Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Opowieści Starego Dębu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Październik 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Opowieści Starego Dębu - ebook

Od Autorki

Nasza przygoda z baśniami zaczęła się kilka miesięcy temu, kiedy moja bratanica Laura musiała napisać opowiadanie do szkoły pod tytułem „Historia mojej rodziny w postaci baśni”.
Tak powstała baśń Laury „Mój prapradziadek Maciej”.

Żeby Nikolka nie czuła się pokrzywdzona, dla niej napisałam baśń pod tytułem „Zagubiony Łoś”.

Mam nadzieję, że czytanie baśni przyniesie Wam tyle samo radości, ile mnie dało wymyślanie ich specjalnie dla Was.

"Opowieści starego dębu" to pięknie ilustrowana książka, która zachwyci niejednego młodego czytelnika.

Spis treści

Od Autorki
Mój prapradziadek Maciej
Zagubiony Łoś
Anuszka i sześć chusteczek
Popychadło
Truskaweczki

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7859-060-6
Rozmiar pliku: 4,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Mój prapradziadek Maciej

Nazywam się Laura, mam 10 lat i chodzę do IV klasy. Jestem uczennicą taką, jak miliony dzieci w całej Polsce, ale mam wyjątkową historię rodzinną.

Jest ona niezwykle ciekawa i fascynująca. Chociaż minęły tysiące lat, wszystkich członków mojej rodziny łączy jedno: MIŁOŚĆ DO ZWIERZĄT I PRZYRODY.

Dawno, dawno temu mój prapradziadek był łowczym na dworze króla. Do jego obowiązków należała ochrona królewskich lasów i zwierzyny przed kradzieżami.

Zbliżała się jesień, król planował zorganizowanie wielkiego jesiennego balu. Zażądał od mojego prapradziadka, aby dostarczył mu na pieczeń najpiękniejsze zwierzę, jakie spotka w lesie.

Maciej, bo tak miał na imię mój prapradziadek, wybrał się na polowanie. Nie chciał rozczarować i rozgniewać króla, który znany był ze swego okrucieństwa.

Tego dnia las wyglądał wyjątkowo pięknie, liście migotały bajkowymi kolorami.

Coś oślepiło Macieja. Początkowo myślał, że to słońce, które prześwituje między drzewami. Kiedy jednak dokładnie się przyjrzał, jego oczom ukazało się coś niesamowitego. Po polanie biegał przepiękny jednorożec. Maciejowi zabłyszczały oczy, podniósł strzelbę i już chciał zabić zwierzę, kiedy dopadły go wątpliwości.

— Czy królewska pochwała warta jest tego, aby zabić tak cudowne stworzenie, z którego na dworze zrobią pieczeń? Z pewnością nie! — podjął szybką decyzję, przewiesił broń przez ramię i podkradł się bliżej, aby podziwiać z ukrycia jednorożca.

Nagle na polanę wbiegły dwa kolejne jednorożce. Tym razem jeszcze dzieci. Widok zapierał dech w piersiach. Maciej ze zgrozą zauważył, że oto po drugiej stronie polany na drzewie siedzi królewski syn i mierzy w jednorożca.

Nie zastanawiając się długo, strzelił w drzewo, na którym siedział książę, a ten spadł z wielkim hukiem na ziemię.

Wystraszone jednorożce dopiero teraz zauważyły, co się wokół nich dzieje. Największy podbiegł do Macieja i odezwał się ludzkim głosem:

— Dziękuję, uratowałeś nam życie. Gdyby nie ty, już byśmy nie żyły. Uciekaj, król ci tego nie daruje. Wędruj na północ w kierunku czarodziejskiego lasu. Za nim znajduje się spokojna dolina, tam będziesz bezpieczny. Zbuduj w tym miejscu swój dom. Jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebował pomocy, zawołaj: „Przyjacielu, jednorożcu, przybywaj z pomocą”.

Po czym skłonił się w dziękczynnym geście i zniknął.Zagubiony Łoś

Dawno, dawno temu za górami, za lasami na pięknym wzgórzu znajdowała się wioska niezwykłych Łosi, które uwielbiały śpiewać, tańczyć, a przede wszystkim posiadały niezwykły dar uzdrawiania. Ich zdolności słynne były na całą okolicę.

Każdego dnia do wioski przyjeżdżali ludzie potrzebujący pomocy. Przychodziły też chore lub zranione zwierzęta z lasu. Łosie, które były niezwykle pracowite, nie zostawiły nikogo potrzebującego bez pomocy.

Wioska tętniła życiem od samego rana. Piękne fioletowe domki Łosi z białymi oknami i dachami lśniły czystością. Ogródki obok nich były piękne i zadbane. Pola ziołowe były ich największym skarbem. To tu spędzali najwięcej czasu. Pielęgnowali je z olbrzymim poświęceniem. To z nich robili swoje magiczne lekarstwa.

Dzieci już w przedszkolu uczyły się nazw ziół o och właściwości leczniczych.

Lolo, najmilszy, najmłodszy z przedszkolaków, a zarazem największy rozrabiaka był wnuczkiem najstarszego z Łosi. Jego dziadek Teo był przywódcą ich klanu. Lolo uwielbiał włóczęgi po lesie w jego towarzystwie. Dziadek Teo był najstarszym, a zarazem najpotężniejszym Łosiem. Znał wszystkie tajemnicze zaklęcia, magiczne, uzdrawiające mikstury. Wszystkie stare księgi z recepturami był w jego posiadaniu.

Teo potrafił opowiadać w tak zajmujący sposób, że Lolo, zamiast siedzieć w przedszkolu, zbaczał z drogi I szukał dziadka.

Pan Łoś i Pani Łosiowa nie byli z tego zadowoleni, ale Lolo potrafił tak się przymilać robiąc słodkie minki, że wybaczano mu wszystkie wybryki.

Także teraz wędrując z plecakiem do przedszkola z rozmarzeniem patrzył na niebo. Było piękne, błękitne, bez jednej chmurki.

– W taką pogodę mam siedzieć w zamknięciu i się uczyć? Mogę pouczyć się na świeżym powietrzu – postanowił mały Łoś, zbaczając z drogi wiodącej do przedszkola.

Schował plecaczek w dziupli starego drzewa i z uśmiechem na twarzy pognał leśną ścieżką na poszukiwanie dziadka i przygód.

Niestety, w żadnym z ich ulubionych miejsc go nie było. Rozczarowany rozejrzał się po polance, na której stał i nagle zobaczył pod drzewem pięknego prawdziwka.

„Mama się ucieszy, no i nie będzie krzyczeć na mnie, za to, że nie poszedłem do przedszkola, jeśli przyniosę jej tak pięknego grzyba” – pomyślał Lolo i zerwał go.

Zobaczył następnego i następnego, grzybów było coraz więcej. Wyciągnął z kieszeni wielką chustę, którą Łosie zawsze nosiły przy sobie, związał w supełek i przewiesił sobie przez ramię. Zbierał grzybki, chusta napełniała się w błyskawicznym tempie.

Wszedł w głąb lasu. Zajęty zbieraniem prawdziwków nie zauważył, że zboczył z drogi.

Spostrzegł to dopiero, kiedy chusta była pełna, ale było już za późno. Nie wiedział, gdzie jest, nie miał pojęcia jak wrócić do znanych mu miejsc.

Nagle coś zobaczył. Pod drzewem stało pięciu rozbójników. Mały, ufny Łoś chciał ich spytać o drogę, ale oni wcale nie mieli ochoty mu pomóc. Rzucili się na niego z siekierkami.

Przerażony Lolo zaczął uciekać między drzewami, po drodze gubiąc zawartość chusty. Udało mu się tylko schować ją do kieszeni.Wiedział, że nie ma szans. Byli więksi, silniejsi od niego, no i było ich pięciu, a on był tylko dzieckiem.

Mimo to postanowił dzielnie walczyć. Zatrzymał się, złapał kamień w rękę, obrócił się, napiął mięśnie. Rozbójnicy stanęli, zaczęli krzyczeć i uciekli.

„Ojej, ale ich przestraszyłem” – pomyślał Lolo i napiął z dumą swoje mięśnie.

Pewnie stałby tak dalej podziwiając je, gdyby nie zobaczył cienia.

Odwrócił się i wszystko zrozumiał, oto zbliżała się do niego podła wiedźma Honorata.

„No tak, teraz wszystko jasne. Rozbójnicy uciekli, bo wystraszyli się jej, a nie mnie” – pomyślał Lolo.Anuszka i sześć chusteczek

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami w przepięknej krainie zwanej Złocistym Królestwem żyl król Aleksander wraz z żoną Zofią i maleńką córką o imieniu Anuszka.

Poddanym króla Aleksandra żyło się bardzo dobrze, niczego im nie brakowało.

Prapradziadek Aleksandra, Aleksander zwany Hojnym, był zapalonym podróżnikiem.

Podczas jednej ze swych licznych podróży odkrył wyspę skarbów. Nigdy nikomu nie zdradził, gdzie ona się znajduje. Domysłom nie było końca. Wielkimi wozami zwoził skarby do pałacu w towarzystwie swych najbardziej zaufanych ludzi. Legendy o olbrzymim skarbie zgromadzonym w Złocistym Królestwie, krążyły po całym świecie. Coraz więcej władców innych królestw patrzyło chciwym okiem na dobrobyt i bogactwo Aleksandra Hojnego oraz jego poddanych.

W końcu zaczęli napadać Złociste Królestwo, próbując zagarnąć je wraz z całym skarbem dla siebie. Żadnemu to się jednak nie udało. Wojska Aleksandra Hojnego były silne i dobrze uzbrojone. Każdy atak wrogich państw odpierały w błyskawicznym tempie.

Tylko jeden z nich podstępem dotarł aż do pałacu. Arnold I – podły władca sąsiedniej krainy zwanej Alandią. Schwytał w lesie kilku rycerzy Aleksandra i w ich ubraniach udał się w kierunku pałacu. Kiedy dotarł do bram zamku, pewny był zwycięstwa. Wewnątrz było niewielu rycerzy, w przeważającej części były tam tylko dzieci, kobiety i staruszkowie. Większość rycerzy była na polu bitwy wraz z królem, pałacu broniła niewielka grupka mężczyzn.

Arnold I zacierał ręce i zerkał z chciwością na wrota zamku. Nikt mu ich jednak nie otworzył, strażnicy rozpoznali jego twarz i z daleka poinformowali królową, a wszyscy mieszkańcy Złocistej Krainy schronili się w tajemnym podziemiu. Arnold I zaskoczony tym, że nikt mu nie otwiera bram, rozkazał swoim ludziom zbudować drabinę. Po niej dostali się do opuszczonego pałacu.

Rozwścieczony Arnold przeszukał wszystko. Nie znalazł nic, ani żywej duszy. Zamek był pusty, w kuchni gotował się obiad, stół był nakryty. Zajmował pałac przez kilka dni, aż do króla Aleksandra dotarły wieści o jego podstępie.

Król wrócił do pałacu i odbił swoją własność, przegnawszy wrogie wojska ze swojego terytorium.

Minęły setki lat i nikt więcej nie odważył się napaść ponownie na Złociste Królestwo. Wszyscy nadal z zawiścią patrzyli na coraz bogatszą i rosnącą w siłę krainę, ale na tym się kończyło. Panował pokój.

Do czasu.

Królewska para spacerowała w ogrodzie w towarzystwie roześmianej Anuszki, kiedy minister wojny podbiegł do króla i z przerażoną miną powiedział:

— Wybacz, panie, przynoszę złe wieści:

— Co się stało? — odparł król.

— Wojska Arnolda IX zaatakowały północną część kraju. Palą wioski, kradną, biorą jeńców. Rycerze broniący granic nie byli w stanie go zatrzymać, jest silny. Co robić, Panie?

— Szykujemy się do wojny — zdecydował król.

Aleksander wyruszył na wojnę, królowa wraz z Anuszką została w pałacu pod ochroną najwierniejszej służby i grupy żołnierzy.

Każdego dnia wchodziły na najwyższą wieżę pałacu i czekały z trwogą na sokoła, który przynosił im w swoich szponach list od króla, informujący je o sytuacji. Niestety, te wieści nie były dobre. Arnold IX był tak silny, że aż budziło to przerażenie. Niszczył wszystko, co spotkał na swojej drodze.

Anuszka spędzała wiele dni ze swoją matką i nianią Jadwigą, wykonując robótki ręczne. Królowa Zofia słynęła ze swych „złotych dłoni”, cokolwiek wzięła w ręce, efekt końcowy zapierał dech w piersiach.

Tego dnia królewski sokół nie przyniósł wiadomości. Było paskudne deszczowe popołudnie. Anuszka wraz z matką i nianią zerkały z nadzieją na niebo, oczekując Filipa. Królowa miała zatroskaną twarz. Czuła się bardzo nieszczęśliwa. Bała się, przeczucie mówiło jej, że wydarzyło się coś złego. Nie chciała jednak niepokoić Anuszki.

Mała królewna z rozczarowaniem zerkała na niebo, tym razem jej ukochany tatuś nie przysłał jej listu.

— Mamo, dlaczego nie widać Filipa? — spytała dziewczynka swoim melodyjnym słodkim głosem.

— Nie wiem, moja maleńka. Może wiatr i deszcz uniemożliwiły mu lot. Poczekajmy do jutra. Wrócimy do pałacu, ogrzejemy się przed kominkiem z filiżanką gorącej czekolady, którą tak lubisz.

Anuszka zapiszczała z radości – zakręciła się i zanim królowa czy niania zdążyły coś powiedzieć, pobiegła ze śmiechem w kierunku schodów.

Wtedy królowa odezwała się do swojej wiernej służącej:

— Droga Jadwigo, martwię się, czuję, że wydarzyło się coś złego. Ty jesteś jedyną osobą, której ufam bezgranicznie. Potrzebuję twojej pomocy, przyjdź dziś wieczorem do mojej komnaty, kiedy Anuszka zaśnie.

Wieczorem Jadwiga zjawiła się w komnacie królowej.

Zofia siedziała przed kominkiem otulona ciepłym kocem, a po jej pięknej twarzy spływały łzy. W rękach trzymała robótkę. Stara służąca podeszła do swej Pani i objęła ją. Była dla niej jak matka, wychowała ją, a teraz dbała o Anuszkę.

— Nie płacz, królowo, wszystko będzie dobrze — powiedziała Jadwiga.

— Nie będzie, czuję to, dlatego cię wezwałam. Musisz zabrać Anuszkę w bezpieczne miejsce. Jutro zaczniemy przygotowania do waszej podróży.

— Pani, nigdzie nie pojadę bez ciebie, albo uciekamy wszyscy, albo zostajemy tu.

— Nie, ktoś musi zostać na zamku, nie mogę zostawić poddanych samych sobie. Króla nie ma, to ja odpowiadam za ich bezpieczeństwo. Uciekniesz podziemiami, nikt nie może was zauważyć.

— Możemy wszyscy zejść do podziemnego królestwa i tam czekać na powrót Aleksandra — odparła Jadwiga.

— Nie, do podziemnego królestwa można zejść tylko wtedy, jeżeli grozi nam olbrzymie niebezpieczeństwo, którego nie można zażegnać w inny sposób. Poddani nie powinni zbyt dużo o nim wiedzieć. Legendy, które krążą o naszym bogactwie, przynoszą nam tylko kłopoty. Idź, szykuj się do podróży.

Po tych słowach pożegnała się i wróciła do robienia chusteczek, które chciała dać Anuszce na drogę. Kiedy skończyła, poszła do komnaty i ze smutkiem spojrzała na śliczną buzię śpiącej królewny. Serce jej pękało na myśl, że niedługo będą musiały się rozstać. Wiedziała jednak, że tylko w ten sposób może ją ocalić.

Nastał świt. Przy śniadaniu Anuszka dowiedziała się, że musi opuścić matkę. Usłyszawszy to, rozpłakała się. Tuląc się do matki, błagała, żeby jej nie odsyłała.

— Skarbie, nie płacz, wszystko będzie dobrze. Pójdziesz z Jadwigą i przygotujesz wszystko na przybycie moje i taty. Poczekam tu na niego, a kiedy wróci, dołączymy do ciebie.

Po tych słowach ucałowała Anuszkę w czoło i wręczyła jej paczuszkę mówiąc:

— To parę drobiazgów, które przygotowałam dla ciebie. Kiedy będzie ci źle, będziesz za mną tęsknić, płakać, wycieraj oczka tą pomarańczową chusteczką, którą zrobiłam specjalnie dla ciebie, a będą się działy cuda. Tylko pamiętaj, nie możesz używać chusteczki w towarzystwie obcych ludzi. Może to widzieć tylko Jadwiga. Jeżeli będziesz płakać przy obcych, wytrzyj oczy rękawem, tak będzie bezpieczniej. Oprócz tego masz tu kocyk, który ogrzeje cię w chłodne dni, pierścień rodzinny i pięć magicznych jednorazowych chusteczek. Kiedy będziesz w niebezpieczeństwie, musisz jedną z nich, obojętnie którą, rzucić w górę i powiedzieć: „Chusteczko ma, chroń mnie od zła”. Mając ją przy sobie, jesteś bezpieczna, będziesz czuła, że jestem obok ciebie.

Po tych słowach Zofia podeszła do kominka i włożyła rękę do środka, szukając tajemniczego mechanizmu. Coś zatrzeszczało i ściana za kominkiem się rozsunęła.

Ich oczom ukazał się olbrzymi korytarz, ściany błyszczały szczerym złotem, a na jego końcu znajdowały się schody, również ze złota. Jego blask raził w oczy. Na ścianach płonęły pochodnie.

— Jak cudownie! Co to jest mamo? — spytała z zaciekawieniem Anuszka.

— To podziemne królestwo, nasze największe bogactwo, nasza kryjówka, to ona uratowała dawno, dawno temu naszych przodków. Mieszkają tam tylko najbardziej zaufani poddani oraz stu rycerzy broniących skarbów. Dbają o wszystko i nie mogą nigdy wyjść na powierzchnię ziemi. Korytarze prowadzą aż do granic sąsiednich królestw. Idźcie już, czas na was. Musicie wybrać korytarz prowadzący do Alandii. Nikt nie wpadnie na to, aby następczyni tronu Złocistego Królestwa szukać pod własnym nosem – w leśnej chatce. Idźcie już. Będę wysyłać wam informacje przez posłańców.

Ruszyły w drogę. Anuszka obserwowała wszystko z otwartą buzią.

— Jadwigo, jak tu cudownie — paplała zachwycona Anuszka.

— Wiem, też byłam pod wrażeniem, kiedy zobaczyłam to pierwszy raz.

Zeszły schodami i oczom Anuszki ukazało się podziemne państwo. Wszystko wyglądało jak na ziemi. Były drzewa, kwiaty, małe domki dla służby i rycerzy. Pałac był cały ze złota. Były pola, gdzie wieśniacy uprawiali pszenicę. Po podwórkach biegały kury, krowy, koty. Wszędzie stały złote wieże.

— Co to jest? — spytała Anuszka.

— W nich jest ukryty skarb, który nie zmieścił się w pałacu. Tylko ty i twoi rodzice mogą je otworzyć pierścieniem, który masz przy sobie. Chodź, pokażę ci pałac. Przenocujemy w nim, a rano ruszymy w dalszą drogę.

Zamek był przepiękny, mała królewna była oczarowana luksusem, jaki ukazał się jej oczom. Złote fontanny, złote ozdoby, przepych i bogactwo raziły w oczy.

— Teraz rozumiesz, Anuszko, dlaczego musimy to ukrywać. Takiego bogactwa nie znajdziesz nigdzie. Chodźmy do twojej komnaty, pora położyć cię do łóżka, musisz wypocząć przed podróżą — powiedziała Jadwiga.

Rano służba przygotowała im śniadanie, oczywiście na złotych półmiskach.

Pod pałacem stała złota kareta zaprzężona w sześć czarnych koni. Ich ozdoby i uprząż były również ze szczerego złota.

— Tym powozem zawiozę cię, królewno, w bezpieczne miejsce — powiedział stangret.

— Czy tu nie jest bezpiecznie? Dlaczego nie mogę zostać w Złotym Pałacu? — spytała Anuszka.

— Nie, twoja mama obawia się, że jakiś zbieg okoliczności spowoduje, iż ktoś odkryje wejście do Złotego Podziemnego Królestwa.

Ruszyli w drogę, Anuszka podziwiała piękno i bogactwo swojego państwa. Poddani napotkani po drodze pozdrawiali małą królewnę.

Wieczorem zatrzymały się w Złotej Karczmie. Jadwiga postanowiła, że tu przenocują.

Rano, po śniadaniu, które podała im miła, starsza kobieta, niania podeszła do Anuszki i powiedziała:

— Od tej pory jesteś Mira, a ja jestem twoją babcią Matyldą. Teraz musimy cię przebrać, nie możesz już ubierać się w swoje drogie, piękne suknie, to zbyt niebezpieczne. Poza tym musimy schować pod czepkiem twoje złote włosy, rozumiesz? — spytała Jadwiga.

— Tak, nianiu — odparła grzecznie królewna.

Spakowały się i ruszyły w dalszą drogę. Późnym popołudniem dotarły do granicy.

Służący powiedział:

— Tam, królewno, za tą złotą bramą są schody. Po nich wejdziecie na górę i wyjdziecie drzwiami do groty. Grota leży już na terytorium Alandii. Bramę i drzwi otworzysz pierścieniem, który dała ci matka. Nie zapomnij ich potem zamknąć – to dla naszego bezpieczeństwa. Drzwi w grocie tylko od wewnątrz są złote, z drugiej strony wyglądają normalnie.

— Dobrze, nie zapomnę, ale jak będziecie wysyłać nam informacje, jeżeli was zamknę? — spytała rozsądnie Anuszka.

— Nie martw się, złote myszy twojego prapradziadka mają swoje drogi, którymi dotrą do chatki.

— Złote myszy? — spytała zdziwiona Anuszka.

— To brzmi niewiarygodnie, ale one są naprawdę złote, służyły już Aleksandrowi I. Wiem tylko, że nie odstępowały go nawet na krok. Mieszkały w jego komnacie, a po jego śmierci zeszły do podziemnego królestwa. Mieszkają na poddaszu w złotym pałacu.

— W porządku, w takim razie do zobaczenia — powiedziała Jadwiga i ruszyły w kierunku złotej bramy.

Anuszka wyciągnęła pierścień i otworzyła bramę, potem ją zamknęła i zaczęły wspinać się po krętych, złotych schodach. Stanęły przed drzwiami i kiedy Anuszka je otworzyła, oślepiło je światło. Zamknęła brzydkie kamienne drzwi od zewnątrz i ruszyły przed siebie. Niestety nie były same, grota była zamieszkana. Tego nikt im nie powiedział.

Ich przerażonym oczom ukazało się stado orłów, jeden z nich karmił pisklęta. Orły, które dopiero teraz zauważyły przybycie nieproszonych gości, ruszyły do ataku.

Dziewczynka szybko wyciągnęła jedną z chusteczek, które podarowała jej matka, i rzuciła ją w górę.

Żółta chusteczka zakręciła się w górze, kiedy Anuszka wypowiedziała słowa:

— Chusteczko ma, chroń mnie od zła.

Zamieniła się w powietrzu w klatkę i spadła na ziemię, zamykając orły. Ptaki miotały się w klatce, wydając przeraźliwe okrzyki.

Anuszka zasmuciła się.

— Nianiu, one nam już nic nie zrobią, ale co się teraz stanie z małymi, umrą z głodu, bo nie będzie komu ich karmić.

— Tak, masz rację. Poza tym dobrze, że one tu były, bo nikt nieproszony nie mógł znaleźć drzwi do podziemnego królestwa.

— Co mogłybyśmy zrobić? Spójrz, jakie one śliczne — powiedziała Anuszka, zbliżając się do malutkich orlątek.

Duża orlica wydała przeraźliwy krzyk, widząc, że dziewczynka zbliża się do jej dzieci.

Popychadło

Był mroźny, zimowy wieczór, kiedy wiedźma Amelinda wkroczyła na teren królestwa króla Wiktora i królowej Magdaleny. Rzucała czarami na prawo I lewo, niszcząc wszystko wokół siebie.

Wpadła do zamku i swoimi zimnymi jak lód oczami zmieniła wszystkie napotkane osoby w kamienne posągi. Cały pałac wypełnił się kamiennymi figurkami.

Kucharz, który właśnie próbował przygotowanej przez siebie potrawy zastygł z łyżką w dłoni, tak samo jak służąca zamiatająca właśnie korytarz oraz cała reszta ludzi pracujących na zamku. Wszyscy zapadli w kamienny sen.

Czarownica udała się do komnaty królewskiej pary. Nie zastała ich tam jednak, więc rozkazała swoim ludziom ich znaleźć. Sama zaś udała się do kuchni, gdzie roznosił się wspaniały zapach.

Czarownica podeszłą do garnka, omijając po drodze kilka pomocy kuchennych i spróbowała potrawy.

— Cudowna! — zawołała wiedźma, po czym wzięła z półki talerz i napełniła go do pełna.

Potem sięgała do kolejnych garnków, zajadając się znajdującymi się w nich smakołykami. Doszła do wniosku, że kucharza odczaruje jako pierwszego, bo rewelacyjnie gotuje.

Jej rozmyślania przerwał wbiegający do kuchni błazen, który krzyknął:

— Pani, oni są na przejażdżce saniami.

Słysząc to Amelinda uniosła się w powietrze i udała królewskiej parze na spotkanie.

Orszak królewski wyjeżdżał właśnie z lasu.

— Stać – krzyknęła wiedźma.

— Zejdź, kobieto, z drogi królowi i królowej — rozkazał jeden z rycerzy.

— Nie mam ochoty, od tej pory to ja jestem tu królową — powiedziała wiedźma.

— Co tam się dzieje? — spytała królowa.

— Nie mam pojęcia — odparł król i zawołał jednego ze swych rycerzy.

— Panie, jakaś kobieta wyglądająca na czarownicę mówi, że przejmuje władzę nad królestwem.

— Zamknijcie ją w lochach — rozkazał król wysiadając z sań, królowa Magdalena patrzyła z lękiem na śpiącego królewicza Jasia i na jego nianię.

Ta, czując zbliżające się niebezpieczeństwo, wzięła małego księcia na ręce i wysiadła niepostrzeżenie z sań, po czym schowała się za drzewem.

Tymczasem król krzyknął:

– Brać ją!

— Ha! Ha! Ha! — zaśmiała się Amelinda i zamieniła wszystkich rycerzy w kamienne posągi, po czym dodała: — Przejmuję władzę nad twoim królestwem. Zamieniłabym Was też w posągi, ale to byłoby zbyt łaskawe, z mojej strony. Chcę abyście czuli cierpienie.

Wypowiedziała zaklęcie i zamieniła królewską parę w dwa dęby, a następnie udała się do zamku, gdzie odczarowała służbę i rozkazała im jej służyć.

Amelinda rozglądała się z zadowoleniem wokół siebie.

— Tak, to wszystko jest teraz moje.

Z dumą przymierzała wszystkie suknie królowej i jej biżuterię. Oglądając pałac dotarła do pięknie urządzonego pokoiku. Jej oczom ukazała się kołyska. Dziecko? Królewskie dziecko! Trzeba je zgładzić! — pomyślała wiedźma i podeszła do kołyski. Ta jednak okazałą się pusta. Wściekła Amelinda pognała do służby.

— Gdzie jest dziecko?

— Nie wiemy — odparły zgodnie z prawdą służące. — Było na przejażdżce z królową i królem, nie wiemy gdzie jest.

— To chłopak czy dziewczynka?

— Chłopak!

Ludzie wiedźmy wyruszyli na poszukiwanie małego królewicza.

Tymczasem zmarznięta Anna dotarła do zamku. Weszła niepostrzeżenie tylnym wejściem do pokoi dla służby. Zawołała swoją córkę, która pracowała w kuchni, a jej mąż był stajennym w królewskich stajniach. Podała im smacznie śpiącego księcia na ręce i kazała mówić wszystkim, że to ich dziecko – dziewczynka. Ze strachu przyniosła ubranka, które nosiła jej córka i przebrali księcia. Cała służba chroniła księcia. Nazwali go Joasią. Mały rósł jak na drożdżach.

Kiedy wiedźma nie widziała, podsuwali mu najlepsze smakołyki. Zapuszczono mu włosy, a że był ładny, wyglądał rzeczywiście jak dziewczynka.

Nikt nie domyślał się, że mają pod nosem prawdziwego księcia. Poganiano go i dokuczano mu przy byle okazji..

— Umyj schody!

— Nanoś wody!

— Nazbieraj kwiatów dla Amelindy.

— Odsuń się, niezdaro — naśmiewali się z niego ludzie wiedźmy.

Często podstawiali mu nogi, popychali. Przewracał się, ale znosił wszystko z pokorą.

— O, nasze popychadło już wstało — naśmiewali się rycerze wiedźmy.

Truskaweczki

Dawno, dawno temu za górami, za lasami w wielkim lesie na wzgórzu nieopodal rzeki mieszkały leśne skrzaty, nazywano je „Truskaweczki”. Miały wielkie, szczere oczy, wiecznie roześmiane buźki, uszy, które rozkładały się jak wachlarz.

Dachy ich słomianych domków pięknie błyszczały w słońcu. Truskaweczki były farmerami, zajmowały się uprawą nie, czego innego, jak truskawek.

Obok wioski na wzgórzu znajdowały się ich olbrzymie plantacje.

Kiedy jedne pracowały przy uprawie owoców, inne jeździły do pobliskiego miasteczka na jarmark je sprzedawać. Z tego żyły.

Truskawka Maik właśnie jechał przez most do domu. Był przepiękny słoneczny dzień.

— Wspaniała pogoda, owoce będą pięknie dojrzewać w słońcu – pomyślał Maik. Poprawił kapelusz i otarł pot z czoła.

Tego dnia sprzedał swój towar wyjątkowo szybko, było dopiero południe, postanowił chwilkę odpocząć.

Kiedy koń skubał trawę, on leżał na trawie i delektował się ciepłymi promykami słońca muskającymi mu po twarzy. Tą cudowną chwilę przerwał mu przeraźliwy krzyk:

— Pomocy!!!

Zerwał się i pobiegł do miejsca, z którego dochodziło wołanie. W dziurze wśród skał siedziała biała truskawka w czerwone kropki. Maik przeraził się i teraz to on zaczął krzyczeć.

— Epidemia! Ratuj się, kto może!

— Jak epidemia?! Co ty za bzdury opowiadasz! Pomóż mi!

— Nie, bo mnie zarazisz, strasznie wyglądasz, taka bladzizna jesteś.

— Przestań głupoty wygadywać, pomóż mi stąd wyjść. Nie jestem chora, jesteśmy nową odmianą, przybyliśmy niedawno w te okolice, zbudowaliśmy naszą wioskę niedaleko stąd. Chciałam przywieźć kilka kamieni do dekoracji ogródka. Zobacz, tam pod drzewem stoi mój wózek – powiedziała nieznajoma.

Maik zerknął i rzeczywiście zobaczył stojący nieopodal wózek do połowy napełniony białymi kamieniami.

— Dobrze, pomogę ci stąd wyjść, wezmę jednak gałąź, bo ci nie ufam, nie chcę cię dotykać. Trochę już żyję na tym świecie, ale czegoś takiego jak biała truskawka jeszcze nigdy nie widziałem – powiedział Maik.

Kiedy nieznajoma stanęła obok niego, mógł ją sobie dokładnie obejrzeć.

— Ładna – pomyślał.

— Witaj, dziękuję ci za pomoc. — Ukłoniła się truskaweczka.

— Jestem Alicja, a ty?

— Maik, miło było cię poznać, muszę już iść — powiedział młody farmer i poszedł w kierunku wozu.

Jechał szybko do wioski. Chciał jak najszybciej podzielić się swoim odkryciem.

W wiosce coś się działo. Wszyscy byli zdenerwowani, każdy szeptał z przerażeniem o chorobie, która niszczy truskawki. Najstarsza z truskawek zabroniła wszystkim zbliżać się w okolicę wioski chorych truskawek.

Nikt nie chciał się zarazić.

Słysząc te słowa Maik postanowił się w ogóle nie przyznać do tego, że miał kontakt z białą truskawką. Bał się, że uznają go za chorego i wygonią.

Nawet jej wierzył, że nie jest chora. Z energią pakowała kamienie do dekoracji ogródka na wózek. Na chorą nie wyglądała. Bał się jednak, że nikt mu nie uwierzy, tym bardziej, że ta mała bardzo mu się spodobała, czego nie potrafił ukryć.

— Tak ładnie się uśmiechała – rozmarzył się Maik.

Postanowił znów ją zobaczyć. Z niecierpliwością czekał na ranek.

Wracając z jarmarku zatrzymał się w tym samym miejscu co dzień wcześniej. Rozglądał się, ale nigdzie nie widział Alicji. W skrytości marzył o tym, że i ona będzie chciała go spotkać i pojawi się nad rzeką.

Już powoli zaczął zbierać się do domu, kiedy ją zobaczył.

Wyglądała ślicznie. Niosła w ręce wiklinowy koszyczek wypełniony kwiatami.

— Witaj, Maik — ucieszyła się Alicja — miałam nadzieję cię tu spotkać. Chciałam ci jeszcze raz podziękować za pomoc – powiedziała biała truskawka. Może miałbyś ochotę na spacer ze mną? – zaproponowała.

— Chętnie, pokażę ci okolicę i niebezpieczne miejsca, które trzeba omijać. Nie mogę cały dzień cię pilnować, muszę pracować – zażartował Maik.

Od tej pory zaczęli spotykać się codziennie nad rzeką. Maik bał się, że ktoś ich zobaczy, tym bardziej, że od kilku dni zaczęło dziać się coś niepokojącego. Ich piękne wypielęgnowane pole truskawkowe było nocami niszczone. Oczywiście pierwsze podejrzenie padło na nieznajome białe truskawki.

Alicja zapewniała Maika, że nie mają z tym nic wspólnego i choć jej wierzył, nie mógł stanąć w ich obronie.

Pola białych truskawek również zaczęto niszczyć. Ci znowu obwiniali czerwone truskawki. Alicja postanowiła rozwiązać tą zagadkę i tego dnia zaraz po powrocie do wioski poszła porozmawiać z ich przywódcą.

Opowiedziała mu o wszystkim, o tym jak się poznali. Jak spędzali wspólnie czas i jak wspaniale się rozumieli. Powiedzieli o tym, że czerwone truskawki podejrzewają ich o szkody na ich polach.

Przywódca wysłuchał opowieści Alicji i postanowił wyjaśnić całą sytuację, udając się do wioski czerwonych truskawek. Tak też zrobił.

Czerwone truskaweczki pracowały w wiosce, gdy jedna z nich przerażona pokazała innym pięcioro nieproszonych gości stojących na moście z kijami w dłoniach, na których trzepotały białe chusty – znak przybycia z pokojową misją. Popatrzyli niepewnie na siebie, ale zaprosili niespodziewających gości do stołu.

Popijając herbatę zaczęli rozmowę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: