Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przegląd literatury ludów wschodnich, poezyi greckiej, średniowiecznej, polskiej XVI i XIX wieku: odczyty publiczne z miesiąca maja i czerwca r. z. - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przegląd literatury ludów wschodnich, poezyi greckiej, średniowiecznej, polskiej XVI i XIX wieku: odczyty publiczne z miesiąca maja i czerwca r. z. - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 422 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZE­GLĄD LI­TE­RA­TU­RY LU­DÓW WSCHOD­NICH, PO­EZYI GREC­KIEJ, ŚRE­DNIO­WIECZ­NEJ, POL­SKIEJ XVI I XIX WIE­KU.

OD­CZY­TY PU­BLICZ­NE

Dra Ka­ro­la Me­che­rzyń­skie­go z mie­sią­ca Maja i Czerw­ca r. z.

Kra­ków,

1851.

Dzieł­ko ni­niej­sze po­wsta­ło z ośmiu od­czy­tów, prze­zna­czo­nych na ze­bra­nia na­uko­we miej­sco­wej pu­blicz­no­ści w mie­sią­cu Maju i Czerw­cu r. z. Nie było w ów czas za­mia­rem mó­wią­ce­go, ani wcho­dzić mo­gło do jego za­kre­su, przed­sta­wie­nie ca­ło­ści w przed­mio­cie tak roz­le­głym, ja­kim jest pi­śmien­nic­two uwa­ża­ne w swym dzie­jo­wym ob­ra­zie. Nie przed­sta­wia też zbio­ro­wej ca­ło­ści ni­niej­szy Prze­gląd, któ­ry wszak­że po­prze­dza ma­ją­ca wyjść w ta­kim­że kształ­cie, lecz więk­szym nie­co roz­mia­rze, Hi­sto­ryą li­te­ra­tu­ry po­wszech­nej z szcze­gól­nym wzglę­dem na pol­ską.I.

Na tej wiel­kiej wi­dow­ni, któ­rą spo­łecz­nym świa­tem na­zy­wa­my, roz­wi­ja się wie­ka­mi czyn­ne ży­cie ludz­ko­ści. Pły­ną dzie­je fa­la­mi od­mian, gra­ją żą­dze, wrą nie­sfor­ne ży­wio­ły; a w wal­ce ustaw­nych prze­ro­dzi­li świa­ta i wi­ru­ją­cej cią­głym ru­chem rze­czy­wi­sto­ści, snu­je sa­mo­czyn­ne siły duch, twór­ca ży­cia, i kona nie­wi­do­mie swo­je dzie­ło. Nie je­st­to sztucz­ne, mar­twą sprę­ży­ną po­ru­sza­ne wa­ha­dło, ka­lej­do­skop przed­sta­wia­ją­cy oku igrzy­sko przy­pad­ko­wo zmie­nia­ją­cych się kształ­tów; ale żywe, ru­cho­me dra­ma, któ­re skry­tą ukła­da ręką i ku nie­zna­nym ce­lom zwra­ca hi­sto­rycz­nie ge­niusz świa­ta.

Jak w świe­cie rze­czy­wi­stym, lak i w umy­sło­wym, ży­cie jest cią­głym ru­chem i po­stę­pem. Na osta­tecz­nym krań­cu cy­wi­li­za­cyi, u schył­ku ściem­nia­ją­cych się i zu­ży­tych idei cza­su, po­czy­na się świat mło­dzień­czych, wio­śnia­nych wra­żeń, pań­stwo no­we­go ży­cia, świa­tła i pięk­no­ści.. Kto­kol­wiek wznieść się umie do po­ję­cia praw­dzi­we­go po­stę­pu, snad­no przy­zna, że ludz­kość nie co­fa­ła się nig­dy w swo­jej dro­dze. Ludz­kość bo­wiem, to rwi­sty stru­mień, pły­ną­cy cią­głym i nie­wstrzy­ma­nym bie­giem. Je­śli ska­li­ste opo­ki, łomy i za­spy sta­wią mu sil­ne tamy, wody jego nur­tu­ją spodem i zie­mią, utrzy­mu­jąc skry­te związ­ki z oce­anem, do­pó­ki nie wzbio­rą fale i nie uro­sną w po­wódź gwał­tow­ną, któ­ra te po­wierz­chow­ne za­wa­dy znie­sie, i od­zy­sku­ją­cej swo­je pra­wa rze­ce głęb­szy i swo­bod­niej­szy go­ści­niec wy­żło­bi. Jest czyn­na siła w umy­śle ludz­kim, co jak siła pło­dze­nia w na­tu­rze nie próż­nu­je nig­dy: tą siłą par­ta ludz­kość zdą­ża nie­ustan­nie do prze­zna­czo­nych so­bie za­kre­sów.

Co zo­wie­my upra­wą to­wa­rzy­ską, świa­tłem, wy­kształ­ce­niem umy­sło­wem, zwierzch­nia jest sza­ta, ob­ja­wie­nie się we­wnętrz­nych dzia­łań du­cha, bez któ­re­go byt nasz po­ję­tym być nie może. Ba­da­jąc, ro­zu­mu­jąc, two­rząc kunsz­tow­nie, roz­wi­ja­my tyl­ko uczu­cie na­sze­go bytu. Wszel­ka za­tem umie­jęt­ność i sztu­ka po­win­na być owo­cem ży­cia, by­najm­niej zaś rze­czą za gra­ni­ca­mi bytu na­sze­go umiesz­czo­ną. Wszyst­ko się z ży­cia ro­dzi, ży­ciem krze­wi, i ży­ciu słu­ży. Ta jest naj­wyż­sza za­sa­da upra­wy spo­łecz­nej: z tej za­sa­dy wy­cho­dzi po­ję­cie ogól­ne umie­jęt­no­ści, sztuk, i wszel­kiej umy­sło­wej oświa­ty. Wdzię­ka­mi ży­cia roz­kwit­nąć, świa­tu się wdzię­kiem przy­mi­lić, far­by w świe­cie roz­po­strzeć, wo­nie na świat roz­sze­rzyć – oto prze­zna­cze­nie, do któ­re­go wzra­sta na­dob­ny kwiat czło­wie­czeń­stwa.

Na tle tego wiel­kie­go ob­ra­zu, któ­ry przed­sta­wia oku spo­łecz­ność uwa­ża­na w swo­im ogó­le, spo­strze­ga­my jak­by mie­nią­ce się i roz­ma­ito­ścią ude­rza­ją­ce bar­wy, co się wza­jem cie­niu­ją i od­róż­nia­ją, jak świa­tło dzien­ne igra­ją­ce w pro­mie­niach tę­czy. Sąto wi­do­me ce­chy osob­nych ple­mion i na­ro­do­wo­ści, wy­pły­wa­ją­ce z przy­ro­dzo­ne­go uspo­so­bie­nia, miej­sco­wych wpły­wów, i prze­wa­gi pew­nej wła­dzy du­cho­wej, któ­ra wła­ści­wych kształ­tów grą i od­mien­no­ścią roz­ma­ite w lu­dziach i na­ro­dach uwy­dat­nia róż­ni­ce.

Na­ród uwa­żać na­le­ży jak jed­nost­kę zbio­ro­wą, po­wsta­ją­cą z związ­ku po­je­dyn­czych je­stestw, wę­złem ro­dzin­nych uczuć, wspól­no­ścią miej­sca, praw, sił i dzia­łań woli w jed­no je­ste­stwo ze­spo­lo­nych. Je­st­to (jak się wy­ra­ża Her­der) ży­wo­twór przy­ro­dzo­ny, na wzór ro­śli­ny krze­wią­cy się w roz­licz­ne ga­łąz­ki i ko­na­ry. Jak la­to­rośl ży­ją­ca po­wi­nien spo­czy­wać na swo­im pniu ży­wot­nym, z ko­rze­nia swej ży­wot­no­ści cią­gnąć soki ży­ciem pły­ną­ce, i ży­cie z ży­cia roz­wi­jać.

Kie­dy spo­łecz­ne cia­ło oży­wia duch, i w ło­nie jego pro­mie­nie­je świa­tło na­ro­do­wej idei, na­ród wte­dy kształ­ci się na dro­dze po­stę­pu. Z żywa wia­rą i mi­ło­ścią cho­wa i pie­lę­gnu­je to wszyst­ko, co się ści­śle wią­że z jego pier­wiast­kiem, co miej­sco­wość, co dzie­je, co dłu­gich na­wyk­nień wła­dza spo­wi­ła z jego ser­cem i uczu­ciem, i co dla­te­go sta­ło się jego po­trze­bą, tchem ży­wot­nym, wę­złem spo­łecz­ne­go przy­mie­rza, ' sło­wem na­ro­do­wo­ścią. Nie przyj­mie się w na­ro­dzie ża­den po­mysł, ża­den oby­czaj obcy, nie ska­zi snad­no ra­jo­wi cu­dzo­ziem­czy­zną, je­śli na stra­ży ich stoi z go­dła­mi swe­mi idea na­ro­do­wo­ści, któ­ra, jak sprę­ży­sta toń oce­anu, wy­rzu­ca z sie­bie to wszyst­ko, co płyn­ne­mu ży­wio­ło­wi obce, mar­twe i bez­po­ży­tecz­ne na dnie jego grą­ży­ło. Zgo­ła, na­ród każ­dy kwit­nie i wzra­sta we­dług wzro­stu krze­wią­cych się w nim sił i ży­wio­łów przy­ro­dzo­nych, a oświa­ta jest roz­wi­nię­ciem się, kwia­tem i naj­pięk­niej­szą ko­ro­ną jego ży­cia.

W tro­ja­kiej po­sta­ci jawi się i naj­wy­dat­niej uze­wnętrz­nia duch na­ro­do­wy: w re­li­gii, li­te­ra­tu­rze i sztu­ce. Je­st­to naj­praw­dziw­sze, naj­żyw­sze, naj­traf­niej dzie­je we­wnętrz­ne i du­cho­we ja­wi­ska od­bi­ja­ją­ce trój­zna­mie i trój­o­bli­cze na­ro­du.

Siła umy­sło­wa, cha­rak­ter ludu, szu­ka urze­czy­wist­nie­nia w ze­wnętrz­nej for­mie. Pro­mie­nie­je w uczu­ciu, far­bi się w wy­obraź­ni, przed­sta­wia bez­po­śred­nio w umy­sło­wej wie­dzy. Tom. Cam­pa­nel­la na­zwał świat księ­gą pi­sa­ną ręką Boga; moż­na w tem ro­zu­mie­niu li­te­ra­tu­rę na­zwać księ­gą ży­wot­ną du­cha, że w niej duch złą­czo­ny ze sło­wem wszyst­kie dzia­ła­nia i ta­jem­ni­ce swo­je naj­sil­niej ob­ja­wia.

Li­te­ra­tu­ra, owoc du­cho­we­go ży­cia na­ro­du, mie­ści w so­bie jego treść, praw­dę i isto­tę. Jako sło­wo ży­wot­ne, przed­sta­wia rys wier­ny i po­do­bień­stwo, zwier­cia­dło i ob­li­cze, naj­rze­tel­niej­szy wy­raz umy­słu i cha­rak­te­ru na­ro­do­we­go. Sto­jąc w apo­te­otycz­nem świe­tle na wy­so­ko­ściach cza­su, i ogar­nia­jąc sobą za­rów­no prze­szłość i przy­szłość, wska­zu­je kie­ru­nek jego, dą­że­nie, i w świat uno­szą­ce się du­cha po­tę­gi. Ona jest tą bło­gą i uszczę­śli­wia­ją­cą kra­iną, w któ­rej duch nie­za­wi­sły od rze­czy­wi­sto­ści wiecz­ne wy­wal­cza zwy­cięz­two. Ona pie­ści i wy­cho­wu­je te lube sny ludz­ko­ści, co w jej ide­ach, na­dzie­jach i pra­gnie­niach, ślą jej z góry ja­ko­by pieśń pro­ro­czą i za­świa­to­wy mi­kro­kosm przy­szłych prze­mian i lo­sów. Traf­nie po­wie­dział Ba­kon: że po­ezya uży­cza czło­wie­ko­wi cze­go mu wzbra­nia hi­sto­rya, a umysł rad prze­sta­je na pół – świe­tle i po­do­bień­stwie, gdzie nie­ma praw­dy i ja­śni. Gdy po­wsta­ją­ca z łona cza­su idea, szu­ka­jąc urze­czy­wist­nie­nia, błą­ka się jesz­cze poza szran­ka­mi dzie­jów, gdy świal w drę­twie­niu drzy­mie i na­rzę­dzia czy­nu rdze­wie­ją, Li­te­ra­tu­ra zwo­dzi już sta­now­cze wal­ki, i z pro­ro­czych wy­żyn ge­niu­szu uka­zu­je zwy­cięz­kie go­dła przy­szło­ści.

Ta dąż­ność nie­zbęd­na, to par­cie ustaw­ne du­cha ku przy­szło­ści, jest siłą mło­dzień­czą dzi­siej­szych lu­dów, któ­rą na­zy­wa­my po­stę­pem, a któ­ra przedew­szyst­kiem roz­wi­ja się w li­te­ra­tu­rze. Dla­te­go (jak dow­cip­nie wy­ra­ził się je­den z pi­sa­rzy) wy­na­le­zio­no ru­cho­me gło­ski, ku po­słu­dze ru­cho­mej i cią­głym po­stę­pem ży­ją­cej li­te­ra­tu­ry.

Wiel­kiej-to wagi dzie­ło, chwy­tać i spa­jać owe skry­te ogni­wa cza­su, wią­żą­ce się z sobą siłą jak­by ma­gne­tycz­ną my­śli. Wie­ki, tak jak lu­dzie, mi­ja­ją szyb­ko, i od po­ko­leń do po­ko­leń prze­no­szą spo­łecz­ną arkę oświa­ty. Jed­na myśl bu­du­je dru­gą, jed­na spo­łecz­ność roz­wię­zu­je w dru­giej swo­ję pra­cę i za­da­nie. Ztąd wza­jem­ny udział na­ro­dów w wiel­kim za­wo­dzie po­stę­pu. Hi­sto­rya li­te­ra­tu­ry zwa­ża ten po­stęp, i wy­wo­łu­je przed sie­bie po­stać ide­al­ną ja­wią­ce­go się w swych dzie­łach du­cha ludz­ko­ści. Za­trzy­mu­jąc się nad jed­nym wy­łącz­nie na­ro­dem, wy­pa­tru­je w dzie­jo­wym roz­wo­ju pi­śmien­nic­twa ple­mien­ne jego rysy i zna­mio­na, i tą dro­gą spro­wa­dza na­ród do sa­mo­wie­dzy, aby się w wła­snej po­znał prze­szło­ści i so­bie sa­me­mu przy­pa­trzył. Je­st­to otwar­ta księ­ga speł­nio­nych prac i lo­sów, wska­zów­ka we­wnętrz­nych sił i uspo­so­bień, sło­wem po­stać i wi­ze­ru­nek na­ro­du, we wszyst­kich ży­cia hi­sto­rycz­ne­go po­rach i przy­go­dach. Dzie­je same przez się nie doj­rze­wa­ją do tej peł­ni ide­ału. Dla­te­go mę­drzec we­ru­lam­ski hi­sto­ryą nie uzu­peł­nio­ną dzie­ja­mi li­te­ra­tu­ry przy­rów­ny­wa do po­są­gu Po­li­fe­ma, któ­re­mu oka bra­ku­je: oko bo­wiem jest naj­wier­niej­szem zwier­cia­dłem du­szy.II.

Li­te­ra­tu­ra, wy­raz en­cy­klo­pe­dycz­ny, w obec­nem zna­cze­niu po­chło­nął i owład­nął cały okrąg umy­sło­wo­ści ludz­kiej: w jego za­kres wcho­dzi za­rów­no myśl i czu­cie, a w ogó­le dzie­jo­wy ży­wot spół­e­czeń­stwa, hi­sto­rya jego czy­nów i lo­sów. W ści­ślej­szem ro­zu­mie­niu ozna­cza te wy­łącz­nie ge­niu­sza dzie­ła, w któ­rych cha­rak­ter i wła­sno­ści na­ro­du naj­ży­wiej się od­bi­ja­ją i naj­wier­niej ma­lu­ją.

U sta­ro­żyt­nych li­te­ra­tu­ra nie była w ten spo­sób jak dziś poj­mo­wa­ną, ani sta­no­wi­ła osob­nej i wy­łącz­nej sfe­ry; ale złą­czo­na z ży­ciem pu­blicz­nem, nie­roz­dziel­ną z niem two­rzy­ła jed­ność, tak iż je­den tyl­ko w po­ję­ciu ludu ży­cio­kształt spo­łecz­ny, po­li­tycz­ny, ogar­niał sobą wszel­ki byt i wy­czer­py­wał wszyst­kie po­tę­gi umy­słu na­ro­do­we­go. Po­ezya, hi­sto­rya, fi­lo­zo­fia, wy­stę­po­wa­ły jak po­śred­nie i w ogni­sku tej mo­ral­nej ca­ło­ści ści­śle spro­mie­nio­ne czę­ści. U no­wo­cze­snych li­te­ra­tu­ra jest obok spo­łecz­ne­go bytu osob­nem nie­ja­ko ja­wi­skiem du­cho­wem, w któ­rem ży­cie we­wnętrz­ne, umy­sło­we, samo się upo­sta­cia. Nie­kie­dy na­wet brak ży­cia pu­blicz­ne­go li­te­ra­tu­ra swą ży­wot­no­ścią na­gra­dza i uzu­peł­nia.

Z ży­ciem pu­blicz­nem po­spo­łu li­te­ra­tu­ra u sta­ro­żyt­nych wzno­si­ła się, i wraz z niem upa­da­ła. Prze­ciw­nie u no­wo­cze­snych stoi czę­sto­kroć w nie­od­po­wied­nim mu sto­sun­ku; i nie raz, kie­dy po­li­tycz­ny byt zda­je się nie­roz­wi­nię­tym i nie­zdol­nym osie­gnać swo­jej peł­ni, w li­te­ra­tu­rze duch czyn­ny na­ro­du po­stę­pu­je na­przód, zry­wa kre­pu­ją­ce go wię­zy, i zdą­ża do naj­wyż­szych za­kre­sów swej przy­ro­dzo­nej dziel­no­ści. Nie raz spo­łecz­ność po­li­tycz­na chro­mie­je, a li­te­ra­tu­ra kwit­nie siła i zdro­wiem; po­ezya, umie­jęt­ność, czer­pią wzrost z tych zba­wien­nych ży­wio­łów, któ­rych ogół spo­łecz­ny jesz­cze ani znieść ani w soki ży­wot­ne prze­tra­wić nie może, i któ­re póź­niej do­pie­ro z łona po­ezyi i umie­jęt­no­ści w ży­cie pu­blicz­ne się prze­le­wa­ją, i z rze­czy­wi­stym by­tem na­ro­du wia­ża.

Tego wza­jem­ne­go na sie­bie wpły­wu li­te­ra­tu­ry i po­li­tycz­ne­go ży­cia nie zna­li sta­ro­żyt­ni, u któ­rych wszel­ka umy­sło­wość i po­tę­ga du­cho­wa z ży­cia spól­ne­go wy­pły­wa­ła; lecz na­wza­jem, jako ży­wo­twór przy­ro­dzo­ny, wraz z niem upa­dać mu­sia­ła, sko­ro tyl­ko jej grunt i po­sa­da wstrzą­śnie­niu szko­dli­we­mu ule­gły.

Umie­jęt­ność li­te­ra­tu­ry i jej hi­sto­ryi, rów­nie nie­zna­ną sta­ro­żyt­nym, now­sze do­pie­ro stwo­rzy­ły cza­sy. Po­czą­tek swój wie­dzie ona od cza­sów re­for­ma­cyi, epo­ki od­ra­dza­ją­ce­go się du­cha wśród na­głych wstrzą­snień umy­sło­wych, przez któ­re myśl ludz­ka usi­ło­wa­ła ode­rwać się od wię­zów tra­dy­cyi i po­wa­gi, i prze­ciw nim sku­tecz­nie siły ro­zu­mu uzbro­ić.

W two­rzą­cym się ów­cze­śnie sys­te­mie umie­jęt­no­ści, po­strze­ga­my pierw­sze za­wiąz­ki wła­ści­wej na­szym cza­som li­te­ra­tu­ry, usi­ło­wa­nia nie­któ­rych pi­sa­rzy dą­żą­ce ku temu ce­lo­wi, aby z wia­do­mych szcze­gó­rów po­rząd­ny wy­snuć wą­tek, i przed­sta­wić ob­raz dzie­jo­wy wszyst­kich dzia­łań ro­zu­mu, owo­ców prac i do­świad­czeń prze­szło­ści, wią­żą­cych się w je­den ogół umie­jęt­nej oświa­ty.

Wyż­szem rze­czy po­ję­ciem i zwró­ce­niem uwa­gi fi­lo­zo­ficz­nem na zna­cze­nie i cel każ­dej z osob­na umie­jęt­no­ści, ozna­czył wła­ści­we sta­no­wi­sko li­te­ra­tu­rze, i uka­zał ją w świe­tle praw­dzi­wej god­no­ści, je­den z naj­więk­szych ge­niu­szów XVI wie – ku, Fran­ci­szek Bako We­ru­lam­ski, któ­re­go dzie­ło Re­stau­ra­tio ma­gna (r. 1605) roz­wi­ja­ją­ce en­cy­klo­pe­dyą ludz­kie­go wie­dze­nia, opar­tą na po­wszech­nej fi­lo­zo­ficz­nej pod­sta­wie, sia­ło się po­chod­nia wy­świe­ca­ją­cą nowe dro­gi i wa­run­ki nie­zbęd­ne na­uko­we­go po­stę­pu. Na­zna­cza­jąc w ogó­le trzy dziel­ni­ce hi­sto­ryi, z któ­rych pierw­sza obej­mo­wać ma dzie­je ko­ścio­ła, dru­ga dzie­je świec­kie po­wszech­ne, trze­cią po­świę­ca Bako li­te­ra­tu­rze i sztu­ce. Tej ostat­niej, jesz­cze li­czo­nej u nie­go mie­dzy nie­zna­ne umie­jęt­no­ści, tak wy­so­ką na­da­je cenę, że hi­sto­ryą dzia­łań spo­łecz­nych, nie uzu­peł­nio­ną dzie­ja­mi li­te­ra­tu­ry, uwa­ża za ob­raz po­zba­wio­ny świa­tła i po­stać mar­twą bez du­cha. Po­ly­hi­sto­ryi swe­go wie­ku, w któ­rym li­te­ra­tu­ra, jak w ogó­le każ­da umie­jęt­ność, była kra­mem wia­do­mo­ści bez ozna­czo­ne­go dą­że­nia i celu, jaw­nym sta­wiąc się prze­ciw­ni­kiem, dzie­je li­te­ra­tu­ry poj­mo­wał w hi­sto­rycz­nym roz­wo­ju my­śli, i wska­zy­wał je nie tyl­ko jak świa­tło po­moc­ne do ob­ja­śnie­nia du­cho­we­go i po­li­tycz­ne­go ży­cia na­ro­dów, ale i po­tę­gę prze­waż­ne­go wpły­wu na ulep­sze­nie spo­łecz­nych urzą­dzeń i sto­sun­ków.

W XVIII wie­ku na­po­ty­ka­my już pi­sa­rzy, któ­rych pra­ce oko­ło hi­sto­ryi li­te­ra­tu­ry sta­ją się ro­zu­mo­wym, fi­lo­zo­ficz­nym po­glą­dem na ży­wot dzie­jo­wy roz­wi­ja­ją­ce­go się w swych dzie­łach du­cha ludz­ko­ści. Do rzę­du ta­kich pi­sa­rzy na­le­ży przed in­ny­mi

Vico, któ­ry w swem dzie­le scien­za nu­ora usi­ło­wał skre­ślić nie­ja­ko me­ta­fi­zy­kę hi­sto­ryi, i wszyst­kich lu­dów umy­sło­we zja­wi­ska spro­wa­dzić do jed­nej po­wszech­nej za­sa­dy. Li­te­ra­tu­ra wy­stę­pu­je tu jako głów­ne ogni­wo w roz­wo­ju dzia­łań du­cho­wych; po­ezya jak pierw­sza mą­drość, Ia pri­ma scien­za del mon­do, któ­ra za­wię­zu­je po­cząt­ki ludz­kie­go udo­sko­na­le­nia.

W Niem­czech zna­ko­mi­ty fi­lo­zof Her­dek roz­wi­nął po­my­sły swo­ję do fi­lo­zo­fii dzie­jów ludz­kich. Ana­lo­gicz­ne sto­sun­ki mię­dzy zja­wi­ska­mi rze­czy­wi­ste­go świa­ta, wpływ kli­ma­tu, or­ga­ni­zmu i ze­wnętrz­nej przy­ro­dy na uspo­so­bie­nie du­cha, sta­no­wią wła­ści­wy wą­tek, z któ­re­go twór­czy ten pi­sarz wy­snuł głę­bo­kich ro­zu­mo­wań pa­smo.

Nad­zwy­czaj­ne wy­pad­ki i to­wa­rzy­szą­ce im wstrzą­śnie­nia w umy­sło­wym świe­cie, do któ­rych w koń­cu XVIII wie­ku Fran­cya pierw­sze wy­da­ła ha­sło, spo­wo­do­wa­ły waż­ne zmia­ny w du­cho­wem ży­ciu na­ro­dów. Zwró­ci­ły się wszę­dy ku jed­ne­mu ce­lo­wi dąż­no­ści umy­sło­we, i w po­ję­ciu spo­lnem jed­nej po­wszech­nej za­sa­dy za naj­waż­niej­szą w ży­ciu lu­dów ob­ja­wę uzna­no na­ro­do­wość.

Z ta­kie­go po­ję­cia wy­cho­dzą­ca tak zwa­na ro­man­tycz­na szko­ła pod­nio­sła li­te­ra­tu­rę na wła­ści­we i peł­ne zna­cze­nia sta­no­wi­sko. Dwaj Schle­glo­wie przez swo­je pi­sma do hi­sto­ryi li­te­ra­tu­ry od­no­szą­ce się, Schel­ling przez swój fi­lo­zo­ficz­ny ide­alizm, Adam Mül­ler, Wa­chler, Bo­uter­weck, waż­ne na­tem polu na­uki po­ło­ży­li w Niem­czech za­słu­gi. Dzi­siaj wszę­dy zaj­mu­ją się ucze­ni skre­śla­niem dzie­jów na­ro­do­wej oświa­ty, zwra­ca­jąc szcze­gól­ny wzgląd na tego ro­dza­ju umy­sło­we zja­wi­ska, w któ­rych cha­rak­ter i duch na­ro­du naj­wi­docz­niej kształ­tu­je się i od­bi­ja.LI­TE­RA­TU­RA LU­DÓW WSCHOD­NICH.

Zgod­ne wie­ków daw­nych po­da­nia i pra­ce ba­da­czów sta­ro­żyt­no­ści udo­wod­ni­ły, że wschod­nia Azya, oj­czy­zna naj­daw­niej­szych spo­łe­czeństw ludz­kich, wy­cho­wa­ła pier­wot­ne ziar­no re­li­gij­nej i spo­łecz­nej oświa­ty. Od­wiecz­ne ple­mio­na Indu i Egip­tu, ludy sta­ro­żyt­ne Per­syi i Ara­bii, Ty­be­ta­nie, Chiń­czy­cy, He­braj­czy­ko­wie, wi­ta­ją nas naj­przód w hi­sto­ryi: ku nim za ob­ro­tem sło­necz­ne­go świa­tła pierw­sze w dzie­jach nauk zwra­ca­jąc spoj­rze­nia, wi­dzi­my wy­bły­sku­ją­cą zo­rzę i za­ra­nie oświa­ty na wscho­dzie.

Wschód, wiecz­no­tr­wa­ła wio­sną uśmie­cha­ją­cy się ogród przy­ro­dy, po­wiew­ny bia­ła sza­tą lo­thus, i od­dy­cha­ją­cy raj­skich kwia­tów wo­nią; dy­amen­to­we łoże zbyt­ku, świe­cą­ce­go nie­prze­bra­nym zbio­rem bo­gactw, pod któ­rych cię­ża­rem ugi­na się słoń ol­brzym rodu zwie­rzę­ce­go; wschód, ma obok lego uro­ku inny jesz­cze po­tęż­niej­szy urok – sta­ro­żyt­no­ści.

Gdy­by sta­ro­daw­ny Tyr, Ba­bi­lon, Mem­fis, Kar­ta­go, zmar­twych­wsta­ły dziś z gro­bów, i uka­za­ły się zno­wu w swej dzie­jo­wej po­sta­wie, z swe­mi zwy­cza­ja­mi, pra­wa­mi, i całą bu­do­wą spo­łecz­ne­go ży­cia; z ja­kąż ra­do­ścią spie­szy­li­by­śmy oglą­dać ten świat tak cie­ka­wy, a tak mało mó­wią­cy w hi­sto­ryi! Wszak­że oby­cza­je, za­sa­dy, wy­obra­że­nia wie­lu na­ro­dów wschod­nich są dziś nie­mal też same, ja­kie były w cza­sach kwit­ną­ce­go Ba­bi­lo­nu, Mem­fi­dy i Kar­ta­gi. Po­dob­ne cie­ka­wo­ści, dla któ­rych roz­ko­pu­je­my lawy daw­ne­go Her­ku­la­num, grze­bie­my w gru­zach któ­re były nie­gdyś Pal­mi­rą, ist­nie­ją w Be­na­res i Deh­li, na brze­gach Ma­la­ba­ru i Ko­ro­man­de­lu, nie w ułam­kach do­mo­wych na­czyń i sko­ru­pach etru­sków, ale w rze­czy­wi­stem ży­ciu lu­dów, o któ­rych moż­na po­wie­dzieć, że są star­sze­mi bra­cią rodu ludz­kie­go. Re­li­gia, sto­ją­ca na stra­ży ustaw, do­cho­wa­ła je w pier­wot­nym nie­mal sta­nie. W dzie­ciń­stwie bo­wiem spo­łecz­no­ści ludz­kiej za­sa­dy wia­ry mie­sza­ły się z usta­wa­mi pu­blicz­ne­go i do­mo­we­go ży­cia. Pysz­na fi­lo­zo­fia jesz­cze nie po­wie­dzia­ła lu­dziom, że moż­na na­pi­sać świa­tu pra­wa bez przy­ło­że­nia się do tego bó­stwa.

Wschód, ko­leb­ka oświa­ty, wy­pie­lę­gno­wał pierw­sze za­wiąz­ki ludz­kie­go udo­sko­na­le­nia. Mó­wią to od­wiecz­ne księ­gi In­dów, pi­ra­mi­dy i hie­ro­gli­fy Egip­tu, zdu­mie­wa­ją­ce swo­ją daw­no­ścią wy­na­laz­ki chiń­skie, śla­dy pier­wot­ne krą­żą­cych w dzi­siej­szym świe­cie po­my­słów, wy­obra­żeń i ję­zy­ków, to ta­jem­ni­cze po­kre­wień­stwo na­sze z przed­dzie­jo­wą ro­dzi­ną lu­dów Indu i Gan­gu, uno­szą­ce ku nim dla­te­go myśl na­szą i czu­cie uro­kiem nie­wy­sło­wio­nym. Słusz­nie przy­wię­zu­je­my wagę i zna­cze­nie do tych dźwię­ków da­le­kich, po­dob­nych do szu­mu wody ście­ka­ją­cej w za­ro­ślach dzi­kiej i nie­do­stęp­nej pusz­czy, od któ­rej po­dróż­nik w rzew­nem za­du­ma­niu się od­da­la.

God­ne po­dzi­wu bo­gac­two li­te­ra­tu­ry wschod­niej od­po­wia­da ze­wnętrz­nej przy­ro­dzie. Jak szczy­ty pod­nieb­ne gór Hi­ma­lai, wznio­sła jest i ol­brzy­mia w swo­ich utwo­rach fan­ta­zya wschod­nia; jak ro­man­tycz­ne la­sów głę­bie, w któ­rych tyle wie­ków sa­mot­ny prze­ma­rzył bra­min, taka jest głę­bia jego po­my­słów.ZNA­MIO­NA OGÓL­NE LI­TE­RA­TU­RY WSCHOD­NIEJ. ORY­EN­TALZM.

Sfe­rę pier­wot­ną umy­sło­wo­ści ludz­kiej two­rzy i wy­peł­nia idea przy­ro­dy. Czło­wiek jest z przy­ro­dze­nia isto­tą spo­łecz­ną. Pra­wo na­tu­ry ko­ja­rzy związ­ki ro­dzin­ne, po­trze­ba spo­łecz­na wią­że na­wza­jem ro­dzi­ny jed­ne z dru­gie­mi.

Z po­je­dyn­czych związ­ków i ple­mion w jed­no cia­ło złą­czo­nych po­wsta­je ogół spo­łecz­ny, lud, na­ród, pań­stwo. Pa­try­ar­chal­ny rząd po­ko­leń, po­wa­ga star­szej gło­wy, przy wła­ści­wym zbie­gu oko­licz­no­ści, prze­ra­dza się w sa­mo­władz­two lub hie­rar­chią. Jak psz­czel­na rze­sza, lud po­dzie­la się na ka­sty; każ­da ma za­kre­ślo­ne so­bie wła­ści­we po­wo­ła­nie i pra­cę. Ka­pła­ni, a obok nich przed­niej­sze ludu war­stwy, pia­stu­ją wy­łącz­ny udział oświa­ty i wła­dzy. Re­li­gia za­sa­dza się na ubó­stwie­niu sił przy­ro­dy – umie­jęt­ność na uwa­ża­niu na­tu­ry i do­świad­cze­niu – sztu­ka jest na­śla­do­wa­niem i fan­ta­stycz­nem łą­cze­niem kształ­tów przy­ro­dzo­nych – ol­brzy­mie i w wiecz­ność po­sią­ga­ją­ce po­sta­ci i cu­do­two­ry, osta­tecz­nym wiel­ko­ści wzo­rem i ide­ałem. Jesz­cze pe­łen zdu­mie­nia okiem tyl­ko i uchem poj­mu­je czło­wiek przy­ro­dę. Duch nie zna­lazł jesz­cze wy­ra­zu, aby prze­wa­ża­ją­ce uczu­cie ogar­nąć i za­mknąć w po­ję­ciu. Myśl i pi­smo są hie­ro­gli­fa­mi i sym­bo­licz­ne­mi ob­ra­za­mi przy­ro­dy.

Egipt przed­sta­wia nam ob­raz ludu utrzy­mu­ją­ce­go się na tym stop­niu oświa­ty.

U In­dów, w cza­sach naj­daw­niej­szych, po­dob­nież ubó­stwie­nie na­tu­ry było pa­nu­ją­cą ideą. Re­li­gij­ne księ­gi Veda w bó­stwach słoń­ca i ognia (In­dra i Agni) przed­sta­wia­ją je­dy­nie uoso­bio­ne siły przy­ro­dy. Na tym stop­niu po­jęć re­li­gij­nych In­dra wy­stę­pu­je jako bóg, stwór­ca świa­ta i pierw­sza przy­czy­na wszech rze­czy. Do­pie­ro w księ­gach Upa­ni­scha­da wy­bły­sku­je po­ję­cie po­wszech­ne­go i świat cały na­peł­nia­ją­ce­go du­cha, któ­rym jest Brah­ma. Bó­stwo nie jest od­osob­nio­ne ani róż­ne 'od czło­wie­ka, o ile len głę­bo­kiem my­śle­niem i za­nu­rze­niem się w wła­sne je­ste­stwo wy­na­leść je w so­bie umie. Bo­ga­ta li­te­ra­tu­rą ka­pła­nów, z re­li­gij­nych i po­etycz­nych pism zło­żo­na, jest owo­cem roz­wi­nię­tej w tym kie­run­ku umy­sło­wo­ści In­dy­an. Gdy po upły­wie dłu­gich wie­ków, w cią­gu któ­rych In­do­wie roz­ma­itym sto­sun­kom i prze­wa­gom ob­cym ule­gli, bra­mi­no­wie od­szu­ka­li sta­ro­daw­ne skar­by mą­dro­ści, sta­ły się one dla na­stęp­nych pi­sa­rzów źró­dłem na­tchnie­nia; i za­kwi­tła nowa, kształ­co­na kunsz­tow­nie li­te­ra­tu­ra (epos, lira i dra­ma), w któ­rej fan­ta­stycz­na sfe­ra bó­stwa spły­nę­ła w świat rze­czy­wi­sty i ziem­skie ogar­nę­ła ży­cie.

Dziw­na mie­sza­ni­na pier­wiast­ku du­cho­we­go z zmy­sło­wo­ścią, bo­skich z ludz­kie­mi cha­rak­te­rów i sym­bo­lów, sta­no­wi wła­ści­wą ce­chę in­dyj­skiej li­te­ra­tu­ry.

Po­je­cie dwo­istej siły, świa­tło i ciem­ność, pier­wia­stek złe­go i do­bre­go, na­da­ją wła­ści­we tło i kie­ru­nek li­te­ra­tu­rze Per­sów. Świat cały wy­sta­wia wal­kę tych dwóch prze­ciw­nych so­bie pier­wiast­ków. Na­tu­ra sta­je nie­ja­ko w od­da­le­niu; cześć re­li­gij­na od­rzu­ca wszel­kie ozna­czo­ne kształ­ty, a zwra­ca się ku po­lot­niej­szej, bez­kształt­nej i ja­sno­ścią samą ob­ja­wia­ją­cej się ma­te­ryi, jako naj­bli­żej z du­chem spo­krew­nio­nej. Tu buj­na w swo­im pę­dzie fan­ta­zya nie­co skrzy­dła opusz­cza; nie może już igrać z roz­ma­ito­ścią form; wy­stę­pu­je w jej miej­scu siła i za­pał uczu­cia, szla­chet­ne unie­sie­nie się ku temu, co jest w so­bie ja­sne i czy­ste: i to sta­no­wi ży­wioł wy­łącz­ny i cha­rak­ter czci­cie­li świa­tła. Z nie­roz­wi­kła­nej jesz­cze i do ze­wnętrz­nych tyl­ko sto­sun­ków czło­wie­czeń­stwa przy­le­ga­ją­cej idei pra­wa wy­stę­pu­je fo­rem­na i me­cha­nicz­na bu­do­wa pań­stwa, al­bo­wiem świa­tło prze­ni­ka je­dy­nie wy­brań­sze czo­ło na­ro­du, a na po­zio­me jego war­stwy za­le­d­wo sła­by od­blask po­sy­ła.

U He­braj­czy­ków duch wy­ry­wa się już w zu­peł­no­ści z ob­jęć na­tu­ry. Po­nad świa­tem i rze­czy­wi­sto­ścią jawi się Bóg, stwór­ca wszech rze­czy. Zni­ka apo­te­oza przy­ro­dy, a cześć re­li­gij­na wy­bie­ga poza jej szran­ki ku nad­zmy­sło­wej i czy­sto-du­cho­wej isto­cie. Ziem­skie i skoń­czo­ne w so­bie pań­stwo na­tu­ry za­mie­nia się w bez­mier­ne, wie­ku­iste, i nie­ogar­nio­ne zie­mią kró­le­stwo Boże. Nie już ko­niecz­ność przy­ro­dzo­na, ale za­kon i wola Naj­wyż­sze­go pa­nu­je i rej wie­dzie w stwo­rze­niu.

Wszy­stek świat i ży­wot ludz­ki ob­ra­ca się oko­ło tego wspól­ne­go po­cząt­ku. Bóg jest źró­dłem i osta­tecz­nym ce­lem wszyst­kie­go. "Nie­bo ogła­sza Jego "chwa­łę, a zie­mia opo­wia­da dziw­ne rąk Jego spra­wy

Ta­kim du­chem na­tchnio­na i oży­wio­na li­te­ra­tu­ra he­braj­ska jest praw­dzi­wem ob­ja­wie­niem się bó­stwa w pi­śmie. Hi­sto­rya wska­zu­je rękę Opatrz­no­ści kie­ru­ją­cą lo­sa­mi na­ro­dów. Pro­ro­cy są mów­ca­mi wy­stę­pu­ją­cy­mi w spra­wie Boga, i po­ezya wy­sła­wia Pana nie­bios, jako je­dy­no­władz­cę wszyst­kiej zie­mi.

Je­st­to wła­ści­wą ce­chą po­ezyi He­bre­ów, że ob­ja­śnio­na ideą mo­no­te­izmu wszę­dy zbio­ro­wą ca­łość wszech­świa­ta, sfe­rę ziem­skie­go ży­cia i gwiaź­dzi­ste nie­bios ob­sza­ry w jed­ność sobą ogar­nia. Rzad­ko za­trzy­mu­jąc się nad szcze­gó­ło­we­mi zja­wi­ska­mi, wni­ka w ogół stwo­rze­nia. W ob­ra­zie jej przy­ro­da nie jest wy­łącz­ną, wła­snem ży­ciem pro­mie­nie­ją­cą pięk­no­ścią: piew­ca he­braj­ski mie­ści ją w kole środ­ko­wem wyż­szej stwa­rza­ją­cej po­tę­gi. Je­st­to ży­wot­na ob­ja­wa wszę­dy przy­tom­ne­go w świe­cie zmy­sło­wym Bó­stwa. Dla tego li­rycz­na po­ezya He­bre­ów już w sa­mej tre­ści swo­jej tak jest uro­czy­sta i wznio­sła. Ile­kroć zstę­pu­je na ob­szar czło­wie­czeń­stwa i ziem­skich ni­zin do­ty­ka, głos jej od­dy­cha tę­sk­no­tą i po­sęp­no­ścią. Nig­dy pra­wie, na­wet w za­pa­le naj­wznio­ślej­szych na­tchnień, wy­wo­ła­nych uro­czą wła­dza mu­zy­ki, nie za­by­wa tak jak in­dyj­ska po­ezya ryt­micz­nej mia­ry. W mo­wie ob­ra­zo­wa, dla zmy­słów ma­lu­ją­ca, a ja­sna i peł­na pro­sto­ty w my­ślach, rada two­rzy prze­no­śnie i po­do­bień­stwa, któ­re za­wdy nie­mal ryt­micz­nie się po­wta­rza­ją.

Wpraw­dzie ka­pła­ni u He­braj­czy­ków sto­ją jesz­cze w pew­nym od ludu prze­dzia­le; ale duch ka­sty zni­ka zu­peł­nie. Wszy­scy skła­da­ją je­den ży­wot spo­łecz­ny, i za­rów­no wszy­scy jed­no po­wo­ła­nie pia­stu­tą, jak mówi Pi­smo: "Sta­no­wię w was kró­le­stwo ka­pła­nów; wy mi bę­dzie­cie lu­dem świę­tym. " A tak w na­ro­dzie he­braj­skim pierw­szy raz obok li­te­ra­tu­ry ka­pła­nów wy­stę­pu­je wła­ści­wa li­te­ra­tu­ra ludu. Psal­my są po­etycz­nym wy­ra­zem na­ro­do­we­go uczu­cia; pro­ro­cy wo­dza­mi ludu, sto­ją­ce­mi na stra­ży idei na­ro­do­wej, i usi­łu­ją­ce­mi w ser­ca ludu wle­wać du­cha po­cie­chy i na­dziei.

Ję­zyk he­braj­ski, ubo­gi w for­my i zna­ki do przed­sta­wie­nia ode­rwa­nych po­jęć, więk­sze za to po­sia­da bo­gac­two wy­ra­żeń zmy­sło­wych, któ­re jako ob­ra­zy słu­żą nie­mniej do ozna­cze­nia wyż­szych nad­ziem­skich wy­obra­żeń. A tak li­te­ra­tu­ra he­braj­ska jest ro­zu­mo­wą hie­ro­gli­fi­ką, któ­ra po­jęt­ne­mu zmy­sło­wi snad­no swe ta­jem­ni­ce otwie­ra, na któ­rą wszyst­kie wie­ki wska­zy­wa­ły i za­wsze wska­zy­wać będą. "Księ­ga ksiąg (mówi Goe – the) na to nam jest od Boga daną, aby­śmy się weń jak w dru­gi świat uważ­nie wpa­try­wa­li, nią oświe­ca­li i do­sko­na­li­li. "IN­DYE.

In­dye od­osob­nio­ne są od nas nie tyl­ko prze­stwo­rza­mi oce­anu, ale i od­le­gło­ścią wie­ków.

Za­mknę­ły księ­gę swo­jej hi­sto­ryi, i są jak­by po­są­giem wła­snej sta­ro­żyt­no­ści. Nikt już dziś, jak przed wie­ki, nie dąży tam dla na­by­cia świa­tła; chy­ba po far­by i ko­rze­nie, do tego sław­ne­go Be­na­res, gdzie daw­ni Aten i Rzy­mu fi­lo­zo­fo­wie czer­pa­li swo­je umie­jęt­no­ści i do­cie­ka­li ta­jem­nic przy­ro­dy. Han­del, prze­waż­niej­szy ni­że­li oręż, za­wo­jo­wał te pań­stwa, a zło­te wię­zy uku­ła im Gol­kon­da. A kędy Alek­san­dra W. po­tę­ga za­le­d­wo do­się­ga­ła, tam obcy ku­piec siłą prze­my­słu roz­po­ście­ra swo­je pa­no­wa­nie; ziar­no goź­dzi­ka prze­chy­la sza­lę po­li­tycz­ną In­dów.

Kraj-to hi­sto­rycz­ny i pe­łen pa­mią­tek, któ­ry mimo wia­ry in­dyj­skiej ma do­tąd we czci imio­na Moj­że­sza i Sa­lo­mo­na – w któ­rym rze­ka In­dus, prze­rzy­na­ją­ca kró­le­stwo Kan­da­har, przy­po­mi­na flo­tę ma­ce­doń­ską pły­ną­cą nie­gdyś pod do­wódz­twem Ne­ar­cha – gdzie po­ka­zu­ją dro­gi, któ­re­mi prze­cho­dzi­li Ta­mer­lan i Na­dir-Ku­li­kan. Kraj kwit­ną­cy wszel­kie­mi po­wa­ba­mi przy­ro­dy – gdzie u – śmie­cha się Sa­mar­kan­dy do­li­na, ra­jem ziem­skim na­zwa­na, gdzie pysz­ny Ne­gar pa­nu­je kra­inie kwia­tów, i gdzie kwit­nie naj­pięk­niej­sza w świe­cie róża. Jesz­cze Eu­ro­pa cała po­grą­żo­ną była w ciem­nym śnie nie­wia­do­mo­ści, kie­dy In­do­stan, ko­leb­ka wscho­du, kwit­nął bo­gac­twem umie­jęt­no­ści i kunsz­tu. Na wie­le ty­się­cy lat przed erą chrze­ściań­ską uka­zu­ją się tam świet­ne, twór­czą fan­ta­zyą oży­wio­ne po­ema­ta, i od­wiecz­na, w dwu­mi­lo­wej ska­le wy­ku­ta mi­to­lo­gia, dzie­ło nie­pa­mię­ta­nych wie­ków, obok któ­re­go pi­ra­mi­dy egip­skie zda­ją się jesz­cze mło­de­mi. Mę­dr­cy świa­ta z In­dyi wy­nie­śli pierw­sze pra­wi­dła oby­cza­jów. Ta­les, Pi­ta­go­ras, z tam­tąd mie­li swo­je wia­do­mo­ści. Wie­lu są­dzi, że druk wy­na­le­zio­ny był w In­do­sta­nie pier­wej da­le­ko, ni­że­li go za­zna­no w Chi­nach. Od In­dy­an Ara­bo­wie na­uczy­li się zna­ków li­czeb­nych. Ich gwiaz­dar­skie wia­do­mo­ści, ję­zyk i pi­smo, we­dług po­wszech­ne­go mnie­ma­nia po­cho­dzą­ce z cza­sów przed­hi­sto­rycz­nych, rów­nie jak ich re­li­gij­ne po­da­nia w ob­ra­zo­wych po­sta­ciach i pi­śmie, wska­zu­ją cza­sy jesz­cze po­chod­nią dzie­jów nie­roz­wid­nio­ne.

Jako my­tyzm u wszyst­kich na­ro­dów jest pier­wiast­ko­wym kształ­tem dzie­jów, tak i pier­wot­nym kształ­tem fi­lo­zo­fii, re­li­gii i po­ezyi. My­thos Je­st­to mowa o du­chu, któ­ry pierw­szy raz wcie­lić się w sło­wo usi­łu­je. W pier­wot­nym po­ję­ciu nie ozna­cza by­najm­niej po­ezyi, uwa­ża­nej jako utwór do­wol­ny; jest ra­czej po­ezya przy­ro­dzo­ną, któ­rą nie po­je­dyn­czej oso­by umysł, ale duch ogó­łu stwa­rza, i w jej sza­ty myśl swo­je przy­oble­ka. Pier­wot­na fi­lo­zo­fia In­dów jest ra­zem pier­wot­na ich po­ezyą. W księ­gach Weda wi­dzi­my to po­łą­cze­nie i naj­daw­niej­szą epo­kę tak po­ezyi jako i fi­lo­zo­fii.

Naj­wyż­szy przed­miot re­li­gii in­dyj­skiej, bó­stwo, jest bez­wa­run­ko­wą jed­no­ścią we wszyst­kiem, któ­ra w żad­ne po­ję­cie ogar­nio­ną być nie może. Jako stwór­ca, zo­wie się Brah­ma; jako utrzy­mu­ją­ca siła, Wi­sh­nu; jako bó­stwo nisz­czą­ce, Shi­va. To tro­iste bó­stwo sta­no­wi trój­cę in­dyj­ską (Ti­mur­ti).

Brah­ma (w ję­zy­ku san­skryc­kim mą­drość) dał swo­ję imię ka­pła­nom, któ­rzy od nie­go bra­mi­na­mi są zwa­ni. Ten bóg, za­ufa­ny w swo­jej wiel­ko­ści, są­dził się rów­nym nisz­czą­ce­mu Shi­va, śmiał na­wet po­ni­żać bó­stwo Wi­sh­nu. Mię­dzy Bra­mą za­tem i Wi­sh­nu wsz­czę­ła się wal­ka. Gwiaz­dy po­spa­da­ły wte­dy z nie­bo­kre­gu, świa­ty po­grą­ży­ły… się w prze­pa­ści, a zie­mia za­trzę­sła się w swo­ich po­sa­dach. Za­lęk­nio­ne stwo­rze­nia po­za­my­ka­ły na ten wi­dok oczy, i przy­szły do Szy­we­na, pro­sząc go, aby się uli­to­wał nad ich nie­do­lą. Sta­nął wład­ca wszech­moc­ny w po­środ­ku wal­czą­cych bo­gów, pod po­sta­cią słu­pa ogni­ste­go, i skró­cił ich za­pal­czy­wość. Usi­ło­wa­li Oba­dwaj bo­go­wie do­stać się na wierz­cho­łek słu­pa, albo wgrze­bać zie­mia do jego spodu; ale próż­ne były za­pę­dy. Shi­wa uka­zał się z try­um­fem i ro­śmiał, po­dob­nie jak wten­czas, kie­dy zdo­był trzy twier­dze: zło­tą, srebr­ną i że­la­zną. Padł Wi­sh­nu do nóg pana, któ­ry mu od­pu­ścił winy. A gdy i Brah­ma błąd swój z po­ko­rą uznał, rzekł mu Shi­wa: "Iżeś oka­zał "twój żal, wszyst­kie ob­rzę­dy bra­mi­nów na­le­żeć "będą do cie­bie. "

Brah­ma po­jął za żonę bo­gi­nie nauk i har­mo­nii, któ­ra wy­szła z mo­rza, a utwo­rzo­na była z mle­ka. Sa­ras­so­va­di jest tak­że bo­gi­nią mowy. Ta al­le­go­rya zda­je się wska­zy­wać sta­ro­daw­ne­go pra­wo­daw­cę In­dy­an, któ­ry mą­dro­ścią i wy­mo­wą swo­ją lud wy­pro­wa­dził z dzi­ko­ści, i zbli­żył do po­zna­nia nauk i kunsz­tów. Słusz­nie upadł w swej wal­ce Brah­ma – bo mą­drość póty tyl­ko wła­da jak bó­stwo, póki się nie łą­czy z god­ną po­ni­że­nia za­ro­zu­mia­ło­ścią i py­chą.

Wi­sh­nu czczo­ny jest pod wie­lo­ra­kie­mi po­sta­cia­mi, któ­re przy­bie­rać miał na sie­bie. Licz­ne jego prze­obra­że­nia, wal­ki z ol­brzy­ma­mi i po­two­ra­mi (przy­po­mi­na­ją­ce­mi Ty­ta­nów i Her­ku­le­sa) zda­ją się być w związ­ku nie tyl­ko z mi­to­lo­gią, ale i z po­da­nia­mi bi­blii. Gre­cy mie­li mi­to­lo­gicz­ne po­da­nia o ol­brzy­mach, któ­rzy ośmie­li­li się wy­zwać bo­gów do wal­ki, i kła­dąc góry na góry, wdzie­rać na­wet do Olim­pu, z kąd pio­ru­nem Jo­wi­sza stra­ce­ni za­le­gli swo­im upad­kiem ot­chła­nie – po­dob­nie jak anio­ło­wie w bi­blii, któ­rzy za py­chę stra­ce­ni byli do pie­kła. In­dy­anie w swej mi­to­lo­gii uczy­ni­li nie­zgo­dę bo­gi­nią nę­dzy: wy­obra­że­nie to za­wie­ra wię­cej praw­dy i mo­ral­no­ści, ni­że­li u Gre­ków, i zgod­niej­sze jest z bi­blią. Wyj­ście jej na świat przy­po­mi­na w spo­sób wy­raź­niej­szy za­mie­sza­nie u wie­ży Ba­bel.

Siii­wa na­ko­niec jest – to bó­stwo nisz­czą­ce. Rzecz god­na uwa­gi, że In­dy­anie, lud spo­koj­ny i ła­god­nych uspo­so­bień, dali w swej mi­to­lo­gii pierw­szeń­stwo groź­ne­mu bogu znisz­cze­nia. Taka wia­ra zda­je się uspra­wie­dli­wiać sys­te­ma nie­któ­rych fi­lo­zo­fów, szcze­gól­niej Bo­ulan­ge­ra, któ­ry utrzy­mu­je, że strach u lu­dzi po­two­rzył wia­ry.

Wy­obra­że­nie trój­cy in­dyj­skiej, (trzech bo­gów w jed­nym złą­czo­nych) ro­ze­szło się nie­gdyś po Egip­cie i mię­dzy Chal­dej­czy­ka­mi, prze­nie­sio­ne do Ita­lii przez Pi­ta­go­rę, Gre­kom tłu­ma­czo­ne przez Pla­to­na.

W ko­smo­go­niach In­dy­an wyż­szy jest po­dob­no ide­alizm, niż w po­ję­ciach Pla­to­na i póź­niej­szych fi­lo­zo­fów nie­miec­kich. Świat wi­do­my, w ich wy­obra­że­niu, jest tyl­ko snem i ułu­dą zmy­sło­wą. Duch za winy swo­je strą­co­nym zo­stał na zie­mię, i po­kut­ni­czo pro­wa­dzi ży­wot ziem­ski, cie­le­sny.

Wresz­cie, tak w księ­gach świę­tych, jako i mię­dzy bra­mi­na­mi, na licz­ne po­dzie­lo­ny­mi zwo­len­nic­twa, krą­żą naj­roz­ma­it­sze po­ję­cia o Bogu, świe­cie i du­szy; wy­stę­pu­je tu za­rów­no re­alizm i ide­alizm, ma­te­ry­alizm i spi­ry­lu­alizm. Pod sza­tą po­ezyi i po­wie­ści prze­bi­ja na­der prze­ni­kli­wy roz­są­dek. Nie na­le­ży tu wszak­że szu­kać umie­jęt­ne­go i sys­te­ma­tycz­ne­go du­cha fi­lo­zo­fii.

Trzy są głów­ne ję­zy­ki in­dyj­skie: San­skryt, Pra­kryt i Me­ga­dhi.

San­skryt je­st­to świę­ta mowa bra­mi­nów i ich ksiąg re­li­gij­nych; mowa od daw­na umar­ła, nie – gdy wy­so­ko upraw­na i na­der bo­ga­ta, któ­ra żyła bez wąt­pie­nia w ustach ludu. Moż­na san­skryt uwa­żać za mat­kę wszyst­kich ję­zy­ków; ja­koż nie tyl­ko po­do­bień­stwem brzmień, ale i we­wnętrz­ne­mi wła­sno­ścia­mi zda­je się wy­świe­cać to po­wszech­ne pra­wie z nie­mi po­kre­wień­stwo.

Pra­kryt jest zwy­czaj­ną mową In­do­sta­nu, dzie­lą­cą się na róż­ne na­rze­cza; Ma­ga­dhi albo Mi­sra mową ka­pła­nów Bud­dy, po­mie­sza­ną z wy­ra­za­mi san­skryc­kie­mi, pod któ­rej na­zwą ro­zu­mie­ją się tak­że mowy obce, wpro­wa­dzo­ne do kra­jów nad In­dem i Gan­ge­sem le­żą­cych.

Li­te­ra­tu­ra in­dyj­ska uka­zu­je się na­przód jako re­li­gij­na w teo­lo­gii i obej­mu­ją­cych ją księ­gach świę­tych. Póź­niej, w mia­rę od­dzie­la­ją­cych się co­raz wię­cej sto­sun­ków ży­cia, wy­stę­pu­je na polu świec­kiem w dzie­jo­pi­śmie po­ko­leń in­dyj­skich, w umie­jęt­no­ściach przy­ro­dzo­nych, i w po­ezyi, któ­ra na­wza­jem łą­czy się z mi­to­lo­gia.

Księ­gi Weda za­cho­wa­li dla sie­bie sami bra­mi­ni; oni tyl­ko po­sia­da­ją klucz do ich zro­zu­mie­nia. Wy­wo­dzą po­czą­tek ich od Boga, i uwa­ża­ją je za sło­wo Boże. ' Pierw­sza księ­ga za­wie­ra mo­dły i hym­ny w wier­szach mia­ro­wych, dru­ga mo­dli­twy pro­zą pi­sa­ne, trze­cia mo­dli­twy do śpie­wu prze­zna­czo­ne, ostat­nia jest zbio­rem na­bo­żeństw uży­wa­nych przy ofiar­nych ob­rząd­kach i wzy­wa­niu bo­gów. Te księ­gi uwa­żać na­le­ży za głów­ne czy­li za­sad­ni­cze, któ­re ato­li mają swo­je osob­ne wy­kła­dy, rów­nej uży­wa­ją­ce po­wa­gi jak Tal­mud u Ży­dów. Sta­re księ­gi (Pu­ra­na) sta­no­wią jak­by pod­ręcz­ną bi­blią, za­wie­ra­ją­cą bo­ga­ty skarb mi­to­lo­gii, me­ta­fi­zy­ki, po­ezyi li­rycz­nej, wresz­cie po­wie­ści i róż­ne­go ro­dza­ju wia­do­mo­ści. Buj­ność wy­stę­pu­ją­cej w ca­łym prze­py­chu wy­obraź­ni, i nad­zwy­czaj­na głę­bia ba­dań umy­sło­wych, na­da­ją im ce­chę szcze­gól­ną, któ­ra jest ra­zem zna­mie­niem ca­łej li­te­ra­tuy in­dyj­skiej. "Choć­byś ge­niusz ba­daw­czy Kan­ta ze­spo­lił z po­etycz­nym ge­niu­szem Ho­me­ra (mówi je­den z pi­sa­rzy), jesz­cze­by i to nie wy­star­czy­ło na utwo­rze­nie pie­śni Pu­ra­na

Po­ezya mi­tycz­no – bo­ha­ter­ska In­dy­an wy­stę­pu­je szcze­gól­niej w dwóch wiel­kich epo­pe­jach san­skryc­kich, Ra­may­ana i Ma­ha­bha­ra­ta, uwa­ża­nych za naj­sza­cow­niej­sze per­ły po­ezyi wschod­niej.

Ra­may­ana). po­wieść epicz­na, ucho­dzi za dzie­ło naj­daw­niej­sze­go po­ety in­dyj­skie­go Val­mi­ki, któ­ry po­dob­no jest oso­ba mi­tycz­ną. Twier­dzą o nim, że był wy­na­laz­cą ry­mo­twor­stwa u In­dy­an, i wła­ści­wej im wia­ry wier­szo­wej slo­kos zwa­nej. Po­emat jego od­dy­cha­ją­cy uczu­ciem ele­gicz­nem, opie­wa sław­ne­go zdo­byw­cę i wo­jow­ni­ka Ramę. Je­st­to ulu­bie­niec przy­ro­dy, w ca­łej sile i pięk­no­ści mło­dzień­cze­go wie­ku, szla­chet­ny ro­dem, unie­sio­ny mi­ło­ścią, ale nie­szczę­śli­wy i na tro­ski wy­gna­nia po­tę­pio­ny, wal­czą­cy nie­ustan­nie z tru­da­mi i nie­bez­pie­czeń­stwy.

Ten po­etycz­ny utwór, zda­niem Schle­gla, trzy­ma śro­dek mie­dzy ho­me­rycz­ną pro­sto­tą i ja­sno­ścią przed­sta­wie­nia, a bo­gac­twem i stro­jem wy­obraź­ni, jaka zna­mio­nu­je po­ezyą Per­sów. Cał­ko­wi­te epos, (z wy­łą­cze­niem epi­zo­dów uzna­nych za nie­praw­dzi­we), skła­da się z 24, 000 dys­ty­chów czy­li dwu­wier­szy, a po­dzie­lo­ne jest na siedm ksiąg (kan­da).

Pierw­sza księ­ga, Adi­han­da za­czy­na się od po­wie­ści o sa­mym utwór­cy po­ema­tu, i o po­cząt­ku jego dzie­ła. Opo­wia­da wieszcz, jak bó­stwo Na­ra­da dało mu po­znać wiel­kie cno­ty i nad­zwy­czaj­ną od­wa­gę Ramy. Gdy zaś jego przy­go­da sta­ła się po­ecie tra­fun­ko­wo po­wo­dem wy­na­le­zie­nia mia­ry wier­szo­wej, uka­zu­je mu się w pu­stel­ni­czej cha­cie sam Brah­ma i za­chę­ca go do wy­śpie­wa­nia czy­nów Ramy, prze­po­wia­da­jąc mu ra­zem, że utwo­rzy pieśń wiel­ką, któ­ra sta­nie się nie­śmier­tel­ną.

We­dług uwag przy­to­czo­ne­go po­wy­żej Schle­gla, zja­wie­nie się Ramy uwa­ża­ne jest w po­da­niu in­dyj­skie… m za siód­me prze­obra­że­nie bó­stwa Wi­sh­nu.

"Przy­szły przed ob­li­cze Brah­my uty­ski i skar­gi na nie­go­dzi­we czy­ny Ra­va­na, kró­la Lan­ki, i jego żony. Aby go zwal­czyć i uka­rać, wziął na się Wi­sh­nu po­stać czło­wie­ka, syna Da­sha­ra­tha, kró­la Ay­odhya. Pier­wo­rod­ny syn kró­lew­ski Rama prze­zna­czo­ny jest od ojca na na­stęp­cę; ale Ko­ika, dru­ga żona kró­lew­ska, wy­mu­sza na nim wy­gna­nie z domu Ramy, i uzna­nie na­stęp­cą Bha­ra­ta, jej syna. Rama idzie na pu­sty­nię, do­kąd mu brat jego i ob­lu­bie­ni­ca Sita to­wa­rzy­szą. Sta­ry oj­ciec umie­ra z żalu. Po jego zgo­nie, Bha­ra­ta, po­wo­ła­ny na kró­le­stwo, uda­je się prze­cież do bra­ta na pusz­czę, wra­ca­jąc mu na­leż­ne pierw­szeń­stwo, ale Rama nie przyj­mu­je wła­dzy. "

"Od tego cza­su błą­kał się wy­gna­niec w dzi­kiej ustro­ni, gdzie wo­ju­jąc z ol­brzy­ma­mi wie­lu ich po­za­bi­jał. To obu­dzi­ło gniew kró­la Ra­va­na, któ­ry po­sta­no­wił się ze­mścić. Zdra­dziec­kim pod­stę­pem upro­wa­dził mu na­przód pięk­ną Silę, przy­czem za­bił cu­dow­ne­go ja­strzę­bia, któ­ry był stró­żem miesz­ka­nia Ramy. Gdy Rama pa­lił jego mar­twe szcząt­ki, z pło­mie­ni dał się sły­szeć głos oznaj­mu­ją­cy Ra­mie, co mu wte­dy czy­nić na­le­ża­ło. Łą­czy się więc bo­ha­ter przy­mie­rzem z dwo­ma le­śne­mi mę­ża­mi, Ha­nu­man i Su­gri­va, i przy po­mo­cy tego ostat­nie­go za­bi­ja głów­ne­go nie­przy­ja­cie­la, ol­brzy­ma Bali. Ha­nu­man prze­pły­wa mo­rzem do wy­spy Lan­ki, oswa­ba­dza Site, za­bi­ja wie­lu ol­brzy­mów, i mia­sto Lan­kę ogniem pu­sto­szy. Z po­cie­sza­ją­cą wia­do­mo­ścią wra­ca po­tem do Ramy. Rama nie­zwłocz­nie uda­je się na brzeg mo­rza; Sa­mu­dra, t… j. Oce­an, po­da­je mu sam środ­ki zbu­do­wa­nia mo­stu na mo­rzu, po któ­rym do­sta­je się bo­ha­ter na wy­spę Lan­kę, za­bi­ja kró­la Lan­ki, i od­zy­sku­je swo­ję, ulu­bio­ną Sitę. " Na­stę­pu­je po­tem krót­kie opi­sa­nie zło­te­go wie­ku, jaki na­stał pod pa­no­wa­niem Ramy, i prze­po­wiedz wiesz­cza, jak dłu­go trwać mia­ło to pa­no­wa­nie.

Dru­ga epo­pe­ja wiel­ka in­dyj­ska jest Ma­ha­bha­ra­ta (wiel­ki Bha­ra­ta), któ­rej twór­cą miał być Vy­asa, a któ­ra w ośm­na­stu pie­śniach opie­wa woj­nę do­mo­wa mie­dzy bo­ha­te­ra­mi po­ko­le­nia Pan­du i Kuru czy­li dzieć­mi księ­ży­ca. Ta epo­pe­ja z licz­ne­mi epi­zo­dy, w któ­re ob­fi­tu­je, do­cho­dzi do 100, 000 slo­kas.

Bha­ra­ta, syn Du­shan­ta, kró­la Ha­sti­na­pu­ra, był gło­wą dwóch ple­mion Kuru i Pan­du, któ­rych spór o po­sia­da­nie kró­le­stwa jest tu w róż­no­bar­wych i cu­dow­no­ści peł­nych ob­ra­zach skre­ślo­ny. Oj­ciec ro­dzi­ny Kuru, do­tknię­ty śle­po­tą, opu­ścił był tron, na któ­ry wstą­pił po nim brat jego Pan­du. Sy­no­wie kró­lew­scy, usi­łu­jąc póź­niej od­zy­skać tron oj­cow­ski, wy­stę­pu­ją zbroj­no prze­ciw sy­nom pa­nu­ją­ce­go (Pan­do­va). Wy­ni­kłe ztąd zda­rze­nia i losy tych pię­ciu bra­ci sta­no­wią treść po­ema­tu.

Naj­sław­niej­sze z epi­zo­dów, czy­li mniej­szych po­wie­ści, zdo­bią­cych epo­pe­ję Ma­ha­bha­ra­ta, są:

Bha­ga­vad-gtta, t… j… pieśń o tak na­zwa­nem bó­stwie Kri­sh­na, w któ­re się był wcie­lił Vi­sh­nu w swo­jem ósmem prze­obra­że­niu.

Tre­ścią tego epi­zo­du jest fi­lo­zo­ficz­na roz­mo­wa bo­ha­te­ra Ard­schu­nas z Bo­giem przed sto­cze­niem boju. Nig­dzie nie wy­stę­pu­je wy­dat­niej, jak w tym po­ema­cie, na­uka in­dyj­ska o ema­na­cyi i cie­le­snych wę­drów­kach du­szy. Uwa­gi god­nym jest wi­dok wo­jow­ni­ka, któ­ry na polu wal­ki wstrzy­mu­je wła­sną od­wa­gę me­ta­fi­zycz­nem ro­zu­mo­wa­niem, i zgłę­bia ów po­mysł przy­po­mi­na­ją­cy sław­ny mo­no­log Sha­ke­spe­ara: być albo nie być?

Kri­sh­na za­grze­wa go do czy­nu, prze­kła­da­jąc mu w du­chu fi­lo­zo­fii i wia­ry in­dyj­skiej, że śmierć nie jest wca­le śmier­cią, jak rów­nie byt nie jest by­tem.

Bha­ga­vad-gita u daw­nych In­dy­an w wiel­kiem była po­wa­ża­niu, i miesz­czo­no ją obok ksiąg Weda. Na­wet nowa fi­lo­zo­fia nie­miec­ka zna­la­zła w niej po­my­sły waż­ne i roz­prze­strze­nia­ją­ce znacz­nie jej wi­do­ki – cze­go do­wo­dem sam He­gel w pi­śmie po­świę­co­nern tej in­dyj­skiej po­ezyi; nie­mniej Wil­helm Hum­boldt, któ­ry wy­bor­ne nad nią czy­nił uwa­gi pod wzglę­dem fi­lo­zo­ficz­nych my­śli i ję­zy­ka.

Hi­sto­rya Nala i Da­may­an­ti (kró­cej Na­lo­daya) w 26 śpie­wach, ulu­bio­na daw­nym In­dy­anom po­wieść, od­zna­cza się wznio­sło­ścią i na­der sil­nym wy­ra­zem na­mięt­no­ści.

In­dy­anie po­sia­da­ją jesz­cze inne po­ema­ta w kształ­cie epo­pei, któ­re jed­nak­że dwom pierw­szym w pięk­no­ści nie do­rów­ny­wa­ją.

Nie­po­spo­li­tem bo­gac­twem li­te­ra­tu­ry in­dyj­skiej są księ­gi Menu czy­li Mami, któ­rych treść sta­no­wią ko­smo­go­nicz­ne i fi­lo­zo­ficz­ne my­śli, w ta­jem­ni­czem i na­der zwię­złem wy­sło­wie­niu. Wil­helm Jo­nes, (któ­ry pierw­szy te księ­gi dał po­znać uczo­nej Eu­ro­pie), po­rów­ny­wa je pod wzglę­dem po­wa­gi i uro­czy­sto­ści sty­lu z księ­ga­mi Moj­że­szo­we­mi u He­braj­czy­ków.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: