Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pan Kasztelanic - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pan Kasztelanic - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 180 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

…Wspo­mi­na­łem o tem już nie­raz, jako stan żoł­nier­ski w tej Rze­czy­po­spo­li­tej na­szej kon­dy­cją by­wał mi­zer­ną i cięż­ką, a już naj­bar­dziej w au­to­ra­men­cie cu­dzo­ziem­skim. Za­zna­łem tego za­raz w pierw­szych la­tach mo­jej służ­by, na skó­rze wła­snej przy­kro­ści tych ustaw­nych do­świad­cza­jąc, a gdy­bym tak nie był wy­szedł z twar­dej i su­ro­wej szko­ły cu­dzo­ziem­skiej i gdy­bym nie su­mie­niem i żoł­nier­skim re­spek­tem obo­wiąz­ku wo­bec kró­la je­go­mo­ści za­cią­gnię­te­go, ale chwi­lo­wą fan­ta­zją i przy­krą im­pre­sją znie­chę­co­ne­go ser­ca się wo­dził, był­bym już daw­no po­rzu­cił służ­bę woj­sko­wą, nie cze­ka­jąc, aż mi się z nią roz­stać przyj­dzie wśród ża­ło­śnych oko­licz­no­ści, przy cięż­kim a opła­ka­nym upad­ku kra­ju…

Ale człek na­uczył się po­ły­kać roz­ma­ite gorz­ko­ści w mło­dych le­ciech, a kie­dy już cier­pli­wo­ści nie sta­wa­ło, tedy szu­kał po­cie­chy w tej my­śli, że kie­dy ob­cym słu­żył lat tyle, a ani krwi ani sro­gie­go tru­du nie szczę­dził, to i dla wła­sne­go kra­ju te­raz ni­cze­go li­to­wać nie po­wi­nien. Do tego przy­szło i to, że z ra­cji tej mo­jej nie­szczę­śli­wej mło­do­ści, któ­ra mi w ob­cym kra­ju i w ob­cych sze­re­gach upły­nę­ła, do ni­cze­go nie wi­dzia­łem się być spo­sob­nym, jeno do ry­cer­skie­go rze­mio­sła. Z czę­ści tej, co na mnie z for­tu­ny ro­dzi­ciel­skiej przy­pa­da­ła, był­bym może uczci­wie a bez tro­ski żyć mógł, nie mó­wiąc już o do­brem oże­nie­niu się, do cze­go mnie i lu­dzie cią­gnę­li i nie­raz bar­dzo for­tun­na sprzy­ja­ła oka­zja – alem się bał bez­czyn­ne­go ży­wo­ta, a chleb da­rem­nie jeść zda­ło mi się za­wsze rze­czą nie­pięk­ną.

Tak tedy bie­dę wlo­kłem we­dle sił mo­ich, na za­wo­dy a do­le­gli­wo­ści nie ba­cząc. Po­cie­chą mi w tem było praw­dzi­wą, żem rze­mio­sło żoł­nier­skie uko­chał so­bie nad wszyst­ko i że wsze­la­kie tro­ski i do­le­gli­wo­ści, któ­rych mi za­ży­wać przy­cho­dzi­ło, dla kra­ju wła­sne­go po­no­szę. Ale kie­dy co boli, to boli, a choć­by bal­sa­my naj­przed­niej­sze przy­kła­dać, za­wsze coś z bolu tego zo­sta­nie. Więc też i mnie nie­raz wszyst­kie owe po­cie­chy nie wy­star­cza­ły, kie­dym wi­dział, jako stan mój w upo­śle­dze­niu był w Pol­sce, jak żoł­nierz bez opa­trze­nia zo­sta­wał, choć go tak bar­dzo mało było, i jak pierw­szy lep­szy krzy­kacz sej­mi­ko­wy wię­cej zna­czył, niż naj­zdol­niej­szy i naj­sta­tecz­niej­szy ofi­cer. Przy­po­mi­na­ły mi się sło­wa bra­ta mego An­drze­ja, któ­ry mi ko­niecz­nie au­to­ra­ment cu­dzo­ziem­ski z gło­wy wy­bić a do pod­jeż­dża­nia pod cho­rą­giew na­kło­nić chciał; ja­koż gdy­by mi na­tem było co za­le­ża­ło, aby w ry­ce­rza się ba­wić, sza­blą dzwo­nić a w bo­ga­tej zbroi cho­dzić, to­bym był wszyst­ko to zna­lazł pod cho­rą­gwią pan­cer­ną lub usar­ską i był­bym może tak samo roz­ka­zy­wał ofi­ce­rom au­to­ra­men­to­wym, ode mnie do­świad­cze­niem i żoł­nier­ską apli­ka­cją star­szym, jak mnie mało co już we Lwo­wie taki pan to­wa­rzysz nie roz­ka­zy­wał.

Trzy­mał mnie tak­że w służ­bie woj­sko­wej i szef mój, pan ge­ne­rał Ko­ry­tow­ski, któ­re­gom i ko­chał, i po­wa­żał, na­ukę mi­li­tar­ną w nim wy­so­ce ce­niąc, trzy­ma­ły mnie da­lej tak­że i roz­ma­ite na­dzie­je, że prze­cież raz sejm nad opa­trze­niem i au­gmen­ta­cją sił re­gu­lar­nych po­my­śli i tej mi­zer­ji a nie­ła­do­wi prze­cież ko­niec po­ło­ży.

Chy­li­ło się też ku temu zra­zu szczę­śli­wie; po­spro­wa­dzał król z za­gra­ni­cy zdol­nych ge­ne­ra­łów, jak np. pana Coc­cei, któ­ry w nie­miec­kiem i an­giel­skiem woj­sku był dys­tyn­go­wa­nym ofi­ce­rem; pra­co­wał nad wy­do­sko­na­le­niem woj­ska pan ge­ne­rał Ko­ma­rzew­ski, my­ślał i sejm o tem, od mar­ca 1767 trak­ta­ment nam wyż­szy wy­zna­cza­jąc (tak, że por­cja dra­goń­ska te­raz już 450 zło­tych wy­no­si­ła) – ale po tym pierw­szym roz­pę­dzie na­tem się skoń­czy­ło, że nam re­gu­la­ment nowy spi­sa­no, a cy­fry kró­la je­go­mo­ści na ka­pe­lu­szach i cza­pra­kach no­sić ka­za­no. I nie mo­gło się le­piej skoń­czyć, bo le­d­wie o amel­jo­ra­cję arm­ji tro­skać się za­czę­to, a już przy­pa­dły one nie­szczę­sne roz­ru­chy, bun­ty i kon­fe­de­ra­cje, za któ­re­mi też i zgu­ba ry­chło na­de­szła…

A co zaś naj­bar­dziej i naj­dłu­żej mnie gor­szy­ło, to owa praw­dzi­wa po­stać rze­czy w Pol­sce, tak bar­dzo róż­na od tej, jaką so­bie ima­gi­no­wa­łem, na ob­czyź­nie jesz­cze bę­dąc. Pa­cho­lę­ciem pra­wie jesz­cze kraj mój opu­ściw­szy, a Pol­ski dłu­go nie zna­jąc pra­wie wca­le, choć Po­la­kiem by­łem, w tę­sk­no­ści mo­jej ku ro­dzin­nej zie­mi tak ją so­bie miłą a wdzięcz­ną, a za­cną i bło­go­sła­wio­ną wy­sta­wia­łem, jak to po­wia­da­ją, na trzy zbyt­ki ją so­bie w du­szy i ser­cu cu­kru­jąc, że, kie­dy na­resz­cie Bóg uj­rzeć mi ją dał i słu­żyć jej po­zwo­lił, dłu­go a dłu­go z tą dy­fe­ren­cją mię­dzy moją ima­gi­na­cją a praw­dą ak­tu­al­ną po­go­dzić mi się ani spo­so­bu było. To też rzad­ko ja­ko­wa sen­ten­cja tak rze­tel­ną a traf­ną mi się zda­ła, jak owe sło­wa księ­cia Suł­kow­skie­go, po­sła nie­gdy przy dwo­rze fran­cu­skim, któ­ry zwykł był ma­wiać: Sar­ma­to­rum vir­tus ve­lu­ti extra ip­sos .

Czy to już za­wsze tak było, czy się do­pie­ro za mo­ich cza­sów po­pso­wa­ło, dość, że istot­nie one słyn­ne wszyst­kie cno­ty sar­mac­kie nie w Sar­ma­tach, ale gdzieś poza nimi, w czczej fa­mie, ja­ko­by w po­wie­trzu wi­sia­ły… Ma­wia­no, że Pol­ska bo­go­boj­ną była za­wsze, a prze­cie na­pa­trzy­łem się i du­cho­wień­stwa złe­go i far­ma­zoń­stwa u świec­kich aż ku zgor­sze­niu; ma­wia­no, że wier­ność mał­żeń­ska świę­to­ścią w niej była za­wsze, a owo ze­psu­cia, roz­wo­dów, a szpet­nej roz­wią­zło­ści oby­cza­jów za mo­ich cza­sów by­wa­ło do­sy­ta; sła­wio­no ani­musz ry­cer­ski i męż­ne du­sze pol­skie, a oto świad­kiem mi być przy­szło, jak kraj bez jed­ne­go strza­łu a bez do­by­cia sza­bli ze wszyst­kich stron sro­mot­nie ob­cię­to; wiel­bio­no rów­ność i za­cność szla­chec­kie­go sta­nu, a tym­cza­sem już w onych nie­szczę­snych cza­sach za grosz jej nie było.

Szlach­ta mo­je­go cza­su w więk­szo­ści swo­jej tak za­tra­ci­ła była tra­dy­cję za­cno­ści swej i rów­no­ści oby­wa­tel­skiej, że owo, bez prze­sa­dy to rzec moż­na, tłusz­czą by­wa­ła na za­wo­ła­nie ma­gna­ta, roz­ka­zo­wi jego po­wol­na, choć­by to było i ze szwan­kiem czci szla­chec­kiej i szko­dą kra­ju. By­wał szlach­cic rów­ny wo­je­wo­dzie, to praw­da, ale we­dle kon­sty­tu­cji tyl­ko, w ser­mo­nach sej­mi­ko­wych i w gę­bie pań­skiej, bo kie­dy ma­gnat kre­sek lub sza­bel po­trze­bo­wał, ro­kosz chciał pod­nieść prze­ciw kró­lo­wi lub bur­dę wy­pra­wić, tedy mu szlach­cic mały, sza­ra­czek a choć­by i cho­da­czek był mi­łym pa­nem bra­tem. A nie dzi­wię się już pra­wie, że ku temu przy­szło, bo jak mo­gła ostać się ta rów­ność, kie­dy nad nią pra­wo nie czu­wa­ło, i kie­dy kto był moc­niej­szy, ten i ra­cję mie­wał?… Nie raz i nie dwa razy wi­dzia­łem, jak za­słu­ga praw­dzi­wa i cno­ta oby­wa­tel­ska w kąt pójść mu­sia­ła przed pro­tek­cją a wpły­wa­mi for­tu­ny i wła­dzy – tak, że wkoń­cu na to wy­szło, iż kto z ser­ca rad był przy­słu­żyć się Rze­czy­po­spo­li­tej i zdol­no­ści miał ku temu, nie mógł, a kto mógł, ten albo nie chciał, albo, co za jed­no sta­ło, nie umiał.

Był u nas jesz­cze ele­ment nie­po­psu­ty a za­cny w wsze­la­kich sta­nach, tra­fia­ły się i zdat­no­ści nie­po­śled­nie, ale mar­nie to po­szło, bo, co było prze­moż­ne albo zu­chwa­łe, to prym bra­ło przed za­słu­gą. A że my, Po­la­cy, ta­ko­wy już mamy cha­rak­ter, iż fan­ta­zję i am­bi­cję na­szą oso­bi­stą nie­zaw­sze sa­kry­fi­ko­wać umie­my i że post­po­zy­cja każ­da do mści­wej buty a do nie­sfor­no­ści nas wie­dzie, więc co się temu dzi­wić, że ci, co mo­gli być pod­po­rą kra­ju, na zgu­bę mu nie­raz wy­cho­dzi­li.

Ale bo też siła to naj­cier­pliw­sze­go a naj­skrom­niej­sze­go czło­wie­ka kosz­tu­je, prze­nieść krzyw­dę i post­po­zy­cję nie­słusz­ną i wiel­ki to już try­umf nad krnąbr­no­ścią wro­dzo­ną ser­ca, aby się na to zre­zy­gno­wać. Do­świad­czy­łem ja tego sam i wiem, co mnie to kosz­to­wa­ło i ja­kiej to żoł­nier­skiej kar­no­ści wy­cią­ga­ło z mo­jej stro­ny, nim czło­wiek do tego przy­szedł, że bunt we­wnętrz­ny po­ko­nał i, żal prze­mó­gł­szy, zęby ści­snąw­szy, do po­słu­chu się zmu­sił.

Wsz­czę­ły się, jak po­wie­dzia­łem, one nie­szczę­śli­wo­ści w Pol­sce na do­bre, ku okrut­ne­mu koń­co­wi ją wio­dąc.

Haj­da­mac­two sro­gie nie skoń­czy­ło się jesz­cze, choć krew się po­to­ka­mi po­la­ła z eg­ze­ku­cyj, czy­nio­nych na onem chłop­skiem ło­tro­stwie.

Mia­łem ja z tego po­wo­du siła tru­du i kło­po­tu na moim gar­ni­zo­nie lwow­skim, bo nie­tyl­ko cho­rą­giew ka­wał­ko­wać mu­sia­łem, szląc od­dzia­ły na eskor­tę poj­ma­nych zbój­ców, ale i we Lwo­wie rady so­bie dać było nie moż­na z war­to­wa­niem po­spę­dza­ne­go hul­taj­stwa. A trze­ba wie­dzieć, że choć moc wiel­ką co win­niej­szych haj­da­ma­ków za­bi­ja­no na miej­scu, sro­dze i okrut­nie ka­rząc to na pał wbi­ja­niem, to ćwiar­to­wa­niem, to zdej­mo­wa­niem gło­wy – to da­le­ko więk­szą ilość po­spo­lit­szej tłusz­czy roz­sy­ła­no pod stra­żą żoł­nier­ską po roz­ma­itych mia­stach.

Na­pa­trzy­łem się wte­dy ca­łej strasz­li­wo­ści nę­dzy a nie­do­li, a choć w gro­zie wo­jen­nej, rzec mogę, wy­cho­wa­łem się i wy­ro­słem, prze­cież nie­raz ser­ce tru­chla­ło na wi­dok onej nie­szczę­snej mi­zer­ji, któ­ra, choć­by go­dzi­ła w zbrod­nia­rzy tyl­ko ohyd­nych, prze­cież kom­mi­ze­ra­cję w chrze­ści­jań­skiej du­szy bu­dzić musi. Pan Bra­nic­ki sam póź­niej sied­miu­set ich od­ra­zu po­wie­sić ka­zał jed­nym wa­łem, hersz­tów w to nie li­cząc, któ­rzy inną, po­wol­ną śmier­cią gi­nę­li – resz­tę, któ­rą ży­ciem da­ro­wa­no, pę­dzo­no na wszyst­kie stro­ny.

Wsz­czął się był w onym cza­sie han­del ohyd­ny a nik­czem­ny, tak, iż poj­ma­nych bun­tow­ni­ków, jak by­dło, nie­wier­nym Tur­kom przeda­wa­no, nie ba­cząc na chrzest ich i na czło­wie­czeń­stwo, na ob­raz boży stwo­rzo­ne…

Chwy­ta­li się ta­ko­we­go han­dlu ło­trzy­ko­wie nie­któ­rzy, a mnie sa­me­mu, kie­dym miał tych oprysz­ków w mno­go­ści wiel­kiej pod moją stra­żą, da­wał je­den taki nik­czem­ny han­dlarz dusz po 500 le­wów tu­rec­kich za sztu­kę, chcąc ich Tur­kom od­prze­dać z wiel­kim zy­skiem, bo bi­sur­man za­wsze głod­ny nie­wol­ni­ka. Ka­za­łem za taką nie­cną pro­po­zy­cję, któ­ra moje su­mie­nie ka­to­lic­kie i mój ho­nor ofi­cer­ski ob­ra­zi­ła, aresz­to­wać owe­go ha­nieb­ne­go ło­trzy­ka, trzy­mać go przez ty­dzień wraz z naj­da­ma­ka­mi w ka­łau­zie, a ich nędz­ną, opła­ka­ną stra­wą kar­mić, a po­tem oćwi­czyć po­rząd­nie a na czte­ry wia­try wy­pę­dzić. Sma­kuj że, ka­nal­jo, i ty zbó­jec­kie­go chle­ba, boś in­ne­go nie wart, sko­ro bliź­nim twym szpet­ny han­del czy­nić się nie wzdra­gasz!

Mia­łem tych poj­ma­nych zło­czyń­ców kil­ka­set we Lwo­wie pod stra­żą mo­jej cho­rą­gwi, a moi dra­go­ni nig­dy wstręt­niej­szej a trud­niej­szej służ­by pono nie peł­ni­li, jak won­czas. A do tego przy­szło jesz­cze i to, że daw­ni pa­no­wie tych poj­ma­nych chło­pów re­kla­ma­cje o nich czy­ni­li, jako iż z ich wło­ści zbie­gli, co zno­wu kło­po­tem było nie­ma­łym. Wkoń­cu roz­sąd­niej ja­koś tymi po­tę­pień­ca­mi roz­rzą­dzo­no, po znacz­niej­szych mia­stach ich po­roz­dzie­law­szy. Za­ży­wa­no ich do ro­bót roz­ma­itych, jak np. w for­te­cy ka­mie­niec­kiej, a we Lwo­wie pan ge­ne­rał Ko­ry­tow­ski przy bu­do­wie swej no­wej ka­mie­ni­cy ich za­trud­niał.

W tych­że sa­mych cza­sach, jak już wspo­mi­na­łem, za­czę­to my­śleć o na­pra­wie woj­ska i lep­szem jego ćwi­cze­niu, i był też plan taki, aby wszyst­ko woj­sko kom­pu­to­we wraz z hu­sar­ją i pan­cer­ny­mi na par­tje po­dzie­lić, a to na par­tję ma­ło­pol­ską, wiel­ko­pol­ską, ukra­iń­ską i po­dol­ską, i aby obo­zem, a nie po kwa­te­rach je ćwi­czyć.

Do każ­dej par­tji ta­kiej do­da­ny miał być je­den szwa­dron dra­gon­ji, aby ten żoł­nierz, już do­brze we­dle au­to­ra­men­tu cu­dzo­ziem­skie­go wy­ćwi­czo­ny, kom­pu­to­we­mu za eks­er­cyr­maj­stra słu­żył. Pla­nu tego w ca­ło­ści nig­dy nie przy­wie­dzio­no do skut­ku, ale po czą­st­ce i nie­ła­dem, tak, iż taki ofi­cer, co chciał na­praw­dę coś zro­bić, kło­po­tu się tyl­ko najadł, a nie­kie­dy i de­spek­tu, nic nie wskó­raw­szy. Owoż i we Lwo­wie miał się ze­brać ta­ko­wy więk­szy od­dział ku mi­li­tar­ne­mu ćwi­cze­niu i ku go­to­wo­ści w tym cza­sie wsz­czy­na­ją­cych się nie­po­ko­jów. Mia­ło się tu ścią­gnąć, co było ja­kiej kom­pu­to­wej ka­wa­ler­ji wpo­bli­żu na kwa­te­rach, a dra­gon­ja moja mia­ła być ową szko­łą, w któ­rej by się żoł­nierz pol­skie­go au­to­ra­men­tu pod­uczył sztu­ki wo­jen­nej, i owym kle­jem, któ­ry­by jako tako trzy­mał w ku­pie roz­ma­ite garst­ki tego mi­zer­ne­go woj­ska.

Cho­ciaż w ży­ciu mem ca­lem, a już naj­bar­dziej w za­wo­dzie żoł­nier­skim wo­len by­łem od grze­chu py­chy i wiel­kie­go o so­bie ro­zu­mie­nia, toć prze­cie am­bi­cja za­cna a uczci­wa u mnie była, i tej sro­mać się nie po­trze­bo­wa­łem i nie po­trze­bu­ję, al­bo­wiem ta­ko­wa go­dzi­wa am­bi­cja ma­cie­rzą jest czy­nów męż­nych i ka­wa­ler­skich, a je­śli kto ją mieć wi­nien, to któż, jak nie żoł­nierz? – Bo cho­ciaż chrze­ści­jań­skie­mu ry­ce­rzo­wi po­ko­ra tak­że na­dob­nie przy­stoi, to jed­nak za­wo­du jego ho­nor a pra­gnie­nie czy­nów zna­ko­mi­tych głów­nym są fun­da­men­tem. Wła­snych zdat­no­ści i wła­snych za­sług mia­łem tak­że świa­do­mość, i to jest tak­że uczci­wą a ko­niecz­ną kon­dy­cją każ­de­go ofi­ce­ra, bo, nie ma­jąc uf­no­ści i wia­ry w sie­bie sa­me­go, jak­by in­nym do­wo­dził, a w cięż­kich po­trze­bach i na­głych przy­go­dach, kie­dy na de­li­be­ra­cję cza­su nie­ma, sku­tecz­nie so­bie po­czy­nał?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: