Oczekuję życia w przyszłym świecie - ebook
Oczekuję życia w przyszłym świecie - ebook
Ojciec Wacław Hryniewicz powraca do pytań o rzeczywistość ostateczną człowieka i świata. Spogląda na nią z perspektywy dialogu chrześcijan Wschodu i Zachodu, łącząc w tej książce swoje dwie największe pasje teologiczne: eschatologię i ekumenizm.
Wiara przybiera postać intensywnego oczekiwania, które nadaje orientację mojemu życiu. Wierzę, dlatego oczekuję spełnienia tego, o czym mówi Ten, w którego wierzę. Oczekuję z nadzieją i ufnością, iż nie doznam zawodu. Wiara i nadzieja są źródłem mojego oczekiwania".
(ze wstępu Autora)
Wacław Antoni Hryniewicz urodził się w 1936 roku. Jest kapłanem zgromadzenia oblatów Maryi Niepokalanej, profesorem teologii katolickiej, emerytowanym profesorem KUL JP II, wieloletnim kierownikiem katedry teologii prawosławnej oraz dyrektorem Instytutu Ekumenicznego. Przez ćwierć wieku był członkiem Międzynarodowej Komisji Mieszanej ds. Dialogu Teologicznego między Kościołem katolickim i Kościołem prawosławnym. Główne pola jego zainteresowań to eschatologia i ekumenizm. Opublikował dziesiątki prac naukowych i popularyzatorskich, przez wielu uważany jest za najwybitniejszego polskiego teologa ostatnich dziesięcioleci.
Kategoria: | Duchowość |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7516-994-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Oczekuję
Eschatologia to nauka o rzeczywistości ostatecznej człowieka i świata. Nazwa pochodzi od greckich słów tà éschata, czyli rzeczy bądź sprawy ostatnie, w przeciwieństwie do tà prōta, czyli rzeczywistość, sprawy lub wydarzenia pierwsze (zob. Ap 21,4). Eschatologia jest nie tylko zwieńczeniem całej doktryny chrześcijańskiej. Jako wyraz nadziei przenika ją od początku do końca: od stworzenia, poprzez dzieło odkupienia dokonane przez Chrystusa, aż po końcowe spełnienie dziejów ludzkości i przeobrażenie całego wszechświata. Posługując się nazwą ‘eschatologia’, myślimy o przyszłości i zwracamy się ku niej z nadzieją.
W tym sensie nadzieja staje się zasadą inspirującą całą logikę wiary i całość myślenia teologicznego. Widać to w samej strukturze chrześcijańskiego Credo, w wyznaniu wiary w stworzenie aż do jego ostatecznego spełnienia. Dwa zdania zasługują w tym względzie na szczególną uwagę. Wyznajemy, że Jezus Chrystus „powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a królestwu Jego nie będzie końca”. A na końcu wyznanie zamienia się w oczekiwanie: „I oczekuję wskrzeszenia umarłych i życia przyszłego wieku/w przyszłym świecie”. Słowa z ostatniego zdania stały się tytułem obecnej książki poświęconej rozważaniom nad wybranymi zagadnieniami eschatologii chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu.
Końcowe słowo „oczekuję” stanowi konkretne, życiowe podsumowanie naszej wiary. Dodane zostało do tego wszystkiego, w co wierzymy wiarą całego Kościoła. Wiara przybiera postać intensywnego oczekiwania, które nadaje orientację mojemu życiu. Wierzę, dlatego oczekuję spełnienia tego, o czym mówi Ten, w którego wierzę. Oczekuję z nadzieją i ufnością, iż nie doznam zawodu. Wiara i nadzieja są źródłem mojego oczekiwania. Oczekiwanie nadaje kierunek mojemu życiu. Jest w tym oczekiwaniu pragnienie spełnienia się tego wszystkiego, w co wierzę. Jest także radość z zapowiedzianego spełnienia Bożych obietnic. Nie wierzę na próżno. Bóg spełnia swoje obietnice. Wierzę, że już tutaj na ziemi rozpoczęło się to „życie przyszłego wieku”. Jego realność przeczuwa serce otwarte na Boga.
To, czego oczekuję, jest mi znane tylko po części, „cząstkowe bowiem jest nasze poznanie (…). Teraz bowiem widzimy niejasno, jakby w zwierciadle…” (1 Kor 13,9.12). Wiara mówi mi o spotkaniu z Tym, w którego wierzymy. Dlatego właśnie „oczekuję wskrzeszenia umarłych i życia przyszłego wieku”. Paschalne świadectwo o zmartwychwstaniu Jezusa jest zapowiedzią i obietnicą także naszego zmartwychwstania. Zostało nam obiecane i darowane nowe życie, wolne od śmierci, łez, bólu i krzyku. Słowo „oczekuję” jest słowem pełnym ufności i radości. Mówiąc „oczekuję”, wyrażam także swoją miłość do Dawcy tak wielkiego i niepojętego daru.
Moje „wierzę” będzie stale zamieniać się w „oczekuję” i „pragnę” życia w przyszłym świecie. Obecne życie potrafi skutecznie gasić to oczekiwanie i to pragnienie. A jednak „jeśli nawet serce nas potępia, Bóg jest większy od naszego serca i wie wszystko” (1 J 3,20). Jeżeli nawet zachwieję się w jakimś momencie w swojej wierze, mogę zawsze podnieść się i ponownie oczekiwać spotkania z Chrystusem, który jest cierpliwy i miłosierny. Takim ukazuje Go Ewangelia. A On jest obrazem dobrego Ojca, miłującego ludzi, który pragnie zgromadzić wszystkie swoje „rozproszone dzieci” (J 11,52).
To prawda, że myślenie o odległych początkach wszechświata jest czymś fascynującym. Nauka odsłania coraz to nowe tajniki jego kształtowania się i rozszerzania. Jednakże to koniec dziejów dotyczy bezpośrednio losu każdego człowieka. A to już jest sprawa bardzo bliska, o charakterze głęboko egzystencjalnym. Kiedy sam jestem w okresie jesieni życia, nie dziwi, że właśnie na kwestiach eschatologicznych koncentrują się moje zainteresowania i moja uwaga.
Przez wiele lat byłem kierownikiem Katedry Teologii Prawosławnej w Instytucie Ekumenicznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Wielokrotnie przedmiotem moich wykładów monograficznych były zagadnienia eschatologiczne. Powracałem do nich z potrzeby serca, za każdym razem poszerzając zakres wybranych tematów. Postanowiłem teraz, po przejściu na emeryturę (2008), ponownie zadumać się nad eschatologią chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu. Wybrałem formę osobistych rozważań nad poruszanymi w teologii najbardziej charakterystycznymi tematami, związanymi z ostatecznym losem człowieka i świata. Medytacja to spokojne wnikanie w głąb wiary i nadziei inspirowane miłością do tego, co niewidzialne i zakryte jeszcze przed naszymi oczyma. Jesteśmy nie tylko istotami rozumnymi (homo sapiens) i przyzywającymi pomocy (homo epicleticus), ale również potrafiącymi sławić, podziwiać, wybiegać myślą w przyszłość i dziękować za to, czym zostaliśmy obdarzeni (homo adorans, homo gratias agens).
Często będę posługiwać się formą osobistej medytacji, która sprawia, że pisane słowo staje się świadectwem, wyznaniem wiary i nadziei. Moje rozważania będą przeplatały się z myślą prawosławnych teologów i filozofów religijnych, zwłaszcza rosyjskich. Czasem będzie to rozdział lub paragraf odrębny, aby zachować specyfikę myślenia chrześcijan Wschodu i Zachodu. W niektórych partiach tekstu rozważania nad myślą prawosławną mogą nawet przeważać nad refleksją z zakresu teologii katolickiej. Nie pomijam również pewnych wątków teologii protestanckiej, chociaż nie stanowi ona głównego nurtu moich medytacji.
Dobór tematów został podyktowany moją osobistą wrażliwością. Nie chodzi o całościowy i wyczerpujący zarys eschatologii kształtującej się przez wiele wieków, lecz o zagadnienia, które w ciągu lat najbardziej przyciągały moją uwagę. Przydatne okazały się zbierane przez lata publikacje, do których chcę powrócić raz jeszcze pod koniec mego życia. Uzupełniam je, rzecz jasna, nowymi studiami i publikacjami zarówno autorów prawosławnych, jak i myślicieli religijnych z innych Kościołów. Taka wielostronna refleksja eschatologiczna przynosi pełniejszy obraz bogactwa myśli i mądrości zawartych w wielowiekowej tradycji chrześcijańskiej.
Sam będąc wciąż studiosus theologiae, mam nadzieję, że moje rozważania i zamyślenia będą mogły służyć pomocą tym, którym zależy na głębszym rozumieniu własnego losu; że zachęcą ich do samodzielnego myślenia i poszukiwania. Pytania o ostateczny cel istnienia nie przestały nurtować ludzi. Wiara i nadzieja szukają zrozumienia. Życia nie wystarczy, aby zgłębić to, co nam obiecano. Przestrzenie wiary i nadziei są bezkresne. Zdolność zdumienia i podziwu jest towarzyszką naszej ziemskiej drogi. Tak przygotowujemy się już teraz do przyjęcia największego zadziwienia w spotkaniu z Rzeczywistością Ostateczną.
Bardzo serdecznie dziękuję ks. dr. Jerzemu Stranzowi, Redaktorowi Naczelnemu Wydawnictwa Święty Wojciech, za życzliwą otwartość i gotowość wydania moich teologicznych rozważań.
Wacław Hryniewicz OMI
29 sierpnia 2012 roku
W przekładzie polskim: „I oczekuję… życia wiecznego w przyszłym świecie”. W oryginalnym tekście greckim: kai zōēn tou méllontos aiōnos, „życia przyszłego wieku” lub „życia przyszłego świata”.
Teksty Starego (Pierwszego) Testamentu (tzw. Biblii Hebrajskiej) przytaczał będę według Biblii Tysiąclecia, wyd. 5, Poznań 2003. W zależności od tego, czy przekład oddaje wiernie treść oryginału greckiego, Nowy Testament cytowany będzie głównie według przekładu ekumenicznego: Pismo Święte Nowego Testamentu i Psalmy. Przekład ekumeniczny z języków oryginalnych. Warszawa 2001. W docieraniu do właściwego sensu niezwykle pomocny był także Grecko-polski Nowy Testament. Wydanie interlinearne z kodami gramatycznymi, tłum. R. Popowski i M. Wojciechowski, Warszawa 1993.1. Obrazowy język eschatologicznej nadziei
Uprawianie eschatologii, czyli nauki o końcu życia poszczególnego człowieka i powszechnej historii świata, napotyka dzisiaj wiele trudności. Żyjemy w czasach zaostrzonej świadomości krytycznej. Wielu ludzi zastanawia się, czy chrześcijańskie przesłanie o ostatecznym spełnieniu dziejów ludzkości i świata na końcu czasów jest wiarygodne. Niektórzy skłonni są uznać je raczej za wytwór religijnej wyobraźni, wyrosłej z tęsknoty za jakąś przyszłością ostateczną, która nadałaby sens wszystkiemu, co wydaje się absurdalne i beznadziejne w ludzkim doświadczeniu życia i śmierci. Z trudem przecież przyjmujemy prawdę o własnej skończoności i nieuchronnej śmierci i dlatego tworzymy wizje nowego świata, szczęśliwego i nieprzemijającego.
Pytanie o cel i sens istnienia
Do takiej sytuacji przyczyniły się z pewnością tradycyjne wyobrażenia o kosmicznych znakach i dramatycznej zagładzie tego świata w płomieniach ognia na końcu świata – wyobrażenia o przyjściu Chrystusa na obłokach niebieskich, o otwarciu grobów i zmartwychwstaniu umarłych na sąd. Do tego dodajmy jeszcze makabryczne przedstawienia piekła w sztuce i kościelnym nauczaniu. To wszystko wydaje się sceptycznie nastawionym umysłom wytworem czystej fantazji, dominującej w minionej epoce historii i jej wyobrażeniach o świecie.
Czy jeszcze można zatem wierzyć w ostateczne spełnienie dziejów obecnego świata? Oto odwieczne pytanie, z którym zmaga się także dzisiaj wielu myślących ludzi. To prawda, że już w tym życiu doświadczamy pewnych momentów spełnienia i poczucia szczęścia. Przeczuwamy w głębi serca niezwykłość samego cudu istnienia. Pytamy wówczas: dlaczego w ogóle jestem i dokąd to życie mnie prowadzi? A jednak jest w nas także rzeczywista tęsknota za czymś trwalszym i ostatecznym. Czujemy aż nazbyt dobrze kruchość i ulotność życia.
Pytanie o przyszłość jest nieodłączną częścią ludzkiego doświadczenia. Jest to pytanie o sens i cel naszego istnienia. Zadajemy je sobie zwłaszcza w momentach trudnych, gdy przyjdzie nam przeżyć śmierć ukochanej osoby, wielkie cierpienie, niepowodzenia, poczucie daremności i zbędności. Wszystko wydaje się wtedy skończone, beznadziejne, wręcz absurdalne. Kiedy natomiast doświadczamy miłości, radości, dobra, piękna, szczęścia i spełnienia, pragniemy, aby nie było to jedynie kruche wrażenie, które przeminie jak powiew wiatru bez celu i sensu. Przeraża nas owo „przeminęło z wiatrem”, gone with the wind. Buntujemy się w głębi swego jestestwa.
Sami doświadczamy w sercu, czego nam najbardziej brakuje, a jest to brak miłości i sensu. Poczucie bezsensu wszystkiego, co czynimy i czym żyjemy, odbiera życiu cały jego urok, gasi radość i nadzieję. Wielu ludziom coraz trudniej dopatrzyć się sensu własnego istnienia. Na czym miałby polegać jego cel ostateczny, który uzasadnia sens życia? Prędzej czy później przekonujemy się, że nie może zaspokoić naszego pragnienia szczęścia jedynie codzienna praca, życie rodzinne, zabawa, rozrywka czy nawet zaangażowanie społeczne. W miłości i codziennym trudzie kryje się pragnienie czegoś trwałego i nieprzemijającego.
Czy zatem tęsknota za trwałą i ostateczną przyszłością jest jedynie owocem myślenia życzeniowego, owego zgubnego wishful thinking, które nie ma żadnej gwarancji i szansy na realizację? Jak odnaleźć rzeczywistą prawdę o naszym życiu? Jak przywrócić wiarygodność chrześcijańskiemu przekonaniu o ostatecznym spełnieniu ludzkiego losu przez Boga? Sądzę, że należy się zwrócić w stronę intuicji, które kryją się w najlepszych świadectwach myśli Wschodu i Zachodu chrześcijańskiego. Pomocne są w tym względzie również osiągnięcia teologii nowej daty w poszczególnych Kościołach. Dotyczy to zwłaszcza egzegezy historyczno-krytycznej oraz refleksji metodologicznej nad wypowiedziami eschatologii. Zdano sobie sprawę, że w treściach i metodach tradycyjnej eschatologii popełniano i nadal jeszcze popełnia się poważne błędy.
Błędne interpretacje symbolicznego języka Biblii
W tradycji zachodniej współczesna egzegeza pomogła zrozumieć, że w przeszłości często błędnie interpretowano obrazowy i symboliczny język Biblii. Na podstawie rozproszonych obrazów i symboli tworzono swoisty reportaż końca świata i dramatu czasów ostatecznych. Uważano, że Pismo Święte przekazuje – niczym nieomylny jasnowidz – wyraźną przepowiednię o przyszłości świata. Był to jednak w sumie urzeczowiony obraz wydarzeń ostatecznych, daleki od ducha Dobrej Nowiny, który wielu ludzi odstręczał od wiary. Brakowało w nim odniesień osobowych do ostatecznej wspólnoty z Bogiem i innych ludzi. Teologowie zastanawiali się między innymi nad kolejnością wydarzeń ostatecznych oraz nad wieloma zagadnieniami szczegółowymi. Pytali, czy najpierw dojdzie do katastrofy kosmicznej i do zmartwychwstania umarłych, a następnie do powtórnego przyjścia Chrystusa pośród dźwięku trąb archanielskich (w jakiej tonacji, dur czy moll?), wzywających na sąd ostateczny.
Takie nastawienie może prowadzić do zgoła absurdalnych kwestii, budzących jedynie zakłopotanie, zdziwienie, a nawet poczucie śmieszności. Byli teologowie, którzy obliczali na podstawie pewnych wypowiedzi Biblii temperaturę ognia piekielnego. Do dzisiaj niektórzy obstają przy twierdzeniu, że ten ogień należy rozumieć całkiem realnie, w sensie fizycznym, a nie tylko symbolicznie. Zdaniem wielu, podczas zmartwychwstania Bóg na nowo ożywi i oblecze ciałem ziemskie prochy zmarłych. Wyobrażano sobie, że przy Bożej pomocy dusza oddzielona od ciała utworzy z tych prochów nowe ciało zmartwychwstałe, oczywiście z zachowaniem zróżnicowania płci.
W drugiej połowie XIX wieku rosyjski filozof religijny Mikołaj Fiodorow zachęcał do zbierania prochów zmarłych przodków, aby w ten sposób, korzystając z osiągnięć nauki, przyspieszyć „wspólne dzieło” przezwyciężenia śmierci i powszechnego zmartwychwstania ludzkości. Uważał, że zmartwychwstanie Chrystusa i odkupienie ludzi otwarły drogę do podejmowania tego dzieła. To projekt zgoła utopijny, aby przez współdziałanie z Chrystusem trudzić się nad „immanentnym zmartwychwstaniem”, a w ten sposób przezwyciężyć bierność ludzi w obliczu śmierci.
Przykłady powyższe pokazują, że nauka o ostatecznych wydarzeniach ludzkości i świata jest narażona na wypaczenia w postaci urzeczowionego, wręcz fizykalnego traktowania tej rzeczywistości, która ma nade wszystko charakter osobowych relacji z Bogiem i ludźmi. Jakże często obrazowe wypowiedzi Pisma traktowano dosłownie, przed czym przestrzegał w pierwszej połowie XX wieku, jak zobaczymy, wybitny teolog rosyjski Sergiusz Bułgakow. Podobnie czynił to inny teolog prawosławny, Paul Evdokimov. Pisał on:
Symboliczna zawartość tekstów eschatologicznych jest tak duża, że usuwa wszelkie uproszczenia, a przede wszystkim każde znaczenie dosłowne. Wykorzystywane są obrazy, gdyż kiedy tylko dochodzi do chwilowego zetknięcia się z wymiarem transcendentnym, słowo okazuje się bezsilne. Znaczenie dosłowne całkowicie się nam wymyka i zachęca nas do „wielbienia w milczeniu” rzeczywistości, o której zostało powiedziane: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (Iz 64,3; 1 Kor 2,9).
Obrazy nadziei dotyczące przyszłości odnoszą się przede wszystkim do osobowego spotkania z Bogiem. Nie oczekujmy dramatycznych widowisk na końcu świata. O wiele ważniejsze jest to, że każdy człowiek będzie musiał zdać sprawę przez Bogiem i ludźmi ze swego życia; że będzie potrzebował przebaczenia od innych, jak też sam będzie musiał przebaczyć tym, którzy wobec niego zawinili.
Sens obrazowych wypowiedzi o początku i końcu
Nie mamy tutaj, na ziemi, bezpośredniej wiedzy o życiu pozagrobowym. Zdani jesteśmy na niedoskonałe poznanie, cząstkowe intuicje i wglądy poznawcze. Świat ostatecznych losów ludzkości i świata jest niedostępny naszym zmysłom i naszemu umysłowi. Wiele zależy od obrazu Boga w naszych poglądach eschatologicznych. Zmienia się on w zależności od tego, czy na pierwszym miejscu widzimy Jego miłość i łaskawość, czy też jako główny przymiot przypisujemy Mu sprawiedliwość i gniew. Mówiąc o wydarzeniach ostatecznych, musimy posługiwać się językiem obrazów i porównań. Obrazy z kolei zależne są od swojej pojemności i uwarunkowań czasowych.
W przeszłości często nie zwracano na to uwagi. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa zazwyczaj przyjmowano obrazowe wyobrażenia o przyszłym świecie jako faktyczny stan rzeczy. Wyobrażano sobie na przykład, że jeżeli większość ludzi zostanie potępionych, to wraz ze wzrastającą ich ilością będzie im trudno pomieścić się w piekle. Uważano zatem, że fetor i zaduch powstające wskutek tej ciasnoty są jedynie dodatkową karą za grzechy.
Aby właściwie interpretować wypowiedzi eschatologiczne, trzeba zdać sobie sprawę, że początek i koniec dziejów świata kryją w sobie pewne podobieństwo. Wydarzeń ostatecznych nie należy interpretować w oderwaniu od tego, jak rozumiemy dzisiaj pierwsze rozdziały Księgi Rodzaju o początkach świata i ludzkości. Opowieści biblijne o stworzeniu świata, raju ziemskim i stanie pierwotnym pierwszych rodziców nie są szczegółowym opisem tego, co rzeczywiście stało się na początku. W tych opowieściach chodzi o przekazanie prawd bardziej podstawowych, takich jak zależność stworzeń od Boga, respekt Stwórcy dla wolności człowieka oraz konsekwencje nieposłuszeństwa Adama i Ewy.
Prawdy te zostały przekazane w formie tzw. etiologii, czyli cofania się i poszukiwania przyczyn tej sytuacji ludzkości, którą przeżywali Izraelici w historycznych doświadczeniach swojej wiary w Boga. Przyczynę usiłowano odnaleźć w obrazowo opisanych początkach ludzkości. Wierzono, że opisy te wyjaśniają obecny stan w dziejach grzesznych ludzi. Nie chodzi zatem jedynie o początek czasowy, ale o znalezienie przyczyny tego, co się stale wydarza w ludzkich dziejach. Celem opisu stworzenia i początku świata nie jest bynajmniej zapis naukowej wiedzy o rzeczywistości, której nikt nie był świadkiem.
Jeżeli tak należy interpretować pierwsze rozdziały Biblii, to również obrazowe wypowiedzi odnoszące się do końca nie są zapisem czy futurologicznym reportażem, który w iście kronikarski sposób szczegółowo informuje o przyszłych losach ludzi i świata. Nie należy zapominać o tej korelacji początku i końca. Nie oczekujmy od biblijnych opisów końca świata faktycznych i ścisłych informacji o mających nastąpić wydarzeniach. Ich celem nie jest zaspokojenie ludzkiej ciekawości. Nie są one wyrazem natchnionego jasnowidztwa, lecz owocem doświadczeń wiary w Bożą przyszłość. Rzeczywistość ostateczna, ku której zmierzamy i która jest przedmiotem naszej nadziei, jest już tajemniczo obecna w naszej teraźniejszości. To, co ostateczne, już nadeszło, bowiem Bóg „w tych ostatnich dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,2). Zmartwychwstanie Jezusa jest antycypacją, czyli uprzedzającym wydarzeniem końca dziejów.
Stwórca ogarnia zarówno początki dziejów, jak i ich zakończenie. To On nadaje im cel i sens. Dzięki Niemu zmierzają one do ostatecznego spełnienia. On jest absolutną przyszłością i celem swoich stworzeń. Wszystko, co miało swój początek, do Niego powraca. To On przeprowadza wszystkich ludzi przez śmierć do zmartwychwstania. Jeśli nawet Biblia mówi o końcu i zagładzie tego świata, to nie jest to bynajmniej zniszczenie, lecz oczyszczenie i transformacja. Będzie o tym mowa w kolejnych rozdziałach tej książki. Wtedy stanie się bardziej zrozumiałe, że wypowiedzi eschatologiczne są symbolicznymi obrazami przyszłości i nośnikami wielkiej nadziei, nieodłącznej od wiary w obecność Boga i Jego działania w świecie.
Bóg i nadzieja na dobrą przyszłość
Biblijne teksty o przyszłości ludzi i świata są obrazami nadziei. Przekonanie to coraz mocniej dochodzi do głosu we współczesnej teologii. Przyjrzyjmy się bliżej temu zagadnieniu, w którym przejawia się niezwykła specyfika nadziei.
W swojej wewnętrznej strukturze nadzieja różni się od wiedzy i jednoznacznego poznania, choć i ona otwiera dostęp do innego rodzaju poznawczego wglądu. Poznanie szuka definicji i pewników, nadzieja natomiast znajduje swój wyraz w obrazach, symbolach i znakach. Jest otwarta na coś większego niż to, co teraz poznajemy. Wskazuje na przyszłą rzeczywistość, która przekracza zdolności naszej wyobraźni i naszych oczekiwań. Daje przeczucie tego, czego w swoim obecnym stanie nie potrafimy jeszcze nazwać ani wyrazić. Stąd tak ścisły związek między nadzieją a językiem obrazów i symboli. Obrazy te budzą w nas nadzieję i przenoszą w sferę niedostępną jeszcze obecnemu doświadczeniu i poznaniu.
Dla ludzi przywykłych do ścisłego i racjonalnego myślenia ten sposób pojmowania roli obrazów i symboli może nastręczać wiele trudności. Skłonni są oni do rozumienia obrazowości języka jako domeny zwykłej metafory czy ilustracji. Ich zdaniem liczy się przede wszystkim precyzja i jednoznaczność pojęć, gdy tymczasem obrazy są mgliste, wieloznaczne i wątpliwe, więc nie zasługują na zaufanie.
Otóż ten sposób podejścia pokazuje, jak bardzo nowożytna metodologia Zachodu została zdominowana przez wymogi dyskursywnego rozumu oraz przez dążenie za wszelką cenę do jasnych i ścisłych pojęć. Tego rodzaju metodologia uniemożliwia właściwą interpretację wypowiedzi Pisma i wczesnej tradycji chrześcijańskiej. Nie pozwala zrozumieć, że obraz i symbol mają większą nośność i pojemność niż najbardziej ścisłe pojęcia. Dzięki obrazom możemy mieć głębszy wgląd w rzeczywistość, która jest zawsze bogatsza niż nasze pojęcia i definicje.
Stajemy zatem w obliczu trudnego problemu językowego. Język czerpie z ogromnego bogactwa konkretnych doświadczeń życiowych człowieka. Jego wyrazem są obrazy, znaki i wyobrażenia, za pomocą których myśl ludzka usiłuje przeniknąć w głąb rzeczywistości. Zadaniem języka religii jest wyrazić prawdę o stosunku człowieka do rzeczywistości Bożej. W tym celu używamy pojęć zaczerpniętych z naszego doświadczenia, a te jakże często są zawodne. Jak więc wyrazić wielką prawdę o początkach i końcu świata? Posługujemy się wtedy narracją i symbolami, których sens przekracza nośność ludzkich słów i pojęć. Język eschatologii usiłuje wyrazić prawdę o ostatecznym spełnieniu ludzkiego losu w spotkaniu z Bogiem.
Żadne pojęcie i żadna teoria nie wyczerpują poznawanej rzeczywistości. Uczeni przyznają dzisiaj, że wciąż tak niewiele wiemy nawet o zjawisku własnej świadomości i naszego poznania. Brytyjski fizyk Julian Barbour, autor książki The End of Time, jest zdania, że nawet tak podstawowe pojęcia jak czas, przestrzeń i ruch są złudzeniem. Nie wiemy, dlaczego wszechświat jest taki, a nie inny. W niedawnym wywiadzie mówił on:
Niesamowity jest Leibniz, który stwierdził, że żyjemy w najlepszym ze światów. Ale kiedy wczytać się uważnie w jego wypowiedzi, okaże się, że tak naprawdę miał na myśli to, że żyjemy w świecie najbardziej zróżnicowanym z możliwych – a zarazem świecie rządzonym maksymalnie prostymi prawami. Czuł, że proste prawa mogą wygenerować złożone struktury. Także słynna maksyma mechaniki kwantowej brzmi, że wszystko, co może się zdarzyć, zdarzy się. Tak właśnie myślę o Wszechświecie. Jest nieskończenie bogaty, pojawiają się w nim wszystkie dopuszczalne logiczne struktury. Sami ich doświadczamy. Matematycy wskazują potencjalne możliwości, a one okazują się istnieć w przyrodzie. (…) Całkowicie możliwe, że nauka dopiero zaczyna skrobać powierzchnię bogatego Wszechświata. (…) Uważam Wszechświat za coś absolutnie wspaniałego. (…) Myślę, że i my jesteśmy jednym ze sposobów, na jakie manifestuje się Wszechświat. To bardzo ekscytujące. Poeci mówią często, że są tylko rodzajem przekaźnika. Mówią, że to nie oni tworzą poematy, że tylko pozwalają im się wydostać na zewnątrz. To bardzo, bardzo prawdziwe. Czuję to, pisząc swoje książki. Nie wiemy, co powiemy, dopóki tego nie zrobimy. I nagle coś jest. Skąd przychodzi?.
Aluzja do poetów jest w tych słowach wielce znamienna. Co myśleć o roli intuicji i natchnienia, o poetyckim języku obrazów, metafor, znaków i symboli? Okazuje się, że nie potrafimy zamknąć w pojęciach nawet tak niezwykle istotnych dla ludzkiego życia doświadczeń, jak miłość, szczęście, piękno, dobro, entuzjazm, zdumienie i zadziwienie. Wszystko to przeżywamy, ale wyrazić te stany potrafi o wiele lepiej język obrazowy i symboliczny. Nie dziwmy się zatem, że na pytanie o przyszłość świata i jego sens ostateczny wiara biblijna daje odpowiedź właśnie za pomocą tego rodzaju obrazowego języka. Nie jest to bynajmniej zubożenie rzeczywistości, ale wyraz szacunku dla jej nieogarnionego bogactwa. Taki jest również istotny wymóg eschatologicznej nadziei, która widzi to, czego jeszcze nie ma, ale co dopiero nadejdzie i stanie się ostatecznym spełnieniem istnienia.
Kto ma nadzieję, nie musi już teraz wiedzieć wszystkiego. Wystarczy, kiedy nadzieja budzi w nim przeświadczenie, że w rękach Boga jest dobra przyszłość człowieka. Nie szukam szczegółowej wiedzy o dramatycznych wydarzeniach na końcu dziejów świata. Nie przypisuję dosłownego sensu biblijnym obrazom i symbolom, zwłaszcza tym najbardziej katastroficznym. Nadzieja daje mi ufność, że Bóg, miłujący wszystkie stworzenia, spełni swoje zbawcze obietnice. To On sam jest największą nadzieją ludzi.
Kto osiągnął wiedzę, zna faktyczny stan rzeczy. Wiedza zamyka pewien etap ludzkiego poszukiwania. Jej celem jest osiągnięcie ostatecznych i jednoznacznych wyników poznania. Tymczasem nadzieja ma w sobie coś do końca nieokreślonego. Odznacza się niezwykłą i odważną otwartością. Nie zamyka ludzkiego poszukiwania, lecz otwiera na jeszcze większą przyszłość niż to, czego się spodziewamy i co pojmujemy. Źródłem tej otwartości jest zaufanie do Boga, do niezbadanych dróg Jego dobroci i mądrości. Kto jest przekonany, że ma prawdziwą nadzieję, ten potrafi ufać wbrew rozpowszechnionej wiedzy i stanowisku oficjalnych doktryn.
Już w tym życiu mamy często przeczucie, doświadczając licznych sprzeczności i bolesnych doświadczeń, że nie jest ono rzeczywistością ostateczną. Ufamy, że może zmienić się na lepsze. Pomimo uwikłania w złe doświadczenia i sytuacje, po ludzku mówiąc, bez wyjścia, pragniemy przemiany i lepszej przyszłości. Ta postawa uczy nas cierpliwej nadziei. Ufamy, że „Bóg jest większy od naszego serca i wie wszystko” (1 J 3,20). Dzięki temu możemy się spodziewać, że przenikając wszystko swoją miłością, potrafi On doprowadzić do ostatecznego uzdrowienia wszelkich zranień i powszechnego pojednania. Nie musimy wiedzieć z absolutną pewnością, jak to jest możliwe i jak się to ma w przyszłości dokonać. Pozostawmy to mądrości i najżyczliwszej kompetencji samego Stwórcy i Zbawiciela.
Człowieka nadziei niełatwo znaleźć pośród tych, którzy chlubią się nieomylną wiedzą i wyrozumowaną pewnością. Człowiek nadziei może sprawiać wrażenie, że jest nierozsądny lub głupi (stąd zapewne wywodzi się obiegowe powiedzenie, że nadzieja jest „matką głupich”). Zapomina się wówczas o zastanawiających słowach apostoła Pawła: „to przecież, co głupie u Boga, jest mądrzejsze niż u ludzi” (1 Kor 1,24). Dlatego właśnie człowiek nadziei żyje przekonaniem, że dzieje ludzkości i świata osiągną swoje dobre przeznaczenie. W tym przekonaniu utwierdzają go biblijne obrazy nadziei.
Pytajmy więc, jaka jest zasadnicza intencja i główny cel obrazów, gdyż tylko wtedy będzie można właściwie rozumieć ich znaczenie. Obraz wskazuje na rzeczywistość ponad naszymi pojęciami, otwiera i uwrażliwia na nią w sposób sobie właściwy. Nie należy koncentrować uwagi na tym, co w obrazach jest drugorzędne, oboczne i pomocnicze. Szczególnie ważne jest to w odniesieniu do spraw ostatecznych. Wiele obrazów biblijnych należy do apokaliptycznego gatunku literackiego w postaci prorockich wizji. Zapowiadają one to, co ma się wydarzyć wraz z nadchodzącym końcem czasów. Mówią o przyszłych próbach i udrękach czekających grzeszną ludzkość oraz o katastrofach kosmicznych. Są wśród nich także uspokajające i chwalebne wizje nowego nieba i nowej ziemi.
Eschatologiczne obrazy Pisma nie mają na celu przekazania ścisłej informacji o przyszłych wydarzeniach związanych z końcem świata. Ich intencją jest budzenie wiary i zaufania do osobowego Boga, zwłaszcza wówczas, kiedy Jego stworzenia zbliżają się do kresu swojej doczesnej egzystencji. To nie przyszłe wydarzenia jako takie są źródłem nadziei, lecz miłujący i dobry Bóg oraz ostateczna wspólnota z Nim i innymi ludźmi. Nie muszę zaprzątać sobie głowy myślami o tym, co i jak się wydarzy, w jakiej kolejności i scenerii. To wszystko schodzi na dalszy plan. Ufam Bogu, że dotrze do wszystkich ze swoją przekonującą i cierpliwą miłością; że przyjdziemy do Niego, a On wyjdzie nam na spotkanie w osobie Chrystusa-Zbawiciela. O tym mówi biblijny obraz powtórnego przyjścia Chrystusa w chwale.
Wspólnota miłości i pokoju z Bogiem i ludźmi będzie tą rzeczywistością, którą nazywamy niebem. Nadzieja nie wyklucza starań, aby nie rozminąć się ze swoim ostatecznym przeznaczeniem. Mając nadzieję, nie oczekuję jednak sądu Bożego jako wielkiego widowiska na oczach całego świata. Sąd dokonuje się w samej głębi ludzkiego jestestwa. Boże światło rozświetli najskrytsze zakamarki mojego serca. Jawne staną się winy i niedostatki całego życia, co napełni mnie skruchą, a zarazem wdzięcznością za ocalenie. To będzie, jak wierzę, bardzo osobiste, oczyszczające spotkanie z Bogiem jako Sędzią mojego życia. Równocześnie będzie to również spotkanie z ludźmi, których przebaczenia będę potrzebował i którym sam będę gotów wszystko przebaczyć. Ostateczne spełnienie życia nie jest możliwe bez wzajemnego przebaczenia i pojednania.
* * *
Dobrze się stało, że współczesna teologia akcentuje przede wszystkim osobowe aspekty prawdy o wydarzeniach ostatecznych, a nie gubi się w jałowych dociekaniach na tematy zgoła drugorzędne. Perspektywa personalistyczna ocala wiarygodność chrześcijańskiej nauki o losach świata. Dzięki temu podejściu już teraz uczymy się dostrzegać ważność naszych relacji z innymi ludźmi. To one decydują o jakości naszego życia. To z nich będziemy sądzeni: „to, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście”, „czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnie nie uczyniliście” (Mt 25,40.45). Wrażliwość na stosunek do innych ludzi pomaga zrozumieć doniosłość tego, co w ostatecznym rozrachunku decydować będzie o naszym losie.
Personalistyczne rozumienie obrazowego języka Biblii jako języka nadziei na ostateczną przyszłość świata uwalnia eschatologię od niebezpieczeństwa urzeczowienia najwspanialszego daru, jaki Stwórca zachował dla swojego stworzenia. Nie zarysowuje ona faktycznego scenariusza przyszłości na sposób jasnowidza. To, co dzieje się już teraz we wzajemnych relacjach między Bogiem i Jego stworzeniami, przybliża zrozumienie tego, co najważniejsze w naszym spotkaniu z Nim po śmierci. Nie szukajmy w obrazach biblijnych szczegółowych przepowiedni o wydarzeniach na końcu dziejów świata. Trzeba odnaleźć w nich wielkie źródło nadziei i ufności, że Bóg jest naszą wspólną, szczęśliwą i najlepszą przyszłością.
Zob. G. Greshake, Życie silniejsze niż śmierć. O nadziei chrześcijańskiej, przeł. J. Kubaszczyk, Poznań 2010, s. 16-17.
Zbiór jego pism nie bez powodu nosi tytuł „wspólnego dzieła” (Obščee delo). Zob. B. Zenkovsky, Histoire de la philosophie russe, t. 2, 5 éd., Paris 1955, s. 145-151. Przeciwko naturalizmowi Fiodorowa reagował S. Bułgakow (zob. tegoż, Nevesta Agnca. O bogočelovečestve, č. 3, Pariž 1945, reprint by Gregg International, Westmead 1971, s. 458, 464).
P. Evdokimov, Życie duchowe w mieście, przeł. M. Żurowska, Poznań 2011, s. 79.
Greckie słowo aitía znaczy: przyczyna, powód, odpowiedzialność.
Zob. G. Greshake, dz. cyt., s. 19-24; B. Sesboüé SJ, Zmartwychwstanie i życie. Krótki traktat o rzeczach ostatecznych, przeł. M. Żerańska, Poznań 2002, s. 17-20.
K. Jałochowski, Dlaczego czas i ruch jest złudzeniem? Pocztówki z Platonii. Rozmowa z Julianem Barbourem…, „Polityka” 2011, nr 38, s. 62-64.