Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pokolenie dżihadu. Europo, czeka cię apokalipsa! - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
18 maja 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Pokolenie dżihadu. Europo, czeka cię apokalipsa! - ebook

„Duży nóż nam wystarczy!” woła Mohammed Mahmoud do swoich zwolenników w Austrii w przesłaniu nagranym na video.

„Kto nie może przybyć do państwa islamskiego, ten powinien dokonywać zamachów we własnym kraju”.

Tysiące młodych ludzi wyjechało z Europy do Syrii, aby włączyć się do dżihadu. Co ich motywuje, aby wejść w szeregi barbarzyńskiej milicji terroru państwa islamskiego i walczyć w krwawej wojnie domowej?

Do państwa terroru przybywają także setki kobiet. Obok pełnienia stereotypowej roli posłusznej „narzeczonej dżihadu”, wiele z nich uczestniczy aktywnie w zbrodniach „kalifatu”.

Wyniki śledztwa dziennikarskiego Petry Ramsauer, ekspertki od spraw bliskowschodnich umożliwiają wyjątkowy wgląd w struktury tego ruchu terrorystycznego, który uważany jest za jeszcze bardziej niebezpieczny niż al.-Kaida.

W swojej książce autorka przedstawia także głos byłych dżihadystów,, ekspertów od spraw walki z terroryzmem oraz  członków rodzin i przyjaciół sympatyków państwa islamskiego.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0454-1
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

Zaraz po zamachach z 13 listopada 2015 roku co rusz padało groźnie brzmiące słowo: „wojna”. Zwłaszcza prezydent Francji często mówił o wojnie z tzw. Państwem Islamskim (ISIS). W tamten „czarny piątek” w wyniku zamachów przeprowadzonych przez członków milicji terroru zginęło w Paryżu ponad sto trzydzieści osób, a ponad trzysta pięćdziesiąt zostało rannych, wielu ciężko. Zwolennicy tzw. Państwa Islamskiego zaatakowali słynny stadion Stade de France oraz klientów na tarasach kawiarni w najbardziej ruchliwej dzielnicy miasta. Najwięcej ofiar śmiertelnych pochłonęła masakra wywołana przez kilku zamachowców samobójców podczas koncertu rockowego w legendarnym klubie Bataclan. Terroryści trafili nas, Europejki i Europejczyków, tam, gdzie najmniej się tego spodziewaliśmy i gdzie łatwo nas zranić: w chwili, kiedy beztrosko korzystaliśmy z życia. Najważniejsza jednak „wojna”, jaką wielu ludzi usiłowało później prowadzić, to była wojna ze strachem. Milicja tzw. Państwa Islamskiego to ugrupowanie terrorystyczne zupełnie nowego rodzaju, które, według analiz wielu ekspertów, należy do najgroźniejszych w historii. A broń, jaką kierują przeciwko nam jej członkowie, to tylko na pierwszy rzut oka jedynie karabiny Kałasznikowa i bomby. Udało im się bowiem obudzić nasze lęki i to w takim stopniu, że mogą się one przeistoczyć w broń najgroźniejszą.

Do zamachów w Paryżu doszło, gdy przygotowywano do druku drugie wydanie tej książki. W wyniku tej fali terroryzmu wszystkie poruszane w niej kwestie zyskały przerażająco na aktualności. Kiedy pracowałam nad książką, często czułam się tak jak teraz: moje serce biło mocno i zapierało mi dech w piersiach, gdy poznawałam nowe szczegóły dowodzące brutalności tej grupy, jako że nie jestem w stanie pojąć, do czego są zdolni posunąć się ci młodzi ludzie. Mam jednak nadzieję, że mimo mojej konsternacji jestem w stanie udzielić Państwu kompetentnych odpowiedzi na pytania: Dlaczego to ugrupowanie terrorystyczne cieszy się taką popularnością wśród młodych ludzi z Europy? Dlaczego jest w stanie utrzymywać od ponad roku pod swoim panowaniem obszar wielkości Wielkiej Brytanii? Jaką rolę odgrywają w jego działaniach wizje apokaliptyczne, a zwłaszcza w jaki sposób można zapanować nad tym nowo powstałym zagrożeniem terrorystycznym? Przede wszystkim jednak chodzi o młodych ludzi, których fascynuje trudno zrozumiały dla wielu świat „pop-dżihadyzmu”.

Książka, którą trzymają Państwo w rękach, jest bardzo osobista. Powstała w sporej części w wyniku moich podróży do Syrii, Iraku, Libii oraz do głównych baz dżihadystów w Europie. W celu podkreślenia faktu, iż nie roszczę sobie najmniejszych pretensji do opisywania jednej jedynej prawdy, lecz wyłącznie mojej prawdy, napotkają Państwo w tym tekście często słówko „ja”. Jestem przede wszystkim reporterką, a jednym z głównych zadań mojego zawodu jest przekładanie niekiedy bardzo skomplikowanych kontekstów wydarzeń na czytelne historie. Właśnie w imię tej czytelności uprościłam miejscami sposób przedstawiania rozwoju niektórych wydarzeń. W pracy podaję liczne odwołania do źródeł, które umożliwiają odnalezienie tekstów pogłębiających określoną tematykę. Aktualność podanych linków internetowych została sprawdzona w momencie oddania książki do druku (stan na sierpień 2015).

Od 1999 roku pracuję jako zagraniczna reporterka, od 2011 niemal wyłącznie w krajach arabskich. Swoją pracę dyplomową z nauk politycznych poświęciłam w 1991 roku tematowi „Wojna terrorystyczna Osamy bin Ladena”. W tamtym okresie istniało „tylko” pierwsze pokolenie wojowników Boga, które walczyło w Afganistanie. Od tego czasu pracuję nad tego typu tematami głównie jako dziennikarka. W 2001 relacjonowałam przebieg wojny w Afganistanie przeciwko pozycjom Al-Kaidy i talibów, a także prowadziłam tam śledztwo dziennikarskie. W 2003 przebywałam na południu Iraku, w momencie gdy rozpoczęła się inwazja USA i ich sojuszników, a Saddam Husajn został w jej wyniku obalony. W następnych latach zebrałam tam, na miejscu, materiały, do kilkunastu reportaży. Wszystko to wykorzystałam przy pisaniu tej książki, która, mam nadzieję, mimo wielu okrutnych szczegółów, o jakich musiałam napisać, pozostała „strawna”. Świadomie nie pominęłam tych właśnie opisów, jako że prawda o bezprawiu popełnianym przez to ugrupowanie musi ujrzeć światło dzienne. Chociażby z samego szacunku dla ofiar.

Wiedeń, listopad 20151.

Dżihadomania

Dlaczego tysiące młodych Europejczyków fascynuje się terrorystyczną milicją tzw. Państwa Islamskiego

Zamiar napisania reportażu o Syrii, zwłaszcza na temat tzw. Państwa Islamskiego, jego sympatyków i fanów, zmusił mnie do sprawdzenia, na ile, jako dziennikarka i autorka, poradzę sobie z przekraczaniem kilku granic. Przede wszystkim była to granica wytrzymałości: od szesnastu lat zbieram materiały z obszarów kryzysowych oraz objętych działaniami wojennymi. W takich sytuacjach musiałam się przyzwyczajać, w miarę możliwości, do widoku rannych i zabitych w wyniku zamachów bombowych, do prowadzenia rozmów z ofiarami tortur, z kobietami, które podczas wojny zostały zgwałcone. Od tamtej pory potrafię już zachować przy tym spokój oraz empatię, a zarazem działać jak profesjonalna reporterka. Jednakże w Syrii były i nadal zdarzają się chwile, kiedy o mało się nie załamałam. Wraz z wybuchem rewolucji w 2011 roku oraz podczas trwającej po niej wojnie domowej uruchomiona została przerażająca spirala przemocy i zetknięcie z nią podczas moich podróży po obszarach objętych działaniami wojennymi przeżywałam za każdym razem z coraz większą intensywnością. Ludzie, z którymi przeprowadzałam wywiady, nie tylko rozmawiali ze mną, ale niekiedy wręcz krzyczeli na mnie, na przykład po chaotycznych nalotach bombowych na miasto Aleppo dokonanych przez armię Baszszara al-Asada. „Jak możecie na to pozwalać? Dlaczego?”. Byli to ojcowie stojący nad zwłokami swoich zabitych dzieci, których krew wsiąkała w przydrożny pył. A ja stałam obok nich i cała się trzęsłam. Ponieważ nie wiedziałam, co powinnam w takiej sytuacji powiedzieć. Ponieważ jeszcze przed chwilą widziałam te dzieci w trakcie zabawy, w strojach do piłki nożnej, całe roześmiane. Ponieważ bałam się następnej bomby, pasażerów następnego samochodu, którzy być może mają zamiar mnie porwać. Stopniowo bowiem sama zaczęłam stawać się celem. Członkowie milicji terrorystycznych uważają dziennikarzy za „wartościową zdobycz”, a cena, jaką się za nich płaci, to dwucyfrowa suma w milionach euro. Albo też brutalnie się ich morduje i filmuje to, a propagandowe nagrania wideo tzw. Państwa Islamskiego są później rozpowszechniane na całym świecie.

Konflikt ten wydawał się, i nadal się wydaje, pozbawiony nadziei na sensowne rozwiązanie. W Syrii niemal wszystkie uczestniczące w nim strony stosują wręcz niczym niepohamowaną przemoc, zwłaszcza jednak milicja tzw. Państwa Islamskiego. Wykorzystując panującą w tym kraju nędzę, ugrupowanie to, należące w przeszłości do jednego z wielu, awansowało do roli globalnego mocarstwa terrorystycznego. W czerwcu 2014 roku jego przywódca ogłosił powstanie „kalifatu”, który latem 2015 – w okresie końcowych prac redakcyjnych nad tą książką – obejmował połowę Syrii oraz sporą część Iraku. W regionie tym, wielkości mniej więcej Wielkiej Brytanii, żyje około ośmiu milionów ludzi. Poza tym przyłączyło się do tej organizacji ponad dwadzieścia ugrupowań terrorystycznych z różnych krajów, które latem 2015 roku włączyły się w struktury kalifatu. „Filia” tzw. Państwa Islamskiego w Libii opanowała kilka miast, w których sprawowała rządy z taką samą brutalnością jak ich sojusznicy w Syrii i Iraku. Właściwie codziennie każdy może zobaczyć w internecie, w jak okrutny sposób oni działają. Wykorzystując najnowsze wyposażenie techniczne oraz medialne know-how, produkują filmy propagandowe oraz zdjęcia. Afiszują się barbarzyństwem rodem z epoki kamiennej, dokonywanym w imię religii, jakby to było jakieś wyjątkowe osiągnięcie. Pokazują masowe egzekucje oraz uśmiechniętych wojowników Boga, którzy są wyraźnie dumni z popełnianych mordów.

Oglądanie tych materiałów oznacza dla mnie spojrzenie w otchłań człowieka. Widzę tam rytualne zabijanie kolegów dziennikarzy. Albo ukrzyżowania. Dzieci wpatrujące się na publicznych placach w ciała ludzi straconych w egzekucjach. Krwawy kikut amputowanej dłoni złodzieja, reszta ramienia nadal tkwi w imadle polakierowanym na lazurowy kolor. Karabin maszynowy, który jakaś kobieta z dumą wkłada do wózka obok swojego niemowlaka, kawałki betonu, jakimi obrzucano kobietę podczas kamienowania. Wyobrażam sobie jej krzyk.

„Najstraszniejszą rzeczą, jaka wydarzyła się dotychczas, było to ukamienowanie”, opowiada mi młody człowiek, który żyje w stolicy kalifatu, w syryjskim mieście Ar-Rakka, i narażając własne życie, pomaga mi zrozumieć kulisy tego typu nagrań wideo. „Pewna kobieta imieniem Fadda miała zdradzić swojego męża. Zaciągnięto ją na plac w pobliżu stadionu sportowego. Jakiś mężczyzna odczytał wyrok: zgodnie z prawami boskimi niewierna żona musi zostać ukamienowana. Ciężarówką przywieziono ciężkie kamienie. Było tam dużo ludzi. Setka albo coś koło tego. Jednak nikt spośród mieszkańców Ar-Rakki nie podniósł ani jednego kamienia. Wtedy członkowie milicji zaczęli krzyczeć na zgromadzonych. Ale ludzie nadal pozostawali bierni. Wówczas włączyli się cudzoziemscy bojownicy. Śmiali się, kiedy rzucali kamieniami. Był tam mój rozmówca, Mohammed. «Zachowywali się jak zwierzęta», opowiadał, a on sam po prostu zamarł. Czuł się tak, jakby jego wewnętrzne narządy po prostu zlodowaciały. Tego dnia było gorąco, ze czterdzieści stopni, ale Mohammed miał wrażenie, że zamarznie”.

Człowiek ten podkreślał, iż w gronie owych szczególnie brutalnych członków milicji wyróżniali się młodzi ludzie przybywający do Syrii i Iraku z Europy, aby wyżyć się w roli torturujących i bezwzględnych wojowników Boga. Obserwacje tego młodego człowieka pokrywają się z relacjami innych naocznych świadków. I tutaj natknęłam się na moją kolejną granicę: to jest po prostu niepojęte, dlaczego oni to robią. Dlaczego młodzi, uzbrojeni po zęby Europejczycy rzucają się na bezbronnych ludzi, stają się zamachowcami samobójcami w miastach irackich i pogarszają tym samym cierpienie ludzi w tych kryzysowych regionach, zmuszając coraz większą ich liczbę do ucieczki? „Dla tutejszych ludzi fakt urodzenia się w Europie oznacza tyle samo co szóstka w lotto”, podkreśla bliskowschodni korespondent Karim El-Gawhary, który opisał w swojej książce losy uciekinierów usiłujących w rozlatujących się łodziach dotrzeć przez Morze Śródziemne do Europy. Wielu z nich pochodzi z Syrii, z której, według danych Organizacji Narodów Zjednoczonych, latem 2015 roku już połowa ludności uciekła ze swoich domostw, zarówno do innych części kraju, jak i za granicę. Tak jak Husam, nastolatek z Ar-Rakki, który w pełni zgadza się ze zdaniem Karima El-Gawhary’ego. Siepacze z tzw. Państwa Islamskiego obcięli mu trzy palce, ponieważ palił papierosa. Husamowi udało się uciec do Austrii, gdzie został przygarnięty przez wspólnotę mieszkaniową w Wiedniu. Możliwość pobytu tutaj Husam określa mianem „szczęścia”. Z kolei inni młodzi ludzie, którzy żyją – albo mogliby żyć – w tym samym Wiedniu, odrzucają to „szczęście”, palą swoje paszporty unijne i występują w kolejnym z niezliczonych już propagandowych nagrań wideo ISIS.

Tak też zrobił dwudziestoośmioletni Mohammed Mahmud. Spalił swój paszport Unii Europejskiej i wygadywał do kamery wideo jakieś pogróżki związane z terrorem. Urodził się i dorastał w Austrii, jego rodzice pochodzą z Egiptu. Od lata 2014 roku jest odpowiedzialny w stolicy państwa terroru za propagandę na terenie Europy. Wcześniej, w 2007 roku, został w Austrii skazany jako główny organizator Islamskiego Globalnego Frontu Medialnego. Już wtedy uchodził za fachowca w kwestiach terrorystycznego PR, a czas spędzony w więzieniu wykorzystał zapewne do opracowywania globalnej koncepcji ofensywy propagandowej. W czwartym rozdziale tej książki analizuję powody jego „sukcesu” oraz to, w jaki sposób człowiek ten stał się jedną z najważniejszych postaci w tzw. Państwie Islamskim.

Fenomen pop-dżihadyzmu

Być może popadanie w panikę z powodu zagrożenia terrorystycznego ze strony ISIS „jedynie” w obliczu takich postaci jak Mohammed jest sporym błędem. Jednak do dzisiaj do ugrupowania tego przyłączyły się tysiące Europejczyków i Europejek. Setki z nich powróciło już i nadal powraca do swoich krajów, a to budzi strach. Z drugiej strony równie groźne wydaje się to, że z dużym prawdopodobieństwem dziesiątki tysięcy ludzi w środku Europy solidaryzuje się, mniej lub bardziej potajemnie, z tym ugrupowaniem i snuje plany przeniesienia „świętej wojny” – czyli dżihadu – na Stary Kontynent.

Pojęcie to weszło już na dobre do języka potocznego, przy czym wielu muzułmanów używa go w zupełnie odmiennym znaczeniu. Dżihad można pokrótce zdefiniować w następujący sposób: w sferze religijnej islamu istnieje „wielki” i „mały dżihad”, przy czym „wielki dżihad” oznacza wewnętrzną walkę człowieka o prowadzenie uczciwego i prawego życia, przeciwstawiania się różnym pokusom, które mogą sprowadzić jednostkę z cnotliwej drogi. Natomiast pod pojęciem „małego dżihadu” rozumiana jest zbrojna walka, którą można prowadzić pod specjalnymi, bardzo dokładnie zdefiniowanymi w źródłach islamskiego prawa warunkami w celu obrony muzułmanów. Z tego też powodu wojny prowadzonej przez tzw. Państwo Islamskie żaden muzułmanin nie nazwałby „prawowitym dżihadem”.

Pojęcie to usamodzielniło się jednak i określa obecnie „dżihadyzm” jako nurt ultrakonserwatywnego islamu, który wszelkie odstępstwa od ściśle dogmatycznego interpretowania tego wyznania potępia jako bluźnierstwo, dzieli świat w sposób radykalny na czarny i biały oraz znajduje się z nim w stanie permanentnej wojny. Głównym wrogiem są kuffar, czyli „niewierni”. Słowo to pojawia się w wielu wystąpieniach zwolenników ISIS i w sposób ogólny określa jego ideologię. Jest to obraz świata, który charakteryzuje tak ogromna gotowość do stosowania przemocy, nienawiść i fanatyzm, że odżegnała się od niej nawet osławiona organizacja terrorystyczna Al-Kaida, z której wywodzą się członkowie tzw. Państwa Islamskiego.

Jednakże ISIS od dawna już jest czymś więcej niż tylko kolejnym ugrupowaniem terrorystycznym. To państwo, ideologia i zarazem w dużej części ruch protestu ludzi młodych. Jego zwolennicy utworzyli świat równoległy do naszego – przede wszystkim online. Ugrupowanie to posiada własny branding i prowadzi samodzielną działalność marketingową. Jego insygnia stały się znakiem umieszczanym na T-shirtach, kubkach do kawy i czapkach bejsbolowych. Jednymi z najważniejszych narzędzi reklamy tego ruchu, wręcz jego ikonami, są europejscy dżihadyści, którzy wyjechali na Bliski Wschód, a zwłaszcza kobiety, które przyłączają się do tzw. Państwa Islamskiego. Dlaczego jednak dla wielu młodych ludzi, którzy dorastali w Europie, tak pociągające jest identyfikowanie się z kodem grupy terrorystycznej torturującej ludzi, mordującej ich i brutalnie poniżającej?

Gdy rozpoczęłam pracę nad tą książką, zapewne każdy zadawał sobie to pytanie. W tamtym czasie w Austrii, wiosną 2014 roku, sporo zamieszania wywołały listy dwóch tak zwanych „narzeczonych dżihadu”: „Nie szukajcie nas. Służymy Allahowi i umrzemy dla niego”. Słowa te napisały do swoich rodziców szesnastoletnia Samara i piętnastoletnia Sabina i wyruszyły z Wiednia do Syrii. Na całym świecie pojawiły się fotografie tych uczennic: w zachodnich ubraniach, z długimi rozpuszczonymi włosami. Pełne życia, nowoczesne, radosne. Być może były tylko dwoma dziewczynkami zafascynowanymi pewną ideą, która je przerosła i później nie wiedziały już, jak zawrócić z tej drogi. Kilka miesięcy wcześniej dyrektor szkoły, do której obie chodziły, został zaalarmowany sloganami typu „I love Al-Kaida” wypisywanymi na ścianach klas. Niestety, rozmowy z rodzicami oraz próby zdyscyplinowania dziewczynek nie przyniosły spodziewanego efektu. Być może był to wynik wyjątkowego stresu wywołanego okresem dojrzewania, jednak nie zmienia to faktu, iż zrobiono z nich symbol awangardy niebezpiecznego ruchu.

Wydział PR tzw. Państwa Islamskiego nie musiał się zbytnio wysilać, aby z tych dwóch dziewcząt zrobić ikony swojego ruchu. Tutaj pomogła w sposób niezamierzony, ale skuteczny, spora liczba mediów zachodnich. Wielkimi nagłówkami i zdjęciami na całą stronę pokazywano metamorfozę tych nastolatek – od dżinsów slim fit do czarnej zasłony na głowę, nikabu. Nigdy nie doceniano i nadal nie docenia się faktu, iż tego typu historie odbierane są nie tylko z oburzeniem, lecz przez niektórych czytelników – a zwłaszcza czytelniczki – uznawane są również za potwierdzenie określonej ideologii. Każdy bezmyślny nagłówek w gazecie, każdy cytat z archiwów ISIS tylko wzmacniają przesłanie terrorystów. Tego typu przekazy stały się w ostatnim czasie jedną z form wyrazu młodzieżowego protestu: „Punk XXI wieku nosi nikab”, mówi Oliver Roy, profesor Uniwersytetu Florenckiego i autor licznych opracowań na temat islamskiego ekstremizmu. Roy nie definiuje fenomenu tzw. Państwa Islamskiego jako przede wszystkim szaleństwa religijnego, lecz jako nowy rodzaj kultu: „Fani mają swój własny sposób porozumiewania się, swój osobny dress code”. Najważniejszy przy tym jest image: „Oni chcą być bohaterami, dlatego tak kontrowersyjne jest pokazywanie ich reprezentantów w mediach”.

Z tego powodu osoby wyjeżdżające do Syrii, by dołączyć do bojowników ISIS, stają się podwójnym problemem: zdziczenie, jakie panuje na co dzień w tzw. Państwie Islamskim, oraz szkolenie w terrorystycznym fachu potrafią z najłagodniejszych ludzi, którzy zawieruszyli się tam z przyczyn społeczno-romantycznych, uczynić zindoktrynowanych ekstremistów, którzy po powrocie do kraju ojczystego mogą stanowić potężne ryzyko. Dodatkowo nieustanne przyjmowanie pozy bohatera staje się pożywką dla umacniania się mitu oraz skutecznej reklamy tego ugrupowania. Tzw. Państwo Islamskie, w odróżnieniu od Al-Kaidy, która uważała siebie za elitarny przyczółek, chce być ruchem masowym. Jednakże fascynacja antykulturą dżihadu stanowi, jak podkreśla Nazir Afzal, o wiele większy problem, niż można by podejrzewać na pierwszy rzut oka. Ten były brytyjski prokurator dostrzega prawdziwą „dżihadomanię”: „Młodzi chłopcy chcą być tacy jak bojownicy ISIS, podobnie jak dziewczyny. Tworzą oni sobie pewien image, który przyciąga ich jak magnes i jednocześnie oczarowuje”. A przy tym rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej: „To są narcystyczni, żądni mordu kowboje. Taki wizerunek powinniśmy przekazywać opinii publicznej, a nie ten z idolami popu”.

To uzmysławia mi istnienie kolejnej granicy: napisanie książki o fanach tzw. Państwa Islamskiego nie powinno prowadzić do powstania płaszczyzny porozumienia dla tej grupy. Stąd też czytelnicy nie znajdą tutaj przyjmowanych bezdyskusyjnie opisów wojowników Boga czy też narzeczonych dżihadu, nie będę także używała jako źródeł obszernych dziennikarskich relacji, które powstały w kooperacji z tzw. Państwem Islamskim. Książka ta ma raczej za zadanie pomóc „odczarować” ten ruch terrorystyczny i ujawnić horror, jaki on sobą reprezentuje. Jego zwolennicy powinni zostać pokazani takimi, jakimi są w rzeczywistości: kreaturami wyrzuconymi poza nawias społeczeństwa. Młodym ludziom w Europie, którzy uważają, iż odnajdą tam swoje szczęście, należy przypomnieć, z kim mają zamiar działać we wspólnej sprawie. Nie z gloryfikowanymi męczennikami, lecz z ludźmi, którzy przybijają do krzyża swoich przeciwników; z mężczyznami takimi jak Seifeddine Rezgui, który 26 czerwca 2015 roku w tunezyjskim kąpielisku Susa z zimną krwią zastrzelił z karabinu maszynowego trzydziestu ośmiu europejskich turystów. Na plaży. Podczas kąpieli. Na leżakach.

Tzw. Państwu Islamskiemu od dawna już nie chodzi o to, aby we wstrząsanej wojną domową Syrii oraz w chronicznie niestabilnym Iraku zdobyć pozycję nowej władzy, zaprowadzającej porządek czy też aby urzeczywistnić utopię kalifatu, ponadnarodowego państwa wszystkich muzułmanów. Tutaj chodzi o utworzenie struktur władzy opartej na nagiej przemocy i terroryzowaniu reszty świata. Na przykład Abu Mohammed al-Adnani, rzecznik ISIS, apelował jesienią 2015 roku o to, aby „każdy muzułmanin na Zachodzie poszukał jednego niewiernego i roztrzaskał mu głowę kamieniem, przejechał samochodem, zniszczył jego plony”. Nastolatkowie, tacy jak te dwie młode wiedenki, Sabina i Samara, głęboko wierzyli, iż Al-Adnani pomoże im znaleźć nową ojczyznę. O tym, jak to się mogło stać, próbuję opowiedzieć w tej książce. Albo w jaki sposób młody człowiek, dwudziestosześcioletni Mohammed Emwazi, ekspert branży IT ze stopniem naukowym, który dorastał w normalnych warunkach na przedmieściach Londynu, przeistoczył się w sadystycznego mordercę, znanego jako Jihadi John. On także sprawił, że temat tej książki doprowadził mnie do kolejnej granicy ryzyka w uprawianiu mojego zawodu: czy w obliczu zagrożenia ze strony tzw. Państwa Islamskiego mogę nadal pracować w tych regionach, skąd przekazywane przeze mnie relacje, na przykład z Syrii, były najważniejszą częścią mojej działalności?

Mohammed Emwazi odciął głowę amerykańskiemu dziennikarzowi Jimowi Foleyowi 19 sierpnia 2014 roku. Znałam ofiarę, tak jak i pozostałych dziennikarzy, Kenjiego Goto i Stevena Sotloffa, którzy również zostali zamordowani w ten brutalny sposób. Stevena porwano latem 2014 roku na granicy turecko-syryjskiej. Kilka dni wcześniej jechałam tą samą trasą. Podróżował z tym samym tłumaczem, z którym i ja współpracowałam tuż przed jego porwaniem. Aby móc nielegalnie dostać się do Syrii, na obszary zajęte przez rebeliantów, jest się skazanym na pomoc takich właśnie tłumaczy. Jeżeli coś pójdzie nie tak jak powinno, szanse na ratunek są równe zeru. To był czysty przypadek, że to on, a nie ja, wpadł w ręce członków milicji ISIS.

W połowie 2014 roku w niewoli tzw. Państwa Islamskiego znajdowało się prawie trzydziestu reporterów. Z obserwatorów konfliktu stali się nagle jego uczestnikami. „Wiadomością dla Ameryki” nazwały władze ISIS nagranie wideo z egzekucji Jima Foleya. Miał na sobie pomarańczowy uniform, tak jak więźniowie w amerykańskim obozie w Guantanamo. Jego śmierć została zainscenizowana jako akt zemsty za rozpoczęte wówczas naloty USA i ich sojuszników na pozycje tzw. Państwa Islamskiego. „Umarłem w dniu, w którym twoi koledzy zaczęli zrzucać bomby”, Foleya zmuszono do wypowiedzenia tych słów i skierowania ich do swojego brata, który jest amerykańskim żołnierzem. „Nie zwalczacie już powstania. Zwalczacie armię islamską”, oświadczył jego ubrany na czarno kat Mohammed Emwazi, zanim zaczął obcinać Jimowi głowę.

To był tępy nóż, jakiego w tzw. Państwie Islamskim zawsze używa się podczas ścinania głów. „Aby zwiększyć ból”, jak zeznał podczas przesłuchania jeden z bojowników kalifatu wzięty do niewoli przez milicję kurdyjską. Wcześniej egzekucja ta była ćwiczona podczas licznych „prób” z więźniami, opowiedział człowiek nazwiskiem Saleh, który uciekł do Turcji. Twierdzi on, iż pomagał przy nagrywaniu filmów pokazujących ścięcia więźniów. „Na tych wszystkich nagraniach wideo zakładnicy zachowują się tak spokojnie, ponieważ sądzili, że chodzi jedynie o groźbę egzekucji”, twierdzi Saleh. Inny naoczny świadek, nazywający siebie Adnan, który przed swoją ucieczką był strażnikiem więziennym tzw. Państwa Islamskiego, opowiada o torturach jednego z więźniów: „Bojownicy ciągle przyprowadzali dzieci, które celowały z pistoletu w jego głowę i pociągały za spust. Powtarzało się to każdego dnia. I zawsze było filmowane. Pistolet nie był naładowany. Aż do ostatniego dnia w jego życiu”.

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersjiW książce tej używać będziemy wymiennie nazw tzw. Państwo Islamskie (tzw., gdyż żadne państwo ani organizacja nie uznały oficjalnie tego tworu) lub ISIS, czyli powszechnie używanego angielskiego skrótu nazwy Islamic State in Iraq and al-Sham (przyp. red.). O ile nie oznaczono inaczej, wszystkie przypisy pochodzą od autorki.

Ta przedmowa ukazała się wraz z drugim wydaniem książki w Niemczech.

Petra Ramsauer, Ich lebe in der von der Terrormiliz IS kontrollierten Stadt Raqqah, w: „Profil”, 30.9.2014;
(http://www.profil.at/ausland/ich-terrormiliz-is-stadt-raqqah-378030).

Por.: Karim El-Gawhary, Mathilde Schwabeneder, Auf der Flucht. Reportagen von beiden Seiten des Mittelmeers, Wien, Kremayr & Scheriau 2015.

Nazwiska tych dziewczynek nie zostają podane, jako że są one nadal niepełnoletnie i autorka ograniczyła się w tym przypadku tylko do wymienienia ich imion. Podobnie jest także w przypadkach starszych młodocianych – w celu ochrony prywatności ich rodzin. Natomiast pełne brzmienie nazwisk podawane jest tylko wówczas, gdy osoby te, względnie ich działania, są istotne z punktu widzenia zainteresowania opinii publicznej, jak w przypadku czołowych, znanych działaczy tzw. Państwa Islamskiego.

Cytaty autorstwa Oliviera Roya w tej książce pochodzą z jego wykładu, który wygłosił 13.4.2015 roku w Wiedniu w Bruno Kreisky Forum, jak również z: Meili Dschen: Mangelnde Integration? Wir müssen mit der Heuchelei aufhören, w: srf kultur online, 4.6.2015
(http://www.srf.ch/kultur/im-fokus/welten-des-islam/mangelndeintegration-wir-muessen-mit-der-heuchelei-aufhoeren).

Nigel Bunyan, Senior Muslim Lawyer Says British Teenagers See Isis as ‘Pop Idols’, w: „The Guardian”, 5.4.2015
(http://www.theguardian.com/world/2015/apr/05/senior-muslimlawyer-says-british-teenagers-see-isis-as-pop-idols).

Graeme Wood, What ISIS Really Wants, w: „The Atlantic”, March Issue 2015
(http://www.theatlantic.com/features/archive/2015/02/what-isis-really-wants/384980/).

Simon Tomlinson, I witnessed Jihadi John Behead Japanese Hostage, w: „The Daily Mail”, 10.3.2015
(http://www.dailymail.co.uk/news/article-2987647/I-witnessed-Jihadi-John-behead-Japanese-hostage-ISIS-defector-reveals-British-graduate-subjected-prisoners-mock-executions-killing-them.html).

Zeina Karan i in., Inside Islamic State Group’s Rule: Creating a Nation of Fear, w: „Associated Press”, 19.6.2015
(http://www.dailymail.co.uk/wires/ap/article-3127342/Inside-Islamic-State-groups-rule-Creating-nation-fear.html).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: