Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa w r. 1787: podług listów Kazimierza Konstantego hrabiego de Bröl Platera, starosty inflantskiego - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa w r. 1787: podług listów Kazimierza Konstantego hrabiego de Bröl Platera, starosty inflantskiego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 361 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Po­dług Li­stów Ka­zi­mie­rza Kon­stan­te­go Hra­bie­go de Bröl Pla­te­ra, Sta­ro­sty Inf­lant­skie­go, opi­sa­na przez

J. I. Kra­szew­skie­go.

Wil­no.

Na­kła­dem i Dru­kiem Jó­ze­fa Za­wadz­kie­go

1860

Po­zwo­lo­no dru­ko­wać z obo­wiąz­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry pra­wem ozna­czo­nej licz­by exem­pla­rzy. Wil­no, 11 Lu­te­go 1860 roku.

Cen­zor Pa­weł Ku­kol­nik.

Su­chy i zim­ny dzien­nik po­dró­ży do Ka­nio­wa spi­sa­ny przez urzę­do­we­go hi­stor­jo­gra­fa kró­lew­skie­go ks. bi­sku­pa Na­ru­sze­wi­cza, za­le­d­wie rys daje tej prze­jażdż­ki, któ­ra wca­le in­a­czej wy­glą­da w nie­osza­co­wa­nych li­stach sta­ro­sty Inf­lant­skie­go hr. de Bröl Pla­te­ra.

Ks. Na­ru­sze­wicz spi­su­je oso­by, któ­re król przyj­mo­wał, no­tu­je go­dzi­ny za­trud­nień kró­lew­skich, ozna­cza po­pa­sy i noc­le­gi, do­pusz­cza się cza­sem ma­lucz­kie­go opi­su uro­czy­sto­ści, któ­re­mi wi­ta­no Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, ale nie wta­jem­ni­cza by­najm­niej za­cie­ka­wio­ne­go czy­tel­ni­ka, ani w roz­mo­wy po­dróż­nych, ani w ich uczu­cia, nie ma­lu­je nam oby­cza­jów i lu­dzi. Jest to re­gestr osób, ra­chu­nek dni, ru – bry­ka wy­pad­ków, w któ­rych ob­ra­zu epo­ki szu­kać nie po­dob­na, bo o nim au­tor nie my­ślał. Chciał tyl­ko po­dać pa­mię­ci po­tom­nych imio­na, daty, osno­wę głów­niej­szych wy­pad­ków i świet­nych uro­czy­sto­ści. Cale inny był cel hr. Pla­te­ra, któ­ry nie urzę­do­wą spo­rzą­dzał re­la­cyę, ale w cią­gu po­dró­ży pi­sał li­sty do swych przy­ja­ciół o naj­drob­niej­szych do­no­sząc im szcze­gó­łach, i re­da­gu­jąc dla nich ro­dzaj ga­zet­ki a la main, prze­zna­czo­nej dla krew­nych, zna­jo­mych, dla war­szaw­skie­go kół­ka cie­ka­wych dwo­ra­ków; ści­ga­ją­cych N. Pana spra­gnio­ne­mi oczy­ma. Au­tor tych li­stów całe swe ży­cie po­dob­no utrzy­my­wał dzien­nik tego ro­dza­ju, a przy­najm­niej w epo­kach, w któ­rych bliż­sze osób zna­czą­cych i wy­pad­ków zaj­mo­wał sta­no­wi­sko, spi­sy­wał sta­ran­nie swe wra­że­nia i co tyl­ko usły­szał, do­wie­dział się, lub zo­ba­czył. Temu pra­co­wi­te­mu oby­cza­jo­wi jego win­ni­śmy nie­zmier­nie cie­ka­wy sze­reg li­stów z po­dró­ży do Pe­ters­bur­ga i ni­niej­szy dzien­nik prze­jażdż­ki z kró­lem do Ka­nio­wa, wię­cej jesz­cze zaj­mu­ją­cy, z któ­re­go opis nasz czer­pać bę­dzie­my.

Hr. Pla­ter prze­zna­cza­jąc swe no­ta­ty nie do dru­ku, ale dla po­ufa­łych tyl­ko przy­ja­ciół, pi­sał je z zu­peł­ną swo­bo­dą i sza­cow­ny zo­sta­wił w nich ob­raz lu­dzi, oby­cza­jów, sądu współ­cze­sne­go o rze­czach i wy­pad­kach; – nic też le­piej nie ma­lu­je to­wa­rzy­stwa, któ­re ota­cza­ło kró­la, jego za­jęć i za­baw, za­prząt­nień i uczuć nad li­sty na­sze­go po­dróż­ne­go, któ­ry przy naj­więk­szych tru­dach nie za­po­mi­na nig­dy zdać spra­wy z czyn­no­ści tym, któ­rym się o nich do­no­sić zo­bo­wią­zał. Nie­szczę­ściem rę­ko­pism z któ­re­go czer­pie­my, uprzej­mie nam udzie­lo­ny przez hr. Wło­dzi­mie­rza de Bröl Pla­ter'a, nie jest cał­ko­wi­ty. Na­próż­no zgła­sza­jąc się kil­ka­kroć do róż­nych osób usi­ło­wa­li­śmy go do­peł­nić, nig­dzie się do­tąd resz­ta jego nie wy­na­la­zła. Zmu­sze­ni więc je­ste­śmy w po­środ­ku bra­ku­ją­ce li­sty wy­peł­nić krót­ką tre­ścią Na­ru­sze­wi­cza, i za­trzy­mać się na­tem miej­scu, w któ­rem się nasz dzien­nik prze­ry­wa. Zresz­tą tak jak jest, ten opis po­dró­ży hr. Pla­te­ra, zaj­mu­ją­cą i je­dy­ną w swo­im ro­dza­ju sta­no­wi ca­łość.

Dla przy­dłu­gich a obo­jęt­nych nam czę­sto roz­praw o drob­nost­kach, nie wy­da­je­my tych li­stów w ca­ło­ści, skra­ca­jąc opo­wia­da­nie nie­co, ale trzy­ma­jąc się zresz­tą wier­nie au­to­gra­fu hr. Pla­te­ra, któ­ry mamy przed oczy­ma, i przy­ta­cza­jąc z nie­go dłu­gie do­słów­ne wy­jąt­ki.

pią­tek d. 23 Lu­te­go 1787 r., zdaw­na upro­jek­to­wa­na po­dróż kró­lew­ska dla wi­dze­nia się z Ce­sa­rzo­wą Ros­syj­ską Ka­ta­rzy­ną II? przy­szła na­resz­cie do skut­ku. Ale dla pory zi­mo­wej za­raz na wstę­pie zmie­nić mu­sia­no ozna­czo­ną wprzód dro­gę na Mni­szów, gdzie dla wy­le­wu Pi­li­cy prze­pra­wa była trud­na, – zwró­co­no więc trakt na War­kę.

O trzy kwa­dran­se na dzie­sią­tą, N. Pan ru­szył, po­że­gnaw­szy dwór swój i przy­ja­ciół oso­bi­stych z zam­ku i wsiadł do ka­re­ty z het­ma­nem po­lnym li­tew­skim Tysz­kie­wi­czem i bi­sku­pem Na­ru­sze­wi­czem. Mnó­stwo osób prze­pro­wa­dza­ły go kon­no, a licz­na eskor­ta ota­cza­ła ekwi­paż, za któ­rym na­stę­po­wał kocz z ge­ne­ra­łem Ko­ma­rzew­skim i hr. Pla­te­rem, da­lej szły re­zer­wy kró­lew­skie i czte­ry inne po­wo­zy w li­nii jed­ne za dru­gie­mi. Całe Kra­kow­skie przed­mie­ście peł­ne było cie­ka­we­go ludu, po­spól­stwa i tłu­mów za­le­ga­ją­cych z obu stron uli­ce; okna ka­mie­nic po­otwie­ra­ne, na­ci­śnio­ne były wi­dza­mi, wy­krzy­ku­ją­ce­mi ży­cze­nia szczę­śli­wej po­dró­ży i po­wro­tu.

As­sy­sten­cja kon­na od­pro­wa­dza­ła kró­la do au­ster­ji Czer­nia­kow­skiej, gdzie cy­wil­ni i woj­sko­wi po­że­gna­li N. Pana, po­wra­ca­jąc do mia­sta. Dru­gi raz za­trzy­ma­no się jesz­cze przed karcz­mą Wil­la­now­ską, gdzie N. Pan wy­siadł na­wet dla po­że­gna­nia się z da­ma­mi i cu­dzo­ziem­ca­mi tu nań ocze­ku­ją­ce­mi i za­bra­nia księ­cia Jó­ze­fa sy­now­ca swe­go, to­wa­rzy­szą­ce­go pa­niom.

Po­dróż szła do­tąd do­syć opie­sza­le, do­pie­ro od Wil­la­now­skiej karcz­my ru­szyw­szy, nie za­trzy­my­wa­no się już aż do pierw­szej sta­cji w Je­zior­nie, gdzie ko­nie prze­prządz było po­trze­ba. Tu na kró­la ocze­ki­wa­ła kom­pan­ja jed­na eskor­ty jego z re­gi­men­tu gwar­dji kon­nej ko­ron­nej. N. Pan wy­siadł zno­wu, aby ją oglą­dać i wstą­piw­szy do domu pocz­to­we­go ka­zał po­dać śnia­da­nie dla tych coby go żą­da­li. Nie dość na­tem sam się do to­wa­rzy­stwa przy­łą­czył we­so­ło i ocho­czo, za­ba­wił chwi­lę i za­po­mniał nie­co o tro­skach pa­no­wa­nia, jak gdy­by tru­dy i kło­po­ty wraz z War­sza­wą po­rzu­cił.

O w pół do dwu­na­stej dano znad, że wszyst­ko było go­to­we i zno­wu ru­szo­no do na­stęp­nej sta­cji w Gó­rze, gdzie po­dróż­ni o pierw­szej przy­by­li. Dro­ga do­tąd słu­ży­ła nie zła jak na tę porę, wody nie były wiel­kie i ści­śnię­te mro­za­mi, gru­da gdzie­nieg­dzie, ale przy­tar­ta na go­ściń­cu, do­zwa­la­ła po­śpie­szać. W pocz­to­wym domu w Gó­rze, sław­na była w owe cza­sy z pięk­no­ści swej go­spo­sia, o któ­rej znać uprze­dzo­no N. Pana, gdyż przez cie­ka­wość za­szedł na stan­cją, a gdy jej­mość za­pro­si­ła na kawę, przy­jął ją wdzięcz­nie i na dal­szą się po­dróż za­si­lił.

Z Góry do War­ki ra­cho­wa­no mil trzy, ale te uda­ło się prze­biedz w dwóch go­dzi­nach i o trze­ciej z po­łu­dnia sta­nął tu N. Pan przy­ję­ty na pierw­szym noc­le­gu otwar­tem ser­cem przez JMpa­na Sta­ni­szew­skie­go tra­dy­cyj­ne­go dzier­żaw­cę sta­ro­stwa Wa­rec­kie­go, bę­dą­ce­go pod do­ży­wo­ciem pani Pu­ław­skiej wdo­wy po nie­gdy sław­nym re­gi­men­ta­rzu kon­fe­de­ra­cji Bar­skiej, a mat­ki za­bi­te­go w Ame­ry­ce Pu­ław­skie­go.

Roz­po­czął się tu sze­reg tych uro­czy­stych przy­jęć, ja­kie kró­la wszę­dzie po dro­dze spo­ty­kać mia­ły, wy­szły na prze­ciw ce­chy z cho­rą­gwia­mi i ko­tła­mi, strze­la­no na vi­vat z moż­dże­rzy i po­zdra­wia­no tłum­ne­mi okrzy­ki. Dwór sta­ro­ściń­ski prze­zna­czo­ny zo­stał dla kró­la, a obiad w nim zna­le­zio­no wcze­śnie przy­go­to­wa­ny, do któ­re­go na­tych­miast za­sie­dli, król, het­man po­lny li­tew­ski, ksią­że Jó­zef Po­nia­tow­ski, ks. bi­skup Na­ru­sze­wicz, ge­ne­rał-lejt­nant Ko­ma­rzew­ski, Szy­dłow­ski sta­ro­sta Miel­nic­ki, hr. Pla­ter, ad­ju­tant de­żur­ny By­szew­ski pół­kow­nik i dok­tor Be­kler.

Po obie­dzie i po ka­wie wzię­to się do ga­zet ostat­niej pocz­ty Ba­reń­skich i Lej­dej­skich, któ­re hr. Pla­ter czy­tał na­przód gło­śno N. Panu, Ham­bur­skie zaś dr Be­kler, po czem to­wa­rzy­sze po­dró­ży roz­kwa­te­ro­wa­ni do­syć da­le­ko od dwo­ru w mia­stecz­ku i klasz­to­rze KKs. Fran­cisz­ka­nów, pie­cho­tą do miesz­kań swo­ich, na­go­to­wa­nych dla nich przez sta­now­ni­cze­go p. Szusz­kow­skie­go uda­li się. Szczę­ściem prze­brnąw­szy do­bry ka­wał po śnie­gu, zna­leź­li kwa­te­ry cie­płe i za­cisz­ne, a łóż­ka i po­ście­le przez lu­dzi wła­snych przy­rzą­dzo­ne, i gdy­by nie za­po­wie­dzia­ne ran­ne wsta­nie na go­dzi­nę czwar­tą, mo­gli­by do­brze wy­po­cząć. Ale że ekwi­pa­że o go­dzi­nie szó­stej zra­na wy­cho­dzić mia­ły na­za­jutrz dla prze­pra­wie­nia się przo­dem przez Pi­li­cę, mo­stem na­pręd­ce we dwa dni po­bu­do­wa­nym ad hoc: mu­sia­no więc za­po­wie­dzieć wsta­nie wcze­sne o go­dzi­nie czwar­tej, i upa­ko­wa­nie rze­czy, a strach ten wszyst­kich za­raz do łó­żek na­pę­dził.

W War­ce p. Sta­ni­szew­ski przez cały czas po­by­tu po­dróż­nych, czu­wał nad ich wy­go­da­mi, a przy wy­ru­sze­niu na­za­jutrz d. 24 w so­bo­tę i prze­pra­wie przez Pi­li­cę, sze­ro­ko po pła­skich brze­gach roz­la­ną, i w czę­ści za­mar­z­łą, do­ło­żył sta­rań o bez­pie­czeń­stwo po­wo­zów i lu­dzi. Po­mi­mo to jed­nak na sa­mym wstę­pie zda­rzył się mały przy­pa­dek, któ­ry, że sa­me­go kró­la do­tknął, wiel­kie­go na­ro­bił ha­ła­su i dzi­wacz­nie był za­raz tłó­ma­czo­ny.

Na dni kil­ka przed wy­jaz­dem N. Pana z War­sza­wy, pół­kow­ni­cy By­szew­ski i Sło­miń­ski ie – żdzi­li oglą­dać brze­gi Pi­li­cy i jej roz­le­wy; z ich roz­pa­trze­nia się wy­ni­kło, że trakt mu­sia­no na War­kę ob­ró­cić. Za­raz też w pią­tek po obie­dzie ku­chen­ne po­wo­zy i bran­kar­ty z sta­now­ni­czym i fur­je­rem zo­sta­ły wy­pra­wio­ne do Ko­zie­nic, a to­wa­rzy­szom po­dró­ży za­po­wie­dzia­no, aby o czwar­tej ru­szy­li się rano dla po­rząd­ne­go prze­by­cia Pi­li­cy, wprzód nim­by N. Pan na koń­cu, swo­im się po­wo­zem prze­pra­wił. Ale choć go­dzi­na była ozna­czo­na i roz­ka­zy wy­da­ne, nim się za­bra­no do dro­gi, nim upa­ko­wa­no, za­miast o czwar­tej, le­d­wie o pół do siód­mej za­czę­to się ru­szać z noc­le­gu.

Wszyst­kie po­wo­zy, oprócz pierw­szych sied­miu nie roz­dziel­nie za­wsze idą­cych i koń­mi pocz­to­we­mi za­przę­żo­nych, wy­szły na prze­wóz pod War­ką na Pi­li­cy bę­dą­cy, gdy oko­ło go­dzi­ny ósmej dla uła­twie­nia prze­jaz­du N. Pana po­le­co­no bi­sku­po­wi Na­ru­sze­wi­czo­wi, księ­ciu Jó­ze­fo­wi i hr. Pla­te­ro­wi wsiąść do ka­re­ty kró­lew­skiej i ru­szyć, po­tem i inni po­dróż­ni prze­pra­wi­li się tak­że. Het­man tyl­ko Tysz­kie­wicz i ge­ne­rał Ko­ma­rzew­ski zo­sta­li przy kró­lu dą­żą­cym w re­zer­wie do prze­wo­zu.

Uło­żo­no to w ten spo­sób dla tego, aże­by N. Pan wszyst­kich to­wa­rzy­szów i swo­ję ka­re­tę zna­lazł go­to­wą na dru­gim brze­gu i bez mi­trę­gi mógł w dal­szą za­brać się dro­gę. Lubo Pi­li­ca na sta­je i wię­cej z każ­de­go brze­gu po po­lach i łą­kach roz­la­ną była, sta­ra­niem jed­nak p. Sta­ni­szew­skie­go na do­łach po­ro­bio­no most­ki, na błot­ni­stych miej­scach za­ha­ty, a na tward­szych zna­ki któ­rę­dy je­chać było moż­na, aże­by do sa­mej Pi­li­cy i za nią, na wznio­ślej­sze nie za­la­ne pa­gór­ki się do­stać. Po­wo­zy wszyst­kie prze­by­ły rze­kę i za­le­wy naj­szczę­śli­wiej. Na dru­gim brze­gu już to­wa­rzy­sze po­dró­ży N. Pana spo­koj­nie ocze­ki­wa­li na kró­la, i uj­rze­li na­przód eskor­tę jego, któ­ra ich za­wia­do­mi­ła, że się za­czął prze­pra­wiać..

Bliz­ko już karcz­my przez do­li­nę wodą za­la­ną idą­ce po­wo­zy wszyst­kie w jed­nem miej­scu nie­co się na bok po­chy­la­ły; – po­wsta­ła ztąd oba­wa, żeby po­wóz kró­lew­ski nie wy­wró­cił się, lubo się to żad­ne­mu nie tra­fi­ło, a Szy­dłow­ski sta­ro­sta Miel­nic­ki i kil­ku in­nych po­szli przo­dem pie­szo po za­mar­z­łych z boku lo­dach aż do kró­la zjeż­dża­ją­ce­go już z prze­wo­zu i uwia­do­mi­li go o bez­piecz­nem przej­ściu, na­ma­wia­jąc, żeby pie­cho­tą z nie­mi prze­był ten ka­wa­łek. Król ła­two da­jąc się na­mó­wić wy­siadł z ka­re­ty i dał się pro­wa­dzić dro­ży­ną po lo­dzie już im zna­jo­mą. Resz­ta osób po­zo­sta­ła w karcz­mie na dru­giej stru­nie, nie­zmier­nie zdzi­wio­ną zo­sta­ła, gdy uj­rza­ła osob­no przy­jeż­dża­ją­cą ka­re­tę, a N. Pana idą­ce­go pie­szo bo­ka­mi. Pla­ter i inni zo­ba­czyw­szy to hur­mem po­śpie­szy­li na brzeg bro­du… ćwierć stai od brze­gu rze­ki roz­cią­ga­ją­ce­go się do sa­mej karcz­my. Gdy już o czte­ry tyl­ko sąż­nie od sie­bie od­da­lo­ne­go kró­la chcie­li po­wi­tać i prze­by­tej szczę­śli­wie pierw­szej prze­pra­wy mu po­win­szo­wać, nie­spo­dzia­nie pod idą­ce­mi lód się za­ła­mał, nie głę­biej wpraw­dzie jak po ko­la­na, ale w pierw­szej chwi­li prze­ra­zi­li się tem wszy­scy. Szy­dłow­ski i By­szew­ski po­chwy­ci­li na­tych­miast kró­la po pierw­szem za­pad­nie­niu, ale znać cały ten ka­wał lodu był słab­szy, bo parę kro­ków uszedł­szy le­d­wie, po­wtór­nie król za­padł. Po­sko­czy­li haj­du­cy i co żyło na brze­gu, i na rę­kach już pra­wie wy­nie­śli kró­la, któ­ry pro­sto po­szedł do karcz­my dla prze­bra­nia się od stóp do głów, gdyż był cały zmo­czo­ny.

Pierw­szy raz się za­ła­maw­szy, z prze­stra­chu N. Pan nie po­czuł, że do­by­wa­jąc się na lód, o brze­gi jego ostre ude­rzył się tak nogą, iż w miej­scu tem oka­za­ły się kon­tu­zje i na­brzmia­ło­ści; przy prze­zu­wa­niu jed­nak przy­tom­ny dr Be­kler po­ra­dził na to, po­strze­gł­szy siń­ce, przy­ło­że­niem wody Gou­lard'a, prze­mył miej­sca ude­rzo­ne, a że zmo­kłych ze wszyst­kiem zi­mo­wych bu­tów tak pręd­ko osu­szyć nie było moż­na, in­nych zaś nie było… bo gar­de­ro­ba przo­dem wy­szła, wziąw­szy tyl­ko ber­la­cze król z we­so­łą my­ślą siadł do po­wo­zu i nogi od chło­du ob­wa­ro­waw­szy jesz­cze wor­kiem, ru­szył ztąd na­resz­cie o pół do dzie­sią­tej.

Dro­ga su­cha była i do­bra, cią­gle pra­wie la­sa­mi z War­ki do Brzu­zy wio­dą­ca, po­zwo­li­ła na­gro­dzić czas stra­co­ny, i o w pół do dwu­na­stej sta­nę­ły po­wo­zy na sta­cji dla zmia­ny koni, przy­ję­te we dwo­rze kasz­te­la­na Woj­nic­kie­go Oża­row­skie­go, przez miej­sco­we­go rządz­cę. Nim się tu pocz­tyl­jo­ni przy­rzą­dzi­li z za­przę­giem, do­by­to śnia­da­nie, ale król nie chciał go tknąć oba­wia­jąc się po­psuć obia­du i chwi­lę po­mó­wiw­szy z rządz­cą, gdy wszyst­ko było go­to­we, wy­ru­szył da­lej dro­gą su­chą i do­brą dą­żąc do Ko­zie­nic, gdzie sta­nął oko­ło pierw­szej.

* * *

Obiad jak zwy­kle po­da­no tu o dru­giej, ale wprzód jesz­cze raz król p. Stol­lo­wi ka­zał opa­trzyć kon­tu­zje, a w cza­sie obia­du tak był we­sół i do­brej my­śli, jak­by żad­ne­go nie do­znał wy­pad­ku. Po ka­wie ks. Na­ru­sze­wicz czy­tał gło­śno świe­żo przez sie­bie wy­da­ną Tau­ry­kę. Czy­ta­nie to, któ­re­mu wszy­scy to­wa­rzy­sze po­dró­ży byli przy­tom­ni, za­ba­wi­ło do go­dzi­ny siód­mej wie­czor­nej, po któ­rem, do­da­je hr. Pla­ter: "dla ro­ze­rwa­nia my­śli sta­ro­żyt­no­ścią dzie­jów i chro­no­lo­gicz­nym sto­so­wa­niem cza­su zmor­do­wa­nej." N. Pan z het­ma­nem Tysz­kie­wi­czem, ks. Jó­ze­fem i sta­ro­stą Szy­dłow­skim po­szedł grat' w bil­lard o "w grę wło­ską Boc­ce" a go­dzi­nę się za­ba­wiw­szy, usu­nął się do swe­go ga­bi­ne­tu.

Głod­ne po­dróż­nych żo­łąd­ki do­po­mi­na­ły się wie­cze­rzy, któ­rą N. Pan przy­go­to­wać ka­zał "a w swej sztu­ce do­sko­na­ły i bie­gły jmp. Tre­mo, w pól go­dzi­ny do­star­czył z zu­peł­nem wszyst­kich za­do­wo­le­niem."

W Ko­zie­ni­cach po­dróż­ni to­wa­rzy­sze kró­lew­scy jak naj­wy­god­niej po­miesz­cze­ni zo­sta­li, a hr. Pla­ter przez wdzięcz­ność za­pi­sał w swym dzien­ni­ku krót­ką wzmian­kę o hi­stor­ji tego miej­sca. Ko­zie­ni­ce, po­wia­da on, były za­wsze eko­nom­ją kró­lew­ską; – w po­cząt­ku pa­no­wa­nia Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, trzy­mał je dzier­ża­wą zna­jo­my w ca­łej Pol­sce i sław­ny z go­spo­dar­stwa swe­go Ostrow­ski, na­przód bi­skup Inf­lant­ski, po­tem Ku­jaw­ski, na­ko­niec pry­mas Rzp­tej.

Ten pierw­szy tu za­ło­żył pa­ła­cyk i ofi­cy­ny dla wy­go­dy kró­lów zjeż­dża­ją­cych cza­sem na po­lo­wa­nia w la­sach ota­cza­ją­cych eko­nom­ją. Ale że dla po­śpie­chu, czy przez oszczęd­ność pierw­sze bu­do­wy z drze­wa tyl­ko wznie­sio­ne zo­sta­ły, Rze­wu­ski mar­sza­łek na­dwor­ny, po­tem wiel­ki ko­ron­ny, gdy był pre­zy­den­tem ka­me­ry, zmie­nił je na mu­ro­wa­ne i do tego je sta­nu przy­pro­wa­dził w ja­kiem się póź­niej znaj­do­wa­ły. W pa­ła­cu i ofi­cy­nie go­ścin­nej oprócz apar­ta­men­tu kró­lew­skie­go na dole, dwa jesz­cze osob­ne na dole, a dzie­sięć na gó­rze w sa­mym pa­ła­cu i ty­leż w ofi­cy­nie przy­rzą­dzo­no dla go­ści. Każ­dy apar­ta­ment skła­dał się z przed­po­ko­ju, po­ko­ju sy­pial­ne­go, gar­de­ro­by i ką­ci­ka, miał łóż­ko z pa­wi­lo­nem, ma­te­ra­ca­mi, sto­li­kiem, kan­to­rek, sto­lik do pi­sa­nia i t… d… Obi­cie wszę­dzie było przy­zwo­ite, ma­lo­wa­nia, ko­min­ki, a na­wet jak hr. Pla­ter wy­szcze­gól­nia mied­ni­ce, na­lew­ki, zwier­cia­dła, ka­ła­ma­rze i co­kol­wiek kto mógł za­po­trze­bo­wać, w każ­dym znaj­do­wa­ło się apar­ta­men­cie.

"W jed­nym z nich po­miesz­czo­ny rów­nie jak wszy­scy, pi­sze nasz po­dróż­ny, żem do­brze noc prze­był nikt się temu dzi­wo­wać nie bę­dzie po­dob­no, a gdym się o go­dzi­nie ósmej prze­tarł­szy oczy obu­dził, nad dwó­ma ob­jek­ta­mi naj­bar­dziej zaj­mu­ją­ce­mi za­sta­no­wi­łem się na­przód…." Do­my­śleć się ła­two, że temi dwó­ma przed­mio­ta­mi były wia­do­mo­ści z War­sza­wy i co o dal­szej po­sta­no­wio­no po­dró­ży.

O w pół do dzie­sią­tej na­de­szły li­sty ocze­ki­wa­ne przy­wie­zio­ne przez kur­je­ra ga­bi­ne­to­we­go wraz z ko­re­spon­den­cją kró­lew­ską, i oznaj­mio­no, ze obiad jesz­cze w Ko­zie­ni­cach jeść mia­no.

O je­de­na­stej wszy­scy się ze­szli na po­ko­je do kró­la cze­ka­jąc na uka­za­nie się jego, gdyż miał na mszę św. prze­cho­dzić, tym­cza­sem przy­był po­sła­ny na zwia­dy do Wi­sły pół­kow­nik Sło­miń­ski i przy­wiósł wia­do­mość, że pod Dem­bli­nem żad­ną mia­rą prze­być jej nie było moż­na dla nie­zmier­nych wód oko­ło Wi­sły roz­ła­nych, a pod Ra­cła­wi­ca­mi dla gę­sto pły­ną­cej kry prze­wóz opie­sza­le bar­dzo się od­by­wał i trwa­ły nie­kie­dy prze­pra­wy przez trzy go­dzi­ny. Po­sta­no­wio­no więc po­zo­stać jesz­cze dzień ten w Ko­zie­ni­cach, nie ru­sza­jąc da­lej. O w pół do dwu­na­stej N. Pan po­szedł w as­sy­sten­cji ca­łe­go dwo­ru swo­je­go pie­cho­tą do ko­ścio­ła po­ło­żo­ne­go w mia­stecz­ku, gdzie pro­boszcz miej­sco­wy w ka­pie ocze­ki­wał go u drzwi z wodą świę­co­ną, wpro­wa­dził i do pul­pi­tu przy­go­to­wa­ne­go przy­wiódł. Król po­klęk­nąw­szy ca­łej mszy św. po­boż­nie słu­chał. Po mszy z tąż samą ce­re­mon­ją od­pro­wa­dzo­ny do drzwi ko­ściel­nych, wró­cił na­zad do pa­ła­cu, i po krót­kiej roz­mo­wie z przy­tom­ne­mi win­szu­ją­ce­mi mu, że wczo­raj­szy wy­pa­dek żad­nych złych nie po­cią­gnął skut­ków, usu­nął się do swo­ich po­ko­jów.

Po odej­ściu kró­la, któ­ry do War­sza­wy kur – jera expe­djo­wał, do go­dzi­ny obia­do­wej go­ście ba­wi­li się na po­ko­jach szcze­gól­niej w bil­lard á la gu­er­re. Obiad zszedł na we­so­łej po­ga­dan­ce, a wśród róż­nych ma­te­rij i roz­praw, mię­dzy in­ne­mi wpro­wa­dzo­no roz­mo­wę o po­trze­bie od­dzie­le­nia w Pol­sce zu­peł­ne­go funk­cij cy­wil­nych od woj­sko­wych, nie cier­piąc po­łą­cze­nia ich w jed­nej oso­bie; gdyż obu obo­wiąz­kom za­do­sy­ću­czy­nić było trud­no, a i do­da­je hr. Pla­ter: "w rzą­dzie oso­bli­wie wol­nym, na męz­twie i ry­cer­stwie za­sa­dzo­nym, wiel­ką to jest nie­zwy­czaj­no­ścią, iż ran­gi woj­sko­we nie są z cy­wil­ne­mi po­rów­na­ne, a ztąd wy­ni­ka, że skarb­nik albo naj­mniej­szy urzęd­nik po­wia­to­wy wyż­szym się być ro­zu­mie od ge­ne­rał-ma­jo­ra a choć­by i lejt­nan­ta, urzę­dem żad­nym ko­ron­nym lub li­tew­skim nie za­szczy­co­ne­go." Póź­niej roz­pra­wia­no o po­dat­kach i ich po­rów­na­niu, znaj­du­jąc nie­sto­sow­nem, że cale inne były w Pol­sce a inne w Li­twie, bez upro­por­cjo­no­wa­nia ich, a każ­dy Ko­ron­jasz i Li­twin sta­li przy swo­ich do­wo­dach, że u nich le­piej to zo­sta­ło urzą­dzo­ne. Ale tu każ­dy przy swo­jej zo­stał opin­ji, do­da­je hr. Pla­ter, i tyle mie­li­śmy w zy­sku, ze nam czas obia­do­wy szyb­ko na roz­mo­wie prze­szedł.

Po obie­dzie po­da­no kawę, i pół go­dzi­ny jesz­cze N. Pan po­zo­stał na po­ko­jach, po czem wró­cił do ga­bi­ne­tu, a to­wa­rzy­sze po­dró­ży każ­dy w swo­ją stro­nę na parę go­dzin się ru­szy­li, ci pi­sać, dru­dzy czy­tać, inni roz­ma­wiać lub pro­bo­wać się z pi­sto­le­tu do celu. Do ostat­nich na­le­że­li het­man Tysz­kie­wicz, ksią­żę Jó­zef i Szy­dłow­ski sta­ro­sta Miel­nic­ki. O go­dzi­nie siód­mej zgro­ma­dzi­li się zno­wu wszy­scy na po­ko­je, gdzie hr. Pla­ter czy­tał gło­śno ga­ze­tę Wi­leń­ską, a sam król bul­le­tin pa­ryz­kie­go zgro­ma­dze­nia No­ta­bles, przy któ­rym były i roz­pra­wy o przed­mio­tach ja­kie roz­trzą­sać mia­ło, i wnio­sek Le Brun'a z tego po­wo­du na­pi­sa­ny. Po­tem grał król w bil­lard w grę wło­ską Boc­ce z het­ma­nem Tysz­kie­wi­czem, ks. Jó­ze­fem i hr. Pla­te­rem, a z każ­dym z osob­na prze­graw­szy jed­nę par­tję; bo tu jak w krę­gle gra zwy­kle dwóch na dwóch, od­dal bil­lard in­nym ama­to­rom i prze­szedł do dru­gie­go po­ko­ju z ge­ne­ra­łem Ko­ma­rzew­skim za­sia­da­jąc w war­ca­by. "Jako zaś żad­nej nie tyl­ko pas­sji, pi­sze Pla­ter, ale na­wet ocho­ty nie ma N. Pan, tak prze­ry­wa­jąc te gry róż­ne roz­mo­wą z ota­cza­ją­ce­mi i ba­wie­niem się już to z tym, już z owym, gdy o go­dzi­nie dzie­wią­tej dał znać Fur­jer, że wie­cze­rza na sto­le, po­siał wszyst­kich na nią, a w we­so­łej my­śli i zu­peł­nej sa­tys­fak­cji, tak mile idąc już do swe­go ga­bi­ne­tu po­że­gnał nas, jak pe­łen ukon­ten­to­wa­nia i wnętrz­nej spo­koj­no­ści był przez dzień cały."

Po wie­cze­rzy wszy­scy się za­raz ro­ze­szli, gdzie był każ­dy pa­nem woli swej i czyn­no­ści; jak więc inni uży­li swej swo­bo­dy, same ścia­ny chy­ba i współ­to­wa­rzy­sze za­świad­czyć tyl­ko po­tra­fią, po­wia­da p. Pla­ter, ja wiem tyl­ko żem na prze­ciw­ko sie­bie sto­ją­ce­go ks. bi­sku­pa Na­ru­sze­wi­cza zna­lazł nie­mą kon­wer­sa­cją z He­ro­do­tem za­ba­wia­ją­ce­go się" – nie jest to bez prze­ką­su…

* * *

Za­po­wie­dzia­no w wil­ję, że na­stęp­ny obiad jesz­cze w Ko­zie­ni­cach jeść mia­no, do w pół do dwu­na­stej więc wszy­scy się zaj­mo­wa­li jak chcie­li, gdy dano znać, że N. Pan wy­szedł na po­ko­je. Zna­lazł go hr. Pla­ter za­ję­te­go prze­glą­da­niem mapp roz­ma­itych przez sie­bie ze­bra­nych a do uło­że­nia no­wej i do­kład­nej map­py ogól­nej kra­ju słu­żyć ma­ją­cych.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: