Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Polowanie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 kwietnia 2016
Ebook
28,00 zł
Audiobook
34,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
28,00

Polowanie - ebook

Koszaliński policjant-muzyk na tropie seryjnego mordercy

Precyzyjne działania seryjnego mordercy sieją popłoch w kilku nadmorskich miejscowościach i wprowadzają niemałe zamieszanie w życiu osobistym inspektora koszalińskiej policji Wiktora Sawickiego. Kim są ofiary i co je łączy? Okazuje się, że brutalny morderca konsekwentnie realizuje swój misterny plan, rzucając wyzwanie policjantowi.

Sawicki jest bardzo skuteczny, mimo że jego śledcze metody opierają się głównie na intuicji i przeczuciach. Nie ufa dowodom, usiłuje wczuć się w psychikę zbrodniarza. Po pracy szuka wytchnienia na scenie klubu Piwnica 303, gdzie koncertuje wraz z zaprzyjaźnionymi muzykami.

Tymczasem śmierć zbiera kolejne żniwo. Inspektor musi się zmierzyć nie tylko z seryjnym mordercą, ale i samym sobą. A wszystko to w scenerii trzech miesięcy upalnego lata, pełnego gitarowego rocka, seksu, mocnego alkoholu i amerykańskich papierosów.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7785-980-3
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Czerwiec 2010 roku, niedzielne południe

Obywatela Józefa Brodę obudziło grzejące z czerwcową mocą słońce. Powoli otworzył oczy. Zobaczył nad sobą czyste, błękitne niebo.

— Gdzie ja jestem, do kurwy nędzy?

Powoli poruszył głową. W głowie rozległy się grzmiące dzwony. Kątem oka zauważył, że pochyla się nad nim jakiś krzak. Spojrzał w dół. Między nogami miał rower, a stopy opierał na pedałach jak wywracający się uczestnik Tour de France. Widział to kiedyś na Eurosporcie. Jednak on i rower leżeli w tej malowniczej pozie w głębi przydrożnego i jak najbardziej polskiego rowu.

Usiłował wygrzebać z pamięci kawałek wczorajszego dnia. Pamiętał, że po skończonej pracy razem z Ryśkiem, kucharzem z Koziego Dworu, w którym razem pracowali, poszli napić się czegoś mocniejszego do sklepiku we wsi. Kupowali wina i pili je, siedząc na murku za sklepem, schowani przed czujnym okiem przejeżdżających od czasu do czasu policjantów. Później przeszli na wódę, którą Rysiek załatwił u swoich krewniaków ze wsi. Co to była za wóda, nie pamiętał. W ogóle od tego momentu nic już nie pamiętał. Ale skąd ten rower?

W torbie przytroczonej do roweru coś zaczęło brzęczeć. Ki diabeł? Wsadził rękę i wyciągnął dzwoniącą komórkę.

— O cholera. A to kurewstwo skąd?

Wyplątał się z roweru i wstał. Musiało być już południe. Słońce stało wysoko na niebie. Schował komórkę z powrotem do torby.

— Nie wiem, skąd to wszystko mam, ale, kurwa, na piechotę do domu nie pójdę — wymamrotał i rozpoczął pierwsze podejście do ujeżdżenia krnąbrnego pojazdu. Niestety, rozbełtany mózg nie pozwolił zachować równowagi i Józef Broda wraz z nie swoim rowerem wrócił z impetem do rowu.

— Panie Boże, dopomóż — jęknął. Sięgnął do rowerowej torby, marząc o tym, żeby znalazła się tam na przykład jakaś butelka piwa. Nie było w niej jednak nic poza milczącą już komórką.

Drugi dosiad roweru był już prawie perfekcyjny i Józef ruszył — najpierw szosą, a potem leśnym skrótem w stronę domu. Jazda poprawiła mu humor, bo wysiłek skupienia się na jednoczesnym pedałowaniu i utrzymywaniu właściwego kierunku zajął całe zasoby jego mózgu, nie pozwalając rozmyślać o przebiegu wczorajszego wieczoru. Jechał coraz szybciej, bo przed oczami wyświetlał mu się obraz zimnej, oszronionej butelki piwa Brok, którą chyba miał w lodówce. Nabierał szybkości. „Chyba” zmieniło się w „prawie na pewno”. Niczym Lance Armstrong wszedł w kolejny zakręt i tu jego stalowy rumak się znarowił. Uciekł spod niego, zrzucając go w piach drogi, a sam pogalopował w pobliskie krzaki. Józef Broda wyciągnął się jak długi, a gdy uniósł głowę, ujrzał przed sobą głowę swojego pracodawcy, pana Henryka. Głowa stała na środku drogi i gapiła się na Józefa Brodę, a Józef gapił się na nią. W przebłysku trzeźwej inteligencji zauważył, że głowa nie ma ciała. Jest sama. I wtedy żołądek Józefa Brody wyrzucił na zewnątrz całą wczorajszą biesiadę.

Podniósł się, wyciągnął z krzaków rower, sięgnął do torby po komórkę i drżącymi palcami wystukał na klawiaturze numer, który znał z policyjnych seriali. Czekając na zgłoszenie się dyżurnego, klapnął ciężko na pobliski pieniek. Obserwował, jak coraz więcej mrówek pojawia się na głowie pana Henryka oraz na jego, Józefa Brody, wymiocinach, przetwarzając drobne informacje o położeniu i wartości konsumpcyjnej obu rzeczy w informację zbiorową całego królestwa mrówek. Wyciągnął z kieszeni pogniecioną paczkę papierosów i zapałki. Palił jednego za drugim, wypatrując policji.

Wokół głowy i porzuconego w krzakach tułowia kręcili się policjanci. Zachowywali się tak, jakby brali udział w castingu do Kryminalnych Zagadek Czegoś Tam. Całe miejsce zostało ogrodzone żółtą taśmą, a pilnujący go policjanci musieli zawrócić kilku pijanych rowerzystów, którzy klęli na czym świat stoi, zmuszeni przeciskać się przez gęste krzaki dookoła.

Sawicki wysiadł z samochodu. Policjant pilnujący porządku uniósł lekko taśmę, co nie na wiele się zdało. Przy swoich prawie dwóch metrach wzrostu inspektor i tak musiał złożyć się niemal jak scyzoryk. Po chwili stanął nad głową leżącą na środku drogi. Wydawało się, że jej właściciel jest tylko zakopany po szyję w ziemi i niebawem zacznie wołać o pomoc.

„Szkoda, że nie zacznie” — pomyślał Sawicki i zapytał najstarszego stopniem policjanta:

— Kto znalazł zwłoki?

— Tamten oto dżentelmen. Józef Broda. Notowany. Zadzwonił do nas z komórki, którą wczoraj ukradł wraz z rowerem jakiemuś gówniarzowi. Tak się przestraszył, że wolał odpowiadać za kradzież i jazdę na rowerze po pijaku niż za pozbawienie kogoś głowy.

— Widział coś?

— Mówi, że nic, ale można go jeszcze trochę przycisnąć. Spisaliśmy też kilku, którzy nadjechali już po naszym przybyciu. Przesłuchamy ich później, choć twierdzą, że nic nie widzieli.

— Wiadomo, czyja to głowa i ta cała reszta? Należą do jednej osoby czy dwóch?

— No, to akurat jest jasne. Obie części należą do właściciela Koziego Dworu, Henryka Lubicza. Przeszukaliśmy już wstępnie zwłoki. Ofiara nie miała przy sobie żadnych dokumentów, kieszenie też są puste.

— I nic specjalnego, charakterystycznego?

— Na razie nic.

Zadzwonił jego telefon.

— Hej, Wiktor. Możesz rozmawiać? — Dzwoniła Helena Barszczewska, prawniczka, znajoma jeszcze z czasów liceum.

— Nie bardzo, a co jest?

— Masz wezwanie do sądu. Od twojej byłej. Wpadnij do mnie dziś wieczorem do domu albo jutro rano do kancelarii.

— OK.

— No to miłej pracy.

— Dzięki. — Usłyszał w słuchawce kliknięcie.

— Tak naprawdę rzadko kiedy jest miła — mruknął już do siebie i zapatrzył się na głowę leżącą na środku drogi. Patrzyła na niego jakby z wyrzutem. — Mogłabyś coś powiedzieć — rzucił w jej stronę i jak to miał w zwyczaju, zaczął obchodzić miejsce zbrodni, zataczając coraz większe koła. Pozwalało mu to spojrzeć na całą sytuację bez zaprzątania sobie głowy szczegółami. Przyjrzał się wszystkim drzewom w pobliżu miejsca zbrodni i wszystkim śladom widocznym w miękkiej ściółce leśnej drogi.

— Dzwońcie do mnie tylko wtedy, gdy znajdziecie coś ekstra — rzucił w zasadzie do nikogo, przeszedł tym razem nad taśmą i wsiadł do swojej sfatygowanej, pełnoletniej toyoty. Rozrusznik zarzęził, silnik kilka razy kaszlnął, ale dzisiaj był dzień dobroci dla kierowcy, więc posłusznie zaterkotał na wolnych obrotach, wypuszczając z rury wydechowej błękitne obłoczki, nie do końca chyba zgodne z unijnymi standardami.

Ciekawe, dlaczego nigdy nie miał kłopotów z uruchomieniem samochodu w ciepły, słoneczny dzień. Gdy lało, wiało i było zimno, żadna siła nie chciała zmusić jego auta do wybrania się w jakąkolwiek podróż. Zastanawiał się od dawna, czy to nie jest jakaś przemyślna strategia handlowa Japończyków.

Odjechał, wzbijając za sobą kłęby pyłu i strasząc przyglądające się z ciekawością ludzkim poczynaniom jeże i wiewiórki.

***

Widzę ich wszystkich. Luneta sprawia, że są jak na wyciągniecie ręki. Zaaferowane spojrzenia, uwagi wymieniane półgłosem. Wiem, że za chwilę ruszy cała machina. Laboratoria, wywiad w terenie, analiza śladów i tym podobne pierdoły. Samo miejsce wygląda malowniczo. Jak z amerykańskiego serialu. Bohaterowie pozytywni i negatywni.

Przyjechał Dryblas. Przypomina Don Kichota. Jego chuda i wysoka sylwetka wygląda na taką, którą pierwszy wiatr wywróci. Ale ja wiem, że tak nie jest. Raczej ugnie się pod naporem aż do ziemi jak stare i doświadczone drzewo, ale powstanie silniejszy i mocniejszy. Jego wzrok niepokoi i zarazem hipnotyzuje. Widzę go dokładnie. Jego głowa znajduje się dokładnie na środku krzyża lunety. Tak niewiele potrzeba, żeby zesłać na kogoś niebyt. Mam cały czas wrażenie, że patrzy wprost na mnie. Niemożliwe. Jestem daleko, tak daleko, że widzę go wyraźnie tylko dzięki cudom optyki. Chodzi wokół miejsca, gdzie leży numer jeden, i spogląda raz pod nogi, a raz w niebo. Co można dziś zobaczyć na niebie? Zamienił kilka słów z policjantami i idzie do swojego auta. Zanim usiadł za kierownicą, znowu spojrzał w moją stronę. Odjechał. Ostrożnie zgarniam ściółkę, aby zostawić jak najmniej śladów, i wracam do domu. Pracowity to był ranek.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: