Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Obrazy z przeszłości Galicyi i Krakowa (1772-1858). 2 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Obrazy z przeszłości Galicyi i Krakowa (1772-1858). 2 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 395 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Tom II.

LWÓW

NA­KŁA­DEM KSIĘ­GAR­NI

GU­BRY­NO­WI­CZA I SCHMID­TA

1896.

z dru­kar­ni.J. Cza­iń­skie­go w Gród­ku.

II.

DZIA­TWA APOL­LI­NA.

Gród to za­gad­ko­wy – pi­sał przed laty o Lwo­wie Bo­le­sła­wi­ta w swych Za­gad­kach – "i cały jesz­cze w obiet­ni­cach. Back­fisch sto­lic, ma­ją­cy wszyst­kie przy­mio­ty i szpe­to­ty do­ra­sta­ją­cych pod­lot­ków, któ­rym nie wia­do­mo skrzy­dła, czy pa­zur­ki wy­ro­sną. Moż­na go ko­chać, kto się w nim uro­dził, ale za­ko­chać na pierw­szy wi­dok nie­po­dob­na"… W po­dob­ny spo­sób wy­ra­ził się o Lwim gro­dzie już za na­szych cza­sów au­tor po­wie­ści Je­stem. Okre­śliw­szy Lwów mia­nem mia­sta, "w któ­rem nic ni­ko­go nie kom­pro­mi­tu­je i nic nie pod­no­si", po­rów­nał on gród nasz z Kra­ko­wem temi sło­wy: "Tam lu­dzie po­dob­nych prze­ko­nań, wszyst­ko jed­no, czy tego sa­me­go, lub nie za­wo­du, wspie­ra­ją się wza­jem­nie, może na­wet czę­sto zbyt gor­li­wie. Za­rzu­ca­no Kra­ko­wo­wi, że w tym za­pa­le po­pie­ra­nia swo­ich lu­dzi wy­two­rzył mnó­stwo wiel­ko­ści nie­za­słu­żo­nych. Być może, ale to może mniej­sza wada, niż ta, jaka sta­no­wi ce­chę Lwo­wa, któ­ry nie pod­niósł ni­ko­go, mnó­stwo sił zmar­no­wał, a te, któ­re są, sys­te­ma­tycz­nie ob­ni­ża.."

Do po­wyż­szej cha­rak­te­ry­sty­ki Lwo­wa, skre­ślo­nej tak po­waż­ne­mi pió­ry, po­zwo­lę so­bie do­dać skrom­ne spo­strze­że­nie, że u nas za­wsze po­pła­ca­ła bar­dziej wiel­kość: obca, ani­że­li zdo­by­ta na tu­tej­szym grun­cie, oraz, że każ­dy, prze­cięt­ny Lwo­wia­nin chęt­niej uzna za­słu­gi, pra­cę, zdol­no­ści au­to­ra, uczo­ne­go, czy też ar­ty­sty, je­że­li zy­ska­ły one już po­przed­nio po­klask za­gra­ni­cy. Ob­jaw ten nie jest wy­ni­kiem pes­sy­mi­zmu na­szej doby, cho­ro­bli­we­go prze­czu­le­nia zmy­słu kry­tycz­ne­go wśród miesz­kań­ców dzi­siej­sze­go Lwo­wa, lecz ce­cho­wał na­sze mia­stecz­ko i za lat daw­niej­szych, ahoi od cza­su do cza­su rzad­kie co praw­da tra­fia­ły się wy­jąt­ki, iż umia­no i tu­taj uznać i oce­nić praw­dzi­we zdol­no­ści i pra­cę, bez oglą­da­nia się i ocze­ki­wa­nia na sąd ob­cych. Za­wsze jed­nak obcy pierw­szeń­stwo mie­li przed swo­imi, zwłasz­cza je­że­li przy­by­wa­li nad brze­gi Peł­twy po­prze­dze­ni pew­nym roz­gło­sem, czy też – jak dzi­siaj się mówi – re­kla­mą.

Mamy tu na my­śli swo­je i obce siły, pra­cu­ją­ce w dzie­dzi­nie li­te­ra­tu­ry i sztu­ki, czy też w po­krew­nych im, wol­nych za­wo­dach. Dzia­twa Apol­li­na, z nie­licz­ny­mi wy­jąt­ka­mi, nie mo­gła się uskar­żać w Lwim gro­dzie z po­wo­du nad­mia­ru waw­rzy­nów i zło­ta. Li­te­ra­tu­ra i pra­sa, pod­le­głe po­dejrz­li­wej cen­zu­rze, we­ge­to­wa­ły ra­czej, niż żyły i roz­wi­ja­ły się u nas w pierw­szej po­ło­wie bie­żą­ce­go stó­le­cia na­der po­wol­nie. Bar­dziej krze­wi­ło się na­to­miast za­mi­ło­wa­nie do mu­zy­ki i śpie­wu, pod­trzy­my­wa­ne przez cze­ską i nie­miec­ką biu­ro­kra­cyę, w wol­nych od kan­ce­la­ryj­nej pi­sa­ni­ny chwi­lach, zaś sztu­ki pla­stycz­ne przez całe lat dzie­siąt­ki były we Lwo­wie ist­nym kop­ciusz­kiem.

Pi­sząc o li­te­ra­tach i pu­bli­cy­stach daw­ne­go Lwo­wa, o tych zwłasz­cza, któ­rzy dla roz­ma­itych po­wo­dów nie zo­sta­li uwzględ­nie­ni w zna­nem dzieł­ku ś… p. Wła­dy­sła­wa Za­wadz­kie­go p… t. Li­te­ra­tu­ra w Ga­li­cyi, nie­po­dob­na nie po­prze­dzić owej wzmian­ki bar­dziej szcze­gó­ło­wem wspo­mnie­niem o ga­li­cyj­skiej cen­zu­rze, za­pro­wa­dzo­nej u nas w stycz­niu 1776 roku.

usta­no­wio­na w owym cza­sie ko­mi­sja cen­zu­ral­na nie ist­nia­ła dłu­go, gdyż w roku 1781 zwi­nię­to ją we Lwo­wie, two­rząc rów­no­cze­śnie we Wied­niu cen­tral­ną ko­mi­syę cen­zu­ral­na dla wszyst­kich kra­jów dzie­dzicz­nych mo­nar­chii, pod­czas gdy w po­szcze­gól­nych mia­stach pro­win­cy­onal­nych ist­nieć mia­ły tyl­ko eks­po­zy­tu­ry cen­zu­ral­ne, re­pre­zen­to­wa­ne pier­wiast­ko­wo przez jed­ne­go z rad­ców gu­ber­nial­nych. Do­pie­ro w roku 1810 utwo­rzo­no we Lwo­wie osob­ny urząd dla cen­zu­ry ksią­żek, zwą­cy się w mo­wie ofi­cy­al­nej: Bu­cher-Re­vi­sions-Amt, a zło­żo­ny z cen­zo­ra, z do­da­ne­go mu do po­mo­cy kan­ce­li­sty oraz z jed­ne­go woź­ne­go. Dla re­wi­zyi ksią­żek ży­dow­skich ist­niał osob­ny cen­zor. Urząd cen­zu­ry po­zo­sta­wał w bez­po­śred­nim związ­ku z pre­zy­dy­um gu­ber­nial­nem i pod­le­ga­ły jego kon­tro­li wszyst­kie książ­ki, ob­ra­zy i dzie­ła sztu­ki, tu­dzież wy­daw­nic­twa ilu­stro­wa­ne, spro­wa­dza­ne z za­gra­ni­cy. Gra­nicz­ne urzę­dy cło­we od­da­wa­ły wszel­kie prze­sył­ki tego ro­dza­ju wprost do cen­zu­ry i sto­sow­nie do po­sta­no­wie­nia tej wła­dzy, wy­da­wa­no je ad­re­sa­to­wi, albo też zwra­ca­no wy­se­ła­ją­ce­mu. Rów­nież nie­ogra­ni­czo­ną wła­dzę po­sia­dał cen­zor wo­bec wszyst­kich wy­daw­nictw kra­jo­wych. Rę­ko­pis każ­dej pra­cy, prze­zna­czo­nej do dru­ku, mu­siał mu być po­przed­nio przed­ło­żo­ny do przej­rze­nia, po­dob­nie jak eg­zem­plarz dru­ko­wa­ne­go już dzie­ła, któ­re­go dru­gie wy­da­nie za­mie­rza­no usku­tecz­nić. Ga­ze­ty i afi­sze, o ile nie za­wie­ra­ły ogło­szeń li­te­rac­kiej tre­ści, pod­le­ga­ły je­dy­nie po­li­cyj­nej cen­zu­rze. Na­to­miast szty­chy i re­pro­duk­cye li­to­gra­ficz­ne, mapy, nuty, a na­wet ma­te­rye, ozdo­bio­ne ry­sun­ka­mi, pod­pa­da­ły kon­tro­li cen­zo­ra. Do jego wia­do­mo­ści mu­sia­no rów­nież po­da­wać spi­sy ksią­żek, zna­le­zio­nych w ma­sie spad­ko­wej po oso­bach zmar­łych, lub też sprze­da­wa­nych na pu­blicz­nej li­cy­ta­cyi, zaś wła­dzy cen­zu­ral­nej pod­le­ga­ły też bez­wa­run­ko­wo wszyst­kie kra­jo­we księ­gar­nie i wy­po­ży­czal­nie ksią­żek, tu­dzież skła­dy przed­mio­tów ar­ty­stycz­nych. Orze­cze­nia swe­go nie był obo­wią­za­ny cen­zor uza­sad­niać tak w ra­zie przy­chyl­nej od­po­wie­dzi, (Im­pri­ma­tur), lub też na wy­pa­dek od­mo­wy, (Non ad­mit­ti­tur), któ­ra naj­czę­ściej sta­wa­ła się udzia­łem au­to­rów, nie­mi­łych rzą­do­wi. Ist­niał wszak­że jesz­cze trze­ci, od­mow­ny spo­sób od­po­wie­dzi, orze­ka­ją­cy w to­nie bar­dziej sta­now­czym od­rzu­ce­nie raz na za­wsze przed­ło­żo­ne­go rę­ko­pi­su. For­muł­ka owa opie­wa­ła bar­dzo la­ko­nicz­nie: Ty­pum non me­re­tur i da­wa­ła do zro­zu­mie­nia nie­szczę­sne­mu au­to­ro­wi, iż naj­bar­dziej za­sad­ni­cze zmia­ny w tek­ście po­czy­nio­ne, nie zdo­ła­ją wy­jed­nać dla nie­go przy­chyl­nej de­cy­zyi rzą­do­wej.

Z po­wo­du dyk­ta­tu­ry, dzier­żo­nej przez c… k. Ary­star­chów pió­ra, słusz­ne uczy­nił spo­strze­że­nie bez­i­mien­ny au­tor Uwag ogól­nych nad li­te­ra­tu­rą w Ga­li­cyi, pi­sząc w roku 1842 co na­stę­pu­je: "Li­te­ra­tu­ra ga­li­cyj­ska i cen­zor mają się w pro­stym sto­sun­ku. Im lep­szy był cen­zor, im straw­niej­szy miał żo­łą­dek, im hu­mor we­sel­szy, im w szczę­śliw­szej chwi­li po­chwy­cił rę­ko­pis do ręki, tem leż lep­szą była li­te­ra­tu­ra. Wpły­wa­ły na nią róż­nie i związ­ki cen­zo­ra z pi­szą­cym, list­ki, proś­by, po­chleb­stwa, po­da­run­ki, prze­kup­stwa i t… p. Ta­kie to ło­ży­sko i brze­gi ma stru­myk oświa­ty tam­tej­szej. Hi­stor­ja li­te­ra­tu­ry ga­li­cyj­skiej jest oraz i bio­gra­fią cen­zo­ra, świa­dec­twem drob­nych nie­raz szcze­gó­łów jego do­mo­we­go ży­cia, jego hu­mo­ru, gu­stu, i roz­sąd­ku. Cen­zor ga­li­cyj­ski jest w urzę­dzie swo­im wszech­moc­ny; nie trzy­ma się on żad­nych praw, ani prze­pi­sów, nie jest obo­wią­za­ny uspra­wie­dli­wić swych do­wol­no­ści. Na C2o­le moż­na­by mu na­pi­sać sło­wa Ewan­ge­lii: "Co roz­wią­że­cie, bę­dzie roz­wią­za­ne". Jest on za­ra­zem cen­zo­rem i kry­ty­kiem. Wol­no mu prze­kre­śliw­szy rę­ko­pis, na­pi­sać: "Nie war­to dru­ko­wać.. A prze­cież na druk nie daje pie­nię­dzy. Wol­no mu z rę­ko­pi­su po­ro­bić so­bie za­pał­ki do lul­ki, za­rzu­cić go, lub od­dać au­to­ro­wi po­szar­pa­ny, za­tłusz­czo­ny i nie­zu­peł­ny, na do­wód, jak mało na uwa­gę i po­sza­no­wa­nie za­słu­gu­ją pra­ce umy­sło­we!…"

Że od oso­bi­sto­ści cen­zo­ra bar­dzo wie­le za­le­ża­ło, naj­lep­szym do­wo­dem treść pierw­szej we Lwo­wie per­jo­dycz­nej pu­bli­ka­cyi li­te­rac­kiej, jaka uka­zy­wa­ła się w pierw­szem pół­ro­czu pod ty­tu­łem Zbiór pism cie­ka­wych, słu­żą­cy do po­zna­nia róż­nych na­ro­dów. Ze­szy­to­we to wy­daw­nic­two mie­sięcz­ne, ozdo­bio­ne ko­persz­ty­cha­mi, two­rzy­ło nie­ja­ko do­da­tek li­te­rac­ki do ist­nie­ją­ce­go w owym cza­sie Dzien­ni­ka pa­try­otycz­nych po­li­ty­ków i kosz­to­wa­ło rocz­nie 24 złp. Wy­daw­cą był dru­karz lwow­ski. Pil­ler. Dziś Zbiór pism jest ist­nym bia­łym kru­kiem na­wet w bi­blio­te­kach pu­blicz­nych i dla tego utrzy­my­wa­no błęd­nie do tej pory, ja­ko­by pierw­szem wy­daw­nic­twem pe­ry­odycz­nem, nie­po­li­tycz­nej tre­ści, we Lwo­wie był Pa­mięt­nik lwow­ski, wy­da­wa­ny w roku 1816. Za­rów­no prze­to ze wzglę­du na rzad­kość bi­blio­gra­ficz­ną, ja­ko­też na treść tej pu­bli­ka­cyi, za­słu­ży­ła ona choć­by na krót­kie omó­wie­nie na­tem miej­scu.

I tak ze­szyt pierw­szy, stycz­nio­wy Zbio­ru pism, za­wie­rał przedew­szyst­kiem "Opi­sa­nie i wy­obra­że­nie te­le­gra­fu, czy­li nowo wy­na­le­zio­nej ma­chi­ny da­le­ko­pi­sney w Pa­ry­żu z ko­persz­ty­cha­mi, wy­ra­ża­ją­ce­mi ma­chi­nę tę na Luw­rze w spo­czyn­ku i jej bie­gu przez oczy­wi­ste­go świad­ka" W ar­ty­ku­le tym znaj­du­je­my opis te­le­gra­fu optycz­ne­go sys­te­mu in­ży­nie­ra Chap­pe'a, któ­ry wy­trzy­maw­szy zwy­cię­sko pró­by, czy­nio­ne w le­cie roku po­przed­nie­go w obo­zie pod Meu­don, bu­dzi! sen­za­cyę w ca­łej Eu­ro­pie.

Za­ła­twiw­szy się wca­le do­kład­nie z opi­sem naj­now­sze­go wy­na­laz­ku, po­da­je re­dak­cya Zbio­ru pism krót­ką hi­sto­ryę pol­ską, któ­rą w ze­szy­cie stycz­nio­wym ury­wa na Ja­giel­lo­nach, by w mar­cu za­koń­czyć ten szkic, (Dzie­je Pol­ski krót­ko ze­bra­ne"), wzmian­ką o Unii Lu­bel­skiej. Uzu­peł­nia treść pierw­sze­go ze­szy­tu "Cha­rak­te­ri­sti­ka na­ro­du ros­syj­skie­go", prze­kład z dzieł­ka P. A. Sve­tons, esq., za­wie­ra­ją­ce­go opis po­dró­ży do Nor­we­gii i Da­nii, od­by­tej w la­tach 1788–1791 Ta ostat­nia roz­praw­ka mie­ści się w dal­szym cią­gu i w ze­szy­cie dru­gim, (lu­to­wym), obok "Losu Je­ne­wy, wy­sta­wio­ne­go na przy­kład Mo­nar­chom i ma­gi­stra­tom", któ­ry to ar­ty­kuł był so­len­nem ostrze­że­niem państw i pa­nu­ją­cych wo­bec kno­wań Ja­ko­bi­ni­zmu, two­rząc za­ra­zem cha­rak­te­ry­stycz­ne pen­dant z umiesz­czo­ną w tym­że ze­szy­cie "Bio­gra­fią Fi­li­pa Ega­li­te, nie­gdyś ksią­żę­cia Or­le­anu".. O to­nie owej bio­gra­fii świad­czył naj­do­sad­niej po­czą­tek ar­ty­ku­łu, roz­po­czy­na­ją­cy się od słów; "Naj­zło­śliw­szy z lu­dzi, za­kał ca­łej spo­łecz­no­ści, spraw­ca wszyst­kich nie­szczęść;, wy­da­rzo­nych w tym cza­sie, sław­ny ksią­żę Or­le­ań­skie, legł pod gwi­lo­ty­ną dnia 6 li­sto­pa­da 1793 r..

Mniej zaj­mu­ją­cym był ze­szyt mar­co­wy, w któ­rym obok wspo­mnia­ne­go już ar­ty­ku­li­ku p… t. "Dzie­je Pol­ski", znaj­du­je­my: "Opi­sa­nie ostat­nie­go wy­buch­nie­nia We­zu­wiu­sza pod dniem 15 czerw­ca 1794" – "Nie­któ­re opi­sa­nie nad In­dyą Wschod­nią",– "Jo­an­nę Vau­ber­nier Hra­bi­nę du Bar­ry", wresz­cie wspo­mnie­nie o in­sta­la­cyi daw­nych wład­ców Ka­ryn­tyi na ska­le pod Kern­bur­giem.

Na­to­miast ze­szyt kwiet­nio­wy jest wiel­ce in­te­re­su­ją­cy, nie tyle ze wzglę­du na umiesz­czo­ną w nim po­wiast­kę p… t. "Za­ba­wy pew­nej fa­mi­lii emi­gran­tów nie­miec­kich", ile ra­czej z po­wo­du ar­ty­ku­łu, za­ty­tu­ło­wa­ne­go: "Krót­ki rys po­li­tycz­ne­go sta­nu

Eu­ro­py" a za­wie­ra­ją­ce­go ze­sta­wie­nie naj­waż­niej­szych wy­pad­ków wo­jen­nych 1794 roku. Głów­ną wszak­że uwa­gę czy­tel­ni­ka wię­zi roz­praw­ka p… t. "Re­wo­lu­cya w Pol­sz­cze", stresz­cza­ją­ca na sied­miu stro­nach, w spo­sób ści­śle przed­mio­to­wy, prze­bieg ko­ściusz­kow­skiej in­su­rek­cyi. Klę­skę ma­cie­jo­wic­ką przy­pi­su­je nie­zna­ny au­tor – zdra­dzie, pi­sząc te sło­wa: Tym­cza­sem po roz­pro­sze­niu pod Brze­ściem li­tew­skim kor­pu­su ge­ne­ra­ła Sie­ra­kow­skie­go, Su­wa­rów, sław­ny z zdo­by­cia Izma­iło­wa, po­su­wał się ku War­sza­wie. Ko­ściusz­ko spie­szy na prze­szko­dze­nie mu złą­cze­nia się z ko­men­dą Fer­se­na i w tej to wy­pra­wie opusz­czo­ny od szczę­ścia, albo ra­czej zdra­dzo­ny przez pod­łych wy­rod­ków, do­stał się w nie­wo­lę"…

Naj­słab­szym bez­względ­nie jest ze­szyt ma­jo­wy, w któ­rym obok Krót­kie­go rysu po­li­tycz­ne­go sta­nu Eu­ro­py", za­wie­ra­ją­ce­go głów­nie opis we­wnętrz­nych dzie­jów państw eu­ro­pej­skich w roku 1794 a dziw­nie przy­po­mi­na­ją­ce­go roz­pra­wy po­dob­nej tre­ści, za­miesz­cza­ne w mie­sięcz­ni­ku ham­bur­skim Schi­ra­cha Po­li­ti­sches Jo­ur­nal, znaj­du­je­my bar­dzo cięż­ki prze­kład opo­wiast­ki nie­zna­ne­go au­to­ra p… t. "Bła­ga­nia" osnu­tej na tle ry­cer­skich przy­gód krzy­żow­ców oraz "Uwa­gi nad Szko­łą głu­cho­nie­mych", świe­żo za­ło­żo­ną w Pa­ry­żu.

Brak ten wy­na­gra­dza so­wi­cie ze­szyt czerw­co­wy. I tu szyb­ko prze­rzu­ca­my kart­ki, na któ­rych miesz­czą się: po­wiast­ka p… t..Za­chwy­ce­nie Las Ca­sas" tu­dzież prze­kła­dy: "Uwa­gi nad lud­no­ścią kra­jów, i "Anek­dot­ka o Sy­nie Gre­na­dy­era pru­skie­go., lecz tru­dy po­szu­ki­wa­nia wy­na­gra­dza­ją nam so­wi­cie wzmian­ki o współ­cze­snym sta­nie Pol­ski, za­war­te w roz­praw­ce za­ty­tu­ło­wa­nej: "Dal­szy ciąg rysu po­li­tycz­ne­go sta­nu Eu­ro­py". – "Pol­ska" – czy­ta­my na str. 44 – "ten nie­szczę­śli­wy kraj, jesz­cze nie iest do­tych­czas pew­ny swe­go losu. Okrop­ne śla­dy gło­du, nę­dza po­wszech­na, spu­sto­sze­nie naj­pięk­niej­szych pro­win­cyi i miast, upa­dek rę­ko­dzieł i lud­no­ści, tu­ła­nie się miesz­kań­ców po kra­jach są­sied­nich, szu­ka­ją­cych bez­pie­czeń­stwa i przy­tuł­ku, są to skut­ki nie­szczę­śli­wej prze­wa­gi. Roz­trop­na pie­czo­ło­wi­tość J. Buk­shew­de­na uła­ga­dza wpraw­dzie los bied­nych miesz­kań­ców, ale ta nie po­tra­fi jed­nak za­go­ić ran, raz za­da­nych. Skut­ki nie­szczę­ścia tego kra­ju za­pew­ne uczuć się da­dzą w znacz­nej czę­ści Eu­ro­py; do­tych­czas był on spi­żar­nią za­pa­sów wszel­kich żyw­no­ści, któ­rych do­star­czał na za­chód i po­łu­dnie, te­raz zaś sam ich łak­nie a nie­zwy­czaj­na pa­stwa z żo­łę­dzi i z kory po­krze­piać musi zwą­tlo­ne miesz­kań­ca wie­lu pro­win­cyi ży­cie". – W dal­szym cią­gu ar­ty­ku­łu znaj­du­je­my wzmian­kę o wy­jeź­dzie kró­la do Grod­na i od­da­le­niu się z War­sza­wy po­słów ob­cych mo­carstw, o aresz­to­wa­niach, do­ko­na­nych w tem mie­ście, oraz o wy­wie­zie­niu pa­try­otów w głąb Ro­syi. Re­la­cyę tę koń­czy na­stę­pu­ją­cy ustęp: "Obce po­ten­cyę do­tych­czas mało się zda­je ob­cho­dzić los Pol­ski. Tur­cya jed­na oka­zu­je z swych ar­mo­wań

i wer­bun­ków, że nie my­śli zu­peł­nie być obo­jęt­ną na wzmoc­nie­nia się są­siad­ki. Ja­kież­kol­wiek będą na­stęp­no­ści, to pew­na, że kraj ten zbu­rzo­ny w swem kwie­cie, wten­czas, gdy rę­ko­dzie­ła, na­uki i prze­mysł do­cho­dzi­ły stop­nia zu­peł­nej swej do­sko­na­ło­ści i ści­gał wy­bo­rem gu­stu zdaw­na w Eu­ro­pie oświe­co­ne po­le­ro­wa­ne na­ro­dy, za wie­le lat nie przyj­dzie do sie­bie, a głę­bo­kie cio­sy, któ­re mu za­da­ły nie­po­ko­je, za dłu­gi czas za­le­d­wo się za­gła­dzą".

O eko­no­micz­nych klę­skach Pol­ski wspo­mi­na po­now­nie bez­i­mien­ny au­tor ar­ty­ku­łu, pi­sząc na stro­nie 65–68 co na­stę­pu­je: "Pol­ska, na któ­rej zgu­bę wszyst­kie prze­ciw­no­ści bez­prze­stan­nie zda­ją się ko­ja­rzyć, utra­ciw­szy w prze­szło­rocz­nej re­wo­lu­cyi na po­bo­jo­wi­skach i w rze­zi pra­skiej oko­ło 50.000 lu­dzi, znaj­du­je się dziś opusz­czo­na od 100.000 przy­najm­niej miesz­kań­ca, któ­ry albo po­dat­ków za­pła­cić nie jest w sta­nie, abo też z gło­du rzu­cać musi dom i ma­ją­tek, oca­la­jąc swe ży­cie… uwol­nił wpraw­dzie J. Bu­xhow­den od po­dym­ne­go nie­któ­rych miesz­kań­ców War­sza­wy, ale ta ła­ska tak jest ogra­ni­czo­na, iż znacz­na część opusz­cza swe domy, dla­te­go, iż nie może onej po­zy­skać. Prze­mysł i rę­ko­dzie­ła, dla któ­rych udo­sko­na­le­nia pa­no­wie pol­scy wła­snym kosz­tem i znacz­nym na­kła­dem spro­wa­dza­li lu­dzi z za­gra­ni­cy i hoj­nie ich utrzy­my­wa­li, upa­dły za­ra­zem za wyj­ściem rze­mieśl­ni­ków z kra­ju, któ­rzy już swej pra­cy nie­ma­ją komu zby­wać…" Koń­cząc swe wy­wo­dy o Pol­sce wy­ra­ża się ano­nim w te sło­wa: "Do tego mo­men­tu żad­na jesz­cze po­ten­cya eu­ro­pej­ska nie oświad­czy­ła się za Pol­ską. Reis-efen­di wpraw­dzie w Kon­stan­ty­no­po­lu oświad­czył mi­ni­strom ro­syj­skie­mu i pru­skie­mu, że Por­ta oto­mań­ska spo­dzie­wa się, że Pol­sce wol­ność i pierw­sza eg­zy­sten­cya bę­dzie przy­wró­co­na, lecz to tak sła­bo i obo­jęt­nie, iż mało po­zo­sta­je na­dziei do­tych­czas, aby się chcia­ło to mo­car­stwo mię­szać do in­te­re­sów tego na­ro­du…"

Czerw­co­wy, naj­cie­kaw­szy ze­szyt Zbio­ru pism był też ostat­nim ze zna­nych nam nu­me­rów tej pu­bli­ka­cyi, któ­ra praw­do­po­dob­nie w owym cza­sie upaść mu­sia­ła dla bra­ku czy­tel­ni­ków, gdyż w dru­giej po­ło­wie 1795 roku nie znaj­du­je­my już w Dzien­ni­ku ogło­szeń o po­ja­wia­niu się dal­szych ze­szy­tów tego wy­daw­nic­twa. A jed­nak Zbiór pism cie­ka­wych re­da­go­wa­ny był, jak na owe cza­sy wca­le umie­jęt­nie i ży­wot­no­ścią spraw po­ru­sza­nych prze­wyż­szał znacz­nie wy­da­wa­ny w dwa­dzie­ścia lat póź­niej Pa­mięt­nik lwow­ski.

Moż­na na­wet sta­now­czo twier­dzić, że ar­ty­ku­ły tego ro­dza­ju, ja­kie znaj­du­ją się na kar­lach Zbio­ru pism, po raz pierw­szy i ostat­ni po­ja­wia­ją się w pu­bli­cy­sty­ce ga­li­cyj­skiej w do­bie przed ro­kiem czter­dzie­stym i ósmym.

Nie­wąt­pli­wie sys­tem rzą­do­wy był po re­wo­lu­cyi Ko­ściusz­kow­skiej o wie­le przy­chyl­niej­szy dla ży­wio­łu pol­skie­go, niż to mia­ło miej­sce w la­tach na­stęp­nych, ale i urząd cen­zo­ra lwow­skie­go peł­nił u schył­ku ośm­na­ste­go wie­ku czło­wiek tak świa­tły i po­pu­lar­ny jak Wa­cław Hann, fi­lo­log, es­te­tyk, po­eta i pro­fe­sor li­te­ra­tu­ry w uni­wer­sy­te­cie tu­tej­szym. Mia­no­wa­ny w dwu­dzie­stym roku ży­cia lek­to­rem, na­uczył się ry­chło po pol­sku, żyt z mło­dzie­żą kor­djal­nie, za­chę­ca­jąc ją do pra­cy li­te­rac­kiej. Wy­kła­dał z prze­dziw­ną swa­dą i szyb­ko po­su­wał się w urzę­do­wej hie­rar­chii. Mia­no­wa­ny w roku 1788 zwy­czaj­nym pro­fe­so­rem, w roku na­stęp­nym dzie­ka­nem, był w roku 1792 rek­to­rem uni­wer­sy­te­tu. Nie­ste­ty cho­ro­ba, czy też ży­cie nie­mo­ral­ne – jak chcą urzę­do­we źró­dła – zwich­nę­ły tak świet­nie roz­po­czę­tą ka­ry­erę Han­na. Mia­sto Lwów w uzna­niu za­sług jego, po­ło­żo­nych oko­ło li­te­ra­tu­ry, za­mia­no­wa­ło wpraw­dzie Han­na w roku 1811 oby­wa­te­lem ho­no­ro­wym, ale za­szczyt ten nie za­pew­nił mu chle­ba. Bie­da­czy­sko, po­zba­wio­ny pen­syi, mu­siał by­łych ko­le­gów upra­szać o wspar­cie.

Od­mien­ną, wręcz ko­micz­ną, lecz przy­najm­niej nie wro­go dla nas uspo­so­bio­ną oso­bi­sto­ścią, byt na­stęp­ca jego w cen­zor­skim urzę­dzie, rad­ca gu­ber­nial­ny, Bern­hard. Był to czło­wiek umiar­ko­wa­ny, nie dy­szą­cy nie­na­wi­ścią ku wszyst­kie­mu, co pol­skie, acz nie wol­ny od dzi­wactw. Mię­dzy in­ne­mi znie­na­wi­dził wiel­ce stów­ko nie­win­ne: "na­wia­sem", do­my­śla­jąc się w niem ja­kie­goś ukry­te­go, nie­bez­piecz­ne­go dla rzą­du zna­cze­nia. Ile­kroć zo­ba­czył w przed­ło­żo­nym mu rę­ko­pi­sie owe sło­wo, gnie­wał się i rzu­cał, kre­śląc je bez li­to­ści czer­wo­nym ołów­kiem. Nie prze­pusz­czał rów­nież wy­ra­żeń: Pol­ska, Po­la­cy, za­stę­pu­jąc je sło­wy: kraj, ziom­ko­wie. Kie­dy ksiądz Siar­czyń­ski wy­da­jąc swój "Ob­raz wie­ku pa­no­wa­nia Zyg­mun­ta III", za­mie­rzał dać dzie­łu temu ty­tuł "Sław­ni Po­la­cy z wie­ku Zyg­mun­ta III", prze­kre­ślił Bern­hard sło­wo Po­la­cy, za­stę­pu­jąc je ziom­ka­mi. Po­dob­nie po­stą­pił gdy w rę­ko­pi­sie, prze­zna­czo­nym do umiesz­cze­nia w Psz­czo­le pol­skiej zna­la­zła się strof­ka na­stę­pu­ją­ca:

Wdzie­waj­cie bra­cia żu­pa­ny.

Za­pusz­czaj wąsy Po­la­ku,

Ten kto gro­mił bieur­ma­ny.

Nie wjez­dżał do Wied­nia we fra­ku.

Sys­te­ma­tycz­ny cen­zor i tym ra­zem nie od­stą­pił od zwy­kłej swej me­to­dy. Skre­ślił bo­wiem "Po­la­ka", po­pra­wił go na " ziom­ka", zaś Wie­deń za­stą­pił Pa­ry­żem. Oczy­wi­ście re­dak­tor Psz­czo­ły mu­siał się wy­rzec umiesz­cze­nia tak po­pra­wio­ne­go wier­sza.

Szczę­śliw­szym byt z swe­mi Du­ma­mi Pol­skie­mi Ty­mon Za­bo­row­ski. Wi­dząc bo­wiem, że Bern­hard sprze­ci­wa się umiesz­cze­niu tych po­ezyj w za­mie­rzo­nem wy­daw­nic­twie Ha­li­cza­ni­na, uciekł się po­eta pod opie­kuń­cze skrzy­dła – ku­char­ki cen­zo­ra, cie­szą­cej się wiel­ki­mi wzglę­da­mi swe­go pana. Proś­ba ta po­chle­bi­ła am­bi­cyi ener­gicz­nej mi­strzy­ni ra­dia i pa­tel­ni, któ­ra wy­słu­chaw­szy za­pew­nień Za­bo­row­skie­go, iż utwo­ry jego nie są wy­mie­rzo­ne prze­ciw rzą­do­wi au­stry­ac­kie­mu, lecz prze­ciw Tur­kom, po­spie­szy­ła do ga­bi­ne­tu swe­go pana i przy­szłe­go mał­żon­ka.

– Co ty my­ślisz na sta­rość zbi­sur­ma­nić się? – za­wo­ła­ła groź­nym to­nem za­pe­rzo­na nie­wia­sta – i nie po­zwa­lasz nic prze­ciw Tur­kom dru­ko­wać? Mo­że­byś chciał tak­że ha­rem za­ło­żyć? Wart, ihr Män­ner, ihr Tür­ken! – i wy­szła trza­snąw­szy drzwia­mi.

Prze­stra­szo­ny cen­zor zgo­dził się na dru­ko­wa­nie Dum pol­skich…

Mniej szczę­śli­wym w sto­sun­ku z ga­li­cyj­ską cen­zu­rą był świę­tej pa­mię­ci Osso­liń­ski, twór­ca Za­kła­du tego na­zwi­ska, któ­re­go dzie­ła, mimo wy­so­kie­go sta­no­wi­ska urzę­do­we­go, zaj­mo­wa­ne­go przez au­to­ra, ści­ga­ło ja­kieś fa­tum zło­wro­gie, opóź­nia­ją­ce chwi­lę wy­da­nia tych prac w nie­skoń­czo­ność. O stra­pie­niach, ja­kie z tego po­wo­du prze­szedł po­czci­wy ksiądz Siar­czyń­ski, zaj­mu­ją­cy się wy­daw­nic­twem czwar­te­go tomu Wia­do­mo­ści hi­sto­rycz­no-kry­tycz­nych Osso­liń­skie­go, do­wia­du­je­my się z "Dzien­ni­ka urzę­do­wych czyn­no­ści księ­go­zbio­ru na­ro­do­we­go we Lwo­wie", za­cho­wa­ne­go w rę­ko­pi­sach tego in­sty­tu­tu. W dniu siedm­na­stym stycz­nia 1829 roku za­pi­su­je w owym dy­ary­uszu ksiądz Siar­czyń­ski, iż już czwar­ty z ko­lei mie­siąc upły­wa, jak od­dał do cen­zu­ry dal­szy ciąg Wia­do­mo­ści kry­tycz­nych. Do­pie­ro wszak­że po dzie­się­ciu ty­go­dniach za­wia­do­mio­no wy­daw­cę, iż z po­wo­du ustę­pu o ka­cer­zach, cen­zor Bern­hard od­dal rę­ko­pis do cen­zu­ry ko­ściel­nej. Kon­sy­storz, upa­trzyw­szy w dzie­le Osso­liń­skie­go śla­dy I he­re­zyi, zwró­cił je wraz z swo­je­mi uwa­ga­mi urzę­do­wi cen­zu­ral­ne­mu. Bern­hard uznał za sto­sow­ne tym ra­zem wy­stą­pić w obro­nie na­uko­wej spu­ści­zny po Osso­liń­skim prze­ciw zbyt­niej gor­li­wo­ści du­chow­nych cen­zo­rów. – 'Dzie­ło to" – za­uwa­żył traf­nie Bern­hard – "nie bę­dzie czy­ta­ne od ludu wiej­skie­go, ale od lu­dzi uczo­nych. Są­dzę więc, że roz­pra­wy o wie­rze i wy kład błęd­nych mnie­mań in­no­wier­ców zgor­szyć ni­ko­go nie mogą…" W obec sprzecz­no­ści za­pa­try­wań cen­zu­ry du­chow­nej i świec­kiej, mu­sia­no jed­nak ode­słać dzie­ło za­kwe­sty­ono­wa­ne do na­dwor­nej cen­zu­ry wie­deń­skiej, gdzie przy­zna­no słusz­ność za­pa­try­wa­niom Bern­har­da. – "Po­nie­waz jed­nak kon­sy­storz" – pi­sze ks. Siar­czyń­ski w dniu 29 mar­ca – "zda­nia swe­go nie od­stę­pu­je, prze­to los dzie­ła nie­pew­ny…" Ja­koż w po­ło­wie maja t… r. po­wę­dro­wał rę­ko­pis po­now­nie do Wied­nia i od­tąd prze­padł po nim ślad wszel­ki aż do roku 1852, kie­dy­lo po­śmiert­ne dzie­ło Osso­liń­skie­go w prze­rób­ce cen­zu­ral­nej opu­ści­ło w koń­cu pra­sy dru­kar­skie.

Po roku trzy­dzie­stym ucisk cen­zu­ry spo­tęż­niał znacz­nie. Po Wi­ni­wiir­te­rze, pro­fe­so­rze uni­wer­sy­te­tu, ob­ję­li obo­wiąz­ki cen­zo­ra: bi­blio­te­karz tego za­kła­du, Ka­rol Kćder, a na­stęp­nie Igna­cy Kan­kof­fer, lecz po­li­cya nie po­prze­sta­jąc na kon­tro­li przez nich wy­ko­ny­wa­nej, mie­sza­ła się nie­ustan­nie do spraw cen­zu­ral­nych. Ce­lo­wał pod tym wzglę­dem nad­zwy­czaj­ną gor­li­wo­ścią za­stęp­ca dy­rek­to­ra po­li­cyi, rad­ca An­to­ni br. Pau­man, ota­cza­jąc nie­pro­szo­ną swą opie­kę te­atr pol­ski, o któ­rym na­rzu­cał ar­ty­ku­ły re­dak­cyi Ga­ze­ty Lwow­skiej. Pan ba­ron spi­sy­wał swe wra­że­nia w ję­zy­ku nie­miec­kim, zaś bied­ny Ka­miń­ski mu­siał przy­sła­ne do re­dak­cyi ela­bo­ra­ty tłó­ma­czyć na ję­zyk pol­ski i umiesz­czać w ru­bry­ce "No­win". Pau­man lu­bo­wał się szcze­gól­niej w uży­wa­niu for­mu­ły: Ty­pum non me­re­tur i po­wo­ła­ny zo­stał póź­niej do ko­mi­te­tu cen­tral­nej cen­zu­ry we Wied­niu.

Cie­ka­we wzmian­ki o prze­śla­do­wa­niu ga­li­cyj­skie­go pi­smien­nic­twa przez cen­zu­rę za­wie­ra ko­re­spon­den­cya mię­dzy Ro­ści­szew­skim a Han­ką w Pra­dze, ogło­szo­na w roku 1894, przez Je­lin­ka. Z li­stów Ro­ści­szew­skie­go do­wia­du­je­my się o pod­ję­tym przez ba­wią­cych we Lwo­wie: Kro­piń­skie­go, Gosz­czyń­skie­go, Za­le­skie­go i Oli­za­row­skie­go, za­mia­rze wy­da­wa­nia dzien­ni­ka. Wła­dza jed­nak od­mó­wi­ła po­zwo­le­nia na pu­bli­ka­cyę tego ro­dza­ju a ko­rzy­sta­jąc z od­kry­te­go w dwa lata póź­niej spi­sku Za­liw­skie­go, jesz­cze sroż­szych wo­bec pra­sy i li­te­ra­tu­ry uży­ła re­pre­sa­liów. Księ­garz lwow­ski Pil­ler, za utrzy­my­wa­nie na skła­dzie ksią­żek za­bro­nio­nych, ska­za­ny zo­stał we wrze­śniu 1834 roku na trzy­mie­sięcz­ne wię­zie­nie. W roku 1838 prze­śla­do­wa­nie cen­zu­ral­ne do­szło do tego stop­nia, iż re­dak­cyi Roz­ma­ito­ści za­bro­nio­no umiesz­cza­nia prac au­to­rów, któ­rzy bra­li udział w po­wsta­niu li­slo­pa­do­wem. Za­kaz ten do­ty­czył w pierw­szym rzę­dzie Bie­low­skie­go i Lu­cy­ana Sie­mień­skie­go, któ­rych w ten spo­sób po­zba­wio­no i tego szczu­płe­go źró­dła do­cho­dów. Cen­zu­ra wda­wa­ła się na­wet w drob­nost­ki, ra­żą­ce śmiesz­no­ścią. Gdy w roku 1836 Ro­ści­szew­ski ogło­sił roz­praw­kę o wy­ro­bie cu­kru bu­ra­ko­we­go w Cze­chach i za­chę­cał zie­mian ga­li­cyj­skich do na­śla­do­wa­nia "na­szych po­bra­tym­ców", nie omiesz­kał cen­zor wy­kre­ślić owe­go wy­ra­że­nia.

Na­próż­no udrę­cze­ni li­te­ra­ci sta­ra­li się po­dejść swych prze­śla­dow­ców, wy­se­ia­jąc rę­ko­pi­sy wprost do cen­zu­ry wie­deń­skiej. Tak też po­stą­pił w roku 1837 ßie­low­ski, wy­sław­szy rę­ko­pis dru­gie­go tomu swej Zie­wo­nii do Wied­nia, a na­stęp­nie do Pra­gi, gdzie wy­daw­nic­two to opu­ści­ło pra­sy dru­kar­skie. Mimo wszak­że przy­chyl­nych orze­czeń Ko­pi­ta­ra we Wied­niu i Sza­fa­rzy­ka w Pra­dze, po­li­cya lwow­ska za­trzy­ma­ła na­kład Zie­wo­nii na ro­gat­ce miej­skiej i spa­li­ła ta­ko­wy, nie uwzględ­niw­szy wca­le pro­te­stów Losz­ka br. Bor­kow­skie­go jako na­kład­cy lej pu­bli­ka­cyi.

Znacz­nie jesz­cze ostrzej­szą była cen­zu­ra te­atral­na, gdyż sztu­ki sce­nicz­ne pod­le­ga­ły prócz świec­kiej, tak­że cen­zu­rze du­chow­nej, któ­rą wy­ko­ny­wał urzęd­nik Sta­nów ga­li­cyj­skich, Ja­nu­ary Skar­żyń­ski z skru­pu­lat­no­ścią, do­pro­wa­dza­ją­cą do roz­pa­czy au­to­rów, lubo Ka­miń­ski dzię­ki trzy­dzie­sto­let­niej prak­ty­ce te­atral­nej zna­ko­mi­te mie­wał po­my­sły w pro­wa­dzo­nej z cen­zo­ra­mi, pod­jaz­do­wej wal­ce. Wy­pad­ki mar­co­we 1848 roku wraz z in­ne­mi, daw­ne­mi urzą­dze­nia­mi znio­sły i cen­zu­rę, któ­rej ostat­nim przed­sta­wi­cie­lem był dłu­go­let­ni w tem biu­rze kan­ce­li­sta, Jan Bryń­kow­ski, czło­wiek po­dob­no nie­zły, lecz wie­dzą­cy tyle o li­te­ra­tu­rze, co śle­py o ko­lo­rach. Wpraw­dzie ów­cze­sny gu­ber­na­tor Ga­li­cyi, Fran­ci­szek hr. Sta­dy­on, wbrew wy­raź­ne­mu brzmie­niu pa­ten­tu ce­sar­skie­go z dnia pięt­na­ste­go mar­ca, zno­szą­ce­go cen­zu­rę, usi­ło­wał prze­dłu­żyć ist­nie­nie tej wła­dzy we

Lwo­wie i oso­bi­ście cen­zu­ro­wał pierw­sze dwa nu­me­ry świe­żo i po­wsta­łe­go Dzien­ni­ka Na­ro­do­we­go, jed­na­ko­woż już w dniu " dwu­dzie­stym szó­stym mar­ca pod na­ci­skiem opi­nii pu­blicz­nej, zrzec się mu­siał tego uzur­po­wa­ne­go pra­wa. Do li­sto­pa­da 1848 " roku cen­zu­ra nie ist­nia­ła w Ga­li­cyi, by z na­sta­niem re­ak­cyj­nych rzą­dów w od­mien­nej od­żyć po­sta­ci. Z jaką do­wol­no­ścią po­stę­po­wa­ły w owym cza­sie wła­dze woj­sko­wo-po­li­tycz­ne wo­bec pra­cow­ni­ków pió­ra, do­wo­dził naj­le­piej sze­reg gwał­tów, po­peł­nia­nych przez po­bór w re­kru­ty wy­bit­niej­szych pu­bli­cy­stów opo­zy­cyj­nych. Obok zna­nych ogól­nie fak­tów po­rwa­nia do służ­by w kar­nych ba­ta­lio­nach Jana Do­brzań­skie­go i Igna­ce­go Ka­miń­skie­go, na wspo­mnie­nie też za­słu­ży­ło po­stą­pie­nie wła­dzy z zna­ko­mi­tym dziś po­wje­ścio­pi­sa­rzem, z Ja­nem Za­char­ja­sie­wi­czem.

Za­char­ja­sie­wicz za­li­czał się – jak wia­do­mo – w roku

1848 do gro­na re­dak­to­rów Po­stę­pu, prze­obra­żo­ne­go na­stęp­nie w Ga­ze­tę Po­wszech­ną. Po ogło­sze­niu sta­nu ob­lę­że­nia w ca­łym kra­ju, za­wie­szo­no wszyst­kie dzien­ni­ki po­li­tycz­ne we Lwo­wie z wy­jąt­kiem Ga­ze­ty Lwow­skiej. Wów­czas to Za­char­ja­sie­wicz ob­jął zło­żo­ną przez Szaj­no­chę re­dak­cyę Ty­go­dni­ka Pol­skie­go, zna­ne­go po­przed­nio w la­tach pod na­zwą Dzien­ni­ka mód pa­ry­skich i mimo cięż­kich wa­run­ków cen­zu­ral­nych, wy­da­wał to pi­smo do po­ło­wy lu­te­go

1849 roku. W dniu 3 lu­te­go t… r. za­mie­ścił Za­char­ja­sie­wicz w Ty­go­dni­ku wiersz pod ty­tu­łem "Ma­cha­be­usze", opie­wa­ją­cy jak na­stę­pu­je:

Świę­ta krwią oj­ców i cie­mięz­cy zbrod­nią

Wia­ro na­ro­du! – z po­śród świa­tów brył

Wy­płyń i świę­tą, mę­czeń­ską po­chod­nią

Roz­pal w nas ogi­cii juz ga­sną­cych sił

Na gru­zach dro­giej Oj­czy­zny i sta­wy Dźwi­ga­my grze­chu i nie­wo­li tram – W koto nas mie­cze, w koło po­top krwa­wy, Przed nami dro­ga do mę­czeń­skich bram!

Z pół krwią prze­sią­kłych i za­sia­nych tra­pem, Z chmu­rę po­ża­rów, co roz­nie­ci! wróg,

Ty uderz w nie­bo pło­mie­ni­stym słu­pem,

Aby cię uj­rzał spra­wie­dli­wy Bóg;

I za­brzmij na świat trą­bą Ar­cha­nio­ła, Nie­chaj roz­pęk­nie grób mę­czeń­skich ciał, Wia­ro na­ro­du, nie­chaj grom twój zwo­ła Za­mar­łych sy­nów na Oj­czy­zny wał!

Two­im pło­mie­niem pa­łał pro­rok świę­ty,

Gdy lew lo­zżar­ty – padł u jego stóp –

Tobą zwal­czo­ny ru­nie czart prze­klę­ty,

Wsta­jąc do wal­ki na nie­bie­ski strop – Je­śli ten pło­mień ser­ca nam za­pa­li. Ziem­ską mę­czar­nią nie str­wo­ży nas wróg. Przed nami sza­tan i lew się po­wa­li. Wy­zna­jąc Boga u mę­czeń­skich nóg.

My, bra­cia nasi i sy­no­wie nasi,
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: