Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pomnik Cesarzowej Achai. Tom 4 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 grudnia 2014
Ebook
37,43 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,43

Pomnik Cesarzowej Achai. Tom 4 - ebook

Intryga, wojna, i niepowtarzalny świat wykreowany przez Andrzeja Ziemiańskiego powracają! Ponad pół miliona fanów cesarzowej Achai doczekało się siódmej odsłony kultowego uniwersum.

Co czeka władcę? Zwycięstwo czy śmierć? Imperium musi trwać Imperium musi trwać

Jak zwykle doskonały język i błyskotliwe pomysły. Ziemiański to prawdziwy fachowiec fantastyki.

Jarosław Grzędowicz, autor Pana Lodowego Ogrodu 

Świetni bohaterowie. Dużo akcji. Zero nudy. Czego chcieć więcej od fantasy?

Jakub Winiarski, Nowa  Fantastyka

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7964-051-5
Rozmiar pliku: 4,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Ten lot nie był podobny do niczego, czego Kai doświadczyła w życiu. Chyba nikt dotąd, nikt z jej świata, nie przeżywał równie intensywnego uczucia wolności, beztroski i stopienia się z niewyobrażalnym ogromem przestworzy. Wokół nie było niczego. Gdzieś tam, daleko w górze, idealnie czysty nieboskłon, gdzieś tam, daleko w dole, ocean. I ona. Pani wszechświata. Lecąca gdzieś w dal. Odruchowo rozstawiła szeroko ręce i nogi, by wtopić się w cały ten pusty świat. Czysta i nieskrępowana niczym radość latania. Bogowie! Dlaczego jej własna cywilizacja nie wymyśliła czegoś takiego?

Kai poprawiła się w uprzęży spadochronu. I tak jak ją nauczono, sprawdziła pozostałe elementy wyposażenia: hełm, gogle, maskę tlenową i podstawowe przyrządy. To wszystko, włączając futrzany kołnierz polarnego kombinezonu, ciasno obwiązany szalikiem, ograniczało ruchy jej głowy tak, że nie mogła jej przekręcić, żeby zobaczyć, czy obok i trochę z tyłu leci również Nuk. Dziewczyny nie miały radia, żeby móc się porozumieć. Pozostało wierzyć, że wszystko jest w porządku i koleżanka jest za plecami. Na szczęście droga w dół była prosta i nie wymagała żadnych manewrów. A spadochron, choć eksperymentalny, został zaprojektowany tak, żeby samemu doprowadzić skoczka do właściwego miejsca.

Ten sprzęt oczywiście wymyślili „inżynierowie z dziwnym akcentem”. Wyszyńska, która kazała sprowadzić go z Polski, długo rozwodziła się nad jego zaletami. Do tej pory – tłumaczyła – zrzutów na terytorium wroga dokonywało się w nocy. Silnik samolotu warczał, ostrzegając przeciwnika o przeprowadzanej akcji. Trzeba było skakać w ciemnościach, z niskiego pułapu, co samo w sobie było śmiertelnie niebezpieczne, i prosto w ręce czekających na ziemi ludzi, którzy przyjmowali zrzut.

Jednak na całkiem obcym, nieznanym terytorium, jak w przypadku tej akcji, pojawił się istotny problem. Nie było ludzi, którzy mogliby czekać na dole. I co? Skakać w dzień, z wysokiego pułapu? To tak jakby przez heroldów ogłosić: „Tu jesteśmy, dzień dobry, dysponujemy techniką, którą widzicie, a naszych ludzi przysyłamy do was, żeby grandzili i szpiegowali. Czy wszyscy już dowiedzieli się o tym fakcie?”. Bez sensu. Druga możliwość to wysłanie okrętu, żeby nocą wysadził desant. Ale na obcych wodach, bez map i rozpoznania łatwiej popełnić samobójstwo, niż wysadzić na brzeg kogokolwiek. Też bez sensu. Wyszyńska jednak znalazła rozwiązanie.

Przysłane spadochrony okazały się rodzajem latających skrzydeł, czymś na kształt „miękkich” szybowców. Skoczka zrzucało się bardzo daleko od celu, z bardzo wysoka. Nikt nie widział i nie słyszał samolotu. Nikt nie mógł się nawet domyślać, że właśnie rozpoczął się wrogi desant. I w dodatku w przypadku tego sprzętu można było wykorzystać starą sztuczkę myśliwców dalekiego zasięgu. Piloci takich maszyn często oglądali dwa świty tego samego dnia. Niezapomniane zjawisko. Pierwszy świt następował na wysokości sześciu kilometrów. A kiedy słońce już wzeszło, wystarczyło zanurkować ostro tuż nad ziemię, w gęsty mrok. I po chwili... słońce wschodziło raz jeszcze. Ten cudowny efekt w przypadku latającego spadochronu można było rozciągnąć prawie w nieskończoność. Przy odpowiednich obliczeniach skoczek cały czas opadał w strefie świtu. A manewrując odpowiednio linkami, lądował tuż przed nim, o pierwszym brzasku. Mała szansa, żeby został przez kogokolwiek odkryty. Jedynym minusem tego rozwiązania był okropny chłód, który panował na większej wysokości, i konieczność oddychania powietrzem z butli.

Ale warto było cierpieć i znieść wszelkie przeciwności. Kai naprawdę leciała! Zupełnie swobodna w przestworzach! Współczuła ludziom, którzy nigdy nie doświadczyli czegoś tak niesamowitego. Każdy szczegół wrył jej się w pamięć. Najpierw długi lot, sylwetki pilotów ze słuchawkami na głowach, wyglądającymi jak wielkie korki wbite w uszy, błyskawiczne, trwające nieprawdopodobnie krótką chwilę minięcie się z powracającym samolotem meteorologicznym, który sprawdzał warunki na trasie dolotu, i wreszcie krótka jazda metalową rynną, która wyrzuciła dziewczynę w mroźną, absolutnie pustą przestrzeń. W przestworza. Kiedy spadochron rozwinął się prawidłowo, a Kai zgodnie z instrukcją poprawiła się w uprzęży, poczuła coś na kształt ekstazy.

No dobra – trzeźwa myśl przyszła jej do głowy dopiero po dłuższym okresie oszołomienia. Zachwyt zachwytem, a uniesienie uniesieniem. Dlaczego jednak w ogóle zdecydowała się na tę misję? Na wyprawę w głąb nieznanego lądu, nieprzyjaznego i nieprzychylnego obcym? W wielkich bibliotekach w Negger Bank znaleziono tylko nieliczne wzmianki na temat mieszkańców innego kontynentu. Nie utrzymywano z nimi żadnych kontaktów handlowych. Tam kupcy nie byli wolni, a handlem kierował sam władca. Nie chciał obcych. Nieliczni żeglarze, którzy przybijali do tamtych portów, nie byli wpuszczani głębiej. Obyczajów i kultury tamtych ludzi praktycznie nie znano. Stosunków dyplomatycznych nie utrzymywano. Jeden wielki czarny dół, jeśli chodzi o wiedzę na ten temat. A podróżnik przed śmiercią powiedział niewiele. Wystarczyło jednak to, że nauczył się gdzieś kilku zdań po angielsku, i już cały polski sztab ekspedycyjny wariował z nerwów, nie mając pojęcia, jak mogło do tego dojść. Implikacje okazały się łatwe do przewidzenia. Zwiad należało wysłać natychmiast. Oczywiste też, że nie mógł się składać z Polaków, którzy odróżniali się wyglądem i w okropny sposób kaleczyli język. Czarownica stanowiła najlepszy wybór. Owszem. No tak, ale to były racjonalne tłumaczenia. Co jednak ją samą pchnęło do podjęcia ryzyka?

Wzruszyła ramionami. No co? Ach, i na jasną zarazę tu długo dumać? Nie było nad czym. Zrobiła to, bo chciała zaimponować Tomaszewskiemu. Tym bardziej że on sam nie mógł lecieć, choć język miał opanowany. Z tym jego niesamowitym, jak na tutejsze warunki, wzrostem i przeraźliwie bladą skórą odróżniałby się od zwykłych ludzi jak rajski ptak od wróbli. Miejscowi mogli jeszcze myśleć, że to odmieniec jakiś, wielkolud i na coś chory, skoro taki blady. Ale Anglicy lub Amerykanie, których można się tam spodziewać, na pierwszy rzut oka będą wiedzieli, że to ktoś spoza Gór Bogów. Wystarczy im jedno spojrzenie.

Kai pamiętała rady znawcy kobiet Randa i rady Aie. Tak, tak, najlepiej zrobić na Tomaszewskim wrażenie i już będzie jej. Dobra rada. I wydawała się naprawdę znakomita. Ale inaczej myśli się o robieniu wrażenia na mężczyźnie, siedząc w wygodnym hamaku, a inaczej – lecąc na spadochronie w nieznane.

Kai zazdrościła Nuk, swojej towarzyszce. Ta nie miała bowiem żadnych rozterek. A poza tym znalazła się w przestworzach, bo tak zadecydował Rand, dogadany z Shen. Chciał mieć w międzykontynentalnym zwiadzie swojego człowieka. Polacy nie oponowali. Wykształcona, zaradna, doświadczona weteranka służb specjalnych i tak była idealnym kandydatem do wykonania tego zadania. Może lepsza byłaby jedynie sama Shen. Lecz ta nie mogła zrobić sobie przerwy w dowodzeniu z oczywistych względów.

Oszałamiające piękno wokół i szok spowodowany niecodzienną sytuacją nie sprzyjały na szczęście rozmyślaniom o istocie bytu. Kai sprawdziła wskazania prostych przyrządów, których obsługi ją nauczono. Kompas, wariometr i anemoskop mówiły, że wszystko idzie zgodnie z planem. Jeszcze raz spróbowała się odwrócić w stronę Nuk. Udało jej się złowić cień towarzyszki – trochę z tyłu, trochę z lewej. Nie mogła dostrzec szczegółów, ale bała się manewrować całym spadochronem, szybując gdzieś nad oceanem.

Coś jednak było nie tak. Może inaczej: coś ją zaniepokoiło, coś, czego nie potrafiła precyzyjnie określić. Jakaś ledwie wyczuwalna igiełka strachu ukłuła Kai nagle, pozostawiając zamiast konkretnego bólu jedynie lekkie, nieokreślone co do miejsca ćmienie. Co to było? Rozejrzała się na tyle, na ile mogła przynajmniej. Nic. Spojrzała do góry. Tam sporą część nieboskłonu zasłaniała czasza jej spadochronu. Ale nie tylko! Dostrzegła nad czaszą dziwny cień jakby gigantycznego obiektu, wyraźnie odbijający się na idealnie białej tkaninie. Teraz już poczuła prawdziwy strach. Nie mogła bardziej się odwrócić. Przez głowę przemknęła jej idiotyczna myśl, że przecież w sakwie, którą miała przytroczoną jako kitbag, jest zapakowany rewolwer. I co? Ma go wyjąć i strzelać na oślep przez czaszę? Strach zaczynał mącić jej umysł. Co to jest? Co o takich rozmiarach może latać w powietrzu?

I nagle cień zaczął się przesuwać. Kai szarpała się z szalikiem i krępującym szyję futrzanym kołnierzem. Bała się zsunąć z twarzy gogle i maskę tlenową. Po chwili zobaczyła to coś. Tuż obok!

Bogowie. To... To był jakiś aparat latający. Widziała wyraźnie. Jakby wielki latawiec z wieloma skrzydłami, do którego podczepiony był człowiek. I co gorsza, to nie była maszyna Polaków! Nagły paroksyzm strachu zaczął ją dosłownie dławić. Po chwili jednak przyszła myśl: to w ogóle nie jest maszyna ludzi zza Gór Bogów.

Kai odetchnęła głęboko. No tak. Nie była, bo nie mogła być. Nie warczała, nie huczała, nie wyła i nie śmierdziała żadną z tych okropnych chemicznych woni, które znała z lotniska. Wydawało się, że nie ma żadnego napędu, przynajmniej w polskim rozumieniu tego słowa. Nie widziała śmigieł, wirników, niczego. I nagle przypomniała sobie. Na samym początku, kiedy znalazła się wśród Polaków na okręcie podwodnym, przecież też widziała maszynę bez napędu. Okręt holował ją na linie, nadając prędkość, a ta wznosiła się jedynie dzięki sile wiatru. Tamto coś było wiatrakowcem bez silnika, a to tutaj? Przypomniała sobie, że Tomaszewski opowiadał coś o szybowcach, które startując ze stromych zboczy gór, potrafiły się wznosić nawet bardzo wysoko dzięki wstępującym prądom powietrza. Zupełnie jak ptaki.

Ale tutaj? Kai widziała kilka dziwnych skrzydeł, jakby opiętych miękką błoną, system linek i bloków, jakieś malutkie latawce, szybujące na uwięzi przy dziwnym aparacie. Mogły służyć do sterowania. Albo zaraza jedna wie do czego.

Kai widziała też pilota. Kobietę podczepioną do skrzydeł za pomocą bardzo skomplikowanej uprzęży. Ona również miała na sobie kombinezon, ale w przeciwieństwie do tego, który miała Kai, obcisły, bez futra. Jak więc wytrzymywała w tym zimnie? Dziwny szybowiec zbliżał się lekko od prawej strony. Kai dość wyraźnie widziała twarz kobiety. Malował się na niej wyraz totalnego przerażenia. Czarownica nagle i zupełnie irracjonalnie odetchnęła z bezbrzeżną ulgą. Tamta się boi jeszcze bardziej!

Odwróciła się jak mogła w stronę Nuk i pokazała jej uniesiony do góry kciuk. Sierżant odpowiedziała tym samym. Jakby jednak trochę leniwie, bez entuzjazmu. Kai przeniosła wzrok na kobietę pilota cudacznego szybowca. Nic dziwnego, że tamta się bała. Skoro zobaczyła coś takiego pierwszy raz w życiu. Dwie istoty szybujące na przedziwnych zwojach tkanin powiązanych linkami, z twarzami ukrytymi przez hełmy, gogle i przywodzące groźne skojarzenia końcówki aparatów tlenowych. Ludzi, którym wielkie karbowane rury wychodzą z ust. O oczach zakrytych głęboką, nieprzeniknioną czernią. Z czym mogło jej się to kojarzyć? Pewnie z koszmarami najgorszych snów.

Fakt, że tamta boi się bardziej, uspokoił Kai na tyle, że umysł mógł się zająć innymi problemami. Zostały wykryte już na dolocie do celu? No niby tak. Ale Kai była przekonana, że oślepiony przez dzikusów podróżnik nie wspominał o latających aparatach w kraju, do którego teraz zmierzała. Ani słowem. Owszem. Nie pochodził stamtąd, fakt, ale pamiętała dokładnie, że wypytywany o żelazne okręty, ani słowem nie zająknął się o jakichś szybowcach. A kiedy Tomaszewski powiedział mu, że z lotniskowca mogą startować samoloty, podróżnik długo wypytywał, co to są te latające maszyny. Najwyraźniej nie miał pojęcia, że człowiek może latać.

Skąd więc ten szybowiec?

Nie było czasu na domysły. Kobieta w obcisłym kombinezonie przełożyła przed sobą jakieś linki i dwa z mniejszych latawców na uwięzi przesunęły się na prawą stronę wielkiego szybowca. Cały aparat zaczął powoli skręcać, zmieniając kurs. Maszyna, sunąc majestatycznie w przestworzach, oddalała się powoli.

Kai znowu odwróciła się w stronę Nuk. Ta bezradnie rozłożyła ręce. Szybując, i tak nie mogły niczego zrobić. A najgorsze, że nie mogły nawet pogadać. Nie żeby dyskusja na temat przedziwnego spotkania mogła cokolwiek wnieść do sprawy. Ale pewnie przyniosłaby choć trochę ulgi w rodzących się w głowie coraz to nowych pytaniach i wątpliwościach.

Kai zerknęła ostatni raz za oddalającym się szybko obcym szybowcem. Potem klepnęła się kilka razy prawą dłonią w lewe przedramię, gdzie miała przypięte swoje przyrządy. Dawała w ten sposób znak, że niedługo już będą się musiały przygotować do lądowania na obcym, zupełnie nieznanym kontynencie.Andrzej Ziemiański

Porzucił prestiżową karierę naukową i zajął się pisaniem książek. Już po kilku latach zdobył uznanie pół miliona Polaków czytających Achaję z wypiekami na twarzach.

Z wykształcenia jest architektem. Widzi i myśli obrazami. Podgląda, słucha i rozmawia dla przyjemności. Lubi fotografować puste miejsca. Sam jest dla siebie pracownikiem, szefem i przewodniczącym komitetu strajkowego. Nieustannie prowokuje czytelników i recenzentów swoim podejściem do sztuki pisania. Mówi, że cierpi na przymus tworzenia.

Jego bohaterowie żyją własnym życiem – sami wybierają gatunek i formę opowieści, dzięki czemu z niezrozumiałego dla siebie powodu autor otrzymał wór nagród od czytelników. Pierwsze dwa tomy Achai nominowane były do Nagrody im. Janusza A. Zajdla. Drugi tom otrzymał w 2004 roku nagrodę Nautilus.

Cykl Achaja to także jedna z najbardziej kasowych serii w polskiej literaturze. To dzięki tym książkom pisarz może realizować swoje najśmielsze egzotyczne podróże i otaczać się ulubionymi gadżetami.

Ziemiański w swoich książkach ceni kobiecość. Nawet w filigranowej postaci dostrzega siłę, która go pasjonuje. Ale to nie oznacza, że ma dla niej litość.

Pisarz ma w sobie coś z hazardzisty – ale uwaga – jeśli zaczyna grę, to żeby wygrać.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: