Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Porucznik Borewicz - 21 opowiadań na motywach scenariuszy serialu 07 zgłoś się - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
33,60

Porucznik Borewicz - 21 opowiadań na motywach scenariuszy serialu 07 zgłoś się - ebook

 

Opowiadania oparte na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”. Przypomną one przygody przystojnego porucznika Borewicza, przed którym drżał świat przestępczy PRL-u.

Dwadzieścia jeden opowieści o sprawnych śledztwach i udanych podbojach sercowych najsłynniejszego milicjanta PRL. Dzielny i przystojny porucznik Borewicz, który ścigał przestępców samochodem Polonez i cieszył się ogromną popularnością, wciąż ma zagorzałych fanów.

 

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63764-16-6
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Spis treści

Strona redakcyjna

Major opóźnia akcję

Wisior

Dziwny wypadek

300 tysięcy w nowych banknotach

„24 godziny śledztwa”

Złoty kielich z rubinami

Brudna sprawa

Dlaczego pan zabił moją mamę

Rozkład jazdy

Grobowiec rodziny Von Rausch

Wagon pocztowy

Ścigany przez samego siebie

Strzał na dancingu

Hieny

Skok śmierci

Ślad rękawiczki

Morderca działa nocą

Bilet do Frankfurtu

Zamknąć za sobą drzwi

Złocisty

Przerwany urlopMajor opóźnia akcję

Echo kroków niosło się pustym korytarzem. Przed strażnikiem szedł młody, dwudziestokilkuletni mężczyzna. Widać było, że spędził w więzieniu jakiś czas. Był blady. Zmęczony. Kędzierzawe włosy opadające prawie do ramion i wielodniowy zarost sprawiały, że wyglądał niechlujnie. Jeszcze chwila, a znajdzie się na wolności. Szczęk zamka. Drugi strażnik otworzył kratę, droga do wolności stała otworem.

– Dowód – Kozicki Tomasz, zegarek na rękę z metalu białego, portfel, bilet do Warszawy, książeczka oszczędnościowa – kładł na biurku strażnik. - Pokwituj.

- Teraz to już nie ty, ale pan pokwituje – odpowiedział arogancko Kozicki.

– Kwituj, kwituj – nie dał się zbić z tropu strażnik - zamiast panować, radzę się ogolić.

- Za radę dziękuję – odparł z kpiną mężczyzna. – Do widzenia.

- Tu radzę nie używać tego zwrotu, proszę pana – zaakcentował drwiąco strażnik. – To zła wróżba.

- Będę uważał – Kozicki machnął ręką na pożegnanie. Ruszył korytarzem, na końcu którego znajdowała się krata.

***

Był poranek, na ulicy pojawili się pierwsi przechodnie. Masywna żelazna brama więzienia lekko się uchyliła. Stanął w niej Kozicki. Głęboko wciągnął powietrze. Przymrużył oczy, oślepiony ostrym zimowym słońcem. Niepewnie zrobił krok naprzód. Żelazna brama zamknęła się z łomotem. Nie był ubrany odpowiednio na tę porę roku. Lichy płaszczyk pamiętał lepsze czasy. Mężczyzna trzymał w rękach zawiniątko. Rozejrzał się. Odetchnął pełną piersią i pewnym krokiem pomaszerował naprzód, radośnie pogwizdując.

Tuż za rogiem obejrzał się za siebie i wyjął paczkę papierosów. Delikatnie wyjął jednego, który różnił się grubością i kształtem od reszty. Przerwał bibułkę. Drobnymi literkami na wewnętrznej stronie ktoś napisał: „Cynk w pośredniaku”.

Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, strzepnął okruchy tytoniu. Rozejrzał się uważnie wokół. Na widok zbliżającego się patrolu milicyjnego przedarł bibułkę na cztery części i starając się nie zwracać niczyjej uwagi, połknął.

***

Kiedy na Dworcu Centralnym Kozicki wjechał ruchomymi schodami, z ciekawością rozejrzał się po hali. Kilkakrotnie ostrożnie się obejrzał i ruszył do wyjścia.

Automatyczne drzwi go zaskoczyły. Kiedy same się za nim zamknęły, zrobił krok do tyłu, jakby chciał wejść z powrotem. Tak spodobała mu się zabawa, że powtórzył tę czynność dwa razy. Takie urządzenia były dla niego nowością.

***

Szyba w zakładzie fryzjerskim była częściowo zaparowana. Na ścianach wisiało kilka plakatów modelek prezentujących najmodniejsze fryzury.

Na fotelu odchylony w tył siedział Kozicki. Pogwizdywał. Twarz miał namydloną. Fryzjerka o skórzany pas ostrzyła brzytwę. Była to niebrzydka dziewczyna o pełnych kształtach. Kiedy nachyliła się nad nim, przesunął lustro, aby lepiej widzieć jej głęboki dekolt. Uśmiechnął się. Fryzjerka odwzajemniła uśmiech i pacnęła pianą w swoje odbicie w lustrze. Wzięła mężczyznę delikatnie za nos i odchyliła, zaczynając golenie.

– Dawno się pan chyba nie golił – zagadnęła sympatycznie, jakby z troską w głosie.

– No, brzytwą... Dosyć dawno.

***

Mieszkanie Marty było skromnie urządzone. Pośrodku stało duże łóżko, obok stolik nocny i lampa, naprzeciwko biblioteczka. Na ścianach, podobnie jak w salonie fryzjerskim wisiało kilka plakatów.

Był wczesny ranek. Jeszcze nie wstali z łóżka.

– Dopóki sobie czegoś nie znajdziesz, możesz zostać – zagadnęła Marta.

Kozicki, już ogolony i ostrzyżony, usiadł na łóżku. Wyglądał całkiem nieźle. Rozejrzał się po mieszkaniu. Przeciągnął się. Chwilę nad czymś się zastanawiał.

– Nie przełączaj tylko na prysznic – poprosiła. - Psika bokiem.

Wstała. Miała zgrabną sylwetkę i ładne piersi. Mężczyzna patrzył na nią z pożądaniem.

- A może znalazłabyś dla mnie jeszcze piętnaście minut?

- Znajdę, ale pół godziny – roześmiała się i wskoczyła do łóżka.

***

W pośredniaku kilka osób stało przed tablicą ogłoszeń. Nagle drzwi otworzyły się szeroko i pewnym krokiem wmaszerował Kozicki. Ledwie rzucił okiem na tablicę i podszedł do okienka.

– Jak zdróweczko, panie kierowniku? – zagadnął nonszalancko.

– Znowu pan? – odparł urzędnik z niechęcią. – Od wczoraj nic się nie zmieniło.

– Kto nie pracuje, ten nie...

– Kwalifikacje? – przerwał urzędnik.

– Dyrektorskie. Niżej nie mogę przyjąć. Może być etat wiceministra.

– Zakład oczyszczania miasta, roboty drogowe, rozładunek wagonów - wyliczał beznamiętnie urzędnik.

Mężczyzna westchnął ostentacyjnie i nie odchodząc od okienka, rozejrzał się, jakby chciał przedłużyć rozmowę.

– Nie... W Polsce nie ma szacunku dla ambitnych ludzi.

Odszedł od okienka. Rozejrzał się i skierował do drzwi. Stanął jednak i powoli wyjął paczkę papierosów. Nie spieszył się, aby wyjść z pośredniaka. Wyciągnął papierosa, przez chwilę obracał go w palcach. Nagle ktoś usłużnie podsunął mu ogień.

Kozicki obejrzał się. Z wahaniem przypalił papierosa. Przyglądał się mężczyźnie. Dobrze ubrany, w modnym, białym kożuchu, nie wyglądał na bezrobotnego.

– Może by się coś znalazło – zagadnął ściszonym głosem nieznajomy.

***

Siedzieli przy niewielkim stoliku w kawiarni na stacji benzynowej. Rozmawiali półgłosem, obserwując samochody podjeżdżające po paliwo. Za kontuarem kręciła się postawna kobieta w średnim wieku, elegancka brunetka. Od czasu do czasu zerkała z zainteresowaniem na rozmawiających.

Kozicki posłodził kawę. Zamieszał wolno, starannie rozpuszczając cukier.

– Niżej pięciu tysięcy nie wchodzi w rachubę – powiedział stanowczo.

– Może być i więcej – odrzekł spokojnie starszy. - Co pan robił przedtem?

– Przedtem to przestałem chodzić do kościoła, bo nie lubię się spowiadać, panie Kreczet – odparł niegrzecznie Kozicki.

– A potem?

– Potem to mnie spowiadali.

– Za co?

–Za niewinność - to było mienie społeczne. Nieciekawa sprawa. Swoje odsiedziałem.

– Może być ciekawa. Niech pan opowie. Jak się dogadamy, to nie będzie pan żałował.

– Na razie szukam kogoś – zaczął Kozicki. - Trzeci tydzień szukam. A jak go znajdę, to będzie po kłopotach.

– I nie ma go – zakpił Kreczet, udając współczucie.

– Zniknął.

– Kto to jest?

Kozicki sięgnął po paczkę Marlboro leżącą na stole. Przypalił. Zaciągnął się. Widać było, że sprawia mu to wielką przyjemność.

– To jest Lulek – powiedział w końcu.

– Lulka trudno znaleźć – powiedział ostrożne Kreczet. - A jak ciebie nazywają?

– Tom.

– Nigdy Lulek nic o tobie nie mówił.

– A pytał pan o mnie?

– Jak trzeba będzie, to się zapytam. Nie słyszał pan o tej sprawie. W Expressie nawet pisali...

– Wtedy kiblowałem – przerwał Tom.

– Dobre. Masz prawo jazdy?

– No.

– Czwarty raz jesteś w pośredniaku...

– Lubię spacerować.

– Może być robota.

– Gdzie, ile, za co? – zapytał rzeczowo Tom.

– Spokojnie. Najpierw mi opowiesz o sobie.

– Miło było. Lubię w pracy zaufanie. Ukłony dla małżonki – podniósł się ostentacyjnie.

– Siadaj. Robota jest dobra.

– Nie chcę kiblować.

– Pewna i czysta – uspokoił go Kreczet. - Zastanów się do jutra.

Kozicki zapiął jesionkę.

– Do jutra zabraknie mi szmalu, żeby tu przyjechać.

Mężczyzna popatrzył uważnie. Wyjął z kieszeni zwitek banknotów. Powoli położył na stoliku 100 złotych. Kozicki uśmiechnął się bezczelnie.

– Zupełnie zapomniałem. Nie jeżdżę tramwajami, tylko gablotą.

Mężczyzna zapiął kożuch i schował papierosy.

– A ja zapomniałem ci powiedzieć, że nie jestem z Caritasu - odpowiedział.

***

Następnego dnia w kawiarni na stacji benzynowej było pusto. Ktoś delikatnie rozsunął żaluzje. Przez okno obserwował Toma idącego pośpiesznie do lokalu.

***

Do stolika, przy którym siedzieli Kreczet i Tom, podeszła kelnerka. Wysoka, zgrabna zadbana kobieta w średnim wieku. Spojrzała z zainteresowaniem na Toma. Uśmiechnęła się lekko.

– Miłych znajomych ma pan, prezesie. To co zwykle? – zapytała.

Spojrzała na Toma.

– A pan?

– Kawę - odpowiedział za niego Kreczet. - On będzie dzisiaj jeździł. I nigdy ani kropli alkoholu.

Położył na stoliku kluczyki. Kelnerka jeszcze spojrzała na Toma z zainteresowaniem i odeszła. Tom popatrzył za nią. Kobieta, podchodząc do baru, obejrzała się i weszła na zaplecze. Po chwili wziął do ręki kluczyki.

– Mercedes? – zapytał ze znawstwem.

– Lubię takich jak ty – mężczyzna kiwnął głową z zadowoleniem. - Masz pozdrowienia od Lulka.

Na twarzy Toma pojawiło się zaskoczenie, ale momentalnie się opanował.

– Wyszedł? – zapytał zdziwiony. – Kiedy?

W napięciu obserwował rozmówcę.

– Gryps. Zarekomendował cię.

– Dobrzy jesteście – uśmiechnął się. – Lubię z takimi pracować. Czuję się bezpieczniej.

– Wyjedziesz na dwa dni wyjedziesz – Kreczet zmienił ton rozmowy na bardziej konkretny. - Rozwieziesz towar. Paski do zegarków, wkłady do długopisów. Dwa województwa. Sklepy galanteryjne i komisy.

- Czy i damska bielizna wchodzi w rachubę? Dziękuję za dobre słowo. Nie czuję powołania do komiwojażerstwa - Tom zdecydowanym ruchem odsunął kluczyki. –Pójdę już.

– Ostry jesteś, ale głupi. Paski są dla picu. W bagażniku masz prawdziwy towar.

– Co?

– Pudełka. Małe, starannie zapakowane.

– A dalej?

– Nie twoja sprawa.

– Stosunki między chlebodawcą a podwładnym muszą się układać na płaszczyźnie szczerości i wzajemnego zaufania – stwierdził prawie z patosem Tom.

– To są pudełka. Dostarczysz je tam, gdzie trzeba. Odbierzesz należność. Oddasz mi pieniądze. I wszystko.

– Jeszcze nie.

– Piątka miesięcznie. Wystarczy?

Kreczet sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego z siebie.

– Mam brata – odpowiedział powoli Tom. - Jest hydraulikiem. Razem z fuchami ma osiem. Ledwie skończył siedem klas. A ja nawet studiowałem.

– Piękny zawód. Dostaniesz siedem plus prowizję. Wiesz, dlaczego siedem, a nie osiem? – zawiesił głos mężczyzna. - Bo byłeś w tym kraju głupszy od brata.

– Jedno zastrzeżenie. Broń i narkotyki to nie moja branża.

– Tu nie Chicago – machnął ręką Kreczet. - Ale gdybyś próbował żartów, to i na Chicago miejsce się znajdzie. Wtedy Lulek nie Lulek... drewniana jesionka – znacząco zawiesił głos.

Tom bez słowa wziął kluczyki do samochodu. Wstał. Kreczet wyciągnął do niego rękę.

- Byłeś gościem. W drodze powrotnej będziesz wiedział, gdzie stoją z radarem.

Tom popatrzył z podziwem.

- Jak ona ma na imię? – wskazał kelnerkę za barem.

- Tym się nie zajmuj. Możesz mieć ją w każdej chwili. Nie przebiera, a poza tym bardzo to lubi.

- Dziękuję za komplement – Tom machnął ręką i wyszedł.

***

Tom i Marta stali przed strzelnicą w salonie gier.

– Co to za praca? – spytała.

Tom odłożył strzelbę. Rozejrzał się.

– Zapamiętaj sobie raz na zawsze – powiedział ostro - moja robota nic cię nie obchodzi. Wyjeżdżam i będę za dwa dni.

– Już łapiesz wiatr – Marta posmutniała.

– Jasne. Wyszedłem z pudła i nie miałem się, gdzie podziać. Znalazła się ładna kobieta z mieszkaniem, no to trzeba się było jakoś przytulić. Ale teraz wpadnie mi waluta, więc trzeba będzie się rozejrzeć za czymś lepszym... – powiedział sarkastycznie.

– Tomek, ja się boję. Boję się, że znów wpadniesz i pójdziesz siedzieć. Że oszukujesz mnie.

Milczeli przez chwilę.

– Jak długo siedziałeś, Tom?

- Już ci mówiłem. Trzy lata.

– Dlaczego nie chcesz powiedzieć, co zrobiłeś?

– Nieważne.

– Musisz kombinować?

– Za uczciwość kiepsko płacą.

Znów zapadło milczenie. Marta musnęła go w policzek.

– Przeszkadza ci to? – zapytał Tom cieplejszym tonem.

– Co?

– To, że kombinuję.

Popatrzyła na niego wielkimi, szeroko otwartymi oczyma.

– Chcesz sprawdzić, czy jestem frajerka? Możesz na mnie liczyć, Tom.

– Twój narzeczony też był…

– Ale się krył przede mną. Nic nie wiedziałam. Dureń.

– Zasuwasz mała. Dobrze ci ze mną, ale wolałabyś, żebym był uczciwy facet, na posadzie, co odkłada na syrenkę, kupuje meble na raty, dostaje kwartalną premię. Zgadłem?

– Takich też zamykają – powiedziała Marta rzeczowo. - Przychodzi NIK i cześć. Już lepiej kombinować prywatnie niż państwowo. Zrozum, ja nie chcę wciąż tracić. Zaufaj mi.

– Mam ci opowiedzieć życiorys? – zapytał Tom. - Co to da? Marta! – uderzył się w pierś. - Przysięgam, że to się skończy...

– Nie przysięgaj – uśmiechnęła się smutno.

Skończyli grać i odeszli w głąb sali. Nie zauważyli stojącego za filarem mężczyzny, który od dłuższego czasu uważnie ich obserwował.

***

W kawiarni na stacji benzynowej było pusto. Tylko przy stoliku siedział Kreczet. Obok stanęła kelnerka. Mężczyzna w zamyśleniu mieszał kawę.

- Gdzie jedzie? – spytała.

– Trójmiasto i okolice – Kreczet nawet nie obrócił głowy w jej stronę.

– Zawiadomiłeś odbiorców?

– Nie ma potrzeby. Lulek poręczył.

– Twój Lulek jest głupi dupek.

Ze złością postawiła na stoliku ciastko. Kreczet popatrzył na nią zdziwiony. Iza nachyliła się po pełną popielniczkę.

– To nie są tylko twoje pieniądze - powiedziała zduszonym głosem. - Pamiętaj o tym.

Przetarła stół i odeszła.

***

Przy biurku siedział młody milicjant w mundurze i elegancko ubrany mężczyzna w średnim wieku. Mężczyzna lekko się uśmiechał. Nonszalancja przesłuchiwanego wyraźnie irytowała funkcjonariusza.

– Przecież pan dobrze wie, że nam nie chodzi o te sto dolarów – powiedział milicjant.

– No to o co? Posiadanie wiz w naszej ludowej ojczyźnie nie jest jeszcze zabronione. Prawda? - mężczyzna udawał, że nie rozumie, o co chodzi.

Milicjant sięgnął po teczkę leżącą na półce.

– Ile pan zapłacił za samochód?

***

W sąsiednim pokoju, oddzielonym szybą wenecką, siedzieli major Wołczyk i porucznik Zubek. W milczeniu obserwowali przesłuchanie.

Milicjant zebrał akta i wracając do biurka, odsłonił widok na pokój przesłuchań. Słychać było dalszy ciąg rozmowy, nieznacznie zniekształcony przekazem mikrofonowym.

„Trzysta tysięcy – odparł przesłuchiwany. - To nie tajemnica”.

„Oszczędności z pensji? Panie inżynierze, może pan być złego zdania o milicji, ale ze słuchania bajek większość już wyrosła.”

– Nie wyciągnie z niego ani słowa – pokręcił głową z powątpiewaniem major. – To szczwany lis.

„Pan pracuje w...?” – kontynuował milicjant.

„W przedsiębiorstwie prywatnym”.

– Ja bym z niego szybko wszystko wydusił – zdenerwował się Zubek. – Czterdzieści osiem twardych desek i śpiewałby jak z nut.

– I złapalibyście za jeden palec. A ja muszę za całą rękę – odparł Wołczyk.

„To przedsiębiorstwo, rozumiem, należy do pana” – stwierdził milicjant.

Inżynier spojrzał w górę na stojącego nad nim funkcjonariusza.

– Nie, do Zygmunta Fijołka.

Milicjant przystawił sobie krzesełko i usiadł obok. Inżynier był pewny siebie. Nonszalancki do granic arogancji.

– A ja przypuszczam, że Fijołek jest figurantem – nie ustępował milicjant.

– Nasze prawodawstwo opiera się nie na przypuszczeniach, lecz na dowodach – pouczył go dobrotliwie przesłuchiwany. – Żyjemy w ustroju, który wyznaje światopogląd marksistowsko-naukowy, a nauka nie honoruje przypuszczeń. Z dokumentów wynika jasno, że firma jest własnością Zygmunta Fijołka.

– Jaką pan ma pensję?

– Pięć tysięcy.

– To akurat tyle co wczorajszy rachunek za kolację w Adrii – powiedział kpiąco milicjant.

– No – uściślił inżynier – cztery osiemset. Czy to też zabronione? – obruszył się. - Sądzę, że Adria, mimo nazwy firma państwowa, jest uczciwym podatnikiem i państwo na tym zarobi.

Milicjant wstał.

– Czy zna pan Jana Kreczeta? – zapytał niby mimochodem.

– Oczywiście – uśmiechnął się lekceważąco inżynier. - Grywamy w szachy, w domino, czasami w bierki. Broń Boże, żaden hazard.

Milicjant stanął i nagle ostro zadał pytanie.

– A kremplina?

– Słucham? – zdziwił się mężczyzna. Nie potrafił jednak ukryć zaskoczenia.

– Kremplina! Ja, zdaje się, nie seplenię. Mówię wyraźnie.

Inżynier odzyskał pewność siebie.

– Nie rozumiem, o czym pan mówi.

***

Major Wołczyk odszedł od szyby weneckiej i zamyślił się.

– Wyłączcie go.

Usiadł za biurkiem.

– Co proponujecie? – zwrócił się do Zubka.

– Zatrzymać Inżyniera i zacząć od adresatów. Przycisnąć tak, żeby nie mogli złapać oddechu.

Wołczyk odwrócił się. Ciężko westchnął.

– Codziennie przychodzi kilkadziesiąt przesyłek z krempliną. Zamkniemy dwóch, trzech, czterech… Kogo sypną? To nie jest wszystko takie proste. Ci ludzie nie sypią wspólników. Poczekamy.

– Na co? – obruszył się Zubek.

– Niech uwierzą, że daliśmy im spokój.

– Uwierzą?

– Wiedzą, że nie mamy dowodów. Któregoś dnia popełnią błąd. Z pychy, że nas nacięli... Zwłaszcza ten elegancik.

– A tymczasem cały kraj zawalony jest nielegalnie importowaną krempliną – ekscytował się Zubek. – Komisy i stragany pełne, pan Inżynier zgarnia grube tysiące...

– To duży talent, jak mówi prokurator Ołdakowska.

– Gdybym ja mógł decydować… - gorączkował się Zubek.

Wołczyk uśmiechnął się, podszedł do szyby weneckiej. Włączył przełącznik ponownie nasłuch.

„Dowodów, panie poruczniku, dowodów trzeba... – usłyszeli głos Inżyniera. - A dowodów nie ma i nie będzie. Jestem czysty jak łza. Ja nie mam z tym nic wspólnego. To są wyimaginowane zarzuty”.

Wołczyk ponownie wyłączył nasłuch.

– Tymczasem pojedziecie na wybrzeże – polecił Zubkowi.

- Towarzyszu majorze – Zubek aż się schylił prosząco – żona jutro robi duże pranie…

- Zubek, wyście chyba oszaleli?

- Tak jest, obywatelu majorze – Zubek przyjął postawę zasadniczą.

***

Tom i jego pracodawca pakowali towar do samochodu. Kreczet zatrzasnął schowek chytrze wmontowany w podłogę bagażnika. Na wierzchu Tom ustawił torby z paskami.

– W środku masz pełnomocnictwa od producenta. A tu adresy odbiorców – podał mu kartkę.

Mężczyźni wsiedli do samochodu.

– A to w schowku? – zapytał Tom.

– Na liście odbiorców pudełek w grę wchodzi pierwszy, trzeci, piąty, siódmy i dziewiąty. Rozumiesz? Zapamiętaj. Pudełka leżą we właściwej kolejności. Doręczysz po jednym i weźmiesz pieniądze.

Kreczet zatrzasnął drzwiczki. Tom uruchomił silnik.

– Ile?

– Odbiorcy wiedzą i ja wiem. To wystarczy.

– Można się potargować? – zażartował Tom.

– Dowcipy zachowaj dla swojej pelargonii.

Ruszyli.

– Zostawisz mnie na stacji – polecił Kreczet

– Czym pan wróci?

– Martw się o paski.

Samochód podjechał na stację. Kreczet wysiadł. Wszedł do kawiarni. Tom ruszył dalej. Przez szparę w żaluzji patrzyła za nimi kelnerka.

***

Tom zatrzymał samochód przed małym sklepem galanteryjnym w Sopocie. Wysiadł, przeciągnął się, aby rozprostować kości i wszedł do środka. W drzwiach minął ładną dziewczynę. Obejrzał się za nią z zainteresowaniem.

Za ladą sklepu z tandetną galanterią siedziała drobna, smutna dziewuszka.

– Tata jest na zapleczu - powiedziała.

Tom postawił na ladzie torbę, którą Kreczet zapakował do bagażnika.

– Cały dzień pomagasz ojcu? – zapytał.

– Miałam jechać na ferie w góry, ale ekspedientka się zwolniła. Latem też tak będzie – powiedziała zrezygnowana. – Ale tata obiecał, że w przyszłym roku pojadę do Bułgarii.

– A mama?

– Mama z nami nie mieszka – dziewczynka ze smutkiem spuściła głowę.

***

Tom wszedł na zaplecze. Tyłem do wejścia stał otyły mężczyzna.

– Przywiozłem paski – powiedział głośno Tom.

Mężczyzna odwrócił się i popatrzył na niego przenikliwie.

– Pierwszy raz pana widzę - orzekł.

– Ale nie ostatni.

– Kiedy będzie się pan widział z… – mężczyzna wyczekująco zawiesił głos.

– Z Kreczetem zobaczę się jutro – odparł Tom. – Pewnie wieczorem.

Podał mężczyźnie jedną z paczuszek, które przewoził w schowku. Mężczyzna schował przesyłkę i wyjął z kieszeni gruby plik banknotów. Tom schował pieniądze. Mężczyzna przysiadł na stole i popatrzył uważnie na Toma.

– Na razie wstrzymajcie się. Nie będę potrzebował towaru.

– W porządku. Przekażę Kreczetowi. Do widzenia. I niech pan zafunduje córce Bułgarię – powiedział, podając dłoń na pożegnanie.

– Skarżyła się? A co miałem robić – zaczął się usprawiedliwiać. - Pracownica odeszła. Żona też... Komu zaufasz, jak nie własnemu dziecku – westchnął ciężko. – Ale niech pan nie wychodzi przez sklep – powstrzymał Toma.

Tom spojrzał uważnie na mężczyznę i zawrócił. Pchnął drzwiczki i wyszedł tylnym wyjściem.

***

Podszedł do samochodu. Rozejrzał się. Wsiadł.

Drzwi sklepu galanteryjnego uchyliły się i wyjrzała córka właściciela. Smutno patrzyła przez chwilę za odjeżdżającym. Pomachała mu na pożegnanie.

***

Tom prowadził samochód ulicami Sopotu. Pogwizdywał, zadowolony z dobrze wykonanej roboty. Skręcił w boczną ulicę. Nagle dostrzegł coś przez zamarzniętą szybę. Na jezdnię zszedł milicjant i lizakiem pokazał, aby się zatrzymał. Podszedł do samochodu. Tom sięgnął po dokumenty, ale milicjant otworzył drzwiczki i usiadł na siedzeniu obok kierowcy.

– Pojedziemy na komendę - polecił.

Sięgnął ręką, by odblokować tylne drzwiczki. Przy samochodzie stanął porucznik Zubek w burej jesionce z podniesionym kołnierzem. Bezceremonialnie usiadł z tyłu. Tom milczał.

– Ten pan też w naszą stronę? – po chwili wskazał głową w kierunku Zubka. – Bo ja na łebka nie biorę.

– Jedziemy – powtórzył milicjant tonem nie znoszącym sprzeciwu.

– Papiery mam w porządku – zaoponował Tom.

– Tak? – zapytał milicjant bez zainteresowania. – Prosto i druga w prawo.

Tom odwrócił się. Poprawił lusterko wsteczne i wrzucił bieg. Ruszyli.

***

Zubek w milczeniu przysłuchiwał się przesłuchaniu.

- A co jeszcze miałbym? – bronił się Tom. - Dostarczyłem towar i to wszystko. Ja, panie poruczniku, pracuję uczciwie. Jestem najemnym kierowcą. Płacą, jeżdżę.

Milicjant włożył do dowodu osobistego Toma kartkę i bawiąc się dokumentami, zapytał:

– Od kiedy?

– Od tygodnia – Tom uśmiechnął się bezczelnie.

– Co robiliście na zapleczu? – wtrącił się Zubek.

– Właściciel chciał się napić.

– Uważajcie, żebyście nie wrócili tam, skąd żeście niedawno wyszli – ostrzegł Zubek.

- Nie mogę powiedzieć, że to groźba karalna, bo nie ma pan do tego prawa, ale narusza pan moją godność osobistą.

- Nie mądrz się, bo wrócisz do Warszawy za czterdzieści osiem godzin. Numer silnika wydał mi się podejrzany. Może trzeba będzie to wyjaśnić.

Tom uniósł ręce gestem poddania się.

- Przepraszam szanowną władzę. Cofam taśmę.

- Jesteście wolni – powiedział Zubek. – Na razie – dodał z pogróżką w głosie.

***

Było już dobrze północy. Marta spała w najlepsze. Za uchylonymi drzwiami zapaliło się światło, w drzwiach stanął mężczyzna. Bezszelestnie wszedł do pokoju. Przysiadł na łóżku, zapalił nocną lampkę. Marta obudziła się przestraszona. Gwałtownie usiadła. Przytuliła się do niego. Miała na sobie króciutką nocną koszulę na ramiączkach.

– Tom, a ja byłam prawie pewna, że nie wrócisz.

– Powiedziałem ci, że gdybym miał odejść...

Dziewczyna odsunęła się od niego.

– Nie – powiedziała stanowczo – nie chcę, żebyś mnie uprzedzał, nie mów nic o tym. – I tak będę czekała – dodała miękko.

Tom delikatnym ruchem zsunął ramiączka koszulki. Pocałował ją namiętnie. Marta, przytulając się nagimi piersiami, rozsunęła mu poły płaszcza.

Nagle zadźwięczał dzwonek.

– Miał ktoś przyjść? – zapytał Tom.

Dziewczyna uniosła do góry ramiona i pokręciła przecząco głową. Dzwonek odezwał się ponownie, potem rozległo się energiczne walenie w drzwi. Tom wstał, wyszedł do przedpokoju. Marta zastygła bez ruchu.

***

Tom sięgnął do klamki, ale cofnął rękę. Zgasił światło. Przez oszklone secesyjne drzwi dostrzegł dwie ciemne sylwetki mężczyzn.

– Proszę otworzyć, milicja obywatelska – usłyszał.

Wolno sięgnął drugą ręką do zamka.

– Chwileczkę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: