Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ogród kłamstw - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Październik 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ogród kłamstw - ebook

Ursula Kern prowadzi Agencję Sekretarek, które pracują dla najwyższych sfer Londynu. Głęboko skrywane sekrety elity Imperium Brytyjskiego, do których mają czasami dostęp, mogą drogo kosztować. Nawet życie.
Kiedy jedna z najlepszych sekretarek umiera w tajemniczych okolicznościach, Ursula nie chce uwierzyć w jej samobójstwo. I nie zamierza zostawić sprawy w spokoju, choć policja bardzo się o to stara.
Archeolog i poszukiwacz przygód Slater Roxton obawia się, że zainteresowanie Ursuli Kern tą sprawą może być dla niej niebezpieczne.
Ona jest piękną kobietą, a on uwielbia ryzyko. Gotów jest więc jej pomóc.
Mimo że opanowanie i nieodgadnione złocistozielone oczy Slatera wprawiają ją w niepokój, Ursula zgadza się. Razem więc wkroczą do mrocznego labiryntu tajemnic wyższych sfer. A śmierć Anne pokazała, że nie jest to bezpieczne miejsce…
Wspólnie chcą zdemaskować mordercę, lecz aby osiągnąć ten cel, muszą powierzyć sobie własne najbardziej skrywane sekrety…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5644-3
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Slater Roxton badał właśnie tajemnicze fosforyzujące malowidła ścienne w bogato zdobionej komnacie grobowej, gdy uruchomił się mechanizm pułapki.

Nadciągała nieuchronna katastrofa, którą zwiastowało złowieszcze dudnienie i bolesne zawodzenie starożytnej maszynerii wbudowanej w skały. W pierwszej chwili przyszło mu do głowy, że obudził się wulkan górujący nad Fever Island, ale szybko spostrzegł, że jeden po drugim rozsuwają się masywne bloki sufitu nad wąskim przejściem, prowadzącym do wejścia do świątyni. Na ziemię zaczęły się sypać potężne bryły skał.

Z odległego końca korytarza, tego bliżej wylotu, dobiegł go głos Brice’a Torrence’a.

– Slater, uciekaj. Szybko. Dzieje się coś strasznego.

Slater zerwał się z miejsca. Zostawił latarnie, rysunki i aparat fotograficzny i pognał do wyjścia z komnaty, ale gdy spojrzał w głąb długiego, krętego korytarza wykutego w skale, od razu wiedział, że nie ma szans na ucieczkę.

Przed jego oczami rozsuwały się kolejne bloki sufitu. Na ziemię sypał się grad niezliczonych skalnych odłamków, które błyskawicznie wypełniały tunel. Wiedział, że jeśli spróbuje przedostać się do wyjścia, kamienie zrobią z niego krwawą miazgę. Mógł zrobić tylko jedno: wrócić tam, skąd przybiegł, i zapuścić się w głąb niezbadanej plątaniny grobowych jaskiń.

Pognał na drugi koniec komnaty, chwytając po drodze latarnie, i skierował się do najbliższego tunelu. Korytarz wił się w gęstą, niezbadaną ciemność, ale przynajmniej z góry nie spadał deszcz kamieni.

Przebiegł kawałek drogi, lecz zatrzymał się, gdy zdał sobie sprawę, że jeśli zapuści się głębiej, to z pewnością zabłądzi. Nie zdążyli jeszcze z Brice’em narysować planu grobowych jaskiń wykopanych u podstawy wulkanu.

Ukucnął przy ścianie i objął nogi ramionami. Jaskrawe światło latarni padło na upiorne malowidło przedstawiające potężny wybuch wulkanu, do którego musiało dojść w starożytności. Kataklizm zniszczył piękne miasto zbudowane z białego marmuru. Przywodził mu na myśl katastrofę, która rozgrywała się teraz przed jego oczami.

Do tunelu wpłynęły obłoki pyłu. Zasłonił koszulą usta i nos.

Nie miał innego wyboru, jak poczekać, aż dudnienie ustanie. Przerażenie mroziło mu krew w żyłach. W każdej chwili mógł się rozsunąć sufit jaskini, w której się schronił, a wtedy zostałby pogrzebany żywcem pod gruzowiskiem. Miał tylko nadzieję, że śmierć przyszłaby w ciągu kilku sekund. Wolał nie zastanawiać się nad swoim losem, gdyby przypadkiem przeżył i został uwięziony w błyskotliwie zaprojektowanej pułapce na bliżej nieokreślony czas.

Burza kamieni i skał zdawała się trwać w nieskończoność. W końcu jednak nastała cisza, ale potem przez całe wieki osiadały chmury pyłu.

Dopiero wtedy ostrożnie podniósł się z kucek. Przez chwilę stał bez ruchu, nasłuchując rozdzierającej ciszy. Czekał, aż jego serce złapie równy rytm. W końcu podszedł do wylotu tunelu i zajrzał do sklepionej komnaty, w której zastał go śmiercionośny deszcz skał, wywołany przez mechanizm pułapki. Podłogę pomieszczenia pokrywały drobne kamienie, które musiały się stoczyć z ogromnego usypiska blokującego korytarz prowadzący do wyjścia.

Wprawdzie przeżył katastrofę, ale i tak został pogrzebany żywcem.

Zaczął rozważać swoje szanse w iście akademicki sposób. Doszedł do wniosku, że nadal jest zbyt wstrząśnięty, by w pełni zrozumieć beznadziejność własnego położenia.

Brice i pozostali członkowie ekspedycji musieli być przekonani, że nie przeżył. Zresztą nawet gdyby mieli cień nadziei, to i tak nie byliby w stanie mu pomóc. Znajdowali się na niezamieszkanej wulkanicznej wysepce, którą w większości porastała niezbadana dżungla. Od najbliższego cywilizowanego miejsca dzieliło ich kilka tysięcy mil.

Mieli ograniczone zapasy pożywienia i tylko tyle sprzętu, ile można pomieścić na statku, który zacumował w małej zatoczce u wybrzeża wyspy. Nie było sposobu, aby sprowadzić tu maszyny i ekipę, a bez nich usunięcie gruzowiska ciężkich skał blokujących wejście do świątyni wydawało się niewykonalne.

Brice na pewno spyta o radę kapitana statku, pomyślał Slater. Dojdą wspólnie do wniosku, że nie żyje. I uznają to za błogosławieństwo, ponieważ i tak nie mogliby nic zrobić, aby go uratować.

Zgasił jedną z latarni, chcąc oszczędzić trochę nafty. Trzymając drugą w górze, zaczął obchodzić labirynt korytarzy. Uznał, że istnieją tylko dwie możliwości. Pierwsza – bardziej prawdopodobna – że będzie wałęsał się po kompleksie świątyni, aż umrze. Pozostawała mu jedynie nadzieja, że śmierć nadejdzie wcześniej niż szaleństwo, do którego doprowadziłoby go przebywanie w nieprzeniknionej ciemności.

Druga ewentualność – zupełnie nierealna – zakładała, że przypadkiem natrafi na taki korytarz, który wyprowadzi go na zewnątrz. Ale nawet gdyby miał tyle szczęścia, to i tak nie byłby w stanie odnaleźć drogi do statku, zanim ten odpłynie. Kiedy w końcu dotarli do tej przeklętej wyspy – tylko dlatego że wskutek gwałtownego sztormu statek zboczył z kursu – zapasy były na ukończeniu. Kapitan bał się kolejnej burzy. Chciał jak najszybciej wypłynąć w powrotną drogę do Londynu. Musiał mieć na względzie dobro załogi i innych członków ekspedycji.

Slater wiedział, że gdyby udało mu się wydostać z tego labiryntu, zostałby uwięziony na wyspie, do której nie przybijały regularnie żadne pływające jednostki. Mogłoby minąć wiele lat, nim zabłąkałby się tu następny statek.

Wkraczał do kolejnych ciemnych jaskiń, kierując się jedynie malowidłami pozostawionymi przez artystów tej starożytnej cywilizacji, którą przed wieloma wiekami zniszczyły potoki gorącej lawy.

W którymś momencie zaczął nagle rozumieć sens tych obrazów, o ile, oczywiście, prawidłowo odczytywał intencje ukazanych historii. Bo przecież nie mógł wykluczyć ewentualności, że zaczynał już popadać w szaleństwo. Jaskrawe malowidła wyłaniające się z atramentowych ciemności powodowały dezorientację. A u człowieka w jego położeniu mogły też szybko wywołać halucynacje.

Doszedł jednak do wniosku, że obrazy przedstawiają trzy różne legendy. Stanął jak wryty, gdy uświadomił sobie w nagłym olśnieniu, że każda z tych opowieści wyznacza inną drogę przez labirynt. Pierwsza seria malowideł była opowieścią o wojnie, druga zaś o zemście.

Po namyśle wybrał trzecią legendę.

Nie wiedział, jak długo szedł i jaką drogę pokonał. Od czasu do czasu przystawał wyczerpany i zapadał w niespokojny sen, w którym prześladowały go obrazy ze skalnych malowideł służących za jedyne drogowskazy. Niekiedy przekraczał małe podziemne strumyki. Przystawał wtedy, by łapczywie napić się wody. Starał się oszczędzać ser i chleb, które miał w plecaku, ale w końcu zapasy się wyczerpały.

Uparcie szedł przed siebie, bo cóż innego mógł robić. Nie chciał się zatrzymywać, gdyż oznaczałoby to rezygnację z walki.

W końcu wydostał się z labiryntu jaskiń do kamiennego kręgu, do którego sączyło się światło dzienne. I chciał wędrować dalej, przekonany, że to tylko halucynacje.

Słoneczny blask.

Ostatnim wysiłkiem umysłu zarejestrował, że to, co widzi, jest rzeczywiste.

Z niedowierzaniem podniósł wzrok. Gorące promienie tropikalnego słońca wpadały do środka przez otwór w skałach. Zwieszała się z niego długa, czarna lina.

Zbierając resztki sił, chwycił ją i pociągnął, żeby sprawdzić, czy utrzyma jego ciężar. Upewniwszy się, że nic mu nie zagraża, zaczął iść w górę starożytnymi schodami, przytrzymując się liny jak poręczy.

Gdy dotarł do otworu, wyślizgnął się z jaskiń i upadł bezsilnie na kamienną podłogę znajdującej się na zewnątrz świątyni. Spędził w ciemności tyle czasu, że ostry blask słońca niemal go oślepił.

Gdzieś w pobliżu odezwał się dźwięk gongu. Echo poniosło go przez dżunglę.

Nie był sam na wyspie.

Rok później w małej zatoczce zarzucił kotwicę następny statek. Slater dopilnował, by znaleźć się na jego pokładzie. Ale gdy odpływał, był już innym człowiekiem niż w dniu przybycia na Fever Island.

W ciągu następnych kilku lat w pewnych kręgach stał się legendą. Kiedy w końcu wrócił do Londynu, przekonał się, że dzieli los wszystkich słynnych postaci: nie miał miejsca, które mógłby nazwać domem.1

Nie mogę uwierzyć, że Anne umarła. – Matty Bingham przetarła oczy chusteczką. – Była pełna życia. I czarująca. Miała w sobie tyle wigoru.

– To prawda. – Ursula Kern mocniej ścisnęła rączkę parasolki, patrząc, jak grabarze sypią na trumnę wilgotną ziemię. – Była kobietą nowoczesnej ery.

– I doskonałą sekretarką. – Matty wcisnęła chusteczkę do torebki. – Chlubą agencji.

Matty miała trzydzieści pięć lat i była starą panną, bez rodziny i koneksji. Podobnie jak inne kobiety, które podejmowały pracę w Agencji Sekretarek Kern, porzuciła nadzieję o małżeństwie i posiadaniu własnej rodziny. Chwyciła się, tak jak Anne, ostatniej deski ratunku, jaką była praca sekretarki, gdy ta dziedzina zawodowa stawała się wreszcie dostępna dla kobiet.

Posępny dzień idealnie nadawał się na pogrzeb – wszystko spowijała wpędzająca w rozpacz szarość, którą przecinał drobny jednostajny deszcz. Nad grobem stały jedynie Ursula i Matty. Anne umarła w samotności. Po jej ciało nie zgłosił się nikt z rodziny. Ursula pokryła wszystkie koszty związane z pochówkiem. Uważała to nie tylko za swój obowiązek wobec podwładnej, ale także ostateczny dowód przyjaźni, jaką ją obdarzała.

Czuła, że wzbiera w niej poczucie pustki. Przez ostatnie dwa lata Anne Clifton była jej najbliższą przyjaciółką. Połączył je brak rodziny oraz cienie z przeszłości, które starannie pogrzebały.

Anne nie była pozbawiona wad – inne sekretarki uważały, że zbyt szybko podejmuje decyzje – ale Ursula wiedziała, że uwagom tym towarzyszył zawsze pewien podziw. Anne z zuchwałą determinacją torowała sobie drogę przez życie wbrew przeciwnościom, stając się w ten sposób wzorem nowoczesnej kobiety.

Kiedy trumna zniknęła pod grubą warstwą ziemi, Ursula i Matty ruszyły do wyjścia z cmentarza.

– To miło z twojej strony, że zapłaciłaś za pogrzeb Anne – zauważyła Matty.

Ursula przeszła przez bramę z kutego żelaza.

– Chociaż tyle mogłam dla niej zrobić.

– Będzie mi jej brakowało.

– Mnie również – przyznała Ursula.

Kto zapłaci za mój pogrzeb, gdy przyjdzie czas? – pomyślała.

– Anne nie wydawała się osobą, która mogłaby odebrać sobie życie – stwierdziła Matty.

– To prawda.

Ursula w samotności zjadła kolację, tak jak zwykle. Po posiłku przeszła do małego, przytulnego gabinetu.

Do pokoju wtargnęła gospodyni, żeby zapalić światło.

– Dziękuję, pani Dunstan – powiedziała Ursula.

– Jest pani pewna, że nic pani nie będzie? – zapytała łagodnie pani Dunstan. – Wiem, że przyjaźniła się pani z panną Clifton. Trudno się pogodzić z utratą bliskiej osoby. Sama to przeżyłam kilka razy w ciągu ostatnich lat.

– Nic mi nie będzie – odpowiedziała Ursula. – Muszę tylko przejrzeć rzeczy panny Clifton, a potem położę się do łóżka.

– W takim razie już pójdę.

Pani Dunstan wyszła cicho z pokoju i zamknęła drzwi. Ursula odczekała moment, po czym nalała sobie solidną porcję brandy. Mocny trunek odegnał częściowo chłód, który odczuwała od śmierci Anne.

Po chwili podeszła do kufra, w którym były rzeczy należące do zmarłej.

Wyjmowała po kolei przedmioty i ogarniał ją coraz głębszy niepokój: pusty flakonik po perfumach, aksamitny woreczek ze skromną biżuterią, notes stenograficzny i dwie paczuszki nasion. I chociaż obecność każdego z nich z osobna można było łatwo wytłumaczyć, razem tworzyły całość nasuwającą kłopotliwe pytania.

Gdy przed trzema dniami gospodyni Anne znalazła ją martwą, natychmiast posłała po Ursulę. Tylko ją mogła wezwać. Z początku Ursula nie była w stanie zaakceptować faktu, że Anne albo umarła z naturalnej przyczyny, albo popełniła samobójstwo. Postanowiła zawiadomić policję, która stwierdziła bez chwili wahania, że nic nie wskazuje na to, by doszło do przestępstwa.

Ale Anne zostawiła liścik. Ursula znalazła zgnieciony skrawek papieru na podłodze obok ciała. Większość ludzi uznałaby dziwne znaki zapisane ołówkiem za przypadkowe bazgroły. Zmarła była jednak wykwalifikowaną stenotypistką i pracowała metodą Pitmana. I podobnie jak wiele innych zawodowych stenotypistek miała własny system kodowanego zapisu.

Liścik zawierał wiadomość skierowaną do Ursuli. Anne zdawała sobie przecież sprawę, że nikt inny nie odszyfruje jej osobistego systemu kodowania. Treść wiadomości brzmiała: „Za sedesem”.

Ursula usiadła przy biurku i wypiła kolejny łyk brandy, przyglądając się rozłożonym przedmiotom. Po chwili odsunęła na bok pusty flakonik. Znalazła go na niedużym biurku Anne, a nie z pozostałymi rzeczami. Wprawdzie to, że zmarła w ogóle nie pochwaliła się zakupem nowych perfum, wydawało się do niej zupełnie niepodobne, ale tak czy inaczej, flakonik nie miał w sobie nic tajemniczego.

Notes, sakiewka z biżuterią, nasiona – to już zupełnie inna sprawa. Dlaczego Anne ukryła te przedmioty za sedesem?

Po chwili otworzyła notes i zaczęła czytać. Odszyfrowywanie stenograficznego zapisu Anne szło powoli, ale po dwóch godzinach wiedziała już, że pomyliła się co do jednego. Opłacenie kosztów pogrzebu nie było ostatnią przysługą, jaką mogła wyświadczyć przyjaciółce.

Okazało się, że jest jeszcze jedna rzecz, którą musi zrobić dla Anne – znalezienie jej zabójcy.2

Slater Roxton przyglądał się Ursuli przez szkła okularów w drucianej oprawie.

– Co pani ma na myśli, do diabła? Panno Kern, dlaczego nie będzie pani mogła tu przychodzić przez kilka następnych tygodni? Przecież zawarliśmy umowę.

– Proszę przyjąć moje przeprosiny, sir, ale naprawdę pojawiła się pilna sprawa – wyjaśniła Ursula. – I muszę jej poświęcić całą uwagę.

W bibliotece zaległa kłopotliwa cisza. Ursula przygotowała się wewnętrznie na odparcie ataku. Poznała Slatera ledwie dwa tygodnie temu i pracowała z nim jedynie dwukrotnie, ale czuła, że intuicyjnie rozumie tego człowieka. A teraz okazało się, że jest trudnym klientem.

Opanował do perfekcji sztukę nieokazywania nastrojów i myśli, ale potrafiła rozpoznać kilka subtelnych sygnałów. Pogrążył się w milczeniu i wpatrywał się w nią bez zmrużenia powiek, co nie wróżyło nic dobrego. Siedziała sztywno wyprostowana na krześle, starając się nie dać po sobie poznać, że jego nieruchomy wzrok wywołuje ciarki na plecach.

Najwyraźniej doszedł do wniosku, że skoro nie zareagowała na jego dezaprobatę w taki sposób, jak się spodziewał, to należy podnieść poziom napięcia. Powoli wstał z fotela i oparł silne dłonie na wypolerowanym blacie mahoniowego biurka.

Poruszał się ze zwodniczym wdziękiem, który sprawiał, że otaczała go fascynująca aura cichej, skupionej siły. W całej jego postawie, począwszy od spokojnego sposobu mówienia, pozbawionego niemal całkowicie intonacji, a skończywszy na nieodgadnionych zielonozłotych oczach, wyczuwało się mroczny brak wszelkich emocji.

To wrażenie lodowatego spokoju wzmacniał jeszcze dobór garderoby. Znała go krótko, ale przez ten czas za każdym razem był ubrany w czarną płócienną koszulę i czarny krawat, a do tego czarne spodnie i czarny surdut. Nawet oprawki okularów zostały wykonane z matowego, czarnego metalu, bez złoconych czy posrebrzanych elementów.

W tej chwili Slater nie miał na sobie surduta o surowym kroju. Powiesił go na wieszaku przy drzwiach. Zdjął go zaraz po jej przyjściu, gotowy zabrać się do pracy nad katalogowaniem artefaktów.

Wiedziała, że nie ma prawa krytykować jego sposobu ubierania. Ona też chodziła wyłącznie w czerni. Od dwóch lat wkładała żałobny strój: wdowi welon i szykowną czarną suknię, a także czarne, sięgające kostki, zapinane botki na grubych obcasach. Uważała, że to zarówno stosowny ubiór do pracy, jak i kamuflaż.

Przeszło jej przez myśl, że stanowią ze Slaterem wyjątkowo ponurą parę. Gdyby ktoś wszedł do biblioteki, pomyślałby, że oboje są pogrążeni w nieutulonym żalu. A tymczasem dla niej była to tylko wygodna przykrywka. Zastanawiała się nie po raz pierwszy, jakie powody, by ubierać się na czarno, ma Slater. Jego ojciec zmarł przed dwoma miesiącami. I tylko ta sprawa ściągnęła go do Londynu po kilku latach przebywania zagranicą. Stał się teraz głównym zarządcą rodzinnej fortuny Roxtonów. Ursula nie miała jednak wątpliwości, że czarny strój to wieloletnie przyzwyczajenie, a nie oznaka żałoby.

Nawet gdyby tylko połowa z tego, co gazety wypisywały na temat Slatera Roxtona, była prawdą, to prawdopodobnie miał wystarczające powody, by nosić czarne ubrania. W końcu to kolor tajemnicy, a Slater stanowił dla wyższych sfer wielką zagadkę.

Przyglądała się Roxtonowi z głęboką nieufnością, przemieszaną z zaciekawieniem, ale też, z czego zdawała sobie sprawę, lekkomyślną fascynacją. Przeczuwała, że wypowiedzenie pracy, zwłaszcza w takim błyskawicznym trybie, nie spotka się z cierpliwym zrozumieniem chlebodawcy. Klienci często okazywali się trudni, ale nigdy dotąd nie spotkała kogoś takiego jak Slater. Wymykał się wszelkim regułom i sama myśl o kierowaniu nim po prostu nie mieściła się w głowie. Od początku znajomości było dla niej jasne, że Slater jest nieskrępowaną siłą natury i sam ustala dla siebie zasady. I doskonale wiedziała, że właśnie dlatego wydaje jej się szalenie interesującym mężczyzną.

– Właśnie tłumaczyłam, że pojawiły się nieprzewidziane okoliczności – powiedziała, starając się zachować profesjonalny i chłodny ton, gdyż wiedziała, że Slater natychmiast uczepi się choćby cienia niepewności czy słabości, jeśli je wyczuje. – Żałuję, że muszę odłożyć naszą współpracę na później, jednak…

– To dlaczego ją pani odkłada?

– Z powodów osobistych – odparła.

Zmarszczył czoło.

– Jest pani chora?

– Nie, oczywiście, że nie. Cieszę się doskonałym zdrowiem. Chciałam dodać, że mam nadzieję, iż będę mogła dokończyć katalogowanie zbiorów w późniejszym terminie.

– Doprawdy? A skąd pani wie, że nie znajdę innej osoby? W Londynie nie brakuje sekretarek.

– Ma pan do tego prawo, rzecz jasna. Muszę jednak przypomnieć, że na początku uprzedziłam pana, iż mam również inne zobowiązania zawodowe, które od czasu do czasu mogą kolidować z naszym harmonogramem. Wyraził pan zgodę na te warunki.

– Zapewniano mnie, że oprócz wielu innych wspaniałych zalet ma pani i tę, że można na pani polegać, pani Kern. Nie może pani po prostu rzucić pracy, jak gdyby nigdy nic.

Ursula poprawiła czarną spódnicę tak, że spływała eleganckimi fałdami wokół nóg. Chciała w ten sposób zyskać trochę na czasie. Atmosfera w bibliotece robiła się napięta, jak gdyby niewidzialny generator prądu naładował powietrze. Działo się tak za każdym razem, gdy znajdowała się blisko Slatera. Dziś jednak w tej niepokojącej i dość ekscytującej energii wyczuwała dodatkowo groźną nutę.

W ciągu krótkiego okresu ich znajomości ani razu nie widziała, aby wpadł w złość. Nie posunął się też do drugiej skrajności. Jeszcze nie miała okazji zobaczyć, jak się śmieje. Wprawdzie czasami jego usta rozciągały się w szybkim i bardzo przelotnym uśmiechu, a w zimnych zwykle oczach pojawiały się wówczas ciepłe iskierki, ale odnosiła wtedy wrażenie, że jest zdziwiony tymi przebłyskami emocji bardziej niż ona.

– Proszę przyjąć moje przeprosiny, panie Roxton – powtórzyła po raz kolejny. – Zapewniam pana, że nie mam wyboru. Czas mnie nagli.

– Mam wrażenie, że należy mi się bardziej wyczerpujące wyjaśnienie. Cóż to za nagląca sprawa, że wymaga aż zerwania naszej umowy?

– Dotyczy jednej z moich pracownic.

– Czuje się pani zobowiązana do zajmowania się osobistymi sprawami swoich pracownic?

– No cóż, tak, w dużym skrócie chodzi właśnie o to.

Slater wyszedł zza biurka, oparł się o nie i założył ręce.

Twarz o ostro zarysowanych kształtach miała surowy wyraz, świadczący o tym, że jej właściciel nie przebacza łatwo uraz. Niekiedy można było wyobrazić sobie Slatera jako anioła zemsty. A znów przy innych okazjach myślała, że byłby bardzo dobry w roli Lucyfera.

– Proszę się bardziej wyczerpująco usprawiedliwić, pani Kern – odezwał się. – Jest mi pani winna chociaż tyle, jak sądzę.

Pomyślała, że nic mu nie jest winna. Zadała sobie sporo trudu, aby od początku ustanowić jasne zasady współpracy. Była właścicielką Agencji Sekretarek Kern i w ostatnim czasie bardzo rzadko osobiście przyjmowała zlecenia. Jej firma szybko się rozwijała. W rezultacie w minionych miesiącach poświęcała czas wyłącznie pracy w biurze, szkoląc nowe sekretarki i prowadząc rozmowy z potencjalnymi klientami. Przyjęła posadę u Slatera tylko dlatego, że chciała wyświadczyć przysługę jego matce, Lilly Lafontaine, słynnej aktorce, która po zakończeniu kariery scenicznej zajęła się pisaniem melodramatycznych sztuk.

Ursula nie przypuszczała, że tajemniczy pan Roxton okaże się takim fascynującym mężczyzną.

– Skoro pan sobie tego życzy, to proszę bardzo – odpowiedziała. – Krótsza wersja tej historii jest taka, że postanowiłam podjąć pracę u innego klienta.

– Rozumiem – oznajmił. – To znaczy, że nie jest pani zadowolona z pracy u mnie?

W jego głosie wyczuła nutkę żalu. Uświadomiła sobie, że od początku traktuje jej odejście w kategoriach osobistych. W jeszcze większe zdumienie wprawił ją jednak fakt, że nie wydawał się jakoś szczególnie zdziwiony, iż rezygnuje z posady. Przyjął to raczej ze stoicką rezygnacją, jak gdyby widział w tym działanie fatum.

– Wprost przeciwnie, sir – odparła szybko. – Katalogowanie pańskich artefaktów wydaje mi się całkiem interesującym zadaniem.

– To może za mało pani płacę? – Dostrzegła w jego oczach przebłysk ulgi. – Jeśli tak, to możemy renegocjować warunki umowy.

– Zapewniam pana, że nie chodzi o pieniądze.

– Skoro praca panią interesuje, a wynagrodzenie jest zadowalające, dlaczego porzuca mnie pani dla kogoś innego? – zapytał.

Tym razem wydawał się wyraźnie zakłopotany.

Wstrzymała oddech i poczuła nagle ze zdziwieniem, że na jej twarz wypływają rumieńce. Pomyślała, że Slater zachowuje się niemal jak porzucony kochanek. Ale to wrażenie było, rzecz jasna, zupełnie niedorzeczne. Łączyła ich relacja wyłącznie zawodowa.

Właśnie dlatego tak rzadko przyjmujesz zlecenia od mężczyzn, napomniała się w duchu. To zawsze było obarczone pewnym ryzykiem. Kiedy wprowadzała w życie zasadę pracy głównie u kobiet, nie przewidywała jednak, że jej samej któryś z klientów wyda się pociągający. Miała raczej na myśli odwrotne sytuacje: to mężczyźni mogli stanowić zagrożenie dla dobrego imienia zatrudnionych u niej sekretarek. Zrobiła wyjątek dla Slatera Roxtona i teraz za to zapłaci.

Koniec końców dobrze się stało, że ich znajomość zostanie przerwana, zanim straci dla niego głowę i, prawdopodobnie, serce.

– A co do powodów odejścia… – zaczęła.

– Kim jest nowa klientka? – przerwał jej Slater.

– No dobrze, sir, przybliżę okoliczności, które każą mi przerwać pracę u pana, ale może się to panu nie spodobać.

– Niech pani spróbuje.

Rozkazujący ton Slatera wprawił ją w napięcie.

– Proszę mi wierzyć, że nie mam zamiaru się z panem sprzeczać… Zwłaszcza wobec faktu, że chcę wrócić na tę posadę w niedalekiej przyszłości.

– Dała mi pani jasno do zrozumienia, że mam poczekać, aż będzie pani mogła wrócić.

Machnęła dłonią w czarnej rękawiczce w stronę zabytkowych przedmiotów, które zagracały bibliotekę.

– Te dzieła sztuki są tu od lat. Mogą jeszcze trochę poczekać.

– Jak długo? – zapytał zbyt gładko.

– No cóż – odchrząknęła. – Chyba nie jestem w stanie tego dokładnie określić. Nie w tej chwili. Być może za kilka dni będę już mniej więcej wiedziała, jak długo to potrwa.

– Ja też nie mam zamiaru się z panią kłócić, pani Kern, ale chciałbym poznać nazwisko klienta, którego uważa pani za ważniejszego ode mnie. – Przerwał i wydawał się dziwnie poirytowany jak na niego. – To znaczy chciałem powiedzieć, że ciekawi mnie, jaką ma pani pilniejszą pracę niż katalogowanie moich artefaktów? Czy pani nowy klient jest bankierem? A może właścicielem dużego przedsiębiorstwa? Albo prawnikiem lub damą z wyższych sfer, która pilnie potrzebuje pani pomocy?

– Przed dwoma dniami wezwano mnie do domu kobiety, która nazywała się Anne Clifton. Pracowała dla mnie przez dwa lata. Była dla mnie kimś więcej niż tylko pracownicą. Uważałam ją za przyjaciółkę. Miałyśmy wiele wspólnego.

– Dlaczego mówi pani o niej w czasie przeszłym?

– Ponieważ znaleziono ją martwą w jej gabinecie. Wezwałam policję, ale inspektor, który zgodził się przyjechać, od razu uznał, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych. Uważa, że to był atak serca albo udar.

Slater nawet nie drgnął. Wpatrywał się w nią w taki sposób, jakby właśnie obwieściła, iż potrafi latać. Najwyraźniej nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Pozbierał się jednak z godną podziwu szybkością.

– Przykro mi z powodu śmierci panny Clifton – oznajmił, a po chwili, patrząc spod nieznacznie zmrużonych powiek, dodał: – Dlaczego wezwała pani policję?

– Bo uważam, że Anne mogła zostać zamordowana.

Slater spojrzał na nią bez słowa. W końcu zdjął okulary i zaczął je przecierać śnieżnobiałą chusteczką.

– Mhm – mruknął tylko pod nosem.

Ursula biła się przez chwilę z myślami. Prawdę mówiąc, bardzo chciała omówić swój plan z kimś, kto nie tylko okazałby zrozumienie, ale też udzielił pożytecznych rad – a zarazem zachowałby całą sprawę w tajemnicy. Intuicja mówiła jej, że Slater Roxton potrafi dochować sekretu. Ponadto w ostatnich dniach miała okazję się przekonać, że ma wybitnie logiczny umysł. Można by wręcz powiedzieć, że sztukę logicznego myślenia doprowadził niemal do absurdu.

– To, co w tej chwili panu powiem, jest ściśle poufne. Rozumie pan? – spytała.

Ściągnął ciemne brwi, co nadało mu posępny wyraz. Wiedziała, że poczuł się obrażony.

– Postawmy sprawę jasno: umiem trzymać buzię na kłódkę, pani Kern – rzucił chłodno, jakby wykuwał każde słowo z kawałka lodu.

Poprawiła rękawiczki, po czym zacisnęła mocno dłonie i oparła je na podołku. Przez chwilę milczała, zbierając myśli. Nikomu dotąd nie powiedziała, co zamierza zrobić, nawet swojej asystentce Matty.

– Mam powód, by podejrzewać, że Anne Clifton została zamordowana – powtórzyła to, co wcześniej. – Zamierzam zatrudnić się na jej miejsce w domu klientki. Mam nadzieję, że w ten sposób uda mi się natrafić na pewne wskazówki, które doprowadzą mnie do mordercy.

Po raz pierwszy, odkąd poznała Slatera, wydawał się zaskoczony. Wpatrywał się w nią przez kilka sekund zupełnie oniemiały.

– Co? – wydukał w końcu.

– To, co pan słyszał, sir. Policja nie widzi potrzeby, by przeprowadzić śledztwo w sprawie śmierci Anne. A ponieważ nie ma nikogo innego, kto mógłby to zrobić, sama się tym zajmę.

Slater zdołał się w końcu pozbierać.

– To czyste szaleństwo – rzekł bardzo cichym głosem.

Od razu zgasła jej nadzieja, że okaże zrozumienie. Wstała z krzesła i sięgnęła do małego aksamitnego kapelusza, aby ściągnąć na twarz czarną woalkę. Ruszyła w stronę drzwi.

– Przypominam panu o obietnicy dochowania sekretu – powiedziała. – A teraz, jeśli pan pozwoli, muszę już iść. Prześlę wiadomość, gdy tylko rozwiążę sprawę śmierci Anne. Być może rozważy pan wtedy możliwość ponownego zatrudnienia mnie.

– Pani Kern, proszę poczekać. Ani kroku dalej, dopóki nie rozplączę tego… splątanego węzła chaosu, który mi tu pani rzuciła.

Znieruchomiała z ręką na gałce i odwróciła się twarzą do Slatera.

– Splątanego węzła chaosu? To jakieś zagraniczne określenie, sir?

– Jestem pewien, że doskonale pani wie, co miałem na myśli.

– Nie ma czego rozplątywać. Zwierzyłam się panu ze swoich zamiarów tylko dlatego, że miałam nadzieję, iż zaoferuje mi pan radę lub pomoc. Ma pan wybitnie logiczny umysł, sir. Ale widzę, że byłam niemądra, oczekując zrozumienia dla mojego planu, nie mówiąc już o pomocy.

– Przede wszystkim dlatego, że ten plan nie jest ani racjonalny, ani logiczny – odciął się szybko. – To jest zupełnie nieprzemyślana strategia.

– Nonsens. Przemyślałam ten problem dogłębnie.

– Nie sądzę. Gdyby tak było, to doszłaby pani do wniosku, że ten plan jest lekkomyślny, obarczony dużym ryzykiem i bez wątpienia okaże się całkowicie bezowocny.

Wiedziała, że może nie odnieść się entuzjastycznie do jej decyzji o przeprowadzeniu śledztwa w sprawie śmierci Anne, ale spodziewała się, że zrozumie przynajmniej jej intencje. Jak mogła myśleć, że łączy ją ze Slaterem relacja oparta na wzajemnym szacunku?

I dlaczego ten fakt tak bardzo ją przygnębił? Przecież jest jej klientem, a nie potencjalnym kochankiem.

Zdobyła się na chłodny uśmiech.

– Niech pan się nie krępuje. Może pan powiedzieć otwarcie, co myśli o moim planie. Ale tylko do siebie. Bo ja nie będę tego wysłuchiwała.

Zaczęła otwierać drzwi, ale jednym susem znalazł się przy niej i zamknął je stanowczym ruchem.

– Jeszcze chwilę, pani Kern. Nie skończyłem naszej rozmowy.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: