Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Proroctwo krwi - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
4 czerwca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Proroctwo krwi - ebook

W porywającym ostatnim tomie Kronik Rodu Drake'ów miłość i lojalność zostaną poddane próbie... i udowodnione raz na zawsze. Solange Drake została oficjalnie koronowana na królową wampirów, wypełniając wiekową przepowiednię, która zapowiadała dojście do władzy córki urodzonej w starym wampirzym rodzie. Tyle tylko, że myśli i działania Solange już nie są jej własnymi. Od czasu swojej przemiany bohaterka była stopniowo opanowywana przez ducha Violi, pierwszej córki, która przyszła na świat w rodzie Drake'ów. Ale zamiast zgodnie z przepowiednią zjednoczyć plemiona wampirów pod swoją władzą, Viola wolałaby zniszczyć je wszystkie i zniewolić ludzi w ramach osobistej zemsty za to, że kilkaset lat temu jej życie legło w gruzach. Czy Solange uda się uwolnić od Violi na czas i uratować tych, których kocha, przed bratobójcza walką oraz przed atakiem łowców? Nie wszyscy przeżyją wypełnienie przepowiedni... może tego nie przeżyć nawet Solange.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62955-91-6
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG



Solange

Sobota w nocy

Byłam głosem w mojej własnej głowie.

Nie byłam nawet pewna, jak do tego doszło. Od tygodni słyszałam dziwny szept. Początkowo uznałam, że to moja podświadomość. Albo że słyszę go, bo tracę nad sobą panowanie, bo zdarzało się to najczęściej wtedy, kiedy byłam smutna lub zła, zwłaszcza na mamę i na Madame Veronique. W pewnym momencie przestałam rozpoznawać w tym szepczącym głosie swój własny.

Ale wtedy było już za późno. Frustracja, żądza krwi i pragnienie odnalezienia Nicholasa, kiedy zaginął, sprawiły, że posunęłam się za daleko. Zgodziłam się na plan Constantine’a, żebym została królową zamiast mojej matki, chociaż nigdy nie chciałam nią być. Patrzyłam, jak moje ręce sięgają po koronę i wyjmują ją z rąk oszołomionej mamy. Nie byłam pewna, kto kontroluje sytuację, ale kiedy srebrna obręcz dotknęła mojej głowy, wiedziałam na pewno, kto już jej nie kontroluje.

Ja.

I znowu było za późno.

Wszystko stało się czerwone, a potem białe. Spadałam w przestrzeń. Nie było góry ani dołu, żadnej grawitacji, niczego, czego mogłabym się uchwycić. Wyciągałam ręce, żeby się czegoś złapać, tu i ówdzie trafiałam na wyszczerbioną poręcz albo na nadkruszony schodek, ale to nie wystarczało. Czepiałam się urwiska, które równie dobrze mogło być ze szkła. Wszystko było zbyt jasne. Zakręciło mi się w głowie i z szarpnięciem wróciłam do swojego ciała, ale tylko na krótką chwilę.

Na tyle długą, żeby zobaczyć Lucy ciągniętą między drzewami, Nicholasa pokrytego krwią i to, jak Nicholas gryzie Lucy na mój rozkaz.

Walczyłam, ale wrócił ten głos i wtrącił mnie z powrotem na szklany klif, gdzie nie mogłam utrzymać się.

Spadałam bardzo długo.ROZDZIAŁ 1



Lucy

Sobota w nocy

Farma Drake’ów była jak zagroda szympansów w zoo, kiedy spóźnia się pora karmienia.

No wiecie, gdyby wszystkie szympansy były nieumarłe.

I obłąkane.

– Um, halo? – odezwałam się, chociaż byłam prawie pewna, że nawet wrażliwy wampirzy słuch nie zdoła dosłyszeć mojego głosu w tym chaosie. – Solange i Nicholas mają kłopoty. Tak jak się spodziewałam, nikt mnie nie usłyszał. Nawet nie zauważyli Kierana, który stał tuż przy mnie.

W kuchni tłoczyli się ciemnowłosi, patrzący spode łba Drake’owie. Liam pił brandy; stojącej za nim Helenie policzki aż zapadły się z wściekłości. Ciocia Hiacynta wreszcie uniosła welon z twarzy. Jej pokryta bliznami twarz była blada. Wujek Geoffrey przeszukiwał notatniki, a bracia Drake cisnęli się na wolnych krzesłach z drabinkowymi oparciami. Moja kuzynka, Christabel, która niedawno przeszła przemianę, przywarła do ściany i szeroko otwierała oczy. Ledwie miesiąc temu była człowiekiem i nawet nie wiedziała, że wampiry istnieją. Potem została porwana, zabita i przemieniona w jednego z nich – a Drake’owie w takim nastroju byli wciąż bardziej przerażający niż wszystko, co jej się do tej pory przytrafiło. Byli nieposkromieni, jak grzmoty i błyskawice w szklanym słoiku. Było pewne, że prędzej czy później słoik roztrzaska się na kawałki.

W tej chwili rozwścieczeni Drake’owie byli jednak nisko na mojej liście priorytetów. To nie był dobry znak, ale nie było to zbyt zaskakujące, jeśli wziąć pod uwagę, że dopiero co moja najlepsza przyjaciółka w koronie na głowie wlokła mnie przez las, a potem rozkazała mojemu chłopakowi wypić krew. Pominę, że Nicholas zaginął i do tej pory nie mieliśmy pojęcia, co się z nim stało.

– Czy oni zawsze się tak zachowują? – spytała Christabel. Stała najbliżej drzwi i ona pierwsza mnie zauważyła.

Przełknęłam ślinę.

– Nie, to coś innego.

– Co się stało tam w lesie?

– To ty mi powiedz.

– Solange włożyła koronę na głowę – powiedziała Christabel. – A potem wszyscy dookoła niej polecieli w powietrze. To wyglądało jak jakaś... magia.

– Cholera.

– Lucy? – dodała Christabel pytająco.

– Tak?

– Czy mogłabyś nie stać tak blisko?

Spojrzałam na nią z ukosa.

– Nie widziałam cię od tygodni, odkąd wyrosły ci kły, a ty wciąż nie chcesz ze mną gadać?

Christabel skrzywiła się.

– Czuję krew pod twoją skórą.

– No i?

– Pięknie pachnie. – Otworzyła oczy jeszcze szerzej, aż zaczęłam się martwić, że wypadną jej z głowy prosto na podłogę. – I to mnie przeraża!

Odsunęłam się, podczas gdy ona starała się nie zwymiotować na swoje buty. Biedna Christabel. Była tak nieprzygotowana do bycia wampirem.

– Hej! – zawołałam do pozostałych.

– Nie możemy spalić lasu – tłumaczył Liam Helenie, zaciskając szczęki. – Nigdy nie uda nam się podjeść dość blisko.

– Kilka strzał ogniowych powinno zająć tych przeklętych Chandramaa – upierała się Helena. Chandramaa byli tajną strażą, która patrolowała teren obozu, gdzie odbywały się niezwykle rzadkie ceremonie Krwawego Księżyca. Zabijali każdego wampira, który wykazywał jakiekolwiek oznaki agresji. Zakładałam, że Helena nie stała się jeszcze kupką popiołu tylko dlatego, że Chandramaa przysięgli służyć królowej.

Tylko że królową nie była już Helena. Była nią Solange.

– Niech to będzie plan B – odparł Liam.

– Mama ma rację – nalegał Quinn. – Musimy tam wkroczyć szybko i z całą siłą, zanim zdołają się przegrupować.

– To rozsądna taktyka – zgodził się cicho Sebastian.

– Tylko że będziemy musieli podzielić naszą uwagę – wytknął im Liam, opróżniając szklankę. – Nicholasa wciąż nie ma. Poza tym Solange wydała rozkaz – dodał ponuro. – Nie jest więźniem.

– Ale to nie jest Solange – wtrąciłam. Wciąż mnie nie dostrzegali, ani nawet Kierana obok mnie, a on był łowcą wampirów na litość boską! Strażnicy na zewnątrz wiedzieli, że tu byliśmy, bo pozwolili nam przejść, ale Quinn, który pienił się ze złości niecały metr ode mnie, jeszcze mnie nie zauważył.

– Mamy sprzymierzeńców w obozie – powiedział Liam, przekrzykując argumenty syna. – Lepiej zacząć tam.

Helena przesunęła ręką po twarzy. Włosy wymykały jej się z ciasno związanego warkocza.

– Zgoda – odparła niechętnie, uspokajając się powoli. – Nie podoba mi się, że będziemy tu siedzieć, ale wasz ojciec ma rację. Jeśli teraz spróbujemy załatwić to siłą, możemy ją stracić na zawsze.

Quinn głośno zaprotestował, ale Connor trącił go łokciem, żeby się uciszył. Duncan patrzył spode łba.

Wskoczyłam na kuchenny stół w moich ubłoconych butach, starając się nie uderzyć o żyrandol.

– Powiedziałam: hej! – Poddałam się i gwizdnęłam przenikliwie na palcach, jak nauczył mnie Duncan, kiedy miałam dwanaście lat.

Wampirza cisza nie jest podoba do żadnej innej ciszy na świecie. Było tak, jakby wysiadł prąd i słyszalne w tle odgłosy piecyka i boilera nagle umilkły. Podkład dźwiękowy z oddechów i minimalnych ludzkich ruchów zniknął. Była tylko przejmująca cisza bladookich wampirów i ich błyszczące kły. Nawet ja, chociaż byłam odporna na ich feromony, poczułam skurcz żołądka i przypływ adrenaliny, wystarczający, żebym zaczęła się trząść i denerwować, jakbym wypiła trzy kubki kawy.

– Nicholas wrócił – powtórzyłam głosem nagle cichym i rozedrganym jak ćma.

Zanim zdążyłam mrugnąć, Liam złapał mnie w pasie i zdjął mnie ze stołu.

– Skąd wiesz? – spytał cicho.

– Ugryzł mnie.

Znów ta wampirza cisza, tylko tym razem dużo gorsza. Oczy Liama błysnęły, a ja przeraziłam się, że zaraz się rozpłacze. Pomachałam nogami, wciąż wisząc kilka cali nad ziemią.

– Mogę już stanąć?

Liam postawił mnie na ziemi z przesadną troskliwością.

– Co to znaczy, że Nicholas cię ugryzł?

Podwinęłam rękaw i pokazałam im. Punktowe ślady były małe i już przestały krwawić. Wyglądało to, jakbym nadziała się na widelec do grilla. Nigdy jednak nie zapomnę tego, jak Nicholas wyszedł z lasu, cały w siniakach i krwi. Coś mu się stało, coś potwornego.

– Nie mówił, gdzie był ani co mu się stało – dodałam cicho. – Ale wyglądał źle. – Przygryzłam mocno dolną wargę, żeby nie drżała. Nie miałam czasu się mazać. Nie teraz.

– Ale jest cały? – spytała Helena.

Pokiwałam głową. Helena osunęła się na krzesło, jakby już nie miała siły dłużej stać. Popatrzyliśmy na nią. Helena nigdy opadała z sił. Była samą naturą, bijącą w okna i drzwi piwnic, w których ludzie chronią się przed burzą i tornadem. Liam schwycił ją za rękę.

– Solange kazała mu udowodnić jego lojalność i ugryźć mnie – ciągnęłam. Quinn zaklął szpetnie. – Nazwała mnie jego niewolnicą krwi.

– Och, Lucy – odezwała się ciocia Hiacynta. – Wiesz...

– To nie jest Solange – dodałam, machnięciem ręki ucinając jej pocieszające słowa.

– Ona przeszła na ciemną stronę, Lucy – stwierdził Connor. – Jest pijana krwią.

Pokręciłam głową.

– Słuchajcie, znam Solange lepiej niż ktokolwiek inny. – Chociaż przez ostatnich kilka tygodni sama zastanawiałam się, co się stało z moją najlepszą przyjaciółką. Zmieniła się, niezaprzeczalnie. – To nie była ona. Musimy jej pomóc!

– Pomożemy – zapewnił mnie wujek Geoffrey, podnosząc wzrok znad notatek. – Jestem pewien, że coś mi tu umknęło. Jej próbka krwi była wyjątkowa.

– Chcesz powiedzieć, że ma wampirzą grypę? – spytał Duncan, masując sobie żuchwę. Przypomniałam sobie, że Nicholas mówił mi, że Solange uderzyła go w zeszłym tygodniu. – Ładna mi grypa.

– Wiem, że to trudne – powiedział wujek Geoffrey. – Ale musisz zaakceptować, Lucy, że Solange się zmieniła.

– Nikt nie zmienia się tak bardzo i tak szybko – upierałam się, krzyżując ręce na piersiach. – Wiem swoje. To nie ona. Myślałam, że w pewnej chwili dostrzegłam dawną Solange, ale potem jakby... zniknęła. Już nawet nie porusza się jak dawniej, zauważyliście? Była taka wyniosła i drapieżna.

Logan odepchnął się od ściany, łopocząc koronkowymi mankietami.

– Isabeau mówiła, że w tym była magia. – powiedział. – To ona przewróciła nas na tyłki, kiedy Solange włożyła koronę.

– Logan, słownictwo! – Ciocia Hiacynta klasnęła językiem.

– Przepraszam. To dlatego Ogary tak prędko uciekły – ciągnął Logan. – Wszystkie mamrotały i szeptały między sobą.

– Dowiedz się, ile możesz – polecił Liam. – Jesteś naszym najlepszym łącznikiem z tym plemieniem. – Ogary były zdecydowanymi samotnikami i mogły nie chcieć nam pomóc. Ale Logan przeszedł inicjację i został jednym z nich, i co najważniejsze, Isabeau go kochała. A Isabeau potrafiła rozgryźć każdą magię. – Jak znalazłaś Nicholasa? – zwrócił się do mnie Liam.

– To on mnie znalazł – odpowiedziałam. – A właściwie nas. Solange zaciągnęła mnie do lasu. – Wzdrygnęłam się. – To... nie ona – powtórzyłam.

Logan objął mnie ramieniem, żeby mnie uspokoić.

– Jak się stamtąd wydostałaś?

– Kieran mnie znalazł.

Wreszcie go zauważyli, wszyscy jednocześnie. Trening Helios-Ra zrobił swoje i jego ręka zawisła nad kołkiem, który miał u pasa.

– Nicholas otagował jej koszulkę – wyjaśnił Kieran. – Pewnie wtedy, kiedy ją gryzł. Uzgodniliśmy to kilka tygodni temu, więc kiedy chip został aktywowany, poszedłem tam, gdzie wskazywały współrzędne.

Helena była pod wrażeniem.

– Mój chłopak. – Prawie się uśmiechnęła. – Poradzi sobie. – Zerknęła na mnie. – Mieliśmy nasz własny plan, Lucy. Nicholas wiedział, że jeśli będzie musiał wybrać, ma dołączyć do Solange.

– Co takiego?

– Wiedzieliśmy, że możemy potrzebować kogoś, żeby miał na nią oko – wyjaśnił Liam. – Chociaż, przyznaję, nigdy nie wyobrażałem sobie, że tak się to potoczy. Teraz musimy liczyć na Nicholasa. Solange uwierzy, że on będzie jej wierny bardziej niż inni.

– Ja też – dodałam.

– Tak – zgodził się uprzejmie. – Ale obóz nie jest dla ciebie bezpieczny.

Czułam taką ulgę, że ugięły się pode mną kolana.

– Naprawdę uważacie, że Nicholasowi nic się nie stanie?

– Oczywiście – odparła Helena. – To Drake.

Nie widziała go. Ja nie byłam taka pewna, że legendarnakrew Drake’ów płynąca w jego żyłach wystarczy, by ochronić go przed tym, co mu się stało, kiedy zaginął.

– Będziemy musieli ją zabić – stwierdziła zimno jakaś kobieta. Nie widziałam jej w tłumie pomiędzy mną a drzwiami. Nie musiałam jej widzieć. Słyszałam ją bardzo wyraźnie.

– Nie pozwolę, żeby Solange hańbiła nasze nazwisko. Musimy to zrobić jutro wieczorem, chociaż dzisiaj byłoby lepiej. Stała się dla nas zagrożeniem.

– Zabić Solange? – zawołałam, przepychając się przez ścianę z braci Drake’ów. – Kto do cholery... Ups.

Tym wampirem mogła być tylko Madame Veronique, obecnie najstarszy żyjący wampir z rodu Drake’ów i matriarcha całej rodziny. Nigdy wcześniej jej nie spotkałam, słyszałam tylko, jak inni szeptem opowiadali, że jest przerażająca. Uważałam, że przesadzali.

Nie miałam racji.

Mimo swoich słów nie wykonała żadnego agresywnego gestu. A jednak wszystkie włosy na rękach i na karku stanęły mi dęba. Czułam się jak zagrożony jeżozwierz z boleśnie nastroszonymi kolcami. Brązowe włosy zaplecione miała w warkocze sięgające jej do bioder pod haftowaną podwiką. Diadem na jej głowie i wstążki na długiej sukni w stylu średniowiecznym błyszczały od złota. Jej szare oczy były tak jasne, że prawie przezroczyste. I zimne.

Była blada, niska i dziwna. Emanowała innością tak, jak żaden z Drake’ów, nawet ciocia Hiacynta – a ona miała prawie dwieście lat. Madame Veronique miała osiemset i wszystko w niej było śmiertelnie niebezpieczne. Przy szpadzie Heleny była jak cicha trucizna. Zadrżałam.

– Ludzie? – spytała z lekką pogardą. Przesunęła po mnie wzrokiem i przeniosła go gdzie indziej, uznawszy mnie za nieistotną. Quinn i Connor mimo to stanęli przede mną i przesuwali się jak gdyby nigdy nic, żeby mnie zasłonić. Sebastian blokował dostęp do Kierana. – Czy nie mam dość kłopotów bez waszych niesfornych pupili? – spytała Madame Veronique spokojnie, po pełnej przerażenia ciszy.

Logan położył mi rękę na ramieniu i wyciągnął mnie przez przesuwne, szklane drzwi. Kieran deptał nam po piętach. Nie zdążyłam nawet pożegnać się z Christabel.

– Chodźcie, zanim Madame Veronique poszczuje was swoimi pokojówkami.

– Ona ma pokojówki?

– Tak, wyglądają jak przerażające, nieumarłe bibliotekarki.

– Naprawdę chce zabić waszą siostrę? – spytałam, kiedy biegliśmy przez ciemny ogród. Był trochę zarośnięty, rosły tam głównie róże. Ogród moich rodziców był pełen warzyw do robienia przetworów i ziół do naparów. Nie wspominając o porozstawianych wszędzie kryształach, żeby wspomóc wzrost roślin. – Może to zrobić?

– Tak – odparł Logan ponuro.

– Ale... wasza mama może ją powstrzymać, prawda?

– Mam nadzieję – odparł, ale jego uroczy uśmiech zniknął. – Naprawdę mam nadzieję.

– My ją powstrzymamy – odezwał się Kieran, który szedł cicho obok nas. Dzięki treningowi Helios-Ra poruszał się prawie tak bezszelestnie jak Logan. Ja się tego uczyłam, ale i tak jakaś gałąź trzasnęła pod moimi butami. – Jakoś.

– Dowiem się, co wie Isabeau – powiedział Logan, prowadząc nas podjazdem w stronę samochodu Kierana. – Uważajcie na siebie.

– Ty też, Logan – odparłam i mocno go uściskałam. – Nie chcę stracić jeszcze jednego Drake’a dziś wieczorem. – Usiadłam po stronie pasażera. Logan zamknął za mną drzwi i stał, wpatrując się we mnie groźnie, dopóki ich nie zablokowałam. – Muszę zadzwonić do Jenny – stwierdziłam, sięgając po torbę leżącą na tylnym siedzeniu. Zabrałam ją i Tysona na ognisko z moimi przyjaciółmi ze starej szkoły. Zakradł się tam jakiś wampir i jedna z dziewcząt została ugryziona, ale na szczęście była zbyt pijana, żeby zapamiętać szczegóły. Tyson zabrał ją do szkolnego szpitala, a ja i Jenna próbowałyśmy wytropić tego wampira. Wtedy złapała mnie straż Solange, a Jenna została w lesie, nieprzytomna.

– Nic jej nie jest – przypomniał mi Kieran. – Spencer zrozumiał twoją wiadomość i zadzwonił do Chloe, a ona sprowadziła pomoc. Jenna jest w swoim pokoju w dormitorium, ma kilka szwów i lekkie wstrząśnienie mózgu.

Nie mogłam się spierać, byłam zbyt zajęta ziewaniem tak potężnie, że aż zabolały mnie policzki. Mimo wszystkiego, co się działo, zasnęłam w drodze do akademii. Z powodu wyczerpania czułam się, jakbym była zrobiona z mokrego cementu. Kiedy Kieran trącił mnie, żebym się obudziła, zamachnęłam się na niego.

– Lucy – cholera! – Uchylił się i uderzył głową w szybę.

Zamrugałam nieprzytomnie.

– Przepraszam, Kier. To z przyzwyczajenia.

Pomasował tył głowy.

– To cud, że przy tobie i Hunter jestem ciągle cały.

Prychnęłam i przetarłam oczy.

– Potraktowałeś mnie Hypnosem.

– Trzy miesiące temu. Odpuść sobie, Hamilton.

Uśmiechnęłam się tylko sennie.

– Musisz się jeszcze wiele nauczyć.ROZDZIAŁ 2



Solange

Wylądowałam na spiralnych, kamiennych schodach. Znalazłam się w jakimś zamku. W powietrzu unosił się kurz. Pod bosymi stopami czułam wysuszone kwiaty i siano. Miałam na sobie ciemnoczerwoną suknię w stylu średniowiecznym, taką, jakie lubiła Madame Veronique, z wysadzanym klejnotami paskiem. Madame Veronique przeszła przemianę w 1162 roku, więc moi bracia i ja studiowaliśmy dwunasty wiek na tyle dokładnie, żebym wiedziała, że okienko przede mną było tak naprawdę mordownią, przez którą łucznicy wysyłali strzały w kierunku atakujących rycerzy. Wpadł przez nią promień słońca i wylądował na grzbiecie mojej dłoni. Strzepnęłam go, jakby to była strzała, którą ktoś wystrzelił z powrotem na zamek.

Nie zapiekło mnie.

Nie poczułam się słabo.

Czubkami palców dotknęłam zębów. Wciąż miałam potrójny rząd kłów, ale nie pragnęłam już zatopić ich w najbliższym żywym stworzeniu. Nie byłam spragniona krwi, a przecież ostatnio zawsze byłam spragniona. Chciałam się tym cieszyć, ale wiedziałam, że nie mogę tu zostać. Mama powiedziałaby: „przenieś się wyżej”, albo przynajmniej „nie daj się osaczyć”. Na schodach zdecydowanie mogłam zostać osaczona, ale gdybym weszła na dach, miałabym równie ograniczoną przestrzeń.

Pobiegłam w dół po schodach, nasłuchując uważnie dobiegających z zamku odgłosów. Słyszałam dzwonienie kowalskiego młota gdzieś na zewnątrz i rżenie konia, ale nic bliżej mnie. Ściany były pobielone, a po środku każdego kamienia namalowana była róża. W salach, które widać było przez łukowate drzwi, wisiały arrasy. Czułam dym i pieczone mięso, a także suszoną lawendę pod stopami.

Niezauważona dotarłam do wielkiej sali. Wyjrzałam zza jednego z arrasów i zobaczyłam drewniane stoły i ławy, ogień płonący na środku i dym, który ulatywał do krokwi i tam już zostawał. Dookoła biegały kobiety w sukniach podobnych do mojej. Młody chłopak przyniósł naręcze drew do ogniska. Wyślizgnęłam się na zewnątrz, na słoneczny dziedziniec.

To nie miało sensu. Powinnam być w obozie Krwawego Księżyca. Czułam się bezcielesna, jakby drogocenny słoneczny blask przechodził przeze mnie na wskroś. Czy byłam niewidzialna? A może zwariowałam? Podróżowałam w czasie? Może to następna wizja podobna do tej, którą miałam dzięki Kali? Czułam się inaczej, ale na pewno była to jakaś magia.

Zresztą, to nie miało znaczenia.

Musiałam wracać do domu. Musiałam się upewnić, że moja rodzina jest bezpieczna, a Lucy nie wykrwawia się w lesie na śmierć. I że Kieran mnie nie znienawidził, zanim wyjedzie do Szkocji i już nigdy więcej go nie zobaczę.

Przypomniałam sobie smak jego krwi w moich ustach. Ugryzłam go na długo przedtem, zanim głos tej dziewczyny zaczął stapiać się z moim własnym. Nie mogłam zrzucić na nią winy, przynajmniej nie całkowicie. Ona tam była, gdzieś w tle, ale to ja go ugryzłam. Czyż nie? A on i tak nie wydał mnie łowcom. Zamiast po Helios-Ra, zadzwonił po Lucy. Zasługiwał na wyjaśnienie. Na przeprosiny. Wszyscy zasługiwali.

Kiedy przestałam być dziewczyną z zaschniętą gliną na spodniach i z patologiczną wręcz potrzebą samotności?

Poczucie winy i zmartwienie przygniotłyby mnie, gdybym im na to pozwoliła. W tej chwili nie miało znaczenia, dlaczego, kto i co. Chciałam tylko dostać się do domu, żeby posprzątać ten bałagan, który narobiłam.

Okrążyłam dziedziniec, trzymając się w cieniu krzewów różanych i lilaków. Minęłam stajnie i gołębnik. W oddali widać było sad, a za nim szary, kamienny mur. Weszłam na ścieżkę pokrytą koleinami wyżłobionymi przez powozy i podkowy koni i ruszyłam nią w kierunku dwóch okrągłych wież. Zanurkowałam pomiędzy nimi, w każdej chwili spodziewając się krzyku strażnika, który ostrzeże innych o mojej obecności. Zamiast tego słyszałam jedynie wiatr i zabłąkanego kurczaka dziobiącego w poszukiwaniu ziaren. Słońce przyjemnie ogrzewało mi twarz. Od mojej przemiany krwi minęło ledwie kilka miesięcy, ale nadal brakowało mi światła dnia.

Dłuższa ścieżka prowadziła w dół, na niższy dziedziniec, obok wielkiego pola pełnego uzbrojonych wojowników ćwiczących ze szpadami, kopiami i buzdyganami. Szpakowaci, pokryci bliznami mężczyźni walczyli pałaszami. Grupka młodszych chłopców, mniej więcej w moim wieku, strzelała do stogu siana, na którym namalowano czerwone i białe okręgi. Mężczyźni na koniach szarżowali na ciężki worek na kiju, a jeśli nie trafiali, worek odwijał się i strącał ich z siodeł.

Oświetlił mnie promień słońca, sprawiając, że moja sukienka wyglądała, jakby płonęła, a skóra błyszczała jak perła. Cienie wokół pogłębiły się, jakby moja lśniąca skóra spijała światło ze wszystkiego dookoła. Byłam jak latarnia w długą, ciemną, bezksiężycową noc.

Wszyscy rycerze zatrzymali się gwałtownie i odwrócili, żeby na mnie spojrzeć. Nie wyglądali na zadowolonych.

Chyba jednak nie byłam niewidzialna.

A niech to.

Nie wahałam się, nie czekałam, żeby sprawdzić, czy nie są po prostu zaciekawieni, a nie zwyczajnie źli. Rzuciłam się ścieżką w stronę ostatnich dwóch wież w murze i lasu za nimi.

Już wiedziałam, że nie będę dość szybka.

Wiatr plątał mi włosy, kiedy biegłam przed siebie. Stukot końskich kopyt był coraz bliżej. Kamienie wbijały się w podeszwy stóp i przecinały skórę. Biegłam szybko, ale nie tak szybko, jak wampir. Strzała przecięła powietrze koło mnie i wbiła się w ziemię. Sztylety spadały niczym ostre, stalowe krople deszczu, wystarczająco blisko, żeby przyszpilić rąbek mojej sukienki do ziemi. Potknęłam się i szarpnęłam, wyrywając się na wolność.

Usłyszałam gorący koński oddech, kiedy dopędził mnie jeden z wierzchowców. Był potężny, widać było, jak pracują jego mięśnie, a w powietrzu czuć było jego pot. Grudki ziemi spod kopyt uderzały mnie w kostki. Światło odbiło się od ostrza szpady. Nikt nic nie mówił, przez co wszystko było jeszcze bardziej okropne. Nie krzyczeli, nie śmiali się, tylko tropili mnie jak zająca.

Kiedy zaryzykowałam spojrzenie za siebie, potknęłam się ze zdumienia i przerażenia i zatrzymałam się tak gwałtownie, aż poczułam przeszywający ból.

Ścigali mnie nie tylko rozwścieczeni rycerze.

Był tam też smok.

Nigdy nie widziałam niczego podobnego. Był koloru ciemnego, głębokiego indygo, jak letnie wieczorne niebo, z zakręconymi, srebrnymi pazurami i skórzastymi skrzydłami, które mieniły się niczym zorza polarna. Jego łuski błyszczały olej albo jak mroczna tęcza. Kiedy otworzył oczy, zobaczyłam zęby wielkości mojego przedramienia. Mimo woli przypomniałam sobie starą kobietę w chatce, szepczącą przepowiednię o następnej córce rodu Drake’ów.

Smok smoka pokona.

Płomienie trysnęły spomiędzy ogromnych zębów. Liście zapaliły się i obróciły w popiół; trawa wokół moich palców płonęła. Zasłoniłam głowę i pobiegłam dalej. Rycerze trzymali się razem i rozpraszali tylko kiedy ogień pojawiał się zbyt blisko nich. Dwóch rycerzy na końcu kolumny obróciło się i uniosło lance w kierunku smoka. Ich konie szarpały się, żeby uciec. Żaden trening na świecie nie potrafił ich zmusić do zignorowania gigantycznej ognistej jaszczurki na niebie.

Nagle bycie królową przeklętych wampirów wydało mi się całkiem przyjemną alternatywą.

Strażnik przy bramie był zbyt zajęty chowaniem się, żeby mnie zatrzymać. Między mną a lasem nie było nic poza mostem przerzuconym nad fosą.

I martwymi ciałami.

Fosa była pełna nabrzmiałych ciał ze śladami po ugryzieniach i plamami krwi na ubraniach. Krew układała się w wodzie w doskonałe wstęgi. Starałam się na to nie patrzeć, kiedy pędziłam przez most, który trząsł się i drżał pod ciężarem wciąż ścigających mnie koni i siedzących na nich rycerzy. Smok leciał za nami, kierując śmiercionośny oddech na wszystkich bez różnicy.

Pot spływał mi po karku. Jedna ze wstążek przy sukience zaczęła się tlić i musiałam ją zerwać. Czubek szpady rozerwał mi rękaw i drasnął skórę. Oddech smoka był jak grzmot nad moją głową, a kiedy on sam nade mną przeleciał, jego cień połknął całe światło. Czułam spalone włosy i ziemię. Jeden z rycerzy z krzykiem wpadł do fosy; tunika pod jego zbroją płonęła.

Płomienie pożerały trawę. Utkwiłam wzrok w lesie. Musiałam znaleźć drzewa rosnące wystarczająco gęsto, żeby nie mogły się przez nie przedrzeć konie i których liście osłoniłyby mnie przed smokiem. Skórzaste skrzydła tworzyły tornada z kurzu i sosnowych igieł. Długa sukienka owinęła mi się wokół kolan. Potknęłam się, a ogień poparzył mi plecy.

A potem wreszcie znalazłam się w lesie i biegłam po nieprzyjemnym podłożu, nie zwracając uwagi na moje nagie, krwawiące stopy. Było tu chłodno i zielono, jak w lesie tam, w domu. Smok zionął ogniem, paląc górne gałęzie drzew. Ptaki uciekły z piskiem. Płonące liście opadały wokół mnie, paląc się jak kartki papieru. Rycerze zatrzymali się na skraju pola, nagle straciwszy mną zainteresowanie. Odwrócili się jak na komendę i powrócili do zamku, jakby zupełnie o mnie zapomnieli. Znalazłam rozłożyste drzewo i wspięłam się na gałęzie, żeby lepiej widzieć. Rycerze zawrócili, zanim jeszcze smok stracił mnie z oczu i skoncentrował swój ognisty oddech na nich.

Najwyraźniej tu, w ciemnym, zielonym lesie nie stanowiłam zagrożenia.

Co oznaczało, że to zamek był czymś, co chcieli chronić.

A przynajmniej coś w zamku.

Nie było to wiele, ale i tak wiedziałam już więcej, niż przedtem. No wiecie, kiedy byłam jeszcze wewnątrz zamku, gdzie ta wiedza byłaby coś warta.

A potem smoki i smoczy rycerze przestali być moim jedynym zmartwieniem.ROZDZIAŁ 3



Lucy

Niedziela po południu

Spędziłam większość niedzieli, dzwoniąc do Nicholasa, chociaż wiedziałam, że nie odbierze. W obozie nie było zasięgu, ale po cichu miałam nadzieję, że Nicholas wróci na farmę. Był początek listopada i słońce zaszło niecałą godzinę temu. Było za wcześnie, żeby odebrał, niezależnie od tego, gdzie się znajdował. Zadzwoniłam do Bruna, tylko po to, żeby mieć wrażenie, że coś osiągnęłam.

– Jakieś wiadomości? – spytałam.

– Obawiam się, że nie, mała – odpowiedział znużonym głosem. – Za kilka godzin będziemy wysyłać wiadomość. I czekać na informacje z obozu od tych, którzy wciąż są nam wierni.

– A Nicholas? – Samo wymówienie jego imienia sprawiało, że czułam ból. Wszyscy bez przerwy martwili się o to, czy nic złego nie stanie się Solange, bo była taka wyjątkowa, albo mnie, bo byłam człowiekiem. Do tej pory nie uświadamiałam sobie, że Nicholasowi też mogłaby stać się krzywda. Bracia Drake wydawali się mieć szczęście, które przeprowadzało ich przez złe chwile. Nigdy nie sądziłam, że to szczęście mogłoby się skończyć.

Nie mogłam tak myśleć. W końcu Nicholas nie zginął i nie umarł. Właściwie mógł być jedyną nadzieją dla Solange. Musiałam się tego trzymać.

– Madame Veronique jeszcze nikogo nie zamordowała, prawda?

– Nie. Wiesz, że Drake’ów nie tak łatwo zamordować. Nie zamartwiaj się.

– Rany, jedno małe załamanie i wszyscy się nade mną trzęsą – zażartowałam. Kiedy Nicholas zaginął, wspięłam się na dach dormitorium i krzyczałam, dopóki Theo, szkolny pielęgniarz, nie zagroził, że da mi środki uspokajające. Biorąc pod uwagę to, ile przeszłam w tym roku, uznałam, że mogłam sobie pozwolić na małą terapię krzykiem pierwotnym. – Na razie, Bruno.

Moja praca domowa działała na mnie terapeutycznie: kick boxing, kilka okrążeń toru i ćwiczenie w strzelaniu z pistoletu na strzelnicy. Moja mama byłaby przerażona, gdyby wiedziała, jak bardzo się odprężyłam, kiedy patrzyłam na obracające się tarcze. Wracałam do dormitoriów, kiedy zauważyłam Jennę ćwiczącą z kuszą na boisku. Zawróciłam. Łucznictwo było moim ulubionym przedmiotem, a Jenna strzelała tak dobrze jak ja. Obserwowałam, jak bełty uderzają w tarczę i sama miałam ochotę wyciągnąć swoją miniaturową kuszę. Jenna odwróciła się, kiedy usłyszała moje kroki.

– Nic ci nie jest? – spytałyśmy jednocześnie.

Jenna opuściła kuszę.

– Tylko boli mnie głowa. Przez kilka dni jestem zwolniona z lekcji, ale już nie mogłam usiedzieć w miejscu. – Rude włosy miała jak zwykle związane w kitkę, a jej skroń owijał bandaż. – Uratowałaś mnie. Gdybyś nie wysłała Spencera, żeby mnie znalazł, pewnie skończyłabym jako posiłek dla wampirów.

– Nie uratowałam cię – odparłam, krzywiąc się. – To moja wina, że się tam znalazłaś.

Jenna wzruszyła ramionami.

– Kto by pomyślał, że imprezy cywili są takie niebezpieczne?

Prychnęłam.

– Teraz już wiesz. – To było Violet Hill, a tamta impreza nie była najbardziej przerażająca ze wszystkich, na których byłam. – Przepraszam.

– Hej, dzięki tobie wróciłam do domu. Jesteśmy kwita – Zmarszczyła brwi. – Czy to prawda, że widziałaś obóz Krwawego Księżyca?

Skinęłam głową

– Tak. Całkiem fajny. No wiesz, gdyby moja najlepsza przyjaciółka nie wywlokła mnie stamtąd z zamiarem wyssania ze mnie krwi.

– O kurczę.

– No.

Jenna pokręciła głową, po czym skrzywiła się i ręką musnęła skroń.

– Myślałam, że Solange jest krucha i delikatna.

– Jest chora – odparłam pewnie. Pomyślałam o nietoperzach, które wszędzie za nią latały. – Czy od wścieklizny można dostać bzika?

– Nie mam pojęcia. Myślisz, że Solange ma wściekliznę?

– Chyba nie – Zmarszczyłam nos. – Ale nietoperze to coś nowego. I dziwnego. Wszystko jest dziwne.

Kieran wjechał na parking dla uczniów za naszymi plecami, odwracając moją uwagę od innych teorii. W okolicy krążyło teraz tylu Hel-Blar, że szkoła zezwalała na patrole uczniom trzeciej klasy, a nie tylko czwartoklasistom, jak Hunter. Jako trzecioklasistka, musiałam chodzić z kimś z czwartej klasy albo z absolwentem i wolno mi było wychodzić tylko w czasie określonych lekcji. Ponieważ Hunter i ja chciałyśmy mieć Kierana na oku, na zmianę zmuszałyśmy go, żeby chodził z nami na patrole. Poza tym to pozwalało mi opuszczać teren kampusu, co było dodatkowym plusem. Nie byłam dziś w nastroju, żeby mierzyć się z przesądami i chuliganami. I ja, i Kieran potrzebowaliśmy zająć się czymś, kiedy zastanawialiśmy się, co zrobić z Solange i Nicholasem.

Nicholas.

Nie, nie mogę teraz o tym myśleć.

– Do zobaczenia. – Jenna pomachała Kieranowi i ruszyła do dormitorium.

– Wiesz, że ty i Hunter nie jesteście ani trochę subtelne – poinformował mnie Kieran przez otwarte okno.

Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.

– Pomachaj w stronę okna na rogu, na samej górze. Lia się w tobie podkochuje.

Uszy Kierana zrobiły się czerwone.

– Skąd ona wie, że tu jestem?

– Powiedziałam jej, że przyjedziesz – odparłam, siadając na fotelu pasażera. Pod nogami położyłam plecak pełen broni.

– Jesteś niebezpieczna.

– Też miałam dwanaście lat. – Wzruszyłam ramionami. – Małe zadurzenie w takim wieku dużo znaczy. Musi myśleć o czymś innym niż wampiry.

– Na przykład o tobie? – zauważył oschle, wyjeżdżając tyłem z miejsca parkingowego

– Daj spokój, jedź, jakby nigdy nic – ponagliłam go, udając, że nie dosłyszałam tej słusznej uwagi. – Stań na tylnych kołach czy coś, żeby mogła omdlewać na samo wspomnienie.

Roześmiał się mimowolnie.

– Nie mogę stanąć na tylnych kołach w SUV-ie, wariatko.

Zostawiliśmy za sobą szkołę i oświetlenie alarmowe i wjechaliśmy pomiędzy ciemne pola i pokryte śniegiem sady. Wystraszyliśmy kota, jakiś kojot przebiegł nam drogę, ale nie zauważyliśmy żadnych kłów ani bladych oczu. Próbowałam obracać kołek w palcach, jakby to była moneta do sztuczek magicznych.

– Skręć w lewo – powiedziałam jakieś piętnaście minut później.

– Wiem, o co ci chodzi – uprzedził, ale i tak skręcił. Droga przecinała gęste krzaki i kępy sosen czerwonych. Księżyc świecił wystarczająco jasno, żeby rzucać niebieskawe cienie na śniegu. Jeśli zmrużyłam oczy, mogłam dostrzec niewyraźne światło domu między drzewami, blisko gór. Minęliśmy znajome miejsca: trafiony piorunem jesion, głaz w kształcie byka, wzgórze, na którym wiosną rosły dzikie żonkile.

Mój telefon zadzwonił w tej samej chwili, w której wjechaliśmy na teren Drake’ów.

– Lucy Hamilton, jedź przed siebie.

Przełknęłam ślinę, słysząc ostry głos Heleny.

– Ups. Do widzenia! – Zmarszczyłam nos i spojrzałam na Kierana. – A niech to. Jedź dalej.

Pojechaliśmy do miasta jedyną asfaltową drogą w Violet Hill. Światło reflektorów lśniło na lodzie, szronie i mokrym, czarnym chodniku. Przez mgłę zaczynały przebijać się światła z okien.

– Dzisiaj mam patrolować kampus – odezwał się Kieran, skręcając w stronę usytuowanego nad jeziorem college’u sztuk pięknych. To miało sens, bo nawet wyglądał, jakby był stąd, chociaż nie był w tatuażach ani w farbie, jak większość tutejszych studentów. College w Violet Hill był niewielki i zajmował się głównie studentami sztuk wizualnych i literatury. Po pewnym czasie poznawało się ich po wyglądzie.

– Wciąż wybierasz się do college’u Helios-Ra w Szkocji? – spytałam.

– Może najpierw przetrwajmy tę noc – odpowiedział.

Przeszliśmy przez trzy imprezy w dormitoriach i dwa puby, ale wszędzie było czysto. Przetrząsnęłam wszystkie zarośla w poszukiwaniu Hel-Blar. Gdziekolwiek karmiły się dziś wieczorem, nie było to tutaj.

Dopiero kilka godzin później, kiedy wracaliśmy do akademii, coś zobaczyliśmy. W jednym z większych pubów skończył się koncert i zimne ulice pełne były studentów i taksówek. Były tam dziewczyny w krótkich spódniczkach, podtrzymujący się nawzajem chłopcy i całujące się pary wracające razem do domu.

I szczupła dziewczyna, która, niewrażliwa na zimno, stała w śniegu w cienkiej sukience. Nie, ona nie tylko stała.

Ona piła krew.

– Stop! – wrzasnęłam. – Stop, stop, stop! To Solange.

Kieran prawie owinął SUV-a wokół skrzynki na listy, tak się spieszył, żeby się zatrzymać. Ktoś uznał to za zabawne i zaczął wiwatować. Wyskoczyłam z samochodu, zanim jeszcze koła przestały się kręcić. Kieran złapał mnie za rękę, kiedy przemknęłam obok niego. Z rozpędu obróciłam się wokół własnej osi i stanęłam twarzą do niego, mamrocząc przekleństwa.

– Cholera, Black.

– To się nazywa być otrożnym – warknął i szarpnięciem zmusił mnie, żebym przykucnęła za SUV-em. Spaliny z działającego silnika w zimnym powietrzu zmieniły się w mgłę i zasłoniły nas. Kieran podał mi kołek, ale ja już miałam jeden w ręce. – I najwyraźniej żadna z was dwóch tego nie potrafi.

Miał rację.

Solange stała w pobliżu kręgu żółtego światła padającego z latarni, ściskając dziewczynę w zachlapanych farbą dżinsach, o krótkich, obciętych na jeża włosach i z kolczykiem w nosie. Jej kły błysnęły, kiedy z cichym warknięciem uniosła czerwone wargi. Jej widok w czerwonej szmince i długiej sukni był prawie tak dziwny, jak wszystko inne w tej scenie. Solange nie znosiła się stroić.

– Ciii – rozkazała Solange, kiedy dziewczyna próbowała się szarpnąć. Ofiara natychmiast umilkła. Nikt ich nie zauważył, Solange miała szczęście. Ale zaraz ktoś zerknie w ich stronę, ktoś krzyknie. Albo dziewczyna umrze.

Bo Solange wciąż piła.

– Wszyscy mogą ją zobaczyć – szepnęłam, przerażona.

– A jej to nie obchodzi – potwierdził ponuro Kieran. – Gdyby jakiś inny Helios-Ra zobaczył ją teraz, nie zadawałby pytań, tylko zabiłby ją na miejscu. I zgodnie z traktatem miałby prawo to zrobić.

Solange ujęła dziewczynę za szyję i przekrzywiła jej głowę pod takim kątem, że jeszcze trochę, i by ją złamała. Wbiła kły głębiej, przez skórę i ciało, jakby wgryzała się w dojrzałą brzoskwinię. Krew pociekła cienką strużką. Dziewczyna zacisnęła dłoń w pięść, ale po chwili jej ręce opadły bezwładnie. Szarpnęła się krótko, a potem po prostu zawisła na rękach Solange. Nie dało się udawać, że to dwie pijane współlokatorki podtrzymują się nawzajem.

Było na to za dużo krwi.

Solange wyglądała na zachwyconą, jak w transie. Była śmiertelnie niebezpieczna. Zrobiłam więc jedyną rzecz, jaka przyszła mi do głowy.

Rzuciłam jej w głowę śnieżką.

Nie zabolało jej to, oczywiście, ale przynajmniej sprawiło, że przerwała. Uniosła wzrok i wykrzywiła usta. Macałam ziemię dookoła, aż znalazłam kamień na brzegu kwietnika za moimi plecami. Rzuciłam go tak mocno, jak potrafiłam. Uderzył ją w głowę. Solange syknęła, a po jej bladej skórze popłynęła krew. Dziewczyna osunęła się na ziemię nieprzytomna, poruszając się tak powoli, że wyglądało to, jakby była z wody, która powoli zamarzała w bryłę lodu.

I wtedy Solange spojrzała prosto na mnie. Mimo otaczających nas oparów ze spalin jej wzrok był zimny i ostry jak igła.

A potem uśmiechnęła się.

– To na pewno nie ona – wymamrotałam. – Przepędzę tę sukę z mojej przyjaciółki.

– Ale nie dzisiaj – ostrzegł Kieran, który wciąż kucał przy mnie. Mięśnie szczęki miał napięte jak cięciwę łuku. – Dzisiaj musimy uratować je obie. I to szybko.

Miał rację.

– Biegasz szybciej ode mnie – powiedziałam, wstając. – Więc ja odwrócę uwagę ludzi, a ty w tym czasie zabierzesz stąd Solange.

Okrążyłam samochód i stanęłam na środku ulicy

– Uhuuuuuuuuuuuuu! – wrzasnęłam, jakbym była pijana i bardzo, bardzo irytująca. Kilka osób zerknęło w moją stronę, ale to było za mało. Spojrzałam na budynek po przeciwnej stronie, niż ta, po której stała Solange i przeczytałam szyld nad drzwiami. – Darmowe piwo w Kinsley Hall! – zawołałam głośno.

Nie wszyscy zawrócili, żeby z tego skorzystać, ale przynajmniej wszyscy patrzyli na wariatkę na drodze, a nie na chłopaka w czarnych bojówkach ścigającego poplamioną krwią, szczupłą dziewczynę, która uciekała ile sił w nogach.OD AUTORKI

To cudownie dziwne uczucie, pisać ostatni tom z serii. Kiedy pisałam Księżniczkę wampirów, myślałam, że tworzę samodzielną powieść. Chciałam bawić się Królewną Śnieżką i wampirami, chociaż wszyscy powtarzali mi, że wampiry to już martwy rozdział (haha). Mimo to chciałam opowiedzieć swoją historię. Nigdy nie wyobrażałam sobie, że rozrośnie się w sześciotomową serię, dodatkowe nowele w formie elektronicznej i krótkie opowiadania. I tego wciąż uczyły mnie Kroniki Rodu Drake’ów: Opowiadaj Swoją Historię.

Mam nadzieję, że dały wam kilka godzin ucieczki w inny świat, trochę dreszczy i kilka westchnień z powodu braci Drake’ów.

Już za nimi tęsknię.

Ale historia zawsze ma swój ciąg dalszy... więc wypatrujcie nowych Kronik Rodu Drake’ów w formie nowel elektronicznych.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: