Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pechowa dziewczyna - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
17 sierpnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Pechowa dziewczyna - ebook

Julce Jastrzębskiej wali się świat. Najpierw rzuca ją facet, potem o mały włos (przypadkowo!) nie uśmierca szefa… Niezrażona niepowodzeniami postanawia utrzeć nosa swojemu byłemu i na dorocznej imprezie firmowej pokazać się z nowym wystrzałowym partnerem. Tylko skąd go wziąć? Niełatwa sprawa! Czy Julka dokona właściwego wyboru?

Pełna humoru historia dziewczyny dobrze obeznanej z urokami pracy w korporacji i poszukującej miłości w świecie szybkich randek.

Aleksandra Mantorska ma 26 lat. Pochodzi z Warszawy, gdzie mieszka i pracuje. Chętnie pochłania  historie miłosne i kryminalne. Zgłębia historię warszawskiej Pragi i uwiecznia jej wyjątkowy charakter na zdjęciach. W wolnych chwilach biega – ma na koncie udział w kilkunastu imprezach, w tym w ekstremalnym biegu przeszkodowym. Pragnienie zostania pisarką zrodziło się w jej głowie już w dzieciństwie, kiedy stworzyła pierwsze opowiadanie: „O dwóch bociankach, które grały w piłkę nożną”. Tym razem napisała zwariowaną książkę dla kobiet o poszukiwaniu miłości w niekoniecznie rozsądny sposób. Każda z nas znajdzie w sobie coś z głównej bohaterki, bo każda z nas chce być kochana i czasem zapomnieć o całym świecie.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-10-13101-0
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W serii

Małgorzata Gutowska-Adamczyk Serenada, czyli moje życie niecodzienne
Romuald Pawlak Póki pies nas nie rozłączy
Romuald Pawlak Związek do remontu
Katarzyna Zyskowska-Ignaciak Niebieskie migdały
Katarzyna Zyskowska-Ignaciak Przebudzenie
Katarzyna Zyskowska-Ignaciak Ucieczka znad rozlewiska
Karolina Święcicka Lalki
Małgorzata Maciejewska Zemsta
Kasia Bulicz-Kasprzak Nie licząc kota, czyli kolejna historia miłosna
Kasia Bulicz-Kasprzak Nalewka zapomnienia, czyli bajka dla nieco starszych dziewczynek
Izabela Sowa Zielone jabłuszko
Magdalena Witkiewicz Ballada o ciotce Matyldzie
Iwona Banach Szczęśliwy pech
Iwona Banach Lokator do wynajęcia
Iwona Banach Klątwa utopców
Liliana Fabisińska Z jednej gliny
Małgorzata Thiele Trzy panie w samochodzie, czyli sekta olimpijska
Anna M. Brengos Scenariusz z życia
Maciejka Mazan Pina, zrób coś!Rozdział 1

Zaczęło się od ciasta. Wszystko przez tę cudowną szarlotkę z polewą czekoladową, którą zrobiła przedwczoraj. Gdyby wtedy nie zachciało jej się czegoś słodkiego, dziś nie musiałaby martwić się o dalszą egzystencję!

Ale po kolei.

Julka, słysząc znaną i znienawidzoną przez nią melodię budzika, zerwała się na równe nogi. Klnąc pod nosem, dotarła do kuchni i nastawiła ekspres do kawy, po czym jeszcze z zamkniętymi oczami poczłapała do łazienki. Codzienny rytuał. Najpierw kuchnia i ekspres, dopiero potem łazienka i siusiu. Po małej czarnej świat wydał się jakby piękniejszy i Julka postanowiła, że zaniesie do pracy ciasto, które upiekła wczoraj. Nagle zapragnęła podzielić się z innymi przepełniającą ją radością.

Każdy, kto mieszka w Warszawie, dobrze wie, jakie są konsekwencje zbyt późnego wyjścia z domu. Julka też o tym wiedziała, ale nie skorzystała z tej wiedzy i do pracy wpadła spóźniona.

– O, proszę, kogo my tutaj mamy! – zagruchał Marek, gdy zobaczył ją biegnącą.

– Nic mi nie mów. Cholerne korki – wysapała, z trudem zdejmując marynarkę. – A jak tam boss? Jest już?

– Oczywiście. Jak zwykle punktualny i pierwszy. Nie wiem, jak on to robi. Nocuje tutaj? – Marek zaśmiał się ze swojego dowcipu, dość niefortunnie, bo zakrztusił się batonikiem. Kilka okruszków spadło na jego biurko.

– Tyle razy ci powtarzałam… Nie mówimy z pełnymi ustami, Mareczku, i nie jemy nad klawiaturą – powiedziała Julka matczynym tonem.

– Złośliwa małpa. Ty się tak nie śmiej. Szef o ciebie pytał i jak się zapewne domyślasz, odnotował spóźnienie – próbował odciąć się Marek, jednak cały efekt został zniweczony przez kaszel.

Niedobrze. Szef cenił punktualność i był bardzo pamiętliwy. Przypomniała sobie, jak podczas pracowniczego spotkania bożonarodzeniowego lekko podpity powiedział do niej: „Pamiętam, jak kiedyś chciałaś się urwać z pracy piętnaście minut wcześniej, a ja cię przyłapałem na gorącym uczynku! – Tu zaśmiał się, mając się pewnie co najmniej za detektywa Monka. – Pytam, gdzie się wybierasz, a ty na to, że do łazienki! Cha, cha! A miałaś wtedy na sobie zimową kurtkę, to gdzie szłaś? Do łazienki? Na podwórze? Cha, cha!”. I znowu ten jego nieszczęsny rechot.

„Ale Tomek, chciałam wyjść tylko piętnaście minut wcześniej, a poza tym to było rok temu, na Boga!” – próbowała się bronić.

Dlatego też Julka mogła być pewna, że za jakiś czas usłyszy o swoim dzisiejszym spóźnieniu. Postanowiła zatem działać. Jej wzrok padł na pakunek leżący na biurku, z którego unosił się aromatyczny zapach pieczonych jabłek i cynamonu.

– Stuk-puk! Dzień dobry, szefie! – Julka weszła do gabinetu przełożonego z cudownym uśmiechem na twarzy, w prawej dłoni dzierżąc talerzyk z szarlotką niczym insygnia koronacyjne na haftowanej poduszce. To miała być jej przepustka do sukcesu.

– O, witam spóźnialską! Co tym razem, Julciu? Kot spadł ci z balkonu, korki czy może za długo stałaś przed lustrem? – Tomek posłał jej powątpiewające spojrzenie. – Co tam masz? Szarlotka? Uwielbiam! – Wyjął jej talerz z ręki i już po pierwszym kęsie wyraził aprobatę, głośno mlaskając.

– Sugerujesz, że jestem próżna? – Julia spojrzała na niego z niechęcią. – To, że jestem kobietą, nie oznacza, że spędzam nie wiadomo ile czasu, mizdrząc się do lustra! – Podniosła głos, co zaskoczyło ją nie mniej niż Tomka, który zaczął pokasływać. Być może z nerwów. Julka nie zamierzała jednak tak tego zostawić. Może i nie wypada krzyczeć na szefa, ale urażona kobieca duma zwyciężyła. – Dlaczego uważasz mnie za pustą lalę, co? Tyle już czasu dla ciebie pracuję, a ty mi wyskakujesz z takim tekstem? No brak mi słów po prostu! – wykrzyczała.

– Uspokój się… – Kaszel Tomka się nasilił, a jego twarz nienaturalnie poczerwieniała. – Nie miałem nic złego na myśli. – Każde słowo przychodziło mu z coraz większym trudem.

– Pieprzony męski szowinista – syknęła pod nosem.

– Co było w tym cieście? – wysapał Tomasz.

– Co? Może nie smakowało? – Spojrzała na niego kpiąco i dopiero teraz zdała sobie sprawę, co się dzieje z jej szefem. – Boże, Tomek, ty się dusisz!

– No… – wykrztusił.

Julka z krzykiem wypadła z gabinetu. Potem wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie. Ktoś zadzwonił po pogotowie, które zjawiło się prawie natychmiast i zabrało Tomka do szpitala. Z całej tej sytuacji Julka najlepiej będzie pamiętać wymianę zdań między sanitariuszem a swoim szefem:

– Czy jest pan na coś uczulony?

– Tak, na migdały.

15 czerwca 2015

Poniedziałek, 23:45

Co ja zrobiłam?! O mały włos nie zabiłam szefa! Przez tę pieprzoną szarlotkę z migdałami wylądował w szpitalu z ciężką reakcją alergiczną, a ja mam niepewną sytuację w firmie. Ładnie się załatwiłam. Oczywiście chciałam dobrze! Jak zwykle. Chociaż właściwie co to za praca? Czy zasuwanie w korpo to spełnienie moich marzeń? Jestem młoda, a już czuję się wypalona zawodowo i nie wyobrażam sobie zostać tam do emerytury! A z drugiej strony… przecież lubię to, co robię, całkiem dobrze zarabiam, no i ludzie też są fajni. Owszem, czasem muszę posiedzieć i zrobić jakieś nudne statystyki w Excelu, ale przeważnie trafiają się ciekawe projekty. Tylko co z tego? Co z tego, skoro teraz to wszystko stracę przez swoją głupotę? A właściwie to nie kwestia głupoty. Nigdy nie miałam szczęścia w życiu, zawsze pakowałam się w kłopoty i jeżeli komukolwiek ze znajomych miałoby się przydarzyć coś takiego, to tylko mnie! Jedni mówią: taka karma. Ja mówię, że mam po prostu pecha!

16 czerwca 2015

Wtorek, 10:05

W pracy mam nową ksywkę. Krwawa Szarlotka.Rozdział 2

Sytuacja Julki nie wyglądała różowo. Koledzy mieli świetny temat do żartów, koleżanki współczuły, by po chwili odwrócić się i z trudem tłumić chichot. Wiadomo było już, że Tomkowi nic poważnego się nie stało. Była to po prostu (lub aż!) reakcja alergiczna. Dostał zwolnienie do końca tygodnia, a Julka, zamiast pracować, przeglądała strony zamieszczające ogłoszenia o pracę.

– Hej, Julka! – scenicznym szeptem zawołała koleżanka z sąsiedniego biurka. – Szukasz pracy?

Julia szybko zamknęła demaskującą ją przeglądarkę i odwróciła się do Magdy.

– Ja? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? Przecież ja kocham swoją pracę! – Starała się, żeby jej słowa zabrzmiały jak najbardziej przekonująco. Jednak powątpiewający wzrok Magdy nie pozostawiał złudzeń: żadna z niej aktorka.

– Przecież widzę, że siedzisz na szukampracy.pl. Co jest? Serio chcesz odejść? – Magda bardziej ściszyła głos i podjechała do Julki na swoim fotelu obrotowym. W ich pokoju pracowało jeszcze kilka osób, więc konspiracyjny ton był jak najbardziej uzasadniony.

– Sama nie wiem! Moje życie to jakaś porażka! Nie znam osoby, która miałaby większego pecha ode mnie! Zaczęło się już w podstawówce. Miałam takiego kotka…

Julka opowiedziała Magdzie o pupilu, który wabił się Sylwester i który przez nią złamał sobie łapkę, ponieważ zamknęła go przez przypadek na balkonie, gdzie spędził ładnych kilka godzin. Kiedy znudziło mu się miauczenie pod drzwiami, wyskoczył z drugiego piętra. Mówią, że koty spadają zawsze na cztery łapy, a jednak pech Julki przeszedł na kota i ten złamał sobie łapę w dwóch miejscach. Potem Magda zmuszona była raz jeszcze wysłuchać najbardziej dramatycznej spośród wszystkich wzruszających, a zarazem komicznych historii mówiących o nieszczęśliwych miłościach Julki.

*

Przygoda ta wiązała się z pewnym naukowcem, który otrzymał propozycję pracy w Stanach i długo się wahał przed podjęciem decyzji − ze względu na Julkę oczywiście. Pech chciał, że tuż przed wylotem się pokłócili, i to – jak sama Julia stwierdziła – o pierdoły! Naukowiec w przypływie złości zdecydował się lecieć, kupił bilet w jedną stronę i spakował walizkę. Jednak niedługo potem naszły go wątpliwości. Przed wyjazdem na lotnisko zostawił Julii list, w którym napisał, że zdaje się na los i oczywiście na nią. Jeżeli ona chce z nim być, to jest gotów spędzić z nią resztę życia, nieważne gdzie! W Niemczech, w Polsce czy w Bangladeszu! Wylatuje o 19:40 z lotniska Chopina, podaje jej numer lotu i niech ona robi z tym, co chce. Julia, niczym bohaterka komedii romantycznej, szybko złapała płaszcz i wybiegła z domu, nie zamykając za sobą drzwi. Na ulicy próbowała złapać taksówkę, wrzeszcząc przeraźliwie: „Taxi!”, jakby znalazła się nagle na Times Square w Nowym Jorku, a nie na osiedlowej uliczce pod swoim blokiem. Niewyjaśnionym cudownym zrządzeniem losu taksówka się pojawiła i sprawnie zawiozła ją na lotnisko. Dziewczyna pognała do informacji i wyrecytowała numer lotu, który wkuła na pamięć podczas wielokrotnego czytania listu od naukowca. Pani z informacji wskazała kierunek i Julka popędziła przed siebie, niesiona na skrzydłach miłości. Miała nadzieję, że ukochany nie zdążył przejść jeszcze kontroli bezpieczeństwa. W przeciwnym wypadku nie udałoby jej się z nim skontaktować.

Gdy dobiegła do strefy kontroli, rozejrzała się po pasażerach, szukając tej jedynej, najmilszej jej sercu twarzy. Naukowca nigdzie nie było widać. Spojrzała na zegarek. Zostało niewiele czasu. Podeszła do pracownika lotniska.

– Przepraszam panią, proszę ustawić się w kolejce do kontroli – łagodnie, aczkolwiek stanowczo poinstruował ją dobrze zbudowany mężczyzna.

– Aha… okej. Proszę mi tylko powiedzieć, czy pasażerowie lotu UA 8894 byli już wywoływani?

– Bardzo proszę o ustawienie się w kolejce.

– Ale pan nie rozumie. Ja nie lecę. Ja chcę tylko wiedzieć, czy lot do Bostonu był już wywoływany.

Postawny mężczyzna popatrzył na nią, jakby miał przed sobą nic nierozumiejące pięcioletnie dziecko.

– Szanowna pani, ze względów technicznych loty do Stanów zostały przeniesione na drugi terminal.

– Słucham? Ale jak to?

– Remont części pasa trwa już od miesiąca, więc powinna pani wiedzieć o tym, że terminal dla pani lotu został zmieniony.

– Ale ja nie jestem pasażerką! Proszę mi powiedzieć, jak mam dostać się na ten drugi terminal, i to najlepiej z prędkością światła, bo za chwilę będzie za późno!

Mężczyzna przewrócił oczami. „Kolejna wariatka” – pomyślał i już drugi raz tego dnia stwierdził, że najchętniej rzuciłby to wszystko i pojechał w Bieszczady.

– Proszę podać numer lotu.

– UA 8894 – wyrecytowała z pamięci.

Mężczyzna sprawdził coś na ekranie stojącego przed nim komputera. Potem ponownie popatrzył na Julkę z pobłażliwością.

– I pani chce lecieć do Bostonu?

– Już panu mówiłam, że ja nigdzie nie lecę! Ludzie! Miłość mojego życia tam leci, a ja marnuję swój czas, rozmawiając z panem, zamiast być teraz z nim i przekonać go, żeby jednak ze mną został! Tu! W Polsce! Dlaczego staje pan na drodze prawdziwej miłości?

Mężczyzna patrzył na Julkę z bardzo niepewną miną. Na szczęście codziennie w pracy spotykał wariatów, więc krzyki Julki nie zrobiły na nim większego wrażenia.

– Samolot o numerze lotu UA 8894 leci do Budapesztu, a nie do Bostonu – powiedział spokojnie i wskazał jej ekran nad sobą. Fakt, numer się zgadzał. Ale cel podróży już nie. Julię zalała fala gorąca. Roztrzęsionymi dłońmi zaczęła szukać listu od naukowca. Czy to możliwe, że pomyliła numer lotu? Albo, co gorsza, on się pomylił? Łzy rozpaczy pojawiły się w jej oczach, gdy przeczesywała kieszenie płaszcza.

Spojrzała przerażona na pracownika lotniska i powiedziała cicho:

– Musiałam go zostawić w taksówce. – Po czym się rozpłakała.

Mężczyzna wykonywał swoją pracę zapewne od kilku ładnych lat i nie robiły na nim wrażenia ani wrzaski, ani bluzgi, chamstwo czy głupota. Ale najwyraźniej było coś, na co uodpornić się nie zdążył – łzy niewieście. Przerażony rozejrzał się dookoła, by stwierdzić, że mają już całkiem sporą widownię. Podszedł do Julii, próbując ją uspokoić, powiedział, że może sprawdzić w systemie, gdzie dokładnie powinna się udać i, co najważniejsze, ile ma na to czasu.

W oczach i sercu Julki znowu pojawiła się nadzieja. Podała mężczyźnie godzinę odlotu naukowca do Bostonu, a on powiedział jej, gdzie jest terminal, z którego odlatuje.

– Ale… – Popatrzył na zegarek. – Już za późno… – Nie zdążył dokończyć zdania, bo Julia puściła się biegiem przed siebie, przepełniona wiarą, że ta historia zakończy się jednak szczęśliwie. Mężczyzna dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że dziewczynie nie uda się dobiec na czas. Z ekranu komputera zdążył jeszcze odczytać, że odprawa na ten lot się zakończyła i za chwilę samolot zacznie kołować na pas startowy. Wzruszył ramionami i wrócił do pracy.

Julka biegła przed siebie, co chwila gubiąc drogę. Całkowicie zdezorientowana zaczepiła kilkoro ludzi, prosząc o pomoc, większość wzruszała bezradnie ramionami. Jakiś mężczyzna wskazał jej kierunek, w którym powinna się udać, jak się po chwili okazało, niewłaściwy.

Wykończona zatrzymała się na chwilę, żeby zebrać myśli. Z trudem łapiąc oddech, rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu punktu informacyjnego. Spojrzała w górę i jej wzrok padł na tablicę z odlotami. Gdzie ten cholerny lot do Bostonu? Zaklęła głośno i spojrzała na zegarek. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że już jest za późno. Dochodziła dwudziesta, a zatem naukowiec dawno już znajdował się na pokładzie samolotu.

Kiedy obróciła się w kierunku panoramicznego okna, jej oczom ukazał się samolot, który powoli zakręcał na pas startowy. Zrozumiała, że obraz, który właśnie miała przed oczami – kołujący samolot – to symbol utraconej miłości jej życia.

*

– Dlatego właśnie nigdy nie latam – zakończyła swoją romantyczną historię samolotową. − Sama myśl o lataniu wywołuje to wspomnienie i wtedy… ryczę. – Jakby na potwierdzenie tych słów Julka głośno wydmuchała nos w chusteczkę.

Magda, również wzruszona, delikatnie ocierała łzy, tak by nie rozmazać makijażu jeszcze bardziej. Płakała nie tyle z powodu pecha Julki, ile nad miłością swojego życia. A właściwie jej brakiem. Słuchając koleżanki, uświadomiła sobie bowiem, że nigdy nie przeżyła i zapewne nie przeżyje podobnej filmowej historii, a słowo „romantyzm” w jej małżeńskim słowniku nie istniało.

– Co za romantyczna historia! – westchnęła i po raz kolejny wytarła łzę, która spłynęła jej po policzku. – Ty wiesz, jak ja bym chciała przeżyć coś takiego? Mój Michał to w ogóle nie zwraca uwagi na takie romantyczne szczegóły. To straszny konkreciarz, dla niego jest tylko tak albo nie, nic pośrodku. A żeby porozmawiać o problemach, wysłuchać?

– Magda, ty sama nie wiesz, co mówisz. Wiesz, ile kobiet chciałoby takiego męskiego faceta? W dzisiejszym świecie ze świecą takich szukać. Wiem, co mówię! Nie doceniasz tego, co masz, kochana!

– Ależ doceniam! Tylko ja też potrzebuję odrobiny czułości, czasem kolacji przy świecach czy sceny zazdrości, żeby ta miłość miała smak, bo inaczej jaki sens ma życie? – załkała Magda.

Julka nie odpowiedziała. Z zamyślenia nad własnym losem wyrwał dziewczyny głos informatyka, który przechodząc koło ich biurek, nie mógł nie skomentować tej komicznej sceny – dwóch zapłakanych dziewczyn w stercie papierowych chusteczek.

– Co jest, laski? Która w ciąży?

– Ciszej, Darek! – Magda poderwała się z krzesła i przywołana do rzeczywistości zaczęła zbierać rozrzucone chusteczki, jednocześnie rozglądając się po sali i oceniając, do ilu osób dotarł komentarz Darka. W firmie plotki rozchodziły się z prędkością światła, a ona wolała uniknąć podejrzenia o stan błogosławiony.

– Właśnie. My tu rozmawiamy o miłości, a ty nam z ciążą wyjeżdżasz! – zawtórowała oburzona Julka.

– Popatrz, a ja myślałem, że ciąża jest następstwem miłości – odparł Darek, uśmiechając się od ucha do ucha.

– Mylisz się – powiedziała rzeczowym, nieznoszącym sprzeciwu tonem Magda. – Ciąża jest następstwem seksu, a nie miłości.

– Oj, dziewczyny. Romantyzmu nie ma w was za grosz – odparował Darek i kręcąc głową, odszedł.

Popatrzyły za nim, potem na siebie – i niemal równocześnie wybuchnęły śmiechem.Rozdział 3

Na to spotkanie frunęła niczym na skrzydłach. Po całym dniu pracy (oraz walki z natarczywymi myślami, że może ją utracić) i po wynurzeniach przed Magdą humor mógł jej poprawić jedynie Wojtek. Jej Wojtuś.

Trzeba jednak przyznać, że wspólne uronienie kilku łez nad parszywym losem kobiety trochę jej pomogło. To prawda, że łzy mają właściwości oczyszczające. I ta Magda. Zna ją tyle lat, nawet spotykała się kiedyś z jej bratem, a nie wiedziała, że ma problemy w małżeństwie. „Nie powinnam być taką egoistką” – zganiła się w duchu. W końcu mogła od czasu do czasu zapytać, co u niej słychać. To przecież takie proste.

Postanawiając solennie, że poświęci koleżance więcej uwagi, pomyślała jednocześnie, że przy Wojtku staje się lepszą osobą! Naprawdę! Nie jest zrzędliwa, nie zadziera nosa, nie plotkuje, zaczyna myśleć o innych. Choć kiedy jest blisko niego, myśli właściwie tylko o jednej osobie… o nim. Już dawno stwierdziła, że to najlepszy facet, jakiego mogła spotkać. Jest jak los na loterii. Teraz, gdy ma problemy w pracy, gdyby nie Wojtek, byłaby z tym wszystkim sama jak palec. A dzięki niemu może przynajmniej na chwilę zapomnieć o szarlotkowym kryzysie i pomyśleć o znacznie przyjemniejszych rzeczach. Taki facet to skarb… Więc może jednak nie ma takiego pecha, jak jej się wydawało?

Z zadumy wyrwał ją dźwięk klaksonu. Przebiegała właśnie na czerwonym świetle przez rondo Waszyngtona. Niezrażona, uśmiechnęła się, pomachała do poirytowanego kierowcy i pobiegła w kierunku alejki parku Skaryszewskiego na spotkanie miłości życia.

Wojtek już na nią czekał. Zawsze umawiali się przy pomniku Żołnierzy Radzieckich, w głównej alei parku. Bardzo romantycznie, nieprawdaż? Jednak dla nich to miejsce było szczególne, ponieważ właśnie tam umówili się na pierwszą randkę.

Szła szeroką aleją, a zieleń drzew i trawników dawała cudowne ukojenie. Dzień był niesamowicie upalny. Dobrze, że umówili się w parku, tu było odrobinę chłodniej, ale i tak żałowała, że nie włożyła letniej sukienki.

Wojtka zobaczyła z daleka. Po pracy musiał wstąpić do domu, żeby się przebrać, bo ubrany był odpowiednio do pogody, w krótkie spodnie i T-shirt. Nagle długie dżinsy i marynarka przewieszona przez torbę zaczęły Julii ciążyć. Przez głowę przeszła jej myśl, że Wojtek zapewne przed wyjściem wziął krótki prysznic i spryskał się tą cudowną wodą kolońską. Miała wrażenie, że już ją czuje. Przyspieszyła kroku.

Zastanawiała się, jak to możliwe, że po roku znajomości facet nadal kręci ją do tego stopnia, że gdy go widzi, ma te słynne motyle w brzuchu. Wojtek przywitał ją krótkim pocałunkiem i przytulił, przytrzymując trochę dłużej w ramionach. Nie było to standardowe powitanie. Zazwyczaj serwował jej długi, namiętny pocałunek, po którym musiała zaczerpnąć kilka głębokich oddechów, żeby zawroty głowy ustąpiły. Nie żeby się skarżyła. W takich momentach myślała, że w jego ramionach mogłaby nawet umrzeć.

Podczas spaceru po parku Julka opowiedziała ukochanemu o aferze szarlotkowej. Wojtek zawsze pomagał jej rozwiązywać problemy, był dobrym słuchaczem, potrafił trzeźwo ocenić fakty i trafnie doradzić. Dziś wydawał się bardziej milczący, ale i tak wiedziała, że niewiele może zdziałać do momentu, aż szef nie wróci do pracy i nie zadecyduje o jej losie. Wojtek nie musiał jej tego mówić.

– Może usiądziemy? – Byli już w okolicach Jeziorka Kamionkowskiego, kiedy Wojtek wskazał małą ławeczkę w cieniu.

Siedzieli dłuższą chwilę bez słowa, wpatrując się w kaczki na stawie. Dziewczyna szybko poddała się nastrojowi chwili i oparła głowę o silne męskie ramię.

– Julka, chciałbym, żebyśmy porozmawiali. – Wojtek poruszył się niespokojnie i lekko odsunął.

– O czym, skarbie? – Drobna zmarszczka na czole zdradzała zaintrygowanie na przekór lekkiemu tonowi pytania.

– Jesteśmy już ze sobą rok, prawda? – zaczął Wojtek i gdy Julka kiwnęła głową, kontynuował: – Uważam, że to był niesamowicie udany rok. Przynajmniej dla mnie. – Uśmiech Julki potwierdzał, że dla niej również. – Jednak przychodzą takie momenty w życiu, kiedy czujesz, że trzeba iść dalej. Wiesz dobrze, że nie lubię stać w miejscu. – Wojtek zrobił krótką pauzę, jakby zbierał myśli. Spojrzał Julce głęboko w oczy. – Jesteś naprawdę niesamowitą dziewczyną, zabawną, szaloną, piękną. Myślę, że ten rok był tak udany głównie z twojego powodu.

Julia nie wiedziała, co powiedzieć. Wpatrywała się w piękne zielone oczy, które patrzyły na nią z pasją, i czuła, jakby otwierało się przed nią niebo, a ona sama znajdowała się w samym środku krainy szczęśliwości mlekiem i miodem płynącej. Chciała go pocałować, jednak Wojtek w ostatniej chwili się odsunął i mówił dalej:

– Dlatego tym bardziej jest mi przykro, że muszę to powiedzieć… Nie możemy się dłużej spotykać.

Myślała, że się przesłyszała. Tętno jej skoczyło, w ustach zrobiło się sucho, oddech przyspieszył.

– Ale dlaczego? – zdołała wykrztusić. Świat wokół niej wirował, miała wrażenie, że gdyby teraz wstała z ławki, zaraz by się przewróciła. Ale właśnie to miała ochotę zrobić. Wstać i uciekać gdzie pieprz rośnie.

Wojtek zrobił zbolałą minę. Nie patrząc jej w oczy, odpowiedział:

– Julka, to nie to. Przepraszam.

„To jakiś koszmar” − pomyślała. Miała ochotę poharatać mu tę piękną buzię i powyrywać wszystkie włosy z głowy. Gdyby pod ręką miała coś ciężkiego… Łopatę na przykład! Jeden celny strzał i po kłopocie! No, może trochę musiałaby się namęczyć nad wykopaniem dołu odpowiedniej wielkości… Spojrzała na jeziorko. A może by tak…

– Ale jak to: „nie to”? Po roku sielanki stwierdzasz, że to nie to? – Julka była wściekła.

– Lepiej teraz niż później, nie? – Wojtek próbował rozładować atmosferę. Jednak po wzburzonym spojrzeniu dziewczyny i ciosie ciężką torbą prosto w lewy policzek stracił ochotę do żartów.Rozdział 4

– Tak ci powiedział? Nie mogę w to uwierzyć! – Ewa, najlepsza przyjaciółka Julii, uderzyła otwartą dłonią o blat stołu.

Julka ściągnęła ją do siebie zaraz po ostatecznej rozmowie z Wojtkiem. Gdy Ewa usłyszała w słuchawce spazmatyczny płacz i lament przyjaciółki, rzuciła krótko: „Będę u ciebie za pół godziny”. I była. Siedziały teraz w mieszkaniu Julki i czekały na zamówioną pizzę. Pierwsza butelka wina z dwóch, które kupiła po drodze Ewa, stała już otwarta.

– Dobrze, że miałam w torebce Larssona w twardej oprawie. – Julka siedziała po turecku na swoim łóżku, tępym wzrokiem wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt na ścianie.

Ewa popatrzyła na przyjaciółkę z pytającym wyrazem twarzy.

– A co ma do tego Larsson?

Julka spojrzała na nią z wyrzutem.

– Jak to co? Zdzieliłam go jedyną ciężką rzeczą, jaką miałam pod ręką! – wykrzyknęła. Wyskoczyła z łóżka, chwyciła torebkę i zamachnęła się, demonstrując sposób, w jaki zaatakowała Wojtka. Po czym rozsunęła zamek torebki i wyjęła z niej ostatni tom trylogii Stiega Larssona, liczący – bagatela – siedemset stron.

– Uuu… – Ewa się skrzywiła. – Bolesne rozstanie.

Dziewczyny roześmiały się głośno.

Na ziemię sprowadził je dzwonek domofonu.

– To pewnie pizza. Otworzę – powiedziała Ewa, idąc w kierunku przedpokoju.

Julka z powrotem zajęła miejsce na łóżku i pomyślała, że to prawdziwe szczęście mieć przyjaciółkę taką jak Ewa, która nawet w najgorszych chwilach potrafi wprawić ją w dobry nastrój. Szkoda tylko, że ma pecha w miłości. „I w całej masie innych rzeczy” − dodała w duchu.

– Spodziewasz się jakiejś Magdy? – spytała Ewa, która właśnie pojawiła się w drzwiach pokoju.

– A, tak! Magda! – ożywiła się Julka. – Zaprosiłam też Magdę – dodała lekko.

– Co to za Magda? Pierwszy raz słyszę o jakiejś Magdzie.

– No, Magda ode mnie z pracy. – Julka, widząc niechętne spojrzenie Ewy, straciła rezon. – Oj, na pewno ci o niej opowiadałam! – dodała, choć wcale nie była tego taka pewna.

Dzwonek do drzwi przeszył ciszę, która zawisła w mieszkaniu na Paryskiej. Ewa nadal patrzyła na Julkę zdziwionym i nieodgadnionym wzrokiem, po czym chwyciła lampkę wina ze stołu i spokojnie usadowiła się w fotelu. Teraz to Julka patrzyła na przyjaciółkę, nie mogąc pojąć, o co chodzi w tym całym przedstawieniu. Dzwonek rozbrzmiał po raz kolejny.

– Twoja przyjaciółka chyba dobija się do drzwi – powiedziała Ewa spokojnym tonem, nie zaszczycając Julki choćby krótkim spojrzeniem.

Julka postanowiła nie komentować tej dziwnej sceny zazdrości i poszła otworzyć drzwi.

Magda od progu przytuliła Julkę.

– Juleńko, kochana! Nic się nie przejmuj, tego kwiatu to pół światu.

Słysząc tak mało wyszukane słowa pocieszenia, Ewa skrzywiła się i przewróciła oczami. Już wiedziała, że nie polubi Magdy. A na Julkę była tak wściekła, że miała ochotę wziąć torebkę i przywalić jej Larssonem. Od zawsze spotykały się we dwie, a ona teraz przyprowadza jakąś obcą babę i nawet nie pyta jej o zdanie! Gdy dziewczyny weszły do pokoju, udawała, że przegląda magazyn dla pań.

– Ewa, to jest właśnie Magda. Magda, to jest Ewa. – Julka rzuciła Ewie niepewny uśmiech.

– Hej! – Magda wyglądała na podekscytowaną czekającym ją babskim wieczorem. Z uśmiechem od ucha do ucha wyciągnęła rękę w kierunku Ewy.

Ta obrzuciła ją spojrzeniem od stóp do głów, po czym powolnym ruchem podniosła rękę i uścisnęła wyciągniętą dłoń.

– Ewa. PRZYJACIÓŁKA Julki. – Wypowiadając te słowa, patrzyła Magdzie prosto w oczy.

Julka zaskoczona spojrzała na Ewę, która mierzyła Magdę wzrokiem jak przeciwniczkę na ringu.

– No już, dziewczynki. Dosyć tych czułości. Magda, poleję ci winka. Siadaj, gdzie chcesz, i czuj się jak u siebie w domu. Zaraz przyjedzie pizza. – Julka miała nadzieję, że swoim trajkotaniem rozładuje atmosferę, tężejącą z sekundy na sekundę. Zależało jej też, żeby nie dopuścić dziewczyn do głosu, zwłaszcza Ewy, której niewyparzony język dawał o sobie znać zawsze w najmniej odpowiednim momencie.

Ewa jednak nie słuchała tego, co ma do powiedzenia Julka. Obserwowała wnikliwie Magdę i wiedziała, że musi od razu pokazać tej panience, gdzie jest jej miejsce, ustawić ją do pionu. Jeżeli teraz tego nie zrobi, potem będzie znacznie trudniej wepchnąć ją z powrotem do szeregu, gdy zacznie się wychylać. Teraz albo nigdy.

– Magda – zagadnęła konkurentkę, która do tej pory całą sobą słuchała paplaniny Julki na temat pizzy i dodatków – a ty skąd znasz Julkę? – zapytała z fałszywym uśmieszkiem.

Julka odwróciła się w kierunku Ewy i gdy dostrzegła błysk w oku przyjaciółki, wiedziała już, co się zaraz zacznie. Chciała uniknąć nieprzyjemnej konfrontacji, ale Ewa nie potrafiła odpuścić, musiała dominować. Próbowała dać jej dyskretnie znaki, jednak ze względu na skromny metraż pokoju było to niemożliwe. Poza tym Ewa całą uwagę skupiła na swojej ofierze, kompletnie ignorując przyjaciółkę. Nie mogła zatem zobaczyć gestu podrzynania gardła ani innych rozpaczliwych wysiłków Julki.

– Jesteśmy koleżankami z pracy. Siedzimy biurko w biurko. – Magda uśmiechnęła się słodko i jakby szukając potwierdzenia swoich słów, spojrzała w kierunku Julki, która w nienaturalny sposób intensywnie drapała się po szyi.

– Aha – kontynuowała Ewa z niewinną miną. – Ale chyba nie pracujesz długo w firmie Julki?

Julka chwyciła się za głowę. A więc to tak! Ewka najpierw wyciągnie informacje pod pretekstem niewinnej, sympatycznej rozmowy, by potem wykorzystać je przeciwko Magdzie. Szkoda tylko, że ona będzie w tym najbardziej poszkodowana.

– No gdzie ta pizza?! Dzwoniłam przecież pół godziny temu! – Julka próbowała sprowadzić rozmowę na inny temat, jednak bezskutecznie.

– Och, nie! Pracuję nawet dłużej niż Julka! – Magda uśmiechnęła się przyjaźnie, nie przeczuwając zasadzki. – W kwietniu stuknęło mi pięć lat, a Julka, o ile się nie mylę, pracuje jakieś trzy. Prawda? – Odwróciła się w kierunku Julii, która mając usta pełne wina, mogła skinąć jedynie głową na potwierdzenie i czekać na dalszy rozwój wydarzeń.

– Hmm. To dziwne – zafrasowała się Ewa. Pocierając dłonią brodę i marszcząc czoło, sprawiała wrażenie, jakby intensywnie próbowała sobie coś przypomnieć. – To dziwne – powtórzyła po krótkiej pauzie – bo Julka nigdy o tobie nie wspomniała.

Magda spojrzała niepewnie na Julkę i widząc, że ta została przyparta do muru przez przyjaciółkę, wyzwoliła swoje pokłady empatii, które zawsze były jej cechą rozpoznawczą. Chciała utrzeć nosa pewnej siebie Ewie, więc odpowiedziała:

– Cóż. Jesteśmy koleżankami z pracy. Zawsze dobrze się rozumiałyśmy i trzymałyśmy razem. Ale rozumiem, że ciężko było Julce opowiadać nasze przeżycia czy biurowe żarty, których osoby trzecie po prostu nie zrozumieją. – Posłała Ewie triumfalny uśmiech.

Chełpliwa mina zniknęła. Teraz Ewa patrzyła na Magdę morderczym wzrokiem i czuła, że długo nie utrzyma złości w ryzach. Magda wyglądała niepozornie, Ewa więc nie sądziła, że stać ją będzie na taką ciętą ripostę. Nabrała szacunku do przeciwnika, jednak już wiedziała, że sympatią nigdy jej nie obdarzy.

– Ufff, ale tu gorąco! Wpuszczę trochę powietrza. – Julka rzuciła się w kierunku okna w nadziei, że Ewa odpuści i resztę wieczoru spędzą w spokoju przy winku. Powiew wiatru nieco ją ocucił i wpadła na pomysł, jak odciągnąć uwagę dziewczyn od słownej przepychanki. Odwróciła się do nich ze zbolałą miną.

– Dziewczyny, ja jestem beznadziejna – westchnęła i zaczęła głośno łkać. Wzięła chusteczkę z opakowania leżącego na stole i głośno wydmuchała nos. – No, powiedzcie, tylko szczerze, proszę was! Co jest ze mną nie tak? Czy to te cycki? To na pewno cycki! – I rozpłakała się na całego.

Magda przysiadła się do Julki i objęła ją ramieniem. Ewa przewróciła oczami, wypiła duszkiem wino i również zabrała się do pocieszania przyjaciółki. Przegrała tę bitwę. Ale wojny jeszcze nie.Rozdział 5

Próbując dosięgnąć i wyłączyć wrzeszczący budzik, Julka stwierdziła, że otworzenie trzeciej butelki wina zeszłego wieczoru było bardzo złym pomysłem. Z grymasem bólu na twarzy usiadła i zsunęła gołe stopy na różowy dywanik, który czule ją połaskotał. Następnie zadała sobie filozoficzne pytanie: „Dlaczego nie umarłam wczoraj?”, po czym stękając głośno, niczym staruszka z zaawansowanym artretyzmem, resztkami sił zwlokła się z łóżka i poczłapała do łazienki.

W drodze do pracy próbowała jeszcze choć trochę się zdrzemnąć. Nawet jej się to udało. W metrze, w godzinach największego szczytu, dopchała się do ostatniego wolnego miejsca w wagonie, oczy momentalnie jej się zamknęły, głowa opadła na prawe ramię. Na szczęście dla pozostałych pasażerów hałas pociągu zagłuszał chrapanie. Sen nie trwał jednak długo. Wagon zatrzymał się na stacji, a miejsce obok Julki się zwolniło, lecz zaraz zajął je rosły mężczyzna w średnim wieku. Facet rozwalił się, trącił ją kolanem i wyrwał ze słodkiego snu. Miała jeszcze nadzieję, że gdy już ułoży się odpowiednio, zabierze to swoje kolano, ale ani myślał tego zrobić. Rozparł się wygodnie, zajmując półtora miejsca i zostawiając jej jedynie skrawek, który uniemożliwiał wygodną podróż. Wyobraziła sobie, jak zdejmuje słuchawki z uszu, stuka go w ramię, po czym mówi głośno na cały wagon: „Czy naprawdę masz tak monstrualnie grubego i wielkiego fiuta, że musisz siedzieć aż tak rozkraczony?!”.

Nie odważyłaby się jednak powiedzieć czegoś takiego głośno. Nigdy w życiu! Prawda? Ale właśnie skonstatowała, że ludzie w pociągu patrzą na nią dziwnie, a facet zabiera rozkraczone nogi, paląc przy tym strasznego raka. W pierwszym momencie nie wiedziała, co się stało, jednak po chwili wszystko było jasne. Naprawdę to powiedziała! Zwróciła uwagę temu facetowi, i to jeszcze w tak niegrzeczny sposób!

Wysiadła na następnej stacji, mimo że powinna jechać dalej.

Ewakuacja z metra odbiła się na punktualności. Gdy Julka weszła do biura, większość osób siedziała już przy biurkach. Z daleka dostrzegła Magdę i rozpromieniła się na jej widok. Ciekawe, czy też ma takiego kaca jak ona? Zaraz opowie jej o porannej przygodzie, pośmieją się i może jakoś przeżyją ten dzień.

– Hej, Madziula, chyba będziesz tego potrzebować. – Julka podniosła do góry butelkę wody mineralnej i postawiła przed koleżanką na biurku. – Też masz takiego kaca? – zapytała przyciszonym głosem i usiadła. Nikt w pracy nie musi przecież wiedzieć, że zabalowały sobie w tygodniu. – Myślałam, że dziś nie wstanę! A słuchaj, jaką miałam akcję w metrze! – I już zamierzała zacząć opowiadać swoją historię, gdy zdała sobie sprawę, że Magda dziwnie na nią patrzy. Po wieczorze z trzema butelkami wina, po raptem czterech godzinach snu wyglądała nadzwyczaj dobrze. Jej rude, długie włosy opadały swobodnie na ramiona, tworząc piękną ramę dla okrągłej twarzy, sowicie usianej piegami. Makijaż miała jak zwykle perfekcyjny, cienka czarna kreska podkreślała duże zielone oczy. Tylko ta skrzywiona, smutna mina psuła cały obrazek. – Madzia, co jest? Coś cię boli? – Julka złapała koleżankę za rękę. „Cholera, może jej niedobrze po wczorajszym?” – pomyślała i już miała zaciągnąć koleżankę do łazienki, gdy Magda wzięła głęboki wdech…

– O, cześć, dziewczyny! Julka, a co ty tu jeszcze robisz? Przyszłaś się spakować? – Magdzie niestety nie dane było powiedzieć, co jej leży na sercu, ponieważ pojawił się Darek. Rzeczywiście, znalazł sobie idealny moment na pogawędkę… Ryknął śmiechem, zadowolony ze swojego mało zabawnego żartu.

Julka popatrzyła na niego z odrazą.

– Dariuszu, po pierwsze, weź się wreszcie do roboty, bo już od trzech tygodni nie mogę się doprosić o podłączenie kolorowej drukarki! A po drugie, nie widzisz, że rozmawiamy? – Julka wskazała siebie i Magdę, mając nadzieję, że Darek zniknie tak szybko, jak się pojawił.

– Właśnie o to chodzi – odezwała się cicho Magda i spojrzała na Julkę smutnymi oczami. – Tomek wrócił. Siedzi u siebie w gabinecie.

*

To dlatego wszyscy patrzyli na nią z politowaniem, gdy wchodziła do biura. A ona myślała, że to z powodu syndromu dnia wczorajszego. Nawet ta idiotka z działu zakupów, Daria, uśmiechnęła się do niej promiennie. Julka teraz już wiedziała dlaczego. Wszyscy domyślali się, jakie konsekwencje niesie ze sobą powrót Tomka. Od poniedziałku był to gorący temat korytarzowych rozmów. Debatowali tylko o tym, czy Julka czasem nie podała szefowi szarlotki z migdałami umyślnie. Ale nawet ci, którzy nie widzieli w niej potencjalnej morderczyni, nie zamierzali stawać w jej obronie. Tak czy inaczej, wyszło przecież na jaw, że Julka lata do szefa z ciasteczkami, i to z samego rana! Kto tak robi? Ktoś, kto chciałby uzyskać specjalne względy. A wiadomo, co ona przy tym ciastku i kawie chciała mu powiedzieć? Kogo sypnąć? Na kogo poskarżyć?

Julka nie słyszała nawet połowy plotek krążących na jej temat po całej tej aferze. Najgorsze było to, że lubiła swoją pracę i ludzi, których tu spotkała. Nie chciała tego wszystkiego stracić. Tomka, którego o mały włos nie wysłała na tamten świat, w sumie też lubiła! Uważała, że to w porządku gość. A szefa, o którym można powiedzieć, że jest w porządku, chciałby mieć każdy.

Westchnęła głośno. Jak pech, to pech. Najpierw Wojtek, teraz praca. Już myślała, że jest o krok od zaręczyn i zamążpójścia, a teraz wyobrażała sobie, jak ustawia się w kolejce do pośredniaka. Jak się wali, to na wszystkich frontach. Sądziła, że zostało jej jeszcze kilka dni względnego spokoju. Tomek miał przecież wrócić ze zwolnienia w następnym tygodniu! Może wrócił wcześniej, by jak najszybciej dokonać koniecznych zmian w zespole…

– Dobra, miejmy to już za sobą. – Julka wstała i udała się w kierunku gabinetu Tomka, odprowadzana wzrokiem przez kolegów z pokoju.

Zapukała cichutko. Gdy usłyszała głośne „proszę”, wzięła dwa głębokie oddechy, delikatnie nacisnęła klamkę i nieśmiało zajrzała do środka. Tomek siedział skupiony przed komputerem i szybko coś pisał. Wpatrzony w ekran, nie raczył nawet spojrzeć na gościa, który kuląc się w sobie, stał w progu. Wreszcie oderwał wzrok od monitora, spojrzał na Julkę, zmarszczył czoło i wrócił do pisania.

– Co tak stoisz? Wchodź – rzucił zniecierpliwiony.

Julka weszła do gabinetu, starając się bezszelestnie zamknąć za sobą drzwi. Po chwili wahania usiadła naprzeciwko Tomka. Wspomnienia ich ostatniego spotkania wróciły. To właśnie w tym fotelu siedziała, gdy jej szef zajadał się szarlotką z migdałami, a potem zaczął się dusić. Julka wzdrygnęła się na samo wspomnienie.

Sytuacja stawała się lekko krępująca. Tomek kompletnie nie zwracał na nią uwagi, cały czas słychać było uderzanie palców o klawisze. Stuk-puk. Co za stres! Jeszcze chwila i zwariuje od tego dźwięku. Uznała, że musi zacząć rozmowę, poprawiła się w fotelu, jednak Tomek przerwał jej przeciągłym „ciiii” i kręcąc głową, dał do zrozumienia, żeby się nie odzywała. Pisał dalej. A koszmar Julki trwał.

– I… wyyyyyślij! – powiedział przeciągle Tomek, klikając myszką. – Przepraszam cię, ale mam sporo zaległości. – Rozparł się wygodnie w krześle i spojrzał na zestresowaną Julkę. – Co tam, Julciu? Masz jeszcze jakieś ciasteczka dla mnie? – Drwiący uśmiech pojawił się na jego smagłej twarzy.

Julka zaczęła nerwowo chichotać. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, śmiać się też nie chciała, ale to było silniejsze od niej. Wreszcie uspokoiła się na tyle, by wydukać:

– Tomek, wiesz przecież, że ja nie chciałam. Nie zrobiłam tego specjalnie…

– Tak? A mnie się wydaje, że chciałaś przejąć moje stanowisko, maleńka. Czy nie takie były twoje intencje?

Julka poczuła uderzenie gorąca i zawroty głowy. Co ten Tomek wygaduje? No nie! Tego było za wiele! Jeszcze trochę, a zrobią z niej morderczynię!

– Jak w ogóle możesz tak mówić? Skąd, do jasnej cholery, mogłam wiedzieć, że jesteś uczulony na migdały? To tylko i wyłącznie twoja wina! Skoro masz tak silne reakcje alergiczne, powinieneś uważać na to, co jesz. A nie rzucać się jak wygłodniałe chińskie dziecko na miskę ryżu! – Chciała jeszcze dorzucić kilka cierpkich słów, potem trzasnąć drzwiami, złapać torebkę ze swojego biurka i wyjść, gdy… zrozumiała, co się święci. Tomek z trudem próbował powstrzymać się od śmiechu. Zakrywał usta dłonią i stawał się coraz bardziej czerwony.

Spojrzała na niego zrezygnowana, a wtedy wybuchnął niepohamowanym, głośnym śmiechem, trzymając się za całkiem pokaźny brzuch, który rytmicznie poruszał się raz w górę, raz w dół. Śmiał się dosyć długo, a przynajmniej tak wydawało się Julce, która ostentacyjnie spojrzała na zegarek, całą sobą demonstrując znudzenie i rozczarowanie jego zachowaniem.

– Julciu, coś widzę, że poczucie humoru cię opuściło.

– Nie opuściło, tylko uważam, że to nie jest powód do żartów! – Ręce skrzyżowane na piersi i usta ułożone w podkówkę nadawały Julce wygląd pięcioletniej dziewczynki, której zabrano łopatkę w piaskownicy.

– No dobrze, Juleńko, nie złość się. Opowiadaj, co tam w naszym przybytku słychać?

Julka spojrzała na Tomka z ukosa, nadal się dąsając, jednak chęć przekazania wszystkich interesujących wieści była silniejsza od niej.

– W sumie to po staremu. – Julce trochę poprawił się nastrój, gdy przekonała się, że krwawą szarlotką nie załatwiła sobie zwolnienia. Myśli o natychmiastowym wyrzuceniu z pracy przestały zaprzątać jej głowę. W telegraficznym skrócie opowiedziała Tomkowi biurowe ploteczki.

Słuchał z autentycznym rozbawieniem. Zawsze cenił zmysł obserwacji i poczucie humoru Julki.

– Krwawa Szarlotka, mówisz? – Zaśmiał się tubalnie. – W tej naszej agencji mamy kreatywnych ludzi! Zawsze wiedziałem, że przejście do Four Colors przyniesie mi trochę rozrywki na stare lata. W końcu agencja reklamowa to nie nieruchomości!

– Jakie stare lata? Tomek, nie gadaj głupot! Jesteśmy przecież w tym samym wieku!

– W tym samym wieku? Żarty sobie urządzasz! Dwadzieścia lat dziewczyna i mówi mi, że jesteśmy w równym wieku!

– Dwadzieścia osiem! – poprawiła go Julka.

– Właśnie o tym mówię! Ale dosyć już tych czułości. Mam dla ciebie zlecenie. No, nie jęcz. Pamiętasz, jak mówiłaś, że warto byłoby znaleźć firmę, która robiłaby dla nas badanie rynku? Tego, co się dzieje w social media, w internecie i tak dalej. Do tej pory bazowaliśmy na sprycie naszych pracowników, ale zgadzam się z tobą i myślę, że trzeba oddać tę działkę w ręce profesjonalistów. Twoje zadanie jest następujące: znajdziesz firmy, które zajmują się tego typu analizami, przygotujesz oferty i wspólnie coś wybierzemy, okej?

– Oczywiście! Od brudnej roboty to jestem ja! – Julka złożyła ramiona na piersi. – A mogłam się nie odzywać – mruknęła.

– Zawsze wiedziałem, że doprowadzasz sprawy do końca, a pomysł, bądź co bądź, był twój.

Julka wyszła z gabinetu Tomka rozpromieniona. Naprawdę cieszyła się, że wrócił ze zwolnienia, ponieważ jej sytuacja była teraz jasna i klarowna. Nie musi szukać nowej pracy. Uśmiechnięta od ucha do ucha przespacerowała się przez główny korytarz, spoglądając triumfująco na mijanych kolegów.

Po ich zaskoczonych minach widać było, że już zdążyli spisać ją na straty.

17 czerwca 2015

Środa, 20:15

Hurra! Tomek wrócił! I nie wyrzuci mnie z pracy! Kurczę, wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie. Nie wiem, jak zniosę tę huśtawkę nastrojów. Jednego dnia jestem kompletnie załamana i mam ochotę rzucić się do Wisły, a drugiego – skaczę z radości pod sufit. No, może trochę przesadzam. Tak od razu pod sufit to nie mam powodów skakać. Jak pomyślę o Wojtku, serce mi pęka. Taki był zakochany! Taki zauroczony! Przecież to on do mnie wydzwaniał, on za mną szalał! I co? Nagle mu się znudziło? Widocznie tak… Chyba pójdę sobie popłakać…Rozdział 6

Po odespaniu ciężkiego i pełnego emocji tygodnia Julka postanowiła zakończyć sobotę aktywnie. Pogoda zachęcała, by wyjść na świeże powietrze. Słońce świeciło mocno, niebo bez żadnej chmurki. Niewiele myśląc, włożyła sportowe buty i pobiegła w kierunku parku spokojnym truchcikiem, miarowo oddychając. Lubiła biegać. Zawsze gdy miała problem, robiła sobie krótką albo dłuższą przebieżkę, zależnie od skali problemu, który co prawda po treningu nie znikał, ale przedstawiał się w zupełnie innym świetle.

Biegła parkiem Skaryszewskim, który do joggingu nadawał się idealnie. Było gorąco, ale w cieniu drzew dało się odczuć przyjemny chłód. Minęła pomnik Żołnierzy Radzieckich, który do niedawna był symbolem jej wielkiej miłości, a teraz kojarzył się tylko z rozstaniem z Wojtkiem. Poczuła ukłucie w sercu i łzy napływające do oczu. Potrząsnęła głową jak pies po kąpieli, jakby chciała się pozbyć nieprzyjemnego widoku. Przyspieszyła. Wciąż nie mogła jednak oddalić od siebie myśli o byłym chłopaku, zwłaszcza że w parku mijała pary siedzące na ławkach albo leżące na kocach, rozkoszujące się czasem i oczywiście sobą. „Niektórzy nawet za bardzo” – pomyślała Julka, zerkając przelotnie na dwa splecione ze sobą ciała leżące niedaleko alejki. Westchnęła i pobiegła dalej, ku szerokiej asfaltowej ścieżce.

Ten tydzień był zakręcony. Najpierw Wojtek zerwał z nią jak gdyby nigdy nic, potem odbył się babski wieczór, którego zakończenia właściwie nie pamiętała, no i ta historia z Tomkiem i szarlotką. Istne szaleństwo! Nie miała nawet czasu zastanowić się, co dalej. Była zła, że jej życie zmienia się jak w kalejdoskopie, a ona nie jest w stanie niczego kontrolować. Jednego dnia szuka pracy, drugiego wraca Tomek, czule poklepuje ją po ramieniu i wszystko jest w najlepszym porządku. Cieszy się obecnością swojej drugiej połówki i planuje wspólną przyszłość, a za chwilę widzi w łazience tylko jedną szczoteczkę do zębów. Ale cóż, takie jest życie. Jednak znając jej pecha, mogło być jeszcze gorzej. Dobrze, że nie wpadła pod tramwaj… Gdy o tym pomyślała, jakiś chłopak pędzący na rowerze przez park przejechał dosłownie centymetr obok niej.

– Ej! Patrz, jak jedziesz, idioto! – krzyknęła za nim, ale rowerzysta był już daleko i nawet jeżeli ją usłyszał, nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Podwyższony z wysiłku puls skoczył Julce jeszcze bardziej. Z niedowierzaniem pokręciła głową, dziwiąc się beztrosce rowerzystów szarżujących na swoich stalowych bądź aluminiowych rumakach, i życzyła chłopakowi, by połamał obręcz na najbliższym krawężniku.

Gdy ubolewała nad losem pieszych oraz biegaczy, kątem oka dostrzegła kolejną parkę, która przykuła jej uwagę. Całowali się akurat przed nią. Ciemnowłosy mężczyzna stał tyłem do niej, ręce partnerki splatały się w dole jego pleców. Julka podbiegła bliżej i poczuła, że serce zaczyna jej bić jak oszalałe, oddech przyspiesza, a kolana uginają się, jakby były z waty. Chciała, oj, jak by chciała, żeby te objawy świadczyły jedynie o przebytych kilometrach! W miarę jak zbliżała się do migdalącej się pary, nabierała pewności, że zna te plecy, to znaczy zna mężczyznę, do którego te plecy należą, i pewność ta rozpalała w niej niesamowitą wręcz furię. Czy nie zasługiwała na odrobinę szczerości od mężczyzny, z którym była w związku przez rok? Co to za ściema z tym „to nie to”?! Gdzie on to wyczytał? Powinien od razu powiedzieć, że ma kogoś na boku! „Ja już pokażę temu tchórzowi, co to znaczy odwaga i bycie facetem! Co to znaczy mieć jaja, których jemu najwyraźniej brakuje!” – pomyślała i ruszyła sprintem. Gdy znalazła się na wyciągnięcie ręki od mężczyzny ubranego w szary T-shirt, krzyknęła:

– Ty łajdaku! Zdrajco! − Chwyciła Wojtka za ramię i pociągnęła z całej siły, by wyrwać go z objęć tamtej. – Kim ona jest?! – zdążyła jeszcze krzyknąć, gdy spojrzała prosto w przerażone oczy mężczyzny, który… Wojtkiem nie był.

Z tyłu całkiem go przypominał, wzrostem i posturą pasował jak ulał. Kruczoczarne włosy podobnej długości i koszulka… mogłaby przysiąc, że Wojtkowa. Jednak to nie był Wojtek, tylko jakiś obcy facet, choć bardzo go przypominający. Przerażona zasłoniła rękami usta, jakby to one były sprawcą jej ataku. Julce odebrało mowę. Ujrzała rękę spadającą prosto na policzek pseudo-Wojtka. Dziewczyna, którą przed chwilą całował, zaczęła krzyczeć i okładać go po twarzy, a przynajmniej próbowała, biorąc pod uwagę znaczną różnicę wzrostu między nimi.

– Wiedziałam! Wiedziałam, że mnie oszukujesz! – wrzeszczała, nie żałując ciosów. On osłaniał się dzielnie, chroniąc czułe punkty. Próbował coś powiedzieć, ale nie udało mu się zatrzymać potoku pretensji płynącego z ust rozwścieczonej partnerki.

Julka patrzyła z niedowierzaniem na scenę, której była sprawczynią. Niewiele myśląc, wzięła nogi za pas i pobiegła prosto do domu, nie czekając, aż kobieta skieruje na nią swoją agresję.Rozdział 13

Julka zaczekała, aż drzwi się za nią zamkną, i zaczęła mówić. Przepraszała za scenę i zarzekała się, że to się więcej nie powtórzy. Tomek wolno okrążył biurko, zasiadł w fotelu, wygładził krawat, poprawił rękawy koszuli − nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem.

– Skończyłaś?

Zaskoczona Julka kiwnęła głową.

– To teraz posłuchaj. – Oparł się łokciami o blat biurka. – Dopóki twoje osobiste sprawy nie przeszkadzają ci w wykonywaniu obowiązków służbowych, nic mnie nie obchodzi, czy dyskutujesz o nich za zamkniętymi drzwiami, czy na biurowym korytarzu ku uciesze gawiedzi.

– Jasne, szefie. Masz rację. Zachowałam się nieprofesjonalnie, ale obiecuję, że ta sytuacja się nie powtórzy i w żaden sposób nie wpłynie na moją efektywność – odparła Julka, bijąc się w pierś.

– Czyżby? – Tomek uniósł prawą brew. – Czy miałaś dzisiaj spotkanie z klientem?

– Dzisiaj? Nie! Absolutnie! – gorliwie zaprzeczyła Julka.

– Czyżby? – powtórzył. Brakowało mu tylko fajki i kaszkiecika w kratę. – A nie miałaś się dzisiaj spotkać z niejakim panem… – zerknął na żółtą karteczkę leżącą przed nim – …Łukaszem Zadrożnym z firmy Posejdon, hę?

Julka szeroko otworzyła oczy i poczuła narastającą falę gorąca, kropelki potu pojawiły się nad jej górną wargą, dłonie zwilgotniały, nie mogła wydobyć słowa z zaciśniętego gardła. Faktycznie! Teraz jej się przypomniało. Miała umówione spotkanie z Posejdonem. To był jej najważniejszy klient, z którym wreszcie zdołała się umówić na rozmowę, by obgadać ich nową kampanię. Miała ochotę zapaść się pod ziemię, choćby do piekła, i tam już pozostać.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: