Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Porażka księcia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Wrzesień 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Porażka księcia - ebook

Noah Winters, ósmy książę Anselm, ma kłopot. Na mocy rodzinnego zobowiązania musi się ożenić, nim skończy 32 lata, a ten termin zbliża
się nieuchronnie. Kilkukrotnie dostał już kosza, więc kandydatkę na żonę wybiera z rozwagą, bez emocji. Będzie nią lady Araminthea
Collins, z hrabiowskiej rodziny, z należytą urodą i prezencją, dziewczyna,która po śmierci rodziców zubożała i zatrudniła się jako dama
do towarzystwa. Książę sądzi, że lady Araminthea ma już za sobą lata burzy uczuć i w roli żony nie będzie sprawiać kłopotu. Zapowiada się
jeszcze jedno małżeństwo z rozsądku…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5638-2
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Nie jestem miłym człowiekiem – oznajmił Noah Winters, ósmy książę Anselm.

Lady Araminthea Collins uniosła w odpowiedzi wdzięcznie wygiętą brew.

– Być może, Wasza Książęca Mość, prawdomówność dżentelmena więcej znaczy niż jego maniery – zauważyła.

Noah w duchu pochwalił opanowanie damy, ale też jej zimna krew była jedną z tych cech, dzięki którym zwrócił na nią uwagę.

– Nie jestem miły – powtórzył – ale utytułowany, bogaty i potrzebuję żony. – Musiał mówić rzeczowo i otwarcie, żeby zdążyć, zanim zacznie kichać przez te przeklęte bratki wokół ławki.

To ostatnie stwierdzenie nie zasłużyło nawet na uniesienie brwi.

– Dlatego zwrócił pan uwagę na moją chlebodawczynię – szepnęła lady Thea.

– Marliss nie jest pani chlebodawczynią – odparował Noah. – W istocie to jej papa panią zatrudnia, a teraz, kiedy ogłoszono jej zaręczyny z młodym Cowperem, z pewnością zacznie się pani rozglądać za nową posadą.

Ta uwaga stanowiła drobny dowód na to, że, jak wspomniał wcześniej, nie jest miły. Cierpliwość i owijanie w bawełnę nigdy nie należały do najbardziej rzucających się w oczy cech Noaha, zwłaszcza kiedy swędział go nos.

– Słyszał pan zapowiedzi, Wasza Książęca Mość?

– Endmon był wczoraj w klubie w szampańskim humorze. – Raczej wylewny i pijany, jak każdy ojciec, kiedy dowiaduje się, że modystka jego ukochanej córeczki będzie opłacana z innego konta.

Radcy prawni Noaha ostrzegli go, że zarządca majątku Cowpera prowadzi negocjacje z wicehrabią Endmonem, ojcem Marliss. Noah odczuł jedynie przelotną irytację, że stracił całe tygodnie, nadskakując młodej damie w nadziei zdobycia żony.

– Wybacz, proszę. – Lady Thea zebrała spódnice w dłonie, zamierzając wstać. – Z pewnością czeka mnie mnóstwo pracy, Marliss będzie miała tłumy gości…

Noah objął dłonią nadgarstek lady Thei, co zyskało mu uniesienie obu brwi, ale też skłoniło damę do pozostania na ławce.

Nadgarstek był delikatny, zwłaszcza w porównaniu z jego własnym.

– Dama do towarzystwa młodej damy – powiedział, cofając rękę – to tylko trochę więcej niż guwernantka, lady Theo. Pani potrzebuje stanowiska, ja potrzebuję żony i to stanowisko oferuję pani.

Nie uniosła brwi, nie sapnęła zdumiona, przyglądała mu się jedynie zdziwionymi, zielonymi oczami.

– Mówi pan poważnie, prawda?

Do bólu, wedle opinii większości kobiet, które się na ten temat wypowiadały, włącznie z ostatnią kochanką Noaha.

– Pani ojciec był hrabią – stwierdził Noah. – Jest pani urodziwa, spokojna, wapory młodości ma za sobą, pochodzi z dobrej, dzietnej rodziny. Jest pani równie dobrą kandydatką do tytułu księżnej, jak ta rozchichotana dzierlatka, którą pani nadzoruje.

– Marliss jest tylko młoda – sprzeciwiła się lady Thea. – Ale skoro pan nie jest miły, a ja nie jestem rozchichotaną dzierlatką, sądzi pan, że będziemy do siebie pasować?

Dobre podsumowanie.

– Tak sądzę. Przynajmniej w takim stopniu, jak pasowałbym do Marliss czy kogoś do niej podobnego.

Poranne słońce wydobyło czerwonawe błyski z ciemnych włosów lady Thei, potwierdzając, że dama unika kosmetyków. Marliss, zdaniem Noaha, używała ich w nadmiarze.

– Marliss będzie szczęśliwsza z baronem Cowperem – zauważyła lady Thea. – Ale dlaczego pan myśli, Wasza Książęca Mość, że ja będę szczęśliwsza jako księżna Anselm niż jako dama do towarzystwa przy innej rodzinie?

Żadna tam przemowa typu „cóż to za ogromny zaszczyt”, której Noah się spodziewał – a w istocie czynił jej zaszczyt – ale też nie pośpieszna kapitulacja. Potrafiła go zganić, nie okazując się niegrzeczną – czym zaskarbiła sobie, rzecz jasna, podziw Noaha.

Chociaż nie przewidział, że książęcy diadem Anselm zostanie poddany tak skrupulatnemu badaniu, zanim dama zechce go przymierzyć.

– Nigdy pani niczego nie zabraknie – zapewnił Noah, kierując wzrok raczej na ligustrowy żywopłot, niż zwykłą, szarą suknię damy. – Nigdy nie będzie pani musiała korzystać z wątpliwej dobroci własnego brata, a kiedy obowiązek wobec sukcesji zostanie spełniony, będzie się pani cieszyła taką wolnością, na jaką niezależne bogactwo i dyskrecja pozwalają.

Choć jeśli Noah miałby coś do powiedzenia w tej sprawie, lady Thea nie pozwoliłaby posadzić bratków pod swoim oknem.

– Spodziewa się pan, że obowiązek wobec sukcesji da się spełnić bez przeszkód?

Lady Thea rzuciła to pytanie rzeczowo, ale Noah nie był pewien, o co właściwie pyta. Jego organa rozrodcze działały bez zarzutu, a dama była na tyle pociągająca, że nie powinien mieć problemów ze spełnieniem wspomnianego obowiązku.

– Mój ojciec spłodził jedynie dwóch prawowitych synów, pomimo że ożenił się trzy razy pod rząd. Pani rodzice zapewnili sobie syna w trzech podejściach, więc nie, nie twierdzę, że będę w stanie kontrolować wszystkie aspekty naszego związku, ale ufam, że Opatrzność okaże się łaskawa. Ostatecznie, ma pani sporo wujków z obu stron.

Dama milczała – żadnego celnego komentarza, żadnych kłopotliwych pytań.

Noah wielokrotnie siedział w powozie naprzeciwko lady Thei, kiedy eskortował Marliss w przeróżne miejsca, więc wiedział, że zdolność zachowania milczenia należała do jej licznych talentów. Jej widok był także przyjemny dla oka. Nie starała się zwrócić na siebie uwagi, ale każdy mężczyzna odnotowywał blask jej ciemnych włosów, figurę, którą określano uprzejmie jako stworzoną do rodzenia dzieci, i zielone oczy – lekko skośne i dzięki temu sprawiające wrażenie egzotycznych.

Nada się, choć tego odkrycia dokonał zaledwie dwa dni wcześniej, kiedy informatorzy donieśli mu, że Marliss zaprzestała polowania na męża. Ten pomysł przyszedł mu do głowy nie wiadomo skąd, jak większość jego najszczęśliwszych posunięć w interesach.

Tak, czy inaczej, warto było spróbować z lady Aramintheą, bo sezon miał się ku końcowi i trzeba by czekać rok, żeby nowy kontyngent rozchichotanych dzierlatek został przedstawiony u dworu. Kolejny rok siedzenia tyłem we własnej karecie i męczących spacerów po barwnych, pełnych kwitnących roślin ogrodach.

– Przemyślę to – powiedziała lady Thea. – Nie mam nikogo, kto by występował w moim imieniu, więc wszelkie dokumenty przejrzę sama.

Sama? Noah poczuł się urażony w jej imieniu.

– A co z pani bratem?

– Jeśli dojdziemy do porozumienia, może pan z uprzejmości przesłać mu kopię kontraktu, ale, jak rozumiem, zależy panu na czasie, a to zdecydowanie nie leży w naturze Tima.

Trzeźwość także nie leżała w naturze Timotheusa Collinsa, podobnie jak powściągliwość. Nawet człowiek, który nie był miły, mógł zachować te uwagi dla siebie.

– Przyślę pani wstępną wersję pod koniec tygodnia – zapewnił Noah, choć ustalanie warunków małżeństwa bezpośrednio z lady Theą sprawiało, że czuł się zakłopotany. – Nie ma pani nikogo, kto mógłby negocjować w pani imieniu – żadnego wujka, czy nawet owdowiałej ciotki?

– Rodzina Collinsów wydaje się żyć intensywniej, niż pozwala na to jej wytrzymałość, Wasza Książęca Mość. – Wstała i tym razem Noah wstał razem z nią. – Ja zatem jestem najstarsza. Czy zechce się pan przejść ze mną?

Owszem, chętnie, pod warunkiem że oddalą się od piekielnych bratków.

Noah podał damie ramię, zadowolony, że udzieli mu odpowiedzi w ciągu tygodnia. Nie miała posagu, Noah zaś mógł jej bez trudu zapewnić korzystne warunki kontraktu, ale teraz, wobec jej wahania, zaczął się zastanawiać nad inną zachętą.

Miała być, ostatecznie, jego księżną, a księżne, nawet te przyszłe, zasługują na wszelką uprzejmość.

– Pani siostra będzie, oczywiście, mile widziana w naszym domu – powiedział, kiedy zaczęli się oddalać od domu i przeklętych kwiatów. W czerwcowy poranek ogrody wicehrabiego Endmona emanowały spokojem, pięknem i delikatnym zapachem – zupełnie jak kobieta, którą trzymał pod ramię. Doszli żwirową alejką do cienistego zakrętu wśród drzew i lady Thea puściła jego ramię.

– Mam prośbę – oznajmiła.

Noah był gotów prowadzić delikatne negocjacje na temat długiego narzeczeństwa albo wspaniałego ślubu, chociaż nie planował ani jednego, ani drugiego.

– O ile jest rozsądna…

– Proszę mnie pocałować.

Z domu czy stajni nikt nie mógł ich widzieć; dobrze się złożyło, bo Noah czuł, że ta nieoczekiwana, dodatkowa prośba jest kluczem do ręki lady Thei. Całowanie to zazwyczaj rzecz przyjemna.

– Jakiego pocałunku pani sobie życzy? – zapytał Noah, ponieważ jego doświadczenie obejmowało zwykły repertuar i parę rzeczy ekstra.

Teraz ona rozejrzała się po otoczeniu, jakby nie wiedziała albo nie chciała przyznać, że istnieją różne rodzaje pocałunków.

– Mężowskiego pocałunku.

Kobiety!

– Nigdy nie byłem mężem, musimy zatem rzecz uściślić: czy to ma być pocałunek męża, który wita żonę rano, czy też taki, kiedy się z nią rozstaje, a może zalotny, zachęcający, czy też… wyrażający pożądanie?

– Żadnych zalotów. – Lady sprawdziła przypięty do gorsu sukni zegarek, małą, prostą, złotą ozdóbkę, która wydawała się bardziej ją w tej chwili interesować niż pocałunki Noaha. – Pocałunek wzbudzający zaufanie.

Czy taki sam, jak przy uwodzeniu? Chyba nie. Nie miała na myśli pocałunku wzbudzającego źle ulokowane zaufanie, ale raczej prawdziwe. Noah nie uważał lady Thei za kapryśną istotę, ale pocałunki zapewne trafiały jej się na tyle rzadko, że nie miała ochoty pominąć okazji.

– Tutaj. – Ujął jej rękę i poprowadził parę kroków głębiej w cień. – Zamknij oczy.

Miała z tym pewien problem, ale w końcu posłuchała, dając Noahowi chwilę na przyjrzenie się jej smutnej, napiętej twarzy. Podszedł bliżej i objął ją ręką w pasie, przysuwając do siebie.

Dotyk sprawiał mu przyjemność, cierpiętnicza mina damy wcale.

– To nie jest pocałunek, Wasza Książęca Mość.

– Cicho – fuknął – i bez podglądania. To tylko wstęp, ale czekam, aż będzie pani gotowa do pocałunku. – Położył brodę na jej głowie, by wiedziała, gdzie jest, ale też by móc wdychać jej słodki, kwietny zapach i musnąć policzkiem jedwabiste, ciepłe włosy.

Żeby dama nie narzekała na te wstępne manewry, Noah potarł nosem jej policzek, a potem to samo zrobił wargami.

Zesztywniała w jego ramionach.

Niech to, do diabła. A zatem małżeńskie obowiązki – z naciskiem na obowiązki – w ich stadle będą się odbywać przy zgaszonych świecach, pod kołdrą, w nocnych koszulach. Noah westchnął przy skroni Thei i to, co miało być pocałunkiem wzbudzającym zaufanie, zamieniło się, z jego strony, w pocałunek tęsknoty za tym, czego nie będzie.

Przez sześć dni Thea milczała, a siódmego przysłała księciu Anselm list. Miała zamiar uprzejmie odmówić, ponieważ już wcześniej, zanim złożył jej swoją zdumiewającą propozycję, kontaktowała się z agencjami zatrudnienia. Nie powinna zostać jego księżną. Anselm był zbyt inteligentny, zbyt pewny siebie, zbyt zimny, zbyt… wielki, żeby myślała poważnie o jego zalotach.

Jednak związek wydawał się stosowny i pokusa zaczęła przeważać, kiedy zaoferował swój dom również Nonie. A potem ten pocałunek…, który okazał się inny niż wszystko, czego Thea dotąd doświadczyła.

Jego Książęca Mość dał jej pierwszy pocałunek, o który prosiła, pierwszy, o którym mogła powiedzieć, że go w jakiś sposób zainicjowała, i okazał się on tak nieoczekiwany, tak słodki – ze strony tego skrytego, mrocznego mężczyzny. Ten pocałunek bardziej niż cokolwiek innego przekonał Theę, że nie stanowi pary dla księcia. Jej ciało wciąż topniało na jego wspomnienie, a to zdarzało się często.

Tak więc pocałunek wywarł wrażenie, działając na niekorzyść świętego związku małżeńskiego z Noahem Wintersem, księciem Anselm. Nie w taki sposób, jak Thea przypuszczała, ale skutecznie.

I jeszcze coś. Książę okazał się niezwykle hojny, zapewniając w umowie także posag dla Nonie, co zostało bardzo delikatnie ujęte. Jego hojność przerosła nadzieje Thei, prowadząc w późniejszym czasie do „I żyli długo i szczęśliwie”, o czym każda dziewczyna miała prawo marzyć.

Anselm był widocznie sprytniejszy, niż Thea sądziła, albo bardziej wnikliwy. W każdym razie, skoro w grę wchodziła także przyszłość Nonie, decyzja Thei stała się trudniejsza. Nie miała żadnej pewności, że uniesie ciężar książęcego małżeństwa, a jeśli nie zdołałaby sprostać tej roli, konsekwencje mogłyby okazać się katastrofalne.

Jednakże owe konsekwencje nie dotknęłyby Nonie i Thea wciąż się wahała.

– On jest tutaj. – Marliss wpadła do salonu; jej niebieskie oczy lśniły, złote loki tkwiły na głowie nieruchomo, ujarzmione tysiącem szpilek. – To zabije mamę, po prostu ją zabije, Theo. Porywasz księcia, i to takiego z worami słodkich pieniędzy. Mogę zejść z tobą? Obiecuję śmiać się tylko w nieodpowiednich momentach.

– Nie martw się – powiedziała Thea, cierpliwie znosząc uścisk Marliss. – Miałaś dość rozsądku, żeby wiedzieć, że więcej szczęścia znajdziesz w związku z Cowperem, a i jego uczynisz szczęśliwym.

Marliss rozpromieniła się, ukazując dołeczki na policzkach.

– Jest kochany i zostanie baronem, podczas gdy Anselm nigdy nie będzie kochany i nie dba o swój tytuł. Może ty zdołasz wygładzić jego chropowatości, Theo, ale mnie on nie interesuje. Niezależnie jaką ma minę, zawsze ma się wrażenie, że patrzy z dezaprobatą.

– Jeszcze go nie przyjęłam – przypomniała Thea Marliss… i sobie.

– Jesteś zbyt rozsądna, żeby tego nie zrobić. Dam ci piętnaście minut. Jeśli chcesz więcej, zabierz go do ogrodów albo do stajni. Służba się obija, bo mama cierpi na straszliwy ból głowy.

– I dźwięk nożyc ogrodniczych wytrąciłby ją z równowagi – dokończyła tę myśl Thea. Matkę Marliss byle co wytrącało z równowagi, dlatego towarzyszka Marliss musiała być osobą wytrzymałą. – Będę rozmawiać z Anselmem możliwie uprzejmie i cicho.

Marliss odprowadziła Theę do szczytu schodów, a potem posłała jej całusa w powietrzu; Thea wciąż się uśmiechała, kiedy Corbett Hallowell, starszy brat Marliss, oderwał się od ściany piętro niżej.

– Spieszysz się, droga Theo? – zaszczebiotał. Thea próbowała go pośpiesznie wyminąć, ale brat Marliss, przyszły dziedzic, tyczkowaty i wysoki, wyciągnął długą rękę, chwytając Theę powyżej łokcia. Rozejrzał się wokół, zanim podszedł do niej bliżej, niż dżentelmen powinien stać obok damy.

– Ustaliła już datę? – zapytał.

– Porozmawiaj z siostrą. – Wobec tego, że służba odpoczywała, Corbett dobrze wybrał chwilę.

Uścisk na ręce zaczął sprawiać Thei ból.

– Musisz rozejrzeć się za inną pozycją, moja pani.

– Puść mnie. – Thea usiłowała się uwolnić, ale Corbett tylko mocniej zacisnął rękę.

– Mam na myśli pewną pozycję. – Corbett pochylił się, przypierając Theę do ściany. – Na początek położysz się na plecach. To dobrze płatne.

– Puszczaj, Corbett. – Corbett, sporo młodszy od Thei i niewiele od niej wyższy, nie powinien stanowić zagrożenia… znowu. Mówiła spokojnym głosem, ale serce jej galopowało i ogarniała ją panika. Boże dopomóż, z ust Corbetta zionął kwaśny odór wypitych poprzedniego dnia trunków.

Krzycz, rozkazała sobie. Pomodlisz się później, teraz krzycz.

– Lubię, jak kobieta trochę walczy. – Corbett schylił się, jakby chciał pocałować Theę w usta, ale – dzięki Bogu – chybił i trafił bliżej jej ucha, kiedy zaczęła się gwałtownie wyrywać.

– Lubię, jak mężczyzna ostro walczy – odezwał się chłodny baryton – tylko że tak rzadko się spotyka takich, którzy zasługują na to miano.

Corbett podniósł głowę, a w następnej chwili już go nie było. Najpierw nie mógł utrzymać rąk przy sobie, drażnił jej nos cuchnącym oddechem i ślinił się, a teraz tkwił pod przeciwległą ścianą, starając się wyglądać na oburzonego, ale nie mogąc ukryć przerażenia.

– Jeśli musisz wyżywać swoje niskie instynkty na podległych sobie ludziach – odezwał się cierpko Anselm – lepiej rób to tak, żeby cię nie widziano, nie słyszano i nie pociągnięto do odpowiedzialności. Możesz przeprosić albo wybrać broń. Radzę, żebyś wybrał coś niekonwencjonalnego – bicze, noże – bo pistolety i szpady nie stanowią już dla mnie wyzwania.

Książę mówił obojętnym głosem, poprawiając mankiety, a następnie podając Thei ramię. Przyjęła je, ale zerknęła także na Corbetta. Był satysfakcjonująco blady i rzucał niespokojne spojrzenia na prawo i lewo.

– Proszę wybaczyć, lady Theo. – Corbett zdołał stanąć prosto i kiwnąć krótko głową. – Twoje wdzięki…

– Cyt, cyt – przerwał łagodnie Anselm.

– …nie są stworzone po to, żeby służyć mojej przyjemności – dokończył Corbett.

– Może być – stwierdził Anselm. – Odejdź.

Corbett oddalił się, ale na trzecim stopniu odwrócił, w takim momencie, że Thea mogła to zobaczyć, a wyniośle spokojny książę nie, i rzucił przez ramię mordercze spojrzenie.

– Męczący jest – odezwał się Anselm. – Ale ja także przepraszam w imieniu mojej płci. Myślę, że na dworze będziemy mieli więcej prywatności, chyba że potrzebujesz soli trzeźwiących, naparu, czy czegoś podobnego?

– Odrobina świeżego powietrza w ogrodzie wystarczy – odparła Thea, chociaż solidny cios w szczękę Corbetta także postawiłby ją na nogi.

Książę zachował dyskretne milczenie, wyprowadzając Theę na zewnątrz, podczas gdy ona zmagała się z emocjami – z wdzięcznością dla Anselma, że zjawił się w porę, gniewem, że Corbett znowu zastawił na nią pułapkę oraz z narastającą pewnością, że o ile wcześniej ślub z Anselmem stanowił jedynie lekką pokusę – pomimo słodkiego pocałunku – to teraz jego oferta była praktycznie nie do odrzucenia.

Ale, na Boga, w jaki sposób Thea mogła być z nim uczciwa?

– Czy on często cię nęka? – zapytał Anselm tonem, jakby pytał, gdzie Thea nabyła szpilkę do zegarka.

– Tak, mnie i młodziutką dziewkę kuchenną. Ojciec rozpieszcza Corbetta, a on jest w wieku między uniwersytetem a małżeństwem, kiedy nie ma żadnych obowiązków i wszyscy jego znajomi są w podobnej sytuacji.

– Próbujesz go usprawiedliwić? – Anselm pytał z namysłem, nie naganą, kierując Theę dalej od bratków.

– Staram się zrozumieć. Nie jest gorszy niż większość z jego klasy.

– To znaczy, że nie był pierwszy, który obrzydzał ci życie – stwierdził Anselm z niezadowoleniem. – Usiądziemy? – Znaleźli się na tyłach ogrodu, gdzie mogli cieszyć się prywatnością, przynajmniej do czasu, kiedy zjawi się Marliss. Wybrał ławkę i usiadł obok Thei.

– Zamierzałam odmówić – zaczęła Thea. – Ale twoja hojność wobec mojej siostry i nieuniknioność scen takich jak ta, którą właśnie przerwałeś, przekonały mnie, żeby przyjąć twoją propozycję, Wasza Książęca Mość.

– Noah – odparł tonem nie bardziej pełnym zapału, niż jej własny przed chwilą. – Skoro mamy się pobrać, powinnaś wiedzieć, jak mi na imię.

– Czy mam tak się do ciebie zwracać?

– Bardzo proszę – powiedział. – Dlaczego?

– Dlaczego co?

– Dlaczego przyjęłaś moje oświadczyny?

– Nigdy niczego mi nie zabraknie – powtórzyła jego słowa, podczas gdy należało wyrzucić z siebie szczegóły swojej nieciekawej przeszłości. – Nie będę zdana na wątpliwą łaskę mego brata. Zyskam niezależność, kiedy dopilnujemy pewnych spraw. – Jako damie nie wypadało jej nazwać tych spraw po imieniu, ale i tak zrobiła na nim wrażenie.

Wyraz twarzy Jego Książęcej Mości wskazywał, że nie był zachwycony recytacją własnych wywodów i pewność siebie Thei osłabła.

– Moja siostra będzie bezpieczniejsza pod twoją opieką, bardziej niż pod dachem obojętnego brata – mówiła dalej Thea, tłumiąc skrupuły. – Jako księżna będę w stanie dopilnować jej wejścia w świat.

– I uwolnisz się od szarmanckich zalotów Corbetta – dodał Anselm. – Wiesz, znalazłbym ci inną posadę, gdybyś poprosiła.

Thea nie zdawała sobie z tego sprawy, ale lepsza posada guwernantki nie zapewniłaby przyszłości Nonie.

– Nie poproszę.

Na twarzy Jego Książęcej Mości odbiło się przelotne rozbawienie. Wiedziała, co myśli: Przyjmie moje nazwisko, pieniądze, opiekę na całe życie, zapewniając mi potomstwo, ale tak czy inaczej nie będzie się ze mną czuła związana. Kobiety.

– A zatem specjalne pozwolenie? – zapytał.

Thea skinęła głową; zżerał ją niepokój. Chwila, kiedy mogła być z księciem szczera, narażając się najwyżej na jego cichą pogardę, mijała. Zamierzał płodzić z nią dzieci i miał prawo poznać jej sytuację.

– Mam zająć się szczegółami? – zapytał tonem, jakim Thea zwykła pytać, czy gość życzy sobie jedną, czy dwie kostki cukru do herbaty.

– Marliss wkrótce wyjdzie za mąż. Jak rozumiem, do tej pory będę tu mile widziana.

– Miałbym cię zostawić na pastwę skruszonego Corbetta? – żachnął się książę. – W żadnym razie. Zamieszkasz z moją siostrą Patience. Jak szybko możesz się spakować?

Anselm – Noah – nie był głupi. Może nie szczególnie miły, ale wyjątkowo wyczulony na nieprzyjemne strony życia kobiety na służbie. Życia damy na służbie. Thea otworzyła usta, żeby wypowiedzieć słowa, które skłoniłyby go do wycofania propozycji.

– Dzisiaj po południu – usłyszała swój głos. Jej niepokój wzmógł się jeszcze, choć pomyślała z ulgą o opuszczeniu domu Endmona.

– Przyślę powóz o trzeciej. Z pewnością wkrótce nam przerwą, więc lepiej zapoznaj mnie ze zmianami, jakie chciałabyś wprowadzić do umowy.

Thea machnęła ręką, jakby odganiała muchę.

– Umowa jest dobra, więcej niż dobra, niezwykle korzystna; dziękuję ci. – Skoro wpadłeś między wrony… – Kiedy mogę sprowadzić Nonie?

– Możemy zabrać twoją siostrę jutro. Zapewne chcesz ją mieć blisko pod ręką, przygotowując się do ślubu?

– Oczywiście – szepnęła Thea, przypominając sobie sytuację, kiedy raz w życiu koń pod nią się spłoszył. To nie było przyjemne wspomnienie, a także uczucie odbierającej rozum paniki, które teraz odżyło.

– Ile czasu zajmie znalezienie twojego brata i wbicie go w strój weselny? – zapytał Anselm.

Jego Książęca Mość był przerażająco bezpośredni, chociaż to się akurat Thei podobało.

– Parę dni. Jest pełnia sezonu i gdzieś musi się pojawić.

– Dopilnuję tego. Coś jeszcze?

Thea powędrowała spojrzeniem na tyły domu, gdzie panowała cisza i spokój i najwyraźniej nic się nie działo.

– Tak. – Miała zostać jego żoną, co wydawało się trudniejsze niż późniejsze miłe spędzanie czasu w charakterze księżnej. – Nie chodzi o umowę.

Jego Książęca Mość oparł się wygodnie, patrząc na Theę z powściąganą niecierpliwością, sugerującą, że dla księcia Thea stała się drobnym kłopotem w kategorii interesów załatwionych. Żądania w ostatniej chwili tylko odrobinę irytowały przyszłego męża.

Mąż, mój Boże. Powiedz mu.

– Potrzebuję czasu.

– Na?

– Ledwie cię znam. – Choć po dwudziestu latach małżeństwa z tym człowiekiem będzie zapewne znała go równie dobrze i tak samo się tym nie przejmowała.

– Tygodniami dzieliłaś ze mną powóz i spacerowałaś ze mną i Marliss – odparował książę. – Pocałowałem cię.

– Raz. Nie proszę o dużo czasu i możemy wziąć ślub, kiedy uważasz za stosowne, ale potem…

– Chcesz, żebym cię uwiódł? – Anselm powiedział to tonem, jakby prośba Thei wydała mu się dziwna i ekscentryczna. Interesująca w abstrakcyjny, nieco absurdalny sposób.

– Nie to, żeby uwieść. – Większość ludzi uważała Anselma za przystojnego mężczyznę, a wszyscy wyraz jego twarzy uznawali zwykle za ironiczny. Ciemne włosy, wyjątkowo żywe, niebieskie oczy, arystokratyczne rysy twarzy, nos i podbródek wskazujące, że jest to człowiek wierny własnym przekonaniom. Był jednak zbyt wielki, zbyt krzepki, zbyt męski.

– Żenię się, żeby począć spadkobierców, lady Theo – przypomniał jej.

– Miałeś lata, żeby to zrobić – odparowała natychmiast. – Parę tygodni czy miesięcy w jedną czy drugą stronę nie mają znaczenia. Nie spodziewałam się takiej propozycji z twojej strony, nie uważałam cię za ewentualnego kandydata na męża, choć ty zapewne miałeś tę możliwość cały czas, kiedy zalecałeś się do Marliss.

Usta księcia ułożyły się w wąską linię i Thea widziała, że waha się między chęcią wdania się w dyskusję, a tym, do czego obligują dżentelmena dobre maniery.

– Małżeństwo zostanie skonsumowane w noc poślubną, ale potem nie będziemy się śpieszyć – powiedział. Jego delikatność złagodziła nieco niepokój Thei. – Nie będziemy działać tak wolno, jakbyś chciała, choć wolniej, niż ja bym sobie życzył. I ja też mam życzenie, również niezwiązane z umową.

Thea czuła, że więcej nie ustąpi, ale to ustępstwo wystarczy, bo Thea znajdzie sposób, żeby wyznać mu wszystko, zanim złożą śluby. Czekała na jego dodatkowe życzenie – żeby złożyła wizytę jego siostrom, ograniczyła swoje wydatki, pozwoliła mu pomówić z Endmonem.

Mężczyźni bywali dziwaczni.

– Pocałuj mnie – powiedział z błyskiem w oczach, oznaczającym, być może, rozbawienie.

Zaskakująco dziwaczni.

– Już cię pocałowałam, Wasza Książęca Mość. To wystarczy.

– Nie, nie wystarczy. – Anselm splótł palce z palcami Thei. – To ja cię pocałowałem. Teraz ty mnie pocałuj.

Miał dużą, opaloną, pełną odcisków dłoń, podczas gdy jej była zgrabna, blada i gładka. Ładna, ale całkowicie bezużyteczna, ta jej ręka.

– Jakim rodzajem pocałunku, Wasza Książęca Mość? – Pocałunki najwyraźniej dzieliły się na kategorie.

– Jakim ci się podoba, pod warunkiem że pocałujesz mnie jak żona, a nie tchórzliwie dziobniesz w policzek.

Książę postawił jej wyzwanie i Thea w duchu mu podziękowała. Zmartwienia, obawy i domysły nie dawały jej spokoju, wyzwanie przywróciło jej równowagę.

Anselm podszedł do poprzedniego pocałunku w sposób nieprzymuszenie żywiołowy, czego Thea nie była w stanie powtórzyć. Chociaż mogła naśladować władcze maniery księcia.

– Zamknij oczy, Wasza Książęca Mość.

Książę podsunął się do Thei, posłusznie zamykając oczy, podczas gdy ona wstała, balansując z kolanem na ławce, a drugą stopą na ziemi. Celowo stanęła ponad nim, chcąc stworzyć fikcję, że jego wzrost jej nie onieśmiela. Miała jednak ograniczone doświadczenie, musiała więc ująć jego twarz w dłonie, zanim trafiła do jego ust swoimi. Jego skóra wydała się zaskakująco gładka, widocznie ogolił się tuż przed tą wizytą, a jego zapach był…

Cudowny. Kiedy Thea dotknęła jego warg ustami, poczuła lawendę i róże, dziwny zapach u mężczyzny, ale jakoś do niego pasujący. Usta Anselma poruszyły się; ujął jej łokieć. Thea przesunęła palcami przez jego ciemne włosy, gęste i jedwabiste, zniewalająco miękkie przy surowych rysach jego twarzy.

Kiedy przesunął językiem po wargach Thei, jej ręka znieruchomiała, dziewczyna wstrzymała oddech, czekając, żeby powtórzył pieszczotę.

– Teraz ty – szepnął, ponownie zamykając jej usta swoimi.

Chciał, żeby go posmakowała?

Thea posłuchała ostrożnie; wargi księcia pod jej językiem wydawały się miękkie… pociągające. Zrobiła to ponownie i Anselm przysunął się, obejmując jej kibić. Resztki trzeźwego osądu pozwoliły Thei uświadomić sobie, że taka pozycja ustawiła jego twarz na poziomie jej gorsu.

Oderwała od niego usta, próbując się odsunąć, ale ramiona Anselma trzymały ją jak w kleszczach, uniemożliwiając odwrót.

– Nic z tego – oznajmił, sadzając ją na ławce obok. – Zostaniemy tu jakiś czas, póki nie dojdziesz do siebie.

– Dojdę do siebie?

– Niecodziennie dama przyjmuje oświadczyny.

– Ach, tak? – Thea dotknęła ust palcem wskazującym. Czy to dziwne podniecenie brało się z palca, warg, czy całego ciała? – To było to…

W oczach Anselma pojawiło się ponownie rozbawienie, dodając ciepła jego spojrzeniu.

– To. – Wsunął palce między jej palce i zapanowała cisza.

Dla Thei wypełniona napięciem, dla księcia zapewne zadowoleniem.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: