Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Z pod pyłu wieków. Tom 2, Aszur i Mucur - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Z pod pyłu wieków. Tom 2, Aszur i Mucur - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 249 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PIES FE­NI­CJI.

Fe­ni­cja, ogród kwia­tów – niech Baal spra­wi, by jej nie na­padł Aszur i Mu­cur – drze­mie roz­kosz­nie nad Mo­rzem Śród­ziem­nem.

Brze­gów jej strze­że sto­ją­cy na skal­nym cy­plu Pies Ka­mien­ny. Prze­to w Ty­rze bez­piecz­ny jest król Hi­ram i za­ży­wa­ją spo­ko­ju jego wo­jow­ni­cy. Sen klei tak­że po­wie­ki miesz­kań­ców Sy­do­nu i wszyst­kich miast aż do Baal-Bek.

jest noc gwieź­dzi­sta. Ka­mien­ny Pies od cza­su do cza­su pod­no­si uszy. Ale na roz­da­li mor­skiej nie sły­chać mia­ro­we­go plu­sku wio­seł Mu­cu­ra. Pies ob­ra­ca uszy w stro­nę Li­ba­nu. Nie sły­chać mia­ro­we­go stą­pa­nia ty­sią­cz­nych nóg Aszu­ra.

Pies uspo­ko­ił się. Ziew­nął, przy­siadł i łeb opu­ścił na wy­cią­gnię­te łapy.

Nud­no mu. Więc zno­wu pod­no­si łeb i dla ukró­ce­nia cza­su ob­ra­ca śle­pia w nie­bo.

A tam, śród noc­nych świa­teł mo­dre­go skle­pie­nia, dzie­ją się całe hi­stor­je.

Oto wła­śnie wcho­dzą z go­re­ją­ce­mi po­chod­nia­mi czte­rej sy­no­wie Na­sza, nio­sąc zwło­ki ojca. Przed nimi su­nie mat­ka Wal­da­na z naj­młod­szym syn­kiem u łona. Zwra­ca twarz po­sęp­ną na noc­ne nie­ba ob­sza­ry, roz­go­rza­łym wzro­kiem śle­dzi daie, żali się gdzie nie kry­je Gedi, za­bój­ca Na­sza, któ­re­go zdra­dzi błysz­czą­ca świet­nie zbro­ja. Wal­da­na szu­ka na nim po­msty. Co noc wy­cho­dzi na fir­ma­ment, co noc pusz­cza wzrok po mo­drych prze­strze­niach.

Ka­mien­ny Pies uniósł łeb w górę i usta­wił uszy w dwa ostre kli­ny.

O, po dru­giej stro­nie sza­fi­ro­we­go skle­pie­nia Gedi uka­zał się rze­czy­wi­ście. Jak świet­nie błysz­czy jego zbro­ja! Ale Gedi jest ostroż­ny. Po­strzegł czte­ry po­chod­nie, po­strzegł po­sęp­ną Wal­da­nę, twarz jego za­drża­ła mi­go­tli­wie jak zbro­ja. Nie sta­wi czo­ła czte­rem mło­dzień­com. Już chce za­wró­cić. Ale wy­stę­pu­je na nie­bo Su­hel, któ­re­go hełm mie­ni się na mo­drej prze­strze­ni jak dja­ment. Gedi ma w nim sprzy­mie­rzeń­ca. Już nie lęka się Wal­da­ny i jej sy­nów.

Ka­mien­ny Pies skie­ro­wał kli­ny swo­ich uszu w stro­nę, kędy świe­cił Gedi i Su­hel.

Ale Su­hel uda­je tyl­ko, że wspie­ra so­jusz­ni­ka prze­ciw­ko Wal­da­nie i jej sy­nom. Chci­we oczy jego pa­trzą w inną stro­nę. Tam w od­da­le­niu pała na nie­bie za­gu­bio­ny sied­mio­gwiezd­ny dy­adem Ki­ma­hu.

Nie on go za­gu­bił. Tam oto stą­pa już ten, któ­ry go szu­ka wie­ki całe, stą­pa nie­szczę­sny Al­da­ba­ran a z nim siedm jego có­rek za­pła­ka­nych. Roz­glą­da­ją się szla­kiem stóp swo­ich i szu­ka­ją, opusz­cza­ją gło­wy w dół i szu­ka­ją. Nie wi­dzą Ki­ma­hu! Wi­dzi go Su­hel a oni Su­he­la nie wi­dzą. Su­hel skra­da się, wy­cią­ga rękę, za chwi­lę uj­mie łup żąd­ną dło­nią.

Ka­mien­ny Pies bły­snął groź­nie śle­pia­mi i wark­nął.

Wark jego roz­legł się da­le­ko po mo­rzu i po Li­ba­nie, aż w Ty­rze król Hi­ram prze­wró­cił się na łożu nie­spo­koj­nie i tak samo prze­wró­ci­li się na ło­żach jego wo­jow­ni­cy. A wszy­scy miesz­kań­cy Sy­do­nu coś jęli mar­mo­tać przez sen, tak samo miesz­kań­cy in­nych miast aż do Baal-Bek.

Ka­mien­ny Pies spo­strzegł się, stu­lił uszy i łeb opu­ścił na łapy.

Ale nud­no mu. Zno­wu pod­no­si śle­pia i pa­trzy po nie­bie. W sa­mym ze­ni­cie ma­ja­cze­je Ke­sil, spę­ta­ny gi­gant. Nogi i ręce roz­krzy­żo­wa­ne a dło­nie i ręce prze­bi­te czte­re­ma gwiaz­da­mi. W po­przek ol­brzy­mie­go cia­ła mie­ni się trzy­gwiezd­ny łań­cuch. Gło­wa mło­dzień­cze­go gi­gan­ta prze­chy­la się w dół. Twarz przej­rzy­sta jak po­wie­trze a znę­ka­na. W pięk­nych oczach omdla­łość. Cier­pi, cier­pi wie­ki. Z po­si­nia­łych ust ula­tu­je wes­tchnie­nie, któ­re po­ru­sza eter jak wiew Ze­fi­ru.

Ka­mien­ny Pies czu­je li­tość. Żal mu Ke­si­la. Gi­gant skie­ro­wał wła­śnie na nie­go znę­ka­ne oczy swo­je.

Pies prze­chy­la łeb w lewo i pa­trzy. Po­ru­szył się, ob­li­zał. Te­raz prze­chy­lił łeb w pra­wo i pa­trzy. Co­raz bar­dziej ogar­nia go żal. Chciał­by sko­czyć ze ska­li­ste­go cy­pla w prze­stwo­ry, ła­sić się u nóg mę­czo­ne­go ol­brzy­ma, ob­wą­chi­wać gwiezd­ne gwoź­dzie, li­zać rany mło­dzień­ca. Po­czy­na tedy skom­leć ża­ło­śnie a skom­le­nie jego roz­cho­dzi się da­le­ko po mo­rzu i po Li­ba­nie.

Dru­gi raz w Ty­rze król Hi­ram po­ru­szył się na swem łożu a na­wet ode­mknął oczy i ro­zej­rzał się do­ko­ła. Tak samo ode­mknę­li oczy i ro­zej­rze­li się wszy­scy jego wo­jow­ni­cy, tak samo miesz­kań­cy Sy­do­nu i in­nych miast aż do Baal-Bek.

Ka­mien­ny Pies znów się po­strzegł, prze­to za­milkł, przy­kuc­nął i po­sta­no­wił za nic nie pa­trzeć na Ke­si­la.

Ale nud­no mu, bar­dzo nud­no. Ły­ska do­ko­ła śle­pia­mi, tyl­ko po wid­no­krę­gach.

Wła­śnie w stro­nie wschod­niej wy­pły­nął na mo­drą prze­strzeń He­lel, przo­dow­nik Sza­ma­sza, sło­necz­ne­go pana. Prze­ślicz­ny mło­dzian o ob­li­czu sępa, bro­dzie rur­ko­wa­nej i moc­no wy­pu­kłych pier­siach. W źre­ni­cach jego po­tę­ga a w ca­łej po­sta­wie roz­kaz. On spę­dzi Su­he­la, na jego ski­nie­nie ustą­pić musi Gedi. Wal­da­na z su­ną­cym za nią or­sza­kiem po­grze­bo­wym zej­dzie za wid­no­krąg. Od­da­li się tak­że Al­da­ba­ran ze swo­je­mi płacz­ka­mi. A Sza­masz, sło­necz­ny pan, przyj­dzie za­ćmić gi­gan­ta Ke­si­la i wła­dzę swo­ją nad nim oka­zać. Wy­stą­pi w wa­chla­rzu czer­wie­ni, w po­to­kach świa­tła, król kró­lów i bóg bo­gów.

Ale świa­tła nocy nie lu­bią świa­tła dnia, bo i spraw swo­ich jesz­cze nie za­koń­czy­ły a wie­ki mi­nę­ły. Al­da­ba­ran nie zna­lazł Ki­ma­hu i prze­to wdo­wie jest jego kró­le­stwo bez­dy­ade­mo­we. Wal­da­na nie wy­war­ła po­msty na Ge­dim, prze­to sy­no­wie Na­sza przy­sta­ją ze zwło­ka­mi ojca i gniew­nie pa­trzą w stro­nę He­le­la. Su­hel nie zdą­żył po­chwy­cić sied­mio­gwiezd­ne­go dja­de­mu. Cze­góż prze­szka­dza im He­lel? Cze­mu tak na­gli? Cze­mu spę­dza ich z dro­gi Sza­ma­sza? Cze­mu Sza­masz pa­stwi się nad Ke­si­lem?

I oto całe nie­bo za­mi­go­ta­ło groź­nie, aż He­lel się­gnąć mu­siał do boku pra­we­go po miecz obo­siecz­ny. On tu przo­dow­nik pana, on uprzą­ta dro­gę świa­ta na jego wej­ście i ni­czem są spra­wy wszyst­kich wo­bec spraw Sza­ma­sza.

Ka­mien­ny Pies dźwi­gnął się na łapy. Cały jest prze­ję­ty spra­wą spraw. Pa­ła­ją­ce śle­pia ob­ró­cił na Al­da­ba­ra­na, któ­ry spoj­rzał na nie­go po­gar­dli­wie. Ka­mien­ny Pies na­stro­szył sierść, śle­pia skie­ro­wał na Su­he­la. Ten po­ka­zał mu ku­łak. Pies bły­snął kła­mi, szczek­nął krót­ko.

Szczek jego roz­legł się da­le­ko po mo­rzu i od­bił się echem od licz­nych za­ło­mów Li­ba­nu. Król Hi­ram w Ty­rze aż siadł na łożu, prze­tarł oczy i chciał krzyk­nąć. Tak samo sie­dli na łożu i chcie­li krzyk­nąć wszy­scy jego wo­jow­ni­cy a tak­że wszy­scy miesz­kań­cy Sy­do­nu i in­nych miast aż po Baal-Bek.

Ka­mien­ny Pies uląkł się, opadł na łapy, cały się przy­tu­lił do ska­ły i nie śmiał już pi­snąć, bo czuł, że nie­po­trzeb­nie za­nie­po­ko­ił kró­la, wo­jow­ni­ków i miesz­kań­ców wszyst­kich miast aż do Baal-Bek.

Nie pa­trzy wpraw­dzie, ale czu­je do­sko­na­le, co się dzie­je na nie­bie. Ustę­pu­je Al­da­ba­ran ra­zem z płacz­ka­mi, ustę­pu­je Wal­da­na i jej sy­no­wie. Gedi ustę­pu­je i Su­hel ustę­pu­je. He­lel ogni­stym mie­czem spę­dza ich wszyst­kich. Ka­mien­ny Pies drży na ca­łem cie­le, każ­dy włos jego sier­ści ocie­ka po­tem. Ach, już blak­nie przy­ćmio­ny ran­nem świa­tłem Ke­sil. Już uka­zu­je się wa­chlarz czer­wie­ni, już try­ska­ją po­to­ki świa­tła, za­raz wy­pły­nie Sza­masz, pan sło­necz­ny. Już bije przez eter cie­płe jego tchnie­nie. Pro­mie­nie róż­no­ko­lo­ro­we fa­lu­ją śpie­wem ła­god­nym. I mo­rze w dole gra. Po­wie­trze jest won­ne, blask jest ośle­pia­ją­cy, cie­pło usy­pia, ran­ne zsy­ła ma­rze­nia i ran­ne sny.

Ach, usy­pia na­resz­cie wier­ny stróż Fe­ni­cji, usy­pia i śni mło­dość swo­ją i cza­sy, nim tu sta­nął na skal­nym cy­plu nad­mor­skim.

Kie­dy swo­bod­nie bie­gał po gó­rach Li­ba­nu i mi­ło­ści szu­kał. Szu­kał i zna­lazł. Gdzie to było? Kie­dy to było? Ce­dry sia­ły ży­wicz­ną woń a król Hi­ram mó­wił: "wy­pu­ścić przy­szłe­go mego wier­ne­go stró­ża, niech so­bie po­bie­ga po Li­ba­nie a znaj­dzie mi­łość swo­ją". Tak mó­wił król Hi­ram. A wte­dy dwóch wo­jow­ni­ków zdję­ło mu ob­ro­żę i rze­kło: "bie­gaj po Li­ba­nie, przy­szły wier­ny stró­żu na­sze­go kró­la Hi­ra­ma, któ­ry ci to po­zwo­lił, abyś zna­lazł mi­łość swo­ją". Biegł tedy, biegł naj­pierw w górę na Li­ban a po­tem z Li­ba­nu w dół, za wody Na­rel-Mot, któ­re się zwą "Wody Śmier­ci, za Bet-Rum­ma­na, co się zwie Dom Ja­błek Gra­na­to­wych, aż do Misz­mi­sze, ślicz­nej pie­cza­ry, przed któ­rą le­ża­ła słod­ka Bek­fe­ja, o sier­ści zło­tej i zie­lo­nych śle­piach i na­wet nie ru­szy­ła się na jego spo­tka­nie a uda­jąc, pięk­ną gło­wę w bok od­wra­ca­ła.

Gdzież jest te­raz ślicz­na pie­cza­ra Misz­mi­sze, wspo­mnień peł­na? Gdzież jest Bek­fe­ja? Gdzież są te pięk­ne dni upal­ne, kie­dy bie­gał wol­ny, obo­wiąz­ków nie zna­ją­cy, mi­ło­ści go­dzien? Rzekł pew­ne­go dnia król Hi­ram: "Już się pew­nie ustat­ko­wał mój przy­szły wier­ny stróż. Zdechł sta­ry Ra­dża; niech on tedy sta­nie na cy­plu skal­nym i strze­że Fe­ni­cjia. Tak po­wie­dział król Hi­ram. A na­tych­miast wy­szło dwóch jego wo­jow­ni­ków na pierw­szy i na dru­gi wał Li­ba­no­wy i po­czę­li gwiz­dać. Gwiz­da­li pół dnia. A wte­dy gwiz­da­nie pierw­sze­go do­szło do pięk­nej gro­ty Misz­mi­sze. Pod wie­czór do­szło dru­gie gwiz­da­nie. Wte­dy Bek­fe­ja rze­kła: "Nic trwać nie może wiecz­ni". I roz­sta­li się, roz­sta­li na za­wsze.

jed­no po­zo­sta­ło: sen. Mi­nę­ły cza­sy, mi­nę­ły wie­ki. A po każ­dej nocy czu­wa­nia na skal­nym cy­plu, kie­dy na nie­bie roz­po­ście­ra się czer­wo­ny wa­chlarz Sza­ma­sza, kie­dy po­wie­trze śpie­wa ko­lo­ra­mi, kie­dy z ob­li­cza pana sło­necz­ne­go pada po­tok cie­pła, sen ten wra­ca, wra­ca i pie­ści wspo­mnie­niem…

Ale cóż to? Ja­kiż to plusk mia­ro­wy roz­le­ga się po roz­da­li mor­skiej? Ja­kież to wio­sła biją mo­dre wody? A może to stą­pa­nie ty­sią­cz­nych nóg Aszu­ra?

Nie, Aszur obez­wład­nio­ny leży w Ni­ni­we. Czyż­by to Mu­cur siadł na okrę­ty i prze­pły­nął przez mo­drą weł­nę mo­rza?

Ka­mien­ny Pies ze­rwał się na czte­ry łapy i za­czął gwał­tow­nie uja­dać.

Za­drga­ło całe po­wie­trze Fe­ni­cji. Król Hi­ram w Ty­rze zbu­dził się i sko­czył z łoża na rów­ne nogi. Tak samo sko­czy­li z łoża wszy­scy wo­jow­ni­cy, oraz wszy­scy miesz­kań­cy Sy­do­nu i in­nych miast aż po Baal-Bek.

Uja­da­nie sta­wa­ło się co­raz gło­śniej­szem, co­raz wście­klej­szem. Król Hi­ram chwy­cił miecz i po­czął nim dzwo­nić w tar­czę.

Nad­bie­ga­li do jego zam­ku wszy­scy wo­jow­ni­cy oraz miesz­kań­cy Tyru, Sy­do­nu i in­nych miast aż po Baal-Bek.

Bie­gli miesz­kań­cy z Be­rot, Ga­zir i Ara­dus. Fe­ni­cja, ogród kwia­tów, za­ro­iła się niby brzę­kiem psz­czół i chma­ra­mi barw­nych mo­ty­li.

A uja­da­nie nad mo­rzem cią­gle ro­sło.

Oto uka­za­ły się trój­wio­sło­we okrę­ty, za­to­czy­ły ogrom­ny krąg i usta­wi­ły się w dwóch rzę­dach. Ka­mien­ny Pies wyje, mio­ta się.

Ale już całe po­brze­że Fe­ni­cji za­peł­ni­ło się wo­jow­ni­ka­mi, któ­rych w wiel­kie; a głę­bo­kie pół­ko­le usta­wił król Hi­ram.

Tak sta­li na­prze­ciw­ko sie­bie: Mu­cur na mo­rzu i Hi­ram na lą­dzie, a mię­dzy nimi wył Pies Ka­mien­ny, wier­ny stróż Fe­ni­cji, niech Baal ma go w swej opie­ce!

Dał się sły­szeć dźwięk tar­czy kró­lew­skiej i cały Li­ban za­wrzał okrzy­kiem go­to­wo­ści.

Wte­dy Ka­mien­ny Pies sko­czył w od­męt mor­ski. Woj­ska za­par­ły w so­bie od­dech.

I oto za­pie­ni­ły się wody a za­ra­zem jęły z okrę­tów świ­stać przez po­wie­trze strza­ły. Furk­nę­ły koło uszu psa i plu­snę­ły w wody. Po­tem wy­le­cia­ły bia­łe gła­zy po­ci­sków, z war­kiem bie­gły przez nie­bie­skie po­wie­trze i pa­dły oko­ło łba, blu­znąw­szy wodą na wszyst­kie stro­ny.

Ka­mien­ny Pies, dy­sząc i po­szcze­ku­jąc, pły­nie da­lej. Za chwi­lę znaj­dzie się już w po­bli­żu okrę­tu, na któ­rym w oto­cze­niu swo­jem stoi sam Fa­ra­on. Za chwi­lę sko­czy na po­kład, się­gnie kła­mi do gar­dła Mu­cu­ra.

Bia­łe po­ci­ski pa­da­ją z plu­skiem do­ko­ła po­twor­ne­go łba. Mo­rze ko­tłu­je się. Fa­ra­on po­bladł.

Woj­sko Hi­ra­ma wy­da­ło okrzyk ra­do­ści. Ale przed­wcze­sny ten okrzyk, prze­to za­raz za­milk­nie.

Usta­wi­li się na okrę­tach po­dwój­nym rzę­dem włócz­ni­cy. Unie­śli ręce, mie­rzą. Wy­pu­ści­li chmu­rę włócz­ni.

Zno­wu za­ko­tło­wa­ło się mo­rze do­ko­ła po­twor­ne­go łba. Ka­mien­ny Pies nie­na­ru­szo­ny. Pra­cu­je co­raz usil­niej. Już znaj­du­je się w po­bli­żu za­nu­rzo­nych w wody mor­skie wio­seł.

Po­wtór­ny okrzyk za­wrzał u stóp Li­ba­nu śród wojsk Hi­ra­ma. Ale przed­wcze­sny ten okrzyk i za­raz za­milk­nie. A trze­cie­go okrzy­ku już nie bę­dzie wca­le.

Na miej­sce włócz­ni­ków wy­stą­pi­li pro­ca­rze Mu­cu­ra. Wło­ży­li ka­mie­nie w swe pro­ce i za­to­czy­li nie­mi dwa razy łuki w po­wie­trzu. Ale Fa­ra­on ski­nął i ręce im opa­dły.

Ujął oso­bi­ście ogrom­ny swój łuk, się­gnął po strza­łę z koł­cza­na, przy­ło­żył, na­piął cię­ci­wę i zmru­żył pra­we oko.Śle­pia Psa Ka­mien­ne­go za­szły krwią. Ury­wa­ne wy­cie do­by­wa się z jego gar­dzie­li. Pra­cu­jąc po­tęż­ne­mi ła­pa­mi do­pły­wa już do kró­lew­skie­go stat­ku.

Na po­brze­żu Fe­ni­cji dech za­mie­ra w pier­siach wo­jow­ni­ków a te­raz król Hi­ram bar­dzo po­bladł.

Mu­cur mie­rzy spo­koj­nie i co­raz le­piej mru­ży pra­we oko.

W tej chwi­li Ka­mien­ny Pies do­pły­nął do pierw­sze­go rzę­du wio­seł. Oparł na nie przed­nie łapy a po­tem za­dnie łapy. Przez chwi­lę chwy­tał rów­no­wa­gę a na­stęp­nie, od­biw­szy się, sko­czył w prze­stwór po­wietrz­ny.

Ale gdy prze­le­ciał po­ło­wę dro­gi do po­kła­du, zgrzyt­nę­ła cię­ci­wa Mu­cu­ra, furk­nę­ła jego strza­ła, bo­le­sne skom­le­nie roz­le­gło się w po­wie­trzu i ol­brzy­mie ciel­sko z plu­skiem pa­dło do wody.

Okrzyk try­um­fu wzniósł się z wszyst­kich okrę­tów Mu­cu­ra. Wrza­wa prze­ra­że­nia roz­le­gła się u pod­nó­ża Li­ba­nu a woj­ska chcia­ły pierzch­nąć, że le­d­wie je po­wstrzy­mał bla­dy jak płót­no król Hi­ram.

Mo­rze za­bar­wi­ło się czer­wo­ną po­so­ką. Ka­mien­ny Pies za­nu­rzał się i wy­pły­wał. Śle­pia jego za­cho­dzi­ły mgłą. Szum na­peł­nił mu uszy. Zda­wa­ło mu się, że ja­kieś po­tęż­ne stat­ki z plu­skiem wio­seł prze­je­cha­ły nad nim w stro­nę brze­gów, że ode­zwał się ło­skot kusz, wi­chro­wy po­świst strzał i gro­mo­wy wark le­cą­cych włócz­ni, że po­tem za­dźwię­cza­ły łań­cu­chy ko­twic, że ja­kaś wrza­wa bo­jo­wa, czy try­um­fal­na, ob­ce­mi gar­dły za­ry­cza­ła. Po­tem przy­szedł sen, ja­kiś daw­ny a ostat­ni, w tym śnie zaś Hi­ram, Fe­ni­cja, Bek­fe­ja…..

A po­tem już nic.

Na­stęp­nej nocy pu­sty był ska­li­sty cy­pel a na fir­ma­men­cie zbla­dła Maz­za­rot, gwiaz­da Fe­ni­cji, zwa­nej Ogro­dem kwia­to­wa.TAM­MUZ I ISTAR.

Bóg Tam­muz umarł.

Ka­pła­ni Ba­bi­lo­nu roz­dar­li sza­ty i po­sy­pa­li gło­wy po­pio­łem. Płacz­ki oto­czy­ły świą­ty­nię. Lud wy­lę­kły nad­biegł z pól, po­kry­tych wi­no­gra­dem, brzo­skwi­nią i ry­żem.

Wieść zło­wro­ga le­cia­ła niby sza­ry tu­man pia­sków, za­sy­pu­jąc wszyst­kie zie­mie, le­żą­ce wzdłuż rzek Ba­bi­lon­ji. Dał się sły­szeć je­den chór jęku:

– Tam­muz umarł!

Co po­czniesz, rol­ni­ku osłu­pia­ły? Do­kąd ob­ró­cisz się mat­ko, dzie­ci­ny na świat wy­da­ją­ca, gdy pa­da­ją nie­wia­do­mym gro­mem zwa­lo­ne osto­je, na któ­rych wszel­ka wia­ra się opie­ra­ła?Żali na­wet bo­go­wie umie­ra­ją?

Sły­szysz, Ba­bi­lo­nie? A ty, Ni­ni­wo? Ach, sły­szą, sły­szą i oto kro­czy wiel­ki po­chód po­grze­bo­wy z gło­wa­mi na­kry­te­mi a na na­kry­ciu po­piół leży.

I oczy są jak po­piół i ob­li­cza są jak po­piół i ręce, któ­re nio­są po­wię­dłe wień­ce ane­mo­nów i ole­an­drów, są jak po­piół.

I my­śli są jak po­piół.

…………………….

Bo cze­mu umarł Tam­muz?

Cze­mu po­szedł do Ara­lu, ciem­nej kra­iny bez po­wro­tu?

Cze­mu udał się za mrocz­ną rze­kę Chu­bur, gdzie wła­da Ner­gal, bóg trą­du, oraz bo­gi­ni Al­la­tu, węże w rę­kach dzier­żą­ca?

Gdzie zgni­li­zna i tru­pia woń, gdzie wszyst­kie nę­dze, wszyst­kie nie­do­le, do­kąd nig­dy nie zaj­rzy Mar­duk. Cze­mu tam po­szedł Tam­muz, bóg wio­sny i wi­no­gra­du, lo­to­su i ryżu?

…………………….

Tam­muz umarł, bo tak chciał Ea, bóg mą­dro­ści. Chciał, aby Tam­muz umarł i nie prze­szka­dzał mu w jego za­my­słach.

Bo Tam­muz był ko­chan­kiem Ista­ry. Bo z wszyst­kich bo­giń Istar była naj­pięk­niej­szą. Bo Istar ko­cha­ła Tam­mu­za wza­jem­ną mi­ło­ścią.

Bo Ea tak­że ko­chał Ista­rę a wi­dział, że póki żyje Tam­muz, wszel­kie za­bie­gi jego będą da­rem­ne.

Więc pew­ne­go po­ran­ka wy­szedł przed Eri­tu, pa­łac swój, a ski­nął na Po­sła Śmier­ci.

Ten zbiegł do Ara­lu, uma­czał rękę w wo­dach rze­ki Chu­bur a po­tem udał się do Tam­mu­za i na­zna­czył jego czo­ło.

W go­dzi­nę po­tem zbla­dło ob­li­cze Tam­mu­za. W tej chwi­li wszel­kie li­ście na drze­wach po­czę­ło więd­nąć a wszel­kie kwie­cie żółk­nąć.

I jesz­cze w go­dzi­nę po­tem oko Tam­mu­za sta­ło się szkli­ste, wszel­kie kwie­cie po­czer­nia­ło a nie­bo jęło się chmu­rzyć i desz­cza­mi po­pła­ki­wać.

A w trze­cią go­dzi­nę po­tem ule­cia­ło tchnie­nie z pier­si Tam­mu­za. A za­ra­zem dźwi­gnę­ły się wody rze­ki Ty­gru i rze­ki Frat, to­cząc pia­nę.

Oto­czo­ny nie­wi­dzial­nym or­sza­kiem i sam nie­wi­dzial­ny od­szedł Tam­muz do kra­iny bez po­wro­tu a Istar z po­sęp­nem jak noc ob­li­czem za­mknę­ła się we wschod­niej czę­ści pa­ła­cu Eri­tu.

…………………….

Śród cy­pry­sów i ro­do­den­dro­nów sta­nął Ea i pa­trzy.

Ileż ła­god­no­ści w jego wspa­nia­łej twa­rzy! Ileż do­bro­tli­wo­ści świe­ci w jego wiel­kich oczach! Ileż wy­ro­zu­mia­ło­ści roz­wie­si­ła mą­drość na jego czo­le?

Wi­dzi w pa­ła­cu Ista­re, któ­ra leży z ob­li­czem w wez­gło­wie wtu­lo­nem.

Ser­ce po­wie­dzia­ło mu: ko­cham ją. A za­raz po­tem ro­zum po­wie­dział mu: roz­dziel Ista­re z Tam­mu­zem.

Tam­muz pój­dzie do kra­iny Ara­lu, za rze­kę Chu­bur, za siedm bram, w głąb sied­miu twierdz.

A w Eri­tu Istar, bo­gi­ni mi­ło­ści, po­zo­sta­nie sama. Sród palm i ta­ma­rynd bę­dzie cho­dzi­ła szar­pa­na swe­mi bo­skie­mi żą­dza­mi.

Gdy nocą tę­sk­no­ty ode­mkną jej po­wie­ki, nie uj­rzy oko­ło sie­bie Tam­mu­za. Gdy po­żą­da­nie za­pa­li w niej ognie żrą­ce, nie bę­dzie mia­ła komu rąk na szy­ję za­rzu­cić.

Sią­dzie na łożu sa­mot­na, ob­ra­ca­jąc go­re­ją­ce oczy na wszyst­kie stro­ny. A w po­bli­żu bę­dzie stał Ea, do­bry, cier­pli­wy Ea.

Tak po­wie­dzia­ła mu mą­drość. Ea usłu­chał jej i oto stoi mię­dzy ro­do­den­dro­na­mi Eri­tu po­glą­da­jąc, kie­dy wy­nik bło­go­sła­wio­ny ucie­szy jego źre­ni­ce.

…………………….

Ale Istar się nie po­ru­szy­ła.

Czu­ła bli­skość tego, któ­ry był mą­dro­ścią, okrut­ną mą­dro­ścią.

Któ­ry wie­rzył, że ro­zu­mem swo­im od­czy­ta ide­ogram­my ta­jem­nic mi­ło­snych.

On zgu­bi się w pierw­szym kli­nie!

Tak – my­lisz się, Eal

Ukła­daj losy mil­jo­nom po­lnych lil­ji i dru­gim mil­jo­nom pta­ków nie­bie­skich, lu­dziom i bo­gom, zie­mi i fir­ma­men­tom – ale nie uło­żysz ani jed­ne­go losu mi­ło­ści!

Bo mi­łość żad­nych praw nie uzna­je, śle­pa bę­dąc w swych po­sta­no­wie­niach. Na wszyst­ko sie tar­gnie, wszyst­kie­mu czo­ło sta­wi.

Idź, Ea! Ty nie zmo­żesz mi­ło­ści!

Zgnę­bisz ją tyl­ko. Ale tem go­rzej dla cie­bie.

Nie zjed­nasz jej so­bie.

Mo­żesz ją za­bić. Ale sam – co po­czniesz wte­dy?

Po­patrz uważ­niej na Ista­rę. Ea, ty nie ist­nie­jesz dla niej!Źle do­ra­dzi­ła ci two­ja mą­drość. Istar ko­cha te­raz wspo­mnie­nie Tam­mu­za.

Cier­pia­łeś, gdy żył Tam­muz. Ea, bę­dziesz cier­piał dwa­na­ście­kroć wię­cej, gdy Tam­muz umarł.

Ea, czyn twój był – bez­ro­zum­ny!

Ża­ło­sny uśmiech wy­pły­nął na ob­li­cze boga. Po­ło­żył rękę na rur­ko­wa­nej bro­dzie i za­my­ślił się.

Po chwi­li ru­szył w stro­nę pa­ła­cu.

Sta­nął u łoża lsta­ry, po­chy­lił się nad nią. Na­stęp­nie ujął w obie ręce śnia­de jej skro­nie i rzekł do­bro­tli­wie:

– Czy wiesz, gdzie to­czy się zdrój ży­wo­ta? Bo­gi­ni lek­ko drgnę­ła, pod­nio­sła zdu­mio­ne oczy, po­my­śla­ła chwi­lę i od­par­ła wa­ha­ją­cym się gło­sem:

– Wiem.

– Za zdro­jem śmier­ci?

– Tak.

Ea spo­waż­niał. Raz wtó­ry ujął się za rur­ko­wa­ną bro­dę, pod­niósł brwi py­ta­ją­co i rzekł:

– Po­dą­ży­ła­byś tam?

Istar dźwi­gnę­ła się z po­sła­nia. Rysa po­sta­no­wie­nia prze­cię­ła śnia­de jej czo­ło. Rze­kła gło­sem sta­now­czym:

– Po­dą­ży­ła­bym tam.

– A wiesz, co cię tam cze­ka?

– Wiem do­kład­nie.

– I znio­sła­byś wszyst­ko?

– Znio­sła­bym wszyst­ko.

Czar­ne oczy boga za­mi­go­ta­ły łzą. Po­tem wes­tchnął i rzekł bar­dzo ci­cho:

– Tedy po­zwa­lam ci, idź tam.

Istar pa­dła do jego nóg, po­czę­ła je obej­mo­wać i ca­ło­wać. A Ea stał nad nią nie­po­ru­szo­ny, tyl­ko ob­li­cze w rę­kach ukrył.

Oto ona u stóp jego leży i ca­łu­je je. I oto wszyst­ko jest, co osią­gnął. Wszyst­ko a wię­cej nig­dy i nic.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: