Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Odkryj, że biegun nosisz w sobie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 października 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Odkryj, że biegun nosisz w sobie - ebook

Odkrywanie biegunów geograficznych, przejście pustyni, przepłynięcie oceanu to fascynująca i niebezpieczna droga, której przebycie pozwoliło mi odkryć metodę Biegun – sztuka odkrywania siebie i osiągania celów. Nie obawiaj się, nie jest to wykład akademicki, nie chcę Cię do niczego namawiać ani pouczać. Chciałbym jedynie podzielić się swoim doświadczeniem i zaprosić Cię do pracy nad sobą, która jest nie mniej fascynująca niż wyprawa na najdalsze krańce Ziemi. Wierzę, że opisana w książce metoda i ćwiczenia psycholog Joanny Heidtman będą otwarciem drzwi i pierwszym krokiem w Twojej podróży w głąb samego siebie. Nowe drzwi to nowa droga i nowe możliwości, a każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku.

Marek Kamiński
Polarnik, podróżnik, filozof. Pierwszy na świecie zdobył w jednym roku dwa bieguny Ziemi bez pomocy z zewnątrz: 23 maja 1995 roku wraz z Wojciechem Moskalem dotarł na biegun północny, a 27 grudnia 1995 roku zdobył samotnie biegun południowy. Uczestnik wypraw w różne zakątki świata, m.in. na Pustynię Gibsona, Kilimandżaro i Atlantyk. Zasłynął także z podróży na bieguny z niepełnosprawnym chłopcem, Jasiem Melą. Ma w swoim dorobku dziesięć książek.

Otrzymał wiele nagród i wyróżnień, między innymi statuetkę Chopina „Za Sławienie Polski i Polskości”, został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski przez prezydenta Lecha Wałęsę. Uzyskał wpis do Księgi Rekordów Guinnessa w dziale „Ludzkie Możliwości”.

2% z każdego sprzedanego egzemplarza książki zostanie przekazane na statutową działalność Fundacji Marka Kamińskiego.

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7596-496-7
Rozmiar pliku: 8,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kie­dy w ciągu jed­ne­go roku osiągnąłem na nar­tach bez po­mo­cy z zewnątrz bie­gun północ­ny i południo­wy, nie do końca zro­zu­miałem zna­cze­nie tej dro­gi i tych miejsc. Na­pi­sa­no, że człowiek, który zdobędzie bie­gun, od­kry­je ta­jem­ni­ce człowie­ka. Upłynęło jed­nak wie­le cza­su, za­nim zacząłem do­ty­kać sens tej dro­gi i zna­cze­nie bie­guna. Im więcej o tym myślę, tym bar­dziej bie­guny stają się dla mnie ta­jem­nicą, przy­ciągają, zmu­szają do za­sta­no­wie­nia i w ten sposób wiodą do od­kry­wa­nia ta­jem­nic człowie­ka.

Moja dro­ga, która pro­wa­dziła przez bie­gun północ­ny, bie­gun południo­wy, Gren­lan­dię, Pu­sty­nię Gib­so­na w Au­stra­lii, Ki­li­mandżaro, Wisłę, a także dwa bie­guny z Jan­kiem Melą, za­in­spi­ro­wała mnie do re­flek­sji, jak to, co wy­da­wało się nie­możliwe, stało się możliwe. Próba od­po­wie­dzi na to py­ta­nie oraz doświad­cze­nie życia na krańcach Zie­mi i nie­raz krawędziach ludz­kich możliwości stały się fun­da­men­tem, na którym skon­stru­owałem me­todę Bie­gun, czy­li sztukę od­kry­wa­nia sie­bie i osiąga­nia celów.

Ta me­to­da po­zwo­liła mi pójść o wie­le da­lej niż geo­gra­ficz­ne bie­gu­ny. Po­zwo­liła mi ona od­kryć sa­me­go sie­bie. Na­zwa me­to­dy wzięła się stąd, że bie­gun jest sprawcą, ale także jest on dobrą me­ta­forą celów, które so­bie sta­wia­my i które po­zor­nie mogą się wy­da­wać nie­możliwe do osiągnięcia, ale kie­dy oka­zu­je się, że je osiągnęliśmy, mu­si­my iść da­lej i nie możemy za­trzy­mać się na bie­gunie. Z dru­giej stro­ny sama próba zmie­rze­nia się z na­szym bie­gunem i wyciągnięcie wniosków z ewen­tu­al­nej porażki są tak samo ważne jak zdo­by­cie celu.

Książka, którą ewen­tu­al­nie prze­czy­tasz, jest próbą przy­bliżenia i uporządko­wa­nia tej me­to­dy, ale nie jest to wykład aka­de­mic­ki. Fun­da­men­tem me­to­dy Bie­gun jest od­kry­cie po­czu­cia własnej war­tości, zdo­by­cie wewnętrznej wol­ności, po­zy­tyw­na mo­ty­wa­cja, po­czu­cie, że je­steśmy w tym świe­cie po­trzeb­ni, nie je­steśmy tu­taj bez po­wo­du i ja­kie­kol­wiek błędy popełnimy, jak­kol­wiek jest nam ciężko, ten świat nas ko­cha i po­trze­bu­je. Żyje­my po części w ilu­zji, która wciąż po­ka­zu­je nam nowe cele i przed­mio­ty, które po­win­niśmy osiągnąć i po­sia­dać, dla­te­go życzę ci, Czy­tel­ni­ku, zdo­by­cia wie­lu bie­gunów. Nie tyl­ko zewnętrznych, ale przede wszyst­kim tych, które są w to­bie.

Ma­rek Kamiński1.1 Od­kryj, że bie­gun no­sisz w so­bie

Mamy roz­ma­wiać o bie­gu­nach w na­szym życiu i o tym, jak je zdo­by­wać. Ale czym one są? Prze­cież nie cho­dzi tyl­ko o te dwa punk­ty na glo­bu­sie. Bie­gu­ny – za­sta­na­wiałeś się, co to ta­kie­go?

Dla mnie, dla Mar­ka Kamińskie­go, bie­gun to rze­czy­wiście po pierw­sze pe­wien punkt geo­gra­ficz­ny, do którego kie­dyś po­sta­no­wiłem dojść. Ale pod­czas mo­jej pierw­szej po­lar­nej wy­pra­wy, w której byłem na­sta­wio­ny je­dy­nie na osiągnięcie tego punk­tu na ma­pie, na dojście do bie­guna, nie dawał się on tak łatwo zdo­być. Za­trzy­mał nas – szedłem wówczas wspólnie z Wojt­kiem Mo­ska­lem, z którym zo­sta­liśmy pierw­szy­mi Po­la­ka­mi zdo­bywcami bie­guna północ­ne­go – i kazał za­sta­no­wić się nad samą drogą, która do nie­go pro­wa­dzi. Dzięki temu bie­gun stał się dla mnie czymś, co ma o wie­le więcej zna­czeń niż tyl­ko punkt na ma­pie.

Zwy­kle w na­szych podróżach po świe­cie war­tością jest to, że gdzieś do­tar­liśmy. Możemy po­tem opo­wia­dać ro­dzi­nie i zna­jo­mym: „Tak, byłem w Luw­rze” albo: „Tak, byłem na pla­cu Świętego Mar­ka w We­ne­cji”. Z moim bie­gu­nem było in­a­czej. Nie można opo­wia­dać, że było się na bie­gu­nie, można je­dy­nie opo­wia­dać, jak się do nie­go doszło. Ale dro­ga, która do nie­go pro­wa­dzi, po­zor­nie prze­bie­ga w pu­st­ce – jest tyl­ko biało i zim­no, i nic się nie dzie­je. W rze­czy­wi­stości dzie­je się jed­nak bar­dzo dużo. W kształtach lodu można od­kry­wać różne for­my: mu­mie, Sfink­sa, pi­ra­mi­dy. W niektórych for­mach lodu i śnie­gu można do­strzec na­wet księżyco­we kra­te­ry. Bie­gun oka­zał się dla mnie ma­gicz­nym miej­scem. Jeżeli je­dzie­my na przykład do Egip­tu, jesz­cze przed wy­prawą wie­my, jak wygląda Sfinks czy pi­ra­mi­dy. Nic nie może więc nas spe­cjal­nie za­sko­czyć, co naj­wyżej pi­ra­mi­da okaże się większa albo mniej­sza, niż sądzi­liśmy. Ale Sfinks nie zmie­ni się na­gle w ba­zy­lisz­ka ani pi­ra­mi­da w sta­tek ko­smicz­ny. A na bie­gu­nie w pew­nym sen­sie jest to możliwe. Dla­te­go bie­gun był dla mnie tak in­spi­rujący. Był jak pu­sty biały ekran, na którym mogłem zo­ba­czyć sa­me­go sie­bie.

Ale to tyl­ko wy­obraźnia. Ja­kie to może mieć zna­cze­nie w życiu?

Wy­obraźnia po­zwa­la nam na przykład zo­ba­czyć, że wokół bie­gunów kręci się cały świat, a one same po­zo­stają nie­po­ru­szo­ne. Ta­kie zna­cze­nie słowa bie­gun można zna­leźć w słowni­kach sym­bo­li. Jak to się ma do życia? Bie­gun jest dla mnie właśnie tym wszyst­kim, co wpra­wia mnie w ruch. Bie­gun jest czymś, co wszy­scy no­si­my w so­bie i co po­win­niśmy od­kryć. Ja, ma­sze­rując przez pu­ste po­lar­ne prze­strze­nie, za­czy­nałem właśnie od­krywać sa­me­go sie­bie. Słowo „bie­gun” ma więc, jak się oka­zu­je, wie­le różnych możli­wych zna­czeń, które chciałbym tu uporządko­wać.

Wszy­scy wie­my, gdzie leżą geo­gra­ficz­ne bie­gu­ny. Ale jeśli na­sze bie­gu­ny są w nas sa­mych, jak zna­leźć do nich drogę?

Jeśli przyjąć, że każdy człowiek ma swo­je bie­gu­ny, to ich zde­fi­nio­wa­nie jest pew­nym pro­ce­sem. Być może niektórzy lu­dzie od początku są świa­do­mi tego, co chcie­li­by robić w życiu, i widzą ja­sno swoją drogę. Ale na ogół nie wie­my, gdzie leżą na­sze bie­gu­ny. Ja na pew­no przez długi czas nie byłem ich świa­dom i mu­siałem je od­kry­wać. A właści­wie – cały czas je od­kry­wam.

Jak odróżnić od zwykłych ma­rzeń to, co jest moim bie­gu­nem?

Po czym po­znać, że to jest to? Że to twój bie­gun? Na pew­no możemy to po­znać po swo­im za­an­gażowa­niu. Ob­cując w myślach z tym ce­lem, z tym ma­rze­niem, do­brze się czu­je­my i wie­rzy­my, że je­steśmy w sta­nie poświęcić mu swój czas, poświęcić też inne spra­wy, a może na­wet swoją do­tych­cza­sową drogę. Kie­dy je­steśmy w sta­nie coś poświęcić, coś położyć na sza­li, możemy sądzić, że to nasz bie­gun. Nie trze­ba od razu rzu­cać wszyst­kie­go, nie mu­si­my ru­szać na bie­gun Zie­mi. Może to być cel znaj­dujący się w na­szym zasięgu. Ważniej­sze jest to, że mając do wy­bo­ru coś pew­ne­go w tej rze­czy­wi­stości, którą już zna­my, w której żyje­my, je­steśmy w sta­nie z tego zre­zy­gno­wać, mając przed sobą nie­określoną wizję cze­goś in­ne­go, co na ra­zie tyl­ko nam się ma­rzy. Go­to­wość do poświęce­nia jest sy­gnałem, że może to być na­szym bie­gunem.

Nie musi on leżeć na końcu świa­ta?

Bie­gun jest two­rzo­ny z two­jej do­tych­cza­so­wej dro­gi, na­wet jeśli wy­da­je ci się całko­wi­cie z in­nej pla­ne­ty. W ja­kimś sen­sie jest kon­se­kwencją wy­borów, których do­ko­ny­wałeś do tej pory, tyl­ko kon­se­kwencją na o wie­le większą skalę. Na przykład za­wsze chciałeś robić coś związa­ne­go z wiarą, z du­cho­wością, ale nie­ko­niecz­nie pra­gniesz być księdzem albo pu­stel­ni­kiem. Chciałbyś po­ma­gać in­nym lu­dziom, ale nie­ko­niecz­nie jako le­karz. I na­gle wszyst­kie te cząstko­we i nie­zre­ali­zo­wa­ne pra­gnie­nia znaj­dują ujście w czymś, co wy­da­je się z całkiem in­nej baj­ki, ale tak na­prawdę jest od­po­wie­dzią na no­szo­ne w nas często na­wet nieuświa­do­mio­ne pra­gnie­nia.

Zwy­kle sami uzna­je­my, że ta­kie na­sze ma­rze­nia są na­iw­ne i nie do zre­ali­zo­wa­nia.

Ale przykład wie­lu lu­dzi po­ka­zu­je, że to nie­praw­da. Wit­t­gen­ste­in, słynny fi­lo­zof, w pew­nym mo­men­cie życia rzu­cił wszyst­ko i prze­niósł się do położone­go nad fior­dem domu w Nor­we­gii, bo uznał, że wszyst­ko, co miał do po­wie­dze­nia lub na­pi­sa­nia, już prze­ka­zał, a chciał do­wie­dzieć się cze­goś więcej o sa­mym so­bie i o świe­cie. Nan­sen spa­lił za sobą mo­sty po to, żeby przejść Gren­lan­dię. Wy­ru­szył z nie­za­miesz­ka­ne­go wy­brzeża i szedł w stronę ludz­kich osie­dli po dru­giej stro­nie Gren­lan­dii, w ten sposób za­my­kając so­bie możliwość od­wro­tu. Nie za­wsze oczy­wiście trze­ba być tak ra­dy­kal­nym. Ważne, żebyśmy chcie­li coś zro­bić ze swo­im życiem i żebyśmy nie chcie­li tkwić w miej­scu. Bo życie można przeżyć w taki sposób, że przez cały czas płynie­my z prądem wy­da­rzeń i sta­ra­my się tyl­ko o to, żeby utrzy­my­wać się na po­wierzch­ni, nie za bar­dzo ry­zy­kując. Ale życie służy temu, żeby coś z nim zro­bić. Nie wy­star­czy cze­kać na to, aż ono z nami coś zro­bi, tyl­ko trze­ba sa­me­mu wy­ko­nać pewną pracę.

Frid­tjof Nan­sen

Lu­dwig Wit­t­gen­ste­in

DOŚWIAD­CZE­NIE KOŃCA DRO­GI

Wy­obraź so­bie, że idziesz na bie­gun północ­ny, ciągnąc za sobą ciężkie san­ki z ekwi­pun­kiem. Je­steś sam, jest – 50 stop­ni Cel­sju­sza, je­steś zmęczo­ny, tra­cisz siłę i kon­cen­trację. Jest ci bar­dzo zim­no i chciałbyś już być w domu. Na­gle za­uważasz, że je­steś na bar­dzo cien­kim lo­dzie, ale nie masz się dokąd cofnąć. Lód za­czy­na pękać pod san­ka­mi, a po­tem pod two­imi nar­ta­mi. Po­wo­li za­nu­rzasz się w bar­dzo zim­nej wo­dzie. Po­ru­szasz rękami i no­ga­mi, ale nie masz się cze­go chwy­cić, bo lód pęka na małe kawałki i two­rzy się wokół cie­bie bre­ja. Nie ma ni­ko­go, kto może ci pomóc, san­ki ze sprzętem po­wo­li za­nu­rzają się w lo­do­wa­tej wo­dzie i ciągną cię na dół. Dno jest czte­ry ki­lo­me­try niżej. Masz jesz­cze trochę po­wie­trza w płucach. Po­wo­li za­czy­nasz opa­dać w dół ra­zem z san­ka­mi, jak ptak szy­bując w wo­dzie parę metrów w ciągu se­kun­dy. Czas zwal­nia, nie masz go dużo, opa­dając ku nie­uchron­ne­mu. Myślisz o swo­im życiu: co war­to z nim zro­bić, cze­go nie zro­biłeś, a bar­dzo chciałeś, z kim chciałbyś jesz­cze po­roz­ma­wiać, komu prze­ba­czyć, kogo pro­sić o prze­ba­cze­nie. Nie masz już dużo cza­su. Co będzie z two­imi bli­ski­mi, zna­jo­my­mi? Na­wet się z nimi nie pożegnałeś ani oni z tobą. Czy chciałbyś im jesz­cze coś po­wie­dzieć? Czy i jak będą cię pamiętać? Jesz­cze raz prze­by­wasz w myślach swoją drogę przez życie i co­raz szyb­ciej opa­dasz w dół…

BIE­GUN MO­JE­GO ŻYCIA

1. To ćwi­cze­nie może być nie­co bo­le­sne. War­to się o nie jed­nak po­ku­sić, bo jak żadne inne po­ma­ga w zna­le­zie­niu od­po­wie­dzi na py­ta­nie: „Co za­wie­ra się rze­czy­wiście w osi (jest na bie­gu­nie) mo­je­go życia?”.

2. Wy­obraź so­bie, że masz sześćdzie­siąt, osiemdzie­siąt albo sto lat. Je­steś wie­ko­wy, ale czu­jesz pełną sa­tys­fakcję ze swo­je­go całego życia. Je­steś spo­koj­ny. Co w tym, przeżutym już, cza­sie daje ci po­czu­cie spełnie­nia na ko­niec życia? A co z ko­lei po­wo­du­je, że umie­rając, po­wie­działbyś: „Bar­dzo żałuję, że nie…”? Dokończ to zda­nie. To, co na­pi­sałeś, za­pew­ne przy­na­leży do two­je­go bie­gu­na. Za­cznij myśleć o tym, kie­dy i jak to zre­ali­zu­jesz. Nie cze­kaj do osiemdzie­siątki!

3. Weź osiem kar­te­czek sa­mo­przy­lep­nych. Na każdej za­pisz jedną rzecz, która ci się ma­rzy w życiu. Połóż je przed sobą. Wszyst­kie te spra­wy, rze­czy są bar­dzo atrak­cyj­ne i ważne, praw­da?

a. A te­raz wy­obraź so­bie, że przy­cho­dzi jakaś ka­ta­stro­fa i możesz zre­ali­zo­wać tyl­ko pięć z nich. Wy­bierz te pięć kar­te­czek i po­zo­staw przed sobą, a dwie po­zo­stałe zwiń i odłóż.

b. Masz więc pięć cen­nych rze­czy. Te­raz jed­nak wiel­kie tsu­na­mi po­ry­wa dwie i możesz za­trzy­mać i re­ali­zo­wać tyl­ko trzy z nich. Wy­bierz te, które zo­sta­wisz.

c. Na ko­niec oka­zu­je się, że masz szansę zre­ali­zo­wać tyl­ko i wyłącznie jedną z po­zo­sta­wio­nych trzech rze­czy. Która to będzie? Po­zo­stałe kar­tecz­ki zwiń i odłóż.

d. Ćwi­cze­nie może wy­da­wać się z po­zo­ru nużące, ale ko­niecz­nie prze­chodź każdy etap z osob­na, po ko­lei. Możesz sam sie­bie za­sko­czyć!

1.2. Do­trzesz do nie­jed­ne­go bie­gu­na, pra­cując nad sobą

Nikt nam nie każe przejść przez na­sze życie tak, jak Nan­sen prze­szedł przez Gren­lan­dię. To tyl­ko je­den z możli­wych wa­riantów. Życie ge­ne­ral­nie nie lubi sche­matów. Po­wta­rza­nie ich, tak jak po­wta­rza­nie ry­tuałów, cza­sem może pomóc, ale nie za­wsze to działa. Pa­le­nie mostów to sy­tu­acja osta­tecz­na, kie­dy nie możemy zro­bić kro­ku naprzód. To osta­tecz­ność, acz­kol­wiek cza­sem trze­ba od osta­tecz­ności za­czy­nać, bywa i tak w życiu. Można od tego zacząć, ale ab­so­lut­nie nie trze­ba. Można wówczas, kie­dy człowiek jest na to przy­go­to­wa­ny i kie­dy jest zde­ter­mi­no­wa­ny, bo rze­czy­wi­stość tak go już roz­cza­ro­wu­je albo jest w niej tyle ogra­ni­czeń, że można tyl­ko poza nią wyjść. To tak jak z prze­by­wa­niem w za­mkniętym, dusz­nym domu. Wyjście na zewnątrz jest je­dyną me­todą, żeby za­czerpnąć świeżego po­wie­trza i zo­ba­czyć, że można od­dy­chać pełną pier­sią.

Kie­dy czu­je­my, że tu, gdzie je­steśmy, nic już nas nie cze­ka albo że cze­kają nas je­dy­nie same prze­szko­dy, wte­dy rze­czy­wiście naj­le­piej jest spa­lić wszyst­kie mo­sty. Ale mu­si­my wie­dzieć choćby z grub­sza, cze­go szu­ka­my po dru­giej stro­nie. Mu­si­my mieć ogólne wy­obrażenie tego, co chcie­li­byśmy ze swo­im życiem zro­bić. Nan­sen wie­dział, że na dru­gim brze­gu Gren­lan­dii są ludz­kie osie­dla i że musi tam dojść, bo in­a­czej zgi­nie. Ce­lo­wo ułożył mar­szrutę w taki sposób, żeby nie mieć do cze­go wra­cać. W życiu pa­le­nie mostów może być po­trzeb­ne na jakiś czas. Można udać się w podróż albo udać się do pu­stel­ni i zo­ba­czyć, jak tam jest. Kie­dy wy­da­je nam się, że po­ja­wił się przed nami jakiś cel, w miarę ja­sny, możemy ry­zy­ko­wać. Ale kie­dy wie­my tyl­ko tyle, że tu źle się czu­je­my, ale jesz­cze nie wie­my, dokąd iść, wówczas pamiętaj­my, że jest taki wy­na­la­zek, jak mo­sty zwo­dzo­ne. Można przejść na próbę na dru­gi brzeg, ale po­tem wrócić.

Pamiętaj­my też, że pa­le­nie za sobą mostów nie po­le­ga na tym, żeby palić uczu­cia, nisz­czyć sto­sun­ki z ludźmi, obrażać ko­go­kol­wiek. Niektórzy obrażają wszyst­kich za­przy­jaźnio­nych z nimi lu­dzi, żeby nie było do cze­go wra­cać. Nie o to cho­dzi. Jeśli ktoś już pali za sobą mo­sty, niech przy tej oka­zji nie pali lu­dzi. Na­wet jeśli coś uda nam się osiągnąć, będzie temu to­wa­rzy­szyła po­tem świa­do­mość, że kogoś skrzyw­dzi­liśmy.

Nie trze­ba więc zry­wać ze swo­im do­tych­cza­so­wym życiem?

Naj­pierw trze­ba po­znać i zro­zu­mieć sa­me­go sie­bie. Taką pustą prze­strzeń, którą ja od­kryłem w dro­dze na bie­gun, możemy zna­leźć i w taki pro­sty sposób, że po­da­ru­je­my so­bie piętnaście mi­nut dzien­nie na za­sta­no­wie­nie się nad sobą. Możemy nie mieć możliwości, żeby wy­je­chać na mie­siąc do me­dy­ta­cyj­ne­go klasz­to­ru, ale co­dzien­na chwi­la sku­pie­nia, od­izo­lo­wa­nia się, już będzie formą pa­le­nia mostów. Szu­ka­nie bie­gunów po­le­ga na szu­ka­niu au­ten­tycz­ne­go, mo­je­go życia. Nie cho­dzi za­tem o wi­do­wi­sko­we ze­rwa­nia, bar­dziej li­czy się isto­ta, za­war­tość.

W jed­nej z części Gwiezd­nych wo­jen jest sce­na, w której Luke Sky­wal­ker mówi, że jest już gotów, by stać się ry­ce­rzem Jedi, ale słyszy w od­po­wie­dzi, że jest na to jesz­cze za wcześnie. To taki właśnie życio­wy mo­ment, kie­dy człowiek chce coś ze sobą zro­bić, ale jesz­cze nie wie, co kon­kret­nie, i musi naj­pierw do tego doj­rzeć. Bo in­a­czej może przejść na ciemną stronę mocy… Nie jest war­tością samą w so­bie ze­rwa­nie z do­tych­cza­so­wym życiem, kie­dy od­czu­je­my po­trzebę zmia­ny. Ważne jest, w imię cze­go to się od­by­wa. Mu­si­my wie­dzieć, cze­go chce­my, choćby mniej więcej. Również na mo­jej dro­dze sta­wały różne „de­mo­ny”, różne po­ku­sy czy też chęć wy­bra­nia łatwiej­szej i wy­god­niej­szej dro­gi. Oczy­wiście możemy sami od razu założyć, że przej­dzie­my na ciemną stronę mocy, ale ja uważam, że na swo­je bie­gu­ny le­piej nie do­cho­dzić, chwy­tając się wszel­kich dostępnych me­tod. Dziś możliwości wy­naj­dy­wa­nia so­bie zajęć wy­dają się nie­ogra­ni­czo­ne, ale nie wszyst­ko, co jest możliwe, jest do­bre. Do­bre dla nas.

Wie­le rze­czy dużo łatwiej też dziś osiągnąć. Nad bie­gu­na­mi można prze­le­cieć w sa­mo­lo­cie. Ale chy­ba nie o to cho­dzi…

Nie­daw­no ktoś zwrócił mi uwagę, że od cza­su zdo­by­cia przez Wojt­ka Mo­ska­la i prze­ze mnie bie­gu­na północ­ne­go nikt z Po­laków nie podjął po­dob­nej próby. To nie jest spra­wa pie­niędzy, bo przy­go­to­wa­nie jach­tu do rej­su do­okoła świa­ta jest wie­lo­krot­nie kosz­tow­niej­sze niż wy­pra­wa na bie­gun. Cho­dzi po pro­stu o to, że aby dojść na bie­gun, trze­ba się strasz­li­wie namęczyć. Trze­ba bar­dzo ciężko pra­co­wać i namęczyć się jesz­cze po dro­dze. Trze­ba oddać tej spra­wie dużą część sa­me­go sie­bie, w każdym wy­mia­rze: fi­zycz­nym, du­cho­wym, psy­chicz­nym. Żeby prze­trwać to zmęcze­nie i nie zre­zy­gno­wać, trze­ba wy­ko­nać bar­dzo dużą pracę wewnętrzną.

Co więcej, nie jest tak do­brze, że wy­ko­nu­je się ją raz, a po­tem ma się spokój na resztę życia. Kie­dy do­cho­dzisz do swo­je­go bie­gu­na, przyglądasz mu się, ale po­tem mu­sisz iść da­lej, nadal pra­cując nad sobą. Jeśli wy­da­je nam się, że bie­gun leży na zewnątrz nas, gdzieś tam da­le­ko, to zwy­czaj­nie do nie­go nie doj­dzie­my, za­brak­nie nam po pro­stu sił. Bie­gun ma już taką struk­turę, że bez pra­cy nad sobą nie można tam dojść. Cel, który nie wiązałby się z prze­bu­dową wewnętrzną, z roz­wo­jem, nie jest dla mnie bie­gunem.

A jeśli chce­my zdo­być tyl­ko coś kon­kret­ne­go, na przykład do­bry sa­mochód albo wy­god­ny dom?

Na­wet jeśli te rze­czy zdobędzie­my, czy zmie­ni­my coś w so­bie? Tech­ni­ki zdo­by­wa­nia bie­gunów można za­sto­so­wać do wszyst­kich celów, ale czy każdy będzie na­szym bie­gunem? Sta­nie się nim do­pie­ro wte­dy, gdy będzie zgod­ny z na­szymi ma­rze­nia­mi i au­ten­tycz­ny­mi pra­gnie­nia­mi. Do­pie­ro wówczas będzie­my się czu­li spełnie­ni i praw­dzi­wi.

Wierzę, że ktoś może czuć się spełnio­ny dzięki temu, że wy­bu­du­je so­bie dom, o ja­kim przez całe życie ma­rzył, z pa­tio i ba­se­nem. Ale na ogół sta­ra­my się tak usil­nie o po­dob­ne rze­czy nie dla­te­go, że są przed­mio­tem na­szych najgłębszych pra­gnień, tyl­ko po to, żeby jak naj­le­piej wypaść w oczach in­nych lu­dzi. Nie cho­dzi o moją wewnętrzną sa­tys­fakcję, tyl­ko o coś zewnętrzne­go. „W oczach lu­dzi” to inna na­zwa sławy, którą osiąga się, gdy uda się zre­ali­zo­wać jakiś wiel­ki pro­jekt. Na po­zio­mie miesz­ka­nia czy sa­mo­cho­du cho­dzi o to, żeby nasi zna­jo­mi zo­ba­czy­li – o, ma niezłe auto, piękny dom. Przy wiel­kich pro­jektach cho­dzi o to, żeby usłysza­no o nas w całym kra­ju albo i na całym świe­cie.

To coś złego?

Sama sława nie jest ni­czym złym. To, że chce­my do­brze wy­pa­dać w oczach in­nych, to także nic złego. Nie uważam, żeby było na­gan­ne to, że chcę, aby inni mie­li dla mnie uzna­nie. Jeżeli na­to­miast pod­porządko­wu­je­my temu ce­lo­wi swo­je życie, jeśli będzie­my myśleć tyl­ko i wyłącznie o tym, żeby do­brze wy­pa­dać w oczach in­nych, za wszelką cenę, wte­dy rze­czy­wiście będzie się to działo kosz­tem na­szej oso­bo­wości, bo to nie my je­steśmy wte­dy ce­lem tyl­ko to, jak wy­pa­damy w oczach in­nych. Nieświa­do­mie, na głębszych po­zio­mach, możemy na­wet z tego po­wo­du cier­pieć. Możemy zbu­rzyć całe swo­je życie po to, by na ko­niec zo­stać sami. Jeśli to, jak wy­pa­damy w oczach lu­dzi, nie będzie pod­bu­do­wa­ne ni­czym au­ten­tycz­nym, praw­dzi­wym w nas, w mo­men­cie gdy tak zdo­by­te uzna­nie z ja­kichś po­wodów skończy się, będzie­my ni­kim. Le­piej więc sta­rać się o uzna­nie we własnych oczach, a dokład­niej – uzna­nie w oczach in­nych bu­do­wać na uzna­niu w oczach własnych.

Owo­cem fałszy­wych bie­gunów jest fru­stra­cja, a nie sa­tys­fak­cja. Bie­gun to jed­nak au­ten­tycz­ność, praw­da, fun­da­ment zbu­do­wa­ny w sa­mym so­bie. Ja sam nie przy­wiązuję dziś wagi do tego, jak mnie inni po­strze­gają. Może dla jed­nych je­stem zdo­bywcą bie­gunów, a dla in­nych dzi­wa­kiem, nie­zro­zu­miałym fru­stra­tem? Dla kogoś zdo­by­wa­nie bie­gunów Zie­mi może być wa­riac­twem, ja­kimś ab­sur­dem: po co tam iść, sko­ro nie ma tam ni­cze­go prócz lodu, co tam można zna­leźć?

A czy każdy ma w swo­im życiu je­den bie­gun, czy ma ich wie­le?

Myślę, że każdy z nas ma więcej niż je­den bie­gun do zdo­by­cia. Ważne, żeby na początek od­kryć je­den. To tak jak z języ­kiem. Ucząc się dru­gie­go języka, le­piej po­zna­je­my własny. Zdo­by­wając bie­guny, le­piej ro­zu­mie­my własne życie. Ich licz­ba nie ma zna­cze­nia. Każdy bie­gun jest do­bry. Nie za­wsze też muszą się uzu­pełniać, cza­sa­mi oka­zują się prze­ci­wieństwa­mi. Na przykład te­raz mój bie­gun podróżowa­nia stał się antybie­gunem dla życia ro­dzin­ne­go.

Bie­gunów może być wie­le, ale już je­den po­zwa­la nam od­kryć bo­gac­two życia. Nie ma jed­ne­go mo­de­lu obo­wiązującego wszyst­kich, tak samo jak na różnych eta­pach na­sze­go życia bie­gu­ny wyglądają in­a­czej. Pierw­szym kro­kiem w ich stronę jest już trochę głębsze spoj­rze­nie na sie­bie. Kie­dy płynie­my z prądem, jeśli na­wet tyl­ko się za­trzy­ma­my, to w pew­nym sen­sie za­czy­na­my płynąć pod prąd. W moim życiu za­pro­wa­dziło mnie to na krańce świa­ta, ale dla kogoś in­ne­go bie­gu­ny mogą leżeć całkiem gdzie in­dziej. Świa­do­me wy­cho­wa­nie własnych dzie­ci także może być bie­gu­nem. To, co jest w na­szym życiu świa­do­mie i w zgo­dzie ze sobą wy­bra­ne, co nie szko­dzi in­nym, a nas bu­du­je, co może nie zba­wia świa­ta, ale przy­najm­niej zba­wia naszą duszę. Nasz bie­gun.

Czy każda zmia­na życia jest już na­szym bie­gu­nem?

Nie­raz zmia­ny do­ko­nują się przy­pad­ko­wo, bez na­sze­go udziału. Ktoś nam fun­du­je sa­mochód albo do­sta­je­my inny pre­zent od losu. Na pew­no bie­gun to taki cel, który sami so­bie wy­zna­cza­my, który wy­ma­ga wysiłku, a dro­ga do nie­go nie jest pro­sta. W da­nym mo­men­cie życia po­wi­nien on być na­szym mak­si­mum. W końcu bie­guny też są tyl­ko dwa na świe­cie. Oczy­wiście inne są bie­guny osiem­na­sto­lat­ka, inne czter­dzie­sto­lat­ka, a inne sied­mio­lat­ka, dla którego bie­gunem może być odkłada­nie oszczędności na słody­cze.

Jak w ta­kim ra­zie po­znać, co w da­nym mo­men­cie życia jest na­szym bie­gu­nem?

Wy­ma­ga to przede wszyst­kim ciągłego od­kry­wa­nia sie­bie, swo­ich ma­rzeń, idei, które w nas tkwią, ba­da­nia swo­je­go wnętrza, przygląda­nia się so­bie. Trze­ba, przyglądając się różnym pro­jek­tom, własnym myślom, za­sta­na­wiać się, co chce­my zro­bić ze swo­im życiem, które z tych myśli budzą na­sze naj­większe emo­cje. I trze­ba sku­pić się na tych, do których najczęściej wra­ca­my, mimo że nie­raz wy­dają się czystą nie­możliwością.

WIEL­KA ŚCIEŻKA

Pier­wowzór tego ćwi­cze­nia zo­stał opi­sa­ny przez Ro­ber­ta Dilt­sa, człowie­ka, który nie­ustająco po­szu­ku­je swo­je­go bie­gu­na i w ko­lej­nych odsłonach swo­je­go życia oso­bi­ste­go i za­wo­do­we­go od­naj­dy­wał nowe, które pro­wa­dziły go do pięknych od­kryć po­ma­gających in­nym lu­dziom. Do tego ćwi­cze­nia będziesz po­trze­bo­wać trochę miej­sca w po­miesz­cze­niu, w którym się znaj­du­jesz. Na podłodze rozłóż przed sobą jed­na po dru­giej sześć kar­tek (na­pisz na ko­lej­nych: OTO­CZE­NIE, ZA­CHO­WA­NIE, UMIEJĘTNOŚCI, WAR­TOŚCI I PRZE­KO­NA­NIA, TOŻSAMOŚĆ, MI­SJA). Będą one sta­no­wiły ko­lej­ne eta­py ścieżki, po której będziesz kro­czył… Weź ze sobą no­tat­nik lub jesz­cze le­piej urządze­nie do na­gry­wa­nia – ce­lem jest za­re­je­stro­wa­nie tego, co przy­cho­dzi ci do głowy spon­ta­nicz­nie na każdym z etapów. Kie­dy będziesz gotów, stań na pierw­szej kart­ce:

Etap I: OTO­CZE­NIE

Pomyśl, ja­kie jest ono dzi­siaj. Gdzie by­wasz, żyjesz, pra­cu­jesz? Ja­kich lu­dzi masz wkoło sie­bie? Kie­dy będziesz gotów, zrób ko­lej­ny krok, stając na ko­lej­nej kar­tecz­ce.

Etap II: ZA­CHO­WA­NIE

Ja­kie dziś jest two­je za­cho­wa­nie? Opisz je w kil­ku słowach. Odważne, nie­pew­ne, śmiałe? Możesz używać prze­nośni, me­ta­for, ko­lorów i in­nych opisów swo­je­go za­cho­wa­nia. Kie­dy będziesz gotów, idź da­lej.

Etap III: UMIEJĘTNOŚCI

W jaki sposób opi­szesz dziś swo­je umiejętności? Możesz je wy­mie­nić. Albo opi­sać – czy są małe, słabe, duże?

Kie­dy będziesz go­to­wy, zrób ko­lej­ny krok.

Etap IV: WAR­TOŚCI I PRZE­KO­NA­NIA

Ja­kie są two­je naj­ważniej­sze war­tości, którymi kie­ru­jesz się w życiu? O czym je­steś w sposób pew­ny prze­ko­na­ny? Ja­kie prze­ko­na­nia do­tyczące życia, świa­ta, in­nych lu­dzi są klu­czo­we w two­im życiu?

Kie­dy po­czu­jesz, że je­steś gotów, przejdź do następne­go eta­pu.

Etap V: TOŻSAMOŚĆ

Jak dziś opi­szesz sie­bie? Kim je­steś? Co jest trzo­nem two­jej tożsamości? Kie­dy zakończysz, idź da­lej.

Etap VI: MI­SJA

Jaka jest two­ja mi­sja? Jak byś ją opi­sał?

Kie­dy skończysz i za­no­tu­jesz to, co po­ja­wiło się w two­im umyśle na eta­pie MI­SJA, odwróć się i spójrz na całą ścieżkę (od TOŻSAMOŚCI po OTO­CZE­NIE).

Te­raz wy­obraź so­bie, że otrzy­małeś od losu wiel­ki dar. Wszyst­ko, co było ważne i o czym ma­rzyłeś, spełniło się. Otrzy­małeś dar, który po­wo­du­je, że wszyst­ko jest właśnie tak, jak bar­dzo tego chciałeś. Te­raz roz­pocz­nij podróż z owym da­rem jesz­cze raz. Przejdź po ścieżce krok po kro­ku. Te­raz, gdy to, cze­go bar­dzo pragnąłeś, zre­ali­zo­wało się:

Jaka jest te­raz two­ja tożsamość?

Ja­kie są two­je naj­ważniej­sze war­tości? W co wie­rzysz? O czym je­steś prze­ko­na­ny?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: