Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Odcienie czerwieni - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 marca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Odcienie czerwieni - ebook

Magda jest biseksualną, uwodzicielską studentką, która interesuje się sztuką. Bardziej niż malarstwem zachwyca się jednak nastolatkami przypominającymi Lolitę i mężczyznami z diabłem za skórą.  Jej życie zdominowały dwa uzależnienia: od miłości i od bólu. Tłumaczy, że przechodzi od czerwieni namiętności do czerwieni krwi. Z jednej strony, odkrywa różne oblicza przyjemności. Z drugiej jest nadwrażliwa i często czuje się zraniona. Żeby odreagować cierpienie psychiczne, okalecza się. Jest to jej nawyk, ukształtowany w dzieciństwie przeżywanym z ojcem alkoholikiem i zimną, despotyczną matką.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7945-260-6
Rozmiar pliku: 560 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Polecamy

Beata Pawlikowska

Blondynka nad Gangesem

Wojciech Zawioła

Szukaj mnie

Krzysztof Gojdź, Magdalena Rigamonti

Zatrzymać czas.

Sekrety medycyny estetycznej

Anna Kryszkiewicz

Karin Stanek. Autostopem z malowaną lalą

Hanna Bakuła

Jak być ogierem do końca życia

Jarosław Kazberuk

MarZYCIEl

Marek Dutkiewicz

Jolka, Jolka, pamiętasz?

Beata Pawlikowska

Szczęśliwe Garnki

Kulinarna książka z przepisami na wiosnę

Kulinarna książka z przepisami na lato

Kulinarna książka z przepisami na jesień

Kulinarna książka z przepisami na zimę

Kulinarna książka z przepisami na święta

Kulinarne książka z przepisami na ciastka

Kulinarne przepisy na cztery pory roku. Wybrane najlepsze przepisy

Joseph Seeletso

Mali szefowie kuchni

Beata Pawlikowska

Między światami

Jan Kuroń

Sprytna kuchnia, czyli kulinarna ekonomia

Roma J. Fiszer

Kilka godzin do szczęścia

Beata Pawlikowska

Soki i koktajle świata

Agnieszka Dydycz

Z pamiętnika masażysty, czyli nic, co ludzkie, nie jest mi (już) obce

Ewa Zdunek

Z pamiętnika samotnej wróżki

Joanna Wieczorek

Wszystkie barwy słońca

Anna Kaszubska, Zargan Nasordinova

186 szwów

Beata Pawlikowska

Kot dla początkujących

Jacek Bonecki

Podróżnik fotograficzny

Michał Będźmirowski

Jak być fajnym tatą i nie zwariować

Anna Jurksztowicz

IQuchnia, czyli jak inteligentnie jeść i pić

Radosław Piwowarski

Sceny rozbieraneRozdział I

Nimfetka

Odwróciła się do szyby.

Na plecy opadały loki w kolorze miodu. Spod krótkich spodenek zalotnie wychylała się dolna część pośladków. Dziewczyna znalazła miejsce, przysiadła z wdziękiem. Cienki kabel, łączący słuchawki z iPodem, biegł pomiędzy zgrabnymi udami. Wierciła się, a on poruszał się w jej rytmie, jakby chciał tam wejść.

Moje uda kleiły się do siebie. Miałam ochotę przysłonić usta i udając, że ziewam, westchnąć z rozkoszy. Ale tylko wysiadłam z tramwaju.

Odkąd zamknęli bufet na uczelni, jadałam w McDonaldzie. W czasach mody na wegetariańską cnotliwość był jeszcze bardziej grzeszny. Jednak największą zaletę tego przybytku rozpusty stanowiły młode dziewczyny. Po lekcjach wyciągały z papierowych torebek frytkę za frytką. Oblizywały palce z tłuszczu. Oznaczały śladem taniej szminki wszystko, co wsuwały między wargi.

Błyskały oczętami, kręciły główkami, aż włosy fruwały im we wszystkie strony. Pewnie dlatego nazywa się je podfruwajkami. Ja wolę inne określenie: nimfetki.

Usadowiwszy się na wysokim stołku barowym, miałam na nie znakomity widok. Kiedy schrupały ostatnie kęsy, zaczęły pokazywać sobie nowe zdobycze: pantofelki, puderniczki, okulary. „Tego nie będę wyjmować, zajrzyj”, szeptały. Podawały zawiniątka z rąk do rąk, w tajemnym kręgu, i uśmiechały się pod zadartymi noskami. Zasłaniały się lusterkami. Usta, kolejny raz pociągnięte czerwienią, wyglądały jak namalowane emalią na gładkiej porcelanie. Nie porysowała ich jeszcze żadna zmarszczka, żaden ból.

Co z tego, że moja cera też jest jeszcze świeża? To tylko powłoka. W środku jestem zepsuta, roztrzaskana. Ale nie żal mi porcelany.

Gorzką myśl osłodziło pojawienie się piękności z tramwaju.

Kroczyła od drzwi do kasy na wysokich obcasach. Nagle odbiła w bok i skręciła do łazienki. Chwilę później podążył tam mężczyzna w garniturze. Wyszedł po kilkunastu minutach, z wesołkowatym uśmieszkiem, zapiął marynarkę i opuścił lokal. Nastolatka wciąż się nie pojawiała; przyszło mi do głowy, że to musiał być zabójczy seks. Z głośników sączył się ten rodzaj muzyki, który nikomu nie przeszkadza i nikogo nie pobudza. Pasowałby jako podkład do horroru klasy B. W roli głównej nimfetka w zakrwawionych pantofelkach. Uderza piąstkami w zamknięte drzwi toalety, ale nie przebija się przez radosną melodię.

Nie darowałabym sobie, gdybym nie sprawdziła, co dzieje się za prawdziwymi drzwiami. Wciąż nikt nie poruszał klamką. Podeszłam i nasłuchiwałam, ale odpowiedziały mi martwą ciszą. Otworzyłam je i z impetem wpadłam na dziewczynę. Akurat odchodziła od lustra, cała, zdrowa, czarująca. Co za ulga! Stanęłam na jej miejscu i udawałam, że poprawiam włosy.

Na dnie umywalki błysnął srebrny kolczyk. Schowałam go do kieszeni. Wybiegłam, pewna, że jeszcze dogonię właścicielkę, ale nie znalazłam jej przy wyjściu. Tkwiła w kolejce. Dołączyłam i zaciągnęłam się nią. Nie pachniała seksem, tylko perfumami, których musiała użyć niedawno. Z przyjemnością wsłuchiwałam się w dźwięk lodu wrzucanego do kubka. Zapłaciłam za colę i ruszyłam do stolika.

– Mogę?

Skinęła głową.

– To twoje? – Wyciągnęłam kolczyk.

– No! Dzięki. Nie skapnęłam się, że wyleciał.

– Znasz tego w garniturze?

– Którego?

– Tego, co wychodził z łazienki.

– Pracujesz w policji? – Uśmiechnęła się ironicznie, co zabolało. Uśmiech wkrótce zamienił się w śmiech, ale tak uroczy, że natychmiast wybaczyłam, że to ze mnie.

– Nigdzie nie pracuję – powiedziałam.

Sączyła napój przez słomkę, jakby czekając na ciąg dalszy.

– Studiuję historię sztuki. Właściwie to też praca... – urwałam, ciekawa reakcji.

Odstawiła colę. Oparła się łokciami o stół i nachyliła ku mnie. Rowek między piersiami nęcił, by sprawdzić, jakie są bujne i aksamitne w dotyku.

– Co takiego? Zwariowałaś?

Przez chwilę zastanawiałam się, czy czyta w moich myślach. Umknęło mi, o czym mówiłyśmy, ale na wszelki wypadek potwierdziłam.

– Co się po tym robi? Biega się z miotłą po muzeum?

Na szczęście chodziło jej wyłącznie o studia.

– Chcę pisać o sztuce.

– Taaa, jasne. A kto chce o tym czytać? Czeka cię bida z nędzą! – jęknęła. – Ej, a może chcesz dorobić ze mną?

– Gdzie? – Teraz ja udałam idiotkę.

– Dobra, dobra, już się nie wygłupiaj. Podzielę się nim z tobą. Fajna z ciebie dupa, spodobasz mu się.

– Taka jesteś wspaniałomyślna?

– Nie. On... Wiesz, on potrzebuje nowości. Teraz wymyślił kible. Mam dosyć ruchania się z nim w syfie i smrodzie. Przyprowadzę mu na chatę przyjaciółkę, to da mi spokój. Nic tak nie podjara faceta jak trójkąt.

– Ale my nie jesteśmy przyjaciółkami...

– To nimi zostaniemy. Chcesz zarobić czy nie?

– Daj mi się zastanowić.

Zamilkłam na dłuższą chwilę. Intuicja podpowiadała, żebym w to weszła. Spełnienie marzenia o seksie z nastolatką nigdy nie było tak blisko. Musiałam skorzystać z okazji. Jednak próbowałam wynegocjować lepsze warunki.

– Co ty na to, żeby nas tylko obserwował?

– Spoko, nie będę mu cię pakować do łóżka, jeśli nie chcesz. Tylko jak podzielimy się hajsem? – Wzięła gwałtowny oddech, aż jej biust zafalował. – Ja wszystko załatwiam, to więcej dla mnie, co nie? – Położyła dłoń na mojej, a ja dostałam gęsiej skórki. – No nie, ty też nie będziesz stratna. – Zabawnie przewróciła oczami. – Ile byś chciała?

– Obojętnie.

– Zgłupiałaś? Ej, a może masz na mnie ochotę? Lepiej, żebyś była lesbą. Z idiotkami się nie zadaję.

Znów chichotała, aż trzęsły się jej ramiona. Brzoskwiniową cerę ożywił rumieniec.

– Mniejsza o to. To jak będzie z naszym pokazem? Zaproponujesz mu?

– Jasne! Dryndnę do ciebie.

Wymieniłyśmy numery telefonów.

Miała na imię Majka. Kiedy dopiła napój, wstała, głośno cmoknęła mnie w policzek i wyszła. Jednak jej pocałunek został mi na policzku, a śmiech wciąż dźwięczał w uszach.

* * *

Nie wiem, czemu uroiłam sobie, że ona skontaktuje się ze mną następnego dnia.

Zatrzymałam się pośrodku ruchliwego skrzyżowania i wyciągnęłam z torby telefon, bo miałam wrażenie, że dzwoni. Nie dzwonił. Tylko samochody trąbiły przeraźliwie. W powietrzu wciąż unosił się zapach podobny do jej perfum. Na ulicy, w tramwaju, na uczelni, w sklepie, w akademiku, w łazience – gdziekolwiek byłam, czułam go i co chwila sięgałam po komórkę. Sprawdzałam, czy nie mam nieodebranych połączeń. Byłam pewna, że nie usłyszałam sygnału. Myliłam się. Wieczorem uznałam, że dziewczyna zatelefonuje po spotkaniu ze sponsorem. Nie odzywałam się pierwsza, żeby nie pomyślała, że się narzucam.

Ona wciąż milczała.

Poznałam ją w poniedziałek, a zbliżała się połowa tygodnia. Coraz bardziej nienawidziłam telefonu. Nieustannie wydawało mi się, że wydaje dźwięki, więc sprawdzałam. I co? Komórka ani nie śpiewała, ani nie warczała.

Od czwartku ogarniał mnie coraz większy niepokój. Rozdwoiłam się i prowadziłam dialog sama ze sobą.

– Pewnie tylko tak mówiła. „Zadzwonię do ciebie”. Nimfetki same nie wiedzą, czego chcą.

– Dotrzyma słowa, zobaczysz. Nie stracę jej!

– Już straciłaś. Nie masz wyjścia, musisz się z tym pogodzić. Po pierwsze, wyłącz telefon.

– Żartujesz?

Obojętne, czy byłam w jednej osobie, czy w dwóch – nic nie mogłam poradzić, żeby skończyć z paranoją. Mogła mi pomóc wyłącznie nowa znajoma.

W piątek prawie zasypiałam, gdy komórka, położona tuż przy poduszce, zawibrowała. Patrzyłam na przeklęty ekranik, albo raczej na błogosławiony, skoro wyświetlał pięć liter: M, A, J, K, A. Tańczyły przed moimi oczami, ale nie reagowałam. Dopiero gdy zadzwoniła po raz drugi, drżącymi palcami wcisnęłam zieloną słuchawkę.

Już zapomniałam, że nimfetka ma taki miły głos.

Okazało się, że sponsor napalił się na nasz plan i obiecał premię, byleby mnie przyprowadziła. Zaproponował pokaz za tydzień. Kułam żelazo póki gorące, więc zgodziłam się od razu. Ustaliłyśmy, że umówimy się trochę wcześniej, żeby się przygotować.

Kiedy się rozłączyła, trudno mi było uwierzyć w naszą umowę. Ja, nimfetka i sponsor? Istny Tercet Egzotyczny. Mężczyzna mało mnie obchodził; nie mogłam się doczekać, kiedy znów zobaczę śliczną Majkę. Ciekawe, co robi w ten weekend? Zadzwonić czy nie? Zdałam się na los i wzięłam monetę. Wypadł orzeł, więc zadzwoniłam.

Zapytałam, czy chce się jutro spotkać. Niepotrzebnie dodałam, że chodzi o spotkanie sam na sam. Stała się podejrzliwa, jakbym właśnie proponowała jej wspólną noc. Wyjaśniłam, że jeśli spędzimy ze sobą trochę czasu, będę czuła się pewniej podczas pokazu, ale chyba jej nie przekonałam. Rzutem na taśmę zaproponowałam, żebyśmy wybrały się po seksowną bieliznę. I tu ją miałam.

Umówiłyśmy się w Manufakturze. Nie w sobotę, tylko w niedzielne popołudnie.

Byłam niesłychanie przejęta. Przed snem wyobrażałam sobie namiętne sceny z nami obiema w rolach głównych – co jest cudowniejszego od dwóch kochających się kobiet? – jednak postanowiłam, że w niedzielę będę uważać, aby zbyt wcześnie nie zdradzić się przed Majką. Nawet tak wyzwolone nimfetki jak ona bywają płochliwe. Mimo to sądzę, że w każdej kobiecie kryje się lesbijka, trzeba tylko stworzyć sprzyjające warunki, by ujawnić to, co ukryte. Nastolatka nawet nie będzie wiedzieć, kiedy wpadnie w pułapkę. Pułapkę nowych rozkoszy, więc nie stanie się nic złego.

W niedzielę nie potrafiłam się skupić na niczym. Później trochę odpuściłam i tylko spoglądałam na tarczę zegarka, popędzając wskazówki. Przesuwały się w swoim tempie, zdecydowanie zbyt wolno. Do tego obawiałam się, że ona nie przyjdzie.

Przyszła! Czekała na mnie przed wejściem.

Zamówiłam dwie kawy i zajęłyśmy miejsca w pluszowych fotelach przy oknach wychodzących na rynek.

Łagodne promienie padały na długie włosy dziewczyny, rozjaśniając je. Przesunęła po nich dłonią. Jeden z kosmyków zatrzymał się pomiędzy palcami, jakby sprawdzał ich czułość. Słoneczne zajączki przeskakiwały z dołeczków w policzkach na ramiona, z nagiego dekoltu na piersi, osłonięte obcisłym materiałem. Chyba wpadłam w obsesję na ich punkcie. Czy moje spojrzenie nie jest zbyt natrętne? Powinnam się pilnować, cholera!

Majka chyba liczyła, że odezwę się pierwsza. Nie miałam wyjścia. Za to miałam okazję, by pozbyć się kilku wątpliwości.

– Słuchaj, jak właściwie będzie na tym pokazie? On nie ruszy się z miejsca? Nie tknie mnie, prawda? Później wyjdę, a ty zostaniesz?

Przytaknęła. Potwierdziła też, że nie będzie nas nagrywał. Nie uspokoiła mnie.

– A jak zrobi to po kryjomu? – dopytywałam.

– Taaa i wrzuci na YouTube! Codziennie będzie lukał, ile nabiłyśmy odsłon. Oj, Magda, nie panikuj. Znam go, nic nie odpierdoli.

Pokiwałam głową.

– A, koniecznie miej pończochy. Wtedy oszaleje.

I tak chciałam je włożyć. Majka przystała na pomysł, żebyśmy kupiły taką samą bieliznę. Miałam nie patrzeć na ceny, bo otrzymała na nasze wydatki sporą sumę.

Podniosłyśmy się i ruszyłyśmy w stronę sklepów.

Za wypolerowanymi witrynami krzątały się sprzedawczynie, starannie rozwieszając i układając ubrania, na koniec wygładzając je delikatnie. Przemykały między półkami w balerinach, lekkimi ruchami podsuwały klientkom sukienki drukowane w kwiaty lotosu i spinki w kształcie orchidei. Znałam tę pracę w raju ze szmat i z plastiku, którym władały manekiny ozdobione klejnotami z imitacji złota. Całe towarzystwo oświetlały lampy. Sztuczne palmowe liście nie dawały chłodnego cienia. Niezdecydowane Ewy przechadzały się pod nimi w tę i z powrotem. Adamowie wzdychali żałośnie i przestępowali z nogi na nogę. Minęłyśmy wiele takich par, zanim trafiłyśmy do sklepu z bielizną, który polecała Majka.

Z całej kolekcji najbardziej spodobały mi się biustonosze z satyny pokrytej gustownymi koronkami. Miseczki łączyło gorsetowe sznurowanie. Nimfetka podała mi stringi w podobnym stylu. Cienki paseczek wcinający się między jej jędrne pośladki? O tak, znakomity wybór. Skierowałam się do przymierzalni, ale Majka nie miała ochoty na przymiarki.

Cios. Nie mogłyśmy się pożegnać w tej chwili; ta klęska by mnie załamała. Podsunęłam zatem myśl o opiciu współpracy. Moja współlokatorka miała wrócić dopiero jutro. Majka dała się skusić. Kupiłyśmy czerwone wino i pojechałyśmy do akademika.

Ona rozgościła się na moim łóżku, a ja zaczęłam szukać korkociągu, przetrzepując kuchenne szafki i schowki. Pociągnęłam za dolną szufladę. Wypadła i narobiła rumoru. Nie dałam rady wepchnąć jej z powrotem. Do tego nie znalazłam otwieracza. Chciałam wcisnąć korek do środka, ale nimfetka zaprotestowała, że wino będzie niedobre i ona się takiego nie napije. Same problemy.

Od czego jednak sąsiedzi? Poprosiłam Majkę, żeby zaczekała, i zeszłam do chłopaków.

– Macie korkociąg?

– Magda, weź się opanuj! Nie pij do lustra, my zawsze jesteśmy chętni.

Ich wyświechtane dowcipy rzadko kiedy bywały śmieszne. Jednak nie pamiętałam, żeby kiedykolwiek denerwowały mnie aż tak bardzo.

– Nie jestem sama. Jest u mnie... chrzestna. – Wymyśliłam na poczekaniu.

Niech już przestaną być tacy upierdliwi i czym prędzej dadzą mi otwieracz!

– I pijecie wino?

– Tak. Jest wyluzowana.

– A ładna?

– Po co pytasz? Zaraz ocenimy!

Mimo że moja cierpliwość była na wyczerpaniu, opanowałam nerwy.

– Ładna, nawet bardzo ładna. Prowadzi z mężem sklep z bronią. Wiatrówki, noże, paralizatory. Jeśli chcecie ją poznać, zapraszam.

– Nie, nie, tylko żartowałem. Pewnie macie swoje sprawy...

Wreszcie zamilkli, a mnie udało się zdobyć korkociąg.

Tak się rozpędziłam, że niemal wywinęłam orła na śliskiej podłodze korytarza. Za to Majka emanowała spokojem. Siedziała po turecku na tapczanie i przeglądała kolorowe czasopismo porzucone przez moją współlokatorkę. Wielki nagłówek na okładce głosił: „Wiosna na przecenie”.

Zyskałam nadzieję na bezcenny wieczór, gdy wyrwała mi z ręki butelkę.

– Za tych, co na morzu, w powietrzu i pod ziemią! – Przycisnęła usta do gwinta. – Teraz za mnie. – Wzięła kolejny łyk. – Za ciebie później.

Bardzo mnie tym rozbawiła. Zapytałam, czemu taka świetna dziewczyna wciągnęła się w sponsoring. I dowiedziałam się, że zdecydował przypadek.

– Szwendałam się wieczorem po mieście z taką moją paczką. Zimno się robiło, no to poszliśmy na browar. On wyhaczył mnie przy barze i zaczął gadkę: „Ooo, ciebie nie da się przegapić”. No a ja mu na to: „Czy świecę w ciemności?”. Śmialiśmy się jak porąbani. Wziął mój numer. Dryndnął, zaprosił na randkę. Moi kumple byli przy nim beznadziejni. A te ich macanki! – prychnęła. – Po prostu żal. Z niego to był dżentelmen! No i miał hajsu jak lodu. Zawsze najdroższe restauracje, kluby, hotele. Rozdziewiczył mnie w pięciogwiazdkowym, wiesz?

Gdyby opowiadała to inna osoba, skomentowałabym, że w czterogwiazdkowym na pewno posuwałby ją inaczej. Jednak Majkę już wtedy traktowałam jak młodszą siostrę. Słuchałam jej z uwagą i pobłażaniem połączonymi z zachwytem. Miałam ochotę chłonąć jej widok, głos i śmiech, tak podobny do dźwięku srebrnych dzwoneczków. Nie przerywałam więc.

– Nie był skąpiradłem. Miałam na wszystko, co chciałam. Łachy, biżu, pachnidła. Na wagarach łaziłam na zakupy albo siedziałam w jego biurze. Bujałam się z nim po delegacjach. A on chodził na wywiadówki. Ściemniał, że jest moim ojcem, i wszystko usprawiedliwiał.

Dalsza część monologu była chaotyczna i wypowiadana bardzo nerwowo. Niełatwo mi ją powtórzyć i uporządkować, ale spróbuję. Po pół roku sponsor powiedział, że nie mogą się dalej spotykać, bo brakuje mu czasu. Kobieca intuicja podpowiadała, że facet znalazł nową kochankę. I nie zawiodła Majki. Kiedy z samego rana młoda przyszła do firmy, przyłapała go na obściskiwaniu się z inną. Z tym że ta inna była mniej więcej w jego wieku, czyli o ponad dwadzieścia lat starsza od poprzedniczki. Sekretarka zainteresowała się nawet, czy to nie jej mamusia.

Majka nie odpowiedziała, tylko trzasnęła drzwiami. Przez tydzień próbowała się skontaktować z kochankiem. W końcu napisał esemesa, że jego narzeczona przyleciała ze Stanów. Istna telenowela! Tym bardziej że poruszona małolata była wściekła.

– Że samolot się nie rozbił! Nienawidzę jej! Co za sucz! Skończy w piekle za moje krzywdy! Gdyby nie ona, bylibyśmy razem! Moje życie inaczej by wyglądało!

Miałam ochotę utulić jej gniew. Powstrzymałam się, ponieważ budziła we mnie zbyt duże pożądanie. Gdybym wykonała choć jeden nieprzemyślany ruch, wymknęłaby mi się z rąk. Wierzyłam, że przyjdzie dziś jeszcze odpowiedni moment na bliskość. A w tej chwili podobała mi się nawet taka zezłoszczona. Jednak rozumiałam ją doskonale, bo przeżyłam porównywalne doświadczenie. Różnica polegała na tym, że mężczyzna nie był moim sponsorem i że go kochałam. Przyznałam się do tego Majce.

– No co ty, ja też go kochałam! Ja go naprawdę kochałam! – Uniosła się.

Nie pamiętam, od kogo usłyszałam, że wino z każdym łykiem szepce prawdę do ust. Ona wypiła więcej niż ja. Choć czasami nieprawda wydaje się prawdą.

– A jaki był twój pierwszy raz? – zaciekawiła się znienacka.

– Wiesz, nic specjalnego. Zrobiłam to z kolegą z klasy w opuszczonym domu przy torach. Wcześniej dużo wypiliśmy, na odwagę. Nie patrzyłam w jego oczy, tylko na puste butelki na parapecie. Krew leciała ze mnie ciurkiem. Nie miałam jak jej zatamować. Szybko się zmyliśmy. Potem miałam jeszcze paru nieudaczników. Ale seksu uczył mnie o wiele starszy partner. Tak jak ciebie.

– Przydali się nam, co nie? – Puściła do mnie oko.

– Pytał, na co mam ochotę. Byłam tak głupia, że mnie to dziwiło. Ale później brałam, co mi się należy, i domagałam się tego.

– Długo byliście razem?

– Nie, nie. Odszedł, a ja szalałam na imprezach. Wychodziłam z klubów z dopiero co poznanymi typkami.

– Ej no... Za takie rzeczy bierze się hajs. Nie puszczaj się za darmo – odparowała Majka.

Pociągnęłam spory łyk.

– Pieprzyć się można z każdym. Po tym wszystkim wiem, że kochałam się tylko z jednym.

– No co ty? Dawaj, nawijaj o nim, bo nie uwierzę!

Nie miałam pojęcia, skąd to zdziwienie. Za kogo ona mnie miała? Pożałowałam, że się przed nią otworzyłam. Wyplątałam się, że to zbyt długa historia.

Wino się skończyło, więc poszłyśmy po drugie. Na wszelki wypadek wzięłyśmy i trzecie.

– Wierzysz jeszcze w miłość? – zagadnęłam po drodze ze sklepu.

– Jedną, jedyną i prawdziwą? Nie. A ty?

– Sama nie wiem. Ale jak wrócimy, włączę ci ładną piosenkę, chcesz? O dziewczynie, która zakochała się nieszczęśliwie. „Bóg jej wybaczył czyny sercowe i lody podał jej malinowe”^() – zanuciłam.

Nimfetka przystanęła. Ja też. Wtuliła się we mnie, mocno i ufnie. W mig zapomniałam o słowach, które zabolały. Kiedy odsunęłyśmy się, odgarnęłam jej włosy i założyłam za uszy. Powiodła wzrokiem za dłonią, którą pogładziłam ją po policzku. Uniosła głowę, patrząc na mnie przenikliwie i błękitnie.

– Wyglądasz jak anioł – powiedziałam.

Wiem, że grafomani ogłosili na ten komplement promocję. I co z tego? Mój anioł był inny, jedyny w swoim rodzaju. Nie pamiętam już, czy to ja chwyciłam Maję za rękę, czy ona mnie. Kształty naszych dłoni bardzo łatwo dopasowały się do siebie. Tramwaje i autobusy kołysały się na wszystkie strony, otumanione moim – naszym – nagłym szczęściem. Podobnie jak samochody rozdzierały czerń nocy żółtymi i pomarańczowymi reflektorami. Po sylwetkach ludzi, którzy nimi jechali, przesuwały się odbicia mijanych budynków i kolorowych neonów. Nie było ciemności, nie było śmierci; miasto migotało od dachów aż po bruk. A razem z nim oczy, w których lśniło. Odkąd poznałam Majkę, wszędzie dostrzegałam blask.

W mieszkaniu przypomniała mi o piosence. Z głośników rozległy się Oczy tej małej.

Wyciągnęłam się na łóżku, a ta mała, która była ze mną, położyła się obok. Oparła twarz na ramieniu i przymknęła powieki. Mruczała melodię. Nagle stała się romantyczna i bezbronna. Nawet nie musiałam pytać, czy chce przenocować. Dla nas obu było oczywiste, że zostanie.

Uchyliłam drzwi od połowy szafy; jak zwykle wypadł stamtąd stos rzeczy. Spod niego wydobyłam moją najładniejszą halkę, ręcznik i wręczyłam nimfetce. Kiedy wróciła z łazienki, akurat próbowałam domknąć szafę. Kopniak załatwił sprawę. Majka obiecała, że nie uśnie, zanim nie będzie mnie z powrotem. Zwinęła się w kłębek.

Szłam pod prysznic po mokrych śladach stóp. Umyłam się tak szybko jak nigdy, a z półki pod lustrem zabrałam balsam Chloé. Należał do współlokatorki. Szczerze mówiąc, podkradałam go. Na biedną nie trafiło, miała kosmetyków bez liku. Wybrałam akurat ten, bo zachwycał mnie jego intensywny konwaliowy zapach. Ułożyłam się na boku, przodem do Majki.

– Mam superbalsam. Chcesz wypróbować?

Chciała. Wycisnęłam sporą porcję i rozprowadziłam po rękach dziewczyny. Zsunęłam ramiączka halki, by wygodniej smarowało się ramiona i dekolt.

– Przekręć się na brzuch – wyszeptałam.

Zwinęłam górę koszulki, tak że opadła fałdami na biodra. Spod opuszków palców na łopatki popłynął chłód kremu, a potem już samo ciepło. Odpięłam biustonosz, żeby nie przeszkadzał w głaskaniu kręgosłupa. Zdejmowałam napięcie i nakładałam odprężenie. Plecy wygięły się w łuk, gdy Maja wyciągnęła spod siebie stanik i upuściła na podłogę. Odwróciła się do mnie i posłała uwodzicielskie spojrzenie. Nie wypowiedziała ani słowa. Ja też nie.

Obfite, miękkie krągłości wypełniły moje dłonie; przelewały się między palcami. Wykonywałam powolne koliste ruchy, by przedłużyć chwilę, na którą tak czekałam. Majka mrużyła oczy i unosiła kąciki ust. Wyobrażałam sobie, że rozcieram na niej płatki konwalii, a ona zamienia się w jeden z kwiatów. Też tak chciałam. Zrzuciłam koszulkę i przejechałam biustem po biuście. Podniecał mnie aromat, który nas otulał i unosił się w powietrzu.

Wyciągnęła ramiona i przygarnęła mnie najbliżej, jak się dało. Wcisnęła mi palce w plecy. Lekko kąsała moje wargi, aż wbiła zęby w dolną i przytrzymała. Kiedy puściła, wsunęła mi w usta język. Splótł się z moim. Zaiskrzyło. Przeciągnęłam dłoń po jej pośladkach i między udami. Poczułam koronkę, a pod nią miękkość i wilgoć. Kiedy dotykałam tam Majkę, ona rozchylała i zbliżała nogi, szukając odpowiedniego natężenia przyjemności.

– Magda, dalej, o taaaak! – Przylgnęła do mnie i kurczowo zacisnęła dłonie na moim karku.

Niczym się nie odwdzięczyła. Zasnęła.

A ja, zamiast w sen, zapadłam w emocje. Pochłonęły mnie całą. Ekscytowałam się naturalnością i spontanicznością Majki. Sama dawno utraciłam te cechy. Teraz dostałam szansę, by dzięki niej je odzyskać. Nie mniej pasjonujący był gorący temperament. Jak na licealistkę, wydawał się nadzwyczajny. Czy nasz kontakt będzie tylko erotyczny? Łatwo jest wedrzeć się drugiej osobie pod skórę, ale nie tak łatwo jest wedrzeć się do serca. Potrzebne mi serce nimfetki?

Przysunęłam ucho do lewej piersi Majki; oplotła mnie ramionami. Jednak pomiędzy uderzeniami serce niczego mi nie wyjawiło. W końcu zasnęłam w błogim uścisku. Rano nie chciałam się z niego wyplątywać. Narzuciłam krótki szlafrok i zmusiłam się, by przygotować śniadanie. Zaniosłam nimfetce do łóżka tacę z tostami. Akurat się przeciągała, leniwie i ponętnie, niczym kocica. Kiedy jadła, zapytałam, z iloma dziewczynami była.

– Z jedną – powiedziała z pełnymi ustami i przełknęła kęs. – Z kumpelą robiłyśmy pokazy do kamerki. Ale ona mnie nie kręciła. Chodziło o sam hajs. – Otarła okruszki z buzi.

– A... noc ze mną ci się podobała?

– No jasne. – Odstawiła pusty talerz na podłogę. – Wiedziałam, o co ci biega. Próbowałaś mnie schlać, później numer z masażem. No, szacun za pomysły.

Nie zmartwiłam się, że mnie rozszyfrowała. Raczej ucieszyłam się, że jest bystra. Zrobiło mi się trochę wstyd, że jej nie doceniłam. Zamilkłam. Ocknęłam się, gdy kilkoma ruchami stargała mi włosy.

– Wariatka! Przestaaań! – Odwzajemniłam się tym samym gestem i złapałam tarczę obronną, czyli poduszkę.

Wzięła drugą i zaczęłyśmy się okładać.

Majka była silniejsza. Poza tym dekoncentrował mnie biust drżący pod cienką halką, wysoko odsłonięte uda i trójkącik bielizny. Przeciwniczka szybko wyrwała mi broń. Przycisnęła mnie nią i sobą do łóżka.

– Poddajesz się? – Rozwiązała pasek mojego szlafroka i złożyła wargi do pocałunku.

Jej usta smakowały lepiej niż wszystkie śniadania w moim życiu. Nasze ciała splotły się ze sobą równie łatwo jak dłonie.

– Obiecałam mu, że pokaz będzie trwał godzinę. Okej?

– Okej.

Tyle byłam w stanie powiedzieć, gdy ze mnie zeszła.

Skierowała się do lustra w przedpokoju. Stanęłam za nią i przyglądałam się, jak rozdziela loki przedziałkiem. Zrobiła go idealnie pośrodku głowy. Nasze spojrzenia spotkały się w zwierciadle. Podała mi grzebień. Kiedy ją czesałam, zazdrościłam mu, że całym sobą odczuwa kolor i woń puszystych kosmyków. I znów wydawało mi się, że Majka jest moją siostrą.

Nie miałam siostry.

Wychodząc, minęła się w drzwiach z moją współlokatorką. Kiedy tylko ta księżna Kate dowiedziała się, że balsam przepadł, zainteresowała się, jak potłukłam butelkę.

– Normalnie. Potrąciłam ręką i spadła z półki.

– Taaak? Była plastikowa... – Naburmuszyła się.

Schowałam się za notatkami do kolokwium. Trochę się uczyłam, a trochę podpatrywałam zza kartek, z jakim zapałem Kate wyjmuje z toreb nowe ubrania. Odemknęła całą szafę, nie tylko swoją połowę, i wywołała lawinę, która na nią runęła. A pretensje skierowała do mnie. Opanowałam się, licząc w myślach do dziesięciu, i upchnęłam mój bałagan zgodnie z życzeniem księżnej pani. Wtedy rozpogodziła się i na dobre zajęło ją układanie zakupów. Nie wiem, czemu mieszkała w akademiku, skoro pozwalała sobie na rzeczy z górnej półki. Nosiła je z niewymuszoną elegancją. Szyk emanował z niej nawet wtedy, gdy przewracała się w łóżku na drugi bok. Dwadzieścia cztery godziny nieprzerwanej gracji. Kto by to wytrzymał? Tylko ona. Dlatego właśnie nazywałam ją „księżną Kate”.

Studiowała dziennikarstwo i prowadziła blog modowy. Raz w tygodniu fotografowała, z jakim powątpiewaniem patrzy na swoje odbicie w lustrze windy.

Zmieniały się stylizacje, a winda i mina Kate – nie. Sama Kate miała całe grono wielbicielek. Ich wizytę u nas rozpoczynała premiera zdjęć z bloga. Znajome na przykład podziwiały, jak sprytnie ona rozpięła płaszcz, by odsłaniał zestaw à la Chanel.

– Ja nie mogę, jaka poza! A ten komplet jest cudny! Boziu, idealny!

– Ślicznota z ciebie! – piszczały i klaskały w rączki.

Zachowywały się podobnie jak podfruwajki, z tym że nie było w nich uroku, tylko czysta pretensjonalność. Kate okazywała emocje subtelniej. Z wyczuciem dbała, by przyjaciółki wciąż zabiegały o jej względy i prosiły o pożyczanie ubrań. Potem stroiły się, próbując ją naśladować. Próżny trud. Niektóre z nas rodzą się księżnymi, a inne gęsiareczkami. Nawet gdy te drugie ozdobią głowy tiarami, i tak wyjdą z nich gęsiareczki. Lepiej przykryłyby włosy chustkami, żeby nie przybrudziły się, gdy wrócą pasać drób.

Księżna miała złote serce, bo dla zmniejszenia nierówności organizowała od czasu do czasu Akademię Paznokcia dla gęsiareczek. Osiągnęła mistrzostwo we francuskim manikiurze. Zresztą wzdychała do wszystkiego, co francuskie. Opowiadała o tygodniowym pobycie w Paryżu tak długo i zawile, jakby spędziła w podróży co najmniej rok. Zwiedziła raptem katedrę Notre Dame, kilka sal Luwru, Łuk Triumfalny, wieżę Eiffla. A, i jeszcze pojechała do Wersalu. Większość czasu zajęły jej wyprawy na zakupy. Relacje z nich urozmaicała gruchaniem francuskich słówek i soundtrackiem z Amelii. Nie wiem, czy lubiła również seks francuski, bo nie miałam chęci na seks z nią. Od pasa w górę przypominała arystokratki z renesansowych portretów – pociągła twarz z wysokim czołem, znużonym spojrzeniem, ustami wykrojonymi w kształt serca. Biust średniego rozmiaru, lecz powabnie uwypuklony. Mocne wcięcie w talii, jak gdyby zasznurowała gorset. Efekt psuł jednak zbyt przysadzisty tyłek i krótkie krzywe nogi. Wieczorami przebierała nimi na kursie tańca.

Nie wiem, która z nas mocniej się wtedy cieszyła. Ja świętowałam przede wszystkim koniec okupacji łazienki. Brałam bardzo długi prysznic. Po wyjściu z kabiny zawijałam się w ręcznik i dalej relaksowałam. Odprężało mnie przesuwanie żyletką po udach; dzięki niej odzyskiwałam spokój. Nareszcie nie rozpamiętywałam tego, co było, nie stresowałam się tym, co jest, i nie martwiłam się, co będzie. Pierwszy ruch był mocny, kolejne słabsze, a ostatni najsilniejszy, żeby zapamiętać wrażenie.

Na końcach sznytów gromadziły się krople. Kiedy spływały w dół, przez moment przypominały nuty. Baczność! Tak leci hymn mojego burdelu! Po hymnie! Spocznij! Troskliwie przemywałam rany, osuszałam je i przyklejałam opatrunki. Nasiąkały krwią, a ja napawałam się wrażeniem wyzwolenia. Przez moment czułam się jak na haju, poza i ponad wszystkim. Totalne uniesienie. Skaleczenia stawały się dotkliwe później. Chyba najbardziej wtedy, gdy się goiły. A skrzydła opadały mi dopiero, kiedy ponownie ogarniał mnie lęk, nienawiść do siebie, a szpecące sznyty, dotąd osłonięte opatrunkiem, budziły obrzydzenie. Jednak nie chciałam przestać tego robić.

Cięłam się od dwunastego roku życia.

Tymczasem Kate wracała, pełniła wartę przed drzwiami i marudziła:

– Długo jeszcze?

Namawiałam ją, by częściej wychodziła z domu i na przykład podszkoliła francuski.

Mieszkałyśmy ze sobą kolejny rok wyłącznie dlatego, że lepsze jest zło znane niż nieznane.

Szkoda, że dzisiaj nie miała żadnych zajęć. Z kuchni dobiegał piskliwy głos. Pewnie chodzi o szufladę. O nie! Wcisnęłam głowę pod poduszkę. Wciąż pachniała moją nimfetką, moją konwalią. Moją! Cała pościel przesiąkła zapachem chwil, w których wtulałam się w Majkę. Pragnęłam, by ten zapach był gęsty i łatwo się nie rozproszył. Telefon, leżący tam, gdzie tak niedawno leżała ona, zabrzęczał. Esemes. Od niej!

„Lubię Twoje sexy usta”.

Przez pół nocy myślałam nad tym, co odpisać. Każde słowo wydawało mi się nieodpowiednie. W końcu wysłałam tylko :-*.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: