar­ki czy inne opi­sy­wa­ne przez fi­zy­ków cząst­ki), upo­rząd­ko­wa­nych w prze­strzen­ny, hie­rar­chicz­nie upo­rząd­ko­wa­ny układ sta­nów ener­ge­tycz­no-in­for­ma­cyj­nych usy­tu­owa­nych w nie­zmier­nie ma­łych prze­strze­niach o cha­rak­te­rze próż­ni. Cząst­ki ele­men­tar­ne nie są jed­nak „ma­te­rial­ne” w żad­nym kla­sycz­nym ro­zu­mie­niu tego sło­wa – w swo­jej na­tu­rze sta­no­wią im­pul­sy ener­gii i in­for­ma­cji, są więc struk­tu­ra­mi ener­ge­tycz­no-in­for­ma­cyj­ny­mi. Ato­my róż­nych pier­wiast­ków za­wie­ra­ją ta­kie same cząst­ki ele­men­tar­ne, a ich wła­ści­wo­ści za­le­żą tyl­ko od ukła­du i licz­by tych im­pul­sów.

Zda­rze­nia kwan­to­we są więc je­dy­nie fluk­tu­acja­mi ener­gii i in­for­ma­cji. Z nich zbu­do­wa­ne jest wszyst­ko, co nas ota­cza, a co okre­śla­my mia­nem ma­te­rii.

W świe­tle współ­cze­snej wie­dzy świat ma­te­rial­ny jest za­tem, pa­ra­dok­sal­nie, zbu­do­wa­ny z nie-ma­te­rii, a więc z ilu­zji fi­zycz­no­ści. Ta nie-ma­te­ria two­rzą­ca świat ma te same wła­ści­wo­ści, co myśl na eta­pie przed­wer­bal­nym, za­nim zo­sta­nie wy­ra­żo­na; po­dob­nie jak ona, jest im­pul­sem ener­ge­tycz­no-in­for­ma­cyj­nym. In­for­ma­cja – w tym ludz­ka myśl – jest ener­gią i ma moc zmniej­sza­nia en­tro­pii (czy­li wpro­wa­dza­nia po­rząd­ku do rze­czy­wi­sto­ści)¹. Czło­wiek, dzię­ki temu, że ge­ne­ru­je im­pul­sy ener­ge­tycz­no-in­for­ma­cyj­ne w po­sta­ci my­śli, jest ele­men­tem tego Wszech­świa­ta – ale ele­men­tem świa­do­mym. Na­sze do­świad­cze­nia, złe i do­bre, nie są tyl­ko wy­ni­kiem przy­pad­ko­wych prze­kształ­ceń ukła­dów czą­stek ele­men­tar­nych. To my je two­rzy­my. Od­bi­ciem tego sta­nu są na­sze po­sta­wy ży­cio­we. Na tę cią­głość ener­ge­tycz­no–in­for­ma­cyj­ną struk­tur świa­ta, a więc i struk­tur bu­du­ją­cych cia­ło czło­wie­ka, ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem im­pul­sów wy­wo­ły­wa­nych funk­cjo­no­wa­niem umy­słu zwra­ca uwa­gę w swo­ich pu­bli­ka­cjach De­epak Cho­pra². Tak więc kwan­to­wa kon­cep­cja bu­do­wy i funk­cjo­no­wa­nia Wszech­świa­ta rzu­ca tak­że świa­tło na rolę na­sze­go umy­słu, na­szej świa­do­mo­ści, nas sa­mych. Fi­zy­ka kwan­to­wa moc­no pod­bu­do­wu­je nie­ma­te­rial­ne ro­zu­mie­nie rze­czy­wi­sto­ści i po­zwa­la za­kwe­stio­no­wać ma­te­ria­li­stycz­ne poj­mo­wa­nie świa­ta i czło­wie­ka.

Nie wierz do koń­ca swo­im zmy­słom

Zmy­sły pod­po­wia­da­ją nam, że ludz­kie cia­ło sta­no­wi jed­no­rod­ną, nie­zmien­ną i trwa­łą masę. Moż­na je tak­że opi­sać za po­mo­cą róż­nych fi­zycz­nych ka­te­go­rii. Mo­że­my okre­ślić czas, w któ­rym cia­ło ist­nie­je, jego pa­ra­me­try, od ki­lo­gra­mów przez wła­ści­wo­ści po­wierzch­ni skó­ry po tem­pe­ra­tu­rę i wie­le, wie­le in­nych. Ta­kie po­strze­ga­nie ludz­kie­go cia­ła jako two­ru sta­tycz­ne­go i jed­no­rod­ne­go jest po­kło­siem XIX- i XX-wiecz­nej fi­zy­ki, che­mii i bio­lo­gii. Jed­nak stan współ­cze­snej na­uki nie po­zwa­la na utrzy­my­wa­nie tej wi­zji świa­ta. Dziś na cia­ło i or­ga­nizm czło­wie­ka pa­trzy się przez pry­zmat ta­kich ka­te­go­rii, jak stru­mie­nie in­for­ma­cji, świa­do­mo­ści i ener­gii. He­ra­klit twier­dził, że nie moż­na wejść dwa razy do tej sa­mej rze­ki. Po­dob­nie Ty, wcho­dząc dwu­krot­nie – na­wet w krót­kim prze­dzia­le cza­so­wym – do tej sa­mej rze­ki, nie bę­dziesz tym sa­mym czło­wie­kiem.

Każ­dy haust po­wie­trza ozna­cza dla od­dy­cha­ją­ce­go czło­wie­ka wchło­nię­cie 1022 ato­mów Wszech­świa­ta³. W or­ga­ni­zmie na­stę­pu­je nie­ustan­na wy­mia­na ato­mów, a te, któ­re do­sta­ły się do na­sze­go cia­ła, za­mie­nia­ją się w skład­ni­ki krwi, ser­ca czy in­nych na­rzą­dów. Nie­za­leż­nie od tego, ja­kie bu­dzi w nas to uczu­cia, je­ste­śmy ma­lut­kim frag­men­tem Wszech­świa­ta, ucie­le­śnia­jąc i afir­mu­jąc jego do­bre i złe stro­ny.

W cią­gu trzech ty­go­dni przez nasz or­ga­nizm prze­pły­wa mi­liard ato­mów, któ­re mogą na­le­żeć do wszyst­kich ga­tun­ków istot ży­wych na Zie­mi. Przez nie­speł­na rok 98% ato­mów w na­szym cie­le zo­sta­nie za­stą­pio­nych przez nowe. Je­że­li uświa­do­mi­my so­bie ogrom zmian, któ­re nie­ustan­nie za­cho­dzą w na­szym cie­le, bę­dzie­my mu­sie­li uznać, że zmia­na to je­dy­ny trwa­ły aspekt na­sze­go ży­cia. Naj­cie­kaw­sze są jed­nak im­pli­ka­cje tego fak­tu.

W świe­tle współ­cze­snej na­uki atom skła­da się z czą­stek bę­dą­cych no­śni­kiem ener­gii i in­for­ma­cji. Cząst­ki te są nie­ma­te­rial­ne. Wnio­sek z ta­kie­go sta­nu rze­czy jest za­dzi­wia­ją­cy: mo­że­my uznać, że 99,99996% or­ga­ni­zmu skła­da się z czą­stek nie­ma­te­rial­nych. Cia­ło moż­na uznać za ogrom­ną próż­nię, gdzie rzad­ko moż­na na­tra­fić na ma­leń­ki ma­te­rial­ny punkt lub przy­pad­ko­we wy­ła­do­wa­nie elek­trycz­ne. Uświa­do­mie­nie so­bie, czym jest 0,000004% na­sze­go cia­ła i jak nie­wiel­ką jego część sta­no­wi, po­zwo­li nam na ak­cep­ta­cję i zro­zu­mie­nie po­zo­sta­łej pu­stej prze­strze­ni. Po­mo­że nam w tym in­te­li­gen­cja, któ­ra jest nie­ma­te­rial­nym (tak­że!) za­so­bem in­for­ma­cji, któ­ry pro­du­ku­je cia­ło, re­gu­lu­je je, pa­nu­je nad nim i sam nim się sta­je⁴.

Co za­tem tak na­praw­dę od­bie­ra­ją na­sze zmy­sły? Jak do­tknąć ener­gii, zo­ba­czyć lub wsłu­chać się w nią? Oczy­wi­ście py­ta­nia te na­le­ży czę­ścio­wo trak­to­wać jak fi­gu­ry re­to­rycz­ne, bo trud­no za­prze­czyć, że kie­ru­je­my się sma­kiem pod­czas pysz­nej ko­la­cji w wy­kwint­nej re­stau­ra­cji. Zmy­sły jed­nak do­star­cza­ją nam tyl­ko cząst­ki wie­dzy o świe­cie i o nas sa­mych. Moim ce­lem jest je­dy­nie to, by wy­rwać Cię z co­dzien­nej, ru­ty­no­wej per­spek­ty­wy i po­bu­dzić do przede­fi­nio­wa­nia pro­ble­mów, z ja­ki­mi sty­ka się Two­ja du­sza, cia­ło i umysł.POTĘGA MODLITWY

Zdo­byw­ca Na­gro­dy No­bla w 1912 roku z dzie­dzi­ny fi­zjo­lo­gii i me­dy­cy­ny, dr Ale­xis Car­rel, w jed­nym ze swo­ich licz­nych ar­ty­ku­łów stwier­dził: Mo­dli­twa jest naj­po­tęż­niej­szą for­mą ener­gii, jaką po­tra­fi wy­two­rzyć czło­wiek. Jej siła jest tak pew­na, jak pew­ne jest przy­cią­ga­nie ziem­skie. Jako le­karz wi­dzia­łem wie­lu lu­dzi, któ­rzy po­dźwi­gnę­li się z cho­ro­by dzię­ki szcze­re­mu wy­sił­ko­wi mo­dli­twy, kie­dy już wszyst­kie inne środ­ki za­wio­dły. (...) Po­dob­nie jak rad, mo­dli­twa jest źró­dłem wspa­nia­łej, sa­mo­ge­ne­ru­ją­cej się ener­gii. (...) W mo­dli­twie isto­ta ludz­ka po­szu­ku­je uzu­peł­nie­nia wła­snej ener­gii przez po­łą­cze­nie się z nie­skoń­czo­nym źró­dłem ener­gii. Pod­czas mo­dli­twy łą­czy­my się z nie­wy­czer­pa­ną siłą po­ru­sza­ją­cą Wszech­świat. Mo­dli­my się, aby część tej siły przy­pa­dła nam. Na­wet sama proś­ba o to eli­mi­nu­je na­sze ludz­kie ułom­no­ści i to wła­śnie wzmac­nia nas i od­na­wia. (...) Ile­kroć zwra­ca­my się do Boga sło­wa­mi szcze­rej mo­dli­twy, zmie­nia­my na lep­sze za­rów­no na­sze du­sze, jak i cia­ła. Po pro­stu nie może się zda­rzyć, by któ­ry­kol­wiek czło­wiek choć przez chwi­lę mo­dlił się bez żad­ne­go re­zul­ta­tu^(22.)

Z ko­lei Dale Car­ne­gie w swo­jej epo­ko­wej książ­ce Jak prze­stać się mar­twić i za­cząć żyć pod­kre­śla, że mo­dli­twa może po­móc na­wet naj­więk­szym scep­ty­kom oraz oso­bom nie­re­li­gij­nym z prze­ko­na­nia. Za­uwa­ża przy tym, że za­spo­ka­ja ona trzy pod­sta­wo­we po­trze­by psy­chicz­ne:

Zwer­ba­li­zo­wa­nie pro­ble­mu. Mo­dli­twa po­moc­na jest do zdia­gno­zo­wa­nia i zwer­ba­li­zo­wa­nia pro­ble­mu, któ­ry nas drę­czy. Prze­cież naj­pierw mu­si­my wie­dzieć, o co chce­my wznieść mo­dły.

Bóg jest po­wier­ni­kiem. Mo­dli­twa spra­wia, że z drę­czą­cym nas pro­ble­mem nie mie­rzy­my się w sa­mot­no­ści. Bóg, do któ­re­go kie­ru­je­my sło­wa mo­dli­twy, jest dla nas za­ra­zem po­wier­ni­kiem i to­wa­rzy­szem, da­ją­cym prze­ko­na­nie, że in­tym­ność na­szej mo­dli­tew­nej proś­by po­zo­sta­nie w se­kre­cie. Jed­no­cze­śnie prze­sta­je­my być sami, a to nie­sie nam otu­chę.

Pierw­szy krok do dzia­ła­nia. Mo­dli­twa jest pierw­szym kro­kiem do dzia­ła­nia. Mo­ty­wu­je do pod­ję­cia pierw­szych kro­ków zmie­rza­ją­cych do po­ko­na­nia pro­ble­mu, któ­re­go wiel­ki cię­żar skło­nił nas do wy­po­wie­dze­nia mo­dli­twy.

Mo­dli­twa za­wsze jest obec­na w cza­sach pró­by. Mamy na to nie­zli­czo­ne do­wo­dy. Uwię­zie­ni w ko­pal­ni gór­ni­cy, cze­ka­jąc na przyj­ście po­mo­cy, mo­dlą się. Z me­diów do­wia­du­je­my się o lu­dziach łą­czą­cych się w mo­dli­twie o zdro­wie dla dziec­ka cho­re­go na po­noć nie­ule­czal­ną cho­ro­bę, o ra­tu­nek dla upro­wa­dzo­nych dla oku­pu ro­dzin, czy wresz­cie o po­kój na świe­cie.

Klu­czo­we py­ta­nie do­ty­czy tego, jak na­uczyć lu­dzi sku­tecz­nej mo­dli­twy. Ta­kiej, któ­ra spo­wo­du­je, że mo­dlą­cy się czło­wiek uzna, iż jego sło­wa zo­sta­ły wy­słu­cha­ne.

Je­śli ktoś w two­im oto­cze­niu za­cho­ru­je, a ty pa­nicz­nie za­czniesz się bać, że zo­sta­niesz za­ra­żo­ny – tak się sta­nie. Nie przy­tra­fi się to na­to­miast oso­bie wie­rzą­cej w swo­je sil­ne zdro­wie i od­por­ność. W Księ­dze Hio­ba czy­ta­my: (...) bo spo­tka­ło mnie to, cze­gom się lę­kał, ba­łem się, a jed­nak przy­szło²³. Strach nie jest żad­ną obro­ną przed nie­bez­pie­czeń­stwem!

Pra­wem umy­słu ludz­kie­go jest pra­wo wia­ry

Wie­rzysz w to, w co wie­rzy Twój umysł. Re­ak­cja pod­świa­do­mo­ści na na­sze my­śli to nic in­ne­go jak na­sze prze­ży­cia, do­świad­cze­nia, sta­ny emo­cjo­nal­ne, itp. Myśl, a więc za­ra­zem i mo­dli­twa, jest za­rze­wiem ak­cji.

Na­sza świa­do­mość dzia­ła w opar­ciu o zdo­by­tą przez lata wie­dzę, lo­gi­kę i osią­gnię­cia na­uki. In­a­czej jest z pod­świa­do­mo­ścią, któ­ra dzia­ła w spo­sób twór­czy. Wła­śnie do aktu twór­cze­go moż­na przy­rów­nać mo­dli­twę. Nie­rzad­ko epo­ko­wy po­mysł z za­kre­su fi­zy­ki czy che­mii musi za­prze­czyć em­pi­rii albo do­tych­cza­so­wym teo­riom. Po­dob­nie jest z mo­dli­twą, pod­czas któ­rej uru­cha­mia­ne są pro­ce­sy za­prze­cza­ją­ce temu, co wpo­iła nam świa­do­mość. Świa­do­mość jest kry­tycz­na wo­bec spo­ty­ka­ją­cych nas na co dzień fak­tów, ale pod­świa­do­mość nie dys­ku­tu­je i nie roz­trzą­sa. Przyj­mu­je wszyst­ko jako praw­dzi­we i sta­ra się to prze­kształ­cić w rze­czy­wi­stość. Tak ro­dzi się po­tę­ga su­ge­stii, któ­ra jest jed­nym z głów­nych źró­deł sku­tecz­no­ści mo­dli­twy.

Ist­nie­ją tech­ni­ki te­ra­pii du­cho­wej oraz me­to­dy spra­wia­ją­ce, że mo­dli­twy sta­ją się sku­tecz­ne. Mo­dli­twa musi tyl­ko prze­bie­gać we­dług ści­śle okre­ślo­nych za­sad. W upo­rząd­ko­wa­nym świe­cie nic nie dzie­je się przy­pad­kiem.

Już jest do­brze

Pod­świa­do­mo­ści na­le­ży wpo­ić, że świa­do­me pra­gnie­nie jest już speł­nio­ne. Naj­le­piej uczy­nić to w sta­nie zbli­żo­nym do sta­nu snu. Za­cznij roz­my­ślać o tym, cze­go pra­gniesz i wy­obra­żaj to so­bie, módl się o speł­nie­nie swo­ich ma­rzeń, pra­gnień i pla­nów.

Ja­sno sfor­mu­ło­wa­ne pla­ny

Proś­ba wy­ra­ża­na w mo­dli­twie nie może być je­dy­nie ży­cze­niem, po­win­na przed­sta­wiać wy­raź­nie za­ry­so­wa­ny plan. Pod­świa­do­mość bu­du­je sie­dzi­bę Twe­go umy­słu; nie mo­żesz jej za­śmie­cać przy­pad­ko­wy­mi my­śla­mi. Two­ja mo­dli­twa musi być kon­struk­tyw­na, je­śli ma mieć siłę spraw­czą.

Praw­dzi­wa mo­dli­twa

Twój umysł dzia­ła w pro­sty spo­sób: kie­ru­je się od my­śli do przed­mio­tu tej my­śli. Bez wy­obra­że­nia celu tej dro­gi umysł nie bę­dzie wie­dział do­kąd po­dą­żać. Mo­dli­twa nie zo­sta­nie wy­słu­cha­na, a prze­cież to ona ma wpro­wa­dzić umysł w stan bez­wa­run­ko­wej i cał­ko­wi­tej go­to­wo­ści. Po­trzeb­ny jest więc spo­kój, ra­dość i na­kie­ro­wa­nie świa­do­me­go my­śle­nia na wy­ma­ga­ną przez nas re­ak­cję pod­świa­do­mo­ści.

Wi­zu­ali­za­cja

Ar­chi­tekt, roz­po­czy­na­jąc pra­cę nad pro­jek­tem, naj­pierw wy­obra­ża so­bie ele­wa­cję domu, jego usy­tu­owa­nie w prze­strze­ni, wkom­po­no­wa­nie w te­ren, na któ­rym po­wsta­nie obiekt. Po­tem do­pie­ro przy­stę­pu­je do tech­nicz­nych niu­an­sów zwią­za­nych z pro­jek­to­wa­niem. Po­dob­nie jest w mo­dli­twie: naj­pierw na­le­ży wi­zu­ali­zo­wać so­bie cel. Po­wsta­nie wów­czas pro­ces my­ślo­wy, któ­ry po­zo­sta­wi w umy­śle wy­obra­że­nia roz­wią­za­nia pro­ble­mu. Tyl­ko tak moż­na po­mo­dlić się i być wy­słu­cha­nym.

Film men­tal­ny

Naj­pierw na­le­ży po­my­śleć nad ta­kim roz­wią­za­niem drę­czą­ce­go nas pro­ble­mu, któ­re by­ło­by moż­li­we do za­ak­cep­to­wa­nia dla wszyst­kich za­an­ga­żo­wa­nych osób. Po usta­le­niu hi­po­te­tycz­ne­go kom­pro­mi­su na­le­ży wy­ci­szyć umysł, zre­lak­so­wać się i roz­luź­nić, a tak­że mak­sy­mal­nie ogra­ni­czyć wy­si­łek umy­sło­wy. W tym sta­nie mo­dli­tew­nej me­dy­ta­cji na­le­ży pu­ścić wo­dze wy­obraź­ni i una­ocz­nić so­bie mo­ment, kie­dy ukła­da­my się, do­cho­dzi­my do po­ro­zu­mie­nia z opo­nen­ta­mi, a pro­blem sta­nie się mniej­szy i moż­li­wy do roz­wią­za­nia.

Me­to­da Bau­do­uina

Pro­fe­sor Char­les Bau­do­uin, fran­cu­ski psy­cho­te­ra­peu­ta, od­krył, że na pod­świa­do­mość naj­ła­twiej wpły­nąć w sta­nie zbli­żo­nym do snu. Na­le­ży wów­czas po­wta­rzać so­bie jed­no krót­kie, ale tre­ści­we zda­nie, któ­re sta­no­wi­ło­by roz­wią­za­nie pro­ble­mu, jaki był przy­czy­ną na­szej żar­li­wej mo­dli­twy.

Pół­sen

W pół­śnie świa­do­mość jest nie­mal uśpio­na, za to pod­świa­do­mość od­wrot­nie – wy­jąt­ko­wo ak­tyw­na. W tym sta­nie ne­ga­tyw­ne my­śli pro­du­ko­wa­ne przez kry­tycz­ną świa­do­mość są nie­obec­ne. Pod­świa­do­mość przyj­mu­je wte­dy na­sze pra­gnie­nia bez kontr­ar­gu­men­tów świa­do­mo­ści szu­ka­ją­cej ra­cjo­nal­nych prze­szkód. W taki spo­sób mo­że­my np. wy­rwać się z na­ło­gu, po­wta­rza­jąc so­bie tuż przed osta­tecz­nym za­pad­nię­ciem w sen, że je­ste­śmy wol­ni od uza­leż­nie­nia.

Tech­ni­ka dzięk­czy­nie­nia

Wie­le osób twier­dzi, że do­pie­ro ser­ce prze­peł­nio­ne wdzięcz­no­ścią jest otwar­te na ener­gię pły­ną­cą ze Wszech­świa­ta. Po­twier­dza­ją to do­gma­ty wie­lu re­li­gii. Świę­ty Pa­weł ra­dził, by mo­dląc się, nie tyl­ko pro­sić, ale tak­że nie za­po­mi­nać o po­chwa­łach i sło­wach dzięk­czyn­nych. Ta tech­ni­ka po­zwa­la do­ce­nić nasz obec­ny stan po­sia­da­nia, ale uczy też po­ko­ry, któ­ra w mo­dli­twie jest wię­cej niż po­żą­da­na.

Afir­ma­cja

Ist­nie­je po­rzą­dek i cha­os, pięk­no i brzy­do­ta, zdro­wie i cho­ro­ba. Sta­nem nor­mal­nym jest zdro­wie, pięk­no i po­rzą­dek. Nie po­win­ni­śmy za­tem mo­dlić się o zli­kwi­do­wa­nie cha­osu, lecz przy­wró­ce­nie po­rząd­ku. Mo­dląc się np. o zdro­wie, wy­obra­żaj­my so­bie funk­cjo­no­wa­nie or­ga­ni­zmu tak, jak­by był on cał­ko­wi­cie zdro­wy. W ten spo­sób afir­mu­je­my w mo­dli­twie wi­tal­ność – ży­cie i jego ener­gię, któ­ra jest cząst­ką Wszech­świa­ta.

Ar­gu­men­ta­cja

W me­dy­ta­cji mo­dli­tew­nej mo­że­my wy­obra­zić so­bie salę są­do­wą, gdzie rolę ad­wo­ka­ta bę­dzie od­gry­wać na­sze zdro­wie, a ata­ko­wać nas bę­dzie pro­ku­ra­tor uosa­bia­ją­cy cho­ro­bę. W rolę cia­ła orze­ka­ją­ce­go wcie­li się nasz umysł. W tym pro­ce­sie mu­si­my wy­do­być z sie­bie uzdro­wi­ciel­ską siłę i sami sie­bie prze­ko­nać, że scho­rze­nie jest cie­niem ska­żo­ne­go cho­ro­bą świa­ta wy­obraź­ni. Wte­dy wer­dykt, któ­ry za­pad­nie, bę­dzie ja­sny.

Me­to­da ab­so­lut­na

W tej me­to­dzie na­le­ży wy­po­wie­dzieć imię i na­zwi­sko oso­by, o któ­rą się mo­dli­my, a po­tem w mil­cze­niu roz­my­ślać o Bogu, jego przy­mio­tach, atry­bu­tach i do­bro­ci. Cho­dzi o to, by na­sza pod­świa­do­mość wznio­sła się na naj­wyż­sze po­zio­my; wte­dy fale har­mo­nii, zdro­wia i spo­ko­ju będą wpły­wać na stan zdro­wia oso­by, w in­ten­cji któ­rej kie­ru­je­my mo­dli­twę.

Me­to­da po­sta­no­wień

Naj­więk­sza siła tkwi w sło­wie. Wy­po­wie­dzia­ne na głos sło­wo ma moc spraw­czą, a to, co nie zo­sta­nie wy­sło­wio­ne, tak na­praw­dę nie ist­nie­je. Je­że­li w mo­dli­twie o czymś zde­cy­du­je­my i wy­po­wie­my to gło­śno, raz, dru­gi i trze­ci, kon­se­kwent­nie, po wie­le­kroć i żar­li­wie, prze­kształ­ci­my ją w sa­mo­speł­nia­ją­cą się prze­po­wied­nię.

Jak wi­dać, mo­dlić się moż­na na wie­le spo­so­bów. Waż­ny jest nie ro­dzaj mo­dli­twy, lecz jej sku­tecz­ność. Mo­dli­twa – po­wtórz­my za dr Car­rel­lem – to źró­dło wspa­nia­łej, sa­mo­ge­ne­ru­ją­cej się ener­gii. Aby za­tem mo­dli­twa była sku­tecz­na, na­le­ży speł­nić 3 wa­run­ki:

1. 1. Przy­znać się do ist­nie­nia pro­ble­mu.
2. 2. Prze­ka­zać ów pro­blem wła­snej pod­świa­do­mo­ści.
3. 3. Utwier­dzić się w prze­ko­na­niu, że pro­blem jest roz­wią­za­ny.

Oto 26 słów, któ­re po­win­ni­śmy umie­ścić na lu­strze w ła­zien­ce, by my­jąc się co rano zmy­wać z twa­rzy zmar­twie­nia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: