Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pisma polityczne ks. Józefa Wereszczyńskiego, biskupa kijowskiego, opata benedyktyńskiego w Sieciechowie, z wiadomością o jego życiu i pismach i z dołączeniem podobizny własnoręcznego jego podpisu - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pisma polityczne ks. Józefa Wereszczyńskiego, biskupa kijowskiego, opata benedyktyńskiego w Sieciechowie, z wiadomością o jego życiu i pismach i z dołączeniem podobizny własnoręcznego jego podpisu - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 390 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZCION­KA­MI "CZA­SU."

WIA­DO­MOŚĆ

O ŻY­CIU I PI­SMACH

KS. JÓ­ZE­FA WE­RESZ­CZYN­SK1E­GO,

BI­SKU­PA KI­JOW­SKIE­GO, OPA­TA SIE­C1E­CHOW­SKIE­GO.

Pi­sma po­li­tycz­ne ks. Jó­ze­fa We­resz­czyń­skie­go na­le­żą do naj­waż­niej­szych i naj­rzad­szych w li­te­ra­tu­rze na­szej. Dzi­wić się na­le­ży, że się nikt do­tąd nie za­jął ich prze­dru­kiem, a wdzięcz­ność na­le­ży się ks. Ho­ło­wiń­skie­mu nie­ma­ła, za wy­da­nie ka­zań ks. We­resz­czyń­skie­go *), i za­miesz­cze­nie przy nich wia­do­mo­ści o in­nych dzie­łach gor­li­we­go i su­mien­ne­go se­na­to­ra, któ­ry nie z au­tor­skiej chęt­ki po­ry­wał za pió­ro, lecz dla do­peł­nie­nia naj­święt­szych oby­wa­tel­skich obo­wiąz­ków.

Przed­mo­wa ks. Ho­ło­wiń­skie­go do wspo­mnia­nych wy­żej ka­zań, wy­świe­ca za­słu­gi ks. We­resz­czyń­skie­go, jako bi­sku­pa, człon­ka wier­nej rady pań­stwa i zna­ko­mi­te­go pi­sa­rza. Sam zaś ks. We­resz­czyń­ski o ro­dzi­nie swo­jej i ojcu tak się wy­ra­ża:

„Był nie­bosz­czyk oj­ciec mój z domu szla­chec­kie­go her­bu Kor­czak, któ­ry dom w zie­mi chełm­skiej jest nąi-sta­ro­żyt­niej­szy; ojca miał na imie Fe­do­re­go We­resz­czyń­skie­go z We­resz­czy­na, mat­kę Mał­go­rza­tę So­snow­ską z So­sno­wic, her­bu Na­łęcz. Owo obo­je ro­dzi­ce miał grec­kiej wia­ry. Oj­ciec jego bę­dąc czło­wie­kiem do­brym a pro

*) W Pe­ters­bur­gu 1854 r. (tr. XXI. 402. So.)

stym, prze­sta­wał na­tem, co mu ro­dzi­ce zo­sta­wi­li, a Pan Bóg* za sta­ra­niem i pil­no­ścią jego da­wał, któ­ry przed­się mo­gąc, nie­chciał się piąć do żad­nych urzę­dów, ma­jąc też w za­trzy­ma­wa­niu go­spo­dar­stwa dziel­ne­go a pil­ne­go to­wa­rzy­sza, mał­żon­kę swo­je, mat­kę zmar­łe­go te­raz ro­dzi­ca mo­je­go, któ­ra to mat­ka jego mia­ła dwu bra­ci ro­dzo­nych, jed­ne­go któ­ry był wła­dy­ką chełm­skim, t… j… bi­sku­pem grec­kiej wia­ry, na imie Iwan, a dru­gie­go na imie Ere­ory, któ­ry sie wy­rze­kł­szy nad wolą ro­dzi­ców swo­ich grec­kiej wia­ry, przy­stał do wia­ry ko­ścio­ła po­wszech­ne­go chrze­ściań­skie­go t… j… ko­ścio­ła rzym­skie­go, któ­re­mu dano imie Grze­gorz. Ten, acz już wiel­kim bę­dąc na wzro­ście uczył się wia­ry­pow­sze­dnie­hyt­niej i czy­rak za­czem przy­szedł do ta­kiej per­fek­cyi, źe zo­stał ka­pła­nem. Ksiądz Bu­czac­ki, bi­skup chełm­ski, wi­dząc w nim god­ność, jaka przy­na­le­ży pra­we­mu ka­pła­no­wi, dał mu ka­no­nia chełm­ską, przy­tem i pre­la­tu­rę of­fi­cy­al­ską, a tu­dzież ofia­ro­wa­no mu do­bro­wol­nie ple­ba­nią olek­sow­ską w ra­dom­skim po­wie­cie nad Wi­słą, w imie­niu pa­nów Gnie­wo­szów. Ten tedy prze­rze­czo­ny of­fi­cy­ał ma­jąc sio­strę swo­je ro­dzo­ną za Fe­do­rym We­resz­czyn­skim, gdy już do­wie­dział się być ją ob­cią­żo­ną brze­mie­niem, bar­dzo o tem prze­my­śla­wał, ja­ko­by ten pier­wia­stek za po­mo­cą bożą i za sta­ra­niem jego, gdy­by jed­no wy­szedł na świat, był ochrzczon na wia­rę ko­ścio­ła po­wszech­ne­go sta­ro­żyt­ne­go. Wła­dy­ka też chełm­ski bar­dzo na to czu­hał do­wie­dziaw­szy się o tem, ja­ko­by in­ten­cyą od­ra­ził księ­dza bra­ta swe­go, ale i owszem prze­my­śla­wał o tem, żeby go sam ochrzcił na grec­ką wia­rę.

Ale jako sło­wo boże grzmi w uszach na­szych, woli bo­żej a przej­rze­niu jego świę­te­mu trud­no się ma kto sprze­ci­wić; al­bo­wiem sko­ro ksiądz of­fi­cy­ał do­wie­dział się, że sio­stra jego syna po­wi­ła, nim się J. M. ks. wła­dy­ka wy­brał z domu, ks. of­fi­cy­ał przy­je­chaw­szy wskok, rzko­mo wzglę­dem na­wie­dze­nia w po­ło­gu sio­stry swej, a on upa­trzyw­szy czas, nie­mo­io­iąt­ko wziął po­ta­jem­nie z ko­leb­ki, z tymi, z któ­ry­mi się już był na to na­go­to­wał; wnet ochrził go i dał mu imie An­drzej. Spra­wiw­szy te zba­wien­ną ro­bo­tę wy­je­chał co naj­ry­chlej, ucho­dząc mier-zioncz­ki od ro­dzi­ców tego to dzie­ciąt­ka a naj­wię­cej tez ucho­dząc mier­ziom­zhi jego mi­ło­ści knia­zia wła­dy­ki chełm­skie­go, bra­ta swe­go ro­dzo­ne­go, któ­ry też iuż był wy­je­chał na to, ja­ko­by był dzie­ciąt­ko ono ochrzcił przez się na wia­rę grec­ką. Ks. wła­dy­ka gdy przy­ja­chał a o ochrzczo­nem się już dzie­ciąt­ku do­wie­dział, uczy­nił wiel­ki ha­łas w domu, ja­koż i ro­dzi­ce byli bar­dzo prze­ciw­ni tej uczyn­no­ści księ­dza of­fi­cy­ało­wej; ale iż wi­dzie­li iż co się już było sta­ło, roz­stać się nie­mia­ło, dali po­kój, za­czem już ono dzie­cię w mniej­szej wa­dze było u ro­dzi­ców swych, a naj­wię­cej u księ­dza wła­dy­ki chełm­skie­go, i zgo­ła nie­chciał o niem już nic wie­dzieć. Na­osta­tek i ro­dzi­ce wiódł na to, ja­ko­by w niem by­najm­niej nie-ko­rzy­sta­li; 'ja­koż ojca przy­wiódł do tego, że się w niem by­najm­niej nie ko­chał, la­men­tu­jąc czę­sto a ge­sto na offi-cy­ała, że to dzie­cię, pra­wi, bie­so­wym la­chem uczy­nił. Wsza­koż mat­ka miła na­osta­tek już oto nic nie­dba­ła, ale wszyst­ko to Panu Bogu mi­łe­mu po­le­ca­ła, przy­czy­ta­jąc to z woli wię­cej być mi­łe­go Pana Boga i z przej­rze­nia jego świę­te­go. Prze­toż za­wż­dy o tem ob­my­śla­ła, ja­ko­by po­win­no­ści ma­cie­rzyń­skiej do­syć uczy­ni­ła: już pia­sto­wa­ła, już ko­ły­sa­ła, już ży­wi­ła, a gdy mu już było ośm lat, o dia­ka mu się sta­ra­ła, ja­ko­by go hra­mo­ty ru­skiej na­uczył. Ja­koż wła­dy­ka chełm­ski na żą­da­nie sio­stry swej wziął go był przed­się do sie­bie, u któ­re­go się li­czył hra­mo­ty dwie le­cie. Ks. of­fi­cy­ał bał się dziw­nie o to, by go zaś jako ks. wła­dy­ka nie prze­ro­bił na grec­ką wia­rę, i po­czął u sie­bie roz­bie­rać, że i chrzest miał mu co malo po­módz, gdzie­by na wie­rze jako szwan­ko­wał, po­nie­waż, pra­wi, iż w lu­dziach do­ro­słych chrzest przez (bez) wia­ry a wia­ra przez chrztu, nie­ma­ją żad­nej wagi, ani mocy w so­bie. Prze­to za­sa­dził in­ten­cyą swo­je na­tem, ja­ko­by go od ks. wła­dy­ki wy­wa­żyć mogł; ja­koż tego do­ka­zał, al­bo­wiem sko­ro jed­no przy­ja­chał do ks. wła­dy­ki, we­zwaw­szy do sie­bie An­drze­ja na osob­ne miej­sce, na­mo­wa­mi wdzięcz­ne­mi wnet go ucac­kał, że za księ­dzem of­fi­cy­ałem na­za­jutrz pie­cho­tą z kur­so­rem, z Cheł­ma do Kra­sne­go­sta­wu przy bie­żał. Od te­goż cza­su już nie­tyl­ko u ojca swe­go; ale i u ks. wła­dy­ki bar­dzo spadł z ta­le­rza, że już ani oj­ciec, ani ks. wła­dy­ka nie­przy­pusz­cza­li go wię­cej na oczy swo­je, aleks. om r vał, jako mu był przy­czy­ną do nie­chę­ci ro­dzi­ców i przy­ja­cioł in­szych jego, źe był wy­padł nie­tyl­ko z ła­ski, ale i zmy­śli ich, tak za­się sta­rał się o tem pil­nie, ja­ko­by mii po­czci­we wy­cho­wa­nie dał, któ­re­by mu cza­su swe­go było na­gro­dą so­wi­tą ta­kich szkód, od­nie­sio­nych prze ro­dzi­ców swych nie­przy­ja­żu. Do cze­go, aby snad­nie przyjść mogł, dał mu w Kra­snym­sta­wie pre­cep­to­ra we­dług my­śli swej, jed­no, źe był tę­pe­go dow­ci­pu, bar­dzo się o to ks. of­fi­cy­ał fra­so­wał; co on ba­cząc in­ten­cye wuja swe­go, tę­pe­go dow­ci­pu swe­go nie­udat­ność pil­no­ścią na­gra­dzał, na­tu­rę nie­po­tęź­ną usta­wicz­no­ścią kie­ru­jąc; za­czem przed­się do tego przy­szedł, że i in­ge­nium swe wy­po­le­ro­wał i wuja swe­go ku więt­szej mi­ło­ści prze­ciw – so­bie zbu­dził tak, iż ks. of­fi­cy­ał po­ba­czyw­szy nie­ma­ły w na­ukach pro­iekt, pra­gnął tego po nim, ja­ko­by zo­stał ka­pła­nem. (A to w ten spo­sób czy­nił, aby mu spu­ściw­szy pro­wen­ta wszyst­kie swo­je i sam wstą­pić mogł w za­kon do klasz­to­ru sie­cie­chow­skie­go). Prze­to, gdy mu już było dzie­więt­na­ście lat, pil­nie go na­ma­wiał, ja­ko­by wziął pierw­sze świę­ce­nie; co on żą­dzy jego do­ga­dza­jąc, a pod­da­jąc się pod wolą bożą, zo­stał ako­li­tem w r* 1529., a w tym roku ks. of­fi­cy­ał umarł, bę­dąc w ple­ba­nii olek­so-wskiej, któ­ra leży w mili od klasz­to­ru sie­cie­chow­skie­go. O co pro­sił pil­nie tego ojca mo­je­go zmar­łe­go, aby prze­zeń nie gdzie­in­dziej był po­cho­wan, jed­no w klasz­to­rze sie­cie­chow­skim. Po któ­re­go tedy zej­ściu z tego świa­ta, do­sta­ła mu się ple­ba­nia olek­sow­ska, któ­rą trzy­mał cały rok, ako­li­tem bę­dąc. A wtem uwa­ża­jąc god­ność i za­cność sta­nu ka­płań­skie­go, miar­ku­jąc tez na­tu­rę swą, nie z kogo in­sze­go, ale sam z sie­bie, wo­lał się do tego udae co ła­twiej, nie tak z wiel­ką ska­zą kon­scy­en­cyi swo­jej znieść mogł; a po­sta­no­wiw­szy to u sie­bie, w ple­ba­nii mało ko­rzysz­cząc, sta­rał się o oże­nie­niu, i wziął był so­bie za mał­żon­kę na imie Anne Ja­row­ską we trzy­na­ście lat, dziew­kę uro­dzo­ne­go Mi­ko­ła­ja Ja­row­skie­go z Ja­ro­szy­na, któ­ry był her­bu Ra­wicz, (ten Ja­ro­szyn w ra­dom­skim po­wie­cie jest, leży nad samą Wi­słą bli­sko Ka­zi­mie­rza) a z mat­ki Anny Ko­ra­czow­nej z Grzmo­ci­na her-, bu Wę­żyk, ma­ją­cy na gło­wie ko­ro­nę zło­tą, a trzy­ma­ją­cy w gę­bie jabł­ko za szy­pul­kę zie­lo­ną, w czer­wo­nem polu, (któ­ry Grzmo­cin jest mila od Ra­do­mia), a sy­no­wi­cę księ­dza Bra­nic­kie­go, bi­sku­pa po­znań­skie­go za któ­re­go to roz­ka­za­niem, mat­ka moja była dana sko­ro w ośmi le­ciech do Lu­bli­na, do klasz­to­ru pan­ny Ma­ryi chcąc tego po niej, aby nie gdzie­in­dziej mło­de swo­je lata tra­wi­ła, jed­no przy ta­kiej szko­le, w któ­rej się ćwi­czą pa­nien­ki uczci­we bo­go­myśl­no­ści ży­wo­ta świę­to­bli­we­go i wsze­la­kich cnot chrze­ściań­skich, i dał ją do cza­su na opie­kę po pa­nie Bo­dze, onej cnej a bo­go­boj­nej ksie­ni Ma­łe­czyń­skiej, ciot­ce jej­że wła­snej, przy któ­rej trwa­jąc przez pięć lat, wzię­ta była po­tem od ro­dzi­ców swo­ich z klasz­to­ru, a to przez śmierć ksie­ni ciot­ki jej; któ­ra po­tem w domu ćwierć lata miesz­ka­jąc, od­da­na była w stan mał­żeń­ski ojcu memu; z któ­rą sko­ro się jed­no oże­nił, w tym­że roku 1531 – za­raz przy­pa­dła była służ­ba do Obe­r­ty­na.

Co on nie­chcąc tyl­ko w domu cze­la­dzi swej albo są­sia­dom zna­jo­mym być, my­ślił o tem, ja­ko­by do­mo­wą ojca swe­go za­ba­wę po­słu­ga­mi swe­mi, i też sie­bie sa­me­go mię­dzy ludź­mi znacz­nym uczy­nił; wnet z mi­ło­ści rze­czy­po­spo­li­tej na­przód, po­tem wzglę­dem do­brej sła­wy dla roz­mno­że­nia więt­sze­go, utrat ma­jęt­no­ści i gar­dła swe­go nie wa­żąc, wy­pra­wił się sam na swą szko­dę za pie­nią­dze po­saż­ne, na trzy­na­ście koni. Na woj­nie bę­dąc, iż mu Pan Bóg i spra­wa jego znacz­na po­szczę­ści­ła, w do­brem zdro­wiu wró­ciw­szy się na­zad do mał­żon­ki, po­ra­to­waw­szy też po­nie­kąd szczę­ścia swe­go, ma­jąc tez pięk­ny oko­ło sie­bie do­sta­tek y ro­zu­mie­jąc też to, iż już nie miał być wzgar­dzo­nym la­chem u swo­ich ro­dzi­ców, ale im być wię­cej ku po­mo­cy a do­brej sła­wie, już dłu­żej nie­mógł wy­trwać, aby ich nie­miał na­wie­dzieć, ale i owszem wez­braw­szy się z mał­żon­ką swą, udał się do nich; któ­re­go przy­jaz­do­wi ro­dzi­ce jego nie­ma­łą ucie­chą byli zję­ci, cie­sząc się czę­ścią z tego, że pięk­nie a ozdob­nie, przez (bez) na­kła­du ro­dzi­ców swych, sta­ni­czek swój wiódł, czę­ścią też i z szczę­śli­wych po­stęp­ków jego, że się la­cho­wi we wszyst­kiem for­tun­nie po­wo­dzi­ło. A co wiet­sza, że już wi­dział po nim, że go miał ze wszyst­kich trud­no­ści wy­dźwi­gnąć, któ­rych był za­żył z są­sia­dy z stro­ny oj­czy­zny. Co on w krót­kim cza­sie za swo­im dow­ci­pem wszyt­kie­go do­stą­pił, że go nie­tyl­ko ze wszyt­kich trud­no­ści wy­kie­ro­wał, ale na­osta­tek oj­czy­znę, któ­ra mu była od ro­dzi­ców pod opie­kę po­da­na, uspo­ko­ił, są­sia­dy uskro­mił, że nań wszy­scy po­tem ła­ska­wi byli i jemu w wie­lu rze­czach de­fe­ro­wa­li. Po­tem na żą­da­nie szczę­sne­go Snop­kow­skie­go sę­dzie­go i Pio­tra Gorz­kow­skie­go na­ten­czas pod­sęd­ka chełm­skie­go, jego bar­dzo bli­skich po żo­nie, zo­stał był ko­mor­ni­kiem ziem­skim chełm­skim, i trwał na tym urzę­dzie kil­ka lat, a to dla przej­rze­nia i ćwi­cze­nia po­stęp­ku praw­ne­go, k'temu tez, gdy­by był na więk­szy urząd po­wo­łań, żeby się nie wten­czas uczył pra­wa na czy­jej ma­jęt­no­ści. Ja­koż, gdy sko­ro jed­no prze­rze­czo­ny sę­dzia umarł, za zło­że­niem sej­mi­ku wo­je­wo­dy ru­skie­go, był w Cheł­mie jed­no­staj­ne­mi a zgo­dli­we­mi gło­sy ob­ran na urząd pod-sęd­kow­ski od wszyst­kie­go gmi­nu szlach­ty chełm­skiej, cze­mu on król sław­ny Zyg­munt Au­gust naj­mniej nie kon­tra­dy­ko­wał, ale owszem po­twier­dził zgod­ne gło­sy ich. W któ­rem to tedy po­wo­ła­niu bę­dąc oj­ciec mój, jako urząd swój pod­sęd­kow­ski od­pra­wo wał, wia­do­ma to jest rzecz wszyst­kim, bo da­li­bóg pil­nie, wier­nie i przez na­ga­ny wszech rze­szy szla­chec­kiej w zie­mi chełm­skiej spra­wo­wał; a opusz­cza­jąc inne dary mi­łe­go Boga, któ­rych mnie nie przy­stoi wy­li­czać z tego miej­sca, sy­nem jego bę­dąc, któ­re­mi Pan Bóg go był ob­da­rzył, jako: szcze­rość na­tu­ry jego, ludz­kość, po­boż­ność etc… etc… a to też nie­mniej oso­bli­wa była u nie­go, że nig­dy żad­nej przy­czy­ny z sie­bie do złe­go nie­dał, tak tego oko­ło sie­bie prze­strze­gał, i moge to śmie­le rzec, okrom bi­twy ober-tyń­skiej, źe mu się nig­dy prze­ciw­ko żad­ne­mu kor­dą swe­go do­być nie­zda­rzy­ło, a tez żad­nej rany, ani bli­zny na cie­le swem nie miał, okrom ran­ki bar­dzo ma­łej nad czo­łem, któ­ra mu się do­sta­ła była w obe­r­tyń­skiej po­trze­bie, roku 1531, a to na­ten­czas, gdy się sko­ro byli po­ło­ży­li obo­zem u Obe­r­ty­na, Pe­try­ło wo­ło­ski wo­je­wo­da, ma­jąc spra­wę o lu­dziach kró­la pana na­sze­go, iż rów­ne były pocz­ty prze­ciw jego woj­sku, tem ry­chlej się go­to­wał z ludź­mi swy­mi, po­sław­szy przod­kiem kil­ka ty­się­cy łu­dzi przed sobą, na oglą­da­nie woj­ska kró­la pana na­sze­go. W czem gdy byli nasi prze­strze­że­ni, po­ra­zi­li je nasi na gło­wę u Goż­dzia, w któ­rej to bi­twie do­sta­ła mu sie była ta rana od ko­pii, bo go był ugo­dził Wo­ło­szyn S den ko­pią w gło­wę, aż przy­łbi­cę na nim ko­pią z gło­wy obe­rwał, że był pra­wie prze­sto­wło­sa, któ­re­go za­sie Wo­ło­szy­na prze­bił ko­pią An­drzej Gnie­wosz z ra­dom­skiej zie­mi, her­bu Ra­wicz, wiel­ki jego przy­ja­ciel, k'temu i druż­ba. Na­osta­tek miał też na się jed­ne­go cza­su po­ku­sę świa­ta tego nie­prze­zpiecz­ną t j… ka­cer­ską, mało nie przez cały rok w wie­rze wą­cha­jąc się, w czem gdy się oba­czył, uciekł się pod opie­kę Pana swe­go; Pan nie­chcąc go za­tra­cić z zwo­dzi­cie­la­mi świa­ta tego, wnet go ra­to­wał: al­bo­wiem wy­rwał go bar­dzo pręd­ko z Ba­bi­lo­nu tego, jako świę­te­go Pio­tra i świę­te­go Paw­ła na mo­rzu to­ną­ce­go. Al­bo­wiem po­rzu­ciw­szy sko­ro błę­dy, któ­rych się był na­uczył od zwod­ni­ce, od sy­na­go­gi he­re­tyc­kiej, przy­stał do jed­no­ści wia­ry mat­ki świę­te­go ko­ścio­ła po­wszech­ne­go eh­rze­ściań­skie­go, w któ­rym ko­ście­le do osta­tecz­nej swej śmier­ci w wy­zna­niu wia­ry świę­tej trwał moc­nie a sta­tecz­nie." Tyle bi­skup We­resz­czyń­ski o ro­dzi­nie i ojcu swo­im, a to w Wi­ze­run­ku swo­im na stron­ni­cy 103.

Pa­proc­ki w Her­bach ry­cer­stwa pol­skie­go na str. 543, to co­śmy tu za­mie­ści­li, swe­mi sło­wy opo­wia­da, o bi­sku­pie zaś na­stę­pu­ją­cą wia­do­mość za­miesz­cza: „Te­goż to (An­drze­ja) był syn Jó­zef We­resz­czyń­ski opa­tem sie­cie­chow­skim, do­brym a przy­kład­nym ka­pła­nem, nie­tyl­ko że urzę­do­wi swe­mu do­syć uczy­nił ka­żąc, na­ucza­jąc, panu Bogu pil­no słu­żąc, ale też i wie­le ksiąg na­pi­sał.u Ca­ło­ści nie­wy­pi­su­je­my, gdyż ob­szer­niej­szą o tem wia­do­mość znaj­dzie ła­ska­wy czy­tel­nik w za­miesz­czo­nej na koń­cu no­cie (N. I) za­wie­ra­ją­cej wy­ją­tek z de­dy­ka­cyi te­muż ks. We­resz­czyń­skie­mu tłó­ma­cze­nia Re­gu­ły ś. Be­ne­dyk­ta, przez Se­ba­sty­ana Klo­no­wi­cza-. Za­koń­cza Pa­proc­ki temi sło­wy: „Był to wszyst­kich chu­dych pa­choł­ków oj­ciec pra­wy i hoj­ny chle­bo­daw­ca.”

Przejdź­my te­raz do zda­nia zna­ko­mi­te­go pi­sa­rza i znaw­cy ks. Ho­ło­wiń­skie­go, któ­ry tak się wy­ra­ża o We­resz­czyń­skim (w swo­jem pe­ters­bur­skiem wy­da­niu jego ka­zań,): „Słusz­nie prze­to We­resz­czyń­ski wcho­dzi do szczu­płe­go gro­na wzo­rów ka­zno­dziej­stwa w epo­ce Zyg­mun­tów. Chęć upo­wszech­nie­nia tak świet­ne­go po­mni­ka w na­szej li­te­ra­tu­rze, była głów­nym po­wo­dem do wy­da­nia tych dziel, nad­zwy­czaj dziś rzad­kich. Wzrósł i wy­cho­wał się We­re­sze­zyń­ski w Kra­snym­sta­wie, tam bo­wiem przy ka­te­dral­nym ko­ście­łe chełm­skim utrzy­my­wa­li du­chow­ni szko­łę; w niej We­re­sze­zyń­ski ćwi­czył się wnau­kach. W mło­dych la­tach wstą­pił do sta­nu du­chow­ne­go, i szcze­gól­na świą­to­bli­wość, na­uka i gor­li­wość w speł­nia­niu obo­wiąz­ków, otwo­rzy­ły mu dro­gę do ko­ściel­nej god­no­ści. Przed 1577 r. zo­stał ka­no­ni­kiem chełm­skim, przez Be­ne­dyk­ty­nów zaś w Sie­cie­cho­wie pod­nie­sio­ny zo­stał na opa­ta w 1581 r. Przy­wią­za­ny do rodu Ja­gieł­łów; sło­wom i pi­smem sta­rał się o wy­bór Zyg­mun­ta III, ' a ta jego życz­li­wość zwró­ci­ła nań uwa­gę tego kró­la, za któ­re­go sta­ra­niem zo­stał bi­sku­pem ki­jow­skim i wszedł do se­na­tu 1589 r. a w dzie­sięć lat, to jest 1599, za­koń­czył ży­cie do­cze­sne.” Za­słu­gi jego w sta­nie du­chow­nym jako ka­pła­na, ka­no­ni­ka, opa­ta i bi­sku­pa, po­le­ga­jąc na świa­dec­twach Okól­skie­go: Chio­vien­sium et Cze­mi­cho­vien-sium Epi­sco­ponm Ordo et Nu­me­rus; Or­łow­skie­go: De­fen­sa bi­skup­stwa i dy­ece­zyi ki­jow­skiej, tu­dzież Fry­ze­go: De Epi­sco­pa­tu Kio­vien­si, ob­szer­nie opi­su­je ks. Ho­ło­wiń­ski, za któ­rym cią­gle idzie­my. „Szcze­gól­niej łu­bił uczo­nych, mówi ten­że, nie­mi się ota­czał i w każ­dej po­trze­bie niósł im za­po­mo­gę, był rze­czy­wi­stym przy­ja­cie­lem i do­bro­czyń­cą sław­ne­go po­ety Klo­no­wi­cza, utrzy­my­wał go dłu­go w klasz­to­rze sie­cie­chow­skim; i ten ubo­gi po­eta wie­le dziel pol­skich We­resz­czyń­skie­go prze­ło­żył na ję­zyk ła­ciń­ski, a zno­wu bi­skup przy­oble­kał wier­sze Klo­no­wi­cza w rzym­ską mowę. Wie­le pi­sał, ale przez skrom­ność nie­wie­le dru­ko­wał; cze­go więc sam za ży­cia nie-wy­dał, to wszyst­ko przy zwy­kłej nam obo­jęt­no­ści prze­pa­dło mar­nie w rę­ko­pi­smach.” O czem ła­two się prze­ko­nać i wy­żej wspo­mnia­nej de­dy­ka­cyi Klo­no­wi­cza, tu przy koń­cu w wy­jąt­ku umiesz­czo­nej.

Naj­cel­niej­sze i naj­po­ży­tecz­niej­sze dzie­ła We­resz­czyń­skie­go są na­stę­pu­ją­ce: 1. Ka­za­nia albo ćwi­cze­nia chrze­ściań­skie na ośm­na­ście nie­dziel, z wy­kła­dem tak na ewa­nie­lie, jako też na dwa­na­ście człon­ków wia­ry chrze­ściań­skiej.

W Kra­ko­wie, w druk. An­drze­ja­Piotr­kow­czy­ka 1587 – Jest to naj­waż­niej­sze dzie­ło We­resz­czyń­skie­go prze dru­ko­wa­no go też w Pe­ters­bur­gu 1854. '

2. Ka­za­nie na dzień za­dusz­ny. W Kra­ko­wie u An­drze­ja Piotr­kow­czy­ka 1585. – Je­st­to bar­dzo grun­tow­na i prak­tycz­na na­uka; przedr. tam­że.

3. In­struk­cya, albo na­uka o spo­wie­dzi. W Krak… u Andr. Piotrk. 1585. Przedr. tam­że.

Mie­ści się tu naj­prak­tycz­niej­szy wy­kład sa­kra­men­tu po­ku­ty. Na­uka ta na­le­ży do naj­le­piej wy­pra­co­wa­nych i za­sto­so­wa­nych ku po­ję­ciu naj­po­spo­lit­sze­go słu­cha­cza. Samo wy­sło­wie­nie jest wię­cej żywe i ob­ra­zo­we, jak zwy­kle byw­ra u tego pi­sa­rza. Obok prak­tycz­nych nauk dla ludu, jak się ma spo­wia­dać, są miej­sca nie­po­spo­li­tej pięk­no­ści i wy­mo­wy.

4. Ka­za­nie przy przyj­mo­wa­niu świę­to­ści mał­żeń­stwa, w Krak… u Andrz. Piotrk. 1585; przedr. tam­że.

W ogól­no­ści w ka­za­niach We­resz­czyń­skie­go nie­ma za­pę­dów i unie­sień, ale peł­na mi­ło­ści i na­uki sta­ran­ność wy­świe­ce­nia do tyla praw­dy, aby ją prze­ciw­ni­cy mu­sie­li przy­jąć sa­mem ci­chem prze­ko­na­niem. W zbi­ja­niu błę­dów pa­nu­je duch wiel­kiej ła­god­no­ści, wiel­kie­go oszczę­dze­nia lu­dzi, cho­ciaż nie­mniej grun­tow­nie i moc­no po­wsta­je prze­ciw­ko fał­szom. Ta po­le­mi­ka w du­chu mi­ło­ści, szcze­gól­niej go od­zna­cza. Czę­sto zbi­ja­jąc błąd, nie wy­mie­nia na­wet sek­ty utrzy­mu­ją­cej tę fał­szy­wą na­ukę; czę­sto po zbi­ciu za­rzu­tu pro­si Boga o na­wró­ce­nie błą­dzą­cych.

Wy­kład jego bywa zwy­kle pro­sty, ale da­le­ki od po­spo­li­to­ści, do­kład­ny a zwię­zły, ja­sny i wyż­szym na­ce­cho­wa­ny sma­kiem. Czę­sto uży­wa w nim traf­nych po­rów­nań, przy­słów i przy­kła­dów z co­dzien­ne­go ży­cia, co wiel­ce rzecz oży­wia i do prze­ko­na­nia tra­tia.

Cała rzym­ska li­te­ra­tu­rę znał do­sko­na­le, a z in­ne­mi na­uka­mi świec­kie­mi sto­sow­nie do swe­go cza­su był obe­zna­ny.

Bi­skup We­resz­czyń­ski mię­dzy na­szy­mi naj­lep­szy­mi ka­zno­dzie­ja­mi, mimo spól­nych cech owe­go wie­ku, nia od­dziel­ny swój cha­rak­ter; prze­cho­dzi on wszyst­kich prak­tycz­ność, przy­stę­piio­ścią, za­sto­so­wa­niem się do poję eia pro­ste­go ludu, mocą i wy­ra­zi­sto­ścią dziw­nie ro­do­wą w opi­sach. Inne jego dzie­ła, któ­re wła­ści­wie nie są ka­za­nia­mi, obec­nie wy­li­cza­my: 5. Go­ści­niec pew­ny nie­po­mier­nym mo­czy­gę­bom a ob­mier­z­łym wy­dmi­ka­flom świa­ta tego, do praw­dzi­we­go oba­cze­nia a zbyt­ków swych po­ha­mo­wa­nia. W Kra­ko­wie u And. Piotrk. 1585.

Go­ści­niec w ca­łej me­to­dzie jest roz­pra­wą mo­ral­ną i sta­no­wi dzie­ło li­te­rac­kie, jed­nak śla­dy ka­za­nia w nim po­zo­sta­ły. Cała ta roz­pra­wa czy­ta się dla przy­kła­dów bar­dzo cie­ka­wie, zwłasz­cza że sam opis pi­jań­stwa i opo­wia­da­nie róż­nych wy­da­rzeń i anek­dot, są dziw­nie do­sko­na­łe. Pod tym wzglę­dem nie­ustę­pu­je w opi­sach na­wet sa­me­mu Re­jo­wi. Tam­że zna­jo­my wszyst­kim do­sko­na­ły opis ob­żar­stwa i pi­jań­stwa sław­ne­go Reja, a wszyst­ko do­bo­rem wy­ra­żeń i sza­tą praw­dzi­wie na­ro­do­wą nad­zwy­czaj się po­do­ba. Ma We­resz­czyń­ski tę arcy-rzad­ką za­le­tę, ze oprócz na­uki książ­ko­wej, sam głę­bo­ko ba­dać umiał du­cha ję­zy­ka na­sze­go w oso­bach so­bie spół­cze­snych, całą więc ży­wot­ność słów i wy­ra­żeń chwy­tał, i temi w pi­smach swo­ich tłó­ma­czył się; to go więc zbli­ża do naj­star­sze­go z au­to­rów na­szych Reja, a wy­kształ­ce­nie na­uko­we, któ­re­go temu ostat­nie­mu zby­wa­ło, na wyż­szem go umiesz­cza sta­no­wi­sku. Wiel­ka to bo­wiem praw­da, że nie żad­ni au­to­ro­wie, ale gie­niusz na­ro­do­wy utwo­rzył nasz ję­zyk; świad­kiem tego naj­sta­ro­żyt­niej­sze sta­tu­ta na­sze, oj­czy­stym pi­sa­ne ję­zy­kiem. Wada na­sza ogól­na, zcu­dzo­ziemsz­cze­nie i na­śla­dow­nic­two ob­czy­zny, po­chód trop w trop za ba­da­cza­mi cu­dzo­ziem­ski­mi ich hi­sto­ryi li­te­ra­tu­ry, od­ję­ło nam zdro­wy po­gląd sa­mo­rod­ni na rze­czy na­sze. 6. Wi­ze­ru­nek na­kształt ka­za­nia uczy­nio­ny, o wzgar­dzie śmier­ci i świa­ta tego nędz­ne­go, a o chwa­le one­go wdzięcz­ne­go a wiecz­ne­go kró­le­stwa nie­bie­skie­go. Krak… u And. Piotrk. 1585. W przed­mo­wie sam au­tor ze­zna­je, że ten wi­ze­ru­nek utwo­rzył się z ka­za­nia mia­ne­go na po­grze­bie wła­sne­go ojca; lecz wiel­ka szko­da; bo o ile prze­ro­bie­nie ka­za­nia o pi­jań­stwie na Go­ści­niec było ko­rzyst­ne i wię­cej in­te­re­su­ją­ce, z przy­czy­ny szcze­gó­łów i przy­kła­dów, o tyle Wi­ze­ru­nek stra­cił, bo to prze­ro­bie­nie, do­da­niem uczo­no­ści a wy­rzu­cze­niem sta­no­wią­cych mowe po­grze­bo­wą szcze­gó­łów, któ­re po śmier­ci ojc i mo­gło' uczu­cie żalu tkli­wie mu na­tchnąć, za­tar­ło cał­kiem ślad pierw­szy, i za­miast ka­za­nia peł­ne­go wy­mo­wy i mi­ło­ści sy­now­skiej, mamy uczo­ną roz­pra­wę o zwy­cię­ża­niu bo­jaź­ni śmier­ci? któ­ra je­że­li dziś nie­wie­le może zaj­mo­wać, wy­świe­ca jed­nak ogrom­ne oczy­ta­nie się au­to­ra. Są przy­tem miej­sca pięk­ne, a do naj­moc­niej in­te­re­su­ją­cych opi­sów na­le­ży to, gdzie skre­śla nie­któ­re szcze­gó­ły swe­go ojca do­ty­czą­ce, praw­dzi­wie cza­ru­ją­cym spo­so­bem. Ite­śmy tez wła­śnie na sa­mym po­cząt­ku tej przed­mo­wy umie­ści­li, a z tego opi­su, i sta­no­wi­sko ro­do­we au­to­ra i my­śli ka­płań­sko-ry­cer­skie, ja­kie go zaj­mo­wa­ły, a któ­re w ośmiu swo­ich pi­smach wy­ra­ził, naj­le­piej się wy­ka­zu­ją. Ja­kież uoso­bie­nie dwóch ob­rząd­ków w onvch dwóch bra­ciach mat­ki!

7. Dro­ga pew­na do pręd­kie­go i snad­niej­sze­go osa­dze­nia w ru­skich kra­inach pu­styń ry­cer­stwem kró­le­stwa pol­skie­go. 1590.– Toż pi­smo prze­ro­bio­ne wy­dał pod ty­tu­łem:

8. Excy­tarz księ­dza Jó­zef. We­resz… z We­reszcz., no­mi­na­ta bisk… ki­jów, do pod­nie­sie­nia woj­ny świę­tej, prze­ciw­ko Tur­kom i Ta­ta­rom. Krak. 1592.

I zno­wu oba te pi­sma wier­szem prze­ro­bił pod ty­tu­łem:

9. Po­bud­ka na jego ce­sar­ską mi­łość wszyst­kie­go chrze­ściań­stwa, ja­ko­też na J. K. M. Kró­la pol­skie­go, tu­dzież na J. O. knia­zia wielk… lu­oskiew skie­go, do pod­nie­sie­nia woj­ny świę­tej spo­iną ręką prze­ciw Tur­kom i Ta­ta­rom, trą­bio­na p… ks. Józ. We­resz­czyń­skie­go z We­resz­czy­im etc. – Go­dło: Je­dząc i pi­jąc po­rwij­cie się ksią­żę­ta, a po­chwać­cie tar­cza. Iza. 21. w Krak… u And. Piotr­kow­czy­ka 1594

s in 4to.

Do­łą­czo­no ry­ci­ny wy­sta­wia­ją­ce her­by państw: orła dwu­gło­we­go, orła bia­łe­go ze snop­kiem i ry­ce­rza wał­czą­ce­go ze smo­kiem. Po tych her­bach na­stę­pu­je prze­mo­wa do Ru­dol­fa ce­sa­rza, do Zyg­mun­ta III i do Fie­do­ra Iwa­no­wi­cza, po któ­rej idzie zno­wirż ry­ci­na, wy sta­wia­ją­ca Zba­wi­cie­la ze trzci­ną w ręku j po niej dru­ga ry­ci­na, przed­sta­wia­ją­ca cho­rą­giew, a na niej na­pis: „Chri­ste duce, vir­tu­te co­mi­te.” Na ostat­niej ry­ci­nie ry­cerz w ko­ro­nie, z tar­czą na jed­nej ręce, a z ha­la­bar­dą w dru­giej. Dzie­sięć kar­tek wier­szem sta­no­wi ca­łość tego dzie­ła.

10. Pu­bli­ka ks. Józ. We­resz­czyń­skie­go z We­resz­czy­na etc. J. M. rzpl­tej na sej­mi­ki przez list ob­ja­śnio­na, tak z stro­ny fun­do­wa­nia szko­ły ry­cer­skiej sy­nom ko­ron­nym na Ukra­inie, jako też Krzy­ża­ków we­dług re­gu­ły mal­tań­skiej, w są­siedz­twie z po­ga­ny i z Mo­skwą, na wszyt­kiem Za­dnie­przu, dla snad­niej­sze­go ochro­nie­nia ko­ron­ne­go od nie­bez­pie­czeń­stwa wsze­la­kie­go. Kra­ków. U Andr. Piotr­kow­czy­ka 1594.

11. Po­bud­ka z stro­ny fun­do­wa­nia szko­ły ry­cer­skiej na Ukra­inie, jako też Krzy­ża­ków na Za­dnie­przu. Kra­ków '1594.

12. Spo­sób osa­dy no­we­go Ki­jo­wa i ochro­ny nie­gdy sto­li­ce księ­stwa ki­jow­skie­go od nie­bez­pie­czeń­stwa wsze­la­kie­go, bez na­kła­du J. K. M. i kosz­tu ko­ron­ne­go, J. M. pa­nom po­słom na sej­mie kra­kow­skim przy­szłym po­da­na. Kra­ków u And. Piotr­kow­czy­ka 1595.

13. Vo­tum ks. Józ. We­resz­czyń­skie­go etc… z stro­ny pod­nie­sie­nia woj­ny po­tęż­nej prze­ciw­ko ce­sa­rzo­wi tu­rec­kie­mu, bez ru­sze­nia po­spo­li­te­go, a iżby każ­dy go­spo­darz w domu swo­im mogł bez­piecz­nie za­ży­wać go­spo­dar­stwa swe­go, J. M. pa­nom po­słom na sej­mie war­szaw­skim w r. 1597 na pi­śmie po­da­ne. Druk… w No­wym We­resz­czy­nie 1597 r. in 4to.

14. Po­bud­ka z stro­ny pod­nie­sie­nia woj­ny po­tęż­nej prze­ciw ce­sa­rzo­wi tu­rec­kie­mu bez ru­sze­nia po­spo­li­te­go, a iżby każ­dy go­spo­darz, zo­staw­szy w domu, mógt za­ży­wać bez­piecz­nie go­spo­dar­stwa swe­go, po­słom na sej­mie war­szaw­skim po­da­ne. Druk… w No­wym We­resz­czy­nie 1598.

Ostat­nie to pi­smo, któ­re­go do­stać nie­mo­gli­śmy, zna­ne było ks. Ho­ło­wiń­skie­mu. Jed­na i taż sama myśl, roz­ma­icie i sto­sow­nie do wy­ma­gań i uspo­so­bień roz­wi­nię­ta, znie­wo­li­ła bi­sku­pa do wy­da­nia tych kil­ku pism.

a de­dy­ka­cyą da­to­wał z Ki­jo­wa. Po swo­jem prze­nie­sie­niu sie na Ukra­inę, w nie­spo­koj­ne są­siedz­two z hor­da­mi ta­tar­skie­mi któ­re zo­wie rę­ka­mi i skrzy­dła­mi Pa­dy­sza­cha, wi­dząc że jego dy­ece­zya naj­pierw­szą trwo­gę zwy­kła od­no­sić-wi­dząc gro­żą­cą moc Osma­nów, nie tyl­ko kra­jo­wi ale i ca­łe­mu chrze­ściań­stwu, pi­sał do pa­pie­ża Sy­xtu­sa pią­te­go ob­szer­ny po ła­ci­nie trak­tat, wzglę­dem wspól­nej woj­ny prze­ciw Tur­kom, i po­słał go do Rzy­mu, na ręce kar­dy­na­ła Ra­dzi­wił­ła, bi­sku­pa kra­kow­skie­go. Po śmier­ci ojca świę­te­go ten­że sam trak­tat wy­dał po pol­sku W nim opi­su­je ucisk chrze­ścian pod Tur­ka­mi, wzy­wa li­to­ści i współ­czu­cia mo­nar­chów, wy­li­cza moc tu­rec­ką i chrze­ściań­ską, a ostat­niej ro­ku­je prze­wa­gę. Na­stęp­nie wy­ka­zu­je spo­so­by usu­nię­cia Tur­ków z Eu­ro­py i zie­mi świę­tej. W usta Suł­ta­na kła­dzie su­ro­wy po­gląd na oby­cza­je, szcze­gól­niej swe­go kra­ju, stra­szy przy­kła­dem Wę­grów, pod­ów­czas ujarz­mio­nych przez Tur­ka, da­lej przed­sta­wia, wie­le każ­de pań­stwo chrze­ści­jań­skie może dać woj­ska i pie­nię­dzy, ukła­da pla­ny, daje na het­ma­na Za­moj­skie­go, pro­wa­dzi przez Wo­ło­chy, Mul­ta­ny, Ad­ry­ano­pol, do Ca­ro­gro­du. Cie­ka­wa jest hi­sto­rycz­na wzmian­ka o Ste­fa­nie Ba­to­rym, któ­re­go ś. Pius V. chciał mieć wo­dzem do no­wej wy­pra­wy na Sa­ra­ce­nów. Wy­li­cza przy­go­to­wa­nia i pla­ny któ­re ku tej woj­nie po­czy­nił Król Ste­fan, a któ­rych usku­tecz­nie­niu śmierć prze­szko­dzi­ła. W opi­sie róż­nych kra­jów wiel­ka prze­bi­ja się zna­jo­mość rze­czy, i moż­na tam zna­leść wie­le cie­ka­wych szcze­gó­łów hi­sto­rycz­nych. Mia­no­wi­cie do­kład­nie przed­sta­wia stan we­wnętrz­ny Tur­cyi i jej siły zbroj­nej; umie, po­mi­mo uprze­dzeń ów­cze­snych o wiel­ko­ści por­ty oto­mań­skiej, przej­rzeć do głę­bi i zba­dać jej sła­bość. Jego opis za­nie­dba­nia przez Tur­ków wszel­kich obron twierdz i mu­rów mia­sto­wych, jest tak do­kład­ny, jak­by dziś pa­trzał na zwa­li­ska tych ścian i baszt, po któ­rych osły i kozy się pasą; rów­nie do­brze wi­dzi nie­ład i mdłość tego tłu­mu, spę­dza­ne­go z róż­nych stron świa­ta, któ­ry co do licz­by tyl­ko sta­no­wi woj­sko; sło­wem wi­dać, co,'i sam ze­zna­je, że od oswo­bo­dzo­nych brań­ców i od zbie­głych żoł­nie­rzy pil­nie po­zbie­rał na Ukra­inie wszyst­kie wia­do­mo­ści. „Czę­sto wy­mo­wa, a za­wsze gor­li­we uczu­cie, zdo­bią to cie­ka­we dzieł­ko”– mówi ty­lo­krot­nie przy­ta­cza­ny ks. Ho­ło­wiń­ski, w edy­cyi pe­ters­bur­skiej, tak za­koń­cza­jąc: "Był to naj­gor­liw­szy bi­skup i se­na­tor, czło­wiek przed­się­bier­czy i nie­zmor­do­wa­ny, kie­dy szło o do­bro wia­ry i kra­ju. Pra­wie do koń­ca ży­cia sta­rał się ocu­cić z le­tar­gu i nie­dbal­stwa wzglę­dem za­bez­pie­cze­nia gra­nic, a jego pro­jek­ta i rady peł­ne są zdro­we­go sądu i prze­wi­dy­wa­nia, jak to póź­niej na­stęp­ne lata stwier­dzi­ły."

Na­ko­niec wy­mie­ni­my jesz­cze trzy dzieł­ka, z któ­rych pierw­sze prze­dru­ko­wa­li­śmy, to jest: 15. Re­gu­ła, czy­li na­uka albo po­stę­pek do­bre­go ży­cia kró­la każ­de­go chrze­ściań­skie­go, wy­da­na przez ks. Józ. We­resz­czyń­skie­go z We­resz­czy­na, z zrzą­dze­nia bo­że­go opa­ta sie­cie­chow­skie­go. W Kra­ko­wie u Andrz. ' Piotr­kow­czy­ka 1587. Dwóch na­stę­pu­ją­cych, to jest:

16. Mowy za wy­bo­rem na tron Zyg­mun­ta III, mia­nej do ry­cer­stwa po pol­sku, a tłó­ma­czo­nej przez Klo­no­wi­cza po ła­ci­nie, jako też:

17. Za­chę­ce­nia do zgo­dy i jed­no­ści oby­wa­te­li ko­ro­ny pol­skiej przed przy­stą­pie­niem do elek­cyi, po pol­sku, tłóm… przez Klo­no­wi­cza, – po­mi­mo wszel­kich usil­ność, nig­dzie nam się do­stać nie­uda­ło.

List męża o któ­rym tu mowa, za­łą­e­za­my w no­cie N. II, i da­je­my w koń­cu po­do­bi­znę jego wła­sno­ręcz­ne­go pod­pi­su, – skła­da­jąc dzię­ki zna­ne­mu w pi­śmien­nic­twie P. Kaz Wł. Wój­cic­kie­mu, za ła­ska­we udzie­le­nie nam ory­gi­nal­ne­go do­ku­men­tu, z któ­re­go wzię­li­śmy tak list jako i po­do­bi­znę.

PU­BLI­KA

Księ­dza Jó­ze­fa We­resz­czyń­skie­go z We­resz­czy­na, z ła­ski bo­żej bi­sku­pa ki­jow­skie­go, a opa­ta Sie­cie­chów-skle­go, Ich M. rze­czy­posp. na sej­mi­ki przez list ob­ja­śnio­na, tak z stro­ny fun­do­wa­nia Szko­ły Ry­cer­skiej sy­nom ko­ron­nym na Ukra­inie, Jako tez Krzy­ża­ków we­dług re­gu­ły mal­teń­sklej, w są­siedz­twie z po­ga­ny i z Mo­skwą na wszyt­kiem Za­dnie­przu, dla snad­niej­sze­go ochro­nie­nia ko­ron­ne­go od nie­bez­pie­czeń­stwa wsze­la­kie­go.

Mi­ło­ści­wi pa­no­wie bra­cia I

Za­le­ciw­szy życz­li­we służ­by w ła­skę W. M. swych mi­ło­ści­wych i ła­ska­wych pa­nów bra­ci etc.

Nie­bez­pie­czeń­stwa nie­zmier­ne, k'temu czę­ste bez­pra­wie wszyt­kiej Ukra­iny kró­le­stwa pol­skie­go i bra­ciej wa­szej mi­łej, wy­ci­snę­ło to pi­sa­nie moje do W. M. mo­ich mci­wych pa­nów i bra­ci, że­by­ście W. M. w po­win­ność chrze­ściań­ską i bra­ter­ską wej­rzaw­szy, ra­czy­li ob­my­śli­wać o tem, ja­ko­by ta Ukra­ina zło­ta opły­wa­ła po­spo­łu i z ko­ro­ną pol­ską w lep­szem bez­pie­czeń­stwie, ani­że­li te­raz opły­wa, od po­gan, gdyż ci przy­rod­ni nie­przy­ja­cie­le nie­po-malu do­łek pod nią za­wż­dy ko­pą­ją. Jako z tąd mi­łość, pa­no­wie bra­cia mo­że­cie W. M. kol­li­go­wać, iż nie­tyl­ko te­raz pod nie­byt­ność J. K. M pana na­sze­go, od­nie­śli­śmy pod płasz­czem zdra­dli­we­go przy­mie­rza szwank nie­ma­ły od po­gan w pań­stwie J. K. M., ale na­wet i od knia­zia wiel­kie­go nie mały uszczer­bek, któ­ry ta­kież pod przy­ime-

Bi­blio­te­ka Pol­ska. Pu­bli­ka K: Jó­ze­fa We­resz­czyń­skie­go 1

izem któ­re ma z Jego Kró­lew­ską M. pa­nem na­szym mi­ło­ści­wym i ze wszyt­ką ko­ro­ną pol­ską a z wiel­kiem księ­stwem li­tew­skiem, (a co do nie­go na­obraż­liw­sza, jesz­cze cza­su wtar­gnie­nia po­gań­skie­go w pań­stwa J.K.M, wie­rzę źe z nimi na zmo­wie, czy­niąc ze­wsząd ko­ro­nie strach) wa­żył się za­mek zbu­do­wać w wła­snem pań­stwie J. K. M. pana na­sze­go, a na wła­snym grun­cie bi­skup­stwa ki­jow­skie­go, na­zwi­skiem Ku­ro­piem, albo ra­czej z wie­ku na­zwa­nym na Ho­ro­dysz­czu Mu­ro­wiej­skiem, od Ostrza, zam­ku J. K. M. ukra­in­ne­go jed­no we dwu mil, a od Ki­jo­wa we trzy­na­ście mil, gdzie już i mia­sto nie­ma­łe osa­dza się zbie­gi, to jest pod­da­ny­mi z Wo­ły­nia, z Po­do­la i z ru­skich kra­jów. Za któ­rem to zbu­do­wa­niem zam­ku na­tem prze­rze­czo­nem ho­ro­dysz­czu, od­jął bi­skup­stwu ki­jow­skie­mu grun­tu mu­ro­wiej­skie­go, w ostat­kach księ­stwa sie­wier­skie­go, w wła­snem pań­stwie J. K. M. pana na­sze­go, mię­dzy Ku­ro­piem a Czer­ni­cho­wem, na sześć mil, a mię­dzy Nie­prem a Dziesz­ną rze­ka­mi, jako też i za Dziesz­ną, od­jął grun­tu tej­że Muro wiej czy­zny oko­ło dzie­się­ci mil. Owo zgo­ła od­jął wszyt­ko Muro wiej­sko do bi­skup­stwa z daw­na na­le­żą­ce. W czem, nie­bę­dzie­li ła­ski Pana Boga wszech­mo­gą­ce­go, a sta­ra­nia W. M. uprzej­me­go, nie­za­dłu­go tego cze­kać (cze­go Pa­nie Boże ucho­waj), źe wszyt­ka Ukra­ina we­spo­łek i z ko­ro­ną pol­ską, pew­na jest przy­szłe­go nie­bez­pie­czeń­stwa swe­go. Do cze­go aby nie przy­cho­dzi­ło, po­trze­ba w tej mie­rze W. M. sie wszyt­kim ucie­kać do Pana Boga, i w po­win­no­ści się swej po­czu­wać, ja­ko­by­ście tego klej­no­tu dro­gie­go, fi­la­ru i pod­po­ry swo­jej, k'temu szczy­tu a muru od po­gan nie­do­by­te­go, we­spo­łek i z sto­li­cą ki­jow­ską, za swą nie­dba­ło­ścią a ospa­ło­ścią, mar­nie z swo­ją wiel­ką szko­dą i na­wet wszyt­kie­go kró­le­stwa pol­skie­go, z sa­me­mi z sobą nie­utra­ci­li. Taką jesz­cze Ukra­inę, któ­ra jest dłuż­sza i szer­sza ni­że­li Pol­ska mała i wiel­ka, i tak sze­ro­kie i dłu­gie pań­stwo za nie­dba­ło­ścią spro­śnie i nik­czem­nie utra­cić, albo na szar­pa­ni­nę po­ga­nom po­da­wać, za­praw­dę moi mi­ło­ści­wi pa­no­wie, nie masz co chwa­lić. Prze­toż i dla Pana Boga W. M. pro­szę, jako ten, któ­ry je­stem w tam­tym kra­ju du­chow­nym se­na­to­rem i pra­wym mi­ło­śni­kiem rzpl­tej, wo­łam na

W. M. jako pra­wy stróż, in hac la­chry­ma­rum oał­le abv ście się W. M. oczu­ci­li, a złe­mu wczas za­bie­ga­li.' kto remu to nie­bez­pie­czeń­stwu in­a­czej W. M. nie­za­bie­ży­cie je­śli tego sied­mio­ra­kie­go spo­so­bu obro­ny, któ­re W. m' po­ka­żę rze­tel­nie, bez wiel­kie­go cię­ża­ru i uszczyp­ku pra­wa po­spo­li­te­go, w klu­bę sta­tecz­ną na wiecz­ne cza­sy nie wpra­wi­cie.

Pierw­szy spo­sób fun­do­wa­nia na Ukra­inie szko­ły ry­cer­skiej, wszyt­kie­inu nie­bez­pie­czeń­stwu ko­ron­ne­mu za­bie­ga­jąc.

Wsze­la­kie­mu nie­bez­pie­czeń­stwu, mi­łość, pa­no­wie bra­cia, któ­re cz sto z wie­lu miar przy­cho­dzi na ko­ro­na pol­ską i na wiel­kie księ­stwo li­tew­skie, in­a­czej nie­za­bi ży­cie, je­śli na­przód na Ukra­inie kol­le­gium ry­cer­skie­go, to jest ry­cer­skiej szko­ły dla mi­łe­go po­tom­stwa swe­go krwie szla­chec­kiej (któ­rzy jed­nak o domu tyl­ko ro­dzi­com się swym mi­łym nie­po­trzeb­nie przy­krzą, a ławy jeno w domu ze wsty­dem w próż­no­wa­niu po­cie­ra­ją), fun­do­wać zgo­ła nie­bę­dzie­cie, w któ­rej­by to szko­le ry­cer­skiej tom in­ter-mis­sio­ne mo­gło być po­tom­stwa wa­sze­go oko­ło dzie­sią­ci ty­się­cy; do tego, żeby to po­tom­stwo wa­sze, kol­le­gium, bądź też bur­sy swo­je mie­li, nie in vi­sce­ri­bus re­gni, po kra­kow­sku na bur­ku, ale w po­lach dzi­kich sub dio, pod da­chem nie­bie­skim, bądź przy szpi­chler­zach J. K. M., bądż też przy szpi­chler­zach rze­czy­pos., z któ­rych­by za­wz­dy mo­gli mieć swo­je wszyt­kie ne­ces­sa­ria.

Na któ­rą to szko­łę ry­cer­ską, gdy­by wszyt­ka ru­ska zie­mia do tej kwar­tyk­tó­rej jest sto i dwa­dzie­ścia ty­się­cy zło­tych, któ­rą to kwar­tę dla ry­cer­skiej krwie W ron­nej a dla obro­ny ru­skich kra­jów, z szczo­dro­bli­wej ła­ski swej J. K. M. świę­tej pa­mię­ci król Au­gust od sto­łu swe­go so­bie od­jąw­szy, wiecz­ne­mi cza­sy ko­ro­nie da­ro­wał, na co tez wzgląd ma­jąc ko­ro­na pol­ska a naw?…; cej ru­ska zie­mia, gdy­by też mó­wie, dla mi­łe­go po­tom

1*

stwa swe­go, nie czwar­tą część jako J. K. M., ale dzie­sią­tą część po­stą­pi­ła z pola uro­dza­ju swe­go, po­nie­waż tego dzie­sią­te­go uro­dza­ju swe­go uig­dziej nie dają, ani do ko­ścio­łów swo­ich, ani na­wet pod­da­ni ich dają pa­nom swo­im, od cze­go ta w Pol­sz­cze jako tez i po in­nych księ­stwach, ani sam J. K. M., tak­że tez ar­cy­bi­sku­pi, bi­sku­pi, opa­ci i wszy­tek se­nat ko­ro­ny pol­skiej, jako też i szlach­ta we­spo­łek z pod­da­ny­mi swy­mi, nie jest z nich wo­len ża­den, i owszem każ­dy z nich daje dzie­się­ci­nę, tam gdzie mu z daw­na z przod­ków swych na­zna­czo­no da­wać. A je­śli J. K. M. ze wszyt­ką Pol­ską małą i wiel­ką i ze wszyt­kie­mi in­sze­mi księ­stwy nie jest wo­len od tego, a na­wet i sani stan du­chow­ny, cze-muby też ru­ska zie­mia, a na­wet sami dla sie­bie i po­tom­stwa swe­go mi­łe­go, nie mie­li, ucho­dząc nie­bez­pie­czeń­stwa wsze­ia­kieg'0, po­stą­pić dzie­się­ci­ny na tę szko­łę ry­cer­ską? Do tego żeby się na tę szko­łę ry­cer­ską fun­do­wa­ło i czo­po­we wszyt­ko po wszyt­kiej ko­ro­nie już per­pe­tu­is tem­po­ri­bus ne­mi­ne excep­to, gdyż po­trze­ba tego, aby es­sent omnia com­mu­nia; bo jako nas wszyt­kich trwo­ga i nie­bez­pie­czeń­stwo wsze­la­kie od nie­przy­ja­cie­la po­gra­nicz­ne­go do­le­ga, tak też z nas każ­dy, kto się szyn­kiem bawi, na tę szko­łę ry­cer­ską, tak z du­chow­nych dóbr jako i świec­kich nie ma zgo­ła ża­den ule­gać, i po­trze­ba aby się każ­dy do tego przy­ło­żył, na to tez ma­jąc wzgląd, gdyż się to czo­po­we nie na zbyt­ki, nie na mar­no­ści tego świa­ta, ale na obro­nę wszyt­kiej rze­czy­po­spo­li­tej i na ćwi­cze­nia swe­go mi­łe­go po­tom­stwa ob­ra­cać bę­dzie, aby po­to­mek nie wszyt­ko też clo­ma albo w kol­le­gium kra­kow­skiem, albo też gdzie in­dziej w par­ty­ku­lar­nych kol­le­giach uczył się scam­num de­kli­no­wać, albo na kwe­stye się dy­alek­tycz­ne zdo­by­wać, ale tez żeby umiał za taż szko­lą ry­cer­ską, w do­ro­słych le­ciech swo­ich bę­dąc, nie­przy­ja­cie­lo­wi każ­de­mu za miłą oj­czy­znę swo­je sza­blą kwe­stya sol­wo­wać.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: