Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Proza i poezya polska wybrana i zastosowana do użytku młodzieży żeńskiej. Część 1 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Proza i poezya polska wybrana i zastosowana do użytku młodzieży żeńskiej. Część 1 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 424 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA.

Mło­dzież rów­nie jest chci­wą, roz­ry­wek jak wia­do­mo­ści; jed­ne i dru­gie rów­ną, dla niej mają po­nę­tę; i dla tego to czy­ta­nie, jako za­ję­cie oba… te cele ła­two ko­ja­rzą­ce, tyle jej jest ulu­bio­ne.

Nie trud­no już dziś o pol­skie dzie­ła przy­stęp­ne mło­de­mu wie­ko­wi, i dzie­cię któ­re­by od pierw­szej mło­do­ści czy­ta­ło stop­nio­wo i uważ­nie wszyst­ko co po­ję­ciu jego nie­jest trud­nem, wy­ro­śnie pew­nie, je­śli nie na uczo­ne­go, to pew­nie na roz­sąd­ne­go, a na­wet świa­tłe­go czło­wie­ka.

Ale nie każ­dy ma pod ręką bi­blio­te­kę, w któ­rej­by mógł czer­pać z ła­two­ścią; ma­jąc ją, nie za­wsze ma czas wy­szu­kać w niej wła­śnie to, co w obec­nej po­rze płci, wie­ko­wi i uspo­so­bie­niu mło­dych czy­tel­ni­ków jest wła­ści­wem. Z resz­tą, wy­braw­szy, spo­strze­ga się nie­raz, że utwór zkąd inąd do­bry, dla ja­kich kil­ku wier­szy nie może słu­żyć mło­dzie­ży.

Spo­ty­ka­jąc się sama czę­sto z po­dob­ne­mi trud­no­ścia­mi, umy­śli­łam wy­brać z dzieł na­szych pi­sa­rzy to, co szcze­gól­niej dla dzie­we­czek, któ­rych się wy­cho­wa­niem zaj­mu­ję, po­ży­tecz­nem być może. Czas i uwa­ga jaki jest wpływ tego wy­bo­ru, po­zwo­lił mi go ustop­nio­wać, do­peł­nić, i w koń­cu po­wsta­ły trzy ob­szer­ne tomy, z któ­rych pierw­szy, przed­sta­wia­ją­cy się obec­nie, może się przy­dać dziew­czyn­kom wy­szłym z pierw­sze­go dzie­ciń­stwa, jako zbiór wia­do­mo­ści róż­nej tre­ści, roz­ma­ite­go pió­ra, a za­wsze jed­nej dąż­no­ści: roz­wi­ja­nia w mło­dych ser­cach, uczuć pra­wych i szla­chet­nych.

Czy­tel­nicz­ki moje spo­tka­ją, się tu nie­tyl­ko z naj­pierw­szy­mi pi­sa­rza­mi na­szy­mi; bo wy­pła­ca­jąc im hołd na­leż­ny, go­dzi się tak­że znać, sza­no­wać i czuć wdzięcz­ność i dla tych skrom­nych a peł­nych za­słu­gi pra­cow­ni­ków, co nie rów­na­jąc się gie­niu­szem z Mi­strza­mi, czas swój, zdol­no­ści i uczu­cia po­świę­ca­ją, mło­de­mu po­ko­le­niu, na ni­wie pi­śmien­nic­twa.

Nie zra­ża­na się, ani nie­po­ko­ję my­ślą, że­nię jed­na z was znaj­dzie w tym zbio­rze jaki utwór już so­bie zna­ny; każ­dy z nich za­wie­ra czy­stą, praw­dę, życz­li­wą, na­ukę lub uczu­cie po­czci­we; ta­kie zna­jo­mo­ści za­wsze od­no­wić war­to, a im kto ich ma wię­cej tem le­piej dla nie­go, boć moż­na do książ­ki jak do oso­by za­sto­so­wać to przy­sło­wie: "Z ja­kim prze­sta­jesz, ta­kim się sta­jesz."

Część dru­ga mego zbior­ku prze­zna­czo­ną jest dla star­szych co­kol­wiek siostr wa­szych.

Część trze­cia na­ko­niec po­słu­ży do za­okrą­gle­nia wia­do­mo­ści z li­te­ra­tu­ry pol­skiej i ob­cej, (o ile ta z na­szą stoi w związ­ku), do­ra­sta­ją­cym ro­dacz­kom moim, je­że­li dwie pierw­sze uży­tecz­ne­mi się po­ka­żą, i je­że­li Bóg siły i cza­su do wy­da­nia jej uży­czy.

Pau­li­na Kra­ków,PI­SA­RZE Z KTÓ­RYCH CZER­PA­NO UKŁA­DA­JĄC CZĘŚĆ PIERW­SZĄ PRO­ZY I PO­EZYI POL­SKIEJ.

An­to­nie­wicz X. Ka­rol uro­dzo­ny w Ga­li­cyi 1807 umarł 1852 w Obrze, w klasz­to­rze Je­zu­itów, po nie­ustan­nej, kil­ku­mie­sięcz­nej ka­płań­skiej pra­cy, w cza­sie gra­su­ją­cej strasz­li­wie cho­le­ry. Wzo­ro­wy oby­wa­tel, po stra­cie żony i pię­cior­ga dzie­ci po­rzu­cił ma­ją­tek i świat, by w służ­bie bo­żej szu­kać ulgi zbo­la­łe­mu ser­cu.

Za­słu­gi jego jako ka­pła­na są, nie­zli­czo­ne; jako pi­sarz, na­le­ży do pierw­szych te­go­cze­snych ka­zno­dziei i pro­za­ików na­szych, w każ­dym ustę­pie czuć siłę prze­ko­na­nia i głę­bo­ką wia­rę, a w wier­szach i pie­śniach obok czy­stej po­boż­no­ści wie­je szcze­gól­ny wdzięk i po­wab.

Bo­ho­mo­lec X, Fran­ci­szek na­le­ży do ma­łej licz­by pi­sa­rzy, któ­rzy prze­waż­nie wpły­wa­li na spo­łecz­ność swo­ją; cały od­da­ny na­ukom i pra­com uży­tecz­nym, nie­ma­łe za­słu­gi po­ło­żył dla hi­sto­ryi kra­jo­wej, już wła­sne­mi ba­da­nia­mi, już upo­wszech­nie­niem dzieł waż­nych.

Zna­ko­mit­sze z pism jego są:

Ko­me­dye, Ży­cie Jana Za­moj­skie­go, Ży­cie Je­rze­go Osso­liń­skie­go, Zbiór dzie­jo­pi­sów pol­skich. Nie­wiel­ki swój ma­ją­tek prze­zna­czył umie­ra­jąc nie­szczę­śli­wym, i do­tąd z tego fun­du­szu, Ma­gi­strat Mia­sta War­sza­wy udzie­la wspar­cie ubo­gim, w dniu 19 Mar­ca każ­de­go roku. Zmarł 1790.

Bro­dziń­ski Ka­zi­mierz uro­dził się w Kró­lów­ce w Ga­li­cyi, dnia 8 Mar­ca 1791, umarł w Dre­znie 10 Paź­dzier­ni­ka 1835. W dzie­ciń­stwie utra­ciw­szy mat­kę, nie ode­brał sta­ran­ne­go wy­cho­wa­nia, a czem się stał dla li­te­ra­tu­ry swe­go kra­ju, sam so­bie wi­nien. Po­mi­mo wą­tłe­go zdro­wia wszedł­szy do woj­ska 1809 roku, od­by­wał kam­pan­ję 1812 r., a w bi­twie pod Lip­skiem 1813 ran­ny do­stał się do pru­skiej nie­wo­li, z któ­rej wy­szedł­szy od­dał się zu­peł­nie na­ukom. On pierw­szy w swo­im cza­sie prze­czuł po­ezyę na­ro­do­wą i we wła­snem ją ser­cu wy­na­lazł. Pe­łen rzew­ne­go uczu­cia, zna­jąc do­brze duch i cha­rak­ter swe­go na­ro­du umiał po­chwy­cić stro­nę po­etycz­ną i od­dać ją z ca­łym wdzię­kiem i uro­kiem.

W b… uni­wer­sy­te­cie War­szaw­skim był współ­cze­śnie z Osiń­skim Pro­fes­so­rem Li­te­ra­tu­ry, a roz­pra­wy jego były wiel­kiej war­to­ści i zna­cze­nia.

Dzie­ła Bro­dziń­skie­go wier­szem i pro­zą, wy­da­ne zo­sta­ły w 10 to­mach w Wil­nie. Na cmen­ta­rzu ka­to­lic­kim w Dre­znie ziom­ko­wie po­ło­ży­li mu skrom­ny gro­bo­wiec..

Czaj­kow­ski An­to­ni. Uro­dzo­ny 13 Czerw­ca 1816 do naj­zna­ko­mit­szych w na­szym kra­ju pi­szą­cych, na­le­ży. Znać w jego two­rach siłę na­tchnie­nia, czę­sto nie­zwy­kłą myśl i czu­cie; ję­zyk jędr­ny, dziel­ny, któ­rym po mi­strzow­sku wła­dać umie. Prze­kła­dy ja­kie po­dał, na­ce­cho­wa­ne są praw­dzi­wym ta­len­tem i wier­nem od­da­niem du­cha i for­my swe­go ory­gi­na­łu. K. Wł. W.

De­oty­ma (Łusz­czew­ska Ja­dwi­ga) . Od­zna­cza­ją­ca się nie­zwy­kłym w ko­bie­cie stop­niem umy­sło­we­go roz­wi­nię­cia, po­sia­da nad­to rzad­ki dar im­pro­wi­za­cyi i po­ezyi, a rzad­szą jesz­cze zdol­ność pra­wie… cią­głej do niej go­to­wo­ści. Oprócz mnó­stwa drob­niej­szych im­pro­wi­za­cyi w naj­roz­ma­it­szych przed­mio­tach, więk­sze roz­mia­ra­mi, dzie­ła De­oty­my są To­mi­ra, Piast, Lech czy­li Pol­ska w pie­śni.

Druż­buc­ka Elż­bie­ta , obacz str. 101.

Fe­liń­ska Ewa . W cią­gu kil­ko­let­nie­go po­by­tu na Sy­be­ryi na­pi­sa­ła: Wspo­imie­nia po­dró­ży po tym kra­ju, zaj­mu­ją­ce rów­nie szcze­gó­ła­mi o nim, jak rzew­ną praw­dą z jaką au­tor­ka stan i uczu­cia ' swo­je i swo­jej ro­dzi­ny ma­lu­je. Inne jej dzie­ła są: Pan De­pu­tat, po­wieść, Sio­strze­ni­ca i Ciot­ka.

Fre­dro hr. Ale­xan­der oprócz drob­nych po­ezyj na­pi­sał do 20 ko­me­dyj, w któ­rych głów­nie ma­lu­je wyż­sze to­wa­rzy­stwo pol­skie, jako sprzecz­ność do daw­nej kon­tu­szo­wej szlach­ty. Praw­da, dow­cip i przy­zwo­itość z jaką ob­ra­zy te przed­sta­wiać umie, rów­nie jak pięk­ny i bo­ga­ty ję­zyk już w wier­szu, już w pro­zie uży­wa­ny, sta­wia­ją go na pierw­szem miej­scu mię­dzy dra­ma­tycz­ny­mi pi­sa­rza­mi. Dzie­ła jego wszę­dzie na pol­skiej sce­nie z za­pa­łem by­wa­ją przyj­mo­wa­ne. Zna­ko­mit­sze z nich są: Pan Jo­wial­ski, Ze­msta, Do­ży­wo­cie, Pierw­sza lep­sza, Damy i Hu­za­ry.

Hof­ma­no­wa Kle­men­ty­na z Tań­skich zmar­ła 1845 r. w Pas­sy pod Pa­ry­żem, ma­jąc lat 48.

Z rzę­du nie­wiast pol­skich, któ­re się w li­te­ra­tu­rze na­szej od­zna­czy­ły, ze wszyst­kich naj­więk­sze w pi­śmien­nic­twie po­ło­ży­ła za­słu­gi, i nad wszyst­kie­mi gó­ru­je. Jako re­dak­tor­ka Roz­ry­wek dla dzie­ci, naj­wy­bor­niej­sze­go z pism pe­ry­odycz­nych na swo­je cza­sy, i dla ob­ra­ne­go celu, jako au­tor­ka Pa­miąt­ki po do­brej mat­ce, Dzien­ni­ka Kra­siń­skiej, Kry­sty­ny i Jana Ko­cha­now­skie­go ma do tego nie­za­prze­czo­ne pra­wo.

Czy­ste za­sa­dy mo­ral­no­ści, świę­te uczu­cia obu­dzi­ła w ser­cach nie­jed­ne­go po­ko­le­nia. Styl jej praw­dzi­wie pol­ski, pe­łen wdzię­ku i na­tu­ral­no­ści, ob­le­ka każ­dy utwór przy­stoj­nie i god­nie. Skre­ślo­ne za­sa­dy w dzieł­ku o po­win­no­ściach ko­biet od­dy­cha­ją rze­czy­wi­ście naj­czyst­szą mo­ral­no­ścią, ko­bie­ta we­dle nich po­stę­pu­ją­ca, aniel­skim oży­wio­na bę­dzie du­chem.

Cześć pa­mię­ci zna­ko­mi­tej pi­sar­ki, co tyle za­sług w pi­śmien­nic­twie ma na­szem, tyle po­czci­wych my­śli zbu­dzi­ła, któ­re dla serc mło­dych praw­dzi­wym są skar­bem. K. Wł. W.

Ho­rosz­kie­wicz Jul­jan za­miesz­ka­ły we Lwo­wie, oprócz wie­lu pism na­uko­wej tre­ści, któ­re nie­raz z praw­dzi­wie oj­cow­ską życz­li­wo­ścią do po­ję­cia mło­dzie­ży sto­so­wał, wy­dał zna­ne u nas i ce­nio­ne dzieł­ko p… t. Świat, (jest to nad­zwy­czaj po­pu­lar­ny a do­kład­ny ob­raz wszech­świa­ta).

Ho­rosz­kie­wi­czo­wa Wa­len­ty­na z Tro­ja­now­skich zna­na i ulu­bio­na au­tor­ka; od pierw­szej mło­do­ści od­da­wa­ła się z za­pa­łem po­ezyi, prze­peł­nia­ją­cej jej du­szę; mnó­stwo jej utwo­rów roz­bie­gło się po świe­cie za po­śred­nic­twem róż­nych pism cza­so­wych i ser­decz­ne u czy­tel­ni­ków zna­la­zła współ­czu­cie. Czci­god­ny Ja­cho­wicz po­wie­dział o niej:

Zna­cie tę lubą pta­szy­nę,

Co śpie­wa wśród krza­ków cie­nia?

Bóg ją zmie­nił w Wa­len­ty­nę

I słod­kie nuci nam pie­nia.

Póź­niej po­waż­niej­szym od­da­ła się pra­com; przez dwa lata była gor­li­wą re­dak­tor­ką Zo­rzy, pi­sma mło­de­mu wie­ko­wi po­świę­co­ne­go, na­stęp­nie wy­da­ła we Lwo­wie 4 tomy pi­sma zbio­ro­we­go p… t. Dzwo­nek, a zwie­dziw­szy z wy­cho­wan­ka­mi swe­mi naj­zna­ko­mit­sze czę­ści Eu­ro­py po­wró­ci­ła do Lwo­wa, by się wła­snej po­świę­cić ro­dzi­nie.

Unic­ka Ma­rya z Maj­kow­skich po­et­ka peł­na uczu­cia i za­pa­łu, ślicz­nym ję­zy­kiem wy­po­wia­da wznio­słą myśl i tkli­we czu­cie któ­rem ją ob­da­rzy­ło nie­bo. Oprócz wła­snych utwo­rów, wiel­ką li­te­ra­tu­rze na­szej czy­ni przy­słu­gę prze­kła­da­jąc na oj­czy­stą mowę obce ar­cy­dzie­ła. Pan dwóch­set wysp, z an­giel­skie­go, w rzę­dzie naj­zna­ko­mit­szych prze­kła­dów mie­ścić się może.

Ja­cho­wicz Sta­ni­sław uro­dzo­ny w Dzi­ko­wie w Ga­li­cyi, umarł w War­sza­wie 24 Grud­nia 1857 roku. Nie­ma po­dob­no ni­ko­go coby nie znał imie­nia tego za­słu­żo­ne­go i nie­od­ża­ło­wa­ne­go męża; naj­dłuż­szy opis nie wy­star­czył­by na do­kład­ne oce­nie­nie wszyst­kich prac i czy­nów jego, czy to jako na­uczy­cie­la, czy jako pi­sa­rza, czy na­ko­niec jako nie­zmor­do­wa­ne­go przy­ja­cie­la ludz­ko­ści.

Na­uczy­ciel, przez trzy nie­mal po­ko­le­nia roz­wi­ja­jąc przed mło­de­mi umy­sła­mi skar­by oj­czy­ste­go ję­zy­ka, bu­dził za­mi­ło­wa­nie do wszyst­kie­go co swo­je, a za­cne i szla­chet­ne. Pi­sarz, zni­żył się umyśl­nie do uko­cha­nej przez sie­bie dzia­twy, by ser­ce jej ukształ­cić i wznieść do cno­ty. Do­bro­czyń­ca cier­pią­cej ludz­ko­ści wy­rzekł się wszyst­kie­go co naj­cno­tliw­si na­wet ce­nią, byle wes­przeć, wspo­módz. po­cie­szyć nie­szczę­śli­we­go. Pi­sma jego w każ­dym znaj­dą się domu; w baj­kach wy­łącz­nie dla dzie­ci pi­sa­nych, nikt mu nie do­rów­nał co do pro­sto­ty wy­ra­żeń i głę­bo­ko­ści uczu­cia. Oprócz tych­że pi­sał dla mło­dzie­ży rze­mieśl­ni­czej, któ­rą ko­chał szcze­rze. Pierw­szy po­wziął myśl wy­da­wa­nia śpie­wów dla dzie­ci; wy­da­wał przez czas ja­kiś Dzien­nik dla dzie­ci, pra­co­wał nad zba­da­niem ję­zy­ka pol­skie­go i zo­sta­wił zbiór przy­słów i szcze­gól­nych zwro­tów mowy, do­cho­dzą­cy nad­zwy­czaj­nej licz­by 150000.

Ju­ce­wicz ks. Lu­dwik Adam (Lu­dwik z Po­kie­wia). Pra­ce jego przy­ło­ży­ły się nie­ma­ło do po­zna­nia tak kra­ju jak ludu li­tew­skie­go. Przy­sło­wia ludu li­tew­skie­go były po­wo­dem do opo­wie­dze­nia szcze­gó­łów nie­zna­nych, pie­śni po­ka­za­ły w prze­kła­dzie du­cha po­ezyi na­ro­do­wej li­tew­skiej. Wspo­mnie­nia Żmu­dzi dają… kil­ka za­ry­sów tej zie­mi, czę­ści daw­nej Pol­ski; a lubo Ju­ce­wicz nie zaj­mu­je sta­no­wi­ska dzie­jo­pi­sa­rza, skrzęt­ne jego pra­ce i ba­da­nia są nie obo­jęt­nym dla hi­sto­ry­ka ma­te­ry­ałem.

Ka­miń­ska Bro­ni­sła­wa. Au­tor­ka kil­ku po­ży­tecz­nych dzie­łek dla dzie­ci, już na­śla­do­wa­nych z ob­cych ję­zy­ków już ory­gi­nal­nych, praw­dzi­wą mło­dzie­ży na­szej wy­świad­czy­ła przy­słu­gę, wy­da­jąc, sta­ran­nie wy­bra­ne i pięk­nie ob­ro­bio­ne Le­gen­dy hi­sto­rycz­ne.

Kar­piń­ski Fran­ci­szek uro­dzo­ny 4 Paź­dzier­ni­ka 1741 w Hłu­sko­wie na Po­ku­ciu, umarł 4 Wrze­śnia 1825. Po ukoń­cze­niu nauk i po­dró­ży za gra­ni­cę, zaj­mo­wał się czas ja­kiś wy­cho­wa­niem mło­de­go Do­mi­ni­ka Ra­dzi­wił­ła, na­stęp­nie prze­by­wał czas ja­kiś w War­sza­wie i by­wał u dwo­ru Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, lecz po­znaw­szy że ten spo­sób ży­cia nie od­po­wia­da jego upodo­ba­niu, prze­niósł się w wiej­skie za­ci­sze i oto­czo­ny kmiot­ka­mi, któ­rych ko­chał i uszczę­śli­wiał, skoń­czył dni swo­je po­mię­dzy nimi. Ci­chy i tkli­wy po­eta, śpie­wał pra­wie wy­łącz­nie na cześć Boga i dla ludu; słusz­nie po­etą ser­ca na­zwa­ny, do­żył tej po­cie­chy, że pie­śni swo­je sły­szał z upodo­ba­niem po­wta­rza­ne, nie­tyl­ko po dwo­rach, cha­tach i przy pra­cy wie­śnia­czej, ale rów­nież i w Boga świą­ty­ni, gdzie do­tąd roz­po­czy­na się dzień i koń­czy w wie­lu oko­li­cach sło­wa­mi Kar­piń­skie­go: "Kie­dy ran­ne wsta­ją zo­rze",

; "Wszyst­kie na­sze dzien­ne spra­wy" i t… d. Naj­wię­cej upo­wszech­nio­ne z dzieł jego są; Psał­terz czy­li prze­kład psal­mów Da­wi­da, Pie­śni i Sie­lan­ki.

Ko­cha­now­ski Jan (obacz str. 96).

Kra­ków Pau­li­na z Ra­dzie­jon­skich pra­ce swo­je z upodo­ba­niem po­świę­ca dzie­ciom i mło­dzie­ży pol­skiej.

Kra­sic­ki Igna­cy uro­dził się r. 1734 w Du­biec­ku w Ga­li­cyi, umarł w Ber­li­nie 14 Maja 1801. Po­świę­co­ny sta­no­wi du­chow­ne­mu pia­sto­wał god­ność bi­sku­pa war­miń­skie­go a na­stęp­nie zo­stał ar­cy­bi­sku­pem gnieź­nień­skim. Kie­dy w sku­tek po­li­tycz­nych wy­pad­ków, War­mia prze­szła pod pa­no­wa­nie Pruss, Kra­sic­ki zo­stał pod­da­nym i zjed­nał so­bie przy­jaźń Fry­de­ry­ka W. kró­la pru­skie­go j po­zwo­le­nie wy­sta­wie­nia w Ber­li­nie ka­to­lic­kie­go ko­ścio­ła Śtej Ja­dwi­gi. – Jako pi­sarz na­le­ży do naj­pierw­szych, nie­tyl­ko przez licz­bę i roz­ma­itość swo­ich utwo­rów, ale przez nie­zrów­na­ny dow­cip i zdro­wy sąd o rze­czach. – W baj­kach tre­ści­wych i dow­cip­nych, nikt obok nie­go nie sta­nął, rów­nie jak w sa­ty­rach, któ­re wszy­scy z upodo­ba­niem czy­ta­li, po­mi­mo, że ostro kar­cił ów­cze­sne na­ro­do­we wady. Żar­to­bli­we­mi po­ema­ta­mi jak My­sze­ida czy­li woj­na my­szy, i in­ne­mi, obu­dził jed­nak nie­ma­ło nie­chę­ci. Z pro­zy, w po­wie­ści pod ty­tu­łem P. Pod­sto­li, przed­sta­wił ide­ał zie­mia­ni­na, a w Przy­pad­kach Do­świad­czyń­skie­go ob­raz ów­cze­sne­go wy­cho­wa­nia i to­wa­rzy­stwa.

Zu­peł­ne dzie­ła Kra­sic­kie­go two­rzą 18 to­mów.

Kra­szew­ski Jó­zef Igna­cy , je­den z naj­płod­niej­szych pi­sa­rzy pol­skich; wy­dał ogrom­ną, ilość dzieł już pi­sa­nych, już re­da­go­wa­nych przez sie­bie, do stu kil­ku­dzie­się­ciu to­mów do­cho­dzą­cą. Nie­mia­ła li­te­ra­tu­ra na­sza pi­sa­rza któ­ry­by wię­cej na­pi­sał jak Kra­szew­ski i w tak róż­no­rod­nych przed­mio­tach. W po­wie­ściach jed­nak­że naj­zna­ko­mit­szym ta­len­tem ja­śnie­je, a za­ję­ciem ja­kie po­wszech­nie obu­dził, przed­sta­wia­jąc stan obec­ne­go na­sze­go spo­łe­czeń­stwa, przy­czy­nił się wie­le do roz­sze­rze­nia licz­by czy­ta­ją­cych w epo­ce, kie­dy nie­ste­ty, nie­ma­ło było Po­la­ków po fran­cuz­ku tyl­ko czy­ta­ją­cych. Uro­dził się r. 1812.

Le­nar­to­wicz Teo­fil ser­decz­ny śpie­wak uczuć i doli na­sze­go ludu; zda­je się ja­ko­by do naj­głęb­szych taj­ni­ków wszedł w jego du­szę, by tak rzew­nie i praw­dzi­wie wy­śpie­wać jego smut­ki, tę­sk­no­tę, ra­dość, wia­rę i po­ję­cia. Miesz­ka on na prze­mian w Rzy­mie lub w Pa­ry­żu. Po­ezye jego ze­bra­ne two­rzą parę to­mów, p… t. Li­ren­ka – Nowa Li­ren­ka – Za­chwy­ce­nie – Bło­go­sła­wio­na – St. Zo­fia – N. Pan­na Stu­dzien­nic­ka i t… p.

Le­śniew­ski pro­fes­sor i ba­dacz nauk przy­ro­dzo­nych, pi­sał, a na­de­wszyst­ko tłu­ma­czył wie­le dzieł od­no­szą­cych się do tego przed­mio­tu, i tem sa­mem przy­ło­żył się do upo­wszech­nie­nia po­ży­tecz­nych wia­do­mo­ści.

Mo­raw­ski Fran­ci­szek jest au­to­rem wie­lu po­ezyi, sto­sow­nych do cza­su i oko­licz­no­ści w któ­rych je pi­sał. Ce­lu­je zaś w baj­kach, ży­wym dow­ci­pem do iron­ji po­su­nię­tym, któ­rym chłosz­cze naj­szko­dliw­sze wady swe­go spo­łe­czeń­stwa. Miesz­ka w W. Ks. Po­znań­skiem.

No­wo­siel­ski Teo­fil, w pi­śmien­nic­twie ma za­słu­żo­ne zna­cze­nie, jako au­tor ba­jek i po­wie­ści dla mło­dzie­ży, peł­nych pro­sto­ty i wdzię­ku, i jako tłu­macz dzieł­ka Jana Swo­bo­dy, cze­cha, o Ochro­nach ubo­gich dzie­ci. Jako przy­ja­ciel ludz­ko­ści, po­świę­cał się dla niej, wy­jeż­dża­jąc do Czech dla na­ra­dze­nia się z Swo­bo­dą, o urzą­dze­niu Ochron, i pierw­szą, taką, jako wzór dla in­nych w War­sza­wie urzą­dził.

Ody­niec An­to­ni Edward jako tłu­macz ar­cy­dzieł nie­miec­kiej i an­giel­skiej li­te­ra­tu­ry tak wy­so­kie za­jął sta­no­wi­sko, że słusz­nie po­wie­dzia­no, iż przy ta­kich prze­kła­dach nie po­trze­ba znać ory­gi­na­łów. Za­da­nie to­tem było trud­niej­sze, że pi­sa­rze z któ­rych tłu­ma­czył, każ­dy od­dziel­nym tchnął du­chem i inną bar­wą swo­je utwo­ry ob­le­kał. Ory­gi­nal­ne wier­sze Odyń­ca tchną czy­stą mo­ral­no­ścią, gład­kim ję­zy­kiem i do­brym hu­mo­rem. Dra­ma­tycz­ne zaś jego utwo­ry, jak Fe­li­cy­ta czy­li mę­czen­ni­cy Kar­ta­giń­scy, a na­de­wszyst­ko Bar­ba­ra Ra­dzi­wił­łów­na, słusz­nie do ar­cy­dzieł li­czyć się mogą.

Pasz­kow­ski Jó­zef pi­sze ory­gi­nal­nie z siłą i uczu­ciem, po­ezye jego roz­rzu­co­ne po róż­nych cza­so­pi­smach po­cią­ga­ją praw­dzi­wie pol­ską i chrze­ści­jań­ską fi­lo­zo­fią, w skrom­nych ram­kach za­war­tą. Jako wier­ny i wzo­ro­wy tłu­macz Szek­spi­ra (an­giel­skie­go po­ety) wiel­ką dla pi­śmien­nic­twa na­sze – go uczy­nił przy­słu­gę, nie­tyl­ko pra­ca­mi swe­mi, ale i za­chę­tą juką w ich przy­ję­ciu zna­leź­li tłu­ma­cze idą­cy jego śla­da­mi.

Pi­su­lew­ski Szy­mon pro­fes­sor Nauk przy­ro­dzo­nych, za­słu­żył się pi­śmien­nic­twu i oświa­cie swe­go kra­ju, wy­kła­dem uko­cha­nej przez sie­bie na­uki, prze­kła­da­mi dzieł z ob­cych ję­zy­ków, i wła­sne­mi pi­sma­mi, mię­dzy któ­re­mi Bo­ta­ni­ka jest naj­po­pu­lar­niej­szą. Umarł w War­sza­wie r. 1859.

Pług Adam (Piet­kie­wicz) miesz­ka na Wo­ły­niu, pi­sze pięk­ną pol­sz­czy­zną, a czy to wier­szem czy pro­zą się wy­ra­ża, wy­bi­ja się za­wsze za­mi­ło­wa­nie kra­ju i ludu swe­go. Za­gon ro­dzin­ni/ w trzech to­mach swo­ich, mie­ści rów­nie dziw­ne i zaj­mu­ją­ce po­wie­ści, jak po­ezye, po więk­szej czę­ści do­brym hu­mo­rem na­ce­cho­wa­ne. Ostat­nią na te­raz jego pra­cą jest Duch i krew kil­ka ry­sów z to­wa­rzy­skie­go ży­cia.

Pol Win­cen­ty. Cóż po­wie­dzieć o tym pi­sa­rzu, któ­re­mu ogól­ny głos przy­znał imię pol­skie­go bar­da? Umiał on tak cud­nie zbu­dzić prze­szłość szla­chec­ką, że czy­tel­nik wi­dzi i sły­szy oży­wio­ne oso­by, miej­sca i dzia­ła­nia i zda­je się, że prze­nie­sio­ny cza­ra­mi żyje w owych cza­sach. Ale nie­tyl­ko jest mi­strzem w ob­ra­zo­wa­niu szlach­ty; cud­ne są jego pie­śni ludu, bo nie­roz­dzie­la na­ro­du na ka­sty, ale obej­mu­je jego ca­łość. Pol w świe­żej for­mie ma­lu­je swój na­ród i tę zie­mię, któ­rą od wie­ków za­miesz­kał i tak ser­decz­nie uko­chał. Ję­zyk jego har­mo­nij­ny, dźwięcz­ny, czy­sta jak łza pol­sz­czy – zna, na­da­je wię­cej uro­ku i bar­wy ro­do­wej cud­nym utwo­rom Pola. K. Wł. W.

Z dziel jego wy­li­czę:

Przy­go­dy Be­ne­dyk­ta Win­nic­kie­go. Se­na­tor­ska zgo­da. Sej­mik w Są­do­wej Wisz­ni. Pieśń o zie­mi na­szej. Mo­hor­ta i Drob­ne po­ezye.

Pru­siec­ka Jó­ze­fa pi­sze po­ezye rów­nie my­ślą jak uczu­ciem bo­ga­te, po więk­szej czę­ści re­li­gij­nej i li­rycz­nej tre­ści. Pro­zą na­kre­śli­ła wie­le ob­raz­ków i po­wie­ści, już po roz­ma­itych pi­smach roz­rzu­co­nych już wy­da­nych w jed­nym zbio­rze p… t. Po­wie­ści mo­ral­ne.

Pru­sza­ko­wa Se­we­ry­na z Żo­chow­skich , zna­ko­mi­te ma w li­te­ra­tu­rze na­szej za­słu­gi, już to jako au­tor­ka prze­ślicz­nych Ga­węd po­etycz­nych wy­szłych w 4 to­mach, i mnó­stwa po­ezyi dru­ko­wa­nych w pi­smach cza­so­wych pol­skich, już tez, i na­de­wszyst­ko jako re­dak­tor­ka Roz­ry­wek dla mło­do­cia­ne­go wie­ku.

Pu­zy­ni­na (księż­na Ga­bry­ela z hr. Gin­te­rów ), au­tor­ka peł­nych wdzię­ku, choć szczu­płych roz­mia­rem po­ezyi, wy­da­nych w zbior­kach p… t. W Imię Boże! Da­lej w świat. Dzie­ci li­tew­skie.

Ro­gal­ski Leon , au­tor kil­ku dzieł hi­sto­rycz­nych do­brze opra­co­wa­nych i od­da­nych pięk­nym sty­lem, jest może naj­pra­co­wit­szym tłu­ma­czem. Trud­no­by zli­czyć tak drob­nych ustę­pów jak i dzieł wiel­kich roz­mia­rów, któ­re­mi przy­słu­żył sie swo­im ziom­kom, prze­kła­da­jąc dzie­ła roz­ma­itej, a pra­wie za­wsze po­waż­nej i na­uko­wej tre­ści, i roz­sze­rza­jąc naj­po­trzeb­niej­sze wia­do­mo­ści.

Sien­kie­wicz Ka­rol zna­ny jest z nie­licz­nych, ale pięk­nych po­ezyi, po więk­szej czę­ści li­rycz­nych.

Śnia­dec­ki Jan uro­dził się 1756 w zie­mi Gnieź­nień­skiej umarł 21 Li­sto­pa­da 1830 r. Lubo głów­nie po­świę­cał się ma­te­ma­ty­ce i w tym za­wo­dzie nie miał so­bie rów­nych, po­świę­cał też pió­ro swo­je fi­lo­zo­fii i es­te­ty­ce. Na­le­ży on do ma­łej licz­by pi­sa­rzy, któ­rzy w owym cza­sie wy­bor­ną pi­sa­li pol­sz­czy­zną. Był czas, w któ­rym styl praw­dzi­wie pol­ski, zwa­ny był "ję­zy­kiem Śnia­dec­kich".

K. Wł. W.

Sy­ro­kom­la Wła­dy­sław (wła­ści­wie Lu­dwik Kon­dra­to­wicz) miesz­ka na Li­twie i od­zna­cza się licz­ne­mi po­ezy­ami w któ­rych rzew­ne uczu­cie łą­cząc się z za­mi­ło­wa­niem prze­szło­ści i zna­jo­mo­ścią, cha­rak­te­ru ziom­ków swo­ich, jed­na mu wzię­tość po­wszech­ną i szcze­rą czy­tel­ni­ków życz­li­wość.

Trud­no praw­dzi­wie z mnó­stwa utwo­rów jego wy­brać pew­ną licz­bę, tak każ­dy z nich ma wła­ści­wą so­bie war­tość. Sta­re wro­ta, Zgon Acer­na, Ga­wę­dy, Kęs chle­ba, Dę­bo­róg, Szkol­ne cza­sy, po­ema­ta praw­dzi­wie pol­sko-szla­chec­kie. Mar­gier, po­emat bo­ha­ter­ski z dzie­jów Li­twy, któ­ry sam au­tor za naj­lep­sze swe dzie­ło uwa­ża. Kil­ka utwo­rów dra­ma­tycz­nych z upodo­ba­niem na sce­nie przy­ję­tych i Dzie­je pi­śmien­nic­twa pol­skie­go (nie­do­koń­czo­ne) sta­wia­ją Sy­ro­kom­lę mię­dzy zna­ko­mi­ty­mi pi­sa­rza­mi pol­skie­mi.

Waga An­to­ni uro­dził się 8 Maja 1799 w Gra­bo­wie, w zie­mi wiz­kiej, na sta­rem Ma­zow­szu. Po­świę­co­ny hi­sto­ryi na­tu­ral­nej a szcze­gól­niej en­to­mo­lo­gji (na­uce o owa­dach) swo­je spo­strze­że­nia do tej na­uki się od­no­szą­ce, ogła­sza po więk­szej czę­ści w pi­smach spe­cy­al­nych za­gra­nicz­nych. Róż­ne jego roz­pra­wy roz­rzu­co­ne są po pi­smach pe­ry­odycz­nych.

Waga nie­tyl­ko jako zna­ko­mi­ty pra­cow­nik i ba­dacz nauk przy­ro­dzo­nych za­słu­gu­je w dzie­jach li­te­ra­tu­ry na chlub­ne wspo­mnie­nie, ale i jako je­den z ma­łej licz­by li­te­ra­tów naj­pięk­niej­szą, pol­sz­czy­zną pi­szą­cych.

Pi­sma jego zo­sta­ną pięk­nym po­mni­kiem, nie­tyl­ko dla na­uki sa­mej, ale i dla ro­do­we­go ję­zy­ka.

Wil­koń­ska Pau­li­na wdo­wa zna­ne­go i ulu­bio­ne­go hu­mo­ry­sty Au­gu­sty­na, miesz­ka w W. Ks. Po­znań­skiem; z ob­ra­zów to­wa­rzy­stwa, w któ­rem naj­czę­ściej tyl­ko pięk­na stro­na jej uwa­gę zwra­ca, kre­śli zaj­mu­ją­ce po­wie­ści, z upodo­ba­niem się na wdzięcz­nych nie­wie­ścich po­sta­ciach za­trzy­mu­jąc.

Z po­wie­ści, któ­re naj­wię­cej no­szą ce­chę ta­len­tu au­tor­ki, wy­li­czę: Wieś i mia­sto, Pan Woj­ski, Pani Pod­ko­mo­rzy­na.

* * *USTĘ­PY Z HI­STO­RYI ŚWIĘ­TEJ.

KAIN I ABEL

Naj­pierw­si ro­dzi­ce Adam i Ewa mie­li dwóch sy­nów. Star­szy na­zy­wał się Kain, i zo­stał rol­ni­kiem. Młod­szy Abel, ob­rał stan pa­ste­rza, a du­sza jego była tak ła­god­na jak ba­ra­nek. Oba­dwaj gor­li­wie do­peł­nia­li obo­wiąz­ków swe­go po­wo­ła­nia i Pan im bło­go­sła­wił.

Przed­się­wzię­li zło­żyć Bogu ofia­ry: Kain z pło­dów ziem­nych; Abel zaś z mło­dziuch­ne­go ba­ran­ka ze swej trzo­dy.

Pierw­si ci lu­dzie po­zna­li już, że pra­ca jest ich prze­zna­cze­niem, i tej do­peł­nia­li. Upra­wa roli do­star­cza­ła im po­ży­wie­nia, a weł­na owiec odzie­ży. Wszel­ka jed­nak­że mą­drość i sta­ra­ność jest bez­u­ży­tecz­na, je­że­li jej Bóg nie­uży­czy bło­go­sła­wień­stwa; przy niem czło­wiek z wdzięcz­nym i po­boż­nym umy­słem, wzno­si ser­ce i ręcę do Nie­ba, mó­wiąc: "Chwa­lę i wiel­bię Cię Pa­nie, za do­bro­dziej­stwa, któ­rych do­zna­ję!

Kain i Abel uczu­li po­trze­bę do­peł­nie­nia tego obo­wiąz­ku, i dla tego zło­ży­li Panu swo­je ofia­ry; Abel czy­nił to z uczu­ciem po­boż­ne­go dzie­cię­cia. Na­bo­żeń­stwo Ka­ina zaś, było tyl­ko po­wierz­chow­ne i ob­łud­ne; był bo­wiem mniej ła­god­ny od bra­ta i kar­mił w du­szy szko­dli­we na­mięt­no­ści.

Dla­te­go też Bóg mile spoj­rzał na ofia­rę Abla; lecz nie po­do­ba­ła się mu ofia­ra Ka­ina.

Wszech­moc­ny prze­ni­ka wszel­kie skry­to­ści, a po­boż­ne, nie­ska­żo­ne ser­ce, jest dla nie­go naj­lep­szą ofia­ra.

Je­dy­nie czy­ste i bo­go­boj­ne ser­ce, chro­ni nas od zgry­zot su­mie­nia i jed­na nam la­skę Pana Boga.

* * *

WDZIĘCZ­NOŚĆ NO­EGO.

Bóg, uka­rał po­to­pem znik­czem­nio­ny ród ludz­ki. Wszyst­ko co tyl­ko żyło na zie­mi, woda po­chło­nę­ła. – Znaj­do­wał się wszak­że mąż pra­wy, na­zwi­skiem Noe, któ­re­go Pan oca­lić po­sta­no­wił wraz z żoną, sy­na­mi i ich żo­na­mi. Z roz­ka­zu Bo­że­go, Noe wy­bu­do­wał wiel­ki sta… tek, (któ­ry na­zwa­no Arką), umie­ścił w nim ro­dzi­nę swo­ję i zwie­rzę­ta, ja­kie mia­ły po­zo­stać przy ży­ciu, i za po­mo­cą Wszech­moc­ne­go pły­wał na po­wierzch­ni wody, tak, iż, on wraz ze wszyst­kiem co miał przy so­bie, zo­stał oca­lo­ny.

Jak źrze­ni­cę w oku, Pan strze­że w po­trze­bie tych, któ­rzy go ko­cha­ją., i żad­nej na nich nie do­pusz­cza kie­ski. Noe od cza­su do cza­su wy­pusz­czał pta­stwo z Arki, chcąc ja­ką­kol­wiek o sta­nie zie­mi po­wziąć wia­do­mość. Na­przód wy­pu­ścił kru­ka, lecz ten nie po­wró­cił; do­my­ślał się Noe, iż go bał­wa­ny po­chło­nę­ły. Na­stęp­nie pu­ścił go­łę­bia; ten trwoż­li­wie trze­po­tał koło Arki; uli­to­wał się więc nad nim Noe i wpu­ścił go na po­wrót do stat­ku. W trzy dni zno­wu go wy­słał; wie­czo­rem do­pie­ro go­łąb po­wró­cił, nio­sąc w dziob­ku zie­lo­ną ga­łąz­kę oliw­ną.

Uspo­ko­iła się bu­rza na zie­mi; usta­ły ule­wy, wi­cher już nie hu­czał, uśmie­rzy­ło się bi­cie bał­wa­nów, na­stą­pi­ła zu­peł­na ci­sza i spo­koj­ność.

Z tej to przy­czy­ny ga­łąz­ka oliw­na sta­ła się go­dłem po­ko­ju, a ko­lor zie­lo­ny bar­wą na­dziei.

Na­ko­niec Noe do­strzegł, iż zie­mia już obe­schła, i z roz­ka­zu Boga wraz z ro­dzi­ną i wszyst­kie­mi zwie­rzę­ta­mi opu­ścił Arkę.

Przy­wró­co­na i jak­by od­młod­nia­ła pięk­ność zie­mi, za­chwy­ca­ła oko No­ego. Pro­mie­nie słoń­ca zda­wa­ły mu się ognist­sze niż daw­niej, łąki i pola po­wab­niej­sze, kwia­ty na­wet woń przy­jem­niej­szą wy­da­wa­ły. Czuł się jak gdy­by nowo – na­ro­dzo­nym, a prze­ję­ty uczu­ciem wdzięcz­no­ści, za ochro­nio­ne ży­cie i cu­dow­ne swo­ję oca­le­nie, upadł przed oł­ta­rzem, któ­ry Panu wy­sta­wił, ja­sno wznio­sły się pło­mie­nie jego ofia­ry, a z nie­mi mo­dły dzięk­czyn­ne po­boż­nej jego du­szy.

Po­do­ba­ła się Wszech­moc­ne­mu ta jego ofia­ra, i przy­rzekł No­emu, iż chce za­wrzeć nowe przy­mie­rze z nim i po­ko­le­niem jego, na mocy któ­re­go bę­dzie po­bła­ża­ją­cym dla lu­dzi i nie­na­wi­dzi ich po­dob­ną pla­gą jaką był po­top.

Na znak tej obiet­ni­cy, Pan przy­ro­dze­nia uka­zał na swo­jem Nie­bie wspa­nia­łą tę­czę; a wi­dok tej po­słan­ki po­ko­ju, po­cie­sza oko i spo­koi ser­ce, prze­ko­ny­wa­jąc nas o ła­ska­wo­ści i mi­ło­sier­dziu Boga.

Cu­dow­nie Wszech­moc­ność Boża strze­że po­boż­ne­go, któ­ry w ży­ciu do­cze­snem po­świę­ca Panu swe ser­ce .

* * *

DZIE­CIĘ MOJ­ŻESZ.

Obiet­ni­ce Boga speł­ni­ły się na po­tom­stwie Abra­ha­ma, Iza­aka i Ja­kó­ba. Izra­el stał się lu­dem bar­dzo licz­nym, a Egip­cy­anie mnie­ma­li, iż mógł­by się stać dla nich groź­nym. Na­stęp­ni kró­lo­wie byli też mniej ła­ska­wi od Fa­ra­ona wła­da­ją­ce­go za cza­sów Jó­ze­fa. Zda­rzy­ło się na­wet, iż je­den z tych ksią­żąt wy­dał okrut­ny roz­kaz: aby wszyst­kie nie­wia­sty izra­el­skie to­pi­ły swych no­wo­na­ro­dzo­nych sy­nów w rze­ce Nilu; za­mie­rza­jąc przez to za­po­bie­gać wzro­sto­wi tego ludu. Roz­kaz ten cięż­ko ra­nił ser­ca nie­szczę­śli­wych Ma­tek.

Bar­dzo po­boż­na i spra­wie­dli­wa nie­wia­sta izra­el­ska już przez trzy mie­sią­ce ukry­wa­ła mimo oba­wy i stra­chu, prze­ślicz­nej uro­dy chłop­czy­nę. Dłu­żej go taić nie mo­gła, uplo­tła wiec ko­szyk z trzci­ny, i ob­le­pi­ła go smo­łą, tak, iż woda prze­sią­kać nie mo­gła.

Lecz łzy jej spa­dły w nie­bez­piecz­ną ko­ły­skę, gdy do niej wło­ży­ła dzie­cię i gdy je po­sta­wi­ła w ro­go­ziu przy brze­gu.

W go­rą­cej mo­dli­twie po­le­ca­ła dzie­ci­nę opie­ce Boga; bła­ga­jąc aby li­to­ści­wa du­sza zna­la­zła syna jej ser­ca i nad nim mia­ła mi­ło­sier­dzie.

Star­sza sio­stra chło­pię­cia na­tchnio­na mi­ło­ścią ro­dzin­ną, sta­nę­ła zda­la od brze­gu i trwoż­li­wie wy­glą­da­ła losu uko­cha­ne­go bra­cisz­ka.

Wie­czo­rem przy­by­ła cór­ka kró­lew­ska do rze­ki, chcąc się ką­pać w chłod­nych jej nur­tach.

Zna­la­zła ko­szyk, otwo­rzy­ła go, a ład­ny chłop­czyk ża­ło­snym pła­czem ob­ja­wił jej swo­ją nie­do­lę.

Głos po­li­to­wa­nia ode­zwał się w ludz­kiem i czu­łem ser­cu kró­lew­skiej dzie­wi­cy; roz­rzew­nio­na lo­sem ma­tek, któ­ry roz­kaz jej ojca uczy­nił nie­szczę­śli­we­mi, po­sta­no­wi­ła mieć pie­czę o zna­le­zio­nem dzie­cię­ciu i dać mu tro­skli­we wy­cho­wa­nie.

Wi­dząc to i sły­sząc sio­stra dzie­ci­ny, le­d­wo wstrzy­mać zdo­ła­ła swą ra­dość. Na­braw­szy jed­nak śmia­ło­ści, zbli­ży­ła się do cór­ki kró­lew­skiej i za – py­ta­ła: "Czy­li ma przy­wo­łać nie­wia­stę izra­elit­ke, któ­ra­by się za­trud­ni­ła wy­cho­wa­niem dzie­cię­cia."

Ze­zwo­li­ła na to kró­lew­na, a z naj­więk­szą mat­ki ra­do­ścią przy­wró­co­no jej syna. Księż­nicz­ka przy­rze­kła jej na­wet na­gro­dę, je­że­li do­peł­ni obo­wiąz­ków wzglę­dem dzie­cię­cia, któ­re­mu ona (księż­nicz­ka) nada­ła imię Moj­żesz.

Sta­ło się tak; dzie­cię wzra­sta­ło przy dwo­rze kró­lew­skim ob­fi­tu­jąc we wszyst­ko. W krót­ce ato­li Moj­żesz po­znał nie­do­lę i cięż­ki ucisk swych bra­ci i stał się ich zbaw­cą.

Wy­bra­ny od Boga, wy­wiódł Izra­ela z nie­wo­li egip­skiej, i w cza­sie dłu­giej wę­drów­ki był sę­dzią, na­uczy­cie­lem i do­bro­czyń­cą tego ludu.

Cu­dow­ne są wy­ro­ki Pań­skie; czło­wiek jest wy­bra­nem na­rzę­dziem do ich speł­nie­nia. Czę­sto­kroć dzie­lą jego, są przy­czy­ną wiel­kich wy­pad­ków.

* * *

WDO­WA Z ZA­RPAT.

Bóg spra­wie­dli­wy, uznał pew­ne­go razu po­trze­bę na­wie­dzić lud Izra­ela, dłu­go­trwa­łą su­szą. Ztąd po­wstał głód, a wiel­ki pro­rok Eliasz, któ­ry z roz­ka­zu Bo­że­go za­po­wie­dział tę pla­gę, sam cier­piał wiel­ki nie­do­sta­tek.

Rzekł więc Pan do nie­go: udaj się do Za­rpat, a tam wdo­wa za­do­sy­ću­czy­ni two­im po­trze­bom.

Eliasz był po­słusz­ny temu roz­ka­zo­wi i w sa­mej rze­czy, już przy bra­mie mia­sta spo­tkał ko­bie­tę zbie­ra­ją­cą, drze­wo.

Spra­gnio­ny rzekł do niej: "Idź i przy­nieś mi wody w swo­jem na­czy­niu, chciał­bym się na­pić." Spiesz­nie po­bie­gła, uczy­nić za­do­syć jego żą­da­niu, a Eliasz wo­łał za nią: "Przy­nieś mi tak­że ka­wa­łek chle­ba."

Wdo­wa zaś od­po­wie­dzia­ła: "Jak Bóg i Pan twój w nie­bie, nie­mam już chle­ba, tyl­ko garść mąki w skrzy­ni i co­kol­wiek oli­wy w dzban­ku. Pa­trzaj, to drze­wo uzbie­ra­łam dla zgo­to­wa­nia ostat­niej wie­cze­rzy; gdy tę z sy­nem moim spo­ży­je­my, mo­że­my się po­ło­żyć i umrzeć."

Tak na­rze­ka­ła nie­szczę­sna nie­wia­sta, lecz Wszech­mo­gą­cy spoj­rzał na jej nę­dzę, i na ra­tu­nek jej ze­słał świę­te­go męża do Za­rpat. Ten zaś rzekł do niej: "Bądź do­brej my­śli, nie umrzesz; idź tyl­ko i przy­rządź po­ży­wie­nie z ma­łe­go twe­go za­pra­su; bę­dzie ono do­sta­tecz­ne i nie ostat­nie. Tak jest, Pan i Bóg Izra­ela mówi: "Mąka w skrzy­ni two­jej nie bę­dzie spo­ży­ta, a oli­wa z dzban­ka twe­go są­czyć się bę­dzie, do­pó­ki deszcz nie skro­pi i nie użyź­ni zie­mi."

Nie­wia­sta po­szła z za­ufa­niem i wia­rą, i uczy­ni­ła jak jej mąż Boży roz­ka­zał.

I sta­ło się co po­wie­dział; nie zbra­kło mąki w jej skrzy­ni, ani oli­wy w jej dzban­ku.

Wdo­wa zaś i syn jej je­dli i za­wsze się na­sy­ci­li, wraz z Pro­ro­kiem, któ­ry przez dłu­gi czas po­zo­stał w ich domu.

Do­peł­niaj swych obo­wiąz­ków i ufaj Panu, a po­moc Jego bę­dzie ci bli­ska. Zbaw­ca bo­wiem tam naj­prę­dzej się zja­wia, gdzie nę­dzarz w roz­pa­czy łzy roni.

* * *

DA­NIEL.

Po­mię­dzy ży­da­mi zo­sta­ją­ce­mi w nie­wo­li ba­bi­loń­skiej, było tak­że wie­lu chłop­ców po­cho­dzą­cych z krwi ksią­żąt, a na­wet i kró­lów.

Roz­ka­zał więc król Na­bu­cho­do­no­zor wy­brać naj­uro­dziw­szych i naj­roz­trop­niej­szych z po­mię­dzy nich, da­wać im po­ży­wie­nie i na­po­je ze sto­łu kró­lew­skie­go, ćwi­czyć ich w ję­zy­kach i in­nych na­ukach, aby po­tem mo­gli być uży­ci do usłu­gi przy dwo­rze.

Wie­le tych dzie­ci cie­szy­ło się ta­kim lo­sem i chęt­nie prze­stę­po­wa­ło przy­ka­za­nie, wzbra­nia­ją­ce ży­dom uży­wać po­kar­mów wspól­nie z po­ga­na­mi i in­ne­mi ludź­mi.

Je­den wszak­że chłop­czy­na, imie­niem Da­niel, lę­kał się po­peł­niać tego grze­chu, i wo­lał zrzec się zmy­sło­wej ucie­chy, ja­kiej mógł do­zna­wać przy suto za­sta­wio­nym sto­le, ni­że­li sprze­ci­wiać się woli Pana Boga.

Jest to pięk­ny przy­kład ry­chłej bo­go­boj­no­ści i wier­ne­go do­peł­nie­nia obo­wiąz­ków. Każ­de z dzie­ci nie­chaj sa­me­go sie­bie za­py­ta, czy­li­by w miej­scu Da­nie­la po­stą­pi­ło po­dob­nie i opar­ło się po­ku­sie ła­kom­stwa?

Uczy­nił to Da­niel, a Bóg po­lu­bił go za to, i przy­chy­lił mu tak­że ser­ce pierw­sze­go pod­ko­mo­rze­go kró­lew­skie­go; gdy bo­wiem Da­niel z trze­ma in­ne­mi chło­pię­ta­mi, któ­rzy po­szli za jego przy­kła­dem, pro­si­li, aby im po­zwo­lił za­miast kosz­tow­nych po­traw i na­po­jów, po­ży­wać pro­ste po­kar­my ja­rzyn­ne i pić wodę; rzekł: "Chęt­nie­bym się skło­nił do wa­szej proś­by, lecz gdy­by przy li­chych po­kar­mach cera wa­sza się… zmie­ni­ła, ścią­gnął­bym na sie­bie gniew kró­la."

Dzie­ci zaś od­po­wie­dzia­ły na to: "Spró­buj, po­zwól nam przez dzie­sięć dni ja­dać po­dług ży­cze­nia na­sze­go, a po­tem patrz, czy­li twa­rze na­sze będą bled­sze i chud­sze niż in­nych, i po­stąp z nami we­dług upodo­ba­nia."

Po­do­ba­ło się to pod­ko­mo­rze­mu i przy­chy­lił się do ich proś­by. Mier­ność i pro­ste po­kar­my są przy nie­win­no­ści i cno­cie dziel­nym środ­kiem do nada­nia cia­łu, zdro­wia i siły, bar­dziej niż zbyt­ki i ła­kom­stwo.

Pan też po­dwój­nie bło­go­sła­wił pro­ste po­kar­my Da­nie­la i jego to­wa­rzy­szów, gwo­li ich po­boż­no­ści. Po upły­nie­niu bo­wiem dzie­się­ciu dni ozna­czo­nych, chło­pię­ta te sta­nę­ły czer­stwiej­sze nit daw­niej przed pod­ko­mo­rzym. Oko ich ja­śnia­ło żyw­szym bla­skiem, lica ich pięk­niej­szy kra­sił ru­mie­niec i wię­cej mie­li cia­ła, niż te dzie­ci, któ­re ja­dły z kró­lew­skie­go sto­łu.

Do­zor­ca po­zwo­lił im więc po­zo­stać przy swo­im spo­so­bie ży­cia, z cze­go oni bar­dzo się ra­do­wa­li w Panu. Wzra­sta­li tak­że w mą­dro­ści i zdol­no­ściach, a Pan ob­da­rzył ich nad­zwy­czaj­ne­mi przy­mio­ta­mi.

Szcze­gól­niej też Da­niel był ulu­bień­cem Na­bu­cho­do­no­zo­ru i kil­ku in­nych kró­lów per­skich: Je­den z tych na­zwi­skiem Da­ry­usz, uczy­nił Da­nie­la, gdy ten wy­rósł, prze­ło­żo­nym nad ksią­żę­ta­mi i na­miest­ni­ka­mi swe­go pań­stwa. Mar­kot­ni per­so­wie, że cu­dzo­zie­miec a do tego żyd nad nich wy­wyż­szo­ny, czy­cha­li na jego zgu­bę. Skło­ni­li więc Da­ry­usza do wy­da­nia roz­ka­zu, iżby w cią­gu dni trzy­dzie­stu, nikt nie wa­żył się pro­sić o co­kol­wiek bądź, ani prze­ło­żo­nych, ani bo­gów, wy­jąw­szy jed­ne­go kró­la.

Da­niel nie zwa­ża­jąc na za­kaz ta­ko­wy, po­dług zwy­cza­ju swo­je­go, pa­dał co­dzien­nie trzy­kroć na twarz przed Bo­giem, mo­dlił się i w szcze­ro­ści du­cha przed­sta­wiał mu wszyst­kie swo­je po­trze­by.

Nie zwa­żał na to, czy­li przez otwar­te okna domu wiej­skie­go, w któ­rym wła­śnie ba­wił, ktoś­kol­wiek pa­trzy na jego po­boż­ne za­trud­nie­nia; bał się bo­wiem Boga i wię­cej go po­wa­żał niż lu­dzi, dla­te­go też przez nich nie dał się od­wieść z dro­gi przy­ka­za­nia. Ale lud obu­rzył się prze­ciw­ko nie­mu; na­mięt­nie oskar­żał go przed kró­lem o prze­stą­pie­nie po­wyż­sze­go za­ka­zu, i żą­dał, aby Da­nie­la "wrzu­co­no do ja­ski­ni lwiej, na po­żar­cie tym dra­pież­nym zwie­rzę­tom. Ze smut­kiem ze­zwo­lił na to Da­ry­usz i po­że­gnał osą­dzo­ne­go pięk­ne­mi wy­ra­zy: "Bóg twój, któ­re­mu cią­gle słu­żysz, nie­chaj ci do­po­mo­że!"

Do­po­mógł istot­nie Bóg po­boż­ne­mu mę­żo­wi, i za­cho­wał w nie­bez­pie­czeń­stwie za­gra­ża­ją­cem jego ży­ciu. Przy­dał mu Anio­ła Stró­ża, któ­ry lwom zbli­żyć się nie do­zwo­lił.

Mnie­ma­ny smut­ny los Da­nie­la, tak nie­po­ko­ił kró­la, iż nie mógł ani jeść, ani też sen nie za­warł jego po­wiek.

W kil­ka dni udał się do ja­ski­ni lwiej, aby przy­najm­niej po­ża­ło­wać nie­szczę­śli­wą ofia­rę; lecz o dzi­wo! zna­lazł Da­nie­la nie­na­ru­szo­ne­go i spo­koj­ne­go po­śród lwów, wy­chwa­la­ją­ce­go i wiel­bią­ce­go Boga.

Król nie­zmier­nie się ura­do­wał, ka­zał go wy­do­być na­tych­miast, a wrzu­cić nie­go­dzi­wych jego oskar­ży­cie­li, któ­rych na­tych­miast po­rwa­ły i roz­szar­pa­ły za­ja­dłe zwie­rzę­ta.

Da­niel zaś po­zy­skał wiel­kie wzglę­dy i za­szczy­ty, tak u Da­ry­usza, ja­ko­też u na­stęp­cy jego Cy­ru­sa, a praw­dzi­wa jego po­boż­ność i nie­trwoż­li­wa otwar­tość, bar­dzo czę­sto czy­ni­ła wiel­kie wra­że­nie na kró­lach. Mąż ten Boży nisz­czył na­wet w gor­li­wo­ści swo­jej bał­wa­ny, i spra­wił, iż kró­lo­wie ci sami uzna­li Naj­wyż­sze­go za je­dy­ne­go praw­dzi­we­go Boga i uzna­nie to po ca­łem pań­stwie roz­sze­rzać ka­za­li.

Po­boż­ny przy­kład spra­wia wie­le do­bre­go. Dla tego za­wsze po­stę­puj dro­gą Pań­ską; a tym spo­so­bem i dla in­nych bę­dziesz bło­go­sła­wień­stwem.

* * *

JAN PRZE­SŁA­NIEC JE­ZU­SA.

Za cza­sów kró­la He­ro­da, żył w ma­łem mia­stecz­ku Ju­dei god­ny ka­płan pań­ski, na­zwi­skiem Za­cha­ry­asz, z żoną swo­ja Elż­bie­ta.

Bo­go­boj­ne­mu temu mał­żeń­stwu, Bóg, w po­de­szłym wie­ku dał syna, i bar­dzo je­tem uszczę­śli­wił. Ojcu zja­wił się anioł w świą­ty­ni, prze­po­wie­dział mu na­przód te po­cie­chę ro­dzi­ciel­ską, a na­wet imię dzie­cię­cia z roz­ka­zu Ojca nie­bie­skie­go było mu ob­ja­wio­ne.

Mia­ło się na­zy­wać Jan, stać się kie­dyś wiel­kim czło­wie­kiem, mę­żem Bo­żym, któ­ry miał zwia­sto­wać lu­dom przy­by­cie Zba­wi­cie­la, i przy­spo­so­bić ich do god­ne­go Jego przy­ję­cia.

Speł­ni­ło się wszyst­ko, na­ro­dził im się syn, sil­ny i na­dob­ny. W ja­snych jego oczach już wcze­śnie bły­snął ogień, któ­ry póź­niej ża­rzył się w du­szy tego męża; lica jego były śnia­de i pięk­ne, a wy­pu­kłe ja­go­dy kra­sił ru­mie­niec czer­stwo­ści.

Wzra­sta­ła dzie­ci­na, wy­cho­wa­na od ro­dzi­ców w mier­no­ści, aby bo­wiem mógł do­peł­niać z na­le­ży­tą siłą po­wo­ła­nia na­uczy­cie­la ludu i prze­słań­ca Je­zu­sa; trze­ba było do tego przy­spo­so­bić jego cia­ło.

Od­dzie­lo­ny od świa­ta, mu­siał do­brze roz­wa­żyć wiel­kie swo­je dzie­ło, i za­sta­na­wiać się nad jego wy­ko­na­niem. Na pu­sty­ni, do któ­rej się schro­nił, bę­dąc już do­ro­słym mę­żem nie mógł zbyt­ko­wać; mu­siał prze­sta­wać na li­chych po­kar­mach, wo­dzie kry­nicz­nej, szorst­kiej odzie­ży i twar­dem łożu; dla tego już przy­rze­ka­jąc go ro­dzi­com, anioł roz­ka­zał, aby dzie­cię­ciu nie da­wa­li wina, ani też in­nych roz­pa­la­ją­cych na­po­jów, iżby du­cha jego utrzy­ma­li w trzeź­wo­ści. Sta­ło się tak, a umiar­ko­wa­ny spo­sób ży­cia, przy­czy­nił się do lep­sze­go wzro­stu chło­pię­cia; du­sza jego wcze­śnie doj­rza­ła, a władz jej Jan bez prze­szko­dy mógł użyć ku do­bru ludz­ko­ści.

Sko­ro do­rósł, sil­nie i z za­pa­łem po­wsta­wał prze­ciw­ko ze­psu­to­ści lu­dzi, na­po­mi­nał ich do po­pra­wy, chrzcił po­ku­tu­ją­cych i go­to­wych do skru­chy, i prze­po­wie­dział świa­tu przy­by­cie Zba­wi­cie­la, z któ­rym go łą­czy­ło w doj­rza­łym wie­ku naj­ści­ślej­sze ogni­wo czy­stej przy­jaź­ni i jed­no­ści du­szy.

Jam jest wiel­kim przy­kła­dem wstrze­mięź­li­wo­ści; na­śla­duj­cie go dzie­ci, na­wet po­śród do­stat­ków. Każ­dy

zby­tek jest szko­dli­wym i nie­bez­piecz­nym. Mier­ność utrzy­mu­je wła­dze du­cha, i nie ta­mu­je jego dzia­łań.

* * *

JE­ZUS W KO­ŚCIE­LE.

W skrom­no­ści i ukry­ciu żył Je­zus jako nie­win­ne i po­słusz­ne dzie­cie w cha­cie swych ro­dzi­ców do dwu­na­ste­go roku. Wten­czas to, raz pierw­szy wzię­li go z sobą do Je­ro­zo­li­my, na ob­chód Świę­ta Pas­chy. Inne dzie­cię tego wie­ku, był­by zaj­mo­wał i ba­wił je­dy­nie wi­dok wiel­kiej sto­li­cy, świet­ność i prze­pych tylu oso­bli­wo­ści; lecz Je­zu­sa oży­wiał inny, Boży duch; dla nie­go przedew­szyst­kiem ko­ściół miał po­wab; a naj­więk­szą ra­do­ścią du­szy jego było, że z wszyst­kich oko­lic przy­by­wa­ły tłu­my ludu dla uczcze­nia Boga.

Pierw­szy raz w ży­ciu może, ode­zwa­ło się w ser­cu świę­te­go dzie­cię­cia, prze­czu­cie swe­go po­wo­ła­nia i wy­so­kie­go swe­go prze­zna­cze­nia. Za­po­mniał o ca­łym świe­cie, za­to­pio­ny w mo­dli­twach i po­boż­nem unie­sie­niu. Po skoń­czo­nej uro­czy­sto­ści Jó­zef z Mar­ja, kil­ku krew­ne­mi i in­ne­mi oso­ba­mi przy­by­łe­mi zda­le­ka, wy­bie­ra­li się do po­wro­tu. W tem po­strze­gli nie­obec­ność dzie­cię­cia; lecz mnie­ma­li, iż go znaj­dą przy to­wa­rzy­szach po­dró­ży; gdy go jed­nak wie­czo­rem nie za­sta­li w go­spo­dzie i za­py­ta­ni twier­dzi­li, że nie wie­dzą o nim z oba­wą i smut­kiem po­wró­ci­li do Je­ro­zo­li­my szu­ka­iąc go wszę­dzie. Na­ko­niec uda­li się do ko­ścio­ła; pro­sić Boga o po­moc i tam wła­śnie zna­leź­li syna swe­go po­mię­dzy na­uczy­cie­la­mi i star­szy­mi ludu, jak ich słu­chał za­py­ty­wał i na za­py­ta­nia ich z Bożą od­po­wia­dał mą­dro­ścią; wszy­scy obec­ni zwró­ci­li tez uwa­gę na wdzięcz­ną jego mowę, wszy­scy spo­glą­da­li na Nie­go i dzi­wi­li się roz­rzew­nie­ni. Mar­ja przy­stą­pi­ła do ko­cha­ne­go syna i nie wstrzy­mu­jąc żalu rze­kła do nie­go: "O synu mój, dla cze­góż nam to uczy­ni­łeś. Ja wraz z oj­cem szu­ka­li­śmy cie­bie z wiel­kim smut­kiem!"

Je­zus zaś od­po­wie­dział jej, prze­ko­na­ny o Bo­żem swo­jem po­cho­dze­niu, zna­leż­nem wszak­że od dzie­ci dla mat­ki usza­no­wa­niem: "Dla cze­góż szu­ka­li­ście mnie. Czy­liż nie wie­cie, iż po­wi­nie­niem być w domu Ojca mo­je­go?" Mar­ja ści­śle wszyst­ko roz­wa­ża­jąc, i w tych wy­ra­zach nie­zro­zu­mia­łych in­nym, zna­la­zła wiel­kie zna­cze­nie i za­cho­wa­ła je głę­bo­ko w swem ser­cu.

Na­dob­na dzie­ci­na chęt­nie uda­ła się z ko­ścio­ła do domu z ro­dzi­ca­mi. Jó­zef jak daw­niej trud­nił się rze­mio­słem cie­siel­skiem, był pra­co­wi­ty, skrom­ny i żył swo­bod­nie z swo­ją ro­dzi­ną. Jako do­bry syn Je­zus do­po­ma­gał mu wier­nie, z dzie­cię­ciem po­słu­szeń­stwem pod­le­gał mat­ce, wzra­stał w mą­dro­ści i zjed­nał so­bie ła­skę u Boga i lu­dzi.

Dzie­ci! wdzie­li i uro­dę, cno­ta zdo­bić po­win­na, ona

wam zjed­na sza­cu­nek lu­dzi szla­chet­nych, ła­skę i opie­kę Boga. Na­śla­duj­cie więc Je­zu­sa, i za­wsze cno­tę w ser­cu do­cho­wuj­cie.

* * *

CÓR­KA JA­IRA.

Słod­ki Zba­wi­ciel ob­cho­dząc na zie­mi, sta­rał się naj­moc­niej ła­god­no­ścią i uprzej­mo­ścią przy­nę­cać do sie­bie lu­dzi god­nych kary, lecz zdol­nych jesz­cze do po­pra­wy i tych du­sze oca­lać.

Po­mię­dzy ży­da­mi owo­cze­sny­mi na urzę­dach cel­nych było wie­lu lu­dzi, któ­rych osła­wio­no za wiel­kich grzesz­ni­ków; po­wo­ła­nie ich bo­wiem na­strę­cza­ło im naj­wię­cej spo­sob­no­ści, oszu­ki­wa­nia in­nych i zbo­ga­ca­nia się ich kosz­tem, co też i czy­ni­li nie­ste­ty!

Wie­lu jed­nak­że po­mię­dzy tymi cel­ni­ka­mi, mu­sia­ło być lu­dzi nie­zu­peł­nie ze­psu­tych, zna­lazł bo­wiem Je­zus god­nych od­wo­ła­nia z dro­gi bez­pra­wia i przy­zwa­nia do sie­bie. Sko­ro to się sta­ło, zwy­kle oca­le­ni zu­peł­nej ule­gli zmia­nie. Uzna­wa­li swo­je grze­chy i ża­ło­wa­li za nie w po­ko­rze, uświę­ci­li swój umysł i nie­wy­po­wie­dzia­na wdzięcz­ność i go­rą­ca mi­łość przy­wią­zy­wa­ła ich do do­bro­czyń­cy i Zba­wi­cie­la.

Wła­śnie znaj­do­wał się Je­zus u jed­ne­go z tych mę­żów, któ­re­go był wy­ba­wił z nie­bez­piecz­ne­go po­wo­ła­nia, cel­ni­ka, i był uczy­nił swo­im uczniem. Mąż ten na­zwi­skiem Ma­te­usz, z wdzięcz­no­ści i ra­do­ści, spra­wił na cześć swe­go Zba­wi­cie­la wiel­ką ucztę; a Je­zus mile przy­jął jego za­pro­sze­nie. Ato­li ob­łud­ni Fa­ry­ze­uszo­wie i pi­sa­rze za­kon­ni, moc­no Mu przy­ga­nia­li, iż prze­sta­wał z ludź­mi, któ­ry­mi oni gar­dzi­li; – bo­wiem cel­ni­cy po­wszech­nie mie­li złe imię i nie lu­bio­no z nimi mieć do czy­nie­nia. Ła­god­ny jed­nak Przy­ja­ciel ludz­ko­ści, spo­koj­nie po­wta­rzał im: iż dla tego przy­był na ten świat, aby grzesz­ni­ków po­bu­dzał do po­ku­ty, a nie po­boż­nych. Po­rów­ny­wał się z le­ka­rzem, któ­re­go nie po­trze­bu­ją zdro­wi i sil­ni, lecz cho­rzy i cier­pią­cy

W cza­sie tej roz­mo­wy, przy­był prze­ło­żo­ny bóż­ni­cy ży­dow­skiej na­zwi­skiem Jair: oj­ciec ten nie­szczę­śli­wy prze­ję­ty ża­lem, zbli­żył się do Je­zu­sa i upadł do nóg Jego; je­dy­nacz­ka cór­ka jego, dziew­czyn­ka lat dwa­na­ście ma­ją­ca, była nie­bez­piecz­nie cho­ra, i każ­da chwi­la za­gra­ża­ła jej sko­na­niem. "Pójdź Pa­nie!" bła­gał stro­ska­ny, "wejdź do domu mo­je­go, do­tknij cu­dow­ną ręką ko­na­ją­cej, aby żyła i ozdro­wia­ła." Je­zus za­wsze chęt­ny nieść po­moc, od­stą­pił uczty i po­szedł z Ja­irem. To­wa­rzy­szy­li Mu ucznio­wie i wie­le ludu. W dro­dze spo­tka­li ich słu­żą­cy prze­ło­żo­ne­go bóż­ni­cy, mó­wiąc do pana swo­je­go: "Nie trudź da­lej Mi­strza, al­bo­wiem cór­ka two­ja umar­ła."

Jak grom do­tknę­ły te wy­ra­zy nie­szczę­śli­we­go ojca; ale wszech­wie­dzą­cy Boży Przy­ja­ciel ludz­ko­ści, przej­rzał stro­ska­ne ser­ce, mó­wiąc: "Nie lę­kaj się, jeno wierz."

W domu Ja­ira był żal i na­rze­ka­nie, przy­by­ło też wie­lu cie­ka­wych i dzie­lą­cych smu­tek ro­dzi­ców Pan rzekł: "na co ta wrza­wa? dzie­cię śpi."

Szy­der­stwem i śmie­chem od­po­wie­dzia­ło kil­ku nie­sfor­nych na te sło­wa; lecz z po­waż­ne­go roz­ka­zu Je­zu­sa od­da­lić się mu­sie­li. Tyl­ko trzem swo­im ulu­bio­nym uczniom, Ja­no­wi, Pio­tro­wi i Ja­kó­bo­wi i ro­dzi­com dzie­cię­cia, po­zwo­lił udać się za sobą, do kom­na­ty, w któ­rej cia­ło było zło­żo­ne.

Jak lil­ja ze­rwa­na, le­ża­ła dziew­czyn­ka bla­da i zim­na; łzy ro­dzi­ców pły­nę­ły cią­gle, w tem bo­wiem dzie­cię­ciu tra­ci­li wszel­ką po­cie­chę ży­cia, gdyż było czer­stwe, we­so­łe; a po­słu­szeń­stwem wy­na­gra­dza­ło ich przy­wią­za­nie i tro­skli­wość.

Je­zus zbli­żyw­szy się, wziął dziew­czyn­kę za rękę, i wstać jej roz­ka­zał.

Duch Boży prze­nik­nął jej pier­si i oży­wił zmar­twia­łe człon­ki, du­sza po­wró­ci­ła do cia­ła, któ­re już była opu­ści­ła, a dziew­czyn­ka po­słusz­na wszech­moc­ne­mu sło­wu, wsta­ła i cho­dzić za­czę­ła.

Cud ten tak moc­no zaj­mo­wał na­wet umy­sły sa­mych ro­dzi­ców, iż im Je­zus przy­po­mnieć mu­siał, aby na nowo wskrze­szo­ne dzie­cię po­si­li­li po­kar­mem i na­po­jem; w wiel­kiem bo­wiem ser­cu Jego mie­ści­ła się tro­skli­wość o naj­mniej­sze na­wet przed­mio­ty. Od­szedł po­tem ła­ska­wy Mistrz w ci­cho­ści i za­ka­zał roz­gła­szać do­bro­czyn­ne dzie­ło swo­je, prze­sta­jąc na po­cie­sze­niu stro­ska­nych.

Sen i śmierć bli­sko z sobą po­krew­nio­ne, ostat­nia nie bę­dzie nam się zda­wać okrop­ną, gdy wspo­mnia­ny, że i nam kie­dyś Wszech­moc­na ręka przy­wró­ci ży­cie.

* * *
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: