Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pamiętniki włóczęgi Tom 2: z czasów przejścia XVIII do XIX wieku - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pamiętniki włóczęgi Tom 2: z czasów przejścia XVIII do XIX wieku - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 425 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

XXXVI.

Nie wiem czy mi się tyl­ko wy­da­je, czy w isto­cie daw­niej było wię­cej krwi w lu­dziach? To jed­nak pew­no że na kogo tyl­ko oso­bli­wie z lu­dzi doj­rza­łych, spoj­rza­łeś każ­dy za krwi­ste­go uwa­żał się i z tego po­wo­du pusz­cza­nie krwi per­jo­dycz­nie od­by­wał, a naj­mniej­sze nie­do­ma­ga­nie przez to le­czy­ło się. Każ­dy tym koń­cem miał nie­od­stęp­ne­go cy­ru­li­ka, lub w ra­zie po­trze­by uda­wał się do mia­stecz­ka. Znaj­do­wa­ło się wie­lu któ­rzy na no­wiu lub peł­ni re­gu­lar­nie krew pusz­cza­li, a sko­ro któ­ry z nich umarł, na­tych­miast po­wia­da­no:

– Pew­nie na no­wiu krwi nie pu­ścił? Była w tem pew­ne­go ro­dza­ju me­dy­cy­na, a dla nie­któ­rych po­nie­kąd roz­ryw­ka. Zna­łem sta­rusz­ka nie­ja­kie­go Ro­mej­kę, ten pusz­czał krew re­gu­lar­nie na peł­ni; a raz wra­ca­jąc z mia­stecz­ka po od­by­tej pe­ry­odycz­nej ope­ra­cyi, za­wa­dził o są­sia­da i tra­fił nato że jemu jako cho­re­mu krew pusz­cza­no, a że Ro­mej­ko był człek bar­dzo ko­le­żeń­ski więc dla kom­pa­nii, od­by­tą już ope­ra­cyę tego sa­me­go dnia po­wtó­rzył i snąć że mu to wca­le nie szko­dzi­ło, wi­dzia­łem go bo­wiem ośm­dzie­się­cio­let­nim bar­dzo rzeź­wym sta­rusz­kiem. Dziś na in­nej woj­nie tyle krwi nic po­pły­nie, ile za daw­nych cza­sów, pod cy­ru­li­czym orę­żem wy­le­wa­ło się.– Jak uwa­żam za­pu­ści­łem się w dzie­dzi­nę na­uki me­dycz­nej, spie­szę więc do kro­ni­kar­skiej po­win­no­ści. Owóż do cze­go zmie­rza­łem, aby opo­wie­dzieć; że oj­ciec mój bę­dąc krwi­ste­go tem­pe­ra­men­tu, za naj­mniej­szem wzbu­rze­niem lub wstrzą­snie­niem mo­ral­nem, pod­le­gał apo­plek­tycz­nym ata­kom i le­czył się po­wyż­szą me­to­tą. Ztąd i ła­ska dla Sa­wic­kie­go po­wsta­ła… że on za mło­du spo­so­bił się na cy­ru­li­ka, a bę­dąc nie­od­stęp­nym od pana, za naj­mniej­szą oka­zyą krew mu pusz­czał. Nie­kie­dy na­wet oj­ciec do tego przy­stę­po­wał spo­dzie­wa­jąc się ja­kiej prze­ciw­no­ści lub zmar­twie­nia, tym spo­so­bem uprze­dzał cho­ro­bę. Owóż te­raz oj­ciec za­nie­chał parę pe­ro­dycz­nych ter­mi­nów pusz­cze­nia krwi, któ­rej dużo mu na­psu­ły de­wot­ki, a na­stęp­nie to nie­szczę­sne przej­ście z cór­ką.

Nie­oględ­na Ja­dwi­ga w unie­sie­niu nie zwra­ca­ła uwa­gi na mie­nią­cą się twarz ojca, któ­re­mu przy ostat­nich jej sło­wach oczy już krwią na­bie­ga­ły. Po odej­ściu Ja­dwi­gi oj­ciec za­le­d­wie z wiel­kiem wy­si­le­niem, pod­niósł się z krze­sła i zmie­rza­jąc ku swo­im apar­ta­men­tów za­to­czył się. Ja­koś szczę­ściem, mia­łem tyle przy­tom­no­ści, żem go pod­chwy­cił, i już nie po­wiem za­pro­wa­dzi­łem, ra­czej na pół bez­wład­ne­go za­cią­gną­łem do jego po­ko­ju, do­kąd za­raz zbie­gli się lu­dzie i Sa­wic­ki już nie przy­tom­ne­mu krew pu­ścił. Oj­ciec za mo­jej pa­mię­ci miał już kil­ka po­dob­nych ata­ków, a mia­no­wi­cie przy po­ja­wie­niu się Zwiz­dy na wy­do­by­cie sched pa­sier­bic, po utra­cie urzę­du i jesz­cze w sku­tek róż­nych prze­ciw­no­ści, kil­ka z nich było sil­niej­szych, lecz sam Sa­wic­ki do­tąd pusz­cze­niem krwi i chło­dzą­cy­mi środ­ka­mi, za­wsze za­ra­dził. Te­raz od razu za­szło więk­sze nie­bez­pie­czeń­stwo, tak że przy­by­ły nasz le­karz dwu in­nych za­wczwał. Oj­ciec był w ma­li­gnie nie­usta­ją­cej i cią­gle nie­przy­tom­ny, a oba­wia­no się że lada chwi­la skoń­czy.

Nic ła­twiej nie roz­przę­ga się jak dom sto­ją­cy ry­go­rem. Trze­ba wi­dzieć co za­so­bą po­cią­ga obez­wład­nie­nie tej ręki, któ­ra wszyst­ko pro­wa­dzi i utrzy­mu­je. W jed­nej chwi­li dom za­nad­to licz­ny za­mie­nił się w od­lud­ną pu­sty­nie. Ja zaś na wi­ce­go­spo­da­rza dla tej ha­ła­stry pro­wa­dzo­nej sil­ną i sprę­ży­stą wolą, by­łem za mło­dy i za mało do­świad­czo­ny. Su­zań­ski wię­cej eko­no­micz­nem go­spo­dar­stwem za­ję­ty, cho­ciaż pra­co­wi­ty, ato­li sła­be­go i ła­god­ne­go cha­rak­te­ru, nie był w sta­nie ładu przy­wró­cić.

Przy cho­rym oprócz do­mo­we­go le­ka­rza, po­zo­sta­wa­li­śmy ja, i Ka­wa­ler, któ­ry tyle że dniem i nocą sie­dział wy­pro­sto­wa­ny na so­fie w przy­le­głym po­ko­ju, lecz mimo naj­lep­szych chę­ci do­bre­go ser­ca, wro­dzo­nej sztyw­no­ści do do­glą­da­nia cho­rych na­giąć nie umiał. Sa­wic­ki te­raz dość obo­jęt­nie pa­trząc na swe­go daw­ne­go pana i do­bro­dzie­ja jak na przy­szłe­go nie­bosz­czy­ka, nie­kie­dy tyl­ko po­krę­cił się dla for­my. Ja zaś w trwo­dze o ży­cie ojca i pierw­szy raz przy cięż­ko cho­rym znaj­du­jąc się, gło­wę stra­ci­łem. Ba­ro­no­wa dba­ła o swo­je dro­gie zdro­wie, cza­sem się do­wia­dy­wa­ła, a resz­tę cza­su prze­pę­dza­ła na na­ra­dach z Wol­kiem i Na­wi­że­nym, któ­rzy wi­docz­nie coś kno­wa­li i czę­sto wy­da­la­li się z domu. Ja­dwi­ga za­pew­ne z wy­rzu­tem su­mie­nia, po­spie­szy­ła­by ojca do­glą­dać, lecz że ten w ma­li­gnie cią­gle oniej coś bre­dził, za­tem nasz le­karz któ­re­mu mu­sie­li­śmy o tyle, o ile zwie­rzyć po­wód cho­ro­by, od­da­lił ją aby na wy­pa­dek od­zy­ska­nia przy­tom­no­ści, nie zwięk­szać roz­draż­nie­nia cho­re­go. X. Jo­achim któ­ry te­raz czas swój mię­dzy dwie pa­ra­fi­je roz­dzie­lał, a jako le­karz ułom­no­ści du­cha, a na­wet i cia­ła, bo­wiem dla ubo­gich pa­ra­fi­jan na­wet i me­dy­cy­nę prak­ty­ko­wał, rzad­ko mógł nam w po­moc przy­cho­dzić. Z ka­wa­le­rem tedy nie dał­bym so­bie rady, gdy­by nie przy­szła nam w po­moc Te­klu­nia, któ­ra od razu z wła­sne­go na­tchnie­nia i po­pę­du po­czci­we­go ser­cy, na­tych­miast prze­nio­sła się do cho­re­go przy któ­rym nie­od­stęp­nie zo­sta­wa­ła. Prze­ło­że­nie zaś moje i le­ka­rza, aby ba­cząc na wła­sne zdro­wie wię­cej oszczę­dza­ła się i nie od­da­wa­ła się nie­ustan­ne­mu czu­wa­niu, nie­od­nio­sły żad­ne­go skut­ku. A nie tyl­ko że umia­ła być po­ży­tecz­ną w do­glą­da­niu cho­re­go lecz nie­zbęd­ną sta­ła się.

Każ­dy czło­wiek lubo tyl­ko li­cha jed­nost­ka mię­dzy nie­zli­czo­ny­mi mi­lio­na­mi, za­wsze jed­nak coś tam sta­no­wi w tej wiel­kiej ca­ło­ści. Nie po­znał­byś domu na­sze­go, tak jed­na na­ru­szo­na sprę­ży­na całą ma­chi­nę zruj­no­wa­ła. Ko­cha­ne ja­skół­ki po­czu­ły śmierć za­glą­da­ją­cą pod strze­chę i już nie przy­la­ty­wa­ły. Ci­snę­li się tyl­ko wie­rzy­cie­le, a ich tro­skli­wość o zdro­wie ojca zda­le­ka nie­kie­dy do­la­tu­ją­ca mo­ich uszu, w za­py­ta­niu: „A czy jesz­cze żyje?”–ser­ce mi roz­dzie­ra­ła. Nie od­ga­dli­by­ście któ­ry z są­sia­dów tro­skli­wie wy­wia­dy­wał się o zdro­wie ojca? Szał­wij­ski co­dzień skry­cie bez osten­ta­cyi, przy­sy­łał ko­goś w tym celu. A czę­sto syn jego Ka­rol któ­ry nie­daw­no wró­cił z za­gra­ni­cy, kon­no przy­jeż­dżał na wieś i lu­dzi o zdro­wie cho­re­go wy­py­ty­wał. Po­nie­waż spo­tkaw­szy się z nim w są­siedz­twie, za­bra­li­śmy zna­jo­mość raz tedy do­tarł aż do mnie i z wiel­ką nie­śmia­ło­ścią za­py­tał; czy nie mógł­by być mi w czem po­moc­nym?… Był to praw­dzi­wie za­cny mło­dzie­niec.

Na­ko­niec pią­te­go dnia cho­ro­by sło­wa uro­czy­ście przez le­ka­rza wy­mó­wio­ne:

– Od­zy­skał przy­tom­ność, nie­bez­pie­czeń­stwo mi­nę­ło,–jak­by ma­gicz­ną silą w oka­mgnie­niu zmie­ni­ły po­stać rze­czy. Czu­ła Ba­ro­no­wa na­gle sta­ła się nie­od­stęp­ną przy cho­rym, to prze­wra­ca­ła po­dusz­ki, to okry­wa­ła nogi i po­tra­fi­ła w ojcu wzbu­dzić to prze­ko­na­nie że je­dy­nie jej gor­li­wym sta­ra­niom za­wdzię­cał swo­je oca­le­nie. Sa­wic­ki, Wol­ko i Na­wi­że­ny jak­by wro­śli w pań­ski próg. Cały dom w jed­nej chwi­li do daw­ne­go ładu po­wró­cił, a jed­ni dru­gich wy­prze­dza­li w usłu­gach dla pana.

Na­stę­po­wa­ła, rap­tow­na zmia­na de­ko­ra­cyi, praw­dzi­wa za­słu­ga jak zwy­kle bywa, sta­wa­ła się nie­wi­dzial­ną. Ka­wa­ler że do­bre swe chę­ci jak umiał, je­dy­nie przez czu­wa­nie oka­zał, te­raz udał się na spo­czy­nek, któ­ry jed­nym cią­giem trwał bliz­ko doby. Po­czci­wy sta­ro­wi­ną! – Te­klu­nia jed­na cho­ciaż zda­le­ka nie prze­sta­wa­ła być uży­tecz­ną, zna­jąc bo­wiem nie­przy­chyl­ne uspo­so­bie­nia cho­re­go dla sie­bie, nie na­strę­cza­ła mu się. Po­czci­wa są­siad­ka pani Su­czyń­ska, czy­li wie­dzio­na in­stynk­tem czy może za­wia­do­mio­na przez kogo? za­raz po od­zy­ska­niu przy­tom­no­ści przy­by­ła z za­mia­rem nie­od­stą­pie­nia cho­re­go do koń­ca i przy­ro­sła pra­wie do jego po­du­szek. A ten sam cho­ry któ­ry przed chwi­lą jesz­cze mógł­by umrzeć za­po­mnia­ny, gdy­by nie po­czci­we sta­ra­nie Te­klu­ni, któ­ra do koń­ca trwa­nia nie­bez­pie­czeń­stwa nie opu­ści­ła do­bro­wol­nie ob­ra­ne­go sta­no­wi­ska, a do po­świę­ce­nia łą­czy­ła wiel­ką umie­jęt­ność czy­nie­nia mi­ło­sier­dzia wro­dzo­ną ko­bie­tom; ten sam cho­ry opły­wał te­raz w gor­li­we sta­ra­nia i czuj­ną opie­kę.

„Kto ma ta­kich przy­ja­ciół któ­rych nic nie zmie­nia Niech to wy­żej nad wszyst­kie bo­gac­twa oce­nia.” mówi po­eta. Le­karz oba­wia­jąc się roz­draż­nie­nie cho­re­go od­no­wić, Ja­dwi­gę za­wsze od jego łoża usu­wał, a ta za­mknąw­szy się u sie­bie, wy­sy­ła­jąc tyl­ko słu­gę na zwia­dy o zdro­wiu ojca, ni­ko­go wi­dy­wać nie chcia­ła.

Zdro­wie ojca rów­nie szyb­ko wra­ca­ło, jak nie­spo­dzia­ną i gwał­tow­ną była cho­ro­ba, któ­rą po od­zy­ska­nej już przy­tom­no­ści moc­ny tem­pe­ra­ment, a nie mniej siła woli cho­re­go prze­mo­gły. Sko­ro już my­śli roz­pro­szo­ne zgro­ma­dzać za­czął, oj­ciec po­wiodł­szy wzro­kiom po ota­cza­ją­cem go przy­ja­znem kół­ku, na­przód za­py­tał o Wi­ką­ta.

Dzie­ląc się do­tąd z czy­tel­ni­kiem wszel­kie­mi do­zna­ne­mi wra­że­nia­mi, chcia­łem rów­nie z nim po­dzie­lić moją nie­za­spo­ko­jo­ną cie­ka­wość. Lecz aże­by i tak jego wy­cią­gnię­tych na kwin­tę przez moje ga­da­ni­ny, wzglę­dów do resz­ty nie osła­bić. Opo­wiem w tem miej­scu cho­ciaż to da­le­ko póź­niej sta­ło mi się wia­do­mem o przy­czy­nach smut­ne­go przej­ścia Ja­dwi­gi z oj­cem, któ­re­go skut­ki wiel­kiem nie­szczę­ściem nam za­gro­zi­ły.

Po sce­nach ode­gra­nych przez świą­to­bli­wą kon­gre­ga­cyę po­boż­nych plot­ka­rek, oj­ciec zbu­rzo­ny i dra­śnię­ty do ży­we­go w mi­ło­ści wła­snej i am­bi­cyi, tem wię­cej jesz­cze uczuł na­tem że ów spi­sek uknu­ty przez oko­li­cę wy­padł na rok wy­bo­ro­wy. Za przy­kła­dem tedy Ale­xan­dra Wiel­kie­go umy­ślił ów wę­zeł gor­dyj­ski he­ro­icz­nie roz­ciąć. Owoż co zna­czy­ła kon­fe­ren­cya ojca z Ba­ro­no­wą, do któ­rej Wi­kąt po­wo­ła­ny do­stał osta­tecz­ną od­pra­wę i jak wi­dzie­li­ście, dom nasz na­gle opu­ścił. Po­czem oj­ciec we­zwaw­szy Ja­dwi­gę wręcz bez przy­go­to­wań uprzed­nich, oświad­czył jej że Wi­ką­ta wi­dy­wać już nie bę­dzie. Przy­pusz­czam że być mu­sia­ła żywa utarcz­ka mię­dzy oj­cem a cór­ką, któ­ra jed­na z ro­dzeń­stwa do­tąd rzą­dzi­ła się ab­so­lut­nie, a je­że­li przyj­mo­wa­ła wolę ojca to dla tego je­dy­nie że ta nic mia­ła na celu roz­łą­cze­nia z mi­łym jej Fi­lo­zo­fem. Na ów nie­spo­dzia­ny ar­gu­ment Ja­dwi­ga mia­ła pro­bo­wać z po­cząt­ku łza­mi i proś­ba­mi zmięk­czyć wolę ojca, lecz że te po­żą­da­ne­go skut­ku nie od­nio­sły, ostro się po­sta­wi­ła, oświad­cza­jąc: że je­że­li Wi­kąt dom opu­ści ona do klasz­to­ru wstą­pi. Oj­ciec jak­kol­wiek do­tąd we wszyst­kiem cór­ce do­ga­dzał, jed­nak do po­dob­nie ener­gicz­nej opo­zy­cyi nie­przy­zwy­cza­jo­ny, po pro­stu na­pę­dził ją jak krnąbr­ne­go dzie­cia­ka. Był­to może za gwał­tow­ny pierw­szy sta­now­czy ob­jaw ro­dzi­ciel­skiej woli, do któ­rej ze­psu­te dziec­ko wcze­śniej na­le­ża­ło­by przy­zwy­cza­jać. Smut­ne zaś na­stęp­stwa tego już wam wia­do­me.

Z ca­łe­go są­siedz­twa do­bi­ja­ją­ce­go się o po­sia­da­nie Wi­ką­ta, bra­cia Fa­so­lic­cy pew­no naj­wię­cej go pra­gnę­li. Raz że jako Fi­lo­zof, tanc­mistrz mię­dzy licz­ny­mi Fran­cu­za­mi osia­dły­mi w oko­li­cy, był swe­go ro­dza­ju rzad­ko­ścią. A wię­cej jesz­cze jak mi się zda­je była solą w oku dla Fa­so­lic­kich ona oda Wi­ką­ta w Ca­can­ce, z ro­do­wo­dem Ja­giel­loń­skim domu na­sze­go. Z tem wszyst­kiem po­mi­mo nie­za­prze­czo­nej za­wi­ści i go­rą­ce­go po­żą­da­nia, obaj bra­cia byli ludź­mi świa­to­wy­mi i zna­ją­cy­mi się na for­mach to­wa­rzy­skich, aby do po­dob­nych pod­stę­pów jak ex Wie­prz­nik po­su­nąć się mie­li. Ogra­ni­czy­ły się tedy ich chę­ci na ad­mi­ra­cyi dla wiel­kie­go tonu i uczo­no­ści en­cy­klo­pe­dycz­nej Wi­ką­ta i na ser­decz­nych z nim sto­sun­kach. Szcze­gól­nej hr. Ana­sta­zy naj­bliż­szy nasz są­siad o mie­dzę, Wi­ką­ta do sie­bie przy­gar­nął, a jako jeź­dziec za­wo­ła­ny po­sia­da­ją­cy naj­lep­sze wierz­cho­we ko­nie w oko­li­cy, czę­sto uży­wał z nim tej roz­ryw­ki. Za­tem Wi­kąt od­da­lo­ny z na­sze­go domu nie­mógł wię­cej uszczę­śli­wić hr. Ana­sta­ze­go jak obie­ra­jąc u nie­go schro­nie­nie. Na trze­ci dzień Wi­kąt na­pi­sał do mnie list pro­sząc tym­cza­sem o przy­sła­nie po­trzeb­niej­szych rze­czy, resz­tę zaś miał po­tem za­brać. Przy­tem było ser­decz­ne dla mnie po­że­gna­nie, na któ­re wy­zna­ję, nie zwró­ci­łem uwa­gi cho­ciaż Wi­ką­ta lu­bi­łem, lecz wła­śnie w chwi­li ode­bra­nia jego pi­sma oj­ciec znaj­do­wał się w naj­więk­szem nie­bez­pie­czeń­stwie.

Nie poj­mu­ję dla cze­go oj­ciec naj­pierw o Wi­ką­ta do­po­mi­nał się. Czy­li po dłu­giej nie­przy­tom­no­ści nie ze­braw­szy jesz­cze my­śli, nie przy­po­mi­nał tego co za­szło? Czy prze­ciw­nie w jed­nej chwi­li od­zy­skaw­szy daw­ną by­strą i prze­zor­ną przy­tom­ność umy­słu, roz­po­czy­nał przez nią nowe kro­ki dy­plo­ma­tycz­ne? Lub na­ko­niec po pro­stu bez żad­nej ukry­tej my­śli, jako wró­co­ny z cięż­kiej cho­ro­by do no­we­go ży­cia, chciał na jego wstę­pie roz­we­se­lić się do­brym hu­mo­rem Wi­ką­ta i po­pa­trzeć na ulu­bio­ną twarz swe­go fa­wo­ry­ta? Tego wy­tłu­ma­czyć nie umiem. Wiem tyl­ko że za­le­d­wie Ba­ro­no­wa po­sły­sza­ła tę wolę ojca, na­tych­miast tor­ba­ni­stę na naj­lep­szym ko­niu po Wi­ką­ta wy­pra­wi­ła, któ­ry jak naj­spiesz­niej przy­był. Oj­ciec czu­lej go i ser­decz­niej niż in­nych po­wi­tał, jak­by przed chwi­lą tyl­ko z nim się roz­stał. A we­so­łość Wi­ką­ta pierw­szy uśmiech po po­wro­cie do zdro­wia, na usta cho­re­go wy­wo­ła­ła.

Za­nim Wi­kąt zdo­łał przy­być, oj­ciec za­py­tał o cór­kę wy­ra­ża­jąc za­dzi­wie­nie że mię­dzy przy­tom­ny­mi jej nie do­strze­gał, a sko­ro przy­by­ła czu­le ją uści­skał dzię­ku­jąc w jak naj­ser­decz­niej­szych wy­ra­zach, za tro­skli­we i nie­od­stęp­ne do­glą­da­nie w cho­ro­bie, któ­re na­wet na stan jej zdro­wia tak wpły­nę­ły, że aż zmie­ni­ła się do nie­po­zna­nia. Wi­sto­cie że te kil­ka dni nie­po­ko­ju jak­by la­ta­mi dla Ja­dwi­gi sta­ły się; za­pew­ne drę­czy­ło ją su­mie­nie za tę nie­wcze­sną prze­ciw ojcu po­ryw­czość, któ­rej skut­ki nad­spo­dzia­nie, były fa­tal­ne. Oj­ciec pierw­sze kro­ki od­ro­dze­nia z cięż­kiej cho­ro­by, sta­wił dla mnie w po­sta­ci sfi­nxa; nie mo­głem bo­wiem od­gad­nąć zna­cze­nia tych dwóch spiesz­nie na­stę­pu­ją­cych po so­bie fak­tów we­zwa­nia Wi­ką­ta i Ja­dwi­gi, nie wie­dząc cze­mu je przy­pi­sy­wać mia­łem: czy­li nie­za­tar­tym jesz­cze śla­dom go­rącz­ki, w sku­tek któ­rych obec­ność Te­klu­ni do­glą­da­ją­cej go w cho­ro­bie, oj­ciec przy­pi­sał Ja­dwi­dze? Czy­li oba te fak­ta były wy­ni­ka­mi jego zręcz­nej dy­plo­ma­cyi, któ­rą po mi­strzow­sku zwy­kle pro­wa­dził, że prze­żyw­szy z oj­cem lat prze­sło dwa­dzie­ścia, znać się na niej nie umia­łem.

Po cho­ro­bie ojca za­szły w domu roz­ma­ite nie­prze­wi­dzia­ne wy­da­rze­nia, któ­rych zra­zu do­kład­nie nie wy­ja­śniw­szy, po­bież­nie o nich opo­wiem. Oj­ciec mój na­le­żał do rzę­du lu­dzi spie­szą­cych z ży­ciem i zwy­cza­jem po­dob­nych cha­rak­te­rów o ile gwał­tow­nie przyj­mo­wał wszel­kie wra­że­nia, o tyle znów pę­dząc za no­we­mi, śla­dy daw­niej­szych za­cie­rał. Tyl­ko co po­wstał ze śmier­tel­ne­go pra­wie łoża, po­róż­nio­ny z całą oko­li­cą, po smut­nem przej­ściu z cór­ką, wi­docz­nie już coś no­we­go za­my­ślał. Na­no­wo był czyn­ny, prze­no­sił ob­lę­że­nia wie­rzy­ciel­skie i o no­wym kre­dy­cie z po­wo­du nad­cho­dzą­cych wy­bo­rów za­my­ślał.

Jak się po­wie­dzia­ło, wzo­ro­wa przy­ja­ciół­ka pani Su­czyń­ska przy­byw­szy w mi­ło­sier­nym, celu pie­lę­gno­wa­nia cho­re­go pod nie­byt­ność mo­jej mat­ki, u nas roz­go­ści­ła się. Oj­ciec nie­dłu­go po­trze­bo­wał tych czu­łych sta­rań, bo na trze­ci dzień po przej­ściu nie­bez­pie­czeń­stwa, już był na no­gach i mie­wał ta­jem­ne z Ba­ro­no­wą na­ra­dy, do któ­rych przy­pusz­cza­no nie­kie­dy pa­nią Su­czyń­skę.XXXVII.

Pew­ne­go dnia czu­ła mat­ka po­sła­ła po fa­wo­ry­ta Tym­cia któ­ry wbrew swe­mu zwy­cza­jo­wi nie­chluj­stwa, przy­był wy­my­ty, wy­cze­sa­ny, i bar­dzo stroj­ny, a na­wet po raz pierw­szy w ży­ciu, ły­si­nę po­krył rudą pe­rucz­ką. Ni z tego ni z owe­go ścią­gnę­ły te same po­boż­ne nie­wia­sty, bę­dą­ce nie­daw­no jesz­cze po­wo­dem wy­pad­ków, któ­rych smut­ne skut­ki za­le­d­wie jesz­cze prze­mi­nę­ły. Sam dom dnia tego ja­koś świą­tecz­niej wy­glą­dał, przy­go­to­wy­wa­no wy­staw­niej­sze przy­ję­cie. Ja­dwi­ga i Ba­ro­no­wa sta­ran­niej ubra­ły się, a na­wet mar­szał­ko­wa Su­czyń­ska w ta­jem­ni­cy spro­wa­dzi­ła z domu kar­ma­zy­no­wą in­gier­sza­lo­wą suk­nię i żół­tą, chust­kę bag­dadz­ką w duże pal­my, strój któ­ry ku wiel­kim uro­czy­sto­ściom po­słu­gi­wał jej. Od­by­ła się wspa­nia­ła uczta z wiel­kiem za­do­wol­nie­niem po­boż­nych żo­łąd­ków i wo­recz­ków, któ­rych żą­dze co do cia­stek i spe­cy­ałów, aż nad­to mia­ły czem za­spo­ko­ić się. Oj­ciec wy­sa­dzał się na uprzej­mość i grzecz­ność. Wi­kąt zaś dzień ten prze­pę­dził u hra­bie­go Ana­sta­ze­go.

Po obie­dzie któ­ry wię­cej jesz­cze roz­wi­nął wiel­kie kra­so­mów­cze zdol­no­ści po­boż­nych nie­wiast, kie­dy ze­bra­ni w sa­lo­nie słu­cha­li­śmy po­błaż­li­wych po­glą­dów onych mi­ło­sier­nych ję­zy­ków na zdroż­no­ści bliź­nich; pani Su­czyń­ska po trzy­kroć ce­re­mon­jal­nie dy­gnąw­szy przed oj­cem, prze­ło­ży­ła mu w dłu­giej i czu­łej prze­mo­wie, proś­bę o ła­ska­we po­zwo­le­nie dla obec­ne­go tu syn­ka Tym­cia, kon­ku­ro­wa­nia o rękę prze­zac­nej jego cór­ki hra­bian­ki Ja­dwi­gi. Oj­ciec przy­jął prze­ło­że­nie z ra­do­ścią, a bio­rąc je niby do ser­ca, od­po­wie­dział sto­sow­nie do głę­bo­kich uczuć i roz­rzew­nie­nia, ja­kie­mi w tej chwi­li zda­wał się być prze­ję­tym, rzecz zaś tak za­koń­czył:

– Nie mogę wy­ma­gać świet­niej­szej nad tę, dla domu mo­je­go kol­li­ga­cyi i lep­szej rę­koj­mi szczę­ścia mo­je­go dziec­ka, jak po­wie­rza­jąc je w sza­now­ne ze wszech miar, ręce czci­god­ne­go syna mo­ich za­cnych przy­ja­ciół, Pana Ty­mo­te­usza, któ­re­go… etc… na­stę­po­wał sze­reg kom­ple­men­tów, do sfor­mu­ło­wa­nia któ­rych w każ­dej oka­zyi oj­ciec po­sia­dał zdol­ność w wy­so­kim stop­niu. Na­ko­niec cią­gle roz­czu­lo­ny, zwra­ca­jąc się do cór­ki do­dał:

– Wszak­że we­dług przy­ję­tych prze­ze mnie za­sad, nie­na­rzu­ca­nia mej woli dzie­ciom co do ich przy­szło­ści, po­le­gać w tem będę na zda­niu mej cór­ki, któ­ra nad wiek swój mło­dy doj­rza­ła roz­sąd­kiem, po­tra­fi oce­nić do­bre wa­sze chę­ci we­dług ich nie­za­prze­czo­nych za­sług. Po­zo­sta­je tyl­ko z mo­jej stro­ny za­chę­cić ją, do tego wy­bo­ru prze­zac­ne­go, a tu obec­ne­go – przy tych sło­wach skło­nił się ku Tym­cio­wi – w któ­rym oj­cow­skie me ser­ce jej przy­szłe szczę­ście prze­wi­du­je. – Na to wszyst­ko Ja­dwi­ga dy­gnąw­szy ce­re­mon­jal­nie, od­po­wia­da­ła niby

z roz­czu­le­niem i nie­śmia­ło­ścią, uczu­cia któ­re jej do­tąd były zu­peł­nie obce.

– Ser­cem prze­peł­nio­nem wdzięcz­no­ścią przyj­mu­ję za­szczyt któ­ry mię spo­ty­ka, lecz oce­nia­jąc ile akt po­dob­nej wagi w ży­ciu ko­bie­ty, po­cią­ga za sobą od­po­wie­dzial­no­ści za przy­szłe szczę­ście czło­wie­ka któ­re­mu po­świę­ca się, ży­czy­ła­bym so­bie przed wy­rze­cze­niem ostat­nie­go sło­wa bli­żej po­znać i dać się po­znać sza­now­ne­mu panu Ty­mo­te­uszo­wi. – Całą tę al­lo­ku­cyę zmó­wi­ła ze sto­sow­nem uczu­ciem i ary­sto­kra­tycz­ną god­no­ścią, i nie­za­prze­cze­nie była w tej chwi­li nie­odrod­ną cór-swo­je­go ojca, z któ­rym że obo­je od­gry­wa­li ko­me­dyę, dla mnie jako po­tro­sze wta­jem­ni­czo­ne­go, było aż za­nad­to wi­docz­nem. Lecz że ca­łej tej in­try­gi wów­czas nie poj­mo­wa­łem, po­zwól sza­now­ny czy­tel­ni­ku, że czas nam ją do­pie­ro roz­wią­że. Niech przez to jed­no je­że­li mi się uda, trzy­mam two­ję roz­bu­dzo­ną cie­ka­wość na wo­dzy.

By­ło­by dłu­go opo­wia­dać, jako pani Su­czyń­ska we łzach ską­pa­na, przez uścisk ma­cie­rzyń­ski, udzie­li­ła tej rosy ser­decz­nej, przy­szłej sy­no­wej. Jak obo­je swa­to­wie uca­ło­wa­li się ser­decz­nie. Tym­cio zaś sta­ran­nie otarł­szy nos z ta­ba­ki, pięk­ne rącz­ki hra­bian­ki kil­ka­krot­nie do ust przy­ci­snął. Z ja­kiem szcze­rem uczu­ciem win­szo­wa­ły de­wot­ki, a ła­two od­gad­nąć co przy­tem my­śla­ły, te szcze­gól­niej któ­re same bę­dąc szczę­śli­we­mi mat­ka­mi, mia­ły przy­szłość sy­nów do usta­le­nia? W każ­dym ra­zie była to sce­na arcy ser­decz­na, a dla po­cie­sze­nia de­wo­tek za­koń­czo­na po­ja­wie­niem się dwóch du­żych tac, z któ­rych jed­na przy­no­si­ła bursz­ty­no­wy to­kaj i kie­li­chy, dru­ga ugi­na­ła się pod cu­kra­mi i cia­sta – mi. Ra­do­wa­ły się tedy ser­ca przy­tom­nych od wzno­szo­nych wi­wa­tów, a wo­recz­ki na­sy­ca­ły się przy­sma­ka­mi.

W ten wy­żej opi­sa­ny spo­sób uszczę­śli­wio­ny Tym­cio pra­wo sta­ra­nia się o rękę hra­bian­ki Ja­dwi­gi uzy­skał. Zna­ją­cy mo­no­gra­fi­ję kon­ku­rów, jak się ta­ko­we za onych cza­sów od­by­wa­ły", zro­zu­mie że po­dob­na po­zy­cya była tyl­ko da­le­kim wstę­pem do ślub­ne­go ko­bier­ca, na któ­rym nim po­sta­wił szczę­śli­we kro­ki każ­dy kon­ku­rent o za­moż­niej­szą, szlach­cian­kę, a tem­bar­dziej ary­sto­krat­kę, mu­siał od­by­wać no­wi­cy­at na­rze­czo­ne­go, cho­ciaż­by w oso­bie swo­jej łą­czył wszel­kie wy­ma­ga­ne wa­run­ki. Cóż do­pie­ro po­wie­dzieć je­że­li ów wy­bra­ny był tyl­ko ja­kimś w gor­szym ra­zie, taki przed onym no­wi­cy­atem obo­wią­za­nym był przejść czy­ściec tak zwa­ne­go sta­ra­ją­ce­go się o rękę. Nie umiem wy­tłu­ma­czyć, dla cze­go to było we zwy­cza­ju prze­dłu­żać o ile moż­ność tę rolę nie­szczę­snych Tan­ta­lów, na­rze­czo­nych. Może jed­ne ob­lu­bie­ni­ce oba­wia­ły się roz­cza­ro­wań, inne być roz­cza­ro­wa­ne­mi. Lub znaj­do­wa­ły że spra­gnio­ny, mil­szy od prze­sy­co­ne­go? Taki zaś bie­dak z cha­rak­te­rem sta­ra­ją­ce­go się któ­re­go cier­pli­wo­ści nie­mi­ło­sier­nie do­świad­cza­no la­ta­mi, czę­sto do­cze­kał że go jaki wię­cej po­żą­da­ny od­sa­dził, a w bra­ku tego do­sta­wa­ła mu się z cza­sem wy­schła już i po­marsz­czo­na rącz­ka. Jak­by nie było i taką na­wet po­zy­cyę w sto­sun­ku do pięk­nej i mil­jo­no­wej pan­ny, łysy i za­ta­ba­czo­ny Tym­cio mógł jesz­cze jako świet­ną dla sie­bie uwa­żać. Do­ko­na­nie zaś wiel­kie­go dzie­ła spo­czy­wa­ło na mą­drej i prze­bie­głej głów­ce mamy do­bro­dziej­ki.

W za­mian świet­nej po­zy­cyi jaką dla Tym­cia wy­wal­czy­ła, pani Su­czyń­ska wno­si­ła w dom nasz, rącz­kę szpet­nej Rózi dla mnie, nie­wprzód jed­nak ma­ją­cą mnie uszczę­śli­wić, aż po od­by­tem mał­żeń­stwie Tym­cia. Wy­rok ten sro­gi znio­słem z chrze­ści­jań­skiem pod­da­niem się, bę­dąc aż nad­to prze­ko­na­nym, że w ca­łym dzi­siej­szym żar­cie oświad­czyn, ani po­ło­wy praw­dy nie było. Na­ko­niec jako dar naj­wspa­nial­szy ofia­ro­wa­ła ojcu ga­łąz­kę oliw­ną przy­mie­rza z oko­li­ca, któ­re roz­po­czy­na­ło się od na­sy­ce­nia po­boż­nych nie­wiast, a mia­ło osta­tecz­nie roz­kwit­nąć na balu u Su­czyń­skich, na któ­ry zo­sta­li­śmy za­pro­sze­ni.

Pió­ro wzbra­nia się od opi­sa­nia fety Su­czyń­skich, któ­ra jak wszyst­kie u nich od­zna­cza­ła się gło­dem chło­dem i za­bój­czą wo­nią świec ło­jo­wych do­mo­wej fa­bry­ki. Że zaś ta uro­czy­stość jako in gra­tiam przy­szłej sy­no­wej od­zna­cza­ła się rzę­si­stą il­lu­mi­na­cyą, za­tem na­ba­wi­ła go­ści sil­niej­szym ka­ta­rem. Na tej fe­cie oj­ciec zgo­dzo­ny z to­wa­rzy­stwem bal u sie­bie za­pro­jek­to­wał, do któ­re­go aż kil­ka waż­nych znaj­do­wa­ło się po­wo­dów; Po­pra­wie­nie nie­do­szłej przed­wy­bo­ro­wej uro­czy­sto­ści, in­au­go­ra­cya Tym­cia jako sta­ra­ją­ce­go się i naj­waż­niej­sze po­że­gna­nie Wi­ką­ta, któ­ry wię­cej niż kie­dy wzglę­dy ojca po­zy­skał. A że po­wziął za­miar sta­ły prze­nieść się do Ana­sta­ze­go, więc oj­ciec oświad­czył mu że tak na su­cho z domu przy­ja­ciel­skie­go nie wy­cho­dzi się i w sku­tek tego po­że­gna­nie w cześć jego urzą­dza­ło się.

Z po­wo­du tej uro­czy­sto­ści w nie­ma­łym zna­la­złem się kło­po­cie, po­nie­waż oj­ciec po­le­cił mi urzą­dze­nie owa­cyi i nie­spo­dzia­nek w cześć Wi­ką­ta. Nie mia­łem nig­dy do tego naj­mniej­szej zdol­no­ści, a co­fać się nie moż­na było, wie­dzia­łem bo­wiem z do­świad­cze­nia i sub­or­dy­na­cyi, że sko­ro oj­ciec wy­rzekł „stań się” to stać się mu­sia­ło. Nic wie­dząc jak wy­brnąć z trud­ne­go po­ło­że­nia ra­dzi – łom się Za ran­ka, któ­ry ochot­nie w po­moc nam za­wsze przy­cho­dził, a te­raz byt zda­nia żeby urzą­dzić pe­tar­dę przy jed­nym z klom­bów, za któ­rym on ukry­ty bę­dzie grał solo na klar­ne­cie pięk­ne­go mar­sza puł­ko­we­go, a po spa­le­niu pe­tar­dy da jesz­cze kil­ka strza­łów z moź­dzie­rza. Ro­zu­mie­jąc że oj­ciec nie tego po mnie wy­ma­gał zwie­rzy­łem się Ba­ro­no­wej, któ­ra rzecz całą urzą­dzi­ła w tem spo­sób, że sam Wi­kąt przy­go­to­wał dla sie­bie nie­spo­dzian­ki, do urzą­dze­nia któ­rych i ta oko­licz­ność zręcz­nie nada­ła się; że Wi­kąt na ja­kiś czas przed ba­lem miał ode­brać wia­do­mość o śmier­ci swe­go stry­ja star­sze­go w ro­dzie, bo­ga­te­go i bez­dziet­ne­go, po któ­rym dzie­dzi­czył znacz­ny ma­ją­tek i ty­tuł hra­biow­ski. Wia­do­mość za­cho­wy­wa­ła się do­tąd w do­mo­wej ta­jem­ni­cy, aż ją oj­ciec ku po­wszech­ne­ej ra­do­ści i uwiel­bie­niu ary­sto­kra­tów, przy po­że­gnal­nym to­a­ście dla Wi­ką­ta ogło­sił. Z tego tedy wzię­ty był as­sumpt do uło­że­nia nie­spo­dzian­ki, któ­rą jak zwy­kle skła­da­ły fa­jer­wer­ki, il­lu­mi­na­cye i t… p. Głów­ną zaś rolę ode­gry­wał tam trans­pa­rent z cy­frą Wi­ką­ta, a ra­czej już Kąta, jak go w domu prze­zwa­no za­raz po ogło­sze­niu ta­jem­ni­cy. Nad cy­frą wzno­si­ła się ogrom­nych roz­mia­rów ko­ro­na hra­biow­ska, a pod tem wszyst­kiem był umiesz­czo­ny akro­stych z wier­sza­mi wła­snej kom­po­zy­cyi ju­bi­la­ta, któ­re lubo wiel­ce przez szlach­tę po­dzi­wia­ne, a za nie od­bie­rać mu­sia­łem po­chwa­ły i po­dzię­ko­wa­nia, wo­lał­bym do nich nie przy­zna­wać się. Taki by­łem zły na to mi­mo­wol­ne przy­własz­cze­nie, że wier­szy nie za­pa­mię­ta­łem.

Każ­dy się do­my­śli że ka­wa­ler nie opu­ścił zręcz­no­ści do kan­ta­ty, a Szku­da do sym­fo­nii. Szlach­ta zaś przy kie­li­chu pięk­ne ora­cye do Wi­ką­ta sto­so­wa­ła, ary­sto­kra­cya po fran­cuz­ku, a kil­ku z sza­re­go koń­ca po­ła­ci­nie; na­ten­czas bo­wiem trwa­ło jesz­cze to prze­ko­na­nie, że cu­dzo­zie­miec je­że­li nie znał miej­sco­we­go ję­zy­ka, to nie­odmien­nie ła­ciń­ski. Na wa­le­tę po­pi­li się i po­pła­ka­li. Jak­że in­a­czej ucztę po­że­gnal­ną, za­koń­czyć?

Przy tej oka­zyi po­wtó­rzy­ły się na małą ska­lę tań­ce po­pi­so­we od­by­wa­ne nie­gdyś w Ca­can­ce. Mu­tan­tur tem­po­ra a z nie­mi mody. Dziś by­ło­by zgor­sze­niem a nad­to po­śmie­wi­skiem gdy­by do­ro­śli fi­gu­ro­wa­li w tań­cach cha­rak­te­ry­stycz­nych. Na­ten­czas nie było w tem nad­zwy­czaj­no­ści bo nie­tyl­ko mło­dzi w na­szym wie­ku, ale już do­brze doj­rza­łe oso­by przy zręcz­no­ści w tań­cach so­lo­wych pro­du­ko­wa­ły się. Fi­gu­ro­wa­li­śmy tedy jak nie­gdyś w Ca­can­ce Wi­kąt z Ja­dwi­gą i ja z Te­klu­nią. Z tą tyl­ko róż­ni­cą że Ja­dwi­ga o ile daw­niej dla Te­klu­ni była po­gar­dli­wą, o tyle te­raz sta­ła się uprzej­mą, a na­wet uprze­dza­ją­cą. Czu­le sto­sun­ki już przed ba­lem roz­po­czę­ły się, bo­wiem w ten sam dzień kie­dy oj­ciec miał się już le­piej, Ja­dwi­ga spo­tkaw­szy Te­klu­nię uści­ska­ła ją, szcze­rze, dzię­ku­jąc za sta­ra­nia przy cho­rym ojcu pod­ję­te. Po­dob­nej zmia­ny po la­tach dwu­dzie­stu nie umie­li­śmy so­bie wy­tłu­ma­czyć i nic dziw­ne­go, bo­wiem tyle cu­dów nie­po­ję­tych dzia­ło się w domu. Ja­dwi­ga po­su­nę­ła tę no­wo­na­ro­dzo­ną sym­pa­tyę do tego stop­nia że za­jąw­szy się stro­jem Te­klu­ni na bal, uczy­ni­ła go pra­wie świet­niej­szym od swo­je­go, Nad­to ży­czy­ła so­bie aże­by obie ra­zem w jej apar­ta­men­tach, na bal ubie­ra­ły się.

– Czy pa­mię­tasz moja dro­ga, nasz dzie­cin­ny wy­stęp w Ca­can­ce? – ozwa­ła się Ja­dwi­ga przy ubie­ra­niu.

– To już dość daw­no – od­po­wie­dzia­ła po­mie­sza­na Te­klu­nia, nie poj­mu­jąc do cze­go zmie­rza­ło to za­py­ta­nie.

Ja nig­dy nie za­po­mnę, cho­ciaż­by dla tego sa – mego żeby wiecz­nie wsty­dzić się, że by­łam tak nie­spra­wie­dli­wą wzglę­dem cie­bie moja dro­ga. – A po tych sło­wach Ja­dwi­gi nowy uścisk na­stę­po­wał.

Ja­dwi­ga zmie­ni­ła od razu wzglę­dem mnie i Te­klu­ni zim­ny i po­gar­dli­wy spo­sób po­stę­po­wa­nia, staw­szy się dla nas tak przy­ja­zną i uprze­dza­ją­cą, że gdy­by nie jej wzrost wy­bu­ja­ły i po­sta­wa nie na­da­ją­ca się do wy­kra­dze­nia, po­my­ślał­bym że ją za­mie­nio­no. Bo­wiem na­ten­czas jesz­cze po­gło­ski o wy­kra­da­niu i za­mia­nie przez włó­czą­cych się cy­ga­nów, nie­tyl­ko ma­łych dzie­ci ale do­ro­ślej­szych dziew­czą­tek, zy­ski­wa­ły więk­szą wia­rę. Na balu nie Ba­ro­no­wa, a Ja­dwi­ga była go­spo­dy­nią, a go­spo­dy­nią uprzej­mą i sta­ran­nie dba­ją­ca o do­go­dze­nie go­ściom, w czem co­raz więk­sze jej po­do­bień­stwo do ojca przbi­bja­ło się, a przez tę nie­spo­dzian­kę na­szą za­ba­wę oży­wi­ła i uświet­ni­ła. Jed­nem sło­wem bal po­wiódł się do­sko­na­łe, po­nie­waż nie tyl­ko ja­skół­ki i de­wot­ki, ale na­wet sta­ra­niem tych ostat­nich, daw­no od­bie­gły, sza­ry ko­niec ścią­gnął w znacz­nej licz­bie. Do­bry znak ba­cząc na zbli­ża­ją­ce się wy­bo­ry.

Hra­bia Ana­sta­zy nie po­sia­da­jąc się z ra­do­ści że Fi­lo­zo­fa za­szczy­co­ne­go no­wem do­sto­jeń­stwem, miał w domu po­sia­dać, za­pro­sił wszyst­kich na nową ucztę przez któ­rą god­nie go miał po­wi­tać. Tak to bale z ba­lów ro­dzi­ły się; każ­dy zaś bal hr. Ana­sta­ze­go wca­le za­słu­że­nie, epo­kę w oko­li­cy sta­no­wił. Hra­bia Ana­sta­zy był to je­den z rzad­kich exem­pla­rzy mię­dzy ary­sto­kra­ta­mi, umie­ją­cy po­go­dzić ży­cie wy­god­ne a na­wet wy­staw­ne z do­brym sta­nem ma­jąt­ku i sta­ran­nem pro­wa­dze­niem in­te­re­sów, a do­ga­dza­jąc dzi­siej­szym fan­ta­zy­om i próż­nost­kom, pa­mię­tał o ju­trzej­szym spo­ko­ju. W ca­lem urzą­dze­niu domu, ja­ko­też i za­ba­wy nikt nie spro­stał jego gu­sto­wi i zna­jo­mo­ści rze­czy. A we wszyst­kiem umiał za­cho­wać tę mia­rę fi­lo­zo­ficz­ną, że wszyst­kie­go było za­dość, a ni­cze­go za­nad­to; co we­dług mego ro­zu­mie­nia, jest wiel­ką za­le­tą to­wa­rzy­skie­go czło­wie­ka.

Że przy­tej oko­licz­no­ści przy­pa­da­ła ja­kaś feta do­mo­wa, za­tem czyn­ny i ob­fi­ty w po­my­sły Wi­kąt, urzą­dził roz­ma­ite nie­spo­dzian­ki. Mię­dzy in­ne­mi, zi­ści­ło się ma­rze­nie hr. Ana­sta­ze­go pod­słu­cha­ne prze­zem­nie w Ca­can­ce, co do wy­gło­sze­nia przez Fi­lo­zo­fa po­cho­dze­nia ro­dzi­ny Fa­so­lic­kich od Pia­stów. Pod­szep­ną­łem myśl tę Wi­ką­to­wi, któ­ry przy sto­sow­nej nie­spo­dzian­ce, wy­de­kla­mo­wał i na par­ga­mi­nie spi­sa­ny wiersz wrę­czył Ana­sta­ze­mu. A ten jako w swo­im ro­dza­ju ory­gi­nal­ny, cho­ciaż­by dla sa­me­go ostat­nie­go rymu przy­to­czę:

„O, toi com­te ce­le­bre, dont le pro­to­pla­ste

Prin­ce char­ron et aieul des grands rois, Pia­ste

Qui avec la glo­ire cet hon­neur a acqu­it

D'avo­ir re­pro­du­it la race Fa­so­li­ce­qui(?)

Nic nie do­da­ję że obaj bra­cia Fa­so­lic­cy rzew­nie się po­pła­ka­li. A za­pał i za­chwy­ce­nie pa­nów trud­ne są do opi­sa­nia. I na tym balu znaj­do­wa­ła się Te­klu­nia pięk­nie przy­stro­jo­na sta­ra­niem Ja­dwi­gi, a jesz­cze wię­cej wdzię­kiem i mło­do­ścią. I tam ją mło­dzież ota­cza­ła, a za­chwy­ca­jąc się jej wdzię­ka­mi, zda­wa­ła się za­po­mi­nać o pod­rzęd­nem sta­no­wi­sku w to­wa­rzy­stwie; mnie to po­chle­bia­ło i był­bym z tego szczę­śli­wy, gdy­by nie to że ten mój ro­ba­czek za­zdro­ści wy­ra­stał na węża.XXXVIII.

Za­le­d­wie mi­nę­ło trzy ty­go­dnie od cho­ro­by ojca a w domu tyle no­we­go za­szło: na­przód przy­tu­le­nie do łona oj­cow­skie­go zbun­to­wa­nej cór­ki, przy­wró­ce­nie wy­gna­ne­go Wi­ką­ta, po­go­dze­nie z oko­li­cą i na­ko­niec fakt naj­waż­niej­szy otwar­cie szra­nek ubie­ga­nia się o rękę Ja­dwi­gi, za któ­re pierw­szy Tym­cio wstą­pił. Na­tem wszyst­kiem oko­li­ca zy­ska­ła trzy bale. Tak to szyb­ko żyło się w one cza­sy!

Cho­ciaż nikt nie brał na se­rio urzę­do­we­go ty­tu­łu kon­ku­ren­ta udzie­lo­ne­go Tym­cio­wi, wszak­że spra­wił on nie­ma­łe za­bu­rze­nie w oko­li­cy mię­dzy kan­dy­da­ta­mi do ożen­ku. Nikt po­dob­ne­go wy­bo­ru za sta­now­czy nie po­czy­tał, nie przy­pusz­cza­no bo­wiem aże­by Ja­dwi­ga jed­na z pięk­niej­szych, a bez za­prze­cze­nia naj­mil­jo­now­sza pan­na na du­żej prze­strze­ni, a za­tem ma­ją­ca w czem wy­bie­rać, za­trzy­ma­ła się na za­ta­ba­czo­nym Tym­ciu. Ogół przy­ję­cie Tym­cia, uwa­żał za krok dy­plo­ma­tycz­ny, ja­kich czę­sto uży­wa­no dla zwa­bie­nia po­żą­dań­sze­go kon­ku­ren­ta, ja­koż ci tłum­nie ci­snę­li się w otwar­te szran­ki, a lau­rem zwy­cięz­kim mia­ły być mil­jo­ny Ja­dwi­gi, któ­rych wła­ści­ciel­ka utra­ciw­szy od razu daw­ną wy­nio­słość i ozię­błość, uprzej­mą, a na­wet za­lot­ną sta­wa­ła się.

Wi­kąt za­miesz­kaw­szy u hr. Ana­sta­ze­go o małe pół go­dzin­ki dro­gi, naj­czę­ściej u nas prze­sia­dy­wał, do cze­go wpraw­dzie miał waż­ne po­wo­dy: na­przód kur­su wyż­szej fi­lo­zo­fii z nami nie prze­szedł, a tak­że po­zo­sta­wa­ły wyż­sza, szko­ła tań­ców, kon­nej jaz­dy, a dla mnie osob­no fech­tun­ków, w tem wszyst­kiem zo­bo­wią­zał się Wi­kąt nas wy­do­sko­na­lić. Roz­po­czy­na­li­śmy to nowe kształ­ce­nie od tań­ców, na któ­re pra­wie co­dzień zbie­ra­li­śmy się. A że Te­klu­nia nie tyl­ko nie była wy­łą­czo­na, ale na­wet po­żą­da­na przez Ja­dwi­gę, więc Za­ra­nek za­wdzię­cza­jąc zło­żył dla na­szych tań­ców wca­le nie­zły kwar­tet, za­głu­sza­ny jego klar­ne­tem. One tań­ce prę­dzej były dla nas za­ba­wą niż na­uką, do któ­rej nie­kie­dy przy­łą­cza­ła się mło­dzież z są­siedz­twa, cho­ciaż i we dwie pary Wi­kąt z Ja­dwi­gą, a ja z Te­klu­nią wy­star­cza­li­śmy so­bie. Dla od­mia­ny uży­wa­li­śmy kon­nej jaz­dy, a za­wsze we dwie pary. Daw­niej Ja­dwi­ga z Wi­ką­tem dla na­uki niby od­by­wa­ła prze­jażdz­ki, lecz w ta­kim ra­zie to­wa­rzy­szył im za­ufa­ny masz­ta­lerz, któ­ry jako sta­ry i wier­ny słu­ga, po­wie­rzo­nej so­bie pan­ny z oka nie spusz­czał. Te­raz moja obec­ność za­dość czy­nią­ca wy­ma­ga­niom przy­zwo­ito­ści, uwal­nia­ła tam­tą parę od tego nie­odzow­ne­go do­zo­ru. I wszyst­kim nam do­brze się dzia­ło. W isto­cie były to mogę po­wie­dzieć, ostat­nie szczę­śli­we chwi­le w domu ro­dzi­ciel­skim spę­dzo­ne.

Ja­dwi­ga z wła­ści­wym so­bie tak­tem w po­stę­po­wa­niu, w na­le­ży­tej od­le­gło­ści Tym­cia trzy­ma­ła, nie da­jąc mu in­nych praw nad te, że za­py­cha­jąc nos ta­ba­ką, pa­trzył z kąta na na­sze tań­ce, lub pod­czas kie­dy bu­ja­li­śmy we czwo­ro na do­brych ko­niach, on nie­bo­ra­czek w sa­mot­no­ści, z po­le­ce­nia ubó­stwio­nej na­mo­ty­wał włócz­kę, lub prze­ry­so­wy­wał wzo­ry do ha­ftu, bo­wiem do kon­nej jaz­dy, tań­ca i t… p… ćwi­czeń wy­ma­ga­ją­cych pew­nej zręcz­no­ści, Bóg go nie stwo­rzył. Tym­cio za­śle­pio­ny mi­ło­ścią zno­sił wszyst­ko w po­ko­rze, lecz mat­ka chcąc wy­wo­jo­wać lep­szą i moc­niej­szą po­zy­cyę dla swe­go fa­wo­ry­ta sy­nacz­ka, zbroj­no prze­ciw Ja­dwi­dze wy­stą­pi­ła. Nie na wie­le jed­nak przy­da­ły się mo­ral­ne prze­ło­że­nia mamy do­bro­dzi­ki na któ­re przy­szła sy­no­wa od­po­wia­da­ła zim­no i obo­jęt­nie, za­wsze w je­den spo­sób: – Je­że­li nie mia­łam szczę­ścia po­do­bać się jaką je­stem, to już inną nie będę, a zresz­tą nie ja jed­na na świe­cie. Pani Su­czyń­ska w każ­dym in­nym ra­zie ucie­kła­by się nie­za­wod­nie do plot­ki, jako bro­ni któ­rą zręcz­nie wła­da­ła, lecz ży­wiąc na­dzie­ję że do­pro­wa­dzi Tym­cia do po­żą­da­ne­go celu, oszczę­dza­ła przy­szłą sy­no­wę. Jed­nak­że tę nową Ju­dyt wo­ju­ją­cą trud­no było roz­bro­ić. A o ile szla­chet­ną broń do tej ta­jem­nej wal­ki ob­ra­ła, wkrót­ce się to po­ka­że.

Tym­cio tym­cza­sem swo­je­mi kon­ku­ra­mi osła­niał przed świa­tem szyb­ko ro­sną­ce przy­wią­za­nie Ja­dwi­gi do Wi­ką­ta, któ­re­go oj­ciec zda­wał się nie do­strze­gać. To­le­ro­wa­nie tego sa­me­go, prze­ciw cze­mu tak ener­gicz­nie oj­ciec po­wsta­wał przed nie­daw­nym cza­sem, sta­ło się dla mnie nie­od­gad­nio­nem. Lecz że czas nie da­le­ki miał mi to wy­ja­śnić, racz więc ła­ska­wy czy­tel­ni­ku, po­dzie­lić w tym wzglę­dzie moją cier­pli­wość. Tym­cio tedy ze wszech miar, był jak naj­wy­god­niej­szym kon­ku­ren­tem.

Z Ró­zią Su­czyń­ską była trud­niej­sza dla mnie spra­wa. Wie­dzia­łem o tem że ona mia­ła mię uszczę­śli­wić swą nie­po­wab­ną rącz­ką, na szczę­ście nie prę­dzej jed­nak, aż wzdy­cha­nia Tym­cia zo­sta­ną uwień­czo­ne; prze­zor­na bo­wiem ma­mu­nia wie­rząc w nie­sta­łość rze­czy ludz­kich, po­li­czy­ła mię­dzy ta­ko­we i sen­ty­men­ta Ja­dwi­gi dla swe­go syn­ka i na­dob­ną Ró­zię trzy­ma­ła jako przy­nę­te do speł­nie­nia waż­niej­szych za­mia­rów. O tej świet­nej dla mnie przy­szło­ści zda­wa­łem się nie wie­dzieć po­nie­waż mnie nie uprze­dza­no, a na­wet oj­ciec te­raz już nie­przy­na­glał mię do częst­sze­go od­wie­dze­nia Su­czyń­skich. Naj­więk­szą mę­czar­nią dla mnie było przy­by­cie Rózi do nas, cięż­ka i nie­zgrab­na w tań­cu naj­czę­ściej swo­im wy­bo­rem mnie uszczę­śli­wia­ła. Dla tego sta­ra­li­śmy się za­ba­wiać ich prze­jażdz­ką, usłuż­na Ba­ro­no­wa je­cha­ła z Su­czyń­ski­mi w po­wo­zie, a na­sze dwie nie­roz­dziel­ne pary swo­im zwy­cza­jem, kon­no i za­wsze przez ja­kiś nie­prze­wi­dzia­ny wy­pa­dek, od­biw­szy się od to­wa­rzy­stwa, po­wra­ca­li­śmy póź­niej inną dro­gą.

Tak sta­ły rze­czy kie­dy mat­ka i sio­stra Te­kla wró­ci­ły. Zdro­wie mat­ki nie­wie­le po­lep­szy­ło się, bo­wiem w od­da­le­niu od domu drę­czy­ły ją nie­po­ko­je o po­zo­sta­łą ro­dzi­nę; snadź już było prze­zna­cze­niem tej mę­czen­ni­cy nie po­siąść spo­ko­ju w tem ży­ciu, znów ją cze­ka­ły nowe udrę­cze­nia..

Wi­kąt za­do­wol­nio­ny swo­jem po­ło­że­niem do­tąd nie bar­dzo spie­szył do ob­ję­cia spad­ku i no­we­go ty­tu­łu, lecz przy­na­gla­ny przez Ja­dwi­gę, te­raz za gra­ni­cę wy­bie­rał się. Trud­no go było pu­ścić bez sto­sow­ne­go po­że­gna­nia; z tej oka­zyi sko­rzy­stał hra­bia An­sa­ta­zy, któ­ry po onej odzie pia­sto­wej, Wi­ką­ta wię­cej jesz­cze po­lu­bił i je – go wiel­kie za­le­ty pod nie­bio­sa wy­no­sił. Oj­ciec skwa­pli­wie chwy­cił się po­zo­ru po­że­gna­nia Wi­ką­ta, jako ra­zem do­brej spo­sob­no­ści przed nad­cho­dzą­ce­mi wy­bo­ra­mi utwier­dzić się w świe­żej pa­mię­ci wy­bor­ców. Na­ro­dze­nie dwóch no­wych uro­czy­sto­ści wi­ta­ła oko­li­ca, bal hra­bie­go Ana­sta­ze­go od­był się ze zwy­kłą świet­no­ścią., dla na­sze­go zaś go­to­wa­ła się smut­na nie­spo­dzian­ka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: