Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niezwykły duet - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 maja 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Niezwykły duet - ebook

„Legenda szpitala. Chirurg ortopeda, specjalista od dziecięcych nowotworów. Kate jednak była odporna na jego urok. Jako lekarz jest świetny, ale poza salą operacyjną, bez fartucha, czepka i maski, wygląda, delikatnie mówiąc, mało profesjonalnie. Jego zmierzwionymi włosami powinien zająć się fryzjer. A te postrzępione dżinsy, czarny T-shirt, skórzana kurtka? Do tego kowbojki... Szkoda gadać!”

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-238-9555-8
Rozmiar pliku: 566 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Co tu się, u licha, wyprawia?

Doktor Kate Graham wysiadła z windy i w osłupieniu wpatrywała się w linoleum na szpitalnym korytarzu. Na cętkowanej beżowej powierzchni wyraźnie było widać ślady… opon? Bardzo dziwne.

Niektóre urządzenia medyczne, na przykład przenośny aparat rentgenowski, oczywiście poruszają się na kółkach. Ale te ślady zostawił pojazd, który zwykł poruszać się po szosie!

Trop wiódł na oddział dziecięcy. Kate też się tam wybierała. Nawet gdyby nie miała tego zamiaru, i tak poszłaby zbadać sprawę śladów. Każde urozmaicenie było na wagę złota, zważywszy na to, co ją dziś czekało. Nieznośne napięcie choć na chwilę znajdzie ujście.

Co za idiota wprowadził motocykl na oddział pełen chorych dzieciaków? Błyszczące czerwone monstrum stało na końcu korytarza tuż przy sali zabaw dla dzieci, których stan pozwalał na wstawanie z łóżek.

Sala ta znajdowała się za pokojem pielęgniarek, skąd Kate miała zabrać próbki do badań histopatologicznych. Minęła jednak jego drzwi i doszła do miejsca, gdzie zbiegowisko złożone z pacjentów i członków personelu medycznego zgodnie podziwiało niecodzienny widok: motocykl i mężczyznę w skórzanym kombinezonie. Właśnie ściągał z głowy kask.

Connor Matthews.

Tego można się było spodziewać. Chirurg ortopeda, specjalista od dziecięcych nowotworów, legenda szpitala. Kate nie miała o nim jednak najlepszego zdania i pozostawała odporna na jego urok. Świetny lekarz, ale poza salą operacyjną, bez fartucha, czepka i maski, wyglądał, delikatnie mówiąc, mało profesjonalnie. Jego zmierzwionymi czarnymi włosami powinien już dawno zająć się fryzjer. Nie od rzeczy byłoby też się częściej golić. A te postrzępione dżinsy, czarny T-shirt, skórzana kurtka? Do tego kowbojki… Szkoda gadać!

Poza tym to człowiek bez zasad. Nie zachowuje się jak należy, bywa w miejscach, gdzie bywać nie powinien. Na przykład w zeszłym tygodniu nieproszony pojawił się w laboratorium z próbką, pałętał po pomieszczeniu, w końcu dorwał się do jakiegoś mikroskopu i oglądał materiał. A przecież w postępowaniu diagnostycznym obowiązuje kolejka, obowiązują procedury! Gdyby ona była przy tym obecna, nie wykpiłby się tym swoim uroczym uśmiechem.

I teraz znów w odrażający sposób demonstrował pogardę dla zasad. Pielęgniarki na pediatrii pewnie zawsze miękły pod naporem jego wdzięku, podobnie jak jej laborantki w zeszłym tygodniu. Musiały być teraz pod wrażeniem. Nikt nawet nie zauważył przybycia Kate, tłumek nie rozstąpił się przed nią, by także mogła się napatrzeć z bliska. Wszystkich zamurowało.

Kiedy postawny Connor Matthews przyklęknął przed ubranym w piżamę chłopczykiem, skórzane spodnie opięły muskularne uda. Metalowe nity na plecach motocyklowej kurtki uwydatniły siłę szerokich ramion. Kate prawie usłyszała tęskne damskie westchnienia.

Motocyklista oczywiście zignorował jej gniewne spojrzenie. W wielkich łapskach trzymał kask. Nie sposób sobie wyobrazić, że te dłonie robiły delikatne i precyzyjne operacje. Connor słynął również z niesamowitego podejścia do dzieci. W to akurat łatwiej uwierzyć, gdy się widziało, jak rozmawiał z chorym chłopczykiem, a potem włożył dziecku na głowę duży kask, wyprostował się i posadził małego na siodełku ruchem na tyle fachowym, by nie wyrwać kroplówki, i na tyle eleganckim, by wywołać bardzo głośne westchnienie zgromadzonych pań. Matka chłopca jedną ręką podtrzymywała kroplówkę, a drugą ocierała płynące po policzku łzy. Connor pokazywał dziecku przyciski na kierownicy motocykla.

A potem zrobił coś, co w głowie się nie mieści. Zapalił silnik, który z głośnym warkotem wypuścił ze lśniącej rury wydechowej kłąb czarnego dymu. I to wszystko w obecności dzieci ze schorzeniami układu oddechowego! Z astmą, zwłóknieniem płuc, niewydolnością oddechową, do jasnej cholery!

Wszyscy wokół klaskali i uśmiechali się zachwyceni. Jedna z pielęgniarek robiła zdjęcia. Jedna Kate swą wyprostowaną postawą demonstrowała oburzenie.

Na szczęście show szybko dobiegł końca, silnik motoru zamilkł, a dzieciak, już bez kasku, powędrował w ramiona matki. Personel rozszedł się do codziennych obowiązków, a chore dzieci, na wózkach, noszach bądź pieszo, powróciły tam, gdzie ich miejsce. Niektóre jeszcze długo z wyciągniętymi szyjami oglądały się, chcąc zapamiętać miejsce, gdzie spotkała je taka niespodziewana atrakcja.

Na miejscu pozostał Connor. Zawiesił kask na kierownicy i po chwili toczył motor korytarzem, oczywiście pozostawiając nowe brudne ślady. Młoda salowa z mopem w dłoniach patrzyła na to rozanielona. A chirurg właśnie w tym momencie dostrzegł Kate. Zbliżając się, przyglądał się jej z tłumioną ciekawością.

A więc przyłapała go, ta Wyniosła Władczyni Diagnostyki Laboratoryjnej.

Naprędce wymyślona nazwa rozbawiła go, jednak nie potrafił się szczerze uśmiechnąć. Kierownictwo placówki z pewnością nie będzie zachwycone jego dzisiejszym wyczynem. Poza tym miał przed sobą osobę, która ewidentnie nie podzielała odczuć ogółu świadków niedawnego zdarzenia. Jeszcze przed chwilą gardło ściskało mu wzruszenie, teraz poczuł, że ów ucisk zaczyna mieć zgoła inne źródło. Dobrze mu znane od dzieciństwa ciemne emocje. Smutek, frustracja, porażka.

Ale cóż, najlepszą obroną jest atak.

Connor uśmiechnął się, to zawsze pomaga, i uniósł brwi, dając do zrozumienia, że jest przyjemnie zaskoczony tym spotkaniem.

– Kate? Miło cię tu widzieć.

Niezbyt subtelna aluzja do tego, że to jego teren, a miejsce tej kobiety z twarzą naznaczoną dezaprobatą jest w podziemiach szpitala Świętego Patryka, w towarzystwie odczynników, probówek i mikroskopów. I ciał tych pacjentów, którym nie udało się wyzdrowieć.

Nie odwzajemniła uśmiechu. Zdziwiłby się, gdyby było inaczej.

– Nie każdy sam przynosi próbki na patologię – powiedziała.

To też nie było subtelne.

– Czasami zdarzają się sytuacje – starał się ostrożnie dobierać słowa – wymagające nietypowych rozwiązań.

Przyglądał się Kate uważnie. Lśniące czarne włosy. Może i byłyby atrakcyjne, gdyby nie zaplatała ich tak ciasno w warkocz przypominający powróz. Okulary nie przesłaniały pięknej oprawy ciemnych oczu. A na pewno nie była umalowana. Buty na płaskim obcasie, a pod białym fartuchem prosta spódnica. Jezu, kto dziś nosi białe fartuchy? A nawet jeśli chce przez to potwierdzić, że jest medykiem, to przecież nie zapina aż tak dokładnie guzików!

Powrócił wzrokiem do jej twarzy. Gapiła się na niego, jakby nie rozumiała, co do niej mówi. Miał ochotę westchnąć.

– Ty byś tego pewnie nigdy nie zrobiła.

– Jeśli masz na myśli, że nie wprowadziłabym do szpitala motocykla i nie truła chorych dzieci spalinami, to masz rację. Nie mogę uwierzyć, że…

Reprymenda została nagle przerwana. Szybkimi krokami zbliżała się do nich matka posadzonego na motor chłopczyka. Teraz już nie ukrywała łez.

– Dziękuję – powiedziała zdławionym głosem.

– No wie pani! – Connor jedną ręką przytrzymał motocykl, a drugą przytulił do siebie kobietę, która zarzuciła mu ręce na szyję. – To nic takiego, Jeannie.

– Muszę wracać. – Kobieta pociągnęła nosem. – To już nie potrwa długo.

– Tak, wiem.

Connor znów poczuł ucisk w gardle. Nagle zapragnął samotności i… dużej prędkości. Może zrobi błyskawiczną rundkę po autostradzie?

Jeannie odetchnęła głęboko, by odzyskać równowagę.

– Po prostu musiałam panu podziękować. Liam zasnął z taaakim uśmiechem na buzi.

– Cieszę się.

– Zapomniał o bólu. Te zdjęcia to… to…

– Coś, co zachowa pani na zawsze. – Connor z trudem przełknął ślinę. – A teraz proszę iść do Liama, on potrzebuje mamy.

Odwróciła się, a na jej twarz powrócił grymas bólu. Connor odetchnął głęboko. Nagle dotarło do niego, że Kate wciąż tu jest i że słyszała tę tak bardzo emocjonalną wymianę zdań. Może nawet zrozumiała cały podtekst i teraz przyzna, że czasem jednak reguły należy łamać?

Jej pobladła twarz i zdumione spojrzenie dawały nadzieję, że tak będzie.

– Ja… nie wiem, co powiedzieć – wyjąkała.

– To nie mów nic – poradził jej znużonym głosem.

Musi iść. Jeśli tu się rozpłacze, nie będzie się mógł tłumaczyć, że oczy mu łzawią od wiatru na autostradzie. Szarpnął motocyklem. Kate ciągle stała, bezgłośnie otwierając i zamykając usta. Wyglądała jak ryba wyrzucona na brzeg i wciąż rozsiewała wokół siebie aurę potępienia. Czy będzie chciała podjąć jakieś kroki w sprawie jego wykroczenia?

Poczuł, że znalazł się między młotem a kowadłem. Z jednej strony Kate jako reprezentantka instytucji, która nie jest w stanie zrobić nic więcej dla dzieci takich jak Liam, a z drugiej – smutek tej separatki na końcu korytarza, gdzie kobieta kołysze do snu umierającego synka.

Musi się opowiedzieć po którejś ze stron, inaczej nie będzie mógł dalej żyć.

– Wiesz co? – Potrząsnął głową. – Musisz coś z sobą zrobić. Jesteś jak twój fartuch: zapięta na ostatni guzik.

Fartuch? Co on może mieć do jej fartucha?

Kate zabrała próbki wymagające diagnozy. Pielęgniarka, która jej podawała probówkę, miała na twarzy ślady łez. Właściwie cały personel stłoczony w pomieszczeniu popłakiwał, smarkał w chusteczki lub tłumił łkanie. Ktoś wyciągnął arkusz papieru ze stojącej w kącie drukarki. Kate wyciągnęła szyję, by zobaczyć, co na nim jest. To było zdjęcie. Malec w dużym kasku uśmiechał się. I to jak! Ten uśmiech przyćmiewał wszystko. Prawie nie widziało się wkłucia kroplówki tuż pod obojczykiem.

Kate odwróciła się i wyszła, jakby ktoś smagał ją po łydkach. Fakt, tu buzowały emocje. Ale dokąd tak się śpieszy? Do czegoś jeszcze gorszego?

Na oddziale patologii wręczyła próbki laborantowi z poleceniem natychmiastowego przebadania.

– Przekaż wyniki telefonicznie, ale też dopilnuj, żeby wydruk trafił na oddział. Albo daj, sama to zrobię – powiedziała, dostrzegając wolne miejsce przy mikroskopie.

– Ktoś na panią czeka – odrzekł laborant z nutą współczucia w głosie. Wszyscy wiedzieli, co dziś czeka Kate. Nie wiedzieli tylko, jak trudno będzie to znieść.

– Nie sądzę, żebym mogła się tego podjąć.

Szef oddziału patologii Lewis Blackman nie odpowiedział. Gestem poprosił Kate, by usiadła.

Lewis, siwy, lekko otyły, spokojny i życzliwy mężczyzna ledwo przekroczył sześćdziesiątkę. Zajmował ciasny gabinet pozbawiony okien.

– Przypomnij mi, czym się kierowałaś, wybierając specjalizację z patologii, Kate?

Boże, chyba nie zechce jej teraz udowadniać, że źle wybrała? Wszyscy widzieli w niej szefa oddziału po przejściu Blackmana na emeryturę. Ona zresztą też, przecież daje sobie radę nawet z najciemniejszymi stronami tego zawodu.

Lewis cierpliwie czekał na odpowiedź. Kate sięgnęła pamięcią wstecz. Kiedyś była pielęgniarką i bardzo ją frustrowało poczucie, że jest kimś drugorzędnym. Podjęła więc studia, uczyła się po nocach. A potem została lekarzem stażystą. Jaka czuła się wtedy szczęśliwa! Szanowano jej zdanie, bo była nieco starsza i bardziej doświadczona niż koledzy zaraz po studiach. A jednak czegoś jej nadal brakowało.

– Uznałam, że badania histopatologiczne są kluczem do leczenia ciężkich przypadków. Każdy, nawet najwybitniejszy lekarz, musi przede wszystkim wiedzieć, z czym ma do czynienia, więc z niecierpliwością czeka na diagnozę guza czy innej zmiany.

Nieoczekiwanie stanął jej przed oczami Connor Matthews. I to nie w wersji ze skalpelem w dłoni. Nie, wyobraziła go sobie w skórzanym stroju. Czarny charakter ze zszarganą opinią, gotów złamać każdą regułę, byle spełnić marzenie umierającego dziecka. Westchnęła.

– Tak, to prawda – Lewis skinął głową – ale możesz to robić, nie opuszczając laboratorium. Nikt cię nie zmusza do wizyt w kostnicy czy do sekcji zwłok.

Serce Kate aż podskoczyło.

– Ale to właśnie jest najbardziej ekscytujące w tej pracy! Odkryć, jaki błąd popełniono, żeby go nie powtórzyć. To jak przy największych puzzlach świata: szukasz tego elementu, o którym być może nikt nawet nie wie, elementu, który został przeoczony.

Lewis patrzył na Kate i kiwał głową z uśmiechem.

– To daje satysfakcję, prawda? Twoje sekcje zwłok to najstaranniejsza robota, jaką w życiu widziałem. Robisz to lepiej ode mnie. Mogłabyś być znakomitym chirurgiem, sama o tym wiesz.

– Mnie jest dobrze tu, gdzie jestem. Mam taką pracę, o jakiej zawsze marzyłam.

Lewis lekko uniósł brwi. Co on teraz o niej myśli? Że jest trzydziestopięcioletnią singielką pasjonującą się tym, co znajduje się w probówce lub pod mikroskopem? Albo, co gorsza, krojeniem trupów? Że jest pożałowania godną dziwaczką?

– Potrzebujesz wyzwań, prawda? – odezwał się szef. – Masz umysł jak żyleta, coś cię musi stale intrygować. Czy nie dlatego chcesz zrobić specjalizację z medycyny sądowej?

Kate przytaknęła, przygryzając wargę.

– Przypadki ze śledztw – ciągnął – to często niewyjaśnione zgony o charakterze naturalnym lub będące skutkiem wypadków. Jednak większość z nich ma podłoże kryminalne, a my, lekarze, możemy przyczynić się do tego, że morderca, gwałciciel czy pedofil zostaną ukarani i już nigdy nikogo nie skrzywdzą.

Kate kiwała głową. Wiedziała to wszystko. Bliskie było jej przejęcie czymś nieoczekiwanym i niewyjaśnionym. Lubiła zgadywać, co kryją zamknięte drzwi lub lateksowy worek na zwłoki. Czasem jest w nim ofiara zbrodni. Ale zdarza się, że ktoś ostatnie dni przed śmiercią spędził w szpitalu. I wtedy trzeba się pogodzić z traumą decyzji, że nie ma sensu na siłę trzymać go przy życiu. Tak jak dzisiaj.

Wzrok Lewisa był utkwiony gdzieś nad głową Kate.

– Jesteś mądrą kobietą. Czy wiesz, że musiał minąć rok, zanim zorientowałem się, jak uparcie unikasz zajmowania się przypadkami małych dzieci? Że właśnie wtedy jesteś pilnie zajęta czymś innym lub nagle zaczynasz chorować? Wciąż nie rozumiem, dlaczego tak jest. Może chcesz o tym porozmawiać? – dodał po krótkiej przerwie, w trakcie której starał się napotkać jej spojrzenie.

Pokręciła głową. Nie zdziwiło go to.

– Dzieci są najbardziej bezbronne – ciągnął cichym głosem. – Zwłaszcza niemowlęta. Przy takim pacjencie zawsze krwawi mi serce, ale ktoś to musi robić, niezależnie, czy jest patologiem, czy medykiem sądowym. Dałem ci dużo czasu, żebyś się z tym pogodziła. Dziś mogę ci przy tym towarzyszyć, ale zdecyduj, Kate. Wóz albo przewóz. Jeśli nie potrafisz się przemóc, okej, twoje prawo, ale dyrekcja będzie zmuszona przemyśleć sprawę twojej dalszej kariery.

Wiedziała, że ten moment nadejdzie. Od jakiegoś czasu, krok po kroku, zbliżała się do krawędzi przepaści. Starała się na to przygotować, zahartować, uodpornić. Udawało się jej aż do chwili, gdy dziś w oczach Connora ujrzała najczarniejszą rozpacz.

Wtedy poczuła ból nie do przezwyciężenia. Ale gdy się cofnie, dokąd będzie mogła pójść?

Sama zastawiła na siebie pułapkę. Lewis miał rację. Potrzebowała wyzwań, one nadawały sens jej istnieniu. Czy do końca życia pozostanie zamknięta w wielkim laboratorium, między tysiącem półek i szaf z probówkami, słojami, odczynnikami, wycinkami? Jak w więzieniu?

– Spróbuję – wyszeptała.

– Mam przy tym być?

– Dziękuję, lepiej będzie, jak zrobię to sama.

A więc odrzuciła pomocną dłoń. Będzie samotnie schodzić w otchłań.

Zrobiła to. Sama.

Kilka godzin później jechała do domu. Była skrajnie wyczerpana, fizycznie i emocjonalnie. W głowie kłębiły się uczucia i obrazy. Widziała, jak zwleka z wejściem do kostnicy, jak czyta notatkę o Peyton, dziewczynce, które żyła zaledwie tydzień i która właśnie na nią czeka.

Słyszała swój głos dyktujący protokół sekcji: „…noworodek z ciąży donoszonej, bez wyraźnych zewnętrznych oznak patologicznych…”.

Pod mikroskopem ukazywały się cienkie plasterki tkanki mózgowej.

„Zakończenia włókien nerwowych skrócone, co wskazuje na rozszczepienie pod wpływem gwałtownego potrząsania lub skręcenia…”

Notatki kliniczne są pozbawione emocjonalnych podtekstów. Matka Peyton ma siedemnaście lat i ukrywała ciążę, jak długo się dało. Liczna rodzina, margines społeczny, wszyscy solidarnie milczą. Kto potrząsał niemowlęciem? Dlaczego był to tego stopnia zestresowany? Łatwo osądzać, ale akurat Kate wiedziała lepiej niż ktokolwiek, jakie spustoszenie może wyrządzić stres. Starała się o tym nie myśleć. Nie przypominać sobie bólu utraty małej istotki, którą mogła tak bardzo kochać. I która mogła kochać ją.

Nie musi myśleć. Właśnie zbliża się do swej świątyni – pięknego domu, gdzie posłucha ukochanej muzyki i ugotuje sobie coś wspaniałego. Wypije nawet kieliszek wina, zasłużyła na to. Zanurzy się w atmosferze spokoju i komfortu. Będzie ładować akumulatory.

Skręciła w aleję ocienioną szpalerem olbrzymich dębów. Jej piękny stary dom stał na końcu. Zabytkowa kołatka w kształcie lwiej głowy pyszniła się na masywnych drewnianych drzwiach. Prowadziły do nich schody z wiekowej cegły, a…

A na ich szczycie ktoś stał.

– Kate! Nareszcie, Bogu dzięki! Czekam tu na ciebie całe wieki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: