Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Prawie o północy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
3 sierpnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Prawie o północy - ebook

Wyjątkowa gratka dla wszystkich fanów serii, która stała się bestsellerem New York Timesa i zyskała na całym świecie rzesze czytelników.
Ukryte przed światem Wodospady Cienia są tajną szkołą z internatem dla istot nadnaturalnych. Ale dla czwórki bardzo różniących się od siebie nastolatków to znacznie więcej niż tylko szkoła, to miejsce, w którym rozstrzygną się ich losy. Krnąbrna wampirzyca i wredna wilkołaczyca, które zupełnie nie mogły znaleźć sobie miejsca w świecie, czarownica kompletnie załamana tym, że jej zaklęcia nie działały zgodnie z zamierzeniem, i pewien przystojny nowy mieszkaniec obozu, któremu wbrew przeciwnościom udało się skraść czyjeś serce.
Pięć najnowszych opowieści przedstawia nieznane dotąd losy Delli Tsang, Frederiki Lakoty, Mirandy Kane i Chase'a Tallmana. Ich przeszłość, nim trafili do obozu w Wodospadach Cienia, i to, jak odnaleźli się w życiu.
Jeśli chcecie wiedzieć, co ich ukształtowało, sięgnijcie po przesycone miłością, przyjaźnią i magią historie C.C. Hunter.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7229-602-3
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Nie ryzykujcie. Macie za zadanie przeniknąć do gangu, okazać chęć wstąpienia do niego, ustalić, czy do obrzędu inicjacyjnego należy morderstwo i wynieść się stamtąd. Żywi!

– Mój plan brzmi tak samo – prychnęła Della Tsang, spoglądając na Burnetta Jamesa, jednego z właścicieli szkoły i obozu Wodospady Cienia, który ponadto pracował w JBF – Jednostce Badawczej Fallen – czyli niejako FBI świata nadnaturalnego.

– Nie chcemy, byście kogokolwiek aresztowali. Nie macie się zajmować żadnymi draniami. – Burnett wciąż wpatrywał się w Dellę.

Przez okno znajdujące się za plecami Burnetta do biura Wodospadów Cienia sączyło się popołudniowe słońce. Światło padało na stojące na półkach kryształy, a powstałe w wyniku tego tęczowe refleksy lśniły na ścianach. Przesuwały się i tańczyły, jakby były magiczne. Zresztą kto wie? Takie rzeczy były tu na porządku dziennym.

– Prawdę mówiąc – odezwał się Burnett, znów skupiając na sobie uwagę Delli – sądzimy, że to inna grupa. Ale jeśli nawet to jednak ta sama, to dzięki waszym informacjom będziemy mieli dość danych, by zdobyć nakaz. Jestem także przekonany, że znajdziemy niezbędne dowody, by aresztować winnych.

Burnett, dwumetrowy brunet o ciemnych oczach, był twardzielem, który zdecydowanie za bardzo się przejmował, ale ponieważ podobnie jak Della był wampirem, dziewczyna szanowała go i respektowała jego podejście.

Chciałaby tylko, żeby ten szacunek był obustronny. No bo czy on jej, kurczę, nie ufał? Czy nie wiedział, że ona jest w stanie doskonale o siebie zadbać? Naprawdę musiał to wszystko mówić po raz kolejny?

– Tak jest. – Ponieważ Della milczała, odezwał się siedzący obok niej Steve, brązowowłosy i brązowooki chłopak o wspaniałym ciele.

Della po raz pierwszy zauważyła, że akcent Steve’a nie jest teksański, lecz ma delikatne południowe naleciałości.

Popatrzyła na niego. Był całkowicie skupiony na Burnecie. Co za lizus.

Steve był dowodem na to, że Burnett jej nie ufał. Bo po co by się upierał, żeby Steve z nią poszedł? Nie potrzebowała zmiennokształtnego. Będzie ją tylko spowalniał.

– Chwila. – Burnett znów zaczął krążyć po biurze. – Źle się wyraziłem. Wyjść stamtąd żywi to za mało. Chcę, żebyście wyszli w takim samym stanie, jak weszliście. Bez ran czy sińców. I, na Boga, nie zostawiajcie za sobą żadnych trupów. Jasne?

– Teraz to już kompletnie popsułeś zabawę – stwierdziła butnie Della.

Burnett warknął.

– Nie żartuję. A jeśli nie potrafisz podejść do tego poważnie, to zabieraj stąd swój wampirzy tyłek, bo to nie jest zabawa.

Della opadła z powrotem na krzesło. Wiedziała, kiedy należy się zamknąć. Naprawdę chciała dostać to zadanie od JBF. Zasłużyć na szacunek Burnetta. Każdy potrzebuje kogoś, na kim mógłby zrobić wrażenie. A skoro już nie mogła go robić na rodzicach, to postanowiła na Burnecie. Nie chodziło jej jednak tylko o robienie wrażenia. Zanim jeszcze przemieniła się w wampira, rozważała pracę w policji, dzięki której mogłaby skopać draniom tyłki. Oczywiście jej rodzicom ten pomysł nie odpowiadał. Zaplanowali, że zostanie lekarzem. Zaplanowali dla niej wiele rzeczy. Tylko nie to, że stanie się wampirem.

Co prawda nie wiedzieli, że nim jest. Della uznała, że skoro dostali szału, gdy przestała jeść ryż – który po przemianie zaczął jej smakować jak zgniły dżem z wytłoków – to jak mieli pogodzić się z tym, że była wampirem, który pije krew? Odpowiedź była oczywista. Na pewno by tego nie zrobili.

Na szczęście została przyjęta do Wodospadów Cienia – szkoły z internatem dla istot nadnaturalnych – i nie musiała się martwić, co rodzice sądzą o jej wyborze drogi życiowej ani tym, czy jada ryż, czy nie.

A jednak… Della zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle się o nią martwią. Czy siadając do obiadu, zauważają, że jej miejsce jest puste? Czy mama zapomina się czasem i stawia na stole dodatkowe nakrycie?

Wątpiła w to.

Owszem, zawsze przyjeżdżali w dniu odwiedzin, ale wychodzili jako pierwsi, i to szybko. Zwłaszcza ojciec, mężczyzna, na którym Della przez całe życie starała się zrobić wrażenie.

Mama mówiła jej, że jest córeczką tatusia.

„Już nie”.

Na pewno to miejsce zajęła jej siostra. Przemiana w wampira nie była decyzją Delli. To była po prostu jedna z tych rzeczy, które dają ci obuchem w głowę i musisz się z nimi pogodzić. A to znaczyło, że Della musiała się pogodzić z tym, że rodzina nigdy jej nie zaakceptuje. Chociaż niespecjalnie ją to ruszało. Już nie.

Już dawno się z tym pogodziła.

– Czy to jasne? – zapytał Burnett, sprowadzając Dellę na ziemię.

– W stu procentach – odparła, starając się zapanować nad swoim charakterkiem.

– Tak jest. – Skinął głową Steve.

„Jasne, lizusie”.

– Dobrze. Macie swoje rozkazy? – odezwał się Burnett. – Wiecie, gdzie iść i jaką macie przykrywkę? Spodziewają się was o czwartej nad ranem. Nie spóźnijcie się, ale nie bądźcie za wcześnie. Nie dajcie się zwabić do ich bazy. Według ich zasad, o ile w ogóle ich przestrzegają, powinni się z wami spotkać na rozmowie trzej członkowie gangu. Macie zdobyć informacje i wynosić się stamtąd.

– Rozumiemy. – Della uniosła brązową kopertę. „I mówiłeś to już z dziesięć razy”, dodała w myślach.

– No to idźcie po swoje rzeczy. – Burnett spojrzał srogo na Dellę. – I proszę, postaraj się, żebym nie żałował, że cię tam wysłałem.

– Nie będziesz żałował – odparła.

Della i Steve wstali.

– Steve – odezwał się Burnett. – Zostań jeszcze na chwilę.

Della spojrzała na Steve’a, a potem na Burnetta. Co, do cholery, miał mu do powiedzenia, czego nie mógł powiedzieć przy niej?

Burnett spojrzał na Dellę, a potem na drzwi.

Skrzywiła się, poderwała się z krzesła i wyszła. Zatrzymała się jakieś piętnaście metrów od ganku. Wstrzymała oddech i zamarła w bezruchu. Z nadzieją, że Burnett już nie nasłuchuje, nastawiła uszu i czekała, by odkryć, o co do cholery chodzi. Popołudniowe słońce przeświecało przez drzewa, rzucając na ziemię cienie, a ona stała nieruchomo.

– Mam nadzieję, że dopilnujesz, by Delli nic się nie stało – powiedział Burnett.

Na tę szowinistyczną postawę Burnetta Della warknęła w myślach, ale pohamowała chęć, by tam wrócić i powiedzieć, co o tym myśli.

„To ja będę musiała pilnować jego!”

– Nie sądzę, aby to był gang, którego szukamy. – Głos Burnetta niósł się doskonale. – Bo inaczej bym was nie wysyłał. To tylko kontrola dla pewności. Ale to nie znaczy, że ta grupa nie jest niebezpieczna.

– Bez obaw – rozległ się głęboki głos Steve’a. – Cały czas będę miał ją na oku.

„Chciałbyś”. Zaplanowała już dodatkową wycieczkę i nie zamierzała zabierać na nią Steve’a.

***

O szóstej wieczorem dotarli do wynajętego przez JBF domku, znajdującego się tuż obok bazy gangu. Della nie nazwałaby tego miejsca nawet dziurą, bo to tak, jakby vana z hot dogami nazwać wytworną restauracją. Oczywiście, mieli ze Steve’em wyglądać na parę nastoletnich uciekinierów. Pewnie gdyby wynajęli coś o choćby minimalnym standardzie, wyglądałoby to podejrzanie, ale bez przesady. Mieli się też dobrze bawić. Della nie była primadonną, ale spanie na materacu, w którym było więcej roztoczy niż gąbki, a pościel wyglądała tak, jakby od roku nikt jej nie zmieniał, jakoś nie mieściła się w jej definicji dobrej zabawy. Połowa pościeli leżała na podłodze, a na poduszce było tłuste wgłębienie, jakby spał tam ktoś z brudnymi włosami.

Albo jakby tam umarł.

I chociaż ta myśl była obrzydliwa, to przyszła jej do głowy jeszcze gorsza. Pewnie na tym łóżku odchodziło niejedno bzykanie. I śpiąc na nim, mogłaby złapać jakąś chorobę.

Della weszła do malutkiego saloniku i zastała Steve’a wpatrującego się w kanapę z równym niesmakiem, co ona w łóżko.

– Doszłam do wniosku, że jednak biorę kanapę – powiedziała. – I nie chcę słyszeć żadnych protestów. Nikt się nie prześlizgnie pod moim nosem.

Przylecieli tu. Nie samolotem. On leciał jako sokół, co oznaczało, że był szybki, a ona, cóż, jak to wampir, czyli była jeszcze szybsza. Wampiry i zmiennokształtni to jedyne gatunki, które mogą latać. No cóż, zdarza się to również niektórym czarownicom, ale Miranda, jej przyjaciółka czarownica, przysięgała, że nie latają na miotłach.

W każdym razie metoda podróży Steve’a i Delli sprawiła, że od kiedy opuścili Wodospady Cienia, nie rozmawiali ze sobą, jeśli nie liczyć momentu, kiedy weszli do tego domku i Steve się uparł, że będzie spał na kanapie. A czemu? Bo gdyby ktoś wszedł przez drzwi, to on by go zatrzymał.

To strasznie Dellę wkurzyło. Już miała ochotę wyzwać go od szowinistycznych świń, ale uświadomiła sobie, że jeśli chce się później wymknąć, to nie jest w jej interesie, aby Steve wszedł w nocy do saloniku i stwierdził, że jej nie ma.

A ponieważ wyglądał na chłopaka dobrze wychowanego, z zasadami i tak dalej, który na pewno nie wszedłby do sypialni dziewczyny, a przynajmniej nie bez zaproszenia, to przemilczała sprawę.

Stwierdziła jednak, że woli, aby Steve odkrył, że zniknęła, niż żeby złapała jakieś zarazki z tego materaca.

Steve spojrzał na nią ciepło i uśmiechnął się znacząco. Przeczesał palcami włosy, odrobinę dłuższe niż u większości chłopaków. Kosmyki natychmiast wylądowały na swoim miejscu, tworząc idealną fryzurę. Della wątpiła, by chodził do jakiegoś salonu piękności, aby osiągnąć ten efekt, ale tak to wyglądało.

Uśmiechnął się jeszcze szerzej i wsunął rękę do kieszeni spodni.

Ta poza podkreśliła mięśnie jego ramienia.

– Więc twierdzisz, że łóżko jest gorsze niż kanapa?

– Tego nie powiedziałam. – Próbowała się nie roześmiać, ale jednak nie do końca jej się to udało.

Starała się nie patrzeć na jego krzywy uśmiech ani na to, co ten uśmiech robi z ustami i oczami Steve’a. Ani na jego umięśnione ręce, które wydawały się takim bezpiecznym schronieniem. Oddałaby wszystko, nawet pół rozmiaru biustu, by Steve był… brzydki. A w przeciwieństwie do swoich współlokatorek z Wodospadów Cienia, nie miała tego biustu za wiele do oddania.

Wciąż się na niego gapiła. Dużo łatwiej byłoby poradzić sobie z brzydkim facetem niż z takim, który wygląda tak, jakby właśnie wyszedł z jakiejś reklamy mydła dla mężczyzn. „Kurde”, pomyślała, pociągając nosem, „można podejrzewać, że po dwóch godzinach spędzonych pod postacią sokoła nikt by nie pachniał jakimś męskim mydłem, a jednak…”

Pachniał… cudownie, i to też ją wkurzało.

Gdyby była czarownicą, jak Miranda, jej współlokatorka o dużym biuście, zamieniłaby Steve’a w jakiegoś obrzydliwego faceta śmierdzącego ptaszorami. A także sprawiłaby, że byłby mniej… miły. Nie lubiła miłych.

Jedyną miłą osobą, którą Della polubiła, była Kylie, dziewczyna miła tak bardzo, że nawet Della nie mogła jej znienawidzić. To znaczy, w tym momencie jej nienawidziła. Nienawidziła jej za to, że odeszła. I jeśli Kylie nie zamierzała szybko wracać do Wodospadów Cienia, to groziło jej, że Della sama ją ściągnie z powrotem, nawet wbrew jej woli. No owszem, Kylie wyjechała, by spotkać się ze swoim nowo poznanym dziadkiem i dowiedzieć się więcej o swoim gatunku, ale przecież jej miejsce było w Wodospadach Cienia. Ktoś musiał pilnować, by Della i Miranda się nie pozabijały. A nikt nie robił tego lepiej od Kylie.

– Moglibyśmy oboje spać na kanapie – powiedział Steve. I mówił to serio!

– Chciałbyś, ptaszku! – warknęła.

– Oj – roześmiał się. – Myślałem o spaniu na waleta. W ten sposób dotykalibyśmy się tylko stopami.

– A więc jesteś fetyszystą stóp, co? – zapytała, zanim zdołała się powstrzymać.

Spojrzał na nią wesoło. Ponieważ stał naprzeciwko okna, przez które wpadały ostatnie promienie zachodzącego słońca, doskonale widziała jego oczy. Czyżby w tych brązowych głębinach lśniły bursztynowe i zielone plamki?

Spojrzał na jej stopy w nike’ach rozmiaru trzydzieści siedem.

– No nie wiem, nie widziałem twoich nagich stóp.

Słowo „nagie”, wypowiedziane z tym głębokim południowym akcentem, silniejszym niż teksański, sprawiło, że żołądek jej podskoczył, zupełnie jakby miała znów dwanaście lat i nigdy się nie całowała. Dobry Boże, co się z nią działo? Od kiedy to południowy akcent jest tak uwodzicielski? Schowała jedną stopę za drugą.

– I nie zobaczysz ich nagich – warknęła. Nie podobało jej się, że byli tu ledwie kilka minut i już zaczęli… flirtować. A przynajmniej takie miała wrażenie. A Della Tsang nie flirtowała. Już nie.

Steve podniósł na nią wzrok.

– To się jeszcze okaże – stwierdził.

Stali tak, wpatrując się w siebie, a po chwili Steve zaproponował:

– Masz ochotę wyskoczyć coś zjeść?

Skrzywiła się.

– Wzięłam ze sobą litr AB plus. – I musiała go schować do lodówki.

Większość wampirów wolała krew na ciepło, ale Della lubiła zimną. Jeśli temperatura twojego ciała wynosi trzydzieści trzy stopnie, to doceniasz rzeczy, które są od niego chłodniejsze.

– Jasne, ale ja potrzebuję jedzenia. Czegoś gorącego i tłustego. Substancji odżywczych, niezbędnych, by sprostać temu, co nas jutro czeka.

Steve miał udawać jej chłopaka, zmiennokształtnego, którego spotkała po ucieczce z domu. Do gangu nie przyjmowano nikogo poza wampirami, ale jeśli zdecydowaliby się ją przyjąć, a on dowiódłby im swojej wartości, zostałby przyjęty jako „pomocnik”. Czyli ktoś, kogo wysyłaliby do brudnej roboty. I to był jeden z powodów, dla których Dellę wkurzało, że Burnett wysłał z nią Steve’a. Uważano, że „pomocników” łatwo zastąpić.

– Nie bój się, będę cię chronić – powiedziała.

– Od razu mi lżej na sercu. – Położył dłoń na szerokiej piersi. – Chodź ze mną na burgera.

Zabrzmiało to tak, jakby się umawiali na randkę albo co. Della skrzywiła się i już miała zaprotestować, gdy przypomniała sobie, że nieopodal był supermarket, a obok niego kilka barów szybkiej obsługi. Mogłaby kupić komplet pościeli, koc i jakiś mocny środek odkażający w sprayu, dzięki czemu może położyłaby się jednak w łóżku. Tym sposobem udałoby się jej wymknąć kochającemu stopy Steve’owi o południowym akcencie. Nie zamierzała zniknąć na długo. Potrzebowała tylko kilku chwil, by zajrzeć w życie, z którego została wyślizgana.

– Dobra. – Wyfrunęła z pokoju.

Pognał za nią i w ciągu kilku sekund przemienił się we wspaniałego sokoła. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że gdzieś słyszała, że są to jedne z najszybszych ptaków na świecie. A do tego całkiem niebrzydkie. Sokół miał ciemnobrązowe i jasnobrązowe pióra z odrobiną czerni. Oczy miał przeszywające, okrągłe, o dużych czarnych źrenicach, które zdawały się wszystko zauważać. A kiedy rozpostarł skrzydła, wyglądało to tak, jakby miał cętki niczym lampart.

Della nie wiedziała wiele na temat zmiennokształtnych, ale słyszała kiedyś, że ich moc można poznać po tym, jak szybko się przemieniają. A Steve przemienił się w sokoła cholernie szybko. Nie żeby to zrobiło na niej jakieś szczególne wrażenie.

Podobnie jak z flirtowaniem, nie zamierzała pozwolić, aby robiono na niej wrażenie. Szczególnie jeśli to był chłopak.

Już nie.

Od kiedy została przemieniona w wampira, zrobiła się zimna, a jej serce rozpadło się na tysiąc kawałeczków przez chłopaka, który miał ją zawsze kochać.

Della wylądowała ciężko na chodniku na tyłach supermarketu. Steve, wciąż pod postacią sokoła, usiadł zgrabnie obok niej. Miał szeroko rozłożone skrzydła. Natychmiast zaczął przybierać ludzką postać i, jak zawsze podczas przemiany, wokół niego pojawiły się lśniące bąbelki.

Jeden z nich pękł na ręku Delli i posłał delikatny impuls elektryczny do jej łokcia, kopiąc ją w taki sposób, jakby się przeszła po wykładzinie, a potem dotknęła czegoś metalowego.

– Co my tu robimy? – zapytał zaskoczony Steve.

– Pościel i środek dezynfekujący. – Della potarła łokieć, a potem uniosła głowę.

Niebo ciemniało, ale nie było jeszcze widać gwiazd. Uniosła nos, a jej wampirze powonienie, mimo wyraźnego zapachu oleju silnikowego, wyczuło woń wilkołaka.

– Coś nie tak? – zapytał Steve.

– Kilka wilkołaków, ale niezbyt blisko.

Steve się skrzywił.

– Cholera, kupmy szybko to, czego potrzebujesz, ja złapię hamburgera i wynośmy się stąd.

Della uśmiechnęła się złośliwie.

– Boisz się kilku wilkołaków?

– Nie boję się, ale to nie pora, by pakować się w kłopoty. – Ruszył przed siebie.

Poszła za nim.

– Czasami kłopoty mogą być zabawne.

– Owszem, ale zachowajmy energię na te, które czekają nas jutro.

– Nikt ci nigdy nie mówił, że jesteś nudny? – warknęła.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: