Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Prelekcye o filologii klassycznej i jej encyklopedyi miane w półroczu letnem r. 1850 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Prelekcye o filologii klassycznej i jej encyklopedyi miane w półroczu letnem r. 1850 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 405 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA.

Pi­smo obec­ne po­czą­tek swój wzię­ło z no­ta­tek pre­lek­cyj­nych. Wy­stę­pu­jąc po raz pierw­szy w no­wym za­kre­sie dzia­ła­nia, do któ­re­go za­szczyt­ne dla sie­bie po­wo­ła­nie otrzy­ma­łem, w po­ło­wie już kur­sów aka­de­mic­kich, są­dzi­łem że w krót­kim tym cza­sie, jaki mi do koń­ca pół­ro­cza zo­sta­wał, w ten spo­sób naj­wła­ści­wiej za­da­niu swe­mu od­po­wiem, je­śli roz­wi­nę przed słu­cha­cza­mi istot­ne zna­cze­nie i umie­jęt­ną dąż­ność nauk fi­lo­lo­gicz­nych w ogól­no­ści; czy­li in­ne­mi sło­wa­mi, je­śli za­kre­ślę w cią­gu kil­ku­na­stu od­czy­tów całe koło, wśród któ­re­go mie­ści się pole ba­dań nad klas­sycz­ną sta­ro­żyt­no­ścią. Tak więc przed­mio­tem pre­lek­cji owych była en­cy­klo­pe­dia fi­lo­lo­gii klas­sycz­nej w za­ry­sie, czy­li tak zwa­na en­cy­klo­pe­dia for­mal­na.

Po­spo­li­cie przez en­cy­klo­pe­dyą umie­jęt­no­ści ja­kiej ro­zu­mie­ją przed­sta­wie­nie tej­że na­uki w ca­ło­ści, ze wszyst­kie­mi jej ga­łę­zia­mi, i to przed­sta­wie­nie ta­kie, że cały za­sób ma­te­ria­łu treść jej sta­no­wią­ce­go w go­to­wym, w do­ko­na­nym re­zul­ta­cie sta­wia się przed oczy czy­tel­ni­ka. Wtem zna­cze­niu en­cy­klo­pe­dia jest ze­bra­niem wszyst­kich nauk do ga­łę­zi tej na­le­żą­cych z ca­łym przy­bo­rem ich ma­te­ria­łu i re­zul­ta­tów, w krót­ko­ści i zu­peł­no­ści za­ra­zem; jest nie­ja­ko uję­ciem w fakt ze­wnętrz­nie dany wszyst­kich po­szu­ki­wań i ca­łej wie­dzy na­by­tej w za­kre­sie tej­że umie­jęt­no­ści. Ten ro­dzaj en­cy­klo­pe­dyi naj­wła­ści­wiej na­zwać­by moż­na en­cy­klo­pe­dią ma­te­rial­ną, cho­dzi tu bo­wiem przedew­szyst­kiem o ze­sta­wie­nie ca­łe­go ma­te­ria­łu, ca­łej przed­mio­to­wej stro­ny treść na­uki sta­no­wią­cej, w jed­nem przed­sta­wie­niu, w jed­nej książ­ce, któ­rej za­da­niem: za­wie­rać ile moż­no­ści wszyst­ko, co do za­kre­su owej umie­jęt­no­ści na­le­ży, i słu­żyć za do­ręcz­nik, za po­moc w każ­dej wąt­pli­wo­ści w rze­czach lego ro­dza­ju. Ta­kiem to dzie­łem są zna­ne en­cy­klo­pe­die fi­lo­lo­gii Scha­af­fa i Hof­f­ma­na, o któ­rych ob­szer­niej­sza wzmian­ka dana jest w swo­jem miej­scu. Jest jed­nak inny jesz­cze ro­dzaj en­cy­klo­pe­dyi. Cza­sem nie za­le­ży au­to­ro­wi na­tem, aby wy­czerp­nąć sam­że ma­te­riał na­uki; ale aby ją sama… na wla­ści­wem sta­no­wi­sku po­sta­wić lub też przed­sta­wić. Aby za­po­znać czy­tel­ni­ka nie z ma­te­ria­łem za­raz sa­mym, ale z du­chem ma­te­ria­łu, któ­ry jest jej przed­mio­tem. Aby go opro­wa­dzić po ca­łej dzie­dzi­nie swo­jej umie­jęt­no­ści, ale opro­wa­dzić w ten spo­sób i z ta­kie­go od­da­le­nia, z któ­re­go nie wi­dać mniej­szych za­peł­nia­ją­cych prze­strzeń jej przed­mio­tów, ale tyl­ko więk­sze roz­mia­ry i ten ład a po­rzą­dek, bez zna­jo­mo­ści któ­re­go, po­zna­nie owej stro­ny ma­te­rial­nej bę­dzie zna­jo­mo­ścią szcze­gó­łów i dro­bia­zgów bez wi­do­ku na ca­łość, bez świa­do­mo­ści my­śli i za­sa­dy fun­da­men­tal­nej, bez wie­dzy, na co i po co po­zna­je­my owe szcze­gó­ły. – W ta­kim ra­zie sta­wia so­bie au­tor za­da­nie, aże­by za­po­znać czy­tel­ni­ka przedew­szyst­kiem nie z ma­te­ria­łem na­uki, do któ­rej przy­stę­pu­je, ale z samą na­uką: z jej za­sa­dą, zna­cze­niem i ce­lem, z jej umie­jęt­ne­mi od­no­ga­mi czy­li czę­ścia­mi, i ze sto­sun­kiem, w ja­kim się one i wzglę­dem sa­mych sie­bie na­wza­jem i wzglę­dem swej ca­ło­ści czy­li za­sad­ni­czej na­uki mają. Taką en­cy­klo­pe­dią naj­stó­sow­niej na­zwać albo for­mal­ną albo en­cy­klo­pe­dią w za­ry­sie.

Do­bra i po­ży­tecz­na jest en­cy­klo­pe­dia ma­te­rial­na, je­śli na­ukę, do któ­rej ona się od­no­si, już się po­zna­ło a przy­najm­niej aż do pew­ne­go stop­nia przy­swo­iło. W ta­kim ra­zie wy­rę­cza ona do­god­nie nie­zaw­sze pew­ną sie­bie pa­mięć, w ta­kim ra­zie su­chy fakt, imię, dnia, za­pi­sa­ne uryw­ko­wo i na po­zór bez związ­ku, wy­wo­łu­ją, w pa­mię­ci i umy­śle czy­ta­ją­ce­go cały łań­cuch wspo­mnień i po­zna­nych daw­niej rze­czy w od­świe­żo­nem świe­tle, i na pod­sta­wie wy­obra­żeń i po­jęć ogól­nych, któ­rych się nie za­po­mi­na nig­dy, i któ­re, je­śli tyl­ko były w ogó­le kie­dy­kol­wiek praw­dzi­wie po­zna­ne, naj­drob­niej­szy na­wet szcze­gół bu­dzi, uobec­nia na nowo w świa­do­mo­ści. – Ale je­że­li do­pie­ro przy­stę­pu­je się do umie­jęt­no­ści, je­że­li cały ob­szar do­pie­ro po­zna­ny być ma, i nie ma so­bie nic przy­po­mi­nać, bo się nic nie za­po­mnia­ło, gdy nie było co za­po­mnieć: – tedy, zda­niem mo­jem, chy­ba na od­stra­sze­nie od na­uki za­czy­nał­by kto od en­cy­klo­pe­dii ma­ma­te­rial­nej; tedy sta­rać się tak­że wpraw­dzie na­le­ży o ca­łość umie­jęt­no­ści, gdyż od ca­ło­ści za­czy­na i na ca­ło­ści koń­czy, kto umie­jęt­nie po­czy­na w na­uko­wo­ści; ale od ca­ło­ści wzię­tej wię­cej ze sta­no­wi­ska ogól­ne­go, za­sad­ni­cze­go, du­cho­we­go: czy­li krót­ko ze sta­no­wi­ska for­mal­ne­go (w do­brem zna­cze­niu wy­raz ten ro­zu­mie­jąc).

Tą to więc po­wo­do­wa­ny my­ślą otwo­rzy­łem za­wód mój nowy od­czy­ta­mi o en­cy­klo­pe­dyi fi­lo­lo­gii klas­sycz­nej w za­ry­sie; i skła­dam obec­nie rzecz przed pół­ro­kiem roz­wi­ja­ną ust­nie, w obec za­mknię­te­go gro­na słu­cha­czów, spi­sa­ną i uję­tą w zwięź­lej­sze kształ­ty w tym celu przed ca­łym ogó­łem czy­ta­ją­cej pu­blicz­no­ści, aże­by dać w rękę tych wszyst­kich, któ­rzy się będą chcie­li bli­żej za­po­znać z umie­jęt­no­ścią fi­lo­lo­gicz­ną, wska­zów­kę, ja­kim spo­so­bem, kie­run­kiem i ja­kie­mi po­moc­ni­cze­mi środ­ka­mi cel swój osię­gnąć po­tra­fią, przy­czem szcze­gól­niej przy­szłych fi­lo­lo­gów z po­wo­ła­nia mam na oku; – na­stęp­nie zaś i przedew­szyst­kiem skła­dam ją w tym celu, aby prze­są­dy prze­ciw tej umie­jęt­no­ści tak po­spo­li­cie u nas roz­po­wszech­nio­ne a na oczy­wi­stej nie­zna­jo­mo­ści rze­czy opar­te, sa­mem przed­sta­wie­niem zna­cze­nia tej na­uki i kie­run­ku jaki wzię­ła obec­nie, usu­nąć, roz­wiać, a przy­najm­niej ode­słać do­kąd na­le­żą: do lu­dzi, któ­rzy tyl­ko miar­ką bez­po­śred­niej uti­li­tar­no­ści zdol­ni są mie­rzyć waż­ność i szczyt­ność umie­jęt­no­ści.

W po­le­mi­kę z stron­ni­czem uprze­dze­niem prze­ciw­ko fi­lo­lo­gii w pi­śmie sa­mem, któ­re tu wy­da­ję, nie za­pusz­cza­łem się wca­le; prze­ko­na­ny, że naj­lep­szą po­le­mi­ką bę­dzie tak rzecz przed­sta­wić, aby jej się bę­dą­ce w obie­gu za­rzu­ty wca­le cze­pić nie mo­gły. W tem jed­nak miej­scu przy­najm­niej, jako w przy­pi­sa­niu i przed­mo­wie, po­mi­nąć nie mogę uwa­gi, że smut­ną jest rze­czą, iż u nas na­wet lu­dzie ską­di­nąd ucze­ni i po­wa­ża­ni w li­te­ra­tu­rze, dali się sły­szeć z zda­nia­mi o ba­da­niach sta­ro­żyt­no­ści wię­cej jesz­cze lek­ko­myśl­ne­mi jak po­zor­ne­mi. Ła­twy to spo­sób, za­słu­żyć so­bie na sła­wę po­pu­lar­no­ści i po­stę­po­wo­ści w na­uko­wym za­wo­dzie, ga­niąc rze­czy, któ­re wła­śnie na­le­żą do naj­trud­niej­szych i naj­mniej przez mło­dzież ulu­bio­nych. Kie­dy wiel­cy, ucze­ni pi­sa­rze gło­szą, że do­ko­na­ły się cza­sy fi­lo­lo­gii, jak­żeż tu jesz­cze ra­cho­wać u mło­dych na za­pał do pra­cy… i do na­uki? Ta­kie ha­sła za­wsze od­zew swój znaj­dą!

Mia­no­wi­cie sto­su­ję to do tego, co Mi­chał Wisz­nie­wi­ski w I. to­mie Hi­sto­ryi Li­te­ra­tu­ry swo­jej o fi­lo­lo­gii po­wie­dział. Uwa­żam so­bie za obo­wią­zek, ode­przeć zda­nie za­słu­żo­ne­go tego ską­di­nąd pi­sa­rza jak naj­moc­niej i jak naj­sta­now­czej, a ode­przeć je wła­śnie z tego sa­me­go miej­sca, z któ­re­go przed 10 laty wy­rze­czo­ne zo­sta­ło, a od­tąd czę­sto może bez ni­czy­je­go upo­mnie­nia się, po­wta­rza­ne i z usza­no­wa­niem przez mło­dzież przyj­mo­wa­ne by­wa­ło. Mówi au­tor na str. 42. "Jesz­cze nie­daw­no uwiel­bie­nie dla sta­ro­żyt­nych za­śle­pia­ło na­wet naj­uczciw­szych. Bar­dzo dłu­go pi­sa­rze grec­cy i rzym­scy za nie­omyl­nych ucho­dzi­li świad­ków; wszel­kie ich mnie­ma­nia na oślep przyj­mo­wa­no, na­wet ich prze­są­dy mia­ły ja­ko­wąś po­wa­gę. " (Li­te­ral­nie za po­wa­gę ucho­dzi­ły chy­ba tyl­ko w miał­kich, prze­wrot­nych gło­wach. Mają ją zaś rze­czy­wi­ście i za­wsze mieć będą o tyle, że i prze­sąd na­wet jest czemś hi­sto­rycz­nem i ma­lu­je du­cha wie­ku, w któ­rym pa­no­wał, tak do­brze jak naj­traf­niej­sza praw­da!) "Ich sys­tem sło­necz­ny, myl­na geo­gra­fia, peł­na błę­dów me­ta­fi­zy­ka (– a na­szaż me­ta­fi­zy­ka, my­śli­ni­mi, bo­ży­ca etc… etc… je­st­że od nich zu­peł­nie wol­na?)" wy­gna­ne z rzę­du wia­do­mo­ści ludz­kich do ich hi­sto­ryi, dłu­go jesz­cze za nie­omyl­ną ucho­dzi­ły praw­dę. (?)….. "Kłam­stwo grec­kie­mi gło­ska­mi dru­ko­wa­ne rów­na­ło się praw­dzie. (ach! jak­że go wię­cej w gło­skach, ja­kie­mi po­dziś­dzień pi­szą! – Wresz­cie, je­że­li kie­dy­kol­wiek rów­na­ło się praw­dzie, to tyl­ko praw­dzie względ­nej, praw­dzie ów­cze­sne­go wie­ku, któ­ra była szcze­blem do praw­dy dzi­siej­szej, jak dzi­siej­sza bę­dzie nim do prawd przy­szło­ści!) "Ale te­raz cza­sy zmie­ni­ły się. Sza­nu­je­my grec­kich i rzym­skich pi­sa­rzy, jak wszel­kie po­mni­ki prze­szło­ści. Cała oświe­co­na Eu­ro­pa obu­rza­ła się, gdy się wie­ści ro­ze­szły, iż te­raź­niej­szy władz­ca Egip­tu pi­ra­mi­dy ma roz­bie­rać, a wsze­la­ko nikt te­raz pi­ra­mid bu­do­wać nie my­śli. Tak się ma z li­te­ra­tu­rą sta­ro­żyt­ną. " (To wszyst­ko praw­da). "Swiat Ho­me­ra i Ary­sto­te­le­sa da­le­ko się od­su­nął, nie ma żad­ne­go związ­ku z epo­ką Tren­tow­skie­go i Mic­kie­wi­cza. (To wiel­ki fałsz! Że mało może być związ­ku mię­dzy Ary­sto­te­le­sem a Tren­tow­skim, na to z ubo­le­wa­niem zga­dzam się. Ale któż się zgo­dzi na to, aby go mię­dzy Ho­me­rem a Mic­kie­wi­czem nie było?! Nie roz­wo­dząc się na­wet już nad tem, że Mic­kie­wicz bar­dzo do­brze zna utwo­ry sta­ro­żyt­ne, i trzy­ma­jąc się my­śli au­to­ra, któ­re­mu o świat Ho­me­ra i świat Mic­kie­wi­cza, a nie o tych dwóch po­etów cho­dzi, my­ślę że sta­wiam twier­dze­nie uzna­ne przez naj­cel­niej­szych fi­lo­zo­fów, że świat Mic­kie­wi­cza jest tem, czem jest, tyl­ko dla tego i przez to, że się od­no­si i opie­ra na świe­cie tam­tym, że jest jego świa­to­dzie­jo­wym dzie­dzi­cem, jego wy­cho­wań­cem, jego na­stęp­cą, jego dziec­kiem, a jako taki, jak­że­by nie miał mieć związ­ku z świa­tem Ho­me­ra? Prze­czyć to, jest to prze­czyć ca­łe­go du­cha, jaki po­ru­sza i uno­si dzie­je rodu ludz­kie­go, jest to roz­ry­wać wę­zeł epok z epo­ka­mi, jest to na­ko­niec za­my­kać oczy na to, co się mi­mo­wol­nie, nie­odzow­nie ku wi­dze­niu samo po­da­je. Bo czyż np. i o Go­ethem, któ­ry do świa­ta Mic­kie­wi­cza tak­że na­le­ży, któ­ry jest może jego naj­wal­niej­szym, naj­wy­bit­niej­szym wy­obra­zi­cie­lem, tak­że po­wie au­tor, że nie ma mię­dzy nim a świa­tem Ho­me­ra związ­ku, wpły­wu, śla­du głę­bo­kich stu­diów owej pra­sta­rej epo­ki klas­sycz­nej?) "Li­te­ra­tu­ra grec­ka i rzym­ska, już tyl­ko do hi­sto­ryi na­le­ży (za­pew­ne! ale cze­góż to ma do­wo­dzić? co tu ma zna­czyć to po­gar­dli­we już tyl­ko? ma­myż dla tego już o nich za­po­mnieć, ze­rwać wszel­kie związ­ki, ja­kie­by nas z nie­mi łą­czyć mó­gły? je­że­li tak rze­czy­wi­ście uczy­nić­by na­le­ża­ło, to trze­ba­by ze­rwać i z całą hi­sto­rią, do któ­rej te li­te­ra­tu­ry jak au­tor sam twier­dzi, na­le­żą.) "Wresz­cie nie po­tę­pi nas hi­sto­ria, że­śmy się na ła­ciń­skiej li­te­ra­tu­rze kształ­cić nie chcie­li; (za to nas nie po­tę­pi; ale mo­gła­by po­tę­pić, że­śmy się nie umie­li na niej jak­by na­le­ża­ło kształ­cić, bez nie­wol­ni­cze­go na­śla­dow­nic­twa); "wszak­że­śmy dwie­ście naj­pięk­niej­szych lat na to już po­świę­ci­li (ro­zu­mie tu za­pew­ne au­tor wie­ki XVI i XVII, byli wte­dy wszak­że pol­scy pi­sa­rze, któ­ry­mi się do dziś dnia chlu­bi­my; w wie­ku zaś XVIII nie po­świę­ca­li­śmy się li­te­ra­tu­rze ła­ciń­skiej, bo uczyć się po­psu­tej ła­ci­ny nie je­st­to po­świę­cać się li­te­ra­tu­rze ła­ciń­skiej: a prze­cież upa­da­li­śmy co­raz ni­żej i w pi­śmien­nic­twie i w oby­cza­jach i we wszyst­kiem co na­ro­do­wi jest dro­giem! otóż ta­kie­miż to do­wo­da­mi hi­sto­ryi P. Wisz­niew­ski twier­dze­nie swo­je pod­pie­ra?) "wszak­że­śmy dru­gie­go Ho­ra­cyc­sza i Owi­dy­usza wy­da­li (i to fałsz – da­le­cy by­li­śmy od tego! pierw­sze­go lep­sze­go na­śla­dow­cę Owi­dy­usza dru­gim Owi­dy­uszem na­zy­wać, jest to wy­wo­dzić lu­cus a non lu­cen­do: Owi­dy­usz był ory­gi­nal­nym po­etą! Ża­den na­śla­dow­ca na­zy­wać się dru­gim Owi­dy­uszem już z tego sa­me­go po­wo­du nie może i nie po­wi­nien!); "ko­łu­jąc po błęd­nej ściesz­ce już da­lej zajść nie po­dob­na. Zgor­szy to może tych, co od na­ło­go­wych w li­te­ra­tu­rze wy­obra­żeń umy­słu swe­go od­kle­ić nie mogą. Nie­wdzięcz­ność, po­wie­dzą, ob­ra­cać się ty­łem do źró­dła, w któ­rem pra­gnie­nie uga­si­łeś. (Nie­wdzięcz­ność jest wy­raz sen­ty­men­tal­ny, któ­ry tu nie­ma miej­sca. Ja­bym tu użył wy­ra­zu, któ­ry się nie do ser­ca, ale do ro­zu­mu od­no­si). "Li­te­ra­tu­ra rzym­ska za­wsze bę­dzie sza­now­nym po­mni­kiem prze­szło­ści, ale nie je­dy­nym wzo­rem, ani gra­ni­cą wszel­kiej li­te­ra­tu­ry i wie­dzy, (to każ­dy roz­sąd­ny pod­pi­sze, ale któż też in­a­czej twier­dzi?) "Po­mi­jam, że zwy­kle ci, co naj­wię­cej chwa­lą Ho­ra­ce­go i Wir­gi­liu­sza, sami nig­dy nic nie stwo­rzy­li; tak iż się zda­je, iż uczu­cie cią­głe­go uwiel­bia­nia dla tych po­etów wy­tra­wi­ło w nich du­cha po­etyc­kie­go (zda­nie to samo w so­bie nie­za­wod­nie jest traf­ne; ale ileż tu słod­kiej tru­ci­zny dla nie­do­świad­czo­nej w szer­mier­stwie syl­lo­gi­zmów mło­dzie­ży! Jak­że jej ła­two wy­pro­wa­dzić ztąd wnio­sek dal­szy: więc nie chwa­lić Ho­ra­ce­go i Wir­gi­liu­sza, z góry ich po­tę­pić, igno­ro­wać, za­po­mnieć, że kie­dy­kol­wiek żyli – oto dro­ga, oto prze­pis, aby kie­dyś roś "stwo­rzyć, " aby roz­wi­nąć w so­bie du­cha po­etyc­kie­go! I tak też w rze­czy sa­mej się dzia­ło; wła­śnie w cza­sach tych ostat­nich i w tych stro­nach na­szych: byli praw­dzi­wie uta­len­to­wa­ni, du­chem po­etyc­kim ob­da­rze­ni lu­dzie, któ­rzy god­ni byli lep­szych rad, roz­sąd­niej­sze­go kie­run­ku i lep­sze­go losu, niż ja­kie­go się do­cze­ka­li! Oni to tak­że chcie­li bez roz­wi­nię­cia we­wnętrz­nych po­tęg umy­słu, bez na­uki, bez pra­cy – "two­rzyć"! – Nie­ste­ty – zmar­nie­li, zgi­nę­li i nic nie stwo­rzy­li!) "Ale kie­dy ko­niecz­nie my star­si od młod­szych (sta­ro­żyt­nych) uczyć się mamy, toć nam nie ła­ciń­skich, któ­rzy są tyl­ko echem; ale grec­kich au­to­rów, jak Ho­ra­cy­usz ra­dzi, dzień i noc roz­czy­ty­wać­by na­le­ża­ło. (Tak jest za­iste. W tym du­chu na­le­ża­ło prze­ma­wiać z ka­te­dry do mło­dzie­ży)."Grec­kich więc au­to­rów tło­ma­cze­nia "mo­że­by jesz­cze i dzi­siaj nie­ja­ki po­ży­tek spra­wi­ły. ("Więc"? roz­czy­ty­wać grec­kich au­to­rów, czyż to zna­czy roz­czy­ty­wać ich tłó­ma­cze­nia? skąd­że przez po­most więc do­szli­my na­raz do tłó­ma­czeń? Nie o to tu cho­dzi­ło; ale au­to­ro­wi tędy dro­ga do Ko­chow­skie­go –) "Wsze­la­ko, każ­dy ze­mną się zgo­dzi, że tłó­ma­cze­nie np. Kli­mak­ter ó w Ko­chow­skie­go (aha!) by­ło­by dla nas po­ży­tecz­niej­sze (Każ­dy? Ja są­dze in­a­czej. Kto ich po ła­ci­nie czy­tać nie może, temu się i tłó­ma­cze­nie nie na wie­le przy­da; gdyż hi­sto­ryi z nich sa­mych się nie na­uczy, trze­ba­by mu i tak jesz­cze prze­war­to­wać wie­le pism in­nych, po ła­ci­nie pi­sa­nych, któ­rych tłó­ma­cze­nia nie ma i za­pew­ne nig­dy nie bę­dzie).,. Pol­sko – ła­ciń­ska li­te­ra­tu­ra, zna­na tyl­ko uczo­nym, o któ­rej tyl­ko głu­che wie­ści po kra­ju cho­dzą, cze­ka z utę­sk­nie­niem na tłu­ma­czów; (któż wi­nien tych głu­chych wie­ści"? Któż to od­stra­sza mło­do­cia­ne po­ko­le­nie od pra­cy nad ję­zy­kiem sta­ro­żyt­nym, kto­ry jest środ­kiem do po­zna­nia tej pol­sko-ła­ciń­skiej li­te­ra­tu­ry? Za­iste tyl­ko gło­sy, ską­di­nąd prze­waż­ne, a po­dob­ne do tego, któ­ry tu kom­men­tu­je­my).

Na­ko­niec, po po­sta­wie­niu ca­łe­go tego rusz­to­wa­niu ro­zu­mo­wań, koń­czy tak au­tor: "mi­nę­ły wresz­cie cza­sy Fi­lo­lo­gii ła­ciń­skiej i grec­kiej, któ­ra dla kul­tu­ry zro­bi­ła już co zro­bić mo­gła; a u nas fi­lo­lo­gii ła­ciń­sko-pol­skiej i sło­wiań­skiej ustą­pić musi, (więc we­dle au­to­ra, tłó­ma­czyć dzie­ła Ko­chow­skie­go albo Ka­dłub­ka, jest to zaj­mo­wać się fi­lo­lo­gią ła­ciń­sko-pol­ską: cóż to za wy­obra­że­nie o fi­lo­lo­gii!) "Ten skon Fi­lo­lo­gii grec­kiej (więc już skon! już ją po­grze­ba­li!) "któ­rą już i w Niem­czech mniej zaj­mu­ją się, ani za­smu­cać, ani za­dzi­wiać nas nie po­wi­nien; (je­że­li się nią w Niem­czech w rze­czy sa­mej mniej zaj­mu­ją, to się za­tem jesz­cze prze­cież zaj­mu­ją; więc jak­że po­go­dzić ziem owo do­nie­sie­nie o sko­nie?– Ale obacz­my, jaki też au­tor daje do­wód na to, że się istot­nie "mniej" już zaj­mu­ją. W przy­pi­sku do tego miej­sca na dole ta­kie po­par­cie czy­ta­my: "Już w roku 1825. Je­rzy Mun­nich nie­gdyś pro­fes­sor aka­de­mii kra­kow­skiej, sław­ny ską­piec, któ­ry na­zbie­raw­szy wie­le pie­nię­dzy, umarł z gło­du w Wil­nie, tak się na fi­lo­lo­gów nie­miec­kich uskar­ża: (czy­ta­jąc to każ­dy za­dzi­wi się, że też taką wła­śnie wy­brał so­bie au­tor po­wa­gę! Pro­fes­sor – ską­piec – ja­kąż daje rę­koj­mię, że skar­gi roz­ta­cza słusz­ne? Bąć co bąć, ja spo­dzie­wa­łem się da­lej wy­czy­tać, że fi­lo­log ten uskar­żać się bę­dzie na fi­lo­lo­gią ze sta­no­wi­ska fi­nan­so­we­go, to jest iż już ona nic nie przy­no­si, a w dal­szem na­stęp­stwie, że więc już kona i ustę­pu­je miej­sca fi­lo­lo­gii ła­ciń­sko-pol­skiej. Gdzie tam! Nie o to mu cho­dzi; ale obacz­myż, co też to au­tor z Mun­ni­cha przy­ta­cza: "Zda­je mi się (są sło­wa Mun­ni­cha), że na­uki sta­ro­żyt­ne w Niem­czech przy­pra­wio­ne zo­sta­ły o szwank, któ­ry co­dzień sze­rzej a bez­kar­niej gras­su­je; tyle bo­wiem no­wych co­rocz­nie po­ja­wia się wy­dań sta­ro­żyt­nych pi­sa­rzy, że nie­sta­ło by czło­wie­ko­wi ży­cia, aże­by je nie po­wiem wszyst­kie prze­czy­tać, ale choć zwierz­chu tyl­ko obej­rzeć. I po­naj­więk­szej czę­ści zwy­kli lu­dzie mło­dzi, do sła­wy kry­ty­ków wię­cej niż słusz­nie wzdy­cha­jąc, w prze­sław­nych tego ro­dza­ju edy­cjach skła­dać pier­wo­ci­ny swój sztu­ki; owoż na­gro­ma­dzą ze­wsząd mie­sza­ni­nę róż­nych spo­so­bów czy­ta­nia (lek­cyi), w trzech lub czte­rech miej­scach przed­sta­wią nowe do­my­sły; po­chwa­łą lub też zga­nia i z lek­ce­wa­że­niem wspo­mną o Ben­tłe­ju, Run­ke­niu­szu, Wol­fie, Hey­nem, Her­Ma­NIe lub in­nym ja­kim sław­nym czło­wie­ku, któ­re­go nie­szczę­śli­wa jaka gwiaz­da spro­wa­dzi w ręce su­ro­wych na­szych Ary­star­chów; do­da­dzą nad­to in­dex taki, jaki do wie­ko­pom­nej swo­jej hi­sto­ryi chciał Cer­wan­tes do­łą­czyć, i otóż! masz go­to­we nowe pi­sa­rza sta­ro­żyt­ne­go czy przej­rze­nie, czy opra­co­wa­nie z wiel­ką usil­no­ścią do­ko­na­ne, wol­ne od po­my­łek któ­re opie­szal­si wy­daw­cy po­zo­sta­wia­li, (jak Się nie bez dumy cheł­pią); a ta wy­bor­na edy­cya, le­d­wo pra­sę opu­ści­ła, już ustę­pu­je miej­sca dru­giej."

Sło­wa te umyśl­nie z ła­ci­ny, w któ­rej są cy­to­wa­ne, na pol­skie prze­ło­ży­łem, aby za­py­tać wszyst­kich w obec i każ­de­go z osob­na, czy po­wyż­sze sło­wa Mun­ni­cha, w któ­rych P. Wisz­niew­ski po­sta­wił niby to do­wód twier­dze­nia swe­go, iż fi­lo­lo­gia sko­na­ła i już się nią w Niem­czech mniej zaj­mu­ją, czy sło­wa te nie zbi­ja­ją ra­czej jak naj­wy­raź­niej tego twier­dze­nia? Mun­nich się ska­rzy (i słu­snie), że tyle co­rok wy­cho­dzi edy­cyi dzieł sta­ro­żyt­nych w Niem­czech, iż "ży­cie czło­wie­ka na to nie star­czy, aże­by je z po­wierz­chu tyl­ko obej­rzeć: "– nasz au­tor wnio­sku­je z tego, że za­tem mniej już się fi­lo­lo­gią zaj­mu­ją, zgo­ła że jej już nie ma – sko­na­ła!! Ta­kie wnio­ski wy­pro­wa­dzać, to chy­ba tyl­ko moż­na z cy­ta­tów "grec­kie­mi lub ła­ciń­skie­mi dru­ko­wa­nych gło­ska­mi. "

Ten kom­men­tarz do trzech tyl­ko stron z dzie­ła Pana Wisz­niew­skie­go wy­star­czy, aże­by od­sło­nić całą bez­za­sad­ność i lek­ko­myśl­ność tak osta­tecz­ne­go wy­ro­ku, jak ro­zu­mo­wań, po któ­rych au­tor do nie­go do­pro­wa­dził czy­tel­ni­ka. Rusz­to­wa­nie ta­kie dość pchnąć jed­nym pal­cem, aby się po­wa­li­ło na zie­mię: ale szko­da do ja­kiej dać mo­gło i dało nie­za­wod­nie po­wód, za­wsze nie­mniej­szą po­zo­sta­nie szko­dą; gdyż mło­do­cia­ne au­di­to­rium, któ­re się zda­niom po­dob­nym za­pew­ne czę­sto przy­słu­chi­wa­ło, nie­wąt­pli­wie wdzięcz­na było pro­fes­so­ro­wi za tak do­god­ną na­ukę, i nie­omiesz­ka­ło po­sta­rać się o wła­ści­we a tak dla sie­bie wy­god­ne spo­so­by, aże­by sa­mo­dziel­nie "two­rzyć" i roz­wi­jać w so­bie "du­cha po­etyc­kie­go."! – –

Cel za­tem pu­bli­ka­cyj, któ­rą w świat wy­pra­wiam, po­le­ga na­tem, aże­by mło­dym na­szym ge­ne­ra­cjom lep­sze dać wy­obra­że­nie o na­uce, któ­ra na­le­ży do naj­uży­tecz­niej­szych, naj­płod­niej­szych, a któ­rą u nas po­tę­pia­ją w praw­dzi­wej nie­wia­do­mo­ści jej praw­dzi­we­go zna­cze­nia i dąż­no­ści. Są prze­są­dy w ży­ciu i w pi­śmien­nic­twie, któ­re się przez dłu­gi czas wa­łę­sa­ją bez­kar­nie; po­da­wa­ne tra­dy­cyj­nie z ust do ust – pa­nu­ją nad umy­sła­mi po­ko­leń ca­łych, do­pó­ki ich kto nie za­cze­pi, i od­sło­niw­szy z kon­wen­cyj­nych po­zo­rów, w ca­łej ni­co­ści na wi­dok pu­blicz­ny nie sta­wi. – Być może, że ta igno­ran­cja pod wzglę­dem tak fi­lo­lo­gii sa­mej jak jej ko­rzy­ści, tak­że w tem tyl­ko ma swo­ję przy­czy­nę, że jej się mało kto u nas po­świę­cał, nikt nie bro­nił, wszy­scy lek­ce­wa­ży­li i po­tę­pia­li, a to­tem usil­niej, im wię­cej była komu obcą. Idę tu więc prze­ciw po­spo­li­te­mu mnie­ma­niu, ani po­wo­do­wa­ny za­ro­zu­mia­ło­ścią ani z chęt­ki róż­nie­nia się w zda­niu od in­nych; ale z sa­me­go już po­wo­ła­nia mo­je­go. Bro­nić bo­wiem na­uki, któ­rą wy­obra­żam, wła­śnie te­raz i wła­śnie tu, uwa­żam so­bie za wy­raź­ną po­win­ność.

Część hi­sto­rycz­na, któ­rą w dru­giej po­ło­wie wy­kła­dów roz­wi­nąć przy­obie­ca­łem na wstę­pie, wyj­dzie nie­co póź­niej. Nie do­sta­wa­ło już cza­su, aby i to, co się w to­mi­ku tym mie­ści, i po­gląd na hi­sto­ryą ba­dań klas­sycz­nej sta­ro­żyt­no­ści, wy­ło­żyć w wy­mie­rzo­nej licz­bie pre­lek­cyj, ja­kem to był na po­cząt­ku za­mie­rzał. Nie­chże więc na­przód idzie w świat to, co go­to­we, resz­ta póź­niej na­stą­pi.

Pi­sa­łem w Kra­ko­wie w Grud­niu 1850.

Au­tor.PRE­LEK­CYA WSTĘP­NA.

Wi­dząc Was Pa­no­wie, po raz pierw­szy zgro­ma­dzo­nych przed sobą, nie mogę za­ta­ić, że nie bez wiel­kie­go wzru­sze­nia sta­wam przed Wami.

Miesz­ka­niec in­nych stron, na Wiel­ko­pol­skich wy­cho­wa­ny rów­ni­nach – od naj­pierw­szej mło­do­ści z czcią i z uwiel­bie­niem zwra­ca­łem myśl moję ku tej mat­ce wszyst­kiej oświa­ty na­szej; a cześć ta ro­sła przy każ­dej wzmian­ce daw­nej jej sła­wy, w sta­rych prze­cho­wa­nej księ­gach. I wzbu­dzi­ły się w mło­dym umy­śle uro­cze o niej ma­rze­nia, któ­rym zda­wa­ło się że na za­wsze za­brak­nie rze­czy­wi­sto­ści. Tym­cza­sem Pa­no­wie, ob­rót wy­pad­ków ży­cze­nia moje uprze­dził. Je­stem po­wo­ła­ny, w tych mu­rach, tyle prze­zem­nie już z od­da­le­nia uwiel­bia­nych, mó­wić do mło­dzie­ży, w któ­rej ręku znacz­na część przy­szło­ści zło­żo­na, mó­wić o na­ukach, któ­re nie­gdyś, w prze­szło­ści, za zie­lo­nych wszech­ni­cy tej cza­sów, po­śród wień­ca in­nych umie­jęt­no­ści buj­nym kwit­nę­ły kwia­tem. Po­wo­ła­ny je­stem przy­czy­nić się, ile siły sła­be po­zwo­lą, do od­no­wie­nia ba­dań sta­ro­żyt­no­ści klas­sycz­nej w tym Ja­giel­loń­skim za­kła­dzie i po­le­ce­nia ich waż­no­ści i za­cno­ści doj­rze­wa­ją­ce­mu po­ko­le­niu. Z roz­rzew­nie­niem więc i czu­jąc całą waż­ność tego po­wo­ła­nia, roz­po­czy­nam obec­nie wy­wię­zy­wać się z przy­ję­te­go na sie­bie obo­wiąz­ku.

Na­uki fi­lo­lo­gicz­ne, jak Wam wia­do­mo Pa­no­wie, są wy­cho­wa­nia szkol­ne­go pod­sta­wą, a naj­wal­niej­szym przed­mio­tem ba­dań dla tych, co się na­uczy­ciel­skie­mu za­wo­do­wi za­my­śla­ją po­świę­cić. Ja­każ to ogrom­na waż­ność! Słusz­nie kie­dyś po­wie­dzia­no: w czy­jem ręku ka­te­dry szkól­ne, ten pa­nu­je nad świa­tem. W rze­czy sa­mej, je­że­li mło­dzież wy­obra­ża w te­raź­niej­szo­ści przy­szłość, któż tę przy­szłość ukształ­ca, kto du­chem nad nią pa­nu­je, je­śli nie ci, co nad wy­ja­śnie­niem świa­tła i nad za­har­to­wa­niem cno­ty mło­dzie­ży pra­cu­ję, je­śli nie na­uczy­cie­le?– I na­tem to wła­śnie ja wy­zna­nie moje opar­łem, kie­dym mó­wił, że wy­stę­pu­jąc po raz pierw­szy przed Wami, czu­ję całą waż­ność tej chwi­li. Od pierw­szych wra­żeń jak­żeż czę­sto za­le­ży cały ciąg po­wo­dzeń póź­niej­szych! A ja czu­ję, że trze­ba aby się do­brze po­wo­dzi­ło przed­mio­to­wi, któ­re­go mam być or­ga­nem, to jest ba­da­niom fi­lo­lo­gicz­nym; czu­ję, że trze­ba aby je po­ko­cha­ła mło­dzież, aby się zna­leź­li i tacy, któ­rzy­by je za głów­ny prac swo­ich przed­miot ob­ra­li, i po­świę­cić się chcie­li szczyt­ne­mu za­wo­do­wi pu­blicz­nych mło­dzie­ży na­szej na­uczy­cie­li. Wy­ma­ga tego brak obec­ny lu­dzi po­dob­nych, wy­ma­ga po­trze­ba kra­ju i spra­wa na­ro­do­wej oświa­ty!

– Ale za nim po­my­śleć się go­dzi o po­do­bień­stwie speł­nie­nia tych ży­czeń, wy­pa­da przedew­szyst­kiem za­py­tać, czy nie ma w umy­słach dzi­siej­szej oświe­co­nej czę­ści na­ro­du, a mia­no­wi­cie mło­dzie­ży, uprze­dzeń ja­kich prze­ciw umie­jęt­no­ści fi­lo­lo­gicz­nej, uprze­dzeń któ­re za­bi­ja­ją wszel­kie jej po­wo­dze­nie w sa­mym za­ro­dzie.

Dziw­nem zrzą­dze­niem, w cza­sach od­le­głych, gdzie cała na­sza i oświa­ta i li­te­ra­tu­ra zło­te­go wie­ku pro­mie­niem lśni­ła, w wie­ku XV i XVI oraz po­cząt­ku XVII­go była w kra­ju na­szym zna­jo­mość rze­czy i ję­zy­ków sta­ro­żyt­nych tak roz­po­wszech­nio­na, że na­wet naj­oświe­ceń­sze na­ro­dy za­chod­nie wy­dzi­wić się nie mo­gły ude­rza­ją­cym a pra­wie po­wszech­nym onej zja­wi­skom. Bez pod­sta­wy fi­lo­lo­gicz­nej na­ów­czas u nas nie­moż­na było ani za czło­wie­ka praw­dzi­wie świa­tłe­go ucho­dzić, ani też do­stę­po­wać po­sad wyż­szych w ko­ście­le i pań­stwie, do któ­rych dro­gę praw­dzi­wa na­uka to­ru­je.– Póź­niej ato­li rze­czy się zmie­ni­ły, za­czę­ła się wkra­dać ciem­no­ta, wstręt do pra­cy praw­dzi­wie du­cho­wej wiel­mo­żył się i za­po­no­wa­ły nad umy­sła­mi wszyst­kie fał­szy­we po­zo­ry ja­kiejś oświa­ty, któ­re w rze­czy sa­mej nie były jak tyl­ko za­mgle­niem i znisz­cze­niem ca­łej tak umy­sło­wej jak mo­ral­nej czło­wie­ka za­cno­ści. W tych to cza­sach i na­uki fi­lo­lo­gicz­ne zwich­nię­to w wła­ści­wym onym kie­run­ku. Na po­zór wpraw­dzie ich nie za­nie­dby­wa­no; owszem na­ukę i zna­jo­mość ję­zy­ka ła­ciń­skie­go pod­nie­sio­no tak wy­so­ko, że uczy­nio­no z niej pra­wie je­dy­ne za­da­nie i je­dy­ny ca­łe­go wy­kształ­ce­nia wa­ru­nek. Ale wła­śnie ta wy­łącz­ność pa­no­wa­nia ła­ci­ny, ta jed­no­stron­ność sa­me­go tyl­ko fi­lo­lo­gicz­ne­go kie­run­ku za­bi­ła u nas praw­dzi­we po­wo­dze­nie nauk, a ra­czej po­wo­dze­nie sa­mych­że umie­jęt­no­ści fi­lo­lo­gicz­nych. Umie­jęt­no­ści mają to bo­wiem do sie­bie, że wte­dy tyl­ko kwit­ną, po­stę­pu­ją i w buj­ny owoc roz­wi­ja­ją się, kie­dy wszyst­kie w po­łą­cze­niu pa­nu­ją, kie­dy w wła­ści­wej so­bie rów­no­wa­dze i zgod­no­ści jed­na z dru­gą po­zo­sta­jąc, na­wza­jem się i uzu­peł­nia­ją i wspie­ra­ją. Gdzie się zaś przy­ro­dzo­ny ten wę­zeł zry­wa, gdzie jed­na tyl­ko umie­jęt­ność, z po­ni­że­niem i za­nie­dba­niem dru­gich, za­czy­na umy­sły za­przą­tać, tam nie tyl­ko prę­dzej czy póź­niej ustać musi praw­dzi­wie umie­jęt­ny kie­ru­nek i po­stęp nauk w ogól­no­ści, ale na­wet ta sama na­uka, któ­ra dru­gie za­głu­sza i tłu­mi, wrze­ko­mem pod­nie­sie­niem się po nad rów­no­wa­gę, rze­czy­wi­ście do upad­ku się chy­li i z cza­sem na dłu­gie po­ni­że­nie i za­po­mnie­nie upa­da. Otóż tak było u nas co do fi­lo­lo­gii. Po­twor­ny kie­ru­nek ów­cze­sne­go wy­cho­wa­nia, naj­wyż­sze ubó­stwo du­cha wśród pe­dan­tycz­nych urosz­czeń ów­cze­snej fi­lo­lo­gii (je­że­li była fi­lo­lo­gią) tak zo­chy­dzi­ły na­ro­do­wi w na­stęp­nych wie­kach cały spo­sób ta­ko­we­go na pod­sta­wie ła­ci­ny wy­kształ­ce­nia, że póź­niej rzu­co­no się ra­czej w obię­cia fran­cuż­czy­zny, a stu­dia sta­ro­żyt­ne zu­peł­nie po­mi­jać za­czę­to.– Róż­ne ko­le­je na­stęp­nie prze­cho­dzi­ła li­te­ra­tu­ra cy­wi­li­za­cya i na­sza. Wy­wo­ła­no dłu­gę wal­ką na­ro­do­we­go pier­wiast­ku i ję­zy­ka z fran­cuz­kim, po szko­łach za­pro­wa­dzo­no prze­wa­ża­ją­ce pa­no­wa­nie nauk ma­te­ma­tycz­nych i przy­ro­dzo­nych, za wpły­wem mia­no­wi­cie Snia­dec­kie­go, któ­ry rzą­dząc mo­ral­nie nad ca­łym wy­dzia­łem szkół i oświe­ce­nia kra­ju na­sze­go, nie mógł nie wy­ci­snąć na nim pięt­na wła­sne­go swe­go kie­run­ku. Fi­lo­lo­gia zaś uwa­ża­na była za pod­rzęd­ny do­da­tek. Były wresz­cie tak­że ze­wnętrz­ne po­wo­dy, wy­pad­ki po­li­tycz­ne, zmia­ny i re­or­ga­ni­za­cye szkół nie­ustan­ne, któ­re raz za­nie­dba­nym ba­da­niom rze­czy fi­lo­lo­gicz­nych nie do­zwo­li­ły już pod­nieść się i od­żyć na nowo.– Przy tem to za­nie­dba­niu po­wszech­nem wkra­dły się i za­pa­no­wa­ły nad umy­sła­mi uprze­dze­nia prze­ciw fi­lo­lo­gii, uprze­dze­nia prze­sad­ne ale tuk głę­bo­ko wko­rze­nio­ne, że na­wet gło­sy z rzad­ka wpraw­dzie od­zy­wa­ją­ce się za nią nie po­tra­fi­ły jej w wy­obra­że­niu po­wszech­no­ści kra­jo­wej przy­wró­cić po­wa­ża­nia i god­no­ści, ja­kie jej przy­na­le­żą. Były przy­kła­dy po­je­dyń­cze pi­sa­rzów i uczo­nych pol­skich, z cza­sów ostat­nich, któ­rzy po­sia­da­li ob­szer­ne a głę­bo­kie zna­jo­mo­ści fi­lo­lo­gicz­ne; ich przy­kład jed­nak, wła­śnie że był po­je­dyń­czy, nie zdo­łał prze­módz raz po­wzię­te­go prze­ciw ca­łe­mu temu kie­run­ko­wi prze­są­du. I tak, aż do tej chwi­li, mało kto po­mię­dzy Po­la­ka­mi na­le­ży do licz­by – nie po­wiem już obroń­ców, ale zwo­len­ni­ków fi­lo­lo­gii, mia­no­wi­cie ile­kroć za­cho­dzi py­ta­nie wzglę­dem prak­tycz­ne­go jej za­stó­so­wa­nia i za­pro­wa­dze­nia po szko­łach, jako pod­sta­wy i naj­głów­niej­sze­go przed­mio­tu w wy­kształ­ce­niu po­wszech­nem.

We wszyst­kich kra­jach za­chod­niej Eu­ro­py, w Niem­czech, Fran­cyi, An­glii, Wło­szech i t… d… za­kła­dy na­uko­we pu­blicz­ne, je­śli nie mają wy­łącz­nych a ści­ślej­szych za­dań, je­śli nie są szko­ła­mi tech­nicz­ne­mi, woj­sko­we­mi, ku­piec­kie­mi, agro­no­micz­ne­mi i t… p… ale ra­czej po­świę­co­ne są wy­kształ­ce­niu czło­wie­ka na praw­dzi­we­go czło­wie­ka, t… j… roz­wi­nię­ciu wszyst­kich władz jemu wła­ści­wych, wszyst­kich po­tęg tak jego ro­zu­mu i sądu jak wy­obraź­ni i es­te­tycz­ne­go sma­ku – wszyst­kie po­wia­dam po­dob­ne wyż­sze na­uko­we za­kła­dy po­le­ga­ją na ję­zy­kach i stu­diach sta­ro­żyt­nych jako na fun­da­men­cie wy­kształ­ce­nia. Fi­lo­lo­gia w stó­sun­ku do in­nych przed­mio­tów na­uko­wych zaj­mu­je tam dwa i trzy razy wię­cej cza­su, jak każ­da inna na­uka, i sta­no­wi pole, obok ma­te­ma­ty­ki i oj­czy­ste­go ję­zy­ka, naj­głów­niej­sze. Ten przy­kład or­ga­ni­za­cyi szkół wszyst­kich pra­wie wy­kształ­co­nych na­ro­dów, co więk­sza za­twier­dzo­ny przez do­świad­cze­nie wie­ków i sku­tek, któ­ry obia­wia się w tem, że na­ro­dy wy­żej wspo­mnia­ne nie tyl­ko się na wy­so­kiem swo­jem pod wzglę­dem oświa­ty sta­no­wi­sku utrzy­mu­ją, ale na­wet co­raz wy­żej pod­no­szą; ten po­stęp mó­wię lu­dów za­chod­nich we wszyst­kich ga­łę­ziach wie­dzy i sztu­ki, nie w sa­mej tyl­ko fi­lo­lo­gii, choć jej się w mło­do­ści każ­dy głów­nie od­da­je, ale we wszyst­kich kie­run­kach du­cho­wych: wszyst­ko to, zda­je mi się, po­win­no­by być wy­mow­nym do­wo­dem, ile po­ży­tecz­ne­go wpły­wu na całe wy­kształ­ce­nie czło­wie­ka i na­ro­du wy­wrzeć może obe­zna­nie się z fi­lo­lo­gią, je­że­li tyl­ko spo­sób i mia­ra ta­ko­wej pra­cy nie wy­kra­cza z gra­nic wła­ści­wych i głów­ne­mu ca­łe­go wy­kształ­ce­nia ce­lo­wi od­po­wied­nich.

Acz­kol­wiek więc mógł­bym po­prze­stać w wy­świe­ca­niu za­sług i wpły­wów fi­lo­lo­gii na­tem od­wo­ła­niu się do do­świad­cze­nia i do przy­kła­du in­nych na­ro­dów, tem bar­dziej, iż we­dle pla­nu no­wej or­ga­ni­za­cyi szkół tu­tej­szych ję­zy­kom sta­ro­żyt­nym toż­sa­mo za­pew­nio­no miej­sce po szko­łach, co za gra­ni­cą; acz­kol­wiek na fak­cie tym ze­wnętrz­nym mógł­bym się oprzeć jako na roz­po­rzą­dze­niu obo­wię­zu­ją­cem do pra­cy w fi­lo­lo­gicz­nym za­kre­sie; jed­nak­że ko­niecz­nem być są­dzę je­że­li kie­dy to na wstę­pie, przy sa­mem roz­po­czę­ciu mego obec­ne­go za­wo­du, dać Pa­nom zu­peł­ny ob­raz prze­ko­na­nia mego w tej ma­te­ryi. Za­mie­rza­my za­tem wy­ja­śnić, skąd po­cho­dzi, że wła­śnie tę po­zor­nie mar­twą na­ukę po­sta­wio­no po szko­łach tak wy­so­ko, po nad żywe, po nad wła­sne ję­zy­ki i na­uki; – na­stęp­nie ro­ze­brać po ko­lei głów­niej­sze prze­ciw fi­lo­lo­gii za­rzu­ty, oce­nić je bez uprze­dze­nia i udo­wod­nić, że cho­ciaż na­wet wie­le z nich ma pew­ną słusz­ność po so­bie, to ją ma jed­nak tyl­ko do­pó­ty, do­pó­ki ba­da­nia fi­lo­lo­gicz­ne wy­sta­wiać so­bie bę­dzie­my za­mknię­te w za­kre­sie i spo­so­bie nie­umie­jęt­nym, próż­nym du­cha i my­śli, a tem sa­mem w kie­run­ku fi­lo­lo­gii praw­dzi­wej prze­ciw­nym. Tam to oka­że się, ja­kim spo­so­bem prze­są­dy w kra­ju na­szym prze­ciw fi­lo­lo­gii po­wsta­ły, ja­kie i przez kogo do tego dane były po­wo­dy.

Z góry go­dzi się jak naj­moc­niej za­pew­nić, że naj­więk­szem nie­bez­pie­czeń­stwem nie tyl­ko dla umie­jęt­nej war­to­ści fi­lo­lo­gii, ale na­wet dla sa­mej już jej sła­wy był i jest brak wyż­sze­go du­cha w spo­so­bie zaj­mo­wa­nia się nią.

Po uprząt­nie­niu uwag tych wstęp­nych, będę się sta­rał w dal­szych wy­kła­dach przed­sta­wić w za­ry­sie cały ob­szar dzie­dzi­ny fi­lo­lo­gicz­nej. Nie bę­dzie bez po­żyt­ku po­znać za­raz na wstę­pie roz­le­głość tego pola, waż­ność za­gad­nień, ja­kie się tu na­su­wa­ją; ich zwią­zek z naj­ży­wot­niej­sze­mi za­gad­nie­nia­mi ca­łej na­szej wie­dzy i w ogó­le umie­jęt­no­ści. Wy­pad­nie więc mó­wić o zna­cze­niu czy­li po­ję­ciu tej na­uki, o jej te­go­cze­snem sta­no­wi­sku, oraz stó­sun­ku do in­nych dzie­dzin wie­dzy ludz­kiej. Każ­da na­uka, jak­kol­wiek z jed­nej stro­ny opie­ra się na wła­snych swo­ich za­sa­dach i dąży do wy­ja­śnie­nia za­gad­nień od­ręb­nych i so­bie tyl­ko wła­ści­wych; z dru­giej Wszak­żeż stro­ny spla­ta się z łań­cu­chem in­nych nauk i two­rzy jed­no z jego ogniw. Skar­by i zdo­by­cze jed­nej słu­żą za pod­sta­wę dla dru­giej i pod­tym to wła­śnie wa­run­kiem je­den duch i jed­no ży­cie obie­ga po ca­łem kole umie­jęt­no­ści, łą­cząc po­zna­ne z osob­na ma­te­ria­ły w żywą i jed­no­li­tą wie­dzę. Tak samo i fi­lo­lo­gia gra­ni­czy z wie­lu in­ne­mi na­uka­mi, wspie­ra­jąc je, jest na­wza­jem od nich wspie­ra­ną. Bę­dzie więc za­da­niem na­szem, z ko­lei za­kre­ślić to że tak po­wiem fi­lo­lo­gii z in­ne­mi na­uka­mi są­siedz­two i od­sło­nić ich zo­bo­pól­ne wpły­wy.

Po wy­ja­śnie­niu stó­sun­ku fi­lo­lo­gii na ze­wnątrz, przej­dzie­my do ści­ślej­sze­go jej roz­bio­ru w so­bie sa­mej i do po­zna­nia tych po­je­dyń­czych nauk, z któ­rych ona jako z czę­ści swo­ich się skła­da. Al­bo­wiem przed­miot i za­da­nie umie­jęt­no­ści fi­lo­lo­gicz­nej tak licz­ne a tak roz­ma­ite stro­ny przed­sta­wia, że nie­po­dob­na za­mknąć po­szu­ki­wań nad nie­mi w jed­nej tyl­ko na­uce. Ztąd to umie­jęt­ność ta roz­ga­łę­ża się na roz­ma­ite od­dzia­ły, czy­li na na­uki pod­rzęd­ne, któ­re wszyst­kie ra­zem do­pie­ro sta­no­wią jed­nę zu­peł­ną ca­łość, jed­nę za­okrą­glo­ną umie­jęt­ność, któ­rej ogól­na na­zwa: fi­lo­lo­gia. Do licz­by nauk ta­kich na­le­ży n… p… hi­sto­ria li­te­ra­tu­ry klas­sycz­nej, sta­ro­żyt­no­ści, mi­to­lo­gia, hi­sto­ria sta­ro­żyt­na i t… d. Uję­cie ich wszyst­kich ra­zem w je­den ob­raz na­uko­wy, przed­sta­wie­nie ca­łe­go tego gro­na czy­li koła nauk na­zy­wa­my en­cy­klo­pe­dyą fi­lo­lo­gii ( έν xύxλψ παιδεία ) , i każ­da udziel­na umie­jęt­ność, skła­da­jąc się z po­moc­ni­czych nauk, ma tak­że swo­ję en­cy­klo­pe­dyą. En­cy­klo­pe­dyą fi­lo­lo­gii sta­no­wi wła­ści­we za­da­nie obec­nych wy­kła­dów; jed­na­ko­woż nie tak ze stro­ny jej ma­te­ria­łu, jak ra­czej ze wzglę­du na for­mal­ne po­łą­cze­nie nauk fi­lo­lo­gicz­nych po­mię­dzy sobą. To jest: nie za­mie­rzam i nie chcę tego za­mie­rzać, aby Pa­nów od razu i w jed­nym kur­sie wy­kła­dów za­po­znać z ca­łym za­so­bem rze­czy, dat i ma­te­ria­łu fi­lo­lo­gicz­ne­go, gdyż to by­ło­by nie­po­do­bień­stwem; ra­czej sta­rać się będę te wszyst­kie na­uki, któ­re do skła­du fi­lo­lo­gii na­le­żą, i któ­re po­źniej z ko­lei i z osob­na będą przed­mio­tem wy­kła­dów pół­rocz­nych, wprzó­dy w cią­gu ni­niej­szych od­czy­tów, ra­zem, w po­łą­cze­niu tak Pa­nom przed­sta­wić, aby­ście zro­zu­mieć mo­gli, jaki one i z świa­tem sta­ro­żyt­nym i po­mię­dzy sobą mają zwią­zek, jak jed­na dru­gą uzu­peł­nia i wy­ja­śnia; co każ­da z nich w so­bie sa­mej ma za od­ręb­ne za­da­nie swo­je, o ja­kich środ­kach zmie­rza do jego roz­wią­za­nia i jak da­le­ce po­tra­fi­ła je do­tych­czas roz­wią­zać.

Tym spo­so­bem ci, któ­rzy za­mie­rza­ją się wy­łącz­nie po­świę­cić stu­diom fi­lo­lo­gicz­nym, od razu na­bę­dą wy­obra­że­nia o ob­sza­rze, sta­no­wi­sku oraz o re­zul­ta­tach na­uki, któ­rą obie­ra­ją za swo­ją. Wszy­scy zaś inni, cho­ciaż wy­łącz­ną usil­ność swo­ją prze­nio­są ku in­nym na­ukom, sko­rzy­sta­ją na­tem przy­najm­niej tyle, że im umie­jęt­ność fi­lo­lo­gii cho­ciaż tyl­ko z dąż­no­ści nie bę­dzie obcą, i że na­bę­dą o niej świa­do­mo­ści, bez ja­kiej czło­wiek praw­dzi­wie wy­kształ­co­ny wzglę­dem żad­nej z nauk być nie po­wi­nien.

Na osta­tek na­resz­cie dam Pa­nom szkic dzie­jo­wy stu­diów sta­ro­żyt­no­ści klas­sycz­nej, sta­ra­jąc się od­sło­nić trud­no­ści po­cząt­ko­wych w śred­nich wie­kach ba­dań nad epo­ką nie tyl­ko mi­nio­ną, ale nad­to za­sy­pa­ną gru­za­mi państw i sto­sun­ków za­pa­dłych, za­głu­szo­ną twar­de­mi szczę­ki ję­zy­ków i zajść bar­ba­rzyń­skich. Trud­no­ści te oka­żą się z po­cząt­ku wiel­kie; tra­dy­cye bo­wiem świa­ta sta­ro­żyt­ne­go przez cią­głe woj­ny i po­żo­gi, przez wan­da­lizm i bar­ba­rzyń­stwo ple­mion świa­to­bur­czych i w ogól­no­ści no­wo­cze­snych do tego stop­nia zo­sta­ły za­tar­te, że trze­ba było szu­kać śla­dów tej nie­zbyt wów­czas jesz­cze od­le­głej prze­szło­ści nie w ży­ciu i oby­cza­jach, ale po roz­pro­szo­nych szcząt­kach pi­śmien­nic­twa epo­ki sta­ro­żyt­nej. Tych zaś ilość tak była szczu­pła, stan tak opła­ka­ny, że praw­dzi­wie dzi­wić się moż­na, iż na­wet wśród tak nie­przy­ja­znych oko­licz­no­ści i przy tak szczu­płych środ­kach skrzęt­ność i sil­na wola mę­żów na­ukom po­świę­co­nych, w cią­gu dłu­gich wpraw­dzie wie­ków, zdo­ła­ła z po­kru­szo­nych i roz­sy­pa­nych drob­no­stek ze­sta­wić cał­ko­wi­ty ob­raz ży­cia sta­ro­żyt­ne­go tak pod wzglę­dem ze­wnętrz­nym jako i we­wnętrz­nym.

Jest to cie­ka­wy ustęp en­cy­klo­pe­dyi fi­lo­lo­gii, to dzie­jo­we roz­wa­ża­nie do­sko­na­lą­cych się stop­nio­wo wy­obra­żeń i za­so­bów fi­lo­lo­gicz­nych. Dziś trud­no umieć do­sta­tecz­nie oce­niać za­słu­gi oko­ło dzieł sta­ro­żyt­nych klas­sycz­nych po­ło­żo­ne głów­nie przez klasz­to­ry. My dzi­siaj ma­jąc w jed­nym lub kil­ku nie­wiel­kich to­mi­kach ze­bra­ne w zu­peł­no­ści dzie­ła au­to­ra sta­ro­żyt­ne­go, ani wy­sta­wia­my so­bie, że kil­ka wie­ków mi­nę­ło, za nim te dzie­ła do­szły do obec­nej po­sta­ci i zu­peł­no­ści. Ja­kież to były za­bie­gi, aże­by od­szu­kać czę­ścio­wo te księ­gi, któ­re przez dłu­gie cza­sy już mia­no za stra­co­ne; ja­każ ra­dość w ca­łym uczo­nym świe­cie, je­śli się komu uda­ło coś no­we­go wy­na­leść; z ja­kich­że od­le­głych od sie­bie klasz­to­rów, piw­nic i kry­jó­wek zwo­zić i ze­sta­wiać trze­ba było zbu­twia­łe i le­d­wie czy­tel­ne frag­men­ty, aż dała się z nich uło­żyć ja­kaś ca­łość! Nam dzi­siaj nie­waż­ną, nie­wdzięcz­ną się może wy­da­je taka skrzęt­ność, a za­pał owych szpe­ra­czów nie­je­den po­czy­ta może za ogra­ni­czo­ność, za po­pęd nie­dość god­ny praw­dzi­wie du­cho­we­go za­ję­cia. Ale róż­ne są pięt­na wie­ków, róż­ne za­da­nia i smak tak­że roż­ny. Lu­dzie ów­cze­śni nie mie­li nic wła­sne­go, coby obok do­sko­na­ło­ści dzieł sta­ro­żyt­nych mo­gli po­sta­wić. Dla nich utwo­ry klas­sycz­ne były ide­ałem, wzo­rem bez­względ­nym; jak­żeż im się dzi­wić, że szu­ka­li ide­ału? – Bądź co bądź, my za­wdzię­cza­my im na­der wie­le. Mo­zo­ły ich są praw­dzi­wą za­słu­gą oko­ło po­wszech­nej no­wo­cze­snej cy­wi­li­za­cyi.

Bli­żej nas ob­cho­dząc, wię­cej jesz­cze zaj­mo­wać bę­dzie py­ta­nie, ja­kie ko­le­je prze­cho­dzi­ły stu­dia fi­lo­lo­gicz­ne w kra­ju na­szym. To też przy koń­cu kur­su wy­pad­nie nam zbo­czyć z dzie­jo­we­go opo­wia­da­nia od­no­szą­ce­go się do Eu­ro­py ca­łej, i bę­dziem się sta­ra­li okre­ślić i oce­nić za­słu­gi fi­lo­lo­gow pol­skich.

Głów­ne jak wszel­kiej na­uki, tak szcze­gól­niej fi­lo­lo­gii ogni­sko pa­li­ło się Pa­no­wie moi na­tem miej­scu, w tej sta­ro­żyt­nej Ja­giel­loń­skiej Szko­le. Miła i mnie i Wam Pa­no­wie bę­dzie po­wieść tego ustę­pu na­uko­wej prze­szło­ści na­szej; miłe bę­dzie wspo­mnie­nie imion wsła­wio­nych, któ­re przed parę set lat od­zy­wa­ły się z po­dob­nej do tej mów­ni­cy, do mło­dych słu­cha­czów o go­rą­cych ser­cach, rów­nie pra­gną­cych, jak Wy Pa­no­wie, przy­spo­rzyć kra­jo­wi sła­wy i po­wo­dze­nia, przez szcze­rą, nie­zmor­do­wa­ną pra­cę i po­ko­ny­wa­nie za mło­du trud­no­ści na­uko­wych, aby w póź­niej­szym wie­ku mieć Wolę, Od­wa­gę i Siłę do po­ko­ny­wa­nia trud­no­ści da­le­ko więk­szych, trud­no­ści Ży­cia!

Za­koń­czy­my tedy od­czy­ty na­sze wzmian­ką o sław­nych z ba­dań klas­sycz­nej sta­ro­żyt­no­ści mę­żach na­szych, mia­no­wi­cie zaś o słyn­nych w Aka­de­mii Ja­giel­loń­skiej pro­fes­so­rach fi­lo­lo­gii, a na­ko­niec i o po­etach na­szych ła­ciń­skich, któ­rych skro­nie Pa­pie­że i Ce­sa­rze po­etyc­kim wień­czy­li lau­rem.

Przy tak mi­łej pra­cy może zo­ba­czę na­dzie­je i ży­cze­nia moje choć­by w pew­nej tyl­ko mie­rze speł­nio­ne, a mia­no­wi­cie na­dzie­je, że przy­wo­dząc na pa­mięć tak świet­ne imio­na, zdo­łam obu­dzić w słu­cha­czach mo­ich za­pał i rów­ne, jak u tam­tych, za­mi­ło­wa­nie po­waż­nych ba­dań sta­ro­żyt­no­ści.

Część Pierw­sza
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: