Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Odcięta ręka - ebook

Data wydania:
4 lipca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Odcięta ręka - ebook

Druga część czterotomowego cyklu autobiograficznego. Tytuł nawiązuje do tragicznej okoliczności, gdy w czasie pierwszej wojny światowej, walcząc jako ochotnik w Legii Cudzoziemskiej, Cendrars został ciężko ranny i stracił rękę.

Miało to dla jego osobowości twórczej olbrzymie znaczenie; ukazuje to moment, kiedy patrząc w niebo widzi gwiazdozbiór swej utraconej dłoni. Książka powstała między 1944 a 1946 rokiem. Trzeba było trzydziestu lat, by pisarz znalazł sposób na opisanie bezlitosnej i anonimowej maszynerii konfliktu światowego; uczynił to w formie opowieści o żołnierzach z jego oddziału, o każdym z osobna, bardzo szczegółowo i z męską czułością. To wielka proza pacyfistyczna: opis bezsensownego cierpienia, okrutnych, poniżających śmierci, bezgranicznej głupoty tych, którzy kierują wojną zza biurek.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7392-483-3
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

2

Do drabów z dawnej Legii zaliczał się między innymi facet szczególnie wredny, którego przydzielono oczywiście do mojego oddziału. Mruk wyniosły i kłótliwy. Nazywał się Griffith, Arthur Griffith, i był Anglikiem, ale z gatunku Anglików histerycznych – kłębek nerwów – migrenowatych, melancholijnych, tłumiących w sobie wszystko z wyjątkiem przypływów lodowatego humoru, tyleż nagłych, co wściekłych. W wieczór swojego przybycia Griffith chwiał się na nogach. Był chory. Stary legionista złamał się, wyczerpany do cna. A że właśnie tkwiliśmy w okopach Żabiarni (La Grenouillère), siedząc w wodzie po brzuchy, zaniepokoiłem się o faceta i zaprosiłem w gościnę do swojej ziemianki wykopanej w zboczu pagórka, gdzie płonął suty ogień.

– Nie wtrącaj się, kapralu – mazgnął i poszedł zaszyć się w dziurze indywidualnej, porzuconej od dawna, z niedobrą bowiem wystawą i pełną błota, skąd usłyszałem najpierw, jak rzuca tornister, prowiant i karabin, a potem jak, przeklinając, sypie licznymi Goddam! i Blade!

Żabiarnia była paskudnym zakątkiem. W dzień częstowano nas drobnymi pociskami okrętowymi, nocą groziła nam wciąż napaść patroli nieprzyjacielskich, które usiłowały nas zaskoczyć, podkradając się na łodziach. Bo ten mały posterunek, leżący gdzieś u diabła na zapiecku, był możliwie jak najdalej wysunięty wśród bagien i stanowił jedyny sektor okopów na prawym brzegu kanału Sommy, z wylotem na wprost głównych niemieckich okopów lewobrzeżnych, toteż celny ogień naszych czatowników przeszkadzał wrogowi w dostawach prowiantu i zmianach oddziałów. A ponadto, że nasz pluton ochotniczy dysponował tylko jedną mitraliezą, kazałem zainstalować, bez wiedzy oficerów, dobrze zamaskowaną w rowie strzeleckim i wśród sitowia, baterię złożoną z dubeltówki i siedemnastu lebelów osadzonych w ramie, tak że jeden człowiek mógł wypalić z wszystkich równocześnie albo prażyć z przerwami, operując dźwignią lub żelaznym prętem, o najbardziej nieprzewidzianych godzinach dnia czy nocy. Całość była nakierowana na wiszącą kładkę, której koniec, wrzepiony w prawy brzeg kanału, obserwowaliśmy przez lunetę, daleko poza liniami, od strony Péronne. Ale strzelaliśmy na chybił trafił i dlatego nie wiem, czy nasza zamaskowana bateria wyrządzała Niemcom wiele szkód, niemniej kule, które dyżurujący w rowie żołnierz wysyłał tuż nad powierzchnią wody, a robił to, kiedy chciał, często trawiony chandrą, a jeszcze częściej po prostu dla zabicia czasu, podnosiły straszliwy hałas i budziły noc echami wśród brzegów tak ostrymi, że czatownicy z innych odcinków, nieuświadomieni o naszej zasadzce, głowili się, co to może być za tajemnicza, nieznana broń, która odzywa się ni stąd, ni zowąd w sektorze, i dostawali gęsiej skórki, ale też owe szatańskie detonacje, nadlatujące od nas, dodawały im otuchy.

Tej nocy dyżur w rowie strzeleckim objął z kolei Griffith, ja zaś, niepokojąc się mocno o nowo przybyłego – chorował przecież, a ponadto był cherlakiem (ogryzek nie mężczyzna) – jak sobie poradzi na posterunku tak paskudnym, wstąpiłem tam, żeby zobaczyć, co porabia nasz Anglik. Drań, rozebrany do naga, to pakował bagnet w błocko, to znów go wyciągał, i zawołał na mój widok:

– Goddam, kapralu! Klawo tu, no nie? Założę się, że na dnie pełno węgorzy!

Rossi, herkules jarmarczny, włochaty jak niedźwiedź, kolos, który nigdy nie mógł znaleźć okopów dość na jego wzrost głębokich, toteż ładował się w pierwszą napotkaną dziurę i nie chciał z niej wyłazić, dopóki pozostawaliśmy na pierwszej linii; Meyrowitz, poeta żydowski z ulicy des Rosiers, który utrzymywał, że cierpi na kurzą ślepotę, i wycyganił od pułkowego konowała świadectwo zwalniające go od wszelkiej służby nocnej; Coquoz, windziarz z hotelu Meurice, delikacik, ale też nasz kozioł ofiarny, ilekroć bowiem nadciągało niebezpieczeństwo, robił dosłownie w portki; Goy, majster u Gaveau, najpiękniejszy mężczyzna w kompanii, wesoły, obrotny, przedsiębiorczy, nucił wciąż i pogwizdywał po całych dniach, jak gdyby nie przejmował się niczym, ale był lunatykiem, w noce pełni księżyca wybiegał na no man’s land, tańczył przed drutami kolczastymi, ciskając granaty ręczne w każdą kałużę, gdzie tylko odbijał się nasz satelita, i kropiąc z karabinu do gwiazd; i wielu jeszcze innych nieboraków, u których obserwowałem przeróżne dziwactwa, ewakuowanych, zwolnionych ze służby, poległych lub zaginionych bez wieści, ludzi z mojej ekipy, dzięki którym zgromadziłem znakomitą kolekcję fenomenów, tak – ale podobnego ptaszka jak ten numer, co przytryndał się do mnie z Afryki, takiego postrzeleńca, którego mógłbym porównać z tym opętanym Griffithem, nie, jeszcze nigdy, o nie!

W cywilu, nim ugrzązł w Legii, Griffith był kanalarzem, drobnym poczciwym funkcjonariuszem londyńskiego magistratu, punktualnym i sumiennym, jak mi to później uparcie dawał do zrozumienia. Ale tego dnia, kiedy opowiedział mi swoją przygodę w Banku Angielskim, której był bohaterem, pojąłem, że miał powód, aby dostać bzika.

Każdy inny też by dostał – przynajmniej.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: