Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętnik dinozaura - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Sierpień 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Pamiętnik dinozaura - ebook

Pełna humoru, pouczająca opowieść biograficzna. Autor opisuje niezwykłe koleje swego losu od wczesnego dzieciństwa do późnej starości jednocześnie prowadząc czytelnika przez kolejne etapy historii naszego kraju. Okupacja i zmieniające się systemy polityczne powojennej Polski stanowią tło osobistych przeżyć, zagraniznych wyjazdów oraz trudnych niekiedy wyborów i decyzji. Wspaniała lekcja tego, jak zmienna sytuacja społeczna i polityczna warunkuje ludzkie losy, a także tego, jak w obliczu zmian zachować można spokój, dystans i pogodę ducha.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64299-56-8
Rozmiar pliku: 820 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I Koniec beztroskiego dzieciństwa

Kiedy sięgam pamięcią tak daleko, jak tylko jestem w stanie, to najwcześniejsze lata mego istnienia kojarzą mi się z przyjaznymi twarzami mojej mamy, ojca, niani i dziadków, a także z domem, w którym mieszkaliśmy, z ogrodem pełnym drzew, kwiatów i warzyw, z zapachem bujnie rosnącej zieleni i ciepłem promieni słońca oświetlających bogaty krajobraz Podola, gdzie się urodziłem i gdzie spędziłem wczesne dzieciństwo. Jak w kalejdoskopie przesuwają się przed moimi oczami urywki zdarzeń, które, pozornie nie mając ze sobą nic wspólnego, składają się na obraz nieznanego mi jeszcze otaczającego mnie świata, który w pierwszych latach mojego życia wydawał się przyjazny, a w miarę mego dorastania, niekiedy okrutny i bezlitosny.

Szybko minął okres szczęśliwego dzieciństwa i nastały czasy grozy, trwogi i bólu. Wybuchła druga wojna światowa. Pośród urywków wspomnień z tamtych lat, w mojej pamięci utrwaliły się te z nich, które w znaczący sposób wyznaczały istotne etapy mego życia i jestem pewien, że nigdy nie ulegną one zatarciu. Na pewno nie zapomnę pożegnania z moim ojcem, który, idąc na wojnę, będąc już w pełnym oficerskim umundurowaniu, ściskał mnie, trzymając na wysokości swojej twarzy niczym kukiełkę. Czy też zapłakanych oczu mamy, która żegnała go, świadoma, że być może widzi go po raz ostatni.

Nastały trudne i ponure czasy. Zostaliśmy sami z mamą, nianią i dziadkami. Na teren naszego miasta wkroczyło wojsko radzieckie. Zaczęły się wizyty żołnierzy w dziwnych niebieskich czapkach, dopytujących się o mego ojca. Pamiętam przerażenie obecne na twarzach domowników towarzyszące tym odwiedzinom i szepty dorosłych rozlegające się po wyjściu żołnierzy. Docierały do nas zatrważające wiadomości o aresztowaniach i wywozie ludzi w głąb Rosji. Nie mieliśmy też żadnych wiadomości o moim ojcu. Aż pewnego późnego wieczora ktoś zapukał w okno. Mama wyszła do przedpokoju i zapytała, kto to? Odezwał się słaby męski głos. To był mój ojciec. Wymizerowany, nieogolony i ubrany w cywilne łachmany, utykając i wspierając się na jakimś kiju, wszedł do mieszkania. Z jednej strony zapanowała ogromna radość, z drugiej zaś strach o to, czy ktoś nie naśle funkcjonariuszy NKWD, którzy systematycznie wyłuskiwali polskich oficerów i byłych funkcjonariuszy policji.

Gdy ojciec był już umyty i przebrany w normalne ubranie, chcieliśmy go jak najszybciej nakarmić. Niestety, mama nie była świadoma, że po wielodniowej głodówce jajecznica, którą podała ojcu, spowoduje gwałtowny odpływ krwi i nieomal zapaść. Po dwóch czy trzech kęsach ojciec padł na podłogę jak rażony piorunem. Na szczęście udało się go w miarę szybko ocucić i stopniowo przyzwyczaić do względnie normalnych posiłków. Zaczęliśmy też natychmiast rozważać sposób „legalnego” ujawnienia obecności ojca. Dlatego już następnego dnia udało nam się skombinować fałszywe dokumenty i stworzyć wersję jego powrotu z okupowanej przez Niemców Generalnej Guberni, gdzie rzekomo zajmował się opieką nad chorą obłożnie siostrą.

Prawda natomiast była taka, że oddział dowodzony przez mego ojca został rozbity przez Rosjan, a ocalałym żołnierzom kazano na własną rękę przedzierać się do ich miejsc zamieszkania. Mego ojca uratował i przez jakiś czas przechowywał Ukrainiec, jego były podkomendny i to właśnie on „wystroił” go w te łachmany. Tak przebrany, mój ojciec wędrował nocami piechotą przez wiele kilometrów, zanim dotarł do domu.

Mimo, że posiadał podrobione fachowo dokumenty, wolał nie ryzykować kontaktu z NKWD, to też wraz z paroma kolegami utworzyli zespół drwali, który zajął się usuwaniem uszkodzonych przez pociski drzew w parku miejskim Tarnopola i w pobliskich lasach.

W ten sposób przeżyliśmy parę miesięcy, drżąc ze strachu w dzień i w nocy, aż do czasu ataku Niemiec na Rosję. Tempo, w jakim Niemcy „połykali” terytorium okupowane uprzednio przez Rosjan było niewiarygodnie szybkie. Niemal z dnia na dzień władze rosyjskie zostały zastąpione przez niemieckie, a NKWD zastąpiło Gestapo. Wraz ze zmianą okupanta zmieniły się również nastroje w miejscowym środowisku. Oprócz języka niemieckiego, który można było usłyszeć we wszystkich publicznych miejscach, coraz częściej i donośniej brzmiał na ulicach również język ukraiński, gdyż nacjonaliści ukraińscy, naiwnie wierząc w niemiecki altruizm, byli przekonani, że Niemcy pomogą im w stworzeniu niezawisłej Ukrainy. Doszło do bliskiej współpracy między władzami niemieckimi a zatrudnionymi przez nie funkcjonariuszami ukraińskimi, którzy wykazywali się nadgorliwością w wykonywaniu poleceń okupanta i okrucieństwem wobec Polaków, jeńców i Żydów. Docierały do nas wiadomości o bandyckich napadach na polskie rodziny, morderstwach i bestialskich wyrokach egzekwowanych przez ukraińskich „patriotów”.

Po kilku miesiącach niemieckich rządów codziennością stały się uliczne łapanki, internowanie Żydów w gettach, rewizje w poszukiwaniu partyzantów itp. Tłem tych wszystkich wydarzeń była ogólna bieda, niedostatek właściwie wszystkiego, a głównie żywności. Kontrybucja płodów rolnych i zwierząt rzeźnych praktycznie wykluczała istnienie legalnego wolnego rynku, a przyłapanie kogokolwiek na nielegalnym handlu groziło bardzo surowymi karami, a nawet śmiercią.

Po kilkunastu miesiącach takiej udręki zaczęły do nas dochodzić wiadomości o rosyjskiej ofensywie, a niedługo po tym słychać już było pomruki wystrzałów artyleryjskich na wschodzie.

Coraz częściej na naszym niebie gościły rosyjskie bombowce skutecznie likwidujące to, czego nie zniszczono w poprzednich walkach. Do codziennych, niemal rytualnych czynności, należało schodzenie do piwnicy, zaraz po usłyszeniu warkotu nadlatujących samolotów i wychodzenie z niej, kiedy nalot się kończył.

Ponadto nasz dom zlokalizowany był w stosunkowo niedużej odległości od stacji kolejowej, będącej ważnym węzłem komunikacyjnym. Z tego też powodu większość ataków bombowych koncentrowała się na tej właśnie stacji, zatem niezależnie od narodowości okupanta, każdy z nich bronił dostępu do trakcji kolejowej przy pomocy myśliwców i artylerii przeciwlotniczej. Wielokrotnie zrzucano bomby gdzie popadło, po czym bombowce ratowały się ucieczką z miejsca o tak dużej koncentracji ognia.

Jako skutek tych działań na naszym podwórku, w niedużej odległości od domu, a także w ogrodzie, jeden po drugim powstały okazałe leje po wybuchu bomb i tylko Bóg jeden wie, jak się to stało, że nasz dom ocalał (oczywiście bez ani jednej szyby we wszystkich oknach).

Jednak pewnego dnia któryś z bombowców trafił w stojący na bocznicy skład wagonów z amunicją. Jeśli można by było sobie wyobrazić odgłosy towarzyszące zagładzie świata, to właśnie takie dźwięki wydawały wybuchające pociski, i to nieprzerwanie przez trzy doby. Dlatego przez te trzy dni nikt z przebywających w piwnicy jej nie opuścił. Oczywiście nie wiedzieliśmy, co się naprawdę działo. Gubiliśmy się w domysłach na temat jakiejś szczególnej ofensywy czy zmasowanego ataku na dworzec kolejowy. Dopiero kiedy odgłosy wybuchów zaczęły następować po sobie w nieregularnych odstępach i przybierały różną tonację, domyśliliśmy się, że to wybuchająca amunicja.

Nie trzeba dodawać, że cały teren otaczający dom i sam budynek zasypany był tysiącami odłamków, a dach przypominał wielkie sito. Niestety, budynek nie nadawał się już do zamieszkania, wymagał poważnego remontu. Mama zadecydowała o przeprowadzce do położonego w innej części miasta domu dziadków ze strony ojca i tak też się stało. Dziadkowie mieli duży dom oddalony o kilka kilometrów od naszego, ale niesąsiadujący z żadnym strategicznym obiektem mogącym stanowić cel ataków lotniczych. Nie mniej jednak trafiały się tam jakieś przypadkowe pociski czy bomby i właśnie jedna z nich zniszczyła dom samotnie mieszkającej starszej sąsiadki, która od tego czasu dołączyła do grupy osób mieszkających u moich dziadków. Jej obecność, a dokładnie pewien atrybut towarzyszący jej zawsze i wszędzie, powodował u mnie pewien rodzaj obsesji. Atrybutem tym był nocnik. Nawet teraz, mimo całych wieków dzielących mnie od tamtych czasów, nie bardzo potrafię wytłumaczyć sobie moją niechęć do tego, bądź co bądź użytecznego, przedmiotu. Tym bardziej, że jak wspomniałem, jego właścicielką była osoba starsza, nie bardzo kontrolująca swoje potrzeby fizjologiczne. W każdym razie, postanowiłem dokonać ataku na urynał, a co najmniej, uniemożliwić jego wykorzystanie zgodne z przeznaczeniem.

Jak pomyślałem, tak i, na swoją zgubę, zrobiłem. Pewnego słonecznego, wolnego od nalotów dnia, dostrzegłem swego „nieprzyjaciela” suszącego się na płocie ogródka. Po chwili miałem już w ręku ostro zakończony, zagięty w formie haka metalowy pręt, którym wykonałem sporą dziurę pośrodku dna, i to jednym, precyzyjnym uderzeniem.

To co się działo później, można porównać jedynie ze zmasowanym atakiem bombowym.

Nikt nie chciał dać wiary mojej sugestii o rzekomym uszkodzeniu nocnika przez zabłąkaną kulę lub odłamek, ponieważ akurat podczas tej wojny nie używano kwadratowych kul, a mój metalowy pręt miał właśnie taki przekrój. Trudno także było podejrzewać o akt wandalizmu skierowany przeciwko dnu nocnika jedynego w domu mężczyznę (poza mną)w osobie mego dziadka. Zatem podejrzany okazał się tylko jeden — to znaczy ja. Tym bardziej, że ktoś z domowników znalazł porzucony przeze mnie pręt, który idealnie pasował do wykonanego w nocniku otworu. Oczywiście tuż po orzeczeniu winy, moja mama dokonała na mnie „egzekucji”, wymierzając parę solidnych pasów w miejsce, gdzie plecy kończą swoją cenzuralną nazwę, ale najgorsze co ją czekało, to szukanie nowego nocnika lub naprawa dziurawego. Po trwających dwa dni poszukiwaniach zakończonych fiaskiem, udało się mojej mamie znaleźć pana, który obiecał zlutować zniszczony nocnik. Właścicielka tego skarbu była szczęśliwa. Tylko wtedy, kiedy patrzyła w moją stronę, jej wzrok mnie zabijał.

Przy całym dramatyzmie wydarzeń powodowanych działaniami wojennymi samo życie stwarzało niekiedy sytuacje komiczne, rozjaśniające nieco ponurą atmosferę wojny. Do takich wydarzeń mogę zaliczyć jeden z tych dni, w którym wszyscy chroniliśmy się jeszcze w piwnicy. Moja mama wysłała nianię do mieszkania po kocyk dla mnie, ponieważ akurat zdarzyła się przerwa w kanonadzie. Po chwili, kiedy niania była już na górze, strzały odezwały się ponownie, a wśród dźwięków wystrzałów dobiegających z zewnątrz, słychać było też inny odgłos, dochodzący z mieszkania. Wszyscy byli przerażeni, gdyż niania nie wracała już przez dłuższy czas. Spodziewaliśmy się najgorszego… Po chwili jednak klapa wejściowa do piwnicy uchyliła się i w słabym świetle dochodzącym z korytarza zobaczyliśmy strasznego, kudłatego potwora. W reakcji na to zjawisko, ktoś przeraźliwie zapiszczał, kto inny krzyknął „O Boże!”, a ja podbiegłem w stronę wyjścia, bo rozpoznałem moją nianię Marysię, tylko jakże zmienioną! Okazało się, że kiedy rozpoczęła się kolejna strzelanina, Marysia przezornie schowała się pod łóżko. Obok łóżka, na stoliku stał pokaźny słój z miodem pitnym (z własnej pasieki). Oto prawdopodobny przebieg zdarzeń: zapewne strzelec pokładowy jakiegoś samolotu dla wszelkiej pewności puścił serię z karabinu maszynowego przez okno budynku, roztrzaskując przy okazji słój z miodem, który rozpryskując się, obficie zmoczył leżącą na podłodze Marysię, a kolejna kula rozpruła jakąś poduszkę, z której wyleciało pierze i przykleiło się między innymi do ubrania, głowy, twarzy i rąk Marysi. Stąd też prawie niemożliwe było odgadnięcie, kto lub co kryje się pod warstwą pierza.

Narastający z każdą godziną dźwięk wybuchających pocisków artyleryjskich i katiusz zwiastował rychłą zmianę okupanta. Tak też się stało. W ciągu zaledwie kilku dni do miasta wkroczyli ponownie Rosjanie. W niedługim czasie zaczęto organizować pobór mężczyzn do tworzonej właśnie w Rosji polskiej armii i mego ojca znów zabrano. Kolejny raz zostaliśmy sami. Niemcy nie chcieli łatwo oddać miasta stanowiącego ważny punkt strategiczny i wkrótce przeszli do kontrofensywy. W mieście pozostało już niewiele miejsc, gdzie można się było ukryć przed pociskami i odłamkami. Rosjanie zarządzili ewakuację ludności poza obręb miasta, do okolicznych wsi. Była późna jesień. Mama spakowała najniezbędniejsze, w miarę ciepłe rzeczy i tylko we dwójkę dołączyliśmy do kolumny ludzi opuszczających miasto. Niania zdecydowała się pozostać z dziadkami.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: