Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Poszukiwaczka. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 sierpnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Poszukiwaczka. Tom 1 - ebook

Fani Igrzysk śmierci pokochają Poszukiwaczkę! – „Teenage Vogue”

Bycie Poszukiwaczem to misja i służba ludzkości. To obrona słabszych i cierpiących oraz wielki honor dla rodziny. Tak myśli Quin Kincaid, która niebawem ma złożyć przysięgę włączającą ją do grona Poszukiwaczy. W dniu ceremonii Quin przekona się jednak, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje… Czy bycie Poszukiwaczem naprawdę oznacza obronę ludzkości przed złoczyńcami? Bańka mydlana, w której Quin dotychczas żyła, pęka, gdy okazuje się, że szkolono ją nie na obrończynię, ale zabójczynię… Jaką rolę w tej historii odegrają jej daleki kuzyn Shinobu i John, w którym nastolatka kiedyś się kochała? Jakie mroczne tajemnice skrywa jej ojciec Briac? Pytania się mnożą, a grono osób, którym można ufać, zmniejsza się w zatrważającym tempie.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-2312-3
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1 Quin

Byłoby miło ujść z tego z życiem” – pomyślała Quin, uskakując w prawo.

Miecz przeciwnika przemknął ze świstem przy jej lewym boku, o mały włos nie odrąbując jej ręki. Jej własny morfer spoczywał zwinięty w jej dłoni w podstawowej formie bicza. Strzeliła nim przed sobą, a broń rozwinęła się i zastygła w kształcie prostego miecza.

„Nie byłoby dobrze, gdyby teraz rozłupał mi czaszkę. Jestem tak blisko…”.

Olbrzymi mężczyzna, z którym walczyła, wydawał się zachwycony perspektywą porąbania jej na kawałki.

Ostre słońce oślepiało ją, ale instynktownie uniosła broń nad głową, aby zatrzymać klingę przeciwnika, nim ta rozetnie ją na pół. Cios spadł na wzniesiony miecz z siłą powalonego drzewa. Nogi ugięły się pod nią i opadła ciężko na kolana.

– Już po tobie! – ryknął z satysfakcją mężczyzna.

Alistair MacBain był największym człowiekiem, jakiego Quin kiedykolwiek poznała. Stał teraz nad nią ze swoją rudą czupryną, która płonęła niczym aureola groźnego szkockiego świętego w przykurzonej strudze słonecznego blasku wdzierającego się do stodoły przez świetlik. Był także jej wujkiem, ale w tej chwili nie miało to żadnego znaczenia.

Dziewczyna zaczęła się wycofywać. Masywne ramię Alistaira wywijało młyńce ogromnym mieczem z taką łatwością, jak gdyby była to pałeczka dyrygenta.

„On naprawdę zamierza mnie zabić” – uświadomiła sobie.

Omiotła wzrokiem pomieszczenie. John i Shinobu siedzieli na klepisku i patrzyli na nią bezradnie, ściskając w dłoniach morfery niczym pałki. Nie mogli w żaden sposób jej pomóc. To była jej walka.

– Na nich raczej nie licz – skomentował wujek.

Podciągając kolano pod siebie, Quin ujrzała, że Alistair poruszył nadgarstkiem. Jego morfer przeobraził się z długiej, smukłej klingi w szeroki, masywny claymore – ostrze wybierane przez Szkota, gdy chciał zadać ostateczny cios. Ciemna materia, z której była sporządzona broń mężczyzny, wchłonęła część swojej gęstej niczym olej esencji, po czym zastygła w nowym kształcie. Alistair uniósł miecz i potężnym zamachem opuścił go wprost na głowę przeciwniczki. Dziewczyna zastanawiała się, ilu jej przodków zamieniono w siekankę przy użyciu właśnie takiego ostrza.

„Te ciągłe refleksje w końcu mnie zabiją” – skarciła się w duchu.

Poszukiwacze nie zwykli myśleć podczas walki. Quin wiedziała, że jeśli nie przerwie wewnętrznej pogawędki, Alistair rozsmaruje jej mózg na klepisku stodoły pokrytym czystym, świeżym sianem. „Które dopiero co tu rozrzuciłam – pomyślała, aby zaraz dodać: – Na miłość boską, Quin, przestań!”.

W taki sam sposób, w jaki naprężyłaby mięśnie dłoni, aby uformować pięść, dziewczyna skupiła umysł. I natychmiast zapadła się w ciszę.

Claymore Alistaira ciął powietrze, sunąc w jej stronę. Oczy wujka, zwrócone w dół, były utkwione w tym miejscu na jej czaszce, dokąd ręce kierowały miecz. Stał na lekko rozstawionych nogach, z jedną stopą wysuniętą do przodu. Quin dostrzegła, że jego lewa stopa delikatnie drżała, co było oznaką nieznacznie zachwianej równowagi. To jej wystarczyło. Mężczyzna popełnił błąd.

W chwili, kiedy miecz Szkota już miał roztrzaskać jej czoło, dziewczyna zrobiła unik, nurkując naprzód. Jej nadgarstek nakazał morferowi przybrać nowy kształt. Broń wtopiła się w siebie, na ułamek sekundy stając się czarnym, oleistym płynem, który następnie zestalił się w formie sztyletu o grubym ostrzu. Claymore wujka chybił celu i ciężko rąbnął w ziemię tuż za nią. W tym samym momencie Quin skoczyła naprzód, zatapiając sztylet w lewej łydce Alistaira.

– Aaach! – krzyknął wielkolud. – Załatwiłaś mnie!

– Załatwiłam, wujku, czyż nie? – Dziewczyna poczuła, że usta rozciągają jej się w uśmiechu satysfakcji.

Po dotknięciu nogi Alistaira morfer roztopił się, zamiast odciąć ciało od kości. Podobnie jak miecz Szkota był nastawiony na tryb szkoleniowy i nie mógł wyrządzić przeciwnikowi krzywdy. Gdyby to była jednak prawdziwa walka – a z pewnością taką miała udawać – mężczyzna zostałby pokonany.

– Dość! – zawołał ojciec Quin, Briac Kincaid, z drugiego końca pomieszczenia, sygnalizując koniec walki.

Dziewczyna usłyszała wiwaty Johna i Shinobu. Odsunęła broń od nogi Alistaira, a ta przeobraziła się na powrót w sztylet. Ostrze wujka wniknęło na piętnaście centymetrów w mocno ubite klepisko. Szkot potrząsnął nadgarstkiem, aby złożyć morfer, który wyśliznął się ze szczeliny w podłożu, skurczył i posłusznie zwinął w spiralę w jego dłoni.

Walczyli na środku olbrzymiej stodoły służącej im za salę treningową. Jej stare, kamienne ściany wyrastały nad prostokątem ubitej ziemi, pokrytej wyściółką z siana. Cztery duże świetliki, wprawione w łupkowy dach, wpuszczały do środka nieco słonecznego blasku. Od strony otwartych na oścież wrót, za którymi rozciągał się widok na szeroką łąkę, płynęły kojące podmuchy wiatru.

Ojciec Quin, ich główny instruktor, wystąpił na środek pomieszczenia i dziewczynę zmroziła świadomość, że jej walka z Alistairem była jedynie rozgrzewką. Morfer spoczywający w prawej dłoni Briaca był dziecięcą zabawką w porównaniu z bronią, którą nosił zawieszoną na piersi. Nazywano ją rozrywaczem. Była wykuta z opalizującego metalu i wyglądała niemal jak mała armata. Quin nie mogła oderwać wzroku od mieniącej się refleksami rury, kiedy mężczyzna wkroczył w plamę światła.

Zerknęła na Shinobu i Johna, którzy zdawali się w lot odgadywać jej myśli.

„Szykujcie się. Nie mam bladego pojęcia, co teraz będzie”.

– Nadszedł już czas – oznajmił Alistair, zwracając się do trojga uczniów. – Jesteście wystarczająco dorośli. Niektórzy z was – tu spojrzał na Johna – są nawet starsi, niżby wypadało.

John miał już szesnaście lat, rok więcej niż Quin i Shinobu. Zgodnie z tradycją powinien był już złożyć swoją przysięgę, ale przystąpił do szkolenia zbyt późno – liczył wówczas lat dwanaście, podczas gdy Quin i Shinobu zaczynali jako ośmiolatki. Fakt ten był dla niego niewyczerpanym źródłem frustracji i uwaga Alistaira zabarwiła mu policzki na czerwono. Rumieniec wyraźnie odcinał się od jego bladej skóry.

Był przystojny. Miał pięknie wyrzeźbioną twarz, błękitne oczy i włosy o barwie złocistego brązu. Był też silny i szybki. Quin od pewnego czasu była w nim zakochana. Chłopak wzrokiem odszukał jej oczy i bezgłośnie wyszeptał: „Wszystko w porządku?”. Odpowiedziała skinieniem głowy.

– Dziś musicie pokazać, ile jesteście warci – ciągnął Alistair. – Pokazać, czy jesteście Poszukiwaczami, czy cuchnącymi kupami końskiego łajna, które będziemy musieli zeskrobywać z podłogi.

Shinobu uniósł dłoń i dziewczyna pomyślała, że powie coś w rodzaju: „Melduję posłusznie, że jestem cuchnącą kupą końskiego łajna, sir…”.

– To nie są żarty, synu – powiedział Alistair, gromiąc chłopaka wzrokiem, zanim ten zdążył otworzyć usta.

Shinobu był kuzynem Quin i synem rudowłosego olbrzyma, który przed chwilą próbował skrócić ją o głowę. Matka chłopaka pochodziła z Japonii, więc jego rysy stanowiły mieszankę najlepszych cech wschodnich i zachodnich, które stworzyły całość bliską doskonałości. Miał proste, ciemnorude włosy, żylaste ciało i już teraz górował wzrostem nad przeciętnym japońskim mężczyzną. Skarcony przez ojca opuścił wzrok w niemych przeprosinach za strojenie sobie żartów w tak doniosłej chwili.

– Dla ciebie i Quin to może być ostatnia ćwiczebna walka – wyjaśnił Alistair, po czym przeniósł wzrok na starszego chłopaka. – A dla ciebie, John, szansa na udowodnienie, że wciąż zasługujesz na miejsce tutaj. Zrozumiano?

Wszyscy pokiwali głowami, ale wzrok Johna był utkwiony w rozrywaczu sterczącym groźnie na torsie Briaca. Quin wiedziała, co myślał: „To nie fair”. Faktycznie to było nie fair. Chłopak walczył najlepiej z całej ich trójki, chyba że… w starciu brał udział rozrywacz.

– Czyżby coś cię niepokoiło, John? – spytał Briac, poklepując dziwaczną broń wiszącą na piersi. – Czyżby ten przedmiot zakłócał twoją koncentrację? A przecież nie jest nawet włączony. Co się stanie, kiedy będzie działał?

Chłopak rozsądnie powstrzymał się od odpowiedzi.

– Przełączcie broń na tryb bojowy – rozkazał Alistair.

Quin spojrzała na rękojeść swojego morfera. Okrągłą końcówkę tuż pod uchwytem przecinała niewielka szczelina. Dziewczyna sięgnęła do kieszonki w skórzanej cholewie prawego buta i wydobyła z niej nieduży przedmiot w kształcie spłaszczonego walca, wykonany z tej samej oleiście czarnej substancji co broń. Wsunęła obiekt w szczelinę w rękojeści, palcami wprawnie przestawiając malutkie tarcze umieszczone na końcu przystawki. Kiedy ostatnie z pokręteł znalazło właściwą pozycję, morfer zawibrował delikatnie i w tej samej chwili zaszła w nim nieuchwytna zmiana. Broń zaciążyła dziwnie w jej dłoni, jakby była nareszcie gotowa zrobić to, do czego ją stworzono.

Quin chwyciła lewą dłonią koniec klingi i patrzyła, jak roztapia się, rozlewając wokół jej palców. Nawet po uzbrojeniu morfer nie mógł jej skrzywdzić, ale wszystkie inne organizmy, żywe lub nie, od tej pory stanowiły dozwolony cel.

Serce dziewczyny biło coraz mocniej, podczas gdy Alistair i jej ojciec nieśpiesznie wyłączali tryb szkoleniowy w swoich morferach. Starcie „na ostro” nie było łatwym zadaniem, ale jeśli Quin dobrze się spisze, będzie bliska uzyskania aprobaty ojca i dołączenia do przodków – przejęcia szlachetnych obowiązków Poszukiwaczki. Od najwcześniejszego dzieciństwa wsłuchiwała się w opowieści Alistaira o Poszukiwaczach wykorzystujących swoje niezwykłe umiejętności, aby czynić świat lepszym, a od ósmego roku życia sama pilnie ćwiczyła, aby nabyć owe umiejętności. Jeśli teraz jej się powiedzie, wreszcie stanie się jedną z nich.

John i Shinobu skończyli przełączanie swoich morferów. Stodołę wypełniała teraz energia innego rodzaju – złowróżbne oczekiwanie. Oczy Quin pochwyciły wzrok Johna i posłały mu spojrzenie, które mówiło: „Damy radę”. W odpowiedzi chłopak nieznacznie skinął głową.

„Bądź gotowy, John – pomyślała – przejdziemy przez to razem i będziemy razem…”.

Stodołę wypełnił przenikliwy pisk, tak wysoki, że Quin przez chwilę nie była pewna, czy nie słyszy go tylko w swojej głowie. Rzut oka na twarz Johna upewnił ją, że jest inaczej. Dziwna, armatokształtna broń, w którą zakuty był jej ojciec, zbudziła się do życia. Szeroka podstawa rozrywacza zakrywała Briacowi całą pierś i musiała być podtrzymywana pasami, które obejmowały mu ramiona i plecy. Krótka lufa miała dwadzieścia pięć centymetrów średnicy, lecz zamiast jednego przewodu w opalizującym metalu czerniły się setki maleńkich otworów. Wyloty miały różne rozmiary i były rozmieszczone chaotycznie, co z jakiegoś powodu nadawało urządzeniu jeszcze bardziej złowrogi wygląd. Kiedy rozrywacz osiągnął stan pełnej gotowości, skowyt przycichł, ustępując miejsca skwierczeniu elektryczności w powietrzu wokół broni.

Shinobu potrząsnął głową, jakby próbował usunąć nieprzyjemny dźwięk z uszu.

– Czy wymachiwanie tą zabawką nie będzie ciut niebezpieczne przy tak wielu walczących? – spytał.

– Jeśli zawiedziecie w tym starciu, najpewniej zostaniecie ranni – powiedział Alistair – niewykluczone, że nawet… zakłóceni. Dzisiaj wszystkie chwyty są dozwolone. Zastanówcie się nad tym przez chwilę.

Uczniowie widzieli już wystrzał z rozrywacza, a nawet ćwiczyli unikanie jego ognia w ramach osobistych sesji treningowych, ale jeszcze nigdy nie podziwiali go w akcji podczas prawdziwej walki. Rozrywacz stworzono po to, aby budził strach, i cel ten został osiągnięty.

„Nasza sprawa jest słuszna – wyrecytowała w myśli Quin. – Nie będzie we mnie lęku. Nasza sprawa jest słuszna. Nie będzie we mnie lęku…”.

Końcem morfera Alistair pochwycił przedmiot leżący w blaszanym korycie stojącym przy bocznej ścianie stodoły. Była to ciężka żelazna obręcz, mierząca około piętnastu centymetrów średnicy, obszyta grubym płótnem i nasączona smołą. Energicznym ruchem podrzucił ją wysoko w górę.

Zanim zdążyła zatoczyć łuk pod krokwiami, mężczyzna zapalił zapałkę, po czym złapał spadający przedmiot na czubek morfera. Przytknął zapałkę do płótna. Uczniowie obserwowali, jak po obręczy rozchodzą się płomienie. Alistair zakręcił płonącym kółkiem na klindze. W oczach rozjarzyły mu się złowrogie ogniki.

– Pięć minut – oznajmił, spoglądając na zegar zawieszony wysoko na ścianie. – Wasz cel: nie dopuścić do pożaru, utrzymać się przy życiu i zdrowych zmysłach, zakończyć walkę, będąc w posiadaniu pierścienia.

Uczniowie rozejrzeli się po stodole, tocząc niespokojnym wzrokiem po leżących pod ścianami belach siana, wysypanej sianem podłodze, starych drewnianych stojakach ze sprzętem treningowym, zwisających ze stropu linach wspinaczkowych, drewnianych krokwiach wspartych na kamieniach. Wszyscy mieli w głowie tę samą myśl. Oto przyjdzie im rzucać płonącą obręczą w budynku wypełnionym podpałką.

– Nie dopuścić do pożaru – prychnął Shinobu. – Będziemy mieli naprawdę wielkie szczęście, jeśli nie zjaramy tej budy do gołej ziemi.

– Damy radę – wyszeptali jednocześnie Quin i John.

Przelotny uśmiech przeskoczył tam i z powrotem pomiędzy nimi, a potem dziewczyna poczuła na ramieniu uścisk Johna, ciepły i silny.

Alistair cisnął obręcz wysoko w górę, pod sam dach.

– Pokażcie, co potraficie! – ryknął Briac, dobywając morfera.

Obaj mężczyźni ruszyli na uczniów z uniesioną bronią.

– Ja ją złapię! – wrzasnął Shinobu, uskakując z drogi Alistairowi i rzucając się na środek stodoły, aby przejąć wirującą obręcz, która spadała prosto na pokrywające podłogę siano.

Quin widziała, że Briac ruszył prosto na Johna. Mężczyzna nadał morferowi kształt bułata i ciął szerokim łukiem, grożąc rozpłataniem chłopaka na dwie części. Dziewczyna ujrzała jeszcze błysk morfera Johna, parującego cios, a potem napadł na nią Alistair.

– Mam ją! – krzyknął Shinobu, przechwytując płonącą obręcz czubkiem swojej broni.

Ognisty wieniec zsunął się aż po rękojeść i sparzył mu palce. Chłopak gwałtownie zakręcił klingą, przesuwając obręcz z powrotem na czubek.

Uchylając się przed atakiem Alistaira, Quin uskoczyła w bok, skracając klingę miecza, aby ciąć przeciwnika przez grzbiet. Szkot przewidział ten ruch, obrócił się ku niej i odtrącił nacierające ostrze.

– Za wolno, dziewczyno – zacmokał. – Wahasz się, kiedy masz uderzyć. Dlaczego? Będziesz mieć w swoich rękach najcenniejszy artefakt w posiadaniu ludzkości, czyż nie? Nie wolno ci się wahać. Kiedy będziesz Tam, kiedy wstąpisz pomiędzy, wahanie cię zgubi. – Była to mantra Alistaira, którą od wielu lat wbijał swoim uczniom do głów.

John i Briac wymieniali się szybkimi ciosami. Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby miał szczery zamiar zabić chłopaka przy pierwszej nadarzającej się sposobności. Mimo to John dotrzymywał mu pola – kiedy się skoncentrował, był pierwszorzędnym szermierzem. Szybkie spojrzenie na jego twarz powiedziało jednak Quin, że chłopak walczy w gniewie i jest przerażony obecnością rozrywacza. Niekiedy gniew i strach można było przekuć w użyteczną broń, ale na ogół emocje przynosiły tylko szkodę. Zanieczyszczały umysł i skłaniały do nierozważnego wydatkowania energii.

Nagle dziewczyna uświadomiła sobie, że Alistair zepchnął ją na Johna i teraz walczył z obojgiem. Briac zwrócił się w stronę Shinobu. Pomruk rozrywacza nabrał mocy, stając się niemal nieznośnie głośnym.

– Rzucam pierścień! – zawołał chłopak.

W tej samej chwili rozrywacz na piersi mężczyzny wypalił. Shinobu cisnął obręcz wysoko pod krokwie w stronę Quin i Johna. Lufa rozrywacza plunęła tysiącem wściekłych elektrycznych iskierek, które pomknęły w powietrzu w kierunku chłopaka, hucząc niczym rój pszczół.

Shinobu padł na ziemię, nurkując pod nadlatującym ładunkiem, i odtoczył się w bok. Nie mając żywego celu na swojej drodze, iskry zderzyły się z tylną ścianą hali ćwiczeń i znikły w krótkiej serii rozbłysków tęczowego światła.

– Mam! – krzyknął John, odskakując od Briaca i łapiąc spadającą obręcz na własny miecz.

Kropla płonącej smoły oderwała się od metalowego pierścienia i spadła na belę siana, która natychmiast zajęła się ogniem. Chłopak rzucił się, aby zdusić płomienie, a obręcz zsunęła się aż do rękojeści jego morfera, parząc mu dłoń.

– Shinobu! – krzyknął i podrzuciwszy pierścień ognia pod same krokwie, skoczył przed Quin, zajmując jej miejsce pod gradem bezlitosnych ciosów Alistaira. Na drugim końcu stodoły Shinobu zgrabnie pochwycił obręcz.

Dziewczyna chciała choć na chwilę rozluźnić rękę, zmęczoną parowaniem ciosów wuja, ale Briac zwrócił ku niej lufę rozrywacza. Strumień skwierczących szaleńczo iskier pomknął w jej stronę.

Gdyby pozwoliła dosięgnąć się iskrom, już nigdy by się od nich nie uwolniła. Nie zabiłyby jej, ale byłby to jej koniec.

„Pole zakłócające rozrywacza jest gorsze od śmierci…”.

Quin powstrzymała potok myśli. Miała zostać Poszukiwaczką, odkrywczynią ukrytych dróg. Istniała tylko walka, konsekwencje nie miały znaczenia.

Uskoczyła w bok, łapiąc zwisającą spod dachu linę i odfruwając na niej poza zasięg broni Briaca. Iskry rozrywacza śmignęły obok i zatańczyły na ścianie za nią, spalając się nieszkodliwie w feerii kolorowych rozbłysków.

Wylądowała za ojcem, który zaraz odwrócił się, przemieniając szeroką szablę w smukłą, groźną klingę. Nim stanęła pewnie na nogach, zadał cios, rozcinając jej rękaw koszuli na przedramieniu i pozostawiając krwawą bruzdę na skórze.

Po ręce pociekła jej ciepła strużka. Zapewne krwi towarzyszył też ból, ale nie miała czasu na jego odczuwanie. Powietrze znów rozdarł narastający wizg ładującego się rozrywacza.

Shinobu walczył teraz z Alistairem. John kręcił płonącą obręczą na końcu morfera, aby nie poparzyła mu dłoni, gorączkowo zadeptując kolejne ognisko pod belą siana.

Briac odwrócił się i wypalił z rozrywacza po raz trzeci.

– John! – krzyknęła Quin.

Na widok mknących ku niemu iskier chłopak odrzucił obręcz na oślep. Dziewczyna spodziewała się, że wykona unik, ale on stał jak skamieniały, wpatrując się w ogniki, nagle bezradny i zagubiony.

– John! – krzyknęła jeszcze raz.

Shinobu odskoczył od atakującego go Alistaira i mocnym rzutem powalił chłopaka na ziemię, w ostatniej chwili spychając go z linii strzału. Iskry trafiły w ścianę w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się głowa Johna, i znikły w rozbłyskach światła.

Zaprzątnięta troską o chłopaka Quin kompletnie zapomniała o obręczy. Płomienny krążek toczył się w podskokach po klepisku, podpalając kupki siana na swojej drodze.

Wizg rozrywacza znowu nabrał mocy. Dziewczyna dostrzegła uśmiech satysfakcji na twarzy swojego ojca, kiedy wymierzył w Johna po raz drugi.

Chłopak usiadł i spojrzawszy za siebie, skamieniał ze zgrozy. Wpatrywał się w nadlatujące iskry, zahipnotyzowany ich straszliwym pięknem. Nieodwracalny – oto jaki był efekt działania rozrywacza. Trafiwszy w cel, iskry zajmowały umysł człowieka, aby już nigdy go nie opuścić. John czekał, aż dosięgnie go trzeszczący strumień.

Quin patrzyła, jak Shinobu kopnięciem odpycha chłopaka na bok, po raz drugi usuwając go z linii strzału. John rozciągnął się jak długi na ziemi i tym razem nawet nie próbował się podnieść.

Dziewczyna podniosła płonącą obręcz i zadeptała płomienie, jakie pozostawiła za sobą na sianie. Po raz pierwszy od początku tej walki poczuła narastającą złość. Jej ojciec uwziął się na Johna. To nie było w porządku.

Cisnęła krążek do Shinobu, przebiegła przez stodołę i w pełnym pędzie staranowała Briaca, obalając go, wraz z rozrywaczem, na ziemię. Salwa iskier wystrzeliła pod dach i spaliła się między krokwiami w chaotycznym fajerwerku.

Quin wzięła wściekły zamach, celując mieczem w twarz ojca.

– Dość! – ryknął Briac, zanim zdążyła uderzyć.

Natychmiast usłuchała rozkazu i zwinęła swój morfer. Shinobu po raz ostatni przejął płonącą obręcz. Quin spojrzała na zegar, zdumiona, że minęło dopiero pięć minut. Miała wrażenie, że upłynął rok. John powoli dźwignął się na nogi. Wszyscy ciężko dyszeli.

Briac wstał. Podszedł do Alistaira i przez chwilę dzielili się po cichu spostrzeżeniami z walki. Rudowłosy olbrzym uśmiechnął się. Potem Briac odwrócił się i ruszył w stronę magazynku ze sprzętem, nieznacznie utykając.

– Quin i Shinobu, o północy – rzucił, nie odwracając głowy. – Spotkamy się przy stojącym głazie. Czeka was pracowita noc. – Zatrzymał się na progu magazynku. – John, nieraz okazałeś się lepszy od pozostałych, nawet ode mnie, ale szczerze mówiąc, dziś nie dostrzegłem ani śladu tych umiejętności. Spotkajmy się na błoniu w porze kolacji. Pogadamy sobie otwarcie. – To powiedziawszy, zatrzasnął za sobą drzwi.

Quin i Shinobu spojrzeli po sobie. Gniew dziewczyny ulotnił się bez śladu. Połowa jej duszy chciała krzyczeć z radości. Jeszcze nigdy nie walczyła tak dobrze. Dziś złoży swoją przysięgę. Życie, którego pragnęła od wczesnego dzieciństwa, nareszcie miało się rozpocząć. Jednak druga połowa jej duszy była przy Johnie, który stał na środku stodoły ze wzrokiem utkwionym w ziemi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: