Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętnik Wincentego Pola do literatury polskiej XIX wieku, w dwudziestu prelekcjach mianych w radnej sali miasta Lwowa, stenografowanych pod dyrekcją Lubina Olewińskiego - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętnik Wincentego Pola do literatury polskiej XIX wieku, w dwudziestu prelekcjach mianych w radnej sali miasta Lwowa, stenografowanych pod dyrekcją Lubina Olewińskiego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 518 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

do li­te­ra­tu­ry pol­skiej XIX wie­ku, w dwu­dzie­stu pre­lejk­cy­ach mia­nych w rad­nej sali mia­sta lwo­wa, ste­no­gra­fo­wa­nych pod dy­rek­cyą Lu­bi­na Ole­wiń­skie­go, pro­fes­so­ra ste­no­gra­fji w Uni­wer­sy­te­cie Lwow­skim.

we Lwo­wie

1866.

Na­kła­dem Au­to­ra.

w dru­kar­ni Na­ro­do­we­go Za­kła­du Imie­nia Osso­liń­skich.

SŁO­WO WSTĘP­NE.

Wy­da­jąc pre­lek­cye swo­je, pro­fes­sor na­zy­wa je pa­mięt­ni­kiem do li­te­ra­tu­ry dzie­więt­na­ste­go wie­ku. Niech mi wol­no bę­dzie po­prze­dzić ten pa­mięt­nik kil­ku sło­wy, ku uspra­wie­dli­wie­niu na­zwy i for­my, któ­rych on użył przy wy­kła­dach, a za­trzy­mał przy ni­niej­szem tych­że ogło­sze­niu.

Wiek dzie­wiet­na­sty, już u wrót swo­ich, zna­lazł na­ród nasz po­krzyw­dzo­ny gwał­tem po­li­tycz­nym, któ­ry mu od­bie­rał ży­cie. Wte­dy­to sil­ne ży­cie zbie­gło się, ze­środ­ko­wa­ło w uczu­ciach na­ro­du, to jego twór­czym ge­niu­szu, w jego na­tchnie­niu po­etycz­nem, w jego wie­dzy i zdol­no­ści umy­sło­wej. Dziś sta­nę­ła już li­te­ra­tu­ra na­sza po­są­giem no­wym i wspa­nia­łym, w pan­te­onie cy­wi­li­za­cyi eu­ro­pej­skiej. Wiel­kie­to i po­tęż­ne ży­cie, co tak wi­docz­nie bi­ją­cem tęt­nem znać daje o swej ży­wot­no­ści, i nie­tyl­ko tem jed­nem! Wiel­kie­to i szla­chet­ne umy­sły, co ten po­sąg na świa­dec­two o ży­ją­cym na­ro­dzie wie­ko­wi bie­żą­ce­mu i przy­szłym przed oczy sta­wia­ją! Wiel­kie­to i czci­god­ne chę­ci, usi­ło­wa­nia, po­świę­ce­nia, pra­ce, ofia­ry, co tym uczu­ciom na­ro­do­wym, tej li­te­ra­tu­rze dro­gę to­ro­wa­ły, co ją wy­pia­sto­wa­ny, co do jej wzro­stu ziar­no po ziar­nie do­da­wa­ły, co ją cud­ne­mi utwo­ra­mi ge­niu­szu przy­ozda­bia­ły i w niej li­te­ra­tu­rze eu­ro­pej­skiej rów­no­rod­ną sio­strę po­ka­za­ły!

Nie go­dzi się hi­sto­ry­ko­wi któ­ry­kol­wiek z tych sa­mych czyn­ni­ków nie­bacz­nie uro­nić. Jest mię­dzy nie­mi wę­zeł jed­no­ści, czę­sto­kroć nie­wi­do­mej, lecz prze­to nie­mniej chwa­leb­nej i sku­tecz­nej; je­st­to jed­ność w mi­ło­ści na­ro­du, i w pra­gnie­niu nie­wy­ga­słem jego ży­cia, jego chwa­ły.

Na­sze hi­sto­rye li­te­ra­tu­ry są do­tąd tyl­ko hi­sto­ry­ami dziel i au­to­rów; naj­czę­ściej bez owe­go wę­zła, mię­dzy wi­do­me­mi skut­ka­mi a nie­wi­do­me­mi przy­czy­na­mi i tem wszyst­kiem, co ży­cie na­ro­do­we bu­dzi, krze­pi, pod­nie­ca. Na­sze hi­sto­rye li­te­ra­tu­ry sąto spi­sy kwia­tów i ogrod­ni­ków, bez wska­za­nia, komu na myśl przy­szło ogro­dy za­kła­dać, za­siew przy­spo­sa­biać, mimo nie­po­god­ne­go nie­ba, w na­dziei, ie plon przy­nie­sie nie­tyl­ko po­ży­tek, lecz i na­sio­na dal­sze­go ży­cia. A jed­nak­że wszyst­ko­to było, i wpły­nę­ło sil­nie na wzrost i przy­ro­dę tej jak­by cu­dem wy­wo­ła­nej Flo­ry. Z opatrz­nej ła­ski nie­bios były chę­ci szla­chet­ne, co się tą tro­ską zaj­mo­wa­ły, a speł­niw­szy za­da­nie swo­ję, zo­sta­wi­ły chwa­łę ge­niu­szo­wi na­ro­do­we­mu, so­bie za­le­d­wie wspo­mnie­nie w tra­dy­cyi zo­sta­wu­jąc. Nie­zwy­kłe­to, nie­na­tu­ral­ne li­te­ra­tu­ry dro­gi, bo też li­te­ra­tu­ra na­sza dzie­więt­na­ste­go wie­ku jest owo­cem wspól­nym oświa­ty na­szej i lo­sów na­szych. Po­łą­czyć wszyst­kie jej czyn­ni­ki w jed­nym ob­ra­zie, oświe­tlić sło­wem praw­dy to, co do­tąd w cie­niu stać mu­sia­ło, i oto­czyć ser­cem mi­ło­ści­wem, jako swo­je, jako na­ro­do­we, wiel­kie czy małe, oto za­da­nie god­ne hi­sto­ry­ka li­te­ra­tu­ry na­ro­do­wej.

W li­te­ra­tu­rze, jak we wszel­kich in­sty­tu­cy­ach ludz­kich" jest obok hi­sto­ryi tra­dy­cya. U nas w tej ostat­niej kry­ją się nie ras fak­ta god­ne uwa­gi, któ­re czas nie mógł, nie ra­dził za­pi­sać w bie­żą­ce dzie­jo­we kar­ty, by nie na­ra­zić na szwank celu wyż­sze­go, ja­kim jest oświa­ta na­ro­du i

jej opie­ku­no­wie. Owoż więc spi­sać, te fak­ta we­dług ży­wych gło­sów, tak jak je wia­ro­god­na pa­mięć po­da­je, jest mo­jem zda­niem pi­sać pa­mięt­ni­ki o li­te­ra­tu­rze, i tu przy­czy­na for­my i na­zwy wy­kła­dów pro­fes­so­ra. Jak wszyst­kie pa­mięt­ni­ki hi­sto­rycz­ne, tak i ni­niej­szy jest pro­mie­niem świa­tła pa­da­ją­cym na epo­kę, nie we wszyst­kich swo­ich za­ry­sach do­sta­tecz­nie oświe­tlo­ną. Może on po­słu­żyć do roz­ja­śnie­nia nie jed­nej oko­licz­no­ści i do nada­nia tej­że wła­ści­we­go cha­rak­te­ru i ko­lo­ry­tu. U nas bo­wiem, jak li­te­ra­tu­ra sama, tak i pi­sa­nie jej dzie­jów, mia­ło swo­je za­po­ry i tamy. Pa­mięt­ni­ki więc tego ro­dza­ju po­win­wy­by uzu­peł­niać to, co hi­sto­rya li­te­ra­tu­ry, pi­sa­na pod wpły­wem cza­so­wych oko­licz­no­ści po­mi­nę­ła, lub co we­dług przy­ję­tej w książ­kach na­szych ru­ty­ny w pół­świe­tle zo­sta­wi­ła, bo nie było na do­bie wszyst­ko i cał­ko­wi­cie od­sło­nić. Po­wta­rza­my, sąto ano­ma­lia, któ­re byt swój za­wdzię­cza­ją hi­sto­rycz­nym lo­som na­szym. Pa­mięt­ni­ki ta­ko­we na­le­ża­ło­by zbie­rać z na­le­ży­tym po­śpie­chem, bo świad­ko­wie na­ocz­ni są, co­raz bar­dziej rzad­szy­mi. Je­st­to dług wzglę­dem po­ko­leń prze­szłych i przy­szłych ra­to­wać co swo­je, a coby za­gi­nąć mo­gło w nie­pa­mię­ci to­niach; dług cię­żą­cy na tych wszyst­kich, co byli świad­ka­mi na­ocz­ny­mi swe­go cza­su i mo­gli za­czerp­nąć ze zdro­we­go i nie­za­mą­co­ne­go źró­dła. W nie­zwy­kłem bo­wiem i nie­na­tu­ral­mem po­ło­że­niu, go­dzi się hi­sto­ryi i li­te­ra­tu­rze się­gnąć do źró­deł nie­zwy­kłych a wia­ro­god­nych, do pa­mię­ci ży­wej, do tra­dy­cyi, owej we­dług słów po­ety "arki przy­mie­rza mię­dzy daw­ne­mi, a młod­sze­mi laty", i zniej swe stra­ty uzu­peł­niać.

W za­pa­try­wa­niu się na przed­miot pro­fes­sor nic rzą­dził się je­dy­nie swo­jem zda­niem, lecz przyj­mo­wał tak­że zda­nia ży­ją­cych jesz­cze świad­ków bie­żą­ce­go stu­le­cia i

zda­nia opin­ji wy­ra­bia­jqcych się na grun­cie tego, co czas przy­niósł, opin­ji o lu­dziach, o ich usi­ło­wa­niach, i o zda­rze­niach. W prak­ty­ce tej kie­ro­wał on się umiar­ko­wa­niem, któ­re daje wiek, do­świad­cze­nie i mi­łość jaką wniósł do za­wo­du li­te­rac­kie­go, a któ­ra, śmia­ło po­wiem" pró­by ży­cia prze­trwa­ła. Dziś, od­czy­tu­jąc ste­no­gra­ficz­ne od­pi­sy wy­kła­dów swo­ich, czu­je on, że nie­jed­no­by miej­sce wy­pa­da­ło roz­sze­rzyć, uzu­peł­nić, wy­ja­śnić, ogła­dzić; woli wszak­że, by ta książ­ka za­du­ma­ła ce­chę ży­we­go sło­wa, ce­chę nie pi­sa­nej, lecz mó­wio­nej księ­gi; i to niech osta­tecz­nie . słu­ży tak­że do uspra­wie­dli­wie­nia tej zwię­zło­ści wy­kła­dów, jaką szczu­pły za­kres cza­su i oko­licz­no­ści ze­wnętrz­ne na­ka­zy­wa­ły.

Zwra­cam uwa­gę czy­tel­ni­ka, że pre­lek­cye, ni­niej­sze od­by­wa­ły się w chwi­li trud­nej i zbyt draż­li­wej, a dla hi­sto­rycz­nych wy­kła­dów pu­blicz­nych wiel­ce nie­przy­chyl­nej. Nad­to za­szły w po­ło­wie wy­kła­dów wy­pad­ki, któ­re utrud­nia­ły już i tak nie ła­twe za­da­nie, Wie­le trze­ba było od­wa­gi, aby pro­wa­dzić wy­kła­dy da­lej w tym du­chu, jak były za­kre­ślo­ne i ob­my­ślo­ne z góry; za­da­nie, z któ­re­go pro­fes­sor, jak ro­zu­miem, chlub­nie się wy­wią­zał.I.

Wstęp. – Po­rów­na­nie li­te­ra­tu­ry pol­skiej z po­sa­giem Ja­nu­sa. – Dwie głów­ne sfe­ry li­te­ra­tu­ry i ich nie­roz­dziel­ność. – Li­te­ra­tu­ra pol­ska 19. wie­ku jest po­wie­ścią, dra­ma­tem i epo­pe­ją, dal­szym cią­giem dzie­jów, naj­now­szą tra­dy­cyą na­ro­du, sym­bo­lem prze­szło­ści i przy­szło­ści. – Wpływ li­te­ra­tu­ry na ze­wnątrz i na we­wnątrz. – Od­ręb­ny styl pol­ski. – Dwa głów­ne za­da­nia wy­kła­dów. – Brac­two Śtej We­ro­ni­ki.

Ra­czy­li­ście się tu zgro­ma­dzić na we­zwa­nie moje, więc od cze­góż za­cząć mi przy­sta­ło, jeź­li nie od wy­ra­że­nia naj­żyw­szych uczuć wdzięcz­no­ści mo­jej za tę życz­li­wą po­wol­ność?

Da­le­ki je­stem od tego, abym przy­pi­sy­wał so­bie w tem ja­ka­kol­wiek za­słu­gę; po­li­czam to ra­czej na karb przed­mio­tu, o któ­rym do Was prze­mó­wić pra­gnę.

Zro­bi­łem so­bie to za­da­nie, aże­by dać przy­najm­niej w głów­nych za­ry­sach ob­raz li­te­ra­tu­ry pol­skiej XIX wie­ku, i temu to je­dy­nie przy­pi­su­ję, że­ście tu ze­brać się ra­czy­li.

Du­chem tej li­te­ra­tu­ry kar­mio­ne do­ra­sta już po­ko­le­nie trze­cie.

To co na­ród w prze­czu­ciu no­wej epo­ki swo­ich dzie­jów wi­dział; co w cią­gu XIX wie­ku w swo­jem ser­cu mi­ło­ści­wie no­sił; co sta­ran­nie, czu­le, pra­co­wi­cie i cier­pli­wie od­pia­sto­wał; co się w koń­cu skry­sta­li­zo­wa­ło w pół­wiecz­nych owo­cach du­cha na­ro­do­we­go: to pra­gnął­bym jako naj­droż­szy plon dzie­jo­wy zło­żyć tu przed Wami. Nic dziw­ne­go tedy, że przed­miot taki wzbu­dza za­ję­cie, i że każ­dy słu­cha­nym be­dzie, kto w imię tych na­ro­do­wych mi­ło­ści prze­mó­wi.

Na sa­mym już po­cząt­ku tych wy­kła­dów po­czu­wam się do obo­wiąz­ku, ozna­czyć sta­no­wi­sko i punkt wyj­ścia mo­je­go w wy­kła­dzie li­te­ra­tu­ry XIX wie­ku; więc po­wiem, że ona jest tyl­ko dal­szym cią­giem dzie­jów Pol­ski, że z tego sta­no­wi­ska za­pa­tru­jąc się na pło­dy li­te­ra­tu­ry na­szej – oka­żą się one ści­śle zwią­za­ne z całą na­szą dzie­jo­wą prze­szło­ścią.

Wiel­kich prac du­cho­wych i za­dań do­ko­na­ła Pol­ska w tym wie­ku; i po upły­wie lat 60 prze­szło war­to się obej­rzeć na tę prze­szłość, ob­li­czyć się z owo­ca­mi pra­cy i du­cha, i ozna­czyć sta­no­wi­sko, na któ­rem obec­nie sto­imy.

Trud­ność praw­dzi­wa leży w tem wła­ści­wie, ie bar­dzo wie­le i pi­sa­no i mó­wio­no już o tej li­te­ra­tu­rze; że wiel­ką masę du­cho­wych pło­dów przy­cho­dzi ogar­nąć i wy­świe­cić w za­kre­sie go­dzin bar­dzo szczu­pło za­mie­rzo­nym, a na­ko­niec, że nie z jed­nem upo­wszech­nio­nem i utar­tem już zda­niem ze­trzeć się wy­pad­nie.

Jest bo­wiem pew­na ru­ty­na, przy­ję­ta w wy­kła­dzie li­te­ra­tu­ry XIX wie­ku, ru­ty­na przy­ję­ta w książ­kach i dzien­ni­kar­stwie, któ­ra na cza­so­wych teo­ry­ach opar­ta albo nie ma w so­bie praw­dy i rze­czy­wi­sto­ści, albo o tyle tyl­ko god­ną jest uwa­gi, o ile hi­sto­rycz­nie po­mi­nąć jej nie wol­no jako teo­ryi cza­so­wej. Teo­rye bo­wiem na­le­żą do cza­su i pa­nu­ją­cych wy­obra­żeń, a fak­ta do­pie­ro na­le­żą do hi­sto­ryi,

Jest pew­na at­mos­fe­ra du­cho­wa w na­ro­dzie tak jed­no­staj­nie roz­la­na i upo­wszech­nio­na, jak krąg nad­po­wietrz­ny, w któ­rym na­ród żyje i od­de­cha. Ta du­cho­wa at­mos­fe­ra jest Mat­ką – ro­dzi­ciel­ką wiel­kich na­tchnień i po­my­słów; w niej leży elek­trycz­ny bo­dziec dzie­jów i ma­gne­tycz­na nić, łą­czą­ca całe po­ko­le­nie go­tu­ją­ce się do ży­cia. Ztąd moż­na być tyl­ko po­etą i dzie­jo­pi­sem w na­ro­dzie, któ­ry w świą­ty­ni ser­ca swe­go prze­cho­wu­je na­tchnie­nia po­etycz­ne­go ge­niu­szu, a w skarb­ni­cy pa­mię­ci tra­dy­cye dzie­jów swo­ich. Już Bro­dziń­ski po­wie­dział, aże­by nikt lek­ko nie ce­nił so­bie po­etycz­nych uczuć na­ro­du, bo bez nich nie moż­na być na­ro­dem.

Na­tchnie­nie, któ­re oświe­ca dzie­je, i tra­dy­cya, któ­ra je prze­cho­wu­je i w po­ko­le­nia po­da­je, czy­li mó­wiąc in­a­czej po­ezya i dzie­jo­pi­sar­stwo: – oto dwie wiel­ki sfe­ry, z któ­rych li­te­ra­tu­ra XIX wie­ku wy­szła do razu mą­dra, po­tęż­na i uzbro­jo­na, jak z gło­wy Jo­wi­sza wy­szła do razu Mi­ner­wa.

Tem po­rów­na­niem sta­je­my na grun­cie kla­sycz­nym i prze­no­sim się w wie­ki sta­ro­żyt­ne­go Rzy­mu, z któ­re­go na­ród nasz jako wy­cho­wa­niec kla­sycz­nych stu­dy­ów i sta­ro­żyt­nej mą­dro­ści czer­pał wiel­kie wzo­ry w pew­nej epo­ce swo­ich dzie­jów.

Była w sta­ro­żyt­nym Rzy­mie świą­ty­nia, Bo­go­wi woj­ny świę­ta; Bóg ten na­zy­wał się Ja­nus. Od za­ło­że­nia Rzy­mu aż do upad­ku jego była ta świą­ty­nia dwa razy tyl­ko za­mknię­ta, co zna­czy, że tyl­ko dwa razy Rzym po­gań­ski, wo­ju­ją­cy, stał w po­ko­ju i przy­mie­rzu ze świa­tem. W my­tach po­gań­skich leżą już za­dat­ki prze­czu­cia prawd chrze­ściań­skich, jako ła­ski przy­ro­dzo­nej, w któ­rej Opatrz­ność pro­wa­dzą­ca rzą­dy świa­ta da­wa­ła wiel­kie na­tchnie­nia i prze­czu­cia ludz­ko­ści, jesz­cze przed do­peł­nie­niem cza­sów, jesz­cze przed ob­ja­wie­niem sło­wa Bo­że­go. Sta­ro­żyt­ny Rzym za­orał świat cały nie­wo­lą po­gań­ską i przy­spo­so­bił w ten spo­sób role ca­łej ludz­ko­ści do po­sie­wu prawd chrze­ściań­skich.

Ta­kie prze­czu­cia miał So­kra­tes gło­sząc nie­śmier­tel­ność du­szy; ta­kie prze­czu­cia miał Rzym sta­ro­żyt­ny, kie­dy czu­jąc nie­ja­ko, że wie­lo­bó­stwo nie wy­star­cza, wzniósł nową świą­ty­nię po tych wszyst­kich, któ­re Bo­gom Olim­pu były po­świę­co­ne, i po­ło­żył na tej świą­ty­ni pa­mięt­ny na­pis: "Nie­zna­jo­me­mu Bogu". Ta­kie na­ko­niec prze­czu­cia miał Rzym wo­ju­ją­cy, kie­dy wzniósł świą­ty­nię Bo­go­wi woj­ny, któ­ra przez cały ciąg dzie­jów jego sta­ła otwo­rem; i było to prze­czu­cie przy­szłe­go wo­ju­ją­ce­go ko­ścio­ła, prze­czu­cie ludz­ko­ści, któ­ra w imię naj­święt­szych prawd wo­jo­wać bę­dzie – nie mie­czem jak Rzym – ale sło­wem i prze­ko­na­niem.

W świą­ty­ni Ja­nu­sa stał w po­środ­ku po­sag wy­obra­ża­ją­cy Boga woj­ny. Moż­na­by są­dzić, że po­gań­ska sta­ro­żyt­ność wy­po­sa­ży­ła to bo­żysz­cze ca­łym ar­se­na­łem wo­jen­nych i za­bój­czych na­rzę­dzi. Nie było wszak­że tak. Po­sąg Ja­nu­sa był to wy­nio­sły słup, ozdo­bio­ny u góry dwo­ma twa­rza­mi, czasz­ką wspól­ną zro­słe­mi ze sobą, co zna­czy­ło, ie wy­obra­ża­ły jed­ną tyl­ko myśl w dwóch kie­run­kach ży­cia; jed­na twarz przed­sta­wia­ła star­ca pa­trzą­ce­go na za­chód, dru­ga pięk­ne­go mło­dzia­na pa­trzą­ce­go na wschód. W twa­rzy star­ca ma­lo­wa­ła się mą­dra i czu­ła po­wa­ga, ma­lo­wał się wy­raz wiel­kiej pa­mię­ci prze­szło­ści, mą­dro – sci wy­nie­sio­nej z za­pa­sów ży­cia, do­świad­cze­nia zdo­by­te­go w cią­gu dzie­jów i spo­koj­nej roz­wa­gi, któ­ra w każ­dym cza­sie – czy to w ra­dzie czy na po­bo­jo­wi­sku – trzy­ma sza­lę wy­pad­ków. W twa­rzy mło­dzień­ca ma­lo­wa­ło się otwar­te ser­ce, ma­lo­wa­ła się na­dzie­ja, za­pał i ener­gia du­cha, za­po­wia­da­ją­ca czy­ny w przy­szło­ści. Tak wy­obra­żał so­bie sta­ro­żyt­ny Rzym Boga woj­ny przed­sta­wia­jąc pla­stycz­nie po­sag jego. Po­gań­skie­mu świa­tu wy­ra­ził on tyl­ko w tym sym­bo­lu ob­raz wo­ju­ją­ce­go na­ro­du, któ­ry miał być w przy­szło­ści fi­gu­rą wo­ju­ją­ce­go du­cha. Ale po­staw­my przed po­są­giem Ja­nu­sa, pa­trzą­ce­go w prze­szłość i przy­szłość, krzyż Chry­stu­sów na zie­mi na­szej: a bę­dzie­my mie­li sym­bol li­te­ra­tu­ry pol­skiej XIX wie­ku, któ­ra jed­ną twa­rzą i du­chem na­ro­do­wych tra­dy­cyi spo­glą­da w prze­szłość okiem star­ca, a dru­gą twa­rzą pa­trzy w przy­szłość na­dzie­ją pro­mien­ną mło­dzień­ca. Po­wta­rzam, że te dwie twa­rze po­są­gu Ja­nu­sa były czasz­ką z sobą zro­słe, a więc wy­ra­ża­ły sym­bo­licz­nie jed­ną tyl­ko ideę w dwóch kie­run­kach ży­cia. Tem po­rów­na­niem li­te­ra­tu­ry pol­skiej XIX wie­ku z po­są­giem Ja­nu­sa pra­gnął­bym usu­nąć na za­wsze ową dwo­istość, któ­rą kry­ty­cy owo­com tej li­te­ra­tu­ry przy­pi­su­ją. Nie są to bo­wiem dwie li­te­ra­tu­ry, lecz tyl­ko dwie sfe­ry du­cho­we, do­peł­nia­ją­ce się na­wza­jem: sfe­ry po­ezyi i dzie­jo­pi­sar­stwa, w któ­rych duch na­ro­do­wy wy­ra­ża się w ca­łym cią­gu dzie­jów na­szych, z tą tyl­ko róż­ni­cą, że w li­te­ra­tu­rze pol­skiej XIX wie­ku prze­nik­nę­ły się te dwie sfe­ry osta­tecz­nie i sta­ły się at­mos­fe­rą dla prze­wod­ni­ków du­cho­wych, dla szer­mie­rzy wie­ku i du­cha ca­łe­go na­ro­du. Zda­rza się więc,

ie na­tchnie­nie po­etycz­ne pro­wa­dzi tu czę­sto­kroć pió­ro dzie­jo­pi­sa­rza, a od­wrot­nie zna­jo­mość dzie­jów ludu i zie­mi kry­sta­li­zu­je się w utwo­rach po­etycz­nych, i sta­wia lu­do­we tra­dy­cye i hi­sto­rycz­ne po­sta­cie w ma­gicz­nem oświe­tle­niu po­ezyi na tle dzie­jów i na­tu­ry.

Z wyż­sze­go tedy sta­no­wi­ska za­pa­tru­jąc się na utwo­ry na­szej no­wej li­te­ra­tu­ry – upa­da owa dwo­istość, tak nie­szczę­śli­wie czę­sto przez kry­ty­ków pod­no­szo­na, a od­są­dza­ją­ca za­wsze na­ród od pew­nej czę­ści jego du­cho­wych skar­bów; upa­da ów nie­szczę­sny du­alizm i wy­łącz­ność, usi­łu­ją­ca w cia­snych ram­kach za­mknąć du­cho­we ży­cie na­ro­du.

Li­te­ra­tu­ra pol­ska je­st­to wiel­ka po­wieść, któ­ra się w prze­cią­gu ca­łe­go wie­ku tego snu­je po zie­mi na­szej, a za­da­niem na­szem jest roz­to­czyć tę po­wieść li­te­ra­tu­ry pol­skiej XIX wie­ku na ca­łym ob­sza­rze ziem na­szych i oka­zać w ca­łej ob­szer­no­ści zna­cze­nie jej mo­ral­ne i jej ży­wot­na do­nio­słość. Pra­gnął­bym tedy ob­jąć na jak naj­szer­szej pod­sta­wie te dzie­je i od­su­nąć od sie­bie wszel­ka wy­łącz­ność lub jed­no­stron­ność, jako nie­god­ną sta­no­wi­ska, z któ­re­go ob­jąć trze­ba ży­cie du­cho­we ca­łe­go na­ro­du.

W tem ży­ciu bę­dzie mia­ło wszyst­ko swo­je wła­ści­we zna­cze­nie; każ­da dąż­ność, każ­de usi­ło­wa­nie, byle na na­ro­do­wym grun­cie po­czę­te, znaj­dzie swo­je wła­ści­we miej­sce, swo­je uzna­nie lub uspra­wie­dli­wie­nie w tej wiel­kiej eko­no­mii na­ro­do­we­go du­cha. Li­te­ra­tu­ra pol­ska XIX wie­ku su­mu­je bo­wiem w so­bie na­szą dzie­jo­wą prze­szłość i wy­świe­ca ją, aby uła­twić na­ro­do­wi przej­ście z epo­ki sta­re­go świa­ta do przy­szło­ści, przej­ście z za­cho­waw­czych ży­wio­łów do po – stę­pu od­po­wied­nie­go wie­ko­wi, przej­ście oświa­ty, za­mknię­tej w kole wy­bra­nych, do ca­łej masy na­ro­du i ludu.

Li­te­ra­tu­ra ta mia­ła po­wszech­ne ko­rzy­ści na celu i osią­gnę­ła cel ten w cią­gu bie­żą­ce­go stu­le­cia. Jest to po­wieść po­wie­ści, bo dzie­je na­ro­du, losy jego oświa­ty, ży­wo­ty mę­żów kie­ru­ją­cych temi dzie­ja­mi i tą oświa­tą, a w koń­cu owo­ce na­ro­do­wej pra­cy: zna­ko­mi­te cha­rak­te­ry i ar­cy­dzie­ła ge­niu­szu – prze­ni­ka­ją, się tu wza­jem­nie, gru­pu­ją się obok sie­bie, za­wią­zu­ją wę­zły du­cho­we­go ży­cia, któ­re się czę­sto­kroć roz­wią­zu­ją wiel­kie­mi po­li­tycz­ne­mi ka­ta­stro­fa­mi. Tak two­rzy się jed­no wiel­kie pa­smo na­ro­do­we­go ży­cia, snu­ją­ce się przez prze­ciąg pół­wie­ku po ca­łym ob­sza­rze zie­mi na­szej.

Li­te­ra­tu­ra pol­ska XIX wie­ku jest to po­wieść po­wie­ści, a tem wyż­sza, że praw­dzi­wa, tem bar­dziej zaj­mu­ją­ca, że po­ezya ży­cia i dzie­jów du­cha jest tu wyż­szą od po­etycz­nej in­wen­cyi, że w lo­sach tej po­wie­ści wid­ny jest wszę­dzie pra­wie pa­lec boży, kie­ru­ją­cy lo­sa­mi na­ro­du; tem wyż­sza, że bo­ha­te­ro­wie tej po­wie­ści czer­pią w wie­rze hi­sto­rycz­nej, w mi­ło­ści oj­czy­zny i w re­zy­gna­cyi chrze­ściań­skiej sile po­trzeb­ną do roz­wią­za­nia za­da­nia, ja­kie miał na­ród wier­ny dzie­jo­we­mu po­słan­nic­twu swe­mu. Ztąd li­te­ra­tu­ra pol­ska XIX wie­ku prze­cho­dzi czę­sto z po­wie­ści w dra­mat pe­łen ru­chu i ży­cia, na któ­rym cię­ży tra­gicz­ny mo­ment dzie­jów i wie­ku. Bo­ha­te­ro­wie tego dra­ma­tu nie są może bez lek­kiej winy; – wszak­że w upad­ku sa­mym wy­no­szą oni god­ność mo­ral­ną czło­wie­ka i na­ro­du z prze­pa­ści, w któ­rą pa­da­ją. Ten tra­gicz­ny try­umf jest cha­rak­te­ry­stycz­ną ce­cha no­wej li­te­ra­tu­ry na­szej, i tem jest ona od­mien­na od wszyst­kich in­nych; bo kie­dy wszyst­kie inne hoł­do­wa­ły tyl­ko mi­ło­ści i sile, na­sza jed­na po­szła za praw­dą du­cha re­zy­gna­cyi chrze­ściań­skiej. Wszak­że gdy tu nie cho­dzi o losy po­je­dyń­czych lu­dzi, lecz o losy ca­łe­go na­ro­du, ztąd prze­cho­dzi ten dra­mat czy­li ra­czej ta po­wieść, dra­ma­tycz­ne­mi epi­zo­da­mi oży­wio­na, w koń­cu w epo­pe­ję.

I nie je­st­to za­praw­dę fi­gu­ra po­etycz­na, je­że­li li­te­ra­tu­rę pol­ską XIX wie­ku po­rów­ny­wam do epo­pei; owszem je­st­to naj­wy­mow­niej­sza rze­czy­wi­stość i naj­wła­ściw­sze może jej okre­śle­nie. Li­te­ra­tu­ra pol­ska XIX wie­ku jest bo­wiem naj­now­sza tra­dy­cyą na­ro­du. Mó­wiąc tu o niej – mó­wię jak o do­ko­na­nym i zna­nym fak­cie, i od­wo­łu­ję się do tej naj­now­szej tra­dy­cyi na­ro­du w ser­cach Wa­szych! Tra­dy­cya zaś, do któ­rej od­wo­łać się moż­na – to praw­dzi­wie epic­ki ży­wioł; to are­na, na któ­rej wy­stą­pi­ły dzia­ła­ją­ce po­sta­cie i du­cho­wi szer­mie­rze wie­ku w dzie­jach tego stu­le­cia; i w tem ro­zu­mie­niu jest rze­czy­wi­ście li­te­ra­tu­ra pol­ska XIX wie­ku epo­pe­ją. Wsze­la­ko epo­pe­ja li­te­ra­tu­ry pol­skiej jest w tem jesz­cze róż­na od wszel­kich ry­mo­wa­nych epo­pei, że tu wy­stę­pu­je na wi­dow­nię dzie­jów bo­ha­ter­stwo du­cha, po­tę­ga mi­ło­ści, siła i dziel­ność, któ­ra sama sobą stoi i tyl­ko albo w mi­ło­ści Boga albo w mi­ło­ści oj­czy­zny czer­pie swo­je siły!

Tę tedy naj­now­szą tra­dy­cyę na­ro­du pra­gnął­bym jako współ­cze­sny świa­dek od­dać na­ro­do­wi na wła­sność i ży­wem sło­wem po­dać to, co z ży­cia wy­szło, wszel­kie zna­mio­na ży­wot­no­ści mia­ło i w koń­cu jako nowa po­tę­ga obron­nie w ży­ciu sta­nę­ło.

Po­wie­dzia­łem to i po­wta­rzam, że już na po­cząt­ku wi­nie­nem ozna­czyć sta­no­wi­sko i punkt wyj­ścia mego w tych wy­kła­dach. Mó­wię tedy, że li­te­ra­tu­ra pol­ska XIX wie­ku jest tyl­ko dal­szym cią­giem dzie­jów Pol­ski, że owszem jest suma tych dzie­jów i po­tę­gą, któ­ra z ko­lei za­pa­no­wa­ła, kie­dy tyl­ko pa­no­wa­nie du­cha mo­żeb­nem było. Co wię­cej li­te­ra­tu­ra ta jest sym­bo­lem prze­szło­ści i przy­szło­ści, tu­dzież hi­sto­rycz­ną fi­gu­rą ży­cia na­ro­do­we­go. Wszyst­kie hi­sto­rycz­ne i re­li­gij­ne unie i so­ju­sze, któ­re na­ród w prze­cią­gu dzie­jów swych za­warł, zna­la­zły w tej li­te­ra­tu­rze swo­je od­bi­cie, i nie­tyl­ko od­bi­cie, ale tak­że uspra­wie­dli­wie­nie swo­je. To co nie­gdyś było pra­wo­daw­czym do­ku­men­tem, gdy się trzy na­ro­dy w je­den zla­ły, temu daje dziś świa­dec­two ję­zyk w uściech każ­de­go z nas i każ­de sło­wo przez nas na­pi­sa­ne w tym ję­zy­ku, któ­ry zdo­był so­bie te wiel­ka are­nę, na któ­rej nie­gdyś Ja­giel­lo­no­wie to wiel­kie pań­stwo osa­dzi­li. Li­te­ra­tu­ra tedy XIX wie­ku jest od­no­wie­niem wszel­kich unii na­ro­do­wych i ży­wem świa­dec­twem, że te unie i so­ju­sze, któ­re­mi na­ród ozna­czył dzie­je swo­je, były praw­da i na za­wsze nią po­zo­sta­ną! Bo w sku­tek tych unii i so­ju­szów zla­ły się trzy na­ro­dy – Pol­ska, Ruś i Li­twa – w jed­na ca­łość. Co tam sło­wem było – sta­ło się tu cia­łem; co tam cia­łem było, jed­no­cza­cem się do­bro­wol­nie na zie­mi Oj­ców w ca­łość: – to zo­sta­ło tu prze­świe­tlo­ne du­chem i w świa­do­mo­ści du­cho­wej po­sta­wio­ne jako wiel­ka spu­ści­zna dzie­jów i na­by­tek po­stę­pu. Dla tego też li­te­ra­tu­ra pol­ska XIX wie­ku jest nie tyl­ko od­no­wie­niem ale i spraw­dze­niem Unii lu­bel­skiej; bo Ruś i Li­twa do­star­czy­ły tu naj­zna­ko­mit­szych pi­sa­rzy pol­skich i naj­gie­nial­niej­szych po­etów, któ­rzy ar­cy­dzie­ła­mi gie­niu­szu swe­go przy­ło­ży­li nie­ja­ko pie­częć do po­no­wio­ne­go aktu.

Z tego sta­no­wi­ska tedy za­pa­tru­jąc się na dzie­je tej li­te­ra­tu­ry – da nam się wszyst­ko wy­tłu­ma­czyć, co w prze­cią­gu tego wie­ku za­szło na ca­łym ob­sza­rze zie­mi na­szej; da nam się wy­tłu­ma­czyć tak do­nio­słość tej li­te­ra­tu­ry, jak jej zna­cze­nie mo­ral­ne, i jak rów­nież w koń­cu wpływ jej na ze­wnątrz i na we­wnątrz w na­ro­dzie. Na ze­wnątrz oka­że się, że duch dzie­jo­wy i po­etycz­ny na­ro­du obro­nił się na zie­mi Oj­ców, i że obok nie­go żad­na inna du­cho­wa po­tę­ga ani się wznieść ani sta­le utrzy­mać nie zdo­ła­ła. Na we­wnątrz do­po­mo­gła ta li­te­ra­tu­ra na­ro­do­wi, przejść z epo­ki sta­ro­żyt­ne­go świa­ta do no­wo­żyt­ne­go spo­łe­czeń­stwa, pod­nieść się od za­cho­waw­czych ży­wio­łów do po­stę­pu wie­ku, a na­ko­niec prze­pro­wa­dzić oświa­tę za­mknię­tą w ma­łem kole wy­bra­nych do wiel­kie­go koła, ca­łe­go na­ro­du.

Co wię­cej – w sze­re­gu dzie­jów li­te­ra­tu­ry po­wszech­nej jest li­te­ra­tu­ra pol­ska od­dziel­nem wca­le zja­wi­skiem i ty­pem. Ten zie­mia­nin, rol­nik, apo­stoł, ka­płan ry­cerz, pra­wo­daw­ca, uczo­ny, na­uczy­ciel i po­eta, któ­ry we wszyst­kich sta­no­wi­skach ma wy­bit­ne ce­chy chrze­ścia­ni­na i wol­ne­go oby­wa­te­la: – to nowy i zu­peł­nie od­mien­ny typ w dzie­jach. Po­wiem tu tedy, ie du­cho­we od­bi­cie tego hi­sto­rycz­ne­go typu stwo­rzy­ło u nas tak w po­ezyi jak i w na­szem ma­lar­stwie styl cał­kiem od­ręb­ny i nam tyl­ko wła­ści­wy, – bo jest to nowe ob­ja­wie­nie du­cha ludz­kie­go w no­wych for­mach, w no­wych kształ­tach pla­stycz­nych; – i jak był styl grec­ki, rzym­ski, bi­zan­tyń­ski, ro­mandz­ki, go­tyc­ki, styl od­ro­dze­nia i ro­ko­ko, – tak rów­nież jest dzi­siaj od­dziel­ny styl pol­ski. W prze­cią­gu tedy wy­kła­dów tych będę miał dwa głów­ne za­da­nia. Naj­przód za­mie­rzam na tle dzie­jów na­ro­du, lek­ko tyl­ko za­kre­ślo­nem, przejść dzie­je oświa ty na­ro­du XIX wie­ku, bo do­tych­czas nie mamy jesz­cze wła­ści­wie ob­ra­zu oświa­ty pol­skiej i cy­wi­li­za­cyi XIX wie­ku, a na­tem tle do­pie­ro oka­zać osta­tecz­nie, jak z dzie­jów oświa­ty i cy­wi­li­za­cyi nowa na­sza li­te­ra­tu­ra roz­wi­ja się i od­ra­sta.

Kre­śląc zaś dzie­je oświa­ty i po­stę­pu, czy­li wła­ści­wie cy­wi­li­za­cyi na­ro­du, któ­ra jest za­wsze ostat­nim wy­ra­zem ca­łej jego hi­sto­ryi, przyj­dzie nam tak­że wy­to­czyć i oce­nie wszel­kie ide­je, któ­re z ko­lei pa­no­wa­nie bra­ły, i któ­re na­ród w prze­cią­gu XIX wie­ku du­cho­wo prze­ra­biał, czę­ścio­wo so­bie przy­swa­jał, lub jako bez­owoc­ne od­pra­wiał od sie­bie. Nie każ­da bo­wiem z tych idei była dla nas płod­na i po­ży­tecz­ną, i czę­sto­kroć dłu­gie­mi epi­zo­da­mi mo­zo­li­li­śmy się tyl­ko na­próż­no, aże­by prze­ko­nać się po nie­ja­kiem cza­sie, że dro­ga przez nas ob­ra­na nie­by­ła dla nas owoc­na i na­ro­do­wa. Przy­to­cze­nie tedy tych idei ko­lej­no i wy­ka­za­nie, jak z nich w koń­cu li­te­ra­tu­ra na­sza pięk­nym od­ro­sła ko­na­rem, bę­dzie pierw­szem za­da­niem na­szem: dru­giem zaś bę­dzie wy­ka­zać, ja­kie owo­ce te ide­je wy­da­ły w ży­ciu i li­te­ra­tu­rze, i ja­kich prac na­ród w prze.

cią­gu XIX wie­ku do­ko­nał w po­je­dyń­czych ga­łę­ziach pi­śmien­nic­twa swe­go tak w sfe­rze ję­zy­ka, jak i w sfe­rze umie­jęt­no­ści, – a mia­no­wi­cie na polu dzie­jo­pi­sar­stwa swe­go i po­ezyi w naj­ob­szer­niej­szem zna­cze­niu tego sło­wa. -

W tych dwóch tedy kie­run­kach chciał­bym wy­świe­cić dzie­je oświa­ty i li­te­ra­tu­ry XIX wie­ku. Sama na­tu­ra pro­gra­ma­tu tego i ramy, w któ­re go ująć znie­wo­lo­ny je­stem, niech z góry będą uspra­wie­dli­wie­niem mo­jem, że w szcze­gó­ły wejść nie zdo­łam, i ie za­le­d­wie na naj­głów­niej­sze okre­sy li­te­ra­tu­ry, przej­ścia jej i ar­cy­dzie­ła będę mógł po­ło­żyć ten przy­cisk, ja­kie­go przed­miot się do­ma­ga. Z dru­giej zaś stro­ny będę mu­siał nie­kie­dy wy­to­czyć drob­ne na­wet szcze­gó­ły i wy­jąt­ki nie­ja­ko z pa­mięt­ni­ków dla po­trzeb­ne­go ob­ja­śnie­nia po­je­dyń­czych epi­zo­dów li­te­ra­tu­ry; bo taka jest na­tu­ra du­cho­we­go ży­cia, że z wiel­kich i szum­nych za­pę­dów jak z wiel­kiej chmu­ry czę­sto­kroć mały deszcz bywa, gdy prze­ciw­nie z drob­nych na po­zór usi­ło­wań, ro­dzą­cych się w ma­łem kół­ku wy­bra­nych, ura­sta­ją nie­raz wiel­kie rze­czy dla na­ro­du, sko­ro były po­czę­te w du­chu, w mi­ło­ści i w praw­dzie. W tem też jest na­sza li­te­ra­tu­ra zu­peł­nie po­dob­ną do na­szych dzie­jów, że jak dzie­je te wy­szły z kół­ka wy­bra­nych i sze­rząc się wia­ra i wol­no­ścią roz­sze­rza­ły pa­no­wa­nie swo­je na ogrom­nym ob­sza­rze zie­mi: – tak rów­nież i li­te­ra­tu­ra na­sza, wy­cho­dzą­ca z ma­łe­go kół­ka wy­bra­nych, sze­rzy się i prze­cho­dzi na­stęp­nie na wła­sność ca­łe­go na­ro­du.

Przy­to­czę tu wiersz Boh­da­na Za­le­skie­go, świe­żo na­pi­sa­ny, w któ­rym po­eta ta­kie koło wy­bra­nych na – zwał brac­twem Świę­tej We­ro­ni­ki. Gdy­by mi czas do­zwo­lił przy­to­czyć na po­par­cie wszyst­kie­go, co tu po­wiem za każ­da razą, wiersz z twór­czej epo­ki na­szej po­ezyi: – wów­czas do­pie­ro oka­za­ła­by się cała praw­da za­ło­że­nia, że każ­de drga­nie serc na­szych zna­la­zło w tej po­ezyi od­bi­cie swo­je, i że tem sa­mem jest ona naj­wier­niej­szym ob­ra­zem na­sze­go ży­cia.

Wspo­mnio­ny wiersz Boh­da­na Za­le­skie­go jest na­stę­pu­ją­cy:

O We­ro­ni­ko! gdy pan cier­piał sro­dze

Pod krzy­żem, cier­niem uko­ro­no­wa­ny,

Tyś mu za­bie­gła na bo­le­snej dro­dze,

By otrzeć czy­stą chu­s­tą krwa­we rany;

Bło­go­sła­wio­naś, boś ob­da­ro­wa­na

Praw­dzi­wym oto wi­ze­run­kiem Pana.

Gdy mat­ka na­sza Pol­ska w ślad za Pa­nem

Ku swój Gol­go­cie, po sta­cy­ach męki,

Świe­cąc ob­li­czem skrwa­wio­nem, spła­ka­nem,

Ro­ni­ła gło­śne mo­dły – ci­che jęki;

Dzie­ci jej – Brac­two świę­tej We­ro­ni­ki –

Za po­kut­ni­cą szli­śmy po­kut­ni­ki.

Łka­jąc i nu­cąc, na stan jej współ­czu­li,

Z du­cha, z pod ser­ca, z wnętrz­nej swo­jej rdze­ni

Jak je­dwab­ni­ki przę­dze­śmy za­snu­li;

I snu­jąc, snu­jąc z niej nie­roz­tar­gnie­ni

Tka­li­śmy rąb­ki nie­ska­la­nej bie­li

W brac­twie po­boż­nem – ja­ko­śmy umie­li.

W po­cho­dzie Mat­ki dłu­gim – tu po zie­mi,

Gdy upa­da­ła…. bie­gli­śmy z od­da­li,

Wia­li­śmy na nią rąb­ka­mi srebr­ne­mi,

Świę­te łzy, świę­tą krew zca­ło­wy­wa­li,

Że się od­bi­ła każ­de­mu z osob­na

W stu wi­ze­run­kach ślicz­na i po­dob­na.

Toż i nam Pa­nie, jako We­ro­ni­ce

Po zmar­twych­wsta­niu ob­jaw się ła­ska­wie;

Zwię­dłe w bo­le­ściach prze­mie­li Mat­ki lice!

Pa­nie – o Pa­nie! – gdy cud się uiści,

Po We­ro­ni­ce, my ob­ra­zo­no­ś­ce

Wy­stą­pim jako mi­strzo­wie lut­ni­ści;

I po sie­ro­cej, po bez­mier­nej tro­sce,

Adam i Zyg­munt i trze­ci i czwar­ty,

Z wiel­kie­go al­bum na wiatr pu­ścim kar­ty.

Gra­jąc, spie­wa­jąc Panu, klasz­cząc w ręce –

Wnętrz­no­ści wiesz­cze, co w żal po­brzmie­wa­ły,

Skrę­cim na stru­ny mi­ło­ści w po­dzię­ce,

Na żywą lut­nię wie­ku­istej chwa­ły;

W no­wych, Da­widz­kich hym­nach się roz­ście­le­ni

Wzdłuż i wszerz zie­mi – po nad Izra­elem.

Te­raz zaś nie­po­zo­sta­je mi już nic wię­cej, jak tyl­ko w imie­niu Wa­szem i w imie­niu mo­jem po­dzię­ko­wać za go­ścin­ne przy­ję­cie w tym domu.

Wiec dzię­ku­ję i Ra­dzie miej­skiej i Prze­wod­ni­czą­ce­mu w tej Ra­dzie za to, że pol­skie Muzy zna­la­zły przy­tu­łek w tym kon­zu­lar­nym domu.II

Fo­rum pol­skie. – Ga­le­rya hi­sto­rycz­nych po­sta­ci z 18. wie­ku: Sta­ni­sław Lesz czyń­ski król fi­lo­zof. –• Bi­skup Jó­zef An­drzej Za­łu­ski zbie­racz ksiąg. – Het­man Wa­cław Rze­wu­ski sta­ty­sta i pi­sarz. – Sta­ni­sław Ko­nar­ski re­for­ma­tor. – Morsz­tyn. – Au­gust i Mi­chał Czar­to­ry­scy. – Bi­skup Na­ru­sze­wicz dzie­jo­pi­sarz i ry­mo­twór­ca. – Przej­ście do li­te­ra­tu­ry

XIX. wie­ku.

Li­te­ra­tu­rę z cza­sów Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, z cza­sów od­ro­dze­nia się du­cha na­ro­do­we­go, na­wy­kli­śmy uwa­żać tyl­ko za przed­sio­nek na­szej li­te­ra­tu­ry dzi­siej­szej, w isto­cie zaś jest to wiel­ki gmach pu­blicz­ny wznie­sio­ny pra­cą i po­tęż­nym gie­niu­szem mę­żów wy­so­kiej za­słu­gi dla po­żyt­ku przy­szłych po­ko­leń; gmach po­dob­ny do rzym­skie­go Fo­rum, ozdo­bio­ny po­są­ga­mi tych, co go wznie­śli, do któ­re­go na­sza li­te­ra­tu­ra dzi­siej­sza wcho­dzi, jak na Fo­rum rzym­skie wcho­dzi­ła żywa rze­sza no­we­go po­ko­le­nia, dum­na sła­wą swych przod­ków uwiecz­nio­nych po­są­ga­mi, dum­na wiel­ko­ścią swo­je­go na­ro­du. Obej­rzyj­my się w tym pol­skim pan­te­onie do­ko­ła i przy­pa­trz­my się tym po­sta­ciom z ko­lei. Ci, któ­rych przed­sta­wia­ją te po­są­gi, byli to jesz­cze mę­żo­wie pu­blicz­ni na ska­lę po­waż­nych roz­mia­rów sta­rej Rze­czy­po­spo­li­tej; mę­żo­wie na­ro­du z peł­ną jesz­cze wła­dza, siłą i wolą dzia­ła­nia; mę­żo­wie po­tęż­nej hi­sto­rycz­nej wia­ry z całą jesz­cze dumą na­ro­do­wą; mę­żo­wie wiel­kie­go po­sie­wu, któ­rzy pod gru­dę wie­ku swo­je­go rzu­ci­li ziar­no przy­szło­ści, ostat­ni ze sta­ro­żyt­nych, z no­wo­wo­żyt­nych pierw­si! Są to ostat­ni dy­gni­ta­rze naj­ja­śniej­szej Rze­czy­po­spo­li­tej, a za­ra­zem pierw­si więź­nio­wie i wy­gnań­cy za spra­wę oj­czy­stą i pierw­si oby­wa­te­le no­wo­żyt­nej Pol­ski od­ro­dzo­nej w du­chu.

Nie po­znaw­szy bli­żej ga­le­ryi tych hi­sto­rycz­nych po­sta­ci, trud­no­by było zro­zu­mieć czas dzi­siej­szy. Wszyst­kich tych mę­żów, któ­rych te po­są­gi wy­obra­ża­ją, wy­dał wiek XVIII., lubo do­pie­ro wiek XIX zbie­ra owo­ce ich pra­cy. Sze­reg tej ga­le­ryi roz­po­czy­na­ją: Król fi­lo­zof, Bi­skup i Het­man.

Sta­ni­sław Lesz­czyń­ski (uro­dzo­ny 1674 roku we Lwo­wie) jest wła­ści­wie ta gwiaz­dą na oj­czy­stem nie­bie, któ­ra za­po­wia­da od­ro­dze­nie się du­cha na­ro­do­we­go i nowa erę dla nauk w Pol­sce. Pięk­ny z cia­ła i z du­szy, wy­so­ki świa­tłem na­by­tem za gra­ni­cą, miły każ­de­mu ogła­da i oby­cza­jem, na­by­tym w kra­ju i w kole szla­chet­nej ro­dzi­ny, z któ­rej wy­szedł, po­zy­skał on wiel­ką wzię­tość w na­ro­dzie i za gra­ni­cą, na dwo­rach pa­nu­ją­cych w ca­łej Eu­ro­pie i po wszech­ni­cach naj­pierw­szych w owym cza­sie. Było bo­wiem wów­czas szla­chet­ną dumą lu­dzi moż­nych, że się ubie­ga­no o stop­nie na­uko­we, że przy­wią­zy­wa­no do tego wiel­ką war­tość, żeby wy­stą­pić god­nie jak lu­dzie świa­tła, na­uki i po­stę­pu, czy to na mów­ni­cy pierw­szych wszech­nic eu­ro­pej­skich, czy to na dys­pu­tach na­uko­wych. Sta­ni­sław Lesz­czyń­ski zo­stał na­przód wo­je­wo­da Po­znań­skim (1699) mia­no­wa­ny, a na­stęp­nie kró­lem pol­skim ob­ra­ny 4. paź­dzier­ni­ka r. 1705 za wpły­wem szwedz­kim pod­czas wtar­gnię­cia Ka­ro­la XII do Pol­ski.

Pa­no­wa­nie jego było burz­li­we, i nie jako król sta­nął on tak wy­so­ko w na­ro­dzie, lecz jako mąż świa­tła i na­uki, jako maź wy­so­kie­go cha­rak­te­ru i za­cne­go po­sie­wu w oj­czyź­nie. Jako przy­ja­ciel świa­tła i ludz­ko­ści w kra­ju i za kra­jem po­ło­żył on te za­słu­gi, któ­re mu w dzie­jach zjed­na­ły na­zwę do­bro­czyn­ne­go "Kró­la-fi­lo­zo­fa". Po prze­gra­nej Szwe­dów pod Puł­ta­wą ucho­dzi on z Pol­ski, w cu­dze kra­je na tu­łac­two do­bro­czyn­ne, nie wi­dząc moż­no­ści utrzy­ma­nia ko­ro­ny ani uszczę­śli­wie­nia oj­czy­zny swo­jej na tej dro­dze, i osia­da naj­przód w Księ­stwie Zwey­brück, nada­nem mu od Ka­ro­la XII, a na­stęp­nie, gdy za wpły­wem księ­cia Ro­han Lu­dwik XV król fran­cu­ski po­ślu­bił cór­kę jego Ma­ryę, otrzy­mał Sta­ni­sław Lesz­czyń­ski udziel­ne księ­stwo Lo­ta­ryn­gii i Baru w do­ży­wo­cie jako pa­nu­ją­cy Ksią­że.

Po­li­ty­ką fran­cu­ską po­wo­do­wa­ny i tem prze­ko­na­niem, że pa­no­wa­nie Sa­sów go­tu­je nie­szczę­ście oj­czyź­nie jego, po­ku­sił on się raz jesz­cze po śmier­ci Au­gu­sta II o ko­ro­nę pol­ską, lecz po gorz­kich za­wo­dach, któ­re się tyl­ko przy­ło­ży­ły do wy­świe­ce­nia jego wy­so­kie­go cha­rak­te­ru, ucho­dzi z Gdań­ska na ry­bac­kiej ło­dzi po­wtór­nie z oj­czy­zny, – któ­ra nie umia­ła go ce­nić i nie­mo­gła mu prze­ba­czyć tego, że wło­żył ko­ro­nę Pia­stów i Ja­giel­lo­nów za ob­cym wpły­wem na skro­nie – po­wra­ca do Lo­ta­ryn­gii i od­tąd do­pie­ro sta­je się zba­wien­nym wpływ jego, któ­ry wy­wie­ra na Pol­skę.Ży­cie tego kró­la fi­lo­zo­fa jest peł­ne chwil burz­li­wych, peł­ne pięk­no­ści du­cho­wych i po­etycz­nych ob­ra­zów.

W pierw­szej po­ło­wie ży­cia jego zaj­mu­je szcze­gól­nie na­gła zmia­na lo­sów, mio­ta­ją­ca tym mę­żem prze­zna­czeń wyż­szych; ile inni za­bie­gów czy­nią do wstą­pie­nia na tron, bez wzglę­du na szczę­ście na­ro­du, tyle prze­ciw­nie użył on sta­ra­nia, aże­by tyl­ko za­sło­nić kraj swój od klęsk i za­pew­nić po­kój swo­jej' oj­czyź­nie. Zło­żył ko­ro­nę chcąc je­dy­nie jako oby­wa­tel źyć w za­ci­szu do­mo­wem po zło­że­niu ber­ła, a gdy to się nie po­wio­dło, wra­ca po po­wtór­nym za­wo­dzie na tu­łac­two. W dru­giej po­ło­wie jego ży­cia zaj­mu­je szcze­gól­nie praw­dzi­wie ludz­ka, peł­na spo­ko­ju twór­czość jego du­cha, tu­dzież mi­łość oj­czy­zny, któ­ra i na tu­łac­twie całą jego isto­tę oży­wia. W tym okre­sie od­zy­sku­je on wiel­kie wpły­wy swo­je w Pol­sce i dzia­ła na nią mo­ral­nie i na­uko­wo. W po­sia­da­niu wiel­kich środ­ków ścią­ga Po­la­ków na dwór swój, a w szko­le ry­cer­skie"), któ­ra w Lu­ne­wil­lu za­ło­żył, kształ­ci mło­dzież pol­ską i za­pew­nia w ten spo­sób oświa­tę dla przy­szłe­go po­ko­le­nia w Pol­sce.

Sta­ni­sław Lesz­czyń­ski, za­ło­żyw­szy szko­łę lu­ne­wil­ską, zo­sta­wał w cią­głych sto­sun­kach z Pol­ską i z Ko­nar­skim. Z Pol­ski przy­słał mu Ko­nar­ski lu­dzi utar­tych już i uro­bio­nych znacz­nie, a on prze­sy­łał ich na dwór kró­la fran­cu­skie­go, gdzie cór­ka jego była kró­lo­wą, da­ją­ca pro­tek­cyę wiel­ką Po­la­kom. Są to te cza­sy, kie­dy od Wil­na, Lwo­wa i War­sza­wy cią­gnę­ło tyle mło­dych Po­la­ków za gra­ni­cę; i nie­ma się cze­mu dzi­wić, bo były to cza­sy, gdzie pa­no­wa­nie sa­skie nie da­wa­ło Po­la­kom żad­nej zgo­ła za­chę­ty. Po­wszech­nie uzna­ną była sta­gna­cya pol­ska; rzut­niej­sze prze to umy­sły szu­ka­ły dla sie­bie po­kar­mu tam, gdzie go zna­leźć moż­na było, i ztąd tez wie­lu Po­la­ków wstę­po­wa­ło do ów­cze­snej ar­mii fran­cu­skiej i ba­wi­ło na dwo­rze Księ­cia Lo­ta­iyń­skie­go.

Ucznio­wie lu­ne­wil­skiej szko­ły są to lu­dzie po­stę­po­wi w owym wie­ku, a co wię­cej lu­dzie na­ro­do­we­go po­stę­pu, i oni to pierw­si wno­szą do kra­ju po­trzeb­ne re­for­my spo­łecz­ne i na­uko­we, i roz­po­czy­na­ją sze­reg tych mę­żów, od któ­rych się po upad­ku świa­tła w Pol­sce roz­po­czy­na od­ro­dze­nie na­ro­do­we­go du­cha. Już Jo­achim Le­le­wel robi tę uwa­gę, że w tym cza­sie wpły­wu Sta­ni­sła­wa Lesz­czyń­skie­go i Ko­nar­skie­go na na­ród przej­mo­wać się za­czy­na­ją Po­la­cy, a mia­no­wi­cie ucznio­wie szko­ły lu­ne­wil­skiej, wy­obra­że­nia­mi fran­cu­skie­mi i wy­obra­że­nia­mi mo­nar­chicz­ne­mi we­dle po­jęć fran­cu­skich; i rze­czy­wi­ście tak było. W mo­nar­chicz­nej za­sa­dzie szu­ka­li ów­cze­śni pa­try­oci ra­tun­ku na nie­moc, w jaka Pol­ska po­pa­dła była po dwu­krot­nym na­jeź­dzie Szwe­dów, i oni to przy­spo­so­bi­li pole do tych re­form, któ­re­mi się szczy­ci czas Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, i któ­re dziś już prze­szły w ży­cie i li­te­ra­tu­rę na­ro­du.

Ztąd też po­czy­na­my tę ga­le­ryę od kró­la – fi­lo­zo­fa, od za­ło­ży­cie­la szko­ły lu­ne­wil­skiej, od pierw­sze­go tu­ła­cza pol­skie­go i męża wiel­kie­go po­sie­wu na tu­łac­twie dla do­bra oj­czy­zny.

Obok nie­go po pra­wej stoi Jó­zef An­drzej Z a ł u s k i uro­dzo­ny na po­cząt­ku XVIII­go wie­ku, bi­skup ki­jow­ski i czer­ni­chow­ski w po­ło­wie tego wie­ku, maź twar­dy i su­ro­we­go oby­cza­ju, zna­ją­cy do­kład­nie kraj i za­gra­ni­ce, ów­cze­sna oświa­tę i po­trze­by na­ro­du, wy­bor­ny mow­ca w se­na­cie, apo­stol­ski maź w ko­ście­le, gdy od­pra­wia mi­sję do ludu z przy­bra­niem du­cho­wień­stwa dy­ece­zyi swo­jej, zna­ko­mi­ty uczo­ny swo­je­go cza­su i je­den z naj­pierw­szych pi­sa­rzy swo­je­go wie­ku.

Czu­jąc po­trze­bę roz­sze­rze­nia świa­tła w na­ro­dzie, a zna­jąc cała ów­cze­sna oświa­tę tak w kra­ju jak i za­gra­ni­ca, po­czął on gro­ma­dzić po­trzeb­ne ku temu za­so­by na­uko­we; ja­koż po upad­ku świa­tła w Pol­sce jest on pierw­szym zno­wu zbie­ra­czem ksiąg, i za sta­ra­niem jego zo­sta­ła już w roku 1746 otwo­rzo­ną w War­sza­wie dla użyt­ku pu­blicz­ne­go bi­blio­te­ka Za­łu­skich, któ­rą brat jego An­drzej Sta­ni­sław Za­łu­ski bi­skup kra­kow­ski, przez wnie­sie­nie zbio­rów ksiąg po kró­lu Ja­nie III i pry­ma­sie Ol­szow­skim po­zo­sta­łych po­więk­sza. Bi­blio­te­ka ta li­czy­ła 262, 640 dzieł i ksiąg, kil­ka­dzie­siąt ty­się­cy rę­ko­pi­smów głów­nie pol­skich albo do pol­skiej hi­sto­ryi słu­żą­cych, a prócz tego 24, 574 ry­cin, od­no­szą­cych się tak­że po naj­więk­szej czę­ści do rze­czy pol­skich. Po­świę­ce­nie zaś bi­sku­pa ki­jow­skie­go zdo­ła­my wów­czas do­pie­ro oce­nić do­kład­nie, je­że­li spoj­rzy­my na ży­cie jego do­mo­we, gdzie so­bie wszyst­kie­go od­ma­wiał, na­wet naj­pierw­szych po­trzeb ży­cia, i w ubó­stwie, w nę­dzy pra­wie żył w pa­ła­cach swo­ich dla oszczę­dze­nia gro­sza, któ­ry ob­ra­cał na za­ku­py­wa­nie ksiąg i po­mno­że­nie zbio­rów, od­da­nych na po­ży­tek na­ro­du, ku cze­mu czę­ste na­wet po kra­ju przed­się­brał po­dró­że, czy­niąc po­szu­ki­wa­nia po ar­chi­wach pry­wat­nych, ra­tu­jąc od za­gła­dy' naj­rzad­sze dzie­ła bu­twie­ją­ce w bi­blio­te­kach klasz­tor­nych.

Jó­zef An­drzej Za­łu­ski, jest tedy, jak mó­wi­li­śmy, pierw­szym zbie­ra­czem ksią­żek w Pol­sce po upad­ku oświa­ty, a za­ra­zem pierw­szym więź­niem i wy­gnań­cem; gdyż tak­że za przy­wią­za­nie swo­je do oj­czy­zny zo­stał wy­wie­zio­nym do Ka­łu­gi, a i tam jesz­cze pra­co­wał jako uczo­ny dla oj­czy­zny, spro­wa­dzał jesz­cze na li­sty książ­ki z za­gra­ni­cy do War­sza­wy, i pa­mięt­nem zo­sta­nie to, iż w Ka­łu­dze na­pi­sał te­sta­ment, któ­rym osta­tecz­nie od­dał na­ro­do­wi na wła­sność bi­blio­te­kę swo­ją. Po­wró­ciw­szy z wy­gna­nia do oj­czy­zny po pierw­szym roz­bio­rze kra­ju, obar­czo­ny wie­kiem, tru­da­mi i zgry­zo­ta, za­koń­czył Za­łu­ski ży­cie w dwa lata póź­niej, a bi­blio­te­ka jego zo­sta­ła po ostat­nim roz­bio­rze jako wła­sność na­ro­do­wa wy­wie­zio­na z kra­ją do Pe­ters­bur­ga.

Z ko­lei ude­rza nas te­raz po­waż­na po­stać Wa­cła­wa Rze­wu­skie­go, het­ma­na wiel­kie­go ko­ron­ne­go, uczo­ne­go, po­li­ty­ka i mów­cy, któ­ry tak­że pięk­nym mu­zom pa­lił ofia­ry, szu­ka­jąc wy­tchnie­nia po cięż­kich pra­cach, po­nie­sio­nych dla do­bra oj­czy­zny, w za­ci­sza do­mo­wem.

Pięk­na to po­stać; siwa zdo­bi go bro­da, jak sta­rych jesz­cze het­ma­nów, któ­rą no­sił do śmier­ci na pa­miąt­kę cier­pie­li swo­ich za oj­czy­znę.

Ostat­ni to bo­wiem het­man jesz­cze, po­wa­ża­ny w ca­łej rze­czy­po­spo­li­tej, a za­ra­zem je­den z pierw­szych więź­niów i wy­gnań­ców po­li­tycz­nych. Po­czci­wie bro­nił on spraw Rze­czy­po­spo­li­tej, wspie­rał ja swo­jem ra­mie­niem, swo­jem świa­tłem, swo­jem pió­rem, swo­ja, radą; gro­ma­dził księ­gi, uspo­sa­biał dla niej zdol­nych lu­dzi, był jed­nym z pierw­szych twór­ców sce­ny pol­skiej, a w koń­cu jak już po­wie­dzie­li­śmy, jed­nym z pierw­szych wy­gnań­ców; i pa­mięt­nem po­zo­sta­nie na za­wsze to, że na wy­gna­niu swo­jem w Ka­łu­dze, gdzie lat wie­le prze­by­wał, prze­tłu­ma­czył psal­my po­kut­ne i na­pi­sał wstęp do nich tak zaj­mu­ją­cy, tak świe­żo ma­lu­ją­cy ów­cze­sne wy­obra­że­nie a za­ra­zem tak przy­pa­da­ją­cy do dzi­siej­szej chwi­li, że zda­je się, ja­ko­by do­pie­ro dzi­siaj wy­szedł z pió­ra jed­ne­go z na­szych po­etów. Wstęp ten jest bar­dzo krót­ki, i lubo nas to ode­rwie na chwi­lę od wła­ści­we­go przed­mio­tu, po­zwól­cie jed­nak, aże­bym go od­czy­tał.

Wstęp do psal­mów po­kut­nych.

Do

Ko­cha­nej Oj­czy­zny

W okrop­nych cza­sach po­środ­ku dni smut­nych,

Bierz się Oj­czy­zno do psal­mów po­kut­nych,

A gdy cię gniew­ny Bóg chło­sta swym bi­czem,

Płacz, jęcz, upa­daj przed jego ob­li­czem.

Wszak Bóg jak Oj­ciec, gdy dzie­cię swe otnie,

Cie­szy je po­tem, i głasz­cze sto­krot­nie.

Po sro­gich klę­skach, po mo­rze, po bi­twie,

Da Bóg szczę­śli­wy los Pol­sce i Li­twie.

Mnie w pię­cio­let­nim prze­cią­gu nie­wo­li

Nie ma nie­do­la, ale two­ja boli.

Niech mój su­row­szy los bę­dzie, twój mięk­szy,

Niech me nie­szczę­ście – twe szczę­ście po­więk­szy.

Już na po­cząt­ku tych wy­kła­dów za­po­wie­dzie­li­śmy wiel­ką no­wo­żyt­na tra­je­dyę. Ja­koż pierw­sze już po­sta­cie, któ­re roz­po­czy­na­ją ten dra­mat, bio­rą ko­niec tra­gicz­ny rów­nie jak ich usi­ło­wa­nia.

Po kró­lu fi­lo­zo­fie i wy­gnań­cu, po bi­sku­pie zbie­ra­czu ksiąg z wieł­ką ofia­rą ca­łe­go ży­cia, i po ostat­nim za­cnym het­ma­nie, sta­je w tej ga­le­ryi przed nami za­kon­nik, maź naj­więk­szy XVIII wie­ku w Pol­sce, z po­wo­ła­nia ślu­ba­mi su­ro­wej re­gu­ły zwią­za­ny i od­cię­ty niby klasz­tor­ne­mi mu­ra­mi od świa­ta, a po­mi­mo to pierw­szy po­li­tyk w na­ro­dzie i naj­po­tęż­niej­szy re­for­ma­tor swo­je­go wie­ku.

Sta­ni­sław Hie­ro­nim Ko­nar­ski jest ta kry­ni­ca no­we­go ży­cia w na­ro­dzie, jest tym nie­stru­dzo­nym ster­ni­kiem po­stę­po­wej my­śli, któ­ra sam po­tęż­nie kie­ru­je przez pół wie­ku prze­szło. Pra­com tym, któ­re pod­jął, dzie­łom, któ­re do­ko­nał, może po­do­łać całe za­le­d­wie po­ko­le­nie, przez nie­go na­ło­żo­ne i wprzę­gnię­te do po­sług oj­czy­zny.

Od nie­go po­czy­na się nowa era w Pol­sce dla wy­obra­żeń spo­łecz­nych, dla wy­cho­wa­nia pu­blicz­ne­go, dla nauk, pra­wo­daw­stwa, dla li­te­ra­tu­ry i oby­cza­jo­wej ogła­dy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: