Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pisma. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pisma. Tom 2 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 651 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I.

Au­tor zna­ko­mi­tych dwóch ksią­żek: "Ostat­nie lata pa­no­wa­nia Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta" i "Sejm Czte­ro­let­ni", ży­czył so­bie po­dob­no, abym zda­nie moje o ostat­niej ob­ja­wił, a za­żą­da­ła tego ode­mnie i Re­dak­cya "Prze­glą­du". Wie­kiem się­gam wpraw­dzie nie do Sej­mu Wiel­kie­go, ale zna­łem do­brze lu­dzi, któ­rzy w nim udział bra­li, dla­te­go Sejm Czte­ro­let­ni, ostat­nie lata pa­no­wa­nia Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, to dla mnie nie jest hi­sto­rya, to tra­dy­cya. A jed­nak nie śmia­ło bio­rę się do tej ro­bo­ty, bo do­sko­na­le ro­zu­miem całą jej trud­ność. Książ­ki ta­kiej, owo­cu ol­brzy­miej, kil­ko­let­niej sil­ne­go umy­słu pra­cy, fra­ze­sa­mi zbyć nie­po­dob­na, nie­ma też jej co za­le­cać, bo co rzad­ko, wszy­scy ją czy­ta­li; war­to tyl­ko za­sta­no­wić się nad na­tu­rą i do­nio­sło­ścią są­dów, zba­dać ich przy­czy­ny, a tak­że wy­pro­wa­dzić dla na­ro­du pol­skie­go na­ukę. Je­że­li do­brze au­to­ra ro­zu­miem, o to ostat­nie naj­bar­dziej mu cho­dzi, i cho­ciaż pra­wie rów­no­cze­śnie wy­szło u nas kil­ka dzieł hi­sto­rycz­nych pierw­szo­rzęd­nej war­to­ści i wy­wo­ła­ło zna­ko­mi­tą po­le­mi­kę, to po­dob­no żad­ne tyle prak­tycz­nie uży­tecz­nem być nie może, co hi­sto­rya Sej­mu Czte­ro­let­nie­go.

Aby o książ­ce X. Ka­lin­ki mó­wić, aby so­bie zdać spra­wę z wy­pad­ków, cha­rak­te­rów i jego są­dów, po­trze­ba cof­nąć – (1) Dru­ko­wa­ne w Prze­glą­dzie Pol­skim, kwar. II, 1880 r.

się bar­dzo da­le­ko, i to robi trud­ność tej pra­cy; bez tego nie zro­zu­mie się nig­dy ohyd­nej, ale fa­tal­nej ko­niecz­no­ści nie­któ­rych ob­ja­wów za­praw­dę nie­po­ję­tych w spo­łe­czeń­stwie chrze­ści­jań­skiem, a któ­re były na­tu­ral­nym skut­kiem po­li­tycz­nych błę­dów prze­szło­ści. Je­że­li po­tra­fię, spró­bu­ję przed­sta­wić krót­ko nie­prze­rwa­ny ciąg gwał­tów, za­da­nych na­tu­ral­ne­mu or­ga­ni­zmo­wi spo­łe­czeń­stwa, któ­re do­pro­wa­dzi­ły do anar­chii tak chro­nicz­nej, że Ruh­lie­re na­pi­sał jej hi­sto­ryę, a któ­ra spo­tka­ła się przed osta­tecz­nym upad­kiem Oj­czy­zny z inną tak­że fał­szy­wą teo­ryą. Na­stą­pi­ła wal­ka; or­ga­nizm Rze­czy­po­spo­li­tej był za sła­by, aby tę wal­kę wy­trzy­mać: to jest przy­czy­na osta­tecz­ne­go upad­ku i to jest na­uka, któ­ra osta­tecz­nie z dzie­ła wy­pły­wa, choć au­tor nie sfor­mu­ło­wał jej w ten spo­sób. Kie­dy pra­wo rzym­skie ce­sar­skie, we­szło do pra­wa pu­blicz­ne­go ca­łej pra­wie Eu­ro­py, Pol­ska przez wpływ hu­ma­ni­stów za­pew­ne, nie w Cor­pus Ju­ris, ale w hi­sto­ryi Rzym­skiej czer­pa­ła po­li­tycz­ną na­ukę. Na grunt już przy­go­to­wa­ny przez roz­bu­ja­ła szlach­tę, mało rów­no­wa­żo­ną jak w in­nych na­ro­dach przez mo­nar­chizm i "mia­sta, pa­dły for­mu­ły re­pu­bli­kań­skie, i jak zwy­kle się dzie­je, wy­ra­zy cza­ro­dziej­ski wpływ wy­war­ły na umy­sły, zwłasz­cza kie­dy po­chle­bia­ją już roz­wi­nię­tym na­mięt­no­ściom. Na­mięt­no­ści te, obok mało wy­kształ­co­ne­go zmy­słu po­li­tycz­ne­go, wcie­lo­ne w czło­wie­ka ge­nial­ne­go, znisz­czy­ły po­czą­tek hie­rar­chii i za­pro­wa­dzi­ły naj­strasz­niej­szy in­dy­wi­du­alizm, jaki ro­zum tyl­ko po­jąć może, bo pod­da­ły ogół woli po­je­dyn­ka. Nie od razu zgub­nej tej za­sa­dy oka­za­ły się skut­ki; teo­ryi fał­szy­wej dłu­go opie­ra­ła się prak­ty­ka; wkoń­cu jed­nak, jak zwy­kle, za­sa­da zwy­cię­ży­ła i za­tru­ła cały or­ga­nizm spół­ecz­ny. Z niej po­pły­nę­ła elek­cya, z niej teo­rya rów­no­ści, fał­szy­wa tak w jed­nej war­stwie, jak w na­ro­dzie; z niej po­twor­ne moż­nych po­je­dyn­ków wzglę­dem za­gra­ni­cy sta­no­wi­sko; z niej po­chło­nię­cie wszyst­kich ży­wio­łów spo­łecz­nych przez jed­nę kla­sę; z niej owa duma szla­chec­ka, któ­ra jak oby­wa­ła się bez na­uki, tak byle na swo­im po­sta­wić, oby­wa­ła się bez cno­ty, bo pry­wa­ta gó­ro­wa­ła nad do­brem Oj­czy­zny i su­mie­niem. Wia­ra, je­że­li pro­wa­dzi­ła do expia­cyi, to nie za­wsze wstrzy­my­wa­ła od zbrod­ni; pod­dań­stwo, pra­cu­ją­ce na szlach­ci­ca, po­grą­ża­ło go w próż­niac­twie, a tem­sa­mern i w ciem­no­ści. Zła wia­ra robi za to od­po­wie­dzial­ny­mi Je­zu­itów. Je­zu­ici tego upad­ku nie spro­wa­dzi­li: nie byli gor­si jak spo­łe­czeń­stwo, do któ­re­go na­le­że­li; po­win­ni byli być dużo lep­szy­mi; o to chy­ba żal mieć do nich słusz­nie moż­na, choć za­po­mi­nać nie na­le­ży, że ich szko­ły jesz­cze były lep­sze od szkół Aka­de­mii kra­kow­skiej, jak ich pi­sa­rze i ka­zno­dzie­je gó­ro­wa­li sty­lem i lo­gi­ką nad spół­cze­sny­mi, że mo­ral­ność ich nig­dy się nie ob­ni­ży­ła.

Naj­strasz­niej­szym symp­to­ma­tem cho­ro­by, któ­rą te przy­czy­ny spra­wi­ły, jest fa­na­tycz­ne za­mi­ło­wa­nie błęd­nej za­sa­dy, któ­ra złe­go była przy­czy­ną, za­mi­ło­wa­nie, któ­re ro­sło z upad­kiem na­ro­du i z któ­re­go ani go­spo­dar­stwo ob­cych w Oj­czyź­nie, ani pod­rzęd­ne sta­no­wi­sko Rze­czy­po­spo­li­tej wo­bec państw in­nych wy­le­czyć nie mo­gło, a któ­re, jak au­tor wy­ka­zał, tak sil­nie ob­ja­wi­ło się jesz­cze na Wiel­kim Sej­mie.

W tym­sa­mym cza­sie, kie­dy Pol­ska do ostat­niej do­cho­dzi­ła ato­nii, po­wsta­wa­ły na Za­cho­dzie po­li­tycz­ne teo­rye, któ­re za kil­ka dzie­sią­tek lat mia­ły roz­bić cały wie­ko­wy spo­łe­czeństw eu­ro­pej­skich ustrój. Teo­rye te z grun­tu fał­szy­we, choć dziś jesz­cze po­pła­ca­ją­ce u wie­lu, bę­dąc mło­tem do roz­bi­cia wy­pa­lo­nych form daw­ne­go, zwłasz­cza fran­cu­skie­go spo­łe­czeń­stwa, bez­płod­ne, były do or­ga­ni­zo­wa­nia na­no­wo. Za­sa­da wszech­władz­twa lu­do­we­go, teo­rya kon­trak­tu spo­łecz­ne­go, za­rów­no jak li­be­rum veto i rów­ność szla­chec­ka, jest błęd­ną..

Po­la­cy czy prze­ni­kliw­si ro­zu­mem, czy obzna­jo­mie­ni z za­gra­ni­cą, po­rów­ny­wa­jąc upa­dek wła­snej Oj­czy­zny z roz­kwi­tem ziem ob­cych, szu­ka­li tam przy­kła­du, na­uki i rady. Spo­tka­li się jed­nak z nie­zdro­wym spo­łecz­nym ustro­jem, z roz­kła­dem mo­ral­nym i z teo­ry­ami, któ­re nie­wy­pró­bo­wa­ne w prak­ty­ce, przed­sta­wia­ne przez umy­sły świet­ne ale har­de, dla­te­go wła­śnie zy­ski­wa­ły zwo­len­ni­ków, że mia­ły niby uwol­nić ludz­kość i z po­li­tycz­nych i z du­cho­wych wię­zów. W sa­lo­nach pani Geof­frin i pan­ny l'Espi­nas­se uczo­no się po­li­ty­ki, a do – brzy pa­try­oci, lu­dzie za­cni, za­ma­wia­li so­bie u Ro­us­sa i Ma­ble­go re­cep­ty do wy­ba­wie­nia i na­pra­wy Rze­czy­po­spo­li­tej. Całe to po­ko­le­nie świet­ne ro­zu­mem i ogła­dą, choć sła­be cha­rak­te­rem, któ­re opro­mie­ni­ło ja­snym od­bla­skiem ostat­nie chwi­le upad­ku Oj­czy­zny, wy­cho­wa­ło się w at­mos­fe­rze nie­zdro­wej, za­tru­ło umy­sły fał­szem i chcia­ło ra­to­wać or­ga­nizm Pol­ski, nie po­wro­tem do na­tu­ral­nych wa­run­ków ży­cia na­ro­dów, ale za­sto­so­wa­niem świe­żo od­kry­tych i na­by­tych, a nie­wy­pró­bo­wa­nych środ­ków. Wal­ka tych dwóch czyn­ni­ków tłó­ma­czy wy­pad­ki w cią­gu pa­no­wa­nia St. Au­gu­sta, a zwłasz­cza pod­czas Wiel­kie­go Sej­mu. Dwa fał­sze wy­stą­pi­ły na­prze­ciw­ko sie­bie, mu­sia­ły ze­trzeć już nie bar­dzo ży­wot­ne spo­łe­czeń­stwa siły. Kto tego nie uwa­ża, ten nie zro­zu­mie nig­dy wy­pad­ków tej epo­ki, dzia­ła­nia lu­dzi i fa­lo­wa­nia opi­nii; nie zro­zu­mie, cze­mu upa­dek Oj­czy­zny był nie­unik­nio­ny i cze­mu, bo­le­sno po­wie­dzieć, był tak sro­mot­ny; w koń­cu bę­dzie spra­wie­dliw­szy w są­dach o lu­dziach i stron­nic­twach. Au­tor ro­zu­mie to do­sko­na­le, nie wy­po­wia­da, bo jego rze­czą opo­wia­dać hi­sto­ryę, wy­szu­ki­wać do­ku­men­ta i ze­sta­wiać fak­ta, ale czy­tel­nik uważ­ny sam na­ukę tę wy­pro­wa­dzi, a przed­mio­tem ni­niej­szych uwag zro­bić ją do­stęp­ną i ko­rzyst­ną dla mniej wpraw­nych.

Sta­ni­sław Au­gust w ro­dzi­nie swo­jej miał po­li­tycz­ną szko­łę. Je­że­li ob­co­wa­nie książ­ko­we i oso­bi­ste z fi­lo­zo­fią i pu­bli­cy­sty­ką fran­cu­ską po­mię­sza­ło jego po­glą­dy, to usi­ło­wa­nia wu­jów zwra­ca­ły go na dro­gę prak­tycz­ną. Czar­to­ry­scy nie­wąt­pli­wie zna­ko­mi­ci sta­ty­ści i mi­ło­śni­cy Oj­czy­zny, nie wie­dzie­li, i w do­brej na­wet wie­rze wów­czas wie­dzieć nie mo­gli, że na­pra­wa we­wnętrz­nych sto­sun­ków sa­mo­ist­ne­go na­ro­du, może tyl­ko wła­sne­mi… si­ła­mi na­stą­pić, a nie da się z obcą prze­pro­wa­dzić prze­mo­cą: tak wpro­wa­dzi­li sio­strza­na na zgub­ną dro­gę, któ­ra, mimo ro­zu­mu i do­brej woli, w koń­cu do prze­pa­ści go do­pro­wa­dzi­ła. Sta­ni­sław Au­gust jak tyl­ko za­siadł na tro­nie, zwy­kłym wyż­sze­go sta­no­wi­ska wpły­wem, zro­zu­miał wa­run­ki rzą­du; w wy­obraź­ni jego pa­no­wa­ła może fi­lo­zo­ficz­na teo­rya, w prak­ty­ce szu­kał punk­tu opar­cia dla swo­jej wła­dzy. Czy wspo­mnie­nie mło­do­ści, czy wdzięcz­ność, czy prze­wa­ga ge­niu­szu, zro­bi­ły go od­ra­zu po­wol­nym po­li­ty­ki ro­syj­skiej wpły­wom, ba­dać dziś obo­jęt­na. Ale war­to spy­tać, gdzie miał szu­kać siły, po­mo­cy. Je­dy­ni za­cni lu­dzie w kra­ju, na­le­że­li do par­tyi sa­skiej, kon­fe­de­ra­cya ra­dom­ska wy­ka­za­ła całą zgni­li­znę przez naj­zac­niej­sze, po­zo­sta­łe w prze­szło­ści uczu­cia, wy­rwa­ła się nie­wcze­śnie, a choć po­etycz­ne zo­sta­wi­ła wspo­mnie­nia, bo ją opro­mie­ni­ło kil­ku he­ro­icz­nych lu­dzi po­świę­ce­nie, mu­sia­ła jesz­cze bar­dziej po­pchnąć kró­la do Ro­syi, któ­ra ule­ga­jąc za­ra­zem i wła­snej chci­wo­ści i zręcz­nej Prus po­li­ty­ce, pierw­szy wy­wo­ła­ła roz­biór. Gdy­by nie Rej­tan, Kor­sak, Soł­tyk, Rze­wu­ski, Za­łu­ski, nie by­ło­by pra­wie śla­du opo­ru i god­no­ści. Po­mi­jam szcze­gó­ły i uwa­gi nad tą chwi­lą, ty­le­kroć ro­bio­ne, któ­re tu nie na­le­żą; a uzna­ję wspól­nie z au­to­rem, że pięt­na­ście lat od pierw­sze­go roz­bio­ru do Czte­ro­let­nie­go Sej­mu, po­słu­ży­ły kró­lo­wi za po­śred­nic­twem Rady Nie­usta­ją­cej do za­pro­wa­dze­nia rzą­du, jak go od dwóch wie­ków Pol­ska nie mia­ła, do przy­go­to­wa­nia przez szko­ły to woj­sko­we, to cy­wil­ne, po­ko­le­nia, któ­re mo­gło być na­rzę­dziem or­ga­nicz­nem przy­szło­ści; do na­pra­wy eko­no­micz­nej, a nad­to obu­dze­nia sma­ku w na­ukach, li­te­ra­tu­rze, sztu­ce i owej ogła­dzie, któ­ra ce­cho­wa­ła Sta­ni­sła­wow­skie cza­sy. Za­słu­gi te rze­tel­ne nie da­wa­ły mu po­wa­gi i siły, bo za­wisł nad nim grzech pier­wo­rod­ny ro­syj­skie­go wpły­wu przy po­zy­ska­niu ko­ro­ny, a na­stęp­nie za­leż­ność od dwo­ru Pe­ters­bur­skie­go i jego po­sła, któ­ry nie­ste­ty, to uro­kiem ła­ski, to po­stra­chem nie­ła­ski, pa­no­wał nad tymi, co po­win­ni byli być pod­po­rą i wier­ną radą kró­la. Tym­cza­sem nowe do­ra­sta­ło po­ko­le­nie, jak nowe doj­rze­wa­ły za­sa­dy. Wy­cho­wa­nie, wpływ Za­cho­du, więk­szy w kra­ju po­rzą­dek, Lu­ne­wil­scy lu­dzie, wszyst­ko to ra­zem otwie­ra­ło oczy na nie­bez­pie­czeń­stwa gro­żą­ce na­ro­do­wi, i da­wa­ło uczuć upo­ko­rze­nie za­leż­no­ści od ob­ce­go dwo­ru i ob­ce­go po­sła. Nowe to po­ko­le­nie żą­da­ło na­pra­wy, jak i król jej pra­gnął; ale ostat­ni poj­mo­wał ją tyl­ko w po­ro­zu­mie­niu z Mo­skwą, kie­dy pierw­si jako ko­niecz­ny wa­ru­nek uwa­ża­li otrzą­śnie­nie się z ohyd­ne­go jarz­ma, a poj­mo­wa­ło na­pra­wę na mo­dłę, któ­rą "wy­na­leź­li Fran­cu­zi wy­mow­ni. " Sprzecz­ne in­te­re­sa eu­ro­pej­skich dwo­rów, nowe sta­no­wi­sko, któ­re ar­ro­go­wa­ły so­bie mi­li­tar­ne Pru­sy, woj­na tu­rec­ka, sza­leń­stwa Jó­ze­fa II., nad­we­rę­ży­ły so­bie gwa­ran­tu­ją­cych dwo­rów przy­chyl­ność i stwo­rzy­ły po­ło­że­nie, z któ­re­go zu­chwa­łe za­mia­ry ga­bi­ne­tu Pocz­dam­skie­go chcia­ły, a może i umia­ły ko­rzy­stać. Oto chwi­la, w któ­rej au­tor roz­po­czy­na swo­je opo­wia­da­nie.

Wie­luż jest ta­kich, co bio­rąc do ręki zna­ko­mi­tą książ­kę, poj­mu­ją, ile ona, kosz­to­wa­ła pra­cy; ja­kich po­trze­ba za­cho­dów, wy­trwa­ło­ści, sztu­ki, aby do­trzeć do ar­chi­wów, ze­brać do­ku­men­ta, oce­nić ich war­tość, wy­zy­skać co po­trzeb­ne, opu­ścić co mniej waż­ne; ja­kiej siły umy­słu, by fak­ta upo­rząd­ko­wać, wy­pro­wa­dzić wnio­ski, albo co trud­niej­sza, tak ze­sta­wić wy­pad­ki, ta­kiem oto­czyć je świa­tłem, aby sam czy­tel­nik wy­pro­wa­dził i wnio­ski i na­ukę. Tyl­ko go­rą­ca mi­łość Oj­czy­zny i praw­dy może na­tchnąć ta­kie po­świę­ce­nie, tyl­ko za­spo­ko­je­nie su­mie­nia może być na­gro­dą, a tak­że słusz­na na­dzie­ja, że hi­sto­rya, owa mi­strzy­ni kró­lów i na­ro­dów, sama jed­na je­że­li zro­zu­mia­na, może za­pew­nić przy­szłość na­sze­go. Tyle o au­to­rze. Po­chwa­ły X. Ka­lin­ka nie cze­ka i nie po­trze­bu­je. Nie­zrów­na­ny styl jego pro­sto­tą i ja­sno­ścią, dziw­ny dar przed­sta­wie­nia wy­raź­nie, jak na dło­ni, naj­za­wil­szych ro­ko­wań i re­asu­mo­wa­nia prze­bie­gu spraw bar­dzo skom­pli­ko­wa­nych, jemu tyl­ko wła­ści­wych, do­wo­dzi, do ja­kie­go stop­nia opa­no­wał przed­miot.

Je­że­li Pol­ska od wie­ku prze­szło nie mia­ła po­li­ty­ki za­gra­nicz­nej, to za­gra­nicz­ne pań­stwa trud­ni­ły się we­wnętrz­ną po­li­ty­ką Pol­ski. Dla­te­go wy­pad­ki, kie­run­ki, spo­ry kra­jo­we, nie mogą być i nie były nig­dy zro­zu­mia­ne bez do­kład­nej zna­jo­mo­ści po­li­ty­ki rów­no­cze­snych państw eu­ro­pej­skich. Do­pie­ro na­tem tle moż­na po­znać i oce­nić wy­pad­ki i lu­dzi, w tem do­pie­ro świe­tle wszyst­kie czyn­ni­ki wy­stę­pu­ją zro­zu­mia­le, pla­stycz­nie, a nie­jed­na za­gad­ka dzie­jo­wa z ostat­nich cza­sów może być roz­wią­za­ną. Pierw­szy wie­dział o tem au­tor. Ob­raz po­ło­że­nia i po­li­ty­ki Ro­syi, Au­stryi i Prus za – praw­dę nie­zrów­na­nie a po raz pierw­szy na­kre­ślo­ny, wpro­wa­dza czy­tel­ni­ka w tę sfe­rę, rzad­ko dla nie­go do­stęp­ną, a wpro­wa­dzać może, bo au­tor zba­dał jak nikt ar­chi­wa za­gra­nicz­ne i umiał użyć nie­zmie­rzo­nej licz­by źró­deł, któ­re do­tąd nie­zna­ne, sta­ły jemu otwo­rem. Tak czy­tel­nik wie, z kim ma do czy­nie­nia, ja­kie cele każ­de­go dwo­ru, ja­kich uży­wa środ­ków, ja­ki­mi po­słu­gu­je się ludź­mi u sie­bie i u nas; i wie do­kład­nie, bo na pod­sta­wie tych pism ory­gi­nal­nych, któ­re do­pie­ro praw­dzi­we od­sła­nia­ją za­mia­ry, a mo­gły być do­pie­ro w sto lat do­stęp­ne­mi. Po­dzi­wiać tu po­trze­ba zu­chwa­łe za­mia­ry Pocz­dam­skie, osta­tecz­nie ma­ją­ce na celu po­zy­ska­nie miast i wo­je­wództw za­chod­nich; prze­ni­kli­wą po­li­ty­kę mi­ni­stra ce­sar­skie­go, nie ma­ją­ce­go jed­nak siły prze­szko­dzić fak­tom, któ­rych prze­wi­dy­wał skut­ki, bo sza­leń­stwo Jó­ze­fa II, jak na we­wnątrz tak na ze­wnątrz, sia­ło wiatr, aby zbie­rać bu­rze; i spo­koj­ną, głę­bo­ką po­li­ty­kę Ka­ta­rzy­ny, któ­ra po­tra­fi­ła wcią­gnąć Au­stryę w zgub­ną woj­nę, od­waż­nie zno­si nie­po­wo­dze­nia tu­rec­kiej, a ja­kie­kol­wiek mia­ła pod­ów­czas co do Pol­ski za­mia­ry, umie spo­koj­nie zno­sić upo­ko­rze­nia, któ­re ją w War­sza­wie spo­ty­ka­ją, a do któ­rych nie przy­wy­kła, za­wie­sza swo­ją ze­mstę, zrze­ka się za­mie­rzo­ne­go trak­ta­tu z Rze­czą­po­spo­li­tą, na­wet woj­ska cofa, a ich prze­cho­dy wstrzy­mu­je, go­to­wa albo wspól­nie z Pol­ską i Au­stryą sro­gi wy­ko­nać na Pru­sach od­wet, albo wspól­nie z nie­mi resz­tą Pol­ski się po­dzie­lić.

Wpo­śród ta­kich są­sia­dów sta­ła Pol­ska bez­bron­na i gwa­ran­cyą na bez­bron­ność ska­za­na, bez po­li­ty­ki we­wnętrz­nej, jed­no­li­tej, bo jed­no po­ko­le­nie ze swy­mi prze­są­da­mi nie było wy­mar­ło, nowe nie do­ro­sło, nie na­by­ło wpły­wu. Kil­ku za­le­d­wie łu­dzi zdat­nych i za­cnych, ani jed­ne­go cha­rak­te­ru; tak­że kil­ku awan­tur­ni­ków po­li­tycz­nych, jak Bra­nic­ki, Sa­pie­ha, Wa­lew­ski. Na cze­le król ro­zum­ny, o do­bro Oj­czy­zny dba­ły, zna­ją­cy wa­run­ki rzą­du i bytu na­ro­dów, ale jak przez obce wpły­wy otrzy­mał ko­ro­nę, tak ule­ga­jąc ob­cym wpły­wom, utra­cił część kra­ju, a resz­tą rzą­dził, ule­ga­jąc na­tchnie­niom ca­ro­wej i jej po­sła, w oto­cze­niu Rady Nie­usta­ją­cej, zło­żo­nej z lu­dzi wąt­pli­wej war­to­ści. Kraj pod­no­sił się ma­te­ry­al­nie, umy­sło­wo, woj­sko­wo, ad­mi­ni­stra­cyj­nie, ale na­ród wła­śnie wsku­tek tego po­stę­pu czuł do­tkli­wiej upo­ko­rze­nie, a wi­dział do­kład­niej otwar­tą prze­paść. Po­wsta­ła ja­kaś ogól­na oba­wa i ruch nie­okre­ślo­ny; wrza­ło jak w ko­tle, ale przy bra­ku zu­peł­nym zna­jo­mo­ści spraw po­li­tycz­nych, daw­nych prze­są­dach, no­wych aspi­ra­cy­ach, ego­izmie ma­łych, an­ta­go­ni­zmie wiel­kich, po­słu­gi­wa­no się, jak zwy­kle, w ta­kich wzbu­rze­nia chwi­lach sło­wa­mi, go­dła­mi, któ­re gru­pu­ją i roz­na­mięt­nia­ją mas­sy. Wi­dać to naj­le­piej tak w wy­bo­rze kan­dy­da­tów do po­sel­stwa, jak w in­struk­cy­ach sej­mi­ko­wych. Au­kcya woj­ska "byle oby­wa­te­lom nie przy­no­si­ła cięż­ko­ści. " Znie­sie­nie Rady Nie­usta­ją­cej, wy­sła­nie do za­gra­nicz­nych dwo­rów wiel­kich po­słów, ob­cią­że­nie po­dat­kiem du­cho­wień­stwa, ogra­ni­cze­nie wła­dzy kró­lew­skiej, oto są żą­da­nia, któ­re lau­da za­wie­ra­ją mniej wię­cej wy­raź­nie. Wpo­śród ta­kich­to uspo­so­bień, dąż­no­ści, obaw, któ­re umiał wy­zy­ski­wać, da­jąc zdra­dli­we na­dzie­je król pru­ski, zwo­ła­ny zo­stał i otwar­ty sław­ny Sejm Czte­ro­let­ni.

Pra­ca ni­niej­sza nie jest stresz­cze­niem dzie­ła, przy­pusz­cza do­kład­ną jego i wo­gó­le hi­sto­ryi owych cza­sów zna­jo­mość, ma je­dy­nie po­słu­żyć do uła­twie­nia sądu.

By­ła­to ist­na wie­ża Ba­bel. Jed­ni przy­by­wa­li z obro­ną li­be­rum velo i oba­wą ab­so­lu­ti do­mi­nu; dru­gim szło o wła­dzę het­mań­ską; kil­ku ma­gna­tom o oso­bi­sty wpływ i sta­no­wi­sko; no­wej po­li­tycz­nej szko­le o za­sto­so­wa­nie do kra­jo­wych po­trzeb za­sad, w któ­rych praw­dę wie­rzy­ła, w na­dziei, że same tyl­ko wy­ra­to­wać go po­tra­fią. Opi­nia już do­syć sil­na, ob­ja­wia­ją­ca się na ga­le­ryi, w sa­lo­nach, bro­szu­rach, nie wie­dzia­ła, cze­go ma pra­gnąć, wie­dzia­ła tyl­ko, że prze­wa­ga Mo­skwy była zgub­ną, hań­bią­cą, chcia­ła ją zła­mać ja­kim­kol­wiek­bądź spo­so­bem i kosz­tem.

Sejm otwar­ty 6 paź­dzier­ni­ka 1788 r. za­wią­zał się za­raz po wy­bo­rze mar­szał­ków w kon­fe­de­ra­cyę ze zmia­na­mi w przy­go­to­wa­nym ak­cie, któ­re od­ra­zu kie­ru­nek opo­zy­cyi wska­za­ły. Do­wol­ność daw­na nie do­pu­ści­ła, aby ja­ka­kol­wiek tra­dy­cya wy­ro­bi­ła się w ob­ra­dach; re­gu­la­mi­nu Sej­my, czy zwy­czaj­ne czy skon­fe­de­ro­wa­ne, nie zna­ły. Do cha­osu w kie­run­kach przy­stą­pił cha­os w ob­ra­dach lu­dzi, któ­rych nie wy­cho­wa­ła ani na­uka, ani po­li­tycz­na prak­ty­ka. Po­słów Sej­mu Wiel­kie­go pa­mię­tam wie­lu. Zna­łem do­brze z wy­bit­niej­szych Li­now­skie­go, Soł­ty­ka, Łu­bień­skie­go, Niem­ce­wi­cza; bar­dzo mło­do zwra­ca­łem uwa­gę na kwe­stye po­li­tycz­ne, a umia­łem słu­chać. Sądy o kró­lu były zwy­kle su­ro­we w ustach lu­dzi, któ­rzy nie mo­gli mu da­ro­wać zmien­no­ści w ostat­nich pa­no­wa­nia cza­sach. Zwro­tu na wła­sne po­peł­nio­ne błę­dy nie było, czy­stość za­mia­rów tłó­ma­czy­ła wszyst­ko. Za to czę­ste re­kry­mi­na­cye na kie­ru­nek Koł­łą­ta­jow­ski, na peł­ne ego­izmu war­chol­stwo Bra­nic­kie­go. Czy­by kto miał cier­pli­wość (a mia­łem ją za mło­du) wczy­tać się w dy­ary­usz Sej­mu, czy go tyl­ko po­zna z książ­ki X. Ka­lin­ki, to zro­zu­mie do­sko­na­le, że taka re­pre­zen­ta­cya wśród ta­kich oko­licz­no­ści i po­li­tycz­ne­go oto­cze­nia, Pol­ski zba­wić już nie mo­gła. Na co zda się dziś po­tę­piać, choć wie­le na po­tę­pie­nie za­słu­gu­je, ra­czej z tych przy­kła­dów ko­rzy­stać, bo jesz­cze ko­rzy­stać war­to, choć­by tyl­ko dla wy­ro­bie­nia so­bie zdro­we­go sądu o prze­szło­ści, któ­ry już sam na przy­szłość prze­waż­nie wpły­nąć może.

Ze pew­na fa­tal­ność, wy­twa­rza­na grze­cha­mi dłu­go po­peł­nia­ne­mi, cią­ży­ła nad na­ro­dem, któ­ry na ko­rzyść jed­nej kla­sy za­ab­sor­bo­wał wszyst­kie ży­wot­ne czyn­ni­ki, nie­ma wąt­pli­wo­ści. W chwi­li, kie­dy na­le­ża­ło skarb zor­ga­ni­zo­wać, woj­sko utwo­rzyć, mo­car­stwom za­gra­nicz­nym dać rę­koj­mię sil­ne­go, we­wnętrz­ne­go or­ga­ni­zmu, kie­dy prze­to skon­cen­tro­wa­nie wła­dzy w oso­bie kró­la było wska­za­ne, Sejm, a tu­taj dzia­ła­ło łącz­nie sta­ro­pol­skie i po­stę­po­we stron­nic­two, od­bie­ra Sta­ni­sła­wo­wi Au­gu­sto­wi jed­ne po dru­giej wszyst­kie atry­bu­cye ma­je­sta­tu, a rzą­dy we wła­sną bie­rze rękę. War­to za­sta­no­wić się tu­taj, jak naj­gor­sze błę­dy oby­dwóch stron­nictw, któ­re już do­kład­nie się ry­su­ją, do jed­ne­go tu zmie­rza­ją celu. Ci, któ­rzy wi­dzie­li wszę­dzie ab­so­lu­tum do­mi­nium i ci, któ­rzy już prze­ma­wia­li w imie­niu wszech­władz­twa ludu, wy­ry­wa­ją z rąk mo­nar­chy wła­dzę, któ­rej użyć sami ani mogą, ani umie­ją, ale mają wy­mów­kę przed su­mie­niem i Oj­czy­zną, że mo­że­by król użył swo­jej wła­dzy na ko­rzyść Ro­syi. I w tem jest istot­na fa­tal­ność po­ło­że­nia, bo dla­te­go tych po­li­tycz­nych lu­dzi ani unie­win­nić, ani po­tę­pić nie moż­na. Strasz­ne kary grzesz­nej prze­szło­ści, któ­ra wle­cze za sobą jak ogon smo­ka zio­ną­cy ogniem i znisz­cze­niem; i tu znaj­du­ją za­sto­so­wa­nie sło­wa wiesz­cza, nie­mniej zna­ko­mi­te­go po­li­ty­ka, jak po­ety, o Si­ciń­skim: "On był wi­nien nic jed­nej, ale wszyst­kich zbrod­ni. " Wszyst­kie te zbrod­nie utwo­rzy­ły tra­gicz­ne Sej­mu Wiel­kie­go chwi­le, że jak we śnie chciał, a nie mógł się ru­szyć z miej­sca. I współ­cze­śni i póź­niej­si ro­bią kró­la od­po­wie­dzial­nym, bo naj­wy­go­du­iej skła­dać winy swo­je na ofiar­ne­go ko­zła. Nie było też, praw­dę mó­wiąc, do­tąd do­ku­men­tów na jego obro­nę. Do­star­czy­ło ich ar­chi­wum ber­liń­skie, z któ­rych do­pie­ro po­zna­li­śmy całą prze­wrot­ność bran­den­bur­skiej po­li­ty­ki i ko­re­spon­den­cyę pry­wat­ne kró­la do­tąd nie­zna­ne, a któ­re do­wo­dzą, do cze­go dą­żył i jak umiał prze­nik­nąć ber­liń­skie po­dmu­chy, do­wo­dzą za­ra­zem, że poj­mo­wał tyl­ko na­pra­wę Rze­czy­po­spo­li­tej w so­ju­szu z Ka­ta­rzy­ną.

Ze­sta­wie­nie tych do­ku­men­tów łącz­nie z wła­snem dzia­ła­niem Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta w Sej­mie, pod­no­si jego oso­bi­sto­śći o gło­wę gó­ru­je po­li­tycz­nie nad wszyst­ki­mi spół­cze­sny­mi; to nie jest sku­tek stron­ni­cze­go au­to­ra za­pa­try­wa­nia, ani sądu, on przed­sta­wia wy­pad­ki, lu­dzi, po­bud­ki; czy­tel­nik są­dzi, a każ­dy czy­tel­nik po­li­tycz­ny uzna, że u kró­la był ro­zum sta­nu, jak każ­dy czy­tel­nik pa­try­ota wspól­nie z au­to­rem ża­ło­wać bę­dzie, że ten pra­cow­nik, mow­ca, dy­plo­ma­ta nie był za­ra­zem czło­wie­kiem za­sad, cha­rak­te­ru i od­wa­gi.

Po­dob­no X. Ka­lin­ce za­rzu­ca­ją i ma ten za­rzut być w osob­nej sfor­mu­ło­wa­ny książ­ce, że Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta zbyt unie­win­nia, a do­ku­men­ta nie­do­kład­nie po­da­je. Co do dru­gie­go za­rzu­tu, to za­pew­ne nie zo­sta­nie w od­po­wie­dzi dłuż­nym, ja zaś wi­nie­nem po­świad­czyć, że pra­co­wał na pod­sta­wie ory­gi­nal­nej, kil­ku­na­sto­let­niej, do­pie­ro dziś do­stęp­nej z De­bo­lim ko­re­spon­den­cyi, na pod­sta­wie ak­tów kan­ce­la­ryi, oso­bi­stej kró­lew­skiej, któ­ra przez lat kil­ka­dzie­siąt mu­sia­ła być w ukry­ciu trzy­ma­na. Co do pierw­sze­go każ­dy mu za­prze­czy. Je­ste­śmy w chwi­li, gdzie re­ha­bi­li­ta­cye wszyst­kich lu­dzi, któ­rych hi­sto­rya po­tę­pi­ła, w mo­dzie. O re­ha­bi­li­ta­cyi nie­ma tu mowy, fak­ta mó­wią, do­ku­men­ta świad­czą; czy miał je fał­szo­wać, albo na złe tłó­ma­czyć? Król bro­ni zdol­nie każ­de­go ostat­ka wła­dzy, w za­rzą­dzie woj­ska, skar­bu, po­li­ty­ki za­gra­nicz­nej. Duch Si­ciń­skie­go po­wsta­je, wcie­la się to w opę­ta­nych, jak Su­cho­rzew­ski, to w awan­tur­ni­ków, jak Bra­nic­ki, to w dok­try­ne­rów, jak Rze­wu­ski. Na­raz zja­wia się fałsz nowy w po­sta­ci du­cha no­wo­żyt­ne­go, łą­czą się wszę­dzie, gdzie wspól­na ne­ga­cya, choć wi­docz­nie mają cele inne i róż­ne dro­gi. Na cze­le sto­ją lu­dzie zdol­ni, nie­po­ka­la­ne­go imie­nia, wy­cho­wa­ni we Fran­cyi albo na fran­cu­skim grun­cie bez mo­ral­nej pod­sta­wy, wie­lu na­le­ży już do ma­so­nów.

Prze­rzu­ca­jąc ory­gi­nal­ne pol­skich ma­so­nów akta, nie zna­la­złem śla­du wyż­szych stop­ni i wyż­szych ce­lów. Jed­no tyl­ko pi­smo czy mowa ja­kie­goś Niem­ca, przy­sła­ne­go do lóż war­szaw­skich w r. 1784, zdra­dza głę­bo­kie po­glą­dy i w ta­jem­ni­czym ję­zy­ku praw­dzi­we dąż­no­ści. Jak naj­zna­ko­mit­si po­li­ty­cy tej szko­ły poj­mo­wa­li dzie­ło kon­sty­tu­cyi, naj­le­piej prze­ko­ny­wu­ją "Za­sa­dy do po­pra­wy Rzą­du, " zre­da­go­wa­ne przez Igna­ce­go Po­toc­kie­go. Umysł trzeź­wy nie mógł się oprzeć lo­gicz­nym na­stęp­no­ściom fał­szy­wej za­sa­dy, a wła­śnie pro­jekt ten do­wo­dzi praw­dy uwa­gi wy­żej zro­bio­nej, że pol­ski re­pu­bli­ka­nizm łą­czy się w każ­dej ne­ga­cyi z re­wo­lu­cyj­nym fran­cu­skim, rów­no­cze­śnie gło­szą­cym pra­wa czło­wie­ka. Mar­sza­łek Li­tew­ski za­le­ca wszyst­kie nie­mal błę­dy, któ­re prak­ty­ka po­tę­pia­ła w Pol­sce, i te, któ­re teo­rya sta­wia­ła dla Fran­cyi i kró­la elek­cyj­ne­go, i wszech­władz­two ludu i Sejm go­to­wy i wła­dzą w nim wy­ko­naw­cza.

W mia­rę jak Sejm po­stę­pu­je, pusz­cza na pa­stwę na­mięt­nych dys­ku­syj i nie­pew­ne­go, a czę­sto fak­cyj­ne­go wo­to­wa­nia, za­rząd woj­ska, skar­bu, dy­plo­ma­cyę, nie wie­dząc, że sta­je się na­rzę­dziem pru­skiej po­li­ty­ki.

Tu­taj za­trzy­mać się wy­pa­da. Wraż­li­wość pol­skie­go na­ro­du mia­ła dwie przy­czy­ny: gwał­tow­ność w uczu­ciu i gru­bą nie­zna­jo­mość sto­sun­ków świa­ta i lu­dzi. Co tyl­ko zda­wa­ło się Ro­syi, prze­ciw­ne było na­ro­do­wi: czy król pru­ski wsku­tek swe­go po­ło­że­nia, tra­dy­cyi, wo­bec ko­niecz­no­ści za­okrą­gle­nia pań­stwa To­ru­niem i Gdań­skiem, mógł być przy­chyl­nym utrzy­ma­niu Pol­ski rząd­nej i sil­nej? Na to ża­den z na­szych mę­żów po­li­tycz­nych nie zwró­cił uwa­gi. Jak­że, nie by­łoż jed­ne­go roz­trop­ne­go czło­wie­ka? a czy ko­bie­ty in­try­gu­ją­ce z Lu­che­si­nim, mia­ły wy­wie­rać wpływ więk­szy, niż prze­zor­ność kró­la i pry­ma­sa? Spo­łe­czeń­stwo, któ­re nie ma lu­dzi prze­wod­nich, albo słu­chać ich nie chce, musi paść ofia­rą wła­snej nie­mo­cy, a obo­jęt­na, czy go wio­dą wiel­kie pa­nie, czy ga­wiedź ulicz­na.

Nie stresz­czam dzie­ła, więc szcze­gó­ły po­mi­jam, ale nie­po­dob­na nie pod­nieść mi­strzow­stwa, z ja­kiem cały ten ob­raz ne­go­cy­acyj, ob­rad, in­tryg naj­za­wil­szych, a któ­re rów­no­cze­śnie w kra­ju i za gra­ni­cą się roz­wi­ja­ły, jest przed­sta­wio­ny; jak każ­dy zna­ko­mi­ty czło­wiek, jest zcha­rak­te­ry­zo­wa­ny, a jaki spo­kój w są­dzie. Dwa razy tyl­ko i słusz­nie uno­si się X. Ka­lin­ka, kie­dy mówi o be­zec­nym epi­zo­dzie ukra­iń­skich bun­tów i o łu­pie­stwie do­ko­na­nem na bi­skup­stwie kra­kow­skiem; tam trwo­ga, tu chci­wość, dwie naj­szka­rad­niej­sze sła­bo­ści na­mięt­no­ści ludz­kich. Pierw­sza zo­sta­wi­ła krwa­we wspo­mnie­nie ostat­nich Lac­kich na Ukra­inie rzą­dów, dru­gie dało pierw­szy przy­kład tar­gnię­cia się na do­bra ko­ściel­ne, nie rzą­du, ale na­ro­du, któ­ry mie­nił się i był ka­to­lic­kim, ale bez­wied­nie fał­szy­wych słu­chał już pro­ro­ków: i tu zno­wu od­bi­ja­ły się daw­ne i nowe prą­dy.

Koń­cząc, obej­rzał się au­tor na epo­kę opo­wie­dzia­ną i stre­ścił tom cały. Je­że­li w na­szym na­ro­dzie jest, jak nie wąt­pię, i wola i moż­ność, nie mó­wię już po­pra­wy, ale od­zy­ska­nia wszyst­kich wa­run­ków ży­cia, to ustęp ten dzie­ła dro­gę do nie­go wska­że. Spo­łe­czeń­stwa dłu­go cho­wa­ją za­ro­dy złe­go, co zro­sły się z ich prze­szło­ścią. Przez czte­ry wie­ki wady, któ­re już Dłu­gosz wy­ty­kał u Po­la­ków, po­tę­gu­ją się z cza­sem i przy­no­szą owo­ce.

Co dziw­ne­go, że jed­no po­ko­le­nie nie star­czy­ło, aby je na­pra­wid. Kto prze­czy­ta ostat­ni roz­dział tomu, a w tym ob­ra­zie sama i nie­jed­no­stron­na praw­da, je­że­li tro­chę z po­li­ty­ką obe­zna­ny, za­py­ta: czy spo­łe­czeń­stwo ta­kie mo­gło po­wró­cić wła­sną wolą i usi­ło­wa­niem do na­tu­ral­nych wa­run­ków ży­cia na­ro­dów. Deus fe­cit sa­na­bi­les na­tio­nes ter­rae. Sło­wa te księ­gi, któ­ra nie myli, są naj­więk­szą po­cie­chą i otu­chą dla nas, ale środ­ki tego wy­zdro­wie­nia róż­ne, pra­wie za­wsze he­ro­icz­ne a bez roz­trop­no­ści i do­brej woli nie­sku­tecz­ne.

Były spo­łe­czeń­stwa, któ­re doj­rze­wa­ły pod sro­gim de­spo­ty­zmem, co róż­no­rod­ne ato­my zbi­jał w jed­no­li­tą masę, wy­ra­bia­ły się inne w krwa­wych we­wnętrz­nych za­pa­sach. Na­ród pol­ski, któ­ry dał świa­tu zgor­sze­nie chrze­ści­jań­skiej spo­łecz­no­ści po­pa­dłej w anar­chię, od­da­ła Opatrz­ność da szko­ły nie­wo­li i cier­pie­nia, kędy płacz i zgrzy­ta­nie zę­bów. Nie uspra­wie­dli­wia to zgo­ła zbrod­ni, któ­ra na na­szej po­peł­nio­na Oj­czyź­nie, a tem mniej za­bor­ców, ale tłó­ma­cząc po­wód tak wiel­kich nie­szczęść, wska­zu­je, jak z nich ko­rzy­stać.

Nie­zba­da­ne są Opatrz­no­ści dro­gi; ma­wia­li­śmy i ja sam ma­wia­łem: "naj­więk­szem nie­szczę­ściem nie to, że­śmy za­bra­ni, ale że roz­dzie­le­ni. " Nie­praw­da. Wła­śnie roz­dział spra­wił, że wsku­tek po­li­tycz­nych in­te­re­sów, an­ta­go­ni­zmu, cza­sem wsku­tek oso­bi­ste­go uspo­so­bie­nia mo­nar­chy, sta­nu kul­tu­ry, albo pra­wa pu­blicz­ne­go za­bor­cze­go rzą­du, to ta część, to owa Pol­ski, albo mo­gła wy­ra­biać or­ga­nicz­ne ży­wio­ły, albo byt ma­te­ry­al­ny, albo prze­pro­wa­dzać waż­ne, ko­niecz­ne spo­łecz­ne zmia­ny i na­uko­wo się kształ­cić. Szcze­gó­łów i przy­kła­dów nie wska­zu­ję, bo roz­trop­ny czy­tel­nik sam je od­gad­nie, a nie­roz­trop­ny, albo uprze­dzo­ny nie zro­zu­mie. To tyl­ko bo­le­sne, że im wię­cej daw­nych zo­sta­wio­no nam przy­wi­le­jów, tem mniej umie­li­śmy z nich ko­rzy­stać.

Co zro­bi­ły kra­je za­bra­ne, kie­dy im zo­sta­wio­no pra­wo­daw­stwo, przy­wi­le­je, sądy? Dzię­ki dwu wiel­kim oby­wa­te­lom i kil­ku uczo­nym, Krze­mie­niec i Wil­no za­cho­wa­ły szla­chet­niej­sze ży­wio­ły w spo­łe­czeń­stwie, co uży­wa­ło i nad­uży­wa­ło ży­cia, do­stat­ków i swo­bo­dy, ale któ­re nie zro­biw­szy nic dla sto­sun­ku z lu­dem, mnie­ma­ło, że do­syć wy­wią­że się Oj­czyź­nie, kie­dy w chwi­li za­pa­łu i na­dziei odda na jej usłu­gi krew i ma­ją­tek.

Kró­le­stwo Pol­skie, a po­wta­rzam to, choć pa­mię­tam, ja­kie wy­wo­ła­ło i wiem, ja­kie wy­wo­ła pa­try­otycz­ne obu­rze­nie – Kró­le­stwo Pol­skie po­wsta­niem 29-go li­sto­pa­da, mimo ca­łe­go he­ro­izmu wal­ki, mimo zdo­by­tej na polu bi­twy chwa­ły, a chwi­lo­we­go od­zy­ska­nia sym­pa­tyi bez­owoc­nej Za­cho­du, zmar­no­wa­ło in­sty­tu­cye, woj­sko­we, po­li­tycz­ne, ad­mi­ni­stra­cyj­ne, któ­re było szko­łą do każ­de­go za­wo­du na­ro­do­we­go ży­cia, tem lep­szą, że jesz­cze pod nie­ja­ką trzy­ma­ne kon­tro­lą. Nie tu miej­sce dys­ku­to­wać, ja­kie wy­wo­ła­ły je wpły­wy, choć głów­ne czyn­ni­ki i ofia­ry naj­czyst­szą pa­ła­ły mi­ło­ścią Oj­czy­zny i w su­mie­niu speł­nia­ły obo­wią­zek, ale to pew­na, że kie­dy na wi­dok łuny nad Bel­we­de­rem i na okrzyk "Jesz­cze Pol­ska nie zgi­nę­ła, " mia­sto, kraj, po­wa­gi na­ro­do­we nie śmia­ły, praw­dę mó­wiąc, nie mo­gły wstrzy­mać ru­chu, któ­re­go zgub­ność prze­wi­dy­wa­ły: – to do­wo­dzi, że spo­łe­czeń­stwo na­sze nie było do­sta­tecz­nie wy­ro­bio­ne, dość przy­go­to­wa­ne do sa­mo­ist­ne­go ży­cia, któ­re ko­niecz­nie wy­ma­ga od­wa­gi, roz­wa­gi i tej siły, któ­ra cze­kać umie. Sły­szę, że taka mowa, to po­nie­wie­ra­nie ide­ami na­ro­do­we­mi, ga­sze­niem Zni­cza, co jest sym­bo­lem ży­cia du­cho­we­go. Za­praw­dę, ani po­zy­ty­wi­sta nie by­łem, ani uty­li­tar­nej po­li­ty­ki zwo­len­ni­kiem; że bez wyż­sze­go du­cho­we­go na­tchnie­nia, mi­ło­ścią po­bu­dzo­ne­go, ani spo­łe­czeń­stwo, ani po­je­dyn­czy czło­wiek nic nie zro­bi, do­brze mi wia­do­mo. Ależ w do­brej po­ro­zu­miej­my się wie­rze. Czy ide­ałem ma być tyl­ko zbroj­ne po­wsta­nie – czy nie jest wyż­szym, w każ­dym ra­zie trud­niej­szym ide­ałem go­to­wa­nie pra­cą, na­uką, prak­ty­ką ży­cia pu­blicz­ne­go, a cno­tą pry­wat­ne­go tych sił mo­ral­nych i ma­te­ry­al­nych, któ­rych brak pod­czas Wiel­kie­go Sej­mu czuć się da­wał; czy Znicz ma świe­cić świa­tłem albo ogrze­wać pło­mie­niem tyl­ko w le­sie pod dę­bem, albo w ta­jem­ni­cy spi­sku, a nie w tym Ko­ście­le, któ­ry, kie­dy wszyst­kie za­wo­ry spo­łecz­ne pę­kły, sam je­den utrzy­my­wał Pol­skę w ja­kiej-ta­kiej jed­no­ści i mo­ral­nym ustro­ju. To są praw­dy i uwa­gi, któ­re umysł kon­se­kwent­ny wy­pro­wa­dzi z dzie­ła X. Ka­lin­ki, a wy­pro­wa­dzi je tem­bar­dziej, że zda­je się, że nasz na­ród tra­fił po jesz­cze cięż­szych pró­bach na wła­ści­wą po­li­tycz­ną dro­gę, choć mnie i każ­de­mu wy­traw­ne­mu wia­do­mo, że bez ofia­ry krwi i wal­ki kie­dyś się nie obej­dzie. W dru­gim to­mie zo­ba­czy­my za­pew­nie, jak wy­ja­śni­ły się wska­za­ne przez nas kie­run­ki, a przez prak­ty­kę wy­kształ­ci­li lu­dzie. Ale czas był stra­co­ny, było już za­póź­no. Dzień 3-go maja opro­mie­nił upa­dek, ale go wstrzy­mać nie po­tra­fił.

Tu po­wi­nien­bym sta­nąć; po­nie­waż jed­nak wąt­pli­we, czy tego dru­gie­go do­cze­kam tomu, za­sta­no­wię się nad dal­szym sej­mo­wych i kra­jo­wych spraw prze­bie­giem.

Kto­kol­wiek uwa­żał, co mó­wi­łem o po­dwój­nych za­sa­dach i prą­dach, któ­re ze sobą wal­czy­ły, i o dzia­ła­niu kró­la, któ­ry usi­łu­jąc utrzy­mać po­mię­dzy nimi rów­no­wa­gę, był wy­sta­wio­ny na ich po­je­dyn­cze a cza­sem łącz­ne po­ci­ski, ten musi po­strze­gać, że w mia­rę jak zbli­ża­ła się ka­ta­stro­fa, słab­ną siły sta­rosz­la­chec­kie­go stron­nic­twa, a licz­bą, wpły­wem, po­par­ciem opi­nii, gó­ru­je nowa po­li­tycz­na szko­ła. Nowe do Sej­mu po­słów wy­bo­ry ży­wioł ten po­więk­sza­ją. Niem­ce­wicz pi­sze Po­wrót po­sła, fra­ki miej­sca ustę­pu­ją kon­tu­szom, i jak czę­sto u nas by­wa­ło, sło­wa, go­dła, za­miast czy­nów. Nie obe­szło się bez wpły­wu re­wo­lu­cyi fran­cu­skiej, któ­ra już peł­ne­mi pły­nę­ła brze­ga­mi. Owi ma­gna­ci, któ­rzy tak za­cie­kle bro­ni­li daw­nych Rze­czy­po­spo­li­tej ustaw, wol­no­ści, ar­ty­ku­łów het­mań­skich itp., i w tem byli pew­ne­go ro­dza­ju kon­ser­wa­ty­sta­mi, wzię­li ztąd as­sumpt do upa­trze­nia w no­wym Sej­mie kie­run­ku ja­ko­biń­skich dąż­no­ści, a tak rów­no­cze­śnie oba­wa utra­ty przy­wi­le­jów, jak i niby dba­łość o ra­to­wa­nie spo­łe­czeń­stwa od prze­wrot­nych wpły­wów, mia­ło tłó­ma­czyć związ­ki ich z Pe­ters­bur­skim dwo­rem. W tym­to cza­sie, jak mi z ust­nej wia­do­mo tra­dy­cyi, stron­ni­cy ro­syj­skie­go alian­su za­żą­da­li po­ro­zu­mie­nia z par­tyą na­ro­do­wą. Ze­bra­nie było u Chrep­to­wi­cza. Obec­ni Po­toc­cy, Ma­ła­chow­ski, Li­now­ski, Niem­ce­wicz, z dru­giej stro­ny Kos­sa­kow­scy, An­kwicz, Oża­row­ski, za­pew­ne i wię­cej, o któ­rych nie wiem albo nie pa­mię­tam. Czy w złej czy w do­brej wie­rze, wy­wo­ła­no kon­fe­ren­cyą, ani wiem, ani prze­są­dzać mogę, ale za­ga­ił bi­skup Kos­sa­kow­ski sło­wy: Wszy­scy, jak tu je­ste­śmy, ko­cha­my za­rów­no Oj­czy­znę i chce­my ją ra­to­wać; my ro­zu­mie­my, że to się uda tyl­ko z po­mo­cą Im­pe­ra­to­ro­wej, wy wła­snym ufa­cie si­łom. Do­brze, je­że­li się my­li­my, to sta­now­czo zry­wa­my z Ro­syą, dróg i prze­ko­nań zrze­ka­my się swo­ich, ale pod jed­nym wa­run­kiem: to jest wy­po­wie­dze­nia na­tych­miast woj­ny im­pe­ra­to­ro­wej, po­spo­li­te ru­sze­nie, wal­ka na śmierć i ży­cie. – Na to Igna­cy Po­toc­ki: Kraj do woj­ny nie­przy­go­to­wa­ny, au­kcya woj­ska na pa­pie­rze, z Pru­sa­mi na­le­ży się wprzód po­ro­zu­mieć, na los sza­lo­ne­go kro­ku Oj­czy­zny przy­szło­ści pusz­czać nie moż­na. Od­po­wie­dzie­li An­kwicz i Kos­sa­kow­ski: kie­dy nie, to nie, je­że­li za­raz po­wsta­wać nie chce­cie czy nie mo­że­cie, to my do na­szych dróg i prak­tyk wra­ca­my. Tak się skoń­czy­ło to ro­ko­wa­nie, któ­re, po­wta­rzam, w złej czy w do­brej było roz­po­czę­te wie­rze, za­wsze do­wo­dzi, jak były trud­ne oko­licz­no­ści i de­cy­zyą w na­ro­dzie, któ­ry nie miał tra­dy­cyj­nej po­li­ty­ki, ale któ­re­go wiel­kie ro­dzi­ny od lat kil­ku­set do fa­mi­lij­nych z za­gra­ni­cą nu­wy­kły sto­sun­ków. Co mo­gło dziać się wten­czas w du­szy Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, któ­re­go dłu­gie na­wyk­nie­nie cią­gnę­ło do Ro­syi, któ­ry za­ra­zem nie chciał zry­wać z na­ro­dem, któ­re­go ro­zum prze­ni­kał zdra­dę pru­ską, oce­niał po­bud­ki par­tyi het­mań­skiej, ro­zu­miał może po­li­tycz­ną war­tość kon­sty­tu­cyj­ne­go stron­nic­twa, a z rze­tel­nem po­świę­ce­niem prze­wod­ni­cząc po­mię­dzy sprzecz­ny­mi kie­run­ka­mi, nie miał od­wa­gi i cha­rak­te­ru, aby wy­brać jed­nę dro­gę i wier­nym jej po­zo­stać! To jest za­rzut, któ­ry słusz­nie kró­lo­wi zro­bić moż­na; nie wy­ma­wiam mu bra­ku za­sad, za­sad nikt w tym cza­sie nie miał, nie wy­ra­bia­ją się one w epo­kach kry­tycz­nych, ale do­pie­ro w or­ga­nicz­nej chwi­li. W cza­sach i wśród na­uki, któ­ra wy­cho­dzi­ła abs­trak­cyj­nie z ide­ału, kto znał wa­run­ki, we­dle któ­rych wy­kształ­ca­ją się kon­sty­tu­cyę na­ro­dów? Dziś po stu la­tach mało kto ro­zu­mie, że po­wsta­ją i wy­kształ­ca­ją się na­tu­ral­nie we­dle ży­wio­łów skła­do­wych, a nie da­dzą się stwo­rzyć do­wol­nie. Tho­mas Pay­ne twier­dził pod­ów­czas że ten tyl­ko oby­wa­tel wol­nym na­zwać się może, któ­ry w kie­sze­ni nosi kon­sty­tu­cyę swo­je­go na­ro­du. Jakg­dy­by orze­cze­niem na pa­pie­rze dały się wy­two­rzyć i zrów­no­wa­żyć te sto­sun­ki i siły spo­łecz­ne, któ­rych gra sta­no­wi ży­cie na­ro­dów a wol­ność im za­pew­nia. Au­tor Czte­ro­let­nie­go S ej m u nie pi­sze trak­ta­tu o pra­wie pu­blicz­nem, ale pi­sze hi­sto­ryę; tak ją jed­nak pi­sze, że ta na­uka z opo­wia­da­nia wy­pły­wa. To jest głów­na jego za­le­ta i dla­te­go spo­koj­nie przyj­mo­wać może za­rzu­ty: że na tle ob­ra­zu nie ma wię­cej szcze­gó­łów na­ry­so­wa­nych, któ­re­by le­piej stan spo­łe­czeń­stwa, mia­sta, oby­cza­jów dały po­znać, że w cha­rak­te­ry­sty­ce lu­dzi wy­bit­niej­szych kon­tu­ry nie do­syć wy­ra­zi­ste na­kre­ślo­ne, a przez to ca­łość nie ma tego ży­cia, bar­wy i pla­stycz­no­ści, ja­kie po­dzi­wia­my w Ma­cau­lay'u, Ta­inie. Spo­so­bu pi­sa­nia au­to­rom na­rzu­cać nikt nie ma pra­wa, a jest on za­wsze wy­pły­wem oso­bi­sto­ści. O sty­lu daw­no po­wie­dział Buf­fon: Le sty­le c'est Uhom­me. Tem bar­dziej księ­ga to czło­wiek; ta, któ­rą mamy pod ręką, mu­sia­ła być po­waż­na. Zo­sta­wia pa­mięt­ni­kom szcze­gó­ły oby­cza­jo­we, na któ­re do­sta­tecz­nie wska­za­no, i ja­skraw­szą cha­rak­te­ry­sty­kę lu­dzi wpły­wo­wych, i to co dał, wy­star­cza, aby ich osą­dzić. Wy­do­był z cie­nia oso­bi­sto­ści, jak Ko­ma­rzew­ski, De­bo­li, któ­re sto lat cze­ka­ły, aby im od­da­no spra­wie­dli­wość, a któ­re pięk­nie od­bi­ja­ją od za­bie­gów dumy ro­dzin­nej, albo oso­bi­ste­go in­te­re­su i ja­kie­goś niby ka­wa­ler­skie­go a peł­ne­go ego­izmu zu­chwal­stwa.

W Sej­mie Czte­ro­let­nim tak, jak przed­sta­wio­ny, za wie­le ma­te­ry­ału, aby go od­ra­zu oce­nić i stra­wić; zda­je mi się, że dłu­go z tej ko­pal­ni czer­pać będą, a da po­chop może mnie sa­me­mu do dal­szej pra­cy. Czy­ta­ny, jak rzad­ko to się zda­rza w na­szej li­te­ra­tu­rze. Szczę­śli­wy to i dla au­to­ra i dla spo­łe­czeń­stwa mo­ral­ne­go zdro­wia ob­jaw.Do księ­dza Ste­fa­na Paw­lic­kie­go C. R.

Sza­now­ny O. Ste­fa­nie.

Na Two­je żą­da­nie, o Pa­mięt­ni­kach księ­cia Ada­ma za­czy­nam, ale czy skoń­czę? a je­że­li skoń­czę, czy moje po­szlę Ci pi­smo?

Chwa­lić księ­cia Ada­ma nie­po­trze­ba; czy wol­no go są­dzić? czy to za­da­nie nad­to trud­nem i nie­wdzięcz­nem nie jest?

Je­den z naj­czyst­szych, źle mó­wię, naj­czyst­szy z na­szych cza­sów, a może i daw­nych, zda­je spra­wę z naj­waż­niej­szej epo­ki swo­je­go ży­cia i wie­ku, nie opo­wia­da­niem, ale ak­ta­mi; przed­sta­wiać się tak albo in­a­czej, tłó­ma­czyć chę­ci lub za­mia­rów nie my­śli, winy na in­nych nie skła­da, po­da­je nam to co mó­wił, pi­sał, albo w urzę­do­wym cha­rak­te­rze, albo pry­wat­nym, do mo­nar­chy wszech­wład­ne­go, nie­raz wszech­po­tęż­ne­go; w oto­cze­niu to wro­giem, to uprze­dzo­nem; w sto­sun­ku, któ­re­mu po­dob­no hi­sto­rya rów­ne­go nie zna; raz go tyl­ko po­eta w dra­ma­tycz­nym ide­ale przed­sta­wił. Co tam zda­wa­ło się tyl­ko po­ezyą, a zda­niem po­waż­nych sę­dziów ha­zar­dow­ną, to tu wi­dzi­my w rze­czy­wi­sto­ści.

–- (1) Dru­ko­wa­ne w Prze­glą­dzie Pol­skim, w Nrze 258, w 1887 r.

Wy­pad­nie mi za­tem są­dzić ks. Ada­ma i są­dzić Alek­san­dra I. Może to za­wie­le, spró­bu­ję.

Ksią­żę opo­wie­dziaw­szy w nar­ra­cyi prze­rwa­nej śmier­cią, je­że­li nam daje po­cią­ga­ją­cy mło­do­ści, uczuć swych, ro­dzi­ny i spo­łe­czeń­stwa ob­raz, to nie­wie­le dla pu­blicz­no­ści czy­ta­ją­cej daje no­we­go. – W nie­zrów­na­nej książ­ce Bro­ni­sław Za­le­ski, za­pew­ne z te­goż czer­piąc źró­dła, opo­wie­dział, czem był oj­ciec i dzia­do­wie, opo­wie­dział, " czem była jego mło­dość, a nie wiem, czy jaka sta­ro­żyt­na rzeź­ba z więk­szą praw­dą, pro­sto­tą i po­wa­gą przed­sta­wi­ła wal­kę bo­ha­ter­ską przez ol­brzy­mów sto­czo­ną, choć nie za­wsze chwa­li broń, któ­rej uży­wa­li. Wspa­nia­ły to wstęp do księ­gi Ka­lin­ki, któ­ry­by go się nie wy­rzekł. Tę­sa­mą epo­kę, ob­raz tych sa­mych nie­mal lu­dzi, czer­piąc z tych­sa­mych źró­deł, skre­ślił w spo­sób wię­cej aneg­do­tycz­ny Lu­dwik Dę­bic­ki. Ze się po­słu­gi­wał Za­le­skim, wy­mó­wio­no mu nie­słusz­nie. Mó­wiąc o jed­nych cza­sach i lu­dziach, na pod­sta­wie jed­nych źró­deł, mu­siał się z nim spo­tkać, a że nie po­trze­bo­wał po­słu­gi­wać się po­przed­ni­kiem, do­wiódł w dru­gim to­mie, któ­re­go cza­sów Za­le­ski nie do­ty­kał" a któ­ry wła­śnie z dwóch naj­zna­ko­mit­szy. Gdy­by, po tak dłu­giej pu­bli­cy­stycz­nej pra­cy było po­trze­ba do­wo­dzić, że Lu­dwik Dę­bic­ki jest pi­sa­rzem po­li­tycz­nym, to roz­dział II jest tego do­wo­dem. Ale nie o to idzie obec­nie. – Wia­do­mo, ja­kie dla oso­by ks. Ada­ma i jego pa­mię­ci mam usza­no­wa­nie, ostat­nia pu­bli­ka­cya jesz­cze je po­tę­gu­je aż do ide­ału; o to mi idzie, aby w praw­dzie po­li­tycz­nej po­sta­wić na­prze­ciw sie­bie ks. Ada­ma i Alek­san­dra I na tle wy­pad­ków po­cząt­ku na­sze­go wie­ku, wo­bec dąż­no­ści ro­zum­ne­go, naj­więk­sze­go mi­ło­śni­ka Oj­czy­zny, a cara, może ma­rzy­cie­la ale któ­ry pięk­nie i pod­nio­śle ma­rzył.

Po­wta­rzam, hi­sto­rya nie zna po­dob­ne­go wy­pad­ku, i dla­te­go tak trud­no, z do­brą mó­wiąc wia­rą, oce­nić, co w tem było praw­dzi­we­go, mo­żeb­ne­go i po­li­tycz­ne­go. Pi­sze się dla tych, któ­rzy Pa­mięt­nik czy­ta­li i zna­ją całą tra­gicz­ność sy­tu­acyi mło­de­go czło­wie­ka wiel­kie­go rodu, go­re­ją­ce­go mi­ło­ścią Oj­czy­zny, dla któ­rej tyl­ko co wal­czył; ob­da­rzo­ne­go cha­rak­te­rem przej­rzy­stym jak krysz­tał, a kie­dy szło o war­tość mo­ral­ną, jak on twar­dym, rzu­co­ne­go na dwór naj­bar­dziej wzglę­dem Oj­czy­zny win­ny, ze­psu­ty, a przy­tem nie bez bla­sku, któ­ry ge­niusz nie­cnej ko­bie­ty, na ten dwór, na ten na­ród roz­le­wał.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: